Strona 26 z 35
: 19 lis 2021, 15:41
autor: Kościany Kolec
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
O ile szukanie dorosłych smoków w krzakach było dość abstrakcyjne – bo przecież smok jest większy od nawet dużych okazów krzewów – o tyle... wysiłek nie szedł na marne, jeżeli Veir chciała znaleźć pisklaka. Czy bardzo młodego smoka. Nithirai nie lubił być w tym wieku nazywany jakimś pisklakiem, przecież był już duży i odpowiedzialny. Zwiedzał tereny Ognia i wspólne przez tyle czasu, a jednak nic mu się nie stało. Wręcz przeciwnie – znajdował zawsze miłe smoki na swojej drodze.
Ale co Nithirai robił w tym krzaku, pod tym wielkim klonem na skraju Dzikiej Puszczy? Oprócz tego, że teraz patyki miał chyba pod każdą łuską?
Gdy Wrota Dziejów odsłoniła młodego Ognistego, ten wzdrygnął się gwałtownie i, zwrócony tyłem, obrócił swój łeb w jej stronę. Pomrugał parę razy swoimi limonkowymi ślepiami, a następnie smarknął i kichnął, pozbywając się uczucia drażnienia w nozdrzach. Pewnie sobie wpakował tam jakąś gałązkę. Plagowa samica mogła też dostrzec niewielką ilość wykopanej ziemi obok. Tylko skąd?
– ... Cześć. – odrzekł po chwili, odwracając się nieco niepewnie. Nadal stał w tym samym miejscu, z wyraźną miną jakby Veir na czymś go przyłapała.
– Coś... Ci zwisa z nosa. – palnął, nagle zaintrygowany wąsami samicy. Pierwsze widzi coś takiego u smoka. Widział do tej pory futro zamiast łusek, łaposkrzydła, jakieś dziwne ozdoby w łuskach, splecione futro wyrastające z głowy... Ale cztery małe, dziwne ogonki z nozdrzy? Chyba, że... O fuj.
– Chyba się posmarkałeś.
: 22 lis 2021, 20:11
autor: Ołtarz Wyniesionych
Um... spodziewała się kogoś starszego, ale chyba nie będzie wybrzydzała. Tak właściwie, to kogo innego mogłaby znaleźć w krzakach? Bardziej tak właściwie liczyła na to, że ktoś z Ognia będzie sobie po prostu przechodził, ale może być też i krzaczasty włóczykij.
– Witaj, jestem Veir. – Przywitała się, jako iż całe życie zajmowała się pisklętami, to ta wielka obelga z czymś zwisającym z nosa i smarkami, no jakoś jej nie dotknęła. Westchnęła po prostu i postanowiła to wytłumaczyć.
– To są smocze wąsy. Nie są zbyt częste, ma je głównie gatunek wężowy. – Wytłumaczyła. Robienie szklanych ozdób na gluty nie miałoby zbyt dużego sensu, prawda?
Teraz pozostawała kwestia, dla której Veir tutaj przybyła, chociaż czy aby na pewno uda jej się wyciągnąć z Nithiraia jakieś informacje? Warto spróbować.
– Czy um... słyszałeś coś może o Ogniu Śmierci, Ogniu Wojny bądź Ogniu Zagłady? – Sprawdzona metoda wychowawcza – od pisklęcego wieku mówić młodym o tych trzech kwestiach. Entuzjazm Veir opadł gdzieś mniej pod koniec wypowiadania tych imion, raczej nic z tego nie będzie. Jednak... mogą odbyć jakąś zwykłą rozmowę, prawda? Veir spotkała w swoim życiu jednego Ognistego, a ten tutaj za dwadzieścia księżyców może nawet będzie przywódcą, bądź zastępcą.
Rosomak zaś czujnym wzrokiem obserwował Nithiraia, traktując go troszkę jak potencjalnego rywala, ale do tej pory nie interweniował. Wiedział, że zaatakowanie tutaj kogoś, by ustalić swoją dominację, no mogłoby się skończyć zagładą dla niego i Veir.
: 26 lis 2021, 16:09
autor: Kościany Kolec
Wyciągnął łeb do przodu, bez pardonu przyglądając się "glutom" zwisającym z pyska Veir. Faktycznie wyglądało inaczej, niż to, co czasem widział u siebie... ale on nie miał wąsów. Przynajmniej takich z ciała stałego.
Cofnął się, siąpiąc nosem, jakby chciał prewencyjnie zapobiec takiemu wyglądowi u siebie.
– Jestem Nithirai. Czy duże smoki nie mają dwóch słówek w imieniu? – zapytał zaintrygowany. Veir brzmiało mu jak typowe imię dla pisklęcia, a dorośli mieli inne, dwuczłonowe. Czyżby ta samica nie była dorosła? Bowiem nie miał pojęcia o tradycjach Plagi, że tam przyzwyczajenia są inne...
– Jesteś wężowa? – zapytał retorycznie, jakby chciał się upewnić. Spojrzał na proporcje jej ciała i ... faktycznie. Jej tułów i ogon mogłyby przypominać węża. – Ale węże nie mają wąsów. Ani glutów. – przekręcił łebek ze skrzywionym pyszczkiem. Ciekawski pyskacz.
Po zadanym mu pytaniu Nithirai klapnął na zadek. Stracił przy tym równowagę, bo klapnął idealnie w wykopaną przez siebie dziurę, więc z punktu widzenia samicy musiało to wyglądać komicznie, kiedy młody bęcnął z tylnymi łapami w przód, mając poważną trudność w wygrzebaniu się z dołka. Mruknął niezadowolony z siebie, że popsuł nawet drugie wrażenie przed nieznajomym i w końcu wyprostował z powrotem łapy, rezygnując z komfortu i odciążenia sobie stawów. Cóż on tam knuł, że nie chciał po prostu usiąść obok?
– Brzmi jak imiona przywódców Ognia. – wysnuł. Imiona kilku już zdążył poznać.
– Nie było u nas takich smoków. Była Runa Ognia, Trzask Płomieni, Wizja Ognia, Pióro Ognia, ale nikt Śmierci, Zagłady albo Wojny. – stwierdził. Wszystkich przywódców Ognia nie pamiętał, ale dał sobie ogon jeszcze raz ugryźć, że tych "dramatycznych" imion nie słyszał od nikogo. – A czemu pytasz? Jeżeli kogoś szukasz z Ognia, to powiem tacie! Tata często stoi na środku podczas zebrań i przemawia, pewnie wie więcej! – zaproponował, chcąc pomóc smokowi Plagi.
Kątem oka zerknął na rosomaka czując na sobie jego wzrok. Przekrzywił pytająco łeb w jego stronę, przenosząc go po chwili z powrotem na samicę.
– To miś? – zapytał, widząc pierwszy raz rosomaka na oczy. Bliżej było mu do niedźwiedzia niż do innego zwierzęcia, które mógł znać Nithirai... A misia już raz widział. Matkę też. Oj, uciekał ile sił w łapkach przed nimi.
: 03 gru 2021, 17:45
autor: Ołtarz Wyniesionych
Mają, jednak ta sprawa była wyjątkowo skomplikowana dla Plagi. Po co im tak właściwie zwykłe imiona? Chyba tylko dla Strażnika Gwiazd i by zachować chociaż część tradycji Wolnych. Kiedy ostatni raz została nazwana swoim pełnym imieniem? Nie pamiętała. Była po prostu Veir Sakralną, zwaną przez niektórych również jako "Veir Wrzucicielka", od ekstremalnych nauk pływania i może niedługo również lotu.
– Moje pełne imię, to Wrota Dziejów. W Pladze jednak większą wagę przypisujemy imionom pisklęcym i nimi w większości przypadków się posługujemy. – Wytłumaczyła Nithiraiowi. Chyba już nie upierał się tak przy tych glutach (albo swoją opinię zachował dla siebie), więc Veir mogła z nim trochę porozmawiać. Lubiła młodzików, w końcu była piastunką.
– To rasa smocza, dlaczego tak została nazwana? Pewnie przez długie ciało, porównaj sobie moje z innymi smokami, a gdybyś jeszcze do tego widział czystej krwi wężowego... są zazwyczaj o połowę dłuższe od zwykłych smoków, ale też o wiele niższe. – Ech, no i znowu te gluty. Chyba się wykończy. Chyba już łatwiejsze będzie zostawienie tego w ten sposób. Tak zwisały jej gluty z nosa, no i co z tego? Może taka tradycja?
– Też tak myślałam. Spotkałam kogoś takiego, chociaż był to raczej duch, niż smok, ta osoba przedstawiła się we właśnie ten sposób, zdawała się znać bogów związanych z moją religią, co bardzo mnie zdziwiło. Możliwe, że ktoś taki żył bardzo, bardzo dawno temu. – Cóż, była szczera. Przy okazji – widząc dziwne starania młodzika do siedzenia w konkretnym miejscu, nie tak blisko niej – usiadła obok Nithiraia, chociaż też zachowała podstawy posiadania własnej przestrzeni osobistej.
– Możesz go zapytać, byłabym wdzięczna. Kto... kto teraz jest przywódcą w Ogniu? Dawno nie rozmawiałam z kimś z waszego stada. – Jej mógł powiedzieć, prawda? Mieli sojusz. Jeżeli chodzi o Varnila...
– To rosomak. Jest o wiele mniejszy od niedźwiedzia, ale z kolei bardziej uparty, nieustraszony, wytrwały... cenię sobie coś takie u zwierząt. Może ty też chciałbyś mieć w przyszłości rosomaka? Niestety, nie występują tutaj. Varnila znalazłam w podziemiach za barierą. – Przy okazji rozsadziła drugiego, ale o tym nie wspomniała. Podsumowując – Varnil misiem nie był, co najwyżej takim białym, dla dziewczyny... no była taka piosenka.
: 09 gru 2021, 19:13
autor: Kościany Kolec
Przypisywanie większej wagi do imion pisklęcych, zamiast dorosłych... Czy to nie umniejszało danemu smokowi? Skoro wymogiem życia w stadzie jest awans i posiadanie jakiejś... "rangi", co dla Nithiraia było zaledwie tylko zmianą imienia, to nazywanie go imieniem sprzed ceremonii nie jest zniesławieniem? Sam na razie nie rozumiał dlaczego w ogóle istnieją "rangi" w stadzie. O ile zdążył się zorientować, nie ma jednoznacznego podziału na imiona dla łowców, wojowników czy innych rang, a różni się to tylko pomiędzy pisklęciem, adeptem i dorosłym. Wszyscy i tak robią to samo, więc po co ten bajer?
W sumie rozumiał tą smoczycę. Sam pewnie by tak postąpił i stado Plagi nie byłoby mu potrzebne, by zaszczepić w nim taką ideę.
– Aha, rozumiem. Też nie wiem dlaczego smoki zmieniają imię. Zmienianie imion jest fajne, ale chyba nie trzeba robić ceremonii do tego! – skwitował. Czemu smoki po prostu nie mogłyby oznajmiać drugiemu, że "od dzisiaj nazywam się Skunks" i tyle?
Smoki wężowe nazywają się tylko dlatego, że są podobne do nich? Co za bezsens. Węże nie mają łap, futra, glutów, nie zieją ogniem. To znaczy... gdyby to robiły to byłoby to niezwykle fascynujące, ale nie robią. Do Nithiraia jakoś nie docierało to, że nazwa rasy to tylko umowna nazwa, a nie coś, co wskazuje na powiązania z danym obiektem. Dlatego smoki drzewne nie mieszkają na drzewie ani nie rosną na nich liście, smoki górskie nie są wielkie jak góry, a wężowe... nie mają za wiele wspólnego z wężami.
Oblizał sobie nos.
– A myślałem, że jesteś spokrewniona z wężem. – zabłysnął. Ah, osłuchany w jednej kwestii, głupi i naiwny w drugiej. Ale cóż zrobić, gdy wiedzy o życiu uczyła go zdziczała matka.
– Duch? – odparł głośniej, gdy Veir opowiedziała historię związaną z osobnikiem, o którego pytała. – A kiedy go widziałaś? Co to za religia, ta Twoja? Nie wierzysz w tutejszych bogów? – zapytał. Tym razem wolał najpierw zadać pytania, a dopiero potem odzywać się z wnioskami. Jeżeli jakkolwiek miał je sensowne. – Może jakiś zwykły smok się tak nazwał i dlatego go nie znam... O przeciętnych smokach za dużo się nie mówi. – przyznał z pewną przykrością w głosie. Trochę tego żałował, że nie mógł się dowiedzieć kto był jego rodziną tyle pokoleń wstecz, ile zdołałby pojąć. O zwykłych smokach się zapomina. Chciałby to jakoś zmienić.
Choć sam na razie jest przecież tak przeciętny.
Nieświadomie nastroszył białe kolce idące wzdłuż jego kręgosłupa, gdy smoczyca siadła obok niego. Ukradkiem łypnął na dziurę pod sobą i obniżył swoje skrzydło, opierając jego palec o ziemię i zasłaniając ziemię błoną, by nie zwracać uwagi na to, co ma pod zadkiem. W jego ślepiach wyraźnie było widać skołowanie i walkę z niewiadomym problemem, ale pomimo tego nadal zgrywał takiego, co nie wie o czym mowa.
– Obecnie jest Mi... Mir Płomieni. Nie wiem co to znaczy, ale... jest fajna! Mówią, że bardzo młoda i przez to, że jest wiwerną nie stąd to może być jej trudno, ale... chyba sobie radzi! Tatko jest tym, który zawsze stoi obok, jest Zastępcą. – wypaplał, nie zważając na to, czy Ogień ma sojusz z Plagą czy też nie. Świta mu, że ich stado lubi się z nimi, ale Nithirai nie zawahał się przed opowiedzeniem o przywódcach tylko i wyłącznie ze względu na to, że ta smoczyca wydawała się jakkolwiek miła. I zresztą, miała problem, który chciała rozwiązać. A takim smokom trzeba pomagać.
– Możemy podejść do granicy z Ogniem i ja zawołam tatka. Możliwe, że będę musiał pobiec do obozu, ale jak poczekasz, to z nim będziesz mogła porozmawiać! – zapewnił z uśmiechem na pyszczku, dumny, że jest z niego jakiś pożytek.
Zaś rosomakowi przyjrzał się uważniej. Próbował znaleźć różnicę między nim a po prostu małym misiem, ale... faktycznie jedyną różnicą, jaką mógł zauważyć to była wielkość ciała. Łeb też jakiś mniejszy był, a ogon taki puchaty...
Jak u wiewiórki.
– A jak smakuje? – wypalił bez ogródek. – Skoro masz go ze sobą, to pewnie już kiedyś takiego jadłaś! Ja na przykład bardzo lubię wiewiórki. Są smaczne i fajnie chrupią w zębach, a wyplucie sierści nie jest takie złe jak przy innych zwierzaczkach. – skomentował.
Chyba trzeba mu wytłumaczyć, że kompani to nie jest jedzenie "na wszelki wypadek".
: 13 gru 2021, 20:05
autor: Ołtarz Wyniesionych
Plaga miała zupełnie inny system i w pewnym sensie te wyróżnienia nadal występowały. Najpierw była Veir, potem została Veir Sakralną. Jej taki system znacznie bardziej odpowiadał i nie wyobrażała sobie innego, przydomek to jedno, ale zmienianie imienia praktycznie trzy razy w życiu, bądź nawet częściej? To nie dla niej.
– Myślę, że nie trzeba robić ceremonii tylko i wyłącznie z tego powodu, ale warto przekazać na takiej reszcie stada swoje nowe imię. – Odpowiedziała. Cóż, z tymi nazwami smoczych ras było różnie, dajmy na przykład takiego Strażnika Gwiazd, smoka drzewnego. Mieszkał faktycznie na drzewie, smoki górskie dostosowane są do gór, ale inaczej sprawa ma się z olbrzymi i wężowymi, wtedy bardziej chodziło o wygląd i budowę ciała.
– Nie, nie jestem, chociaż... – Zastanowiła się bardzo intensywnie na dłuższą chwilę. Zarzuciłaby "ciekawostką", ale może iż umysł Nithiraia od tego eksploduje, gdyż byłoby to wielkie ujawnienie. – Wszyscy tak właściwie jesteśmy wężami. Słyszałeś o Uroborosie? Wężu zjadającym własny ogon. Chodzi o czas, on nie płynie, on zatacza kręgi. Przeszłość staje się przyszłością, dziadowie powtarzają błędy wnuków. Wszyscy jemu podlegamy. – No cóż, najwyżej młody faktycznie wybuchnie. Gdyby tak się z nim podzielić swoją religią... może nowy wyznawca wielkich bogów Północy?
– Powiedzmy, że mam naturalne predyspozycje do spotykania duchów, może widzę to, czego nie widzą inni, a może one mnie wyczuwają? A religia... wierzę w czas, wierzę w wielkiego Ognvara. Bogowie Wolnych Stad są słabi, nie warci uwagi, ale też można mieć do nich jakiś tam szacunek. Lepiej byś wyszedł nad tym, gdybyś uwierzył w prawdziwych bogów. Opowiedzieć ci o nich? Pochodzę z państwa smoków położonego na górach, było nas tam znacznie więcej niż osób ze wszystkich stad łącznie. Wszyscy w nich wierzyliśmy, widzieliśmy ich potęgę. Wierzyliśmy, że wielcy wojownicy, ci, którzy byli wierni stadu i własnemu honorowi, kiedyś trafią do Horidor – krainy, gdzie można pić i ucztować, a kiedyś, gdy nadejdzie koniec świata... wyruszyć do ostatniej bitwy. – Um, zrobiła się z tego mała "nauka wiedzy", ale postanowiła zapanować nad swoimi pragnieniami opowiedzenia młodemu o wszystkim. Po prostu gdy da się Veir wrota (żart niezamierzony) do mówienia o "jej stronach", to po prostu się odpala i nie idzie jej zatrzymać.
– Myślę, że możesz po prostu zapytać, w wolnym czasie. To nic bardzo istotnego, od czego zależałoby moje życie, a Mir pewnie jest bardzo zajęta, jak wszyscy przywódcy. – Dobrze wiedzieć, że głowa Ognia się zmieniła. Miała nieaktualne informacje. Bardzo nieaktualne.
– Wiesz... kompanów się raczej nie je. To twoi przyjaciele, kimś takim jest dla mnie Varnil. Kiedyś oswoisz swoje zwierzę i zobaczysz – nie traktuj go jednak jako niewolnika, a bardziej jako równego sobie. I nie wątpię, że wiewiórki są smaczne... chociaż ja przywykłam może bardziej do piżmowołów. – Te ostatnie słowa może nie były zbyt inteligentne, taka dyskusja o jedzeniu. No, ale zazwyczaj potrafiła się dogadać z pisklętami. Rzuciła młodemu przyjazne spojrzenie. Chętnie przysiadłaby się bliżej, ale potem będzie, że zła pani z Plagi narusza jego przestrzeń osobistą.
: 08 sty 2022, 21:28
autor: Kościany Kolec
Na chwilę się zamyślił. Sens organizowania ceremonii nie mógł polegać jedynie na tym, by ogłosić wszystkim swoje nowe imię. Inaczej nie byłyby nazwane ceremoniami, bo to zbyt duże słowo świadczące o pewnej oficjalności i świętowaniu, a zmiana imienia... Na matulkę, prędzej zrozumiałby ceremonie organizowane na wyklucie się na świat pisklaka. Podrapał ziemię pazurami i nie odpowiedział Wrotom.
Natomiast wzmianka o ... Uroborosie spowodowała, że w pewnym stopniu, któraś fałda na mózgu faktycznie się zepsuła. Nie wybuchła – bardziej... zacięła się. Potworny zgrzyt zębatek prawie było słychać poza jego czaszką, ale próba zrozumienia tego odbiła się echem od przekonania, że samica po prostu pomyliła kolejność słów. A błyskotliwy młodzik, rzecz jasna, pragnie to wypomnieć.
– Chyba "przyszłość staje się przeszłością" i "wnukowie powtarzają błędy dziadków". Nie można się cofać wprzód. – rozkminił Nithirai. Filozofia chyba totalnie mu nie leżała. Wolał eksperymentować z czymś, co można nazwać chemią, ale filozoficzne tematy po prostu odbijały się jak groch od groty.
A potem Veir zaczęła opowiadać o bogach. W przeciwieństwie do przemyśleń o Uroboros, Nithirai o bogach uwielbiał słuchać. Nie był pewien czy traktuje ich jak stwórców, ale ktoś w rodzaju "opiekuna" bardzo się uśmiechał Ognistemu, gdyby takowy istniał. Wysłuchał z dużą uwagą i zainteresowaniem jej słów i nasunęło mu się przy tym parę pytań.
– Dlaczego tych bogów nie ma tutaj? – zapytał. – I czemu twierdzisz, że tutejsi są słabsi od Twoich? Jest kilka rodzajów "bogów" na świecie? I na czym polegała potęga Twoich? – dodał, próbując się samemu nie pomieszać w pytaniach.
Pokiwał głową, gdy Wrota zasugerowała zapytanie Mir o smoka, którego poszukuje. Zapewne od razu po powrocie do obozu zahaczy o jej grotę i jeżeli tylko będzie obecna, zada jej to pytanie. Przywódcy prawie zawsze byli czymś zajęci, więc nie ma znaczenia kiedy się do nich podejdzie pozawracać głowę. Prawda?
Tak przynajmniej sobie wyobrażał to stanowisko.
– Piżmo...woły? Nie jadłem. – skwitował. Nie kłamał. Wiewiórki wystarczająco go syciły. – A to nie lepiej po prostu być blisko z jakimś smokiem, zamiast posiadać kompana? Można sobie przynajmniej z nim pogadać!
Trudno mu odmówić prawdy. Na dodatek przecież pewnie takiego kompana trzeba karmić, czyli tracić dla niego wiewiórki, o ile sam sobie czegoś nie upoluje. Ale nadal, raczej marne z niego towarzystwo...
: 18 sty 2022, 19:36
autor: Ołtarz Wyniesionych
Możliwe, że mózg Nithiraia zatnie się ponownie, ale lepiej nie wyprzedzać faktów, zwłaszcza, że Veir miała sposób na takie "ciężkie teorie", wszyscy należy rozrysować patykiem na ziemi, albo wytłumaczyć na przykładzie sznurka, a wtedy stanie się o wiele jaśniejsze. Z dosłownego punktu widzenia – oczywiście, że jej słowa nie miały sensu, jednak jeżeli mówi się o czasie, to już coś zupełnie innego.
– Wyobraź sobie, że to czas. – Wzięła jakiś giętki patyk i umieściła na ziemi. – Zdaje się płynąć od początku istnienia, zapewne zmierzając do samego końca. Jednak coś takiego jak "początek" nie istnieje, nie będzie również końca, gdyż sam czas jest nieskończony. Wszystko istnieje i wszystko istnieć będzie. Wróćmy jednak do samej linii. Czas tak naprawdę przepływa w ten sposób. – Zagięła patyk i stworzyła z niego spiralę ustawioną bokiem. – Widzisz? Ta część jest w tym samym miejscu, co ta. – I tak, akurat w tym przypadku był początek i koniec. – Jeżeli je zegniesz, niemal będą się stykać. Jeżeli historia się powiela od setek księżyców, to równie dobrze dziadowie mogą popełniać błędy wnuków. Horgifell traktowało czas, jak coś, co już się wydarzyło, wszystko, tylko my jeszcze tego nie doświadczyliśmy. Może inaczej, spójrz na naszą spiralę z patykiem. – Złączyła dwa końce ze sobą. Teraz faktycznie stały się jednością. – To jest czas. Uroboros zaś bez przerwy pożera samego siebie i jednocześnie się odradza. Niekończący się cykl. Dziadowie, ojcowe, synowie – wszyscy popełniają te same błędy. Teraz już rozumiesz? – Veir, jak to Veir – lubiła skomplikowane teorie, a tak właściwie wystarczyłoby ostatnie zdanie, by Nithirai mniej więcej zrozumiał, o co też jej chodziło.
– Są tutaj, obserwują nas, jednak działają tylko na Północy. Bogowie Wolnych Stad są słabi, potrzebują modlitw, by nie zniknąć. Widziałam jednego boga tego typu... kulił się przed zimnem w jaskini, gdyż ostatni wierzący w niego kult przepadł, a on niemal zginął na zawsze. Bogowie Wolnych Stad potrzebują nas, a to jest oznaką ich słabości. Nie znaczy to jednak, że nie powinniśmy okazywać im szacunku i nie znaczy to również, że nie są na tyle potężni, by w tym momencie mnie uśmiercić samą swoją myślą. Najwyższy Bóg Horgifell włada czasem, nie ma potężniejszego. To źródło wszechrzeczy, budowniczy wszystkiego, który z czasu lepi życie. – Wytłumaczyła. Nithirai był dosyć bystry, zatem czasami zapominała, że mimo wszystko jest pisklęciem, które jeszcze chwilę temu nie potrafiło odróżnić glutów od wąsów.
– Od zarania dziejów kompani pomagali istotom rozumnym. Z niektórymi kompanami możesz rozmawiać – chociażby z nieco bardziej inteligentnymi krukami. Przede wszystkim jednak – zwierzęta są lojalne. Zawsze będą u twego boku, w przeciwieństwie do smoków. – Chociażby ich sojusz – niby był, a jednak nie do końca. Taki sojusz Schrodingera, znanego filozofa smoczego, którego kot stał się legendą.
: 04 cze 2022, 17:06
autor: Księżycolica
Wyszła ze świątyni pełna boskiej inspiracji. Skierowała swoje kroki przez Puszczę w losowym kierunku wgłąb Terenów Wspólnych. Minęło kilka dni odkąd się tu pojawiła. Większość czasu spędzała w Skalnym Gigancie i Świątyni, więc nie miała możliwości przejścia zapachem Księżyca. Z jednej strony bardzo dobrze. Nie złożyła przysięgi, więc nie była jedną z nich. Była gościem, ale nie chciała nadużywać gościnności. Na szczęście spacery po Dzikiej Puszczy jej wystarczyły.
Wyszła nagle na równinę. Nie spodziewała się jej tu. Wzruszyła barkami skrzydeł, których lotki krzyżowały się nad zadem. Może spędzić trochę czasu tutaj zanim wróci do Giganta. Chciała rozszyfrować i poznać więcej znaków zanim znów spotka się z Pogawędką. An szła powoli, rozglądając się na boki, wiedząc, że jest tylko względnie bezpieczna.
: 08 cze 2022, 21:18
autor: Granica Lustra
W sercu dzikiej puszczy przesiadywał Granica Lustra. Mag trenował swoje umiejętności i starał się powoli unosić coraz to większą ilość kamieni które okrążały go powoli w nieskończonym tańcu. Można było uznać że tworzyły niejaką kopułę w około maga. Widać było że powoli jego maddara go zawodziła bo po 15 kamieniach zaczął się męczyć. Nie ważne ile by próbował nie potrafił się zmusić go podniesienia kolejnych. Było to widać też po kamieniach które były już w powietrzu, te były coraz bardziej wolniejsze i stopniowo lecz nieubłaganie zbliżały się do ziemi.
: 08 cze 2022, 21:59
autor: Księżycolica
Zauważyła obcego smoka ewidentnie ćwiczącego swoją maddarę. Był w tym naprawdę dobry. Sama miała mnóstwo magii w swoim ciele, czasem aż pulsowała boleśnie. Jednak kontrola nad nią nie była taka łatwa. Niemniej podeszła cichaczem i podniosła magią pięć kamieni, dołączając je do pozostałych wokół maga. Z racji odległości nie było to takie łatwe. Zaraz je więc opuściła.
– Witaj. Czyżbyś był magiem? – Zapytała raźno, ale spojrzenie miała uważne. Nie pachniała żadnym stadem i mógł ją zaatakować. Chociaż z jakiejś strony wyobrażała sobie, że czarno-biały jak ona smok, nawet jeśli w poziomie, nie zrobi jej krzywdy.
: 13 cze 2022, 19:51
autor: Granica Lustra
Tutaj jednak samica mogła się zdziwić gdyż Isir już od jakiegoś czasu wyczuwał obcą maddarę Gdy jednak ta się odezwała samiec szybko odwrócił się a kamienie stanęły w miejscu by powoli opaść formując koło w oku niego.
– Tak, a ty kim jesteś?
Zapytał nie mogąc wyczuć od niej żadnego zapachu stada. Było to o tyle niepokojące że była bardzo dobrą kandydatką na ewentualnego szpiega. Mierzył ją wzrokiem ale nie pokazywał po sobie swoich niepewności by jej nie wystraszyć.
: 20 cze 2022, 19:07
autor: Księżycolica
Przyzwyczajona do bezpieczeństwa wokół świątyni, podeszła bliżej, opuszczając kamienie podobnie jak on to zrobił, ale przez moment mógł wyczuć silny napływ maddary, jakoby nagle buchająca ze smoczycy aura. Sama skrzywiła się lekko, ale nie dała po sobie bardziej poznać, że nić łącząca ją z kamieniami z nagła nasyciła się magią bez jej pozwolenia i wypadła spod kontroli, co ucięła szybko, kosztem miniaturowej implozji wyczuwalnej w ciele smoczycy. Ból jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął ze spojrzenia jej chłodnych oczu.
Gdy się zbliżyła, poczuł zapach wczesnej zimy, pierwszego śniegu, do czego porównać można było woń młodszej smoczycy. Wydawała się mieć mniej niż dwadzieścia książycy, przynajmniej po bliższym przyjrzeniu się. To futro robiło z niej pełnowymiarowego smoka, co można było poznać po długich kosmykach opadających łagodnie z jej szyi i ogona, tworząc puchaty łepek i palce łap karykaturalnie małymi do reszty ciała. Ona też poczuła jego zapach. Zapach gór i iglastego lasu, który budził jej wspomnienia i domagał się, by go wdychała.
– Anarea. – Odparła po krótkiej chwili milczenia, podczas której zdążyła się już zganić za głupie użycie Daru Niebios, Daru Naranlei. Przyjrzała się uważnie temu smokowi i widząc jego podobieństwo do niej samej, zaczęła się zastanawiać. Wychowując młodego hipogryfa poczuła się matką i jej hormony buzowały. Nic więc dziwnego, że wypowiedziała następne słowa... – Zmierz się ze mną. – Powiedziała z nagła. Jej futro zafalowało jakoby trawa przy nagłym podmuchu wiatru. Sierść podniosła się i opadła na myśl o walce, przez przypływ adrenaliny, zalśniła lekko, zadbana przez ciągłą pielęgnację miękkim językiem smoczycy.
: 20 cze 2022, 21:18
autor: