Strona 25 z 33
: 12 sty 2021, 5:23
autor: Szara Rzeczywistość
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Szacunek okazuję tym, którzy na niego zasługują, a nie tym, którzy go żądają.
Jaah nie znalazł szacunku do samego siebie, a wymagano od niego dawanie szacunku wobec innych? Yh, najgorsza jest tępota nieuświadomiona. Jej opinia nie była istotna, tak jak już wielokrotnie wspomniał, widział w samicy skałę, która zagrodziła mu nagle drogę, a on musiał ją obejść, co najwyżej ocierając się o nią.
Szary może i nie był zbyt miły, ale zwykle nie obrażał bezpośrednio rozmówcy, woląc zareagować kilkoma ironicznymi uwagami, z których wynikałoby coś zupełnie innego niż na prawdę myślą.
Kpił z jej zapachu, ale nie czerpał z niej przyjemności. Chciał po prostu wprowadzić ją w zakłopotanie i konsternację.
On nie wątpił w sens swoich działań. Samica za to miała jakieś dziwne zaburzenia kiedy raz pytała jak pisklę, a teraz nagle obudziła się jakby ze świadomością doroślejszego smoka.
Szary przyłożył nozdrza do lewej łapy.
–
O... Pachnę sobą. Nie potrzebuję udawać zielsko na uspokojenie.
ironizował patrząc na samicę i nie wyrażając znów żadnych uczuć więcej. To była rozmowa prawie ze skałą, chociaż jawnie krytykował jej działanie.
–
Ja? Nie przepadam za kręceniem tyłkiem. Nie poczuwam jakoś potrzeby dzielenia się z Tobą tą wiedzą.
I co? Czar prysł? A może wielce przewidzi jak to nie ma nikogo oprócz samego siebie? Otóż dla niego przyjaźń zaczynała się tam gdzie ktoś potrafił wytrzymać z nim dłużej, niż jedną pogawędkę. Krotko mówiąc cała Plaga była czymś w rodzaju przyjaciół, niekiedy zrodzonymi na siłę. Przyjaźń mogła mieć kilka etapów i warunki. Żeby faktycznie nazwać kogoś przyjacielem? Tylko 'samotność' spełniała wszystkie kryteria.
: 12 sty 2021, 22:36
autor: Diamentowe Serce
Mora nie potrafiła być taka jak on. To może jego cechy z którymi czuł się szczęśliwy i spełniony. W końcu tyle miał gęb z którymi mógł porozmawiać, że to prawdziwy cud, że udało się go spotkać samego, nie otoczonego przez tłum znajomych lub wyprzedziła tych co biegli mu na spotkanie. Och, biedaczek. Stracił nie tylko węch, ale i rozum. Odnosząc się do pierwszego, nos łowczyni był wrażliwy na każdy aromat, nawet ten, którego nie znała. A Szary sam pachniał jak dobry krwisty sos obficie przyprawiony każdym możliwym ziołem. Nie przeszkadzało jej to. Ale jemu już kilka kropel lawendy tak. I pachnący olejek, którym natłuściła pióra, były dla niego czymś w rodzaju punktu zaczepienia dając pole do drwin i wyssanych ze szpona teorii.
Trudno ją było wyprowadzić z równowagi. O ile to w ogóle możliwe. Może po prostu wszechwiedzący umysł Szarej Rzeczywistości myślał, że widział już wszystko. Wziął ją za jakąś puszczalską młódkę, co biegła żeby nie spóźnić się na przygodny... No, to było bardzo krzywdzące zaszufladkowanie przez Szarego, który postradał rozum, myśląc, że wie o czym mówi. Ale to już jego problem i jego światek w którym się zatracił.
Samiczka popatrzyła na niego, nie czując do niego urazy. Oczywiście. Wielki myśliciel nie potrafił odpowiedzieć na jedno proste pytanie. No chyba, że odpowiedź była oczywista i gdyby się do niej przyznał, wyszłoby, że ktoś ma rację. Ktoś, a nie on. Katastrofa.
Nagle popatrzyła na niego nieco łagodniej. Pisklęco – jak tak się podniecał tym porównaniem. Smoczyca wyglądała na trochę znudzoną tą rozmową. "Czar prysł". Smok był bezużyteczny z tą swoją arogancją. Był może ciekawym osobnikiem, oryginalnym, ale zbyt niedostępnym. Sypał błędnymi tezami umysłu, który zamknął go na świat, który miał przed oczyma. Można powiedzieć, że żałowała, że nie potrafiła stanąć na jego poziomie. Czy to wiedzy, czy głupoty. Albo dedukcji?
Wstała z siadu. Tyłek, który miała ofiarować jakiemuś samcowi do obróbki nie mógł już dłużej czekać – nieprawdaż Jaahu?
– Miło było cię poznać. Mimo wszystko. Oczywiście imienia mi nie zdradzisz? – zapytała retorycznie. Smoki z tego świata lubowały się w ukrywaniu swoich imion.
: 13 sty 2021, 16:25
autor: Szara Rzeczywistość
Nie miała być nim. Nie powinna nawet próbować stawać na jego poziomie, ale winna stanowić jakieś wyzwanie, jakiś opór! Gdzie tu chęć obrony samej siebie, własnego zdania? To było właśnie pisklęce, a nie tyle jej słowa same w sobie.
Szary uwielbiał uprzedmiotowiać inne smoki, nie kontemplując własnej obiektywnej natury. Kto chciałby przyznać, że jest przygnębionym, z bardzo niemiłą przeszłością, nieprzystosowanym społecznie uczuciowym kaleką, cierpiącym na chroniczne ataki wspomnień z przeszłości?
Poprzez swoją brutalność oraz oczywistą obojętność wobec przemyśleń innych, Jaah staje się podatny na osądy, pozbawiając się ochrony przed konwencjonalnym umiarkowaniem wynikającym z szacunku wobec drugiej istoty. Z drugiej strony, zaznajomionych traktuje tak samo, jak oni jego...
W efekcie tego wszystkiego jego relacje ze smokami nie mają ukrytych żadnych niższych motywów. Zaangażowani w ten związek połączeni są tylko i wyłącznie z powodu samego związku i niczego innego- związku czystego, nagiego i szczerego. Kiedy odrzuci się stadne kurtuazje, uprzejmości i dobre obyczaje, pozostaje czysta i prawdziwa retoryka. Jaah nie chce żeby ktoś kontrolował rozmowę, sam też odpuszcza kiedy rozmówca mu ją zabiera... Tak, on rezygnuje z kontroli i pozbawia jej innych w celu stworzenia warunków do intensywnych i bardzo osobliwych relacji...
Tu nie problem stanowił jej zapach, a jej rozumowanie, oparte przede wszystkim na ciągłym unikaniu ataku i nagłym zwróceniu się ku wycofującej się obronie.
Czy teraz myśliciel okazał się bardziej myślący? Czy może był to bełkot głupca? To nieistotne skoro rozmówczyni wyciągała swoje własne wnioski. Już kiedyś wspominał, że tak już jest... jak komuś źle w życiu, to humor sobie poprawia kosztem innych i błotem ich obrzuca. Ale to błoto koniec końców najbardziej się do rzucającego przyklei.
Odchodziła, więc było już po rozmowie.
Był sens zatajać imię? Przecież i tak prawdopodobnie będzie go unikała do końca swoich, albo jego dni. Powinien się tym przejąć?
– Jestem "Szara Rzeczywistość".
Celowo nie podał swojego prawdziwego, jedynego imienia tylko to z modły wolnych stad. Finalnie i tak powinna się cieszyć, że usłyszała prawdziwe imię, mógł ją zawsze okłamać, że jest Hebogiem. Dziś jednak psucie opinii drugiego uzdrowiciela było mu nie po drodze.
Sam nie wstał. Po prostu sobie wyciągnął kolejne zielsko, które wrzucił do miseczki i zalał wodą, aby chwilę później je zagrzać. Znów mięta? Może i tak, nie miało to znaczenia.
: 13 sty 2021, 22:27
autor: Diamentowe Serce
– Szara Rzeczywistość? – zdziwiła się. A właściwie czemu miałaby się dziwić? W zasadzie to imię pasowało do niego jak ulał.
Jej ogon sunął po ziemi zgarniając śnieg. Zrobiło się trochę cicho. Samiec zaczął przygotowywać kolejny napar i zdawał się już nie zwracać na nią uwagi. Więc... odwróciła się od niego i ruszyła w kierunku lasu. Nim jednak zdążyła zrobić trzeci krok, nieznacznie oddalając się od Uzdrowiciela. Trochę zwolniła, a potem stanęła w miejscu. Przednią łapą zgarnęła trochę śniegu. Przysiadła i ulepiła kulkę. Obróciła głowę zerkając za siebie. Kącik jej warg uniósł się o kilka milimetrów w górę. Nagle obróciła się i rzuciła w niego śnieżką celując prosto w jego głowę. Była zręczna i bardzo szybka – jak na łowcę wypada. Kulka śmignęła w powietrzu i leciała prosto na jego nos. Jeśli był dostatecznie zaskoczony i nie zareagował zawczasu, to śnieżka rozprysła się mu pomiędzy oczami.
Trafiła, czy nie. Zaczęła lepić kolejną śnieżkę. Nie uśmiechała się. Zwyczajnie szykowała się do kolejnego rzutu mierząc go wyzywającym spojrzeniem.
I co ty na to, Szaraku? Parsknęła śmiechem w myślach.
– Nie zapytasz o moje imię? – zapytała z pretensją w głosie.
: 14 sty 2021, 17:07
autor: Szara Rzeczywistość
Serio powtórzyła jego imię? Po co? Żeby zapamiętać? Każdy znał szarą rzeczywistość dnia.
Podstawa rzeczywistości jest przecież szara, bo nie można w niej serwować zaspokajających pragnienia fałszywych wizji, trzeba trzymać się tego, co jest możliwe: tak mówi prawo konieczności. Bo konieczność jest fundamentem rzeczywistości. Cokolwiek istnieje, istnieje, bo musi! Bo nie może być inaczej. Nie jest tym, czym jest, bo ktoś sobie tak zażyczył, ale dlatego, że musi być tym i właśnie tym, do najdrobniejszego szczegółu.
Zaczęła odchodzić... wreszcie.
