Strona 25 z 45

: 26 wrz 2017, 16:46
autor: Gonitwa Myśli

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Wszystko przebiegało na razie gładko. Sunęła stosunkowo gładko po ziemi, bez większego hałasu. W pewnym momencie młoda mogła dostrzec idącą niedźwiedzicę. Krok miała nieśpieszny, a bursztynowe ślepia leniwie badały otoczenie. Nos drgał raz po raz, a okrągłe uszy obracały się w kierunku głośniejszych szmerów.
Mimo to, zwierze nie było wybitnie ostrożne. Raczej bierne w swojej uwadze, nie zwróciłaby uwagi na nic, co wyraźnie nie odznaczałoby się na tle różnych innych bodźców.

: 26 wrz 2017, 17:50
autor: Podżegająca Łuska
___Gdy dwukolorowe ślepka wyłapały jasne, piękne futro niedźwiedzicy wśród roślinności, ta instynktownie się zatrzymała, by dokładniej przyjrzeć się... Hmm, ofiarą raczej Rei nie można było nazwać. Raczej celem skradania. A więc Liivrah obserwowała ją. Musiała ją zajść od tyłu, by pozostać niezauważoną. I żeby mama była z niej dumna, to było bardzo ważne.
___Dalej szła więc w kierunku kompanki Gonitwy. Ostrożnie, na ugiętych łapach, ze skrzydłami położonymi blisko podłoża. Ostrożnie, bez pośpiechu, ale też z prędkością większą niż umierającego żółwia. Oddychała cicho, starała się też pamiętać o sprawdzaniu, w jaką stronę wieje wiatr, chociaż co jakiś czas niestety wypadało jej to z głowy. Ogon uniesiony, nie zahaczający o nic, tak samo jak cztery pary ostrych, kolczastych rogów. Cicho. Cierpliwie. Coraz bliżej celu. Liivrah starała się iść nieco szybciej niż przemieszczająca się Reia, cały czas trzymając się z tyłu niej. Gdyby niedźwiedzica nagle się zatrzymała i zaczęła rozglądać, mała również stanęłaby w miejscu, czekając, aż cel znowu skupi się na czymś innym.

: 27 wrz 2017, 22:40
autor: Gonitwa Myśli
Cierpliwość i ostrożność młodej smoczycy popłaciły. W końcu udało jej się podejść niedźwiedzicę na dosyć małą odległość, nie alarmując przy tym zwierzęcia.
Dobrze! – oznajmiła Gonitwa, podchodząc bliżej. Reia w tym samym momencie obejrzała się, namierzając po chwili wzrokiem skrytą młodą. Sapnęła coś po swojemu i pośpieszyła się w stronę swojej smoczej kompanki, po drodze sprzedając jej kuksańca w bok. Znowu wykorzystywała ją jako cel w tych durnych podchodach!
Chyba nie muszę dużo mówić. Było przyzwoicie, nawet lepiej. Uważasz za równo na otoczenie, jak i na swoją, hm, ofiarę, i dobrze. Celem było pozostać niezauważonym, i ten cel osiągnęłaś. To tyle – obwieściła, przysiadając z powrotem na zadnich łapach naprzeciw córki. Niedźwiedzica legła gdzieś obok, obrażona. Albo zwyczajnie nieprzejęta dalszym rozwojem wydarzeń.
Coś jeszcze chyba chciałaś ćwiczyć...? – dopytała, przekrzywiając łeb na bok.

// raport skr I

: 27 wrz 2017, 22:57
autor: Podżegająca Łuska
___Była już blisko, tak bardzo blisko... Jeszcze kawałek... Ach, już, zaraz skoczy prosto na niedźwiedzia! Hmm, sześcioksiężycowy smok był wielkości dorosłej kozy, więc aż taka mała nie była, na pewno będzie godnym przeciwnikiem dla... Wielkiego niedźwiedzia.
___Okej, może to nie był taki dobry pomysł.
___W trakcie tej chwili przemyśleń i zawahania odezwała się Gonitwa, a jasnobeżowa niedźwiedzica właśnie dostrzegła młodą. Wywerna przeszła już do normalnej pozycji i uśmiechnęła się do Rei jak gdyby nigdy nic się nie stało. Lubiła niedźwiadka, miał bardzo ładne futro. Fajnie by było go kiedyś poprzytulać.
___– Chcę sssię czegoś dowiedzieć. Ogólnie. O wszystkim. O innych sssmokach, o innych ssstadach i w ogóle jak najwięcej! – Odpowiedziała entuzjastycznie, jak to miała w zwyczaju, a jednak z jakąś złośliwą nutką w dwukolorowych oczętach. Och, lubiła męczyć swoją matkę.

: 29 wrz 2017, 21:03
autor: Gonitwa Myśli
Podrapała się po szyi, wzdychając cicho nad prośbą córki.
Ogólnie, o wszystkim... Bardzo dużo by było tego mówienia – pokręciła powoli łbem. Gonitwa, wbrew być może powszedniemu przekonaniu, że wojownicy to ci głupsi i pochopniejsi, wiedzy o świecie miała dużo, i chętnie się nią dzieliła. I być może z tego samego powodu trudno jej było zacząć beż żadnego punktu odniesienia: za dużo myśli naraz.
Ale, od początku. O innych smokach... pewnie obiło ci się o uszy, że niektórzy są wojownikami, łowcami, i tak dalej? – spytała po pauzie. Głównie życie młodych smoków obracało się wokół szkoleń, trudno o to, by jakieś z nich w wieku Liivrah nie wiedziało jeszcze nic o pozycjach w stadzie. – O różnych rasach smoków? – dopytała. Trzeba było wiedzieć, z czym się pracuje!

: 01 paź 2017, 21:11
autor: Podżegająca Łuska
___Młoda wyszczerzyła się wesoło, gdy matka wyraziła chęć nauczenia swojej córki czegoś nowego. Ach, tylko, że tutaj nie będzie praktyki. Słuchanie i mówienie. No dobrze, to też może być przecież ciekawe... No i sama tego chciała, czyż nie?
___– Możesz mówić dużo, ja jestem dobrym słuchaczem. – Odpowiedziała wesoło, może nawet nieco złośliwie. Tak, niech biedna matka zużywa mnóstwo śliny i błaga o dostęp do wody, podczas gdy jej córka będzie wylegiwać się na trawie i słuchać. Cudowny układ, małej się bardzo spodobał.
___– Tak, sssą wojownicy, sssą łowcy, czarodzieje... I uzdrowiciele! – Wypięła dumnie pierś, popisując się wiedzą. – I wiem, że issstnieją sssmoki wywernowe, takie jak ja i ta przywódczyni Cienia no i ten głupi Nocny. I jeszcze sssą chyba jassskiniowe, górssskie, drzewne i pussstynne. Innych nie znam. – Stwierdziła już z mniejszym entuzjazmem, niezadowolona, że czegoś nie wie i nie jest w stanie w pełni odpowiedzieć na pytanie. Wstyd i hańba.

: 04 paź 2017, 18:50
autor: Gonitwa Myśli
Pokiwała z aprobatą łbem, gdy Liivrah wymieniła kilka z profesji.
Tak. Wojownicy i czarodzieje walczą, chociaż różnymi metodami, a uzdrowiciele ich potem łatają. Są jeszcze łowcy i piastuni. Łowcy zajmują się głównie polowaniem, aby nikomu w stadzie nie zabrakło nigdy jedzenia, piastuni biorą pod opiekę pisklęta, których rodzice nie mogą się nimi akurat zająć. Oprócz tego oczywiście stado potrzebuje przywódcy. U nas jest to Opoka Ziemi, która jest też jedną z dwóch łowczyń. Druga to Wieczorna Aura. Wojownikiem, i przy okazji zastępcą Opoki, chociaż to już wiesz, jestem póki co jedynie ja. Czarodziei, podobnie jak piastunów, nie mamy – zmarszczyła na moment pysk. Już od jakiegoś czasu nie wliczała Figlarnego Serca w członków Ziemi. Widziała smoczycę może ostatni raz na ceremonii Niepoprawnego i Wieczornej, potem znowu nic. Już nawet nie czuła jej zapachu. Nie miała zamiaru dalej łudzić się, że wróci, ani po raz kolejny się na niej zawodzić. – Uzdrowicielem jest Niepoprawny Element. No i oczywiście jest cała zgraja adeptów, i trochę piskląt – dokończyła, zastanawiając się, czy nie pominęła nikogo z dorosłych. – A, no i jest jeszcze taka mniej oficjalna pozycja. Brat, lub siostra, krwi. Taki smok wiąże swoją krew z krwią swojego przywódcy w świątyni, przed Bogami. W ten sposób powstaje między smokiem a jego bratem krwi więź, która pozwalała temu drugiemu odczuć, gdy przewodnik jest w niebezpieczeństwie i przyjść na ratunek. Konsekwencją zignorowania tego jest taka, że brat krwi otrzymuje rany identyczne do tych, które otrzymał jego przywódca – dokończyła o rangach, oddychając głębiej i mlaskając cicho. Chociaż i tak jeszcze dużo mówienia przed nią.
Oprócz samych nazw ras warto wiedzieć, czym się od siebie różnią. O wywernowych nie muszę chyba dużo mówić: nie mają przednich łap. Jaskiniowe mają mniejsze skrzydła i grubszą łuskę, chyba też nieco lepiej widzą po zmroku, będąc dostosowane do warunków w głębszych jaskiniach i tunelach. Górskie mają pazury na skrzydłach, twarde łuski i często dużo kolców. Dużo lepiej od innych gatunków znoszą warunki w wyższych partiach gór. Drzewne są smukłe, zwinne, mają drobne łuski. Pustynne mają jasne ubarwienie, nie maja dużo rogów czy kolców, są szczupłe i mają duże skrzydła. Dalej są smoki powietrzne, bardzo podobne do pustynnych. Różnią się tym, że powietrzne są większe i mają węższe skrzydła. Są smoki północne, czyli po prostu pokryte futrem i piórami, zwyczajne, które nie wyróżniają się niczym konkretnym, bezskrzydłe, o których też nie muszę dużo mówić: nie mają skrzydeł. Są jeszcze smoki wodolubne: morskie i bagienne. Morskie umieją oddychać pod wodą, między palcami łap mają błony, skrzydła mają dosyć małe. Ogólnie przystosowane są do poruszania się w wodzie, na lądzie trochę gorzej może im iść. Bagienne natomiast oddychać pod wodą nie umieją, ale również są świetnymi pływakami. I... to chyba tyle – sapnęła, wyliczając jeszcze raz wszystkie gatunki w głowie. – Są jeszcze smoki skrajne, czyli krzyżówki którychkolwiek z ras. Skrajnych mamy najwięcej w pod barierą.

: 04 paź 2017, 19:35
autor: Podżegająca Łuska
___Liivrah słuchała uważnie, patrząc na matkę z zainteresowaniem. Lubiła dowiadywać się nowych rzeczy. Chociaż, trzeba przyznać, informacji było dużo i ciężko je było je sobie poukładać, powkładać do konkretnych kategorii. Mała zmarszczyła czoło i zmrużyła ślepka, nie odzywając się przez chwilę, dokładnie analizując to, co teraz usłyszała.
___– A jacy przywódcy sssą w innych ssstadach? Jak sssię nazywają i czym sssię zajmują poza rządzeniem? – Zapytała ciekawsko, po czym zadała jeszcze jedno pytanie, bo tych przecież nigdy za wiele. – I dlaczego w ogóle trzeba zmieniać imię gdy sssię awansssuje? To bez sssensssu. Jessstem Liivrah i zawsze nią będę! I jak ty masz na imię, mamo? Bo Gonitwa Myśli nie jessst twoim prawdziwym imieniem! – Stwierdziła z wyrzutem, nie spuszczając z matki wzroku, stukając pazurkami skrzydeł o podłoże, jakby liczyła, że dzięki temu szybciej usłyszy pożądaną odpowiedź.
___– A w twojej jassskini widziałam, że masz dużo takich błyszczących kamyków. Opowiedz mi coś o nich! Gdzie mogę je znaleźć? – Kolejne pytanie! Wyglądało na to, że tyle na razie wystarczy, ale po drodze na pewno napatoczy się ich jeszcze więcej. Znacznie więcej.

: 10 paź 2017, 20:30
autor: Gonitwa Myśli
W Ogniu przewodzi Uzdrowiciel, Płomień Świtu. W Wodzie wojownik, Płacz Aniołów – skrzywiła się widocznie, i ton jej głosu wpadł na moment w niższe tony. – W Cieniu jest Upiorny Rytuał, łowczyni, jak już tam chyba kiedyś wspominałam post w legowisku bedzie niedlugo, stay tuned x]. W ogóle, z Cieniem się lubimy, bo mamy sojusz. Z Ogniem tak sobie, z Wodą... mniej – i znowu zmarszczyła pysk w lekkim grymasie.
Wyraz pyska zelżał jej jednak zaraz, gdy miała odpowiadać na następne pytania:
Tradycja zmiana imienia trwa od bardzo długiego czasu. Jest co najmniej tak stara jak bariera, która ma, ile ponad sześćset księżyców? Dla porównania smoki nie żyją dłużej niż sto kilka, chociaż i tak większość odchodzi grubo przed tym. A co do pytania dlaczego ta tradycja jest... nie jestem pewna. Mogę się tylko domyślać, że chodzi o dorastanie smoka i o to, co jego nowe imię będzie prezentować. Każe imię oprócz pisklęcego wybieramy sobie sami, chociaż adepci są ograniczeni członami Łuska i Kolec. Ale na ceremonii na dorosłego wybór jest dowolny, chociaż oczywiście trzeba się zmieścić w dwóch członach. Gonitwa Myśli jest imieniem, które wybierałam jako wojownik stada. Czy jest prawdziwe... cóż, dla mnie tak, bo Gonitwą jestem już dłużej, niż byłam Swarliwą Łuską Łuską czy Isdnir – wytłumaczyła, zdradzając także swoje poprzednie imiona. – Ale nie znaczy to, że o poprzednich zapomniałam. To raczej inni, którzy mnie pod nimi znali zapomnieli, albo już ich nie ma – uśmiechnęła się krzywo.
Gdy Liivrah spytała o kamienie szlachetna, Gonitwa już skupiła się na moment, by móc za chwilę wydobyć maddarę spod skóry bez opóźnienia.
Te kamienie ogólnie nazywamy szlachetnymi, bo wyróżniają się od takich zwykłych, znajdowanych na plażach czy gdziekolwiek indziej, właśnie tym, że błyszczą i że mają różne kolory. I tym, że są dla nas wartościowe. Znaleźć je możesz... no, powiedziałabym że wszędzie, ale nie jest to do końca prawda. W obozie i w jego bliższych okolicach raczej wszystko będzie wyzbierane, tak samo jak tutaj na terenach wspólnych. Ale gdzieś głębiej w lasach, czy ogólnie dalej od obozu to już można coś próbować. Odróżniamy jakieś... dwadzieścia różnych kamieni? Zaczniemy od czerwonych, czyli rubiny, jaspisy, korale, granaty – wymieniła, jednocześnie przedstawiając przed Liivrah migoczącą lekko, ale nadal bardzo dokładną iluzję wymienionych kamieni. Tak było zdecydowanie szybciej obeznać młodą z różnymi błyskotkami, niż na sucho opowiadać, czym się różnią. Szczególnie, że różnice były czasami subtelne. – Zielone szmaragdy, nefryty, malachity. Niebieskie są turkusy, akwamaryny, szafiry. Jasne są diamenty, perły, cytryny, agaty, topazy. Fioletowe ametysty, brązowe bursztyny, czarne onyksy, złote tygrysie oka i różnokolorowe opale. – objaśniła resztę kamieni, manipulując cały czas iluzją. Wskazywała na kolejne kamienie pazurami, dając wystarczająco dużo czasu, by Liivrah mogłaby sobie je jakoś zapamiętać.

: 10 paź 2017, 20:42
autor: Podżegająca Łuska
___Młoda z zafascynowaniem pochłaniała kolejne dawki wiedzy. Imiona przywódców stad zapisała sobie w głowie, tak samo jak to, że podobno Cień jest stadem sojuszniczym, a Woda i Ogień... Mniej, zdecydowanie mniej. Nie drążyła tego dalej, tylko słuchała, z zaintrygowaniem przyglądając się iluzjom kamieni, raz nawet próbując pacnąć jeden łapą – a był to bursztyn. Niestety, łapa po prostu przeszła przez twór, ku niezadowoleniu złotołuskiej.
___– A drapieżniki? Takie, z którymi można walczyć? Wiem o wilkach, o żbikach też sssłyszałam, ale musssi być ich więcej! No i niedźwiedzie, wiadomo. – Dodała na koniec, przypominając sobie jasnofutra, wyjątkowo zresztą ładną Reię, wierną towarzyszkę Gonitwy. Liivrah niejednokrotnie kusiło, by wyrwać niedźwiedzicy trochę futra na pamiątkę, ale powstrzymywała się, widząc piekielnie długie i ostre pazury zwierzęcia. I łapę, która jednym silnym machnięciem mogła pogruchotać jej kości.

: 11 paź 2017, 21:21
autor: Rozpromieniony Kolec
Powstrzymać... Ale Świt wcale nie wydawał się być złym smokiem. Był uzdrowicielem, uczył pisklęta, starał się troszczyć o swoje stado... a może to było jedynie złudzenie? Coś, co wmówił sobie sam złotołuski, nie dopuszczając do siebie żadnej innej opcji?
Nie, przecież widział na własne oczy. Ich przywódca był dobrym smokiem.
Ale to nie znaczyło, że nie wziął do serca rady Dir. "Uważaj na siebie". Kiwnął jedynie łbem, powtarzając te słowa w myślach, a kąciki jego pyska wykrzywiły się w lekkim uśmiechu.

Cała ta zabawa, wyścig, była zdecydowanie czymś, czego młody w tej chwili potrzebował. Pozwoliło mu to wyprzeć wszelkie niepotrzebne i złe myśli z łba i skupić się na czymś przyjemniejszym. Sama propozycja wystarczyła, żeby samczyk od razu przybrał odpowiednią postawę do biegu i na komendę ruszył w stronę wyznaczonego celu.
Krótkie, pokryte sporą, twardą łuską łapy mocno odbijały się od ziemi. Podczas gdy Cienista stawiała bardziej na swoją zwinność, młodzik wkładał w to sporo energii, chcąc odbijać się od ziemi z jak największą siłą. Pilnował ogona, który sztywno trzymał się za nim, a skrzydła leżały oparte na złocistych bokach. Ślepia cały czas obserwowały jego cel, do którego musiał dotrzeć. W końcu musiał to wygrać!
A może jednak nie..? Mknął przed siebie, wywijając na przemian łapami, dając z siebie wszystko. Zbliżał się coraz bardziej do mety i rzucił w stronę Dir jedno, szybkie spojrzenie. Trzymali się prawie na równi, mimo, że każde z nich biegło na swój własny sposób.
I wtedy jego łapy zwolniły. Wkładał w bieg mniej siły, a kroki stawiał jakby wolniej, bardziej leniwie. Nie zatrzymał się całkiem, wciąż dążył do przodu, obserwując jak Cienista go wyprzedza i jako pierwsza dobiega do ustalonego celu.
Wygrałaś... – odezwał się, a w jego głosie można było usłyszeć zarówno niezadowolenie jak i nutę radości – Ale następnym razem to ja wygram! – dodał bardziej stanowczym głosem – Muszę tylko trochę poćwiczyć.
Zahamował obniżając całe ciało i uginając mocniej łapy. Zatrzymał się w miejscu i spojrzał na samiczkę, która nagle zdecydowała się wrócić do obozu. Przekrzywił łebek, spoglądając na nią z lekkim zaciekawieniem i smutkiem, ale nie wypytywał jej o nic więcej. Po prostu skinął łbem.
Dobrze – uśmiechnął się – Będę na ciebie czekać!
A następnie odwrócił się i żwawym krokiem pomknął w stronę obozu, nie odwracając się za siebie. W końcu niedługo i tak się zobaczą, kiedy ponownie spotkają się w tym miejscu.
Ale Świetlik nie pojawił się ponownie nad Lazurowym Jeziorem.

: 16 paź 2017, 16:13
autor: Gonitwa Myśli
Oj, jest ich więcej. Niech pomyślę... podobny do żbika jest kotołak. Tylko dużo większy, masywniejszy i groźniejszy – maddara wojowniczki zabłyszczała, z iluzji kamieni przekształcając się w wizerunek sporego kota. Bestia była nieruchoma, ale wyraźnie widoczna. – Występuje w lasach, jak już wspomniany żbik, wilk i niedźwiedź. W lasach spotkać można jeszcze gobliny, chochliki, bazyliszki, driady, centaury, cienie, może nawet mantikory i demony... Ale po kolei. Gobliny i chochliki są do siebie podobne, nie tylko wyglądem, ale i tym, że są po prostu... denerwujące. Małe, głupie, rzucają się na smoki i zwykle szybko padają, chociaż nie znaczy to, ze nie potrafią napsuć krwi – westchnęła cicho, marszcząc pysk z jakimś cieniem irytacji. A magia, naturalnie, przerysowała kontury zarówno goblina i chochlika z pamięci smoczycy do rzeczywistości. – No i gobliny można spotkać w sumie wszędzie, nie tylko w lasach. Co tam dalej... bazyliszki. Trochę podobne do smoków, trochę nie. Niskie, z piórami na ogonie, bez skrzydeł i rogów. Nieprzyjemne. Są groźniejszym przeciwnikiem niż gobliny, plują kwasem. Kiedyś z jednym walczyłam, chyba jeszcze ostała się jakaś skóra w legowisku. A, no i oprócz lasów można znaleźć je na bagnie...Hm. Driady są dwunogie, wyprostowane. Ponoć całkiem inteligentne, mogą w walce używać zaostrzonych kijów. Centaury są połączeniem konia i człowieka. Dół mają koński, w miejscu, gdzie normalnie miałaby być szyją mają ludzki korpus, o taki... – wymruczała, manipulując maddarą. – Posługują się jak driady narzędziami. Na dystans używają takich... łuków, z których strzelają zaostrzonymi patykami, lub patykami z ostrymi kamieniami na końcu. Elfy też tak robią – napomknęła, przypominając sobie wyprawę za barierę. Gdzieś chyba jeszcze miała też elficki, rzeźbiony grot, który utkwił w jej piersi. – A z bliska mogą potraktować kopytami. Jak mówiłam, można je spotkać w lasach, ale też na równinach i bliżej gór. Dalej, dalej... Cienie, mantikory i demony. Cienie są ciekawe, bo nie mają właściwie żadnego kształtu, ani w sumie ciała. Są po prostu ciemnym obłokiem unoszącym się nad ziemią. Walczą maddarą, i tylko maddarą mogą zostać zranione. Mantikory są podobne do kotołaków, ale z ogonem jadowym. A jad mają groźny, podobne jak kły i pazury. Demony są naszego wzrostu, masywne i groźne. Posługuje się zarówno maddarą, jak i pazurami. Ale trudniej je spotkać, bo trzeba wejść głębiej w las, najstarsze jego części. Ale Upiorny Rytuał ma kompana demona, jakbyś chciała zobaczyć na żywo, bez konieczności użerania się walką z demonem. Ma też kompana pegaza... właśnie, pegaz. To koń, już taki zupełnie koń, bez żadnych ludzkich tułowiów, tylko ma skrzydła. Wątpię, byś kiedyś miała z jakimś okazję walczyć, bo zwykle żyją nad morzem. Ale, może, może jakiś by się zawieruszył tu bardziej na wschodzie... Są jeszcze drapieżniki podobne do pegazów. Jednorożec i kelpie. Jednorożec nie ma skrzydeł, a róg na czole. Mogą posługiwać się maddarą, chociaż nie do walki, w przeciwieństwie do kelpie. Kelpie mogą też ugryźć. Lub stratować, podobnie jak każde inne koniowate. Jednorożce niby mogą żyć wszędzie, ale jest ich w sumie mało, trudno je spotkać. Kelpie lubią zbiorniki wodne. Co tam jeszcze... nad wodą można spotkać lewiatany, salamandry, topielce, węże, hydry. Lewiatany są agresywne, chociaż nieliczne. Są trochę bardziej odporne na magię, niż smoki i inne stworzenia. Salamandry to duże jaszczurki, poruszają się zwinnie zarówno w wodzie jak i na lądzie. Gryzą, posługują się magią. Są też dosyć wytrzymałe, trudno je oszołomić, jeśli to w ogóle możliwe. Topielce są raczej nieprzyjemne i głośne, wychodzą jedynie po zmroku. Posługuje się rodzajem magi, która pozwala mu, hm, kontrolować bagno. W walce starają się głównie udusić pod wodą. Węże to... węże. Te na bagnach to błotne, bardzo silne. Też duszą, chociaż nie w wodzie. Owijają się wokół ciała i nie pozwalają się ani ruszać, ani oddychać. No i hydry. Większe od smoków, bez skrzydeł. Mają... pięć głów? Chociaż nie pomaga im to w kwestiach inteligencji. Raczej głupie, walczą opierając się na swojej ilości paszczy i zębów. Nie jest ich zbyt dużo. – odetchnęła, cały czas manipulując maddarą. Jeszcze trochę było drapieżników do omówienia.
Lasy były, wody były... to góry. W górach czy na wyżynach można spotkać harpie, gryfy, hipogryfy, drakonidy, ogry. Harpie to jak... uskrzydlone chochliki. Podobne są nieco do smoków wywernowych, bo skrzydła opierają się na przednich łapach. Mają też pióra, i jak topielce są głośne. Walczą za pomocą pazurów. Gryfy i hipogryfy są do siebie podobne. Oba skrzydlate, oba wyglądają jak mieszanki kilku zwierząt. Hipokryg ma ptasie przednie nogi, łeb, skrzydła, zad koński. Mogą kopać, dziobać i drapać. Gryfy łeb i skrzydła mają ptasi, całą resztę kotowatą. Walczy podobnie jak hipogryf, chociaż może posługiwać się też magią. Drakonidy to podobnie jak salamandry takie większe jaszczurki, chociaż drakonid nie może czarować, walczy tylko pazurami. Ogry stoją na dwóch nogach, śmierdzą. Walczą... chyba jakkolwiek. Jakby im dać kamień, to pewnie by i nim próbowali kogoś okładać. Co jeszcze zostało... – wymruczała, wyliczając sobie wszystko w głowie. – Są jeszcze koboldy i minotaury. Mionotaury żyją bliżej pustyń, jak ogry poruszają się na dwóch nogach, walczą z użyciem siły. A łapy mają mocne. Koboldy podobne są do goblinów, lubą niziny. Drapią i kopią. I... to tyle – zmarszczyła pysk z zastanowieniem, maddarę cały czas trzymając w zasiegu i nie pozwalajac się jej rozmyć.

: 01 kwie 2018, 12:07
autor: Cień Kruka
Potężne, choć świeżo wyuczone lotu skrzydła zgarniały powietrze, niosąc smoczycę do celu pewnie i szybko. W szponach jej przednich łap, maleńki i delikatny, tkwił wiosenny kwiatek który należało zasadzić właśnie tutaj.
Uznawszy, że trafiła w odpowiednie miejsce, zaczęła zataczać kręgi, zwalniając lot, by następnie posadzić zad na ziemi z minimalnym wstrząsem, by kwiatuszek nie doznał najmniejszego uszczerbku.
– Jesteśmy na miejscu. – powiedziała.
Rozejrzała się za odpowiednim punktem do zasadzenia roślinki. Jednak zupełnie nie znała się na ziołach... Po chwili namysłu zdecydowała się wysłuchać opinii roślinki.
– W którym miejscu powinnam kopać?
Kto lepiej niż kwiatek będzie wiedział, jakie miejsce jest dla kwiatków dobre?

: 01 kwie 2018, 14:30
autor: Stłuczona Klepsydra
Epilleth zaciekawiona przyglądała się temu co robi duszek a maddara która ta istota emanowała była potężna ale dziwnie kojąca. Wtedy z ziemi wyrósł śliczny szafirowy kwiatek, widziała go pierwszy raz w życiu ale ten kolor... wydawał się dziwnie znajomy, jakby już widziała podobne... oczy. Cienista zanuciła pod nosem i schyliła się dość pokracznie by zbliżyć się do roślinki a na jej pysku malował się delikatny uśmiech.
Kwiat przemówił.
I w tym jednym momencie samica cała się spięła, oddech zrobił się nieregularny a czarne pazury ze zgrzytem wbiły się w skałe. Łapy jej drżały a zęby zgrzytały o siebie.
przzzzeklęte zieelssssssko wysyczała szeptem. Wiedziała doskonale co kwiatek powiedział i rozsierdziło ją to niemiłosiernie, nie tylko słowa były parszywe ale jeszcze specjalnie skierowane do niej. Czuła się obdarta z ochrony obnażona przed tą nadnaturalną istotą. Była wściekła za samą sugestie którą otrzymała. Podniosła łeb i rozejrzała szukając wzrokiem Feridy, ale ujrzała tylko jej odlatującą sylwetkę. Z warkotem chwyciła roślinę za szafirowy kwiatostan i wyrwała ją gwałtownie z ziemi. Nawet nie próbowała być delikatna. Zgięła smukłe łapy i odbiła się w powietrze kierując się nad Lazurowe Jezioro.
I co? Mam może ją przytulić jak ją sssspotkam? – wywarczała sarkastycznie w stronę chwastu który trzymała w łapie. Miała.. miała ochotę go zmiażdzyć... ale się powstrzymała.
Wszsstko sie rozwiąże mocą miłośśści co? to twwwój plan? to twój podssstęp? – warczała dalej.
Była już blisko, widziała błękitne wody a co najważniejsze... nieświadomą zdrajczynie wesoło gadającą z kwiatkiem. Cienista zniżyła lot manewrując tak żeby Ferida jej nie zauważyła. Kiedy była już blisko ziemi rzuciła kwiatka o podłoże a sama wylądowała z przytupem. Zerknęła na niego, był cały chociaż mocno pognieciony, nic groźnego.
Wyprostowała się unosząc dumnie metaliczny łeb i wbiła zimne ślepia w szarofutrą.
Co teraz? – zapytała mrukliwym głosem. Ale kogo pytała? Kwiatka? Feride? Bogów? kto wie.

: 01 kwie 2018, 23:23
autor: Mistrz Gry.
___Gdy smoczyca bardzo niedelikatnie i nieuprzejmie chwyciła szafirka, ten zaczął zawodzić, na tyle głośno, że cały czas słyszała jego głos mimo szumu powietrza.
Och uważaj na me płatki, to jest dar od naszej matki! Twoje szpony, twarde, ostre, zrobią krzywdę mi na pewno, pewno, pewno! Nie ja wybierałem miejsce, rosnę tam gdzie mi kazano! – łapa smoczycy zaczęła piec, niemal parzyć, żeby poluzowała odrobinę uścisk. Gdy wylądowała, kwiatek przedstawiał sobą marny stan, ale wciąż trzymał się prosto. Na szczęście dla czarodziejki. – Twoja matka obietnicą wiązana, bronić jej po prostu chciała! Czy nie o tym szepczą Cienie, by swą brać ochronić w potrzebie? Nigdy o tym nie mówiła i najwyższą cenę zapłaciła. – zaszczebiotał. Kwiatek wiedział o wielu sprawach, ale wielu także nie rozumiał. Nie był świadomy, że jego słowa mogą się źle skończyć zarówno dla niego jak i dla smoczycy. – Tutaj, gdzie są trzy kamienie, dobrze będzie mi w tej glebie! – zapiszczał, a Klepsydra mogła dostrzec trzy kamienie ułożone w małą piramidkę, niedaleko brzegu jeziorka. – To przez to wieczna zima, gdy w gadzich sercach wieczna zmarzlina. Martwi się mama, martwią się Starsi, że nic smoczego gniewu nie ugasi! To nie kłamstwa i podstępy, waszą winą są te wstręty! Ty bądź lepiej dla mnie miła, by cię mama nie zgromiła, iła, iła! – chociaż ton głosu kwiatu był płaczliwy, ostatnie zdanie zapiszczał odważnie. Czy ten kwiatek właśnie jej groził?

___Tymczasem Róża w zupełnie inny sposób się obchodziła się z podarowanym kwiatem. Delikatnie, prawie czule, dlatego żonkil w jej łapie promieniował przyjemnym ciepłem takim jak promienie Złotej Twarzy. Także ten kwiat miał sporo do powiedzenia:
Twoja sława wielka, wielka, będą o Róży szeptać kwiaty i pisklęta! Ta co z piekła wyszła i nie straszne jej były upiorne bożyszcza! Jesteś miła, a twa łapa miękka, słuchaj więc mej przestrogi, byś przeciwnikowi w porę podcięła obie nogi! Czarna krew i czarne słowa, czarna jest Otchłani paszcza, co okazji do zemsty nie zaprzepaszcza. Choć powody masz do chwały, czujna bądź gdy na twej drodze stanie Chimera, ra, ra! – w głosie żonkila brzmiała troska, jakby naprawdę martwił się o smoczycę. Gdy wylądowała ze swoim pasażerem, kwiat od razu zaśpiewał: – Gdzie trzy kamienie na brzegu lazuru, tam się żonkil dobrze uchowa, już spokojna o niego będzie twoja głowa! – wojowniczka od razu dostrzegła trzy, charakterystyczne kamienie na brzegu niewielkiego zbiornika wodnego.
$

: 02 kwie 2018, 9:18
autor: Cień Kruka
Przylot Cienistej zjeżył kolce na grzbiecie Feridy. Poza tym jednak w żaden sposób nie okazała, że Epileth dostrzegła. Nie znając jej zamiarów, pozwalała na pierwszy ruch, zdradzenie ich.
Osobiście nie pragnęła walki. Choć nie najlepiej wspominała krzykliwe pisklę, jakim była wówczas adeptka, choć de fakto za nią nie przepadała, daleka była od planów związanych z gryzieniem i szarpaniem. Przybyła tu w konkretnym celu i tenże cel zamierzała zrealizować.
Oczywiście, jeśli Epileth zdecyduje się na atak, całe pacyfistyczno-olewające nastawienie Feridy pójdzie w diabły.
Teraz jednak zajęta była kwiatkiem. Kwiatkiem, który przekazał ostrzeżenie.
Chimera...
– Dziękuję, kwiatuszku. Możesz być pewien, że ja znajdę ją pierwsza. – W głosie Feridy zabrzmiała stal, a odsłonięte kły błysnęły groźnie, jakby była gotowa zabić w tej chwili. Tylko w oczach malował się żal, wynikający ze świadomości, że czas mordu jeszcze się nie skończył – i możliwe, że nie skończy się nigdy.
Bezceremonialnie, nie zaszczycając jej ni jednym spojrzeniem, minęła Epileth. Tylko wciąż nastroszone kolce zdradzały, że jest świadoma obecności wroga. Podeszła do kamieni wybranych przez roślinkę, po czym wysunęła pazury jednej z łąp i zaczęła kopać dołek. Gdy uznała, że głębokość jest odpowiednia, posadziła kwiatek.

: 03 kwie 2018, 22:53
autor: Stłuczona Klepsydra
Epilleth spojżała z pogardą na gadatliwego kwiata po czym owineła go swoją maddarą i podniosła go przed swój pysk. Przymrużyła lodowate ślepia i wyszeptała do kwiecia.
Wiem o tym – wypowiedziała to bardzo mruczącym cichym głosem... przepełnionym jadem. – A jednak później mnie opuściła. – zimny i twardy jak stal ton tych słów kontrastował z gorącym oddechem smoczycy który ciągle mierzwił płatki szafirka. Wbijała pazury wszystkich łap w ziemie a promienie słońca balansowały na pokrytych metalicznymi łuskami spiętych mięśniach. I nagle cała się rozluźniła a z jej gardła wydobył się szyderczy śmiech. Jednym płynnym ruchem obróciła się w stronę wskazanego miejsca. Widziała w oddali najeżone futro Feridy która starała się ignorować Cienistą. Interesujące.
Czarodziejka zabujała kwiatkiem w powietrzu ustawiając go sobie po lewej stronie pyska.
Dobrze wiedzieć że tak naprawdę nie wiesz co mnie trapi. Ale powiem ci, powiem ci mały sekret to nie matkę obwiniam o to co się stało. Chcesz wiedzieć kogo? Jedna już nie żyje a druga nie będzie nie długo. – dalej szeptała, z cynicznym rozbawieniem iskrzących w jej ślepiach. Prawda była taka że we wnętrzu wciąż kryła się złość, lecz inne emocje zdołały ją przytłumić. Epileth była samicą zazdrosną i nigdy nie wybaczała, a równocześnie ciepłą i łagodną dla swoich, miała dwie strony które walczyły ze sobą od dzieciństwa. Teraz, było raczej oczywiste która przeważała szalę.
Powolnym krokiem zaczęła iść w stronę zdrajczyni i grządki dla kwiatka (który cały czas kołysał się w delikatnym maddaraowym uścisku koło jej łba). A szafirek trajkotał dalej. Cienista tylko wywróciła oczami słysząc że to smoczy gniew powoduje zimę.
Taa, załapałam to gdy pierwszy raz się odezwałeś, wszyscy o tym paplają – powiedziała zdegustowana. Jeśli Ferida próbowała podsłuchiwać jej rozmowy z kwiatkiem to były pierwsze słowa które mogła zrozumieć, bo wcześniejsze można było przyrównać do pomruków szaleńca. (...gadającego z kwiatkiem.) Na ostatnie zdanie tylko zachichotała krótko – "Mama"? – zapytała z niedowierzaniem – Chyba twórczyni. – dodała rozbawiona. Przekręciła łeb – Ah ale ją rozumiem, też bym się zdenerwowała gdyby ktoś psuł moje dzieła – zanuciła melodyjnie z wyraźną cyniczną nutą.
Stanęła przy piramidzie kamieni kątem oka obserwując Feridę, bo miała nieprzyjemność znajdować się blisko jej. Wyczarowała małą metalową miskę i wykopała nią dołek a następnie kwiatek przelewitował do dziury którą już zasypała jednym ruchem łapy.

: 05 kwie 2018, 10:50
autor: Mistrz Gry.
___Żonkil zakołysał się lekko, gdy został dokładnie posadzony w ziemi. Kwiat ukłonił się smoczycy i odpadł z niego jeden, żółty płatek lądując pod łapami wojowniczki.
Tyś jest moją siostrą, Różo, zdrowia życzę ci więc dużo. Wojowniczka z ciebie dzielna, uzdrowiciela także znasz dobrego. Gdyby jednak podczas leczenia, łapa by mu się omsknęła, ja do zdrowia wrócić ci pomogę, ogę, ogę! Weź mój płatek, miej przy sobie, doda zdrowia co się zowie! – zaśpiewał, a po chwili kontunował. – Ostrzeżenia wysłuchałaś, płatek żółty otrzymałaś. Teraz tutaj w ziemię wrosnę, by pomóc wam przywrócić wiosnę. Lecz nim zacznie magia działać, dam ci jeszcze jedną radę: może kłem i pazurem bieży twa droga, lecz by wygrać nie zawsze musisz powalić wroga… – ostatnie zdanie wypowiedziane przez żonkila cichło stopniowo, a sam kwiat bujał się coraz wolniej, aż zakołysał się po raz ostatni i znieruchomiał, wyglądając już całkiem zwyczajnie.
___Z kolei kwiat Klepsydry chwilę jeszcze wiercił się w miejscu, nim zaszczebiotał ponownie:
Zorza odchodzić bardzo nie chciała, to przed Otchłani paszczą umykać musiała. Pehira odwiedziła i na pustynię wróciła. Bardzo mocno kocha ciebie, często myśli czyś nie w potrzebie, ale wrócić tu nie może. Twoja łapa twarda, ostra lecz posłuchaj co ci powie szafirek mały: jesteś na dobrej drodze do chwały lecz uważaj by gniew i żałość cię z tej drogi nie zepchały. – niebieski kwiat zatrząsnął się i opadł z niego jeden, trochę pogięty płatek, który wylądował pod łapami Czarodziejki. – Gdy otrzymasz trudne zadanie to szafirek ułatwi twe staranie! Weź do łapy płatek mały, by problemy poznikały! – roślinka zabujała się po raz ostatni, a potem znieruchomiała.

Róża Kresu:
+ płatek żonkila

Stłuczona Klepsydra:
+ płatek szafirka

//mechaniczny opis płatków i zasad ich używania znajduje się w ostatnim poście wezwania Alalei

$

: 06 kwie 2018, 22:22
autor: Stłuczona Klepsydra
Ze zwieszoną głową wysłuchała kwiatu. Tyle piasku zdążyło się przesypać przez złotą klepsydrę odkąd ktokolwiek wspomniał imię jej ojca, on jak i kochany dom wydawali się rozmytymi wspomnieniami porwanymi nurtem negatywnych emocji. Jednakże czasem jej umysł nawiedzały wizje które topiły ją w przeszłości, tak ostrej i wyraźnej jakby znów czuła prażące słońce na plecach i wrogie spojrzenia starszych zerkających z cieni. Kochała i nienawidziła Pustyni tak samo jak kocha i nienawidzi Cienia.
Szczere słowa kwiecia raniły ją gorzej niż obce pazury gdy raz po raz obdzierał ją ze wszystkich tajemnic. Przypominał, że... była... taka samotna. Nie miała ukochanego ojca, nie miała ledwie poznanej matki, babka zmarła tak szybko a Dirlilth odeszła zgorzkniała. Gonitwa była ostatnią którą kurczowo trzymała w swym sercu a jednak nie była pewna czy może, czy ma prawo do tego by tak do niej przylgnąć, do przywódczyni Ziemi.
Ciepłe krople spłynęły po jej łuskach i upadły trwożnie na szafirka.
Mówisz mi prawdę czy to co chcę usłyszeć bym poczuła się lepiej? – zapytała rozdygotanym głosem lecz on nie odpowiadał.
Pojedyncze słowa nie ważne jak piękne nie naprawią szkód wyrządzonych przez Czas w jednej chwili i chodź płonne wydawać się mogły są jak nasiono ledwie co zasiane, one również potrzebują łaski Pana.
Jest za wcześnie by mogły zmienić jej zdanie.
Posłała macki maddary do swojej groty i skarbca cienia który znała jak własne leże przywołując drobne flakony. Zrobiła kilkanaście kroków w tył i powolnie podnosząc łapy zdjęła z swego grzbietu futro czarnego gryfa które nosiła by się ogrzać. Nie chronione ciało zadygotało gdy mróz wgryzł się między łuski. Maddarą przeniosła swoje okrycie na bok i stanęła dumnie wyprostowana z kryształowymi śladami iskrzącymi na polikach. W łapie trzymała, trzymała szafirowy płatek, ostrożnie jakby miało to wynagrodzić wcześniejsze szorstkie zachowanie. Ale już za późno.
Ferido. – zawołała twardo, chodź w tle słychać było drżenie emocji – Wyzywam cię na pojedynek. – zasyczała przez kły jakby każdy oddech sprawiał jej ból. – Wszystko co się stało wżarło mi się umysł i nie daje mi spokoju. Wiedź, że nie zabije cię jeśli rana nie będzie śmiertelna bo uważam to za niegodne ale nie licz na pomoc uzdrowiciela jeśli sama nie wstaniesz. – była zdeterminowana, chciała pozbyć się zdrajczyni i wszystkich negatywnych emocji z nią związanych ale część jej ducha nie chciała zatracić siebie całkowicie gdy druga pragnęła krwi.

: 08 kwie 2018, 9:37
autor: Cień Kruka
Ferida delikatnie podniosła płatek kwiatu.
– Dziękuję, kwiatuszku. Będę pamiętać.
Czy ta rada dotyczyła właśnie tajemniczej Chimery? Nie należało z nią walczyć? Było jakieś inne wyjście?
Właściwie chciała już odejść, gdy zatrzymały ją słowa Cienistej. Walka? Z nią? Powoli odwróciła łeb, przyglądając się Epileth. Drżące ciało, płynące po pysku łzy... Desperacja, głęboko w ślepiach, zżerająca, pchająca do nieprzemyślanych działań.
"By wygrać nie zawsze musisz powalić wroga".
– Przelanie mojej krwi nie zagoi twoich ran. – głos Feridy był zaskakująco miękki, smoczyca nie mogła dosłyszeć w nim ni śladu agresji. – A ostatnim, czego nasze stada potrzebują, jest kolejna śmierć. Za dużo było już walk.
Z pyska Wojowniczki wyfrunęła biała mgiełka pary, niesiona cichym westchnieniem.
– Jeżeli naprawdę chcesz ze mną walczyć, wróć gdy znajdziesz swój spokój. Nie zabiję cię, ani nie zostawię bez pomocy. Ale nim będziesz gotowa by walczyć z innymi, musisz wygrać sama ze sobą. – pomarańczowe tęczówki wpatrywały się prosto w oczy Epileth, szukając w jej oczach śladu tego krzykliwego pisklęcia, które niegdyś zjawiło się pod Białym Drzewkiem.– Sukame, nanesi kone irmani.
Po tych słowach odwróciła się i jeśli Cienista jej nie powstrzymała, to spokojnie odeszła.

zt

: 28 kwie 2018, 17:03
autor: Stłuczona Klepsydra
To było dziwne uczucie gdy tą obca samica okazała jej więcej zrozumienia niż własne stado. Łagodność której się nie spodziewała, spokój na który nie zasługiwała. Był to pierwszy raz od pochówku Heulyn gdy widziała w Feridzie smoka, żywą istotę a nie, żałosną zdrajczynie i winną za wszystkie nieszczęścia. Zabawne, Ferida pamiętała ją jako krzykliwe piskle. Epilleth pamiętała ją jako kogoś na skraju, potrzebującego pomocy. Wystarczyłaby jedna rozmowa, jedna czuła rozmowa i wszystko potoczyłoby się inaczej. Ale młoda Epilleth nie umiała układać słów we własnym pysku, nie umiała nic zaradzić. A Zmora? Zmora była ślepa, nigdy nie uwzględniała w swoich planach emocji innych i to był jej pierwszy i najwiekszy błąd który sprowadził jej upadek. A potem nie pozwoliła samotniczce odejść robiąc sobie z niej wroga. Pod Białym Drzewkiem? Pod Białym Drzewkiem z nagłym przypływem "miłosierdzia" darował jej życie gdy powinna ją zabić. Życie zdrajczyni było nic nie warte lecz groźne za razem. Szara smoczy stojącą tuż przed nią, nie powinna żyć. Była błędem dawnej przywódzczyni, która w swej arogancji myślała że wszyscy myślą jak ona równocześnie będąc jedyną w swoim rodzaju.
Zacisnęła szczęki widząc jak samica po prostu się od niej odwróciła. Oh. Nie powinna, przecież stała teraz tak otwarta. Można by.... Można by tak po prostu ją zaatakować od tyłu.
Nie, to zły pomysł. Westchnęła i uniosła łeb.
"Zaczekaj" chciała zawolac ale skończyło się na krótkim warknieciu do siebie.

Zt

// szczerze chciałam zrobić coś innego ale stwierdziłam że to byłoby nie sprawiedliwe po tym jak długo nie odpusywalam :/