Uzdrowiciel oczywiście nie przejmował się już nią, po prostu zajął się swoim naczyniem i wodą, wszystko było chwilę później gotowe do picia... Gdzieś podświadomie wiedział i słyszał, że przecież samica nie idzie dalej tylko stoi, ale umysł był już odcięty od tamtego spotkania. Śnieżka nadleciała nie tylko nagle, ale Jaah też nie spodziewał się, że znów nastąpi ta zamiana w pisklę z zachowania... może wtedy by jego pysk nie oberwał? A tak...
Śnieżka trafiła w pysk, przez co natychmiast zamknął ślepia i o mało nie wylał wszystkiego z miski z której zamierzał się napić... Otworzył ślepia i jeśli na prawdę chciała zobaczyć go złego to mogła sobie pogratulować- wyraz jego pyska wyrażał zdecydowany gniew, który opadł wraz z łapą, którą przetarł sobie pysk z resztek śniegu. Już więcej się nie da zaskoczyć.
– Twoje imię jest ścieżką co nigdzie nie prowadzi.
Nie skomentował śnieżki, nie pozwolił też sobie na dłuższą wypowiedź w gniewie, który trzeba było mimo wszystko trzymać na wodzy. Niemniej przygotował już sobie wyobrażenie bariery, która stopi kolejną śnieżkę... Tak na wszelki wypadek.
: 14 sty 2021, 20:22
autor: Diamentowe Serce
Prawdę mówiąc, nie sądziła, że go trafi. Kiedy więc obserwowała lot kulki była zachwycona długim jej lotem, który kpiąc sobie z jej pecha, przyprawił ją o dreszcze, gdy nie wierząc w to co widzi, sapnęła w myślach: O bogowie...
Położyła uszy po sobie, kiedy śnieżka rozprysła się na jego twardym czole. Odruchowo nawet się zgarbiła. Widząc nieszczęście jakie go spotkało, mogłaby przysiąc, że wie jakie to uczucie. I podzielić z nim tą zimną, nieszczęsną ranę. Jego groźne spojrzenie nie zrobiło na niej wrażenia. Zrobiłoby, gdyby była bliżej niego, a tak teraz była od niego oddalona o dobry rzut... śnieżką.
Strach pomyśleć, jakby się wściekł, gdyby przez jej pisklęce zapędy rozlał przez przypadek zwój naparek.
Samiczka uśmiechnęła się pod nosem patrząc, jak strzepuje śnieg z czoła. Kilka białych plamek przypominających ptasie odchody, zostało jeszcze w zagajniku kolców i ostrych łusek odstających od czoła.
Śnieżka powstająca w jej łapie czekała na lot przeznaczenia, ale smoczyca nie mogła go dalej denerwować. Wolała nie wywołać między-stadnej wojny na śnieżki. Zostawiła śnieżny pocisk i wstała na łapy. Nie żegnając się ruszyła w swoją stronę.
/zt
: 14 sty 2021, 20:58
autor: Szara Rzeczywistość
Samiec nie miał już nic więcej do roboty, po prostu otrzepał się z resztek śniegu i tylko podejrzliwie spoglądał w dół wzgórza. Nikt jednak więcej go nie niepokoił, więc na spokojnie dopił resztę zielska, a potem schował miskę.
Posiedział w błogim bezruchu jeszcze przez pewien czas i w końcu nadszedł czas na odejście.
Wszystko przeminęło, a o spotkaniu będzie jeszcze pamiętał przez chwilę.
Tylko przez chwilę, bo finalnie samiec nigdy nie przywiązywał się do takich spotkań, nie rozpamiętywał ich i nigdy nawet nie próbował nawiązywać ponownych kontaktów... bo i po co? Jego życie było związane z Plagą i to im był potrzebny. Reszta to jedna szufladka w jego umyśle z której wyskoczyć mógł tylko potencjalny 'pacjent', albo ktoś obdarzony umiejętnością dyskutowania i dedukcji.
Skończyło się na tym, że miał tą swoją rację, że próby rozmowy z dziecinną samicą były bezowocne.
: 09 lut 2021, 19:56
autor: Dymomówczyni
Może to te niedawne odwiedziny Sztorm, może to wina Aedala... Ale w końcu znów wróciła do swoich wędrówek! Nie miała pojęcia czy to wina tej zimowej pogody, ale przez kilka księżycy niemal całkowicie przestała tak ciągle gdzieś łazić.
A dziś, mimo beznadziejnej pogody, znów to zrobiła. Ba! Nie bardzo patrząc dokąd prowadzą ją łapy, w końcu trafiła na... Tereny Wspólne. Zatrzymała się dopiero na wzgórzu, rozglądając wokół. Dotąd dużą część swojej uwagi skupiała na podtrzymywaniu tworu ocieplającego. Przy okazji roztopiła całkiem sporo śniegu, przez który brnęła... Ciekawe jak szybko znów zamarznie? Później znów napada i pewnie nieświadomie zastawiła jakąś pułapkę na niewinne smoki...!
Tymczasem twór ocieplający się rozwiał. Ognista wyciągnęła łeb w stronę pochmurnego dziś nieba. Wciągnęła głęboko powietrze i...
Nie, wciąż nienawidziła tej pory roku! Nawet zapamiętała ją jako trochę... Cieplejszą. Tym razem była raczej pusta i chłodna. Beznadziejnie chłodna.
No, to teraz czas wraca...
Czy ją ślepia nie mylą...?!
Gdzieś na pograniczu dopiero co wydeptanego szlaku dostrzegła melisę. Niewielki okaz. Ba! Strasznie marny raczej... Uzdrowicielom przecież nie będzie przynosić tak beznadziejnego łupu, ale sama może wykorzysta te kilka listków! Z tą myślą zbliżyła łeb bliżej niewielkiej rośliny, krytycznie ją oceniając. Czy aby na pewno nie przeceniała zdolności tego marnego chwastu?
Zapewne...
: 11 lut 2021, 16:52
autor: Echo Zbłąkanych
Mlody męczył mamunę, żeby znów gdzieś pójść na przechadzkę, ale taką noo, dłuższą, bo po co łazić ciągle wokół własnej groty? Lenistwo opuściło go na chwilę, i miał zamiar porozglądać się i porównać, jaką faune można spotkać przy takich wypadach w tej nieprzychylnej porze roku, w porównaniu do czasu, kiedy jest ciepło, no i na bagnie jest fajniej.. Lenistwo przeszło na mamunę, nie chciała się obudzić, więc w użycie weszła zaspa śniegu, i wstała szybko, plując śniegiem i sycząc.. Po czym zaczęła się śmiać. Budzili się tak wzajemnie, i konkurowali o to, kto, komu wyleje na łeb więcej wody czy walnie większą zaspę śniegu na łeb. Echo ugiął się ku prośbie kompanki, żeby ta leciała mu na grzbiecie jakiś czas, bo nie chce się jej "odmrażać stóp w tym paskudnym śniegu". Więc tak zrobił, wsiadła mu na plecy, a ten, dość ciężko wystartował, bo. mamuna, mimo, że drobna i malutka, to stanowiła pewien dodatkowy ciężar.. Lecieli tak kawałek, ciesząc się widokami.. Jednak Świetlik postanowił po pewnym czasie wylądować, bo.. żarcie dla żab, tak, trzeba szukać.. No i ekspedycja! Mglejarka nie pocieszona, zsiadła z towarzysza, który wylądował, zgrabnie o dziwo na jakieś małej polance. Echo wytworzył siebie i kompanki bańkę z cieplejszym powietrzem, aby było im bardziej komfortowo.. Też nie przepadał za tą porą roku. Zaczęli więc wędrówkę, ale na nic nie trafili, jedynie dookoła były mnogie tropy zwierząt.. Kuny, łasice, nawet Mglejarka znalazła trop kokatrysa! Jednak nie byli tu polować, tylko się poszwędać, a oboje też nie lubili tropić, pozostawiając to łowcą.. Rozpoaznawanie śladów jednak szło im całkiem sprawnie, dzięki szkole Cynamon.. Szkoda, że ostatie wydarzenia ich tak poruszyły, mamuna nawet już nie chciała wypruć jej flaków, a czuła do niej sympatię? Ale tego niebieskiego dalej nie znosiła, i podobało się jej to, że na nauce skąpała się w jego krwi, o! Zaczęli iść w pod górę.. Hmm, idealny punkt widokowy, aby ustalić dalszy cel podróży. Mamuna dostała jakiegoś nadmiaru energii, i buszowała zawzięcie w poszukiwaniu robali dla żab, Echo za to dostał lenia, szedł tylko przed siebie, dalej w bańce ciepłego powietrza. Doszli w końcu na szczyt małego wzgórza.. I nagle zobaczyli nieznajomą smoczycę. Mamuna syknęła cicho, pokazując kły, jednak pozostała przy swoim kompanie.. Nigdy by nie napadła nikogo bez powodu, chyba, że ktoś by tknął jej ukochanego. Echo zmarszczył czoło, zatrzymując się. Nie liczył, że natrafi tutaj na kogoś.. Miła niespodzianka. Rozpromieniał po chwili
-Witaj, co tu Cię sprowadza? – zawołał i pomachał nieznajomej samicy.. Nie mógł dobrze złapać jej zapachu nozdrzami, ale chyba nie była ze stada plagi..uff
Mglejarka w dalszym ciągu próbowała być bardzo groźna.. tak dla zasady.
: 21 lut 2021, 20:16
autor: Dymomówczyni
Chyba za bardzo pochłonęła ją ta melisa...! Ech, i co ona tam mówiła te wiele księżycy temu, Opuncji? Może i nic by się nie stało, ale rzeczywiście trochę zbyt łatwo było ją podejść...
Ale z drugiej strony poza tą mamuną, nic nie wskazywało na to, aby przybysze mieli wrogie zamiary.
– To norma czy to ja tak źle wyglądam? – mruknęła na samym wstępie, jeszcze nie odpowiadając na pytanie samca. Widać jednak było, że sama nie nastawiała się negatywnie. Ba! Wyszczerzyła nawet kły, dając znak, że najwyraźniej żartowała... Gorzej, że jej krzywa mimika pyska z reguł zakładała uśmiech, który przypadkiem odsłaniał kły. Może mamuna nie uzna tego za wrogą oznakę...?
Choć tak swoją drogą to rzeczywiście wyglądała dość beznadziejnie. Zwykle szczupła, ostatnio nieco wychudła. Może nie była to wyraźna różnica, ale dla smoka ją znającego i nie widzącego od dawna, ta sylwetka mogła zaczynać się wydawać trochę... Koścista. Nie wspominając jeszcze o tej chorobie! Czarny kaszel. Niby wpadła już z tą sprawą do Uzdrowicielki i trochę się poprawiło... Ale gorączka i kasłanie wciąż ją czasem męczyły.
A może to kolejne majaki w gorączce...?
– Łapy chodzą bez celu... – gdy umysł błądzi...! – Bo zioła są tu raczej marne – dokończyła, zrywając niezbyt wielką gałązkę przyschniętej melisy i w końcu spojrzała na... Ziemistego! Dawno nie stykała się z tym stadem...
Swoją drogą, to dopiero teraz zauważyła, że przestała skupiać się na tworze ocieplającym i zimowy wiatr znów miał do niej dostęp. A później się zastanawiała dlaczego każde spotkanie z bratem zaczyna się od "powinnaś zacząć o siebie dbać"...!
– A wy macie jakiś sensowniejszy cel...? – sama spytała, próbując podtrzymać rozmowę.
: 21 lut 2021, 21:31
autor: Echo Zbłąkanych
A kurna, już wtopa na wejściu! Nie przedstawił się, i chyba wprowadził nieznajomą w jakąś formę zakłopotania. Przecież maniery przede wszystkim.. Spojrzał z ukosa na mamunę, strofując ją, aby nie była nieuprzejma. Spojrzał jeszcze raz na samice.. Czy rzeczywiście aż tak zle wyglądała? Nieco chuda, ale nie przesadzajmy.. To pewnie przez Mglejarkę się tak poczuła. Mamuna przestała być bardzo groźna, patrzyła tylko uważnie na nieznajomą, czy nie zechciałaby zaatakować ich nagle, bez powodu. Wpierw coś powiedziała.. później, ee, jakieś inne słowa. Jednak na koniec coś konkretniejszego. Lekko skołowany tymi nie powiązanymi ze sobą słowami, czekał aż smoczyca skończy mówić, nie przerywając. Dobra, jeszcze raz..
-Witaj, jestem Echo Zbłąkanych, czarodziej. Do usług. – powiedział, i się lekko ukłonił. Cóż, za pierwszym razem nie pomyślał, teraz pora ten tego, nieco zrobić lepsze eee, drugie wrażenie?
-Więc szukasz tutaj ziół? Sam próbowałem znaleźć jakieś niedawno, natknąłem się jedynie na kilka sztuk dziurawca, chciałem pomóc uzdrowicielą w uzupełnieniu zapasów. Teraz.. wybrałem się, aby zobaczyć, jakie gatunki występują o tej porze roku w terenie.. Na razie nie natknąłem się na nic wartego uwagi, ot, kilka nudnych tropów.. Szukam tez pokarmu dla podopiecznych, które trzymam w grocie.. i zastanawiam się także, nad możliwością zastosowania ich śluzu.. – zaczął gadać o celu wyprawy, jednak po chwili się nieco wstrzymał.. Może rozmówczyni nie ma ochoty słuchać o jego obsesji na temat natury? Hmm. Chwile milczał, nie wiedząc, co powiedzieć.
-Czy dostąpię zaszczytu poznania Twojego imienia, złotołuska Pani? – powiedział po chwili. Jego ton był szczery i uprzejmy. Może taki lekko komplement rozwieje jej uprzednie wątpliwości co do swego wyglądu!
: 21 lut 2021, 22:19
autor: Dymomówczyni
Czy Ziemisty wywarł na niej złe wrażenie? Być może tak to wyglądało... Ale nie! Nie za bardzo jeszcze nawet mogła go ocenić. Myśli bardziej biegły ku... No właśnie, kolejny kontakt ze smokiem i wszystko znów skupiało się na tym samym: po co mówić tak, by innym wydawało się to zrozumiałe? Słowa są takie ciężkie...!
A ta w pewien sposób upośledzona mimika nie pomagała...
Imiona. Sama nie raz już zapomniała o tej uprzejmości. Nawet na arenie, gdy miała stoczyć walkę z kolejnym smokiem... Ale tym razem warto było usłyszeć to miano! Zastrzygła z ciekawością uszami, natychmiast wchodząc wewnętrznym monologiem na tor pytań i zapominając o tym, by samej dopełnić uprzejmości. Bo część smoków z pewnością nie przejmowała się znaczeniem imienia... Ale były i takie, jak jej Matka, które z rozwagą dobierały je nie tylko ze względu na brzmienie.
Zbłąkani...
I paradoksalnie też Czarodziej...!
Jednak wracając całkowicie do realnego Świata poza wymiarem Trelowej abstrakcji;
– Podopiecznych...? – skwitowała jednym pytaniem cały monolog Echa. W tym jednym pytaniu jednak, poza nutką zdziwienia, pobrzmiewała też wyraźna ciekawość. Istotnie, to spotkanie powoli stacza się na naprawdę interesującą drogę...! Nawet jeśli ten monolog zdawał się być złożony z pierwszych myśli, które tylko wpadły mu do głowy...
I wtedy Świat przypomniał, że nie tylko ona jedyna ma swoje pytania. Inne smoki też są ciekawe... Zwłaszcza, gdy spotykały kogoś nieznajomego i chciały dopełnić pewnych uprzejmości.
– Dymomówczyni, srebrnooki panie. Czarodziejka Ogni – odparła z niewyraźnym rozbawieniem w głosie. Zaskakujące jak wiele smoków zwracało uwagę na te łuski... A to tylko złoty kolor. Nic więcej.
: 06 mar 2021, 13:20
autor: Echo Zbłąkanych
Oho, proszę. Mamy do czynienia z bardzo mocno, wręcz powalająco lakoniczną osobą. Nie pierwszy raz.. Przypomniał sobie nocną rozmowę z Ćmią Łuską, obecnie Wątpliwością Ważek.. To była dla niego droga przez mękę.. W ogóle, widział wielokrotnie że jego brat i ona czują coś do siebie.. Może i był gamoniem, ale zauważał pewne zachowania. Biedny Mango, taki otwarty, gadatliwy.. jak on się z nią dogada? W sumie nie jego rzecz.. Oczywiście łatwo nie zrezygnuje z próby komunikacji z czarodziejką stada ognia.. Chyba, że się zirytuje, co ostatnio mu się często zdarza.. To się pójdzie dalej, i tyle.
Mamuna patrzyła podejrzliwie na ognistą.. Coś z nią było nie tak.. tak jakby umysłem uciekała gdzie indziej.. W sumie to jej nie obchodziło, póki nie stanowiła zagrożenia dla jej kompana, to mogła być nawet totalnie świrnięta.. Cóż, Echo dopiero co wyszedł ze skrajnego szaleństwa, przynajmniej w swoim mniemaniu.. A tam, niech on z nią gada. Mamuna miała jeszcze mniejszą cierpliwość od Echa, jeżeli chodzi o takie rzeczy, więc wolała siedzieć cicho na tą chwilę, i się przyglądać..
O proszę, coś się wydobyło z pyska złotołuskiej! Aż po tak długiej ciszy zabrzmiało to nienaturalnie. Zaśmiał się w głowie z tego, nie okazując tego zupełnie na zewnątrz.
-Tak, podopieczni.. w jakiś sensie. Zajmuje się obecnie badaniem płazów, dokładnie Żab. Trzymam je w grocie. Zastanawiam się nad użyciem ich śluzu, który, niekiedy bywa nieco trujący.. jakieś antidota czy coś.. – powiedział do czarodziejki, sam teraz odlatując myślami nie wiadomo gdzie.
Mamuna prawie parsknęła śmiechem. Badanie płazów, hehe, nie tylko takie ŻABY chciałby "zbadać". Chciała, żeby ta myśl mocno pojawiła się w jego umyśle. No co? można się nieco podroczyć!
Echo spojrzał tylko na nią z wyrzutem. Olał na razie, ale na pewno trzeba będzie jakoś się odgryźć w przyszłości.
-Dymomówczyni.. bardzo ładne imię, no i miło spotkać kogoś, kto też jest czarodziejem! I ze stada ognia.. dotąd spotkałem tylko jednego smoka z Waszego stada. – odpowiedział na słowa rozmówczyni. Pamiętał spotkanie z Wężową.. było na pewni ciekawe, i rozwinęło się sposób dość niespodziewany, by zakończyć się bardzo niezręcznie.
: 13 cze 2021, 10:40
autor: Maros
// sorki, że w trakcie fabu ale długo nie była tknięta przez długi czas więc wbijam
Cieplejsze dni skutecznie wyciągnęły ją z groty, w której to spędzała większość swojego czasu. Oczywiście tego wolnego, którego przez ciągłe walki oraz resztę obowiązków wcale nie było tak wiele. Głównie drogą powietrzną, jak i również o własnych łapach znalazła się właśnie na tym wzgórzu. Na około żywej duszy, cisza i tylko szum wiatru. Idealnie. Ułożyła się wygodnie na ziemi niemal na samym szczycie wzniesienia, łeb spoczął na łapach, zaś ślepia powoli przymknęły się. Nie oznaczało to jednak, że nie zachowała wystarczającej ostrożności. Puchate uszy reagowały na każdy hałas, tylko po to by nie dać się komuś lub czemuś zaskoczyć.
Pomimo futra, pokrywającego część jej ciała znacznie bardziej lubiła wygrzewanie się w słońcu, niżeli chłodniejsze klimaty. Miała to być chwila relaksu, której jej się przecież należała.
: 17 cze 2021, 21:42
autor: Tęgi Kolec
Młodzieniec niekoniecznie czuł fenomen tak zwanej "socjalizacji"; tam, gdzie ustała jego łapa na miękkim, tam szedł dalej i poszczególne zapachy, pyski czy też głosy, co do niego dobiegały, były jakoby kontynuacją szmeru, który przeto towarzyszy każdemu ze spacerów. Szczególnie w ciężkie dni jak ten, gdzie naprzemiennie pszczoły wraz z muchami bzyczały wśród głogów czy też z lekka oklapniętych chabrów. Zerknąwszy na nie, miało się wrażenie obserwowania żywego obrazu, który zamarł w środku tętniącego, letniego ruchu i został starannie nakreślony na zakurzonym już płótnie.
Nagle jak niedopasowana przyprawa, jakaś woń zmąciła myśl młodzieńca. Zerwał się z amoku na miarę istoty głęboko zadumanej i przeszklony wzrok jak brzytwa skierował się w nową parę oczu, ot, nie zauważoną wcześniej. Wystarczyła chwila by dojrzeć ostrość ostrza mieniącego się w jednym z wielu snopów światła; ta drapieżność w jednym rzuconym na powitanie spojrzeniu zdradzała postać iście zażyłą w jakiejś oddalonej już o milę myśli.
Nie minęło długo, aż przypomniał sobie to, że w ogóle na kogoś patrzy.
W estymie smoka, co nie szuka zwady z drugim, Brigim spuścił oko z samicy rzecz jasna dwakroć większej od niego i na tyle szerszej w barach, że adept poczuł się stłamszony niczym kiełkujący kwiatek w cieniu olbrzymiego dębu. Jednak nie zatrzymało go to w uprzejmym skinieniu głową, jakie to natychmiast posłał bez zwłoki, ani nie powstrzymało od wstydliwego zerknięcia w jakiś ponury kąt ścieżki.
: 27 cze 2021, 23:41
autor: Maros
Spod na pół przymkniętych powiek niewiele było widać, ot niewielki fragment dopiero co pokrywającej się zielenią ziemi, a między nią rozsypane nieco większe roślinki. Te jednak nie interesowały jej, nawet w najmniejszym stopniu. Podobnie co czerwono łuski, tak i ona błądziła myślami gdzieś dalej, niż znajdowało się samo ciało. Pozostawała jednak dobrze wpojona przez doświadczenie czujność, puchate uszy drgnęły, gdy tylko ziemisty znalazł się wystarczająco blisko, by mogła go dosłyszeć. Spodziewała się jakiegoś odzewu ze strony przybyłego, niestety poza uczuciem spojrzenia na niej wiszącego, zastała jedynie ciszę.
~ Co tak się skradasz?~ rozbrzmiało w jego łbie, nad wyraz spokojnym, zakrawającym o nieco rozmarzony ton.
: 01 lip 2021, 22:12
autor: Tęgi Kolec
Wtem łeb drastycznie obejrzał się w stronę samicy. Zestresowany, szeroki uśmiech rozmalował się na jego pysku. Oczy jak u skarconego jamnika, przerażonego pisklęcia uniosły się i, choć nadal posiadały tę samczą zgryzotę, wlepiły się panicznie w lico nieznajomej.
Łudził się. Cholera, łudził się, że go zostawi, nie odezwie się do niego – zwykłego przechodnia – i w rozmarzeniu wręcz utonie przed nim. Teraz wystarczyło marzyć o jednym z dwóch: albo jego trema będzie nieuzasadniona, albo zaraz mu powie, że ach, jednak nie chce. Bowiem czuł się zagrożony, jakoby palcem groził mu król, a nuż bóg sam w sobie, jak nagle postać spoza jego zasięgu pochyliła się i wyciągnęła szpon. Jednakże on stał z podkulonym ogonem, uśmiechając się jak głupi do sera, niekoniecznie wiedząc gdzie ponownie położyć oczy i co powiedzieć, albowiem coś go dusiło. Tłamsiło w gardle, zatkało, aż wreszcie zaczęło palić i nie wiedząc skąd, dym buchnął mu z nozdrzy i zasłonił zawstydzoną twarz.
Pochylił się, dukając niezdarnie kilka słów. Chodziło mu chyba o powitanie lub przedstawienie się wśród chaotycznych samogłosek – próby spełzły na niczym. Dlatego też spojrzał na nią wręcz błagalnie nim przerwał jąkanie się. Tedy próbował sięgnąć po kłamstwa, lecz te były przezroczystym krokiem do prawdy... jaką, nie patrząc w oczy, wypowiedział jak pierwszak zmuszony do podania ręki:
"Bo jesteś ładna i jest mi wstyd, że mogłabyś mnie zgnieść jak robaka."
: 07 lip 2021, 13:07
autor: Maros
Kapryśny, co rusz zmieniający kierunki wiatr jedynie na moment zaniósł do jej nozdrzy zapach samca. Ziemia. Tak więc, nie było się czym martwić, a i specjalnie wzmożona czujność nie była tu specjalnie potrzebna, nawet jeśli wszelkie instynkty darły się we łbie o jej zachowanie. Był sojusznikiem, nie zaatakuje. Chociaż, czy nie powinna jednak brać tego pod uwagę?
Ostatecznie rozsądek wygrał wewnętrzną walkę. Włochaty łeb uniósł się i w końcu mogła przyjrzeć się przybyszowi. Kojarzyła go, przelotnie spotkali się na wspólnych, nawet nawiązali krótką rozmowę, ta jednak zakończyła się równie szybko, co rozpoczęła i obaj ruszyli w swoim kierunku. Widząc zachowanie ziemistego, sama nie do końca wiedziała jak ma się zachować, by ten nie uciekł w popłochu, niczym przerażone pisklę.
~O to bym się nie martwiła, musiał byś się naprawdę postarać, by sprowokować atak.~ leniwie podniosła się z ziemi, przy okazji nieco rozciągając zastałe podczas wylegiwanie mięśnie.~Zawsze jednak można się przekonać, kto komu dałby radę.~ czy była to propozycja sparingu? Chyba tak.
: 07 lip 2021, 20:25
autor: Tęgi Kolec
Wytykać absurdy i błędy w jego nagłym rozumowaniu można w nieskończoność, toteż narrator skupi się na jednym – nieścisłości. Bo tak, jak przed chwilą czuł się przyciśnięty do ściany, tak teraz miał wrażenie wyniesionego na piedestał, uszanowanego i przede wszystkim: postawionego na równi. Jednak czemu, poza sugestią sparingu, dlaczego w ten sposób, tak raptownie i ordynarnie się uśmiechnął spośród nadal widocznego wstydu oraz kapki zażenowania.
Nie było innej odpowiedzi: najwyraźniej wziął to za komplement. Wystarczyło tylko, że miała ochotę go zaczepić, następnie spędzić czas, a teraz pobić – Brigim podniósł się na duchu, bowiem czuł się godzien uwagi. Wręcz zapomniał, że może to przez bliznę albo przeszłość odzianą w ciemne szaty tajemnicy; był przekonany, że to przez zachowanie, tonację oraz lekkie obycie. Te fragmenty jego nie wątłej struktury bez wątpienia stały się filarami ego, eksplozją, która ciągnęła za sobą istnie pisklęcą odwagę. Co jak co, jeśli trudno o sprowokowanie u niej ataku, a ta sama sugeruje rzekomy – cholera!
Nie zauważył kiedy podniósł na nią wzrok, teraz rozweselony i iskrzący jak dwa płomienie. Nawet nie spostrzegł się wyprostowania grzbietu ani wypięcia piersi.
"Chętnie, ino mnie... ten, nie przeceniaj" rzucił pogodnie, choć ciągle z domieszką zmieszania.
: 07 lip 2021, 22:07
autor: Maros
Mimo zmniejszenia dystansu jaki dotąd ich dzielił, nie podeszła zbyt blisko. Jedynie na tyle, by rozmowa stała się bardziej swobodna, wraz z poczuciem komfortu dla nich obu. Na jego słowa zmierzyła go wzrokiem, ślepiec zauważył by, że siłowcem to on nie jest, bardziej podpadał by pod tych polegających na zręczności. Przeciwnik którego trudno trafić, potrafili pożreć jeszcze więcej energii, niżeli walka z równym sobie w siłę. Doskonale pamiętała walki z Pogodna, gdy smoczyca przymykała w koło niej i atakowała równie szybko, co uciekała.
~Trochę wiary w siebie.~ uśmiechnęła się nieco zaczepnie, jak zawsze gdy szykowała się jakaś potyczka. Nawet jeśli miało to być jedynie lekkie rozruszanie się. ~Ty pierwszy.~ wraz z przesłaniem tej wiadomości, ugięła nieco łapy w stawach oraz nieco je rozstawiła. Ogon poruszył się energicznie tuż nad ziemią, a skrzydła otuliły jej boki. Czekała.
: 08 lip 2021, 11:20
autor: Tęgi Kolec
Niestety, wyżyny pewności siebie znów się wykoleiły i ta rzekoma domieszka zmieszania stała się raptem lawiną wątpliwości. Patrzył tępo z uśmiechem, jaki to nikł jakoby księżyc za drzewem i sylwetka Wodnej zdawała się zmazywać ten łuk.
Jego wzrok zaś nieobecny. Wspomnienie, co objawiło mu się oddechem tuż obok Rozkwitu Ziemi tętniło w jego żyłach, w sercu, jakie błagalnie skakało do suchego gardła. Wpół wypalona twarz migała mu jak gdyby maska wojowniczki, białawe włosie zamieniało się w złoto i szczecina w letni chruśniak; walcząca przemieniła się w poległą, w Barakę, jeśli jej imię tak w jego ustach brzmiało i cholera! Cholera, zachłysnął się śliną.
"Hwila!" burknął, zgiąwszy się wpół. Prawa łapa na miarę flagi uniosła się panicznie, przerywając odważną pozę na tyle, ile jej jeszcze zostało.
Gestem prosił o czas i cierpliwość. Ogień w ślepiach albo stał się ledwo widoczny, albo zbyt gorączkowy do wyłapania; zresztą, nie miało to znaczenia w narastających rytmicznych uderzeniach. Tak, gdyż ta flaga świsnęła i bokiem pięści łupała o beżową skorupę piersi. Ruch był wystarczająco logiczny by stwierdzić – Brigim nie był w malignie. Nie oszalał, nie zdziczał, po prostu się bał z powodów wojowniczce nieznanych. Nie łkał, nie krzyczał niczym mały wyrostek, bał się tak, jak boją się samce dostojni: niemo. Nie umiał się chować pod alibi zachłyśnięcia. Może nawet nie próbował.
Miał silne wypieki, oddech przyśpieszony i urywany, a puls mu bił jak przed obliczem śmierci. Myślał bowiem kim był w zwierciadle przeszłości i jak bardzo załamany był faktem, że nie wiedział: czy też morderca, czy też opiekun. Słowa nosiły się same:
"Ja panienki nie zranię... obiecaj mi tylko, że obronisz się przed każdym z moich-"
Kaszlnął chrapliwie. Nie chciał brzmieć jak prostak, więc obojętnie (na tyle obojętnie, na ile pozwoliły stargane nerwy) uniósł łepetynę. Zlustrował ją wzrokiem ciepłym, energicznym, lecz ostrym. Jak gdyby te nieposkładane słowa miały wagę większą od boskich spraw. Nieważne, co sobie wmawiał: w tym wzroku czaił się siewca śmierci. Ten wzrok, na pozór życzliwy, jawnie groził i trwogą mógł przejąć niejednego bezbożnika. Szczególnie Tęgiego Kolca, postawiwszy przed lustrem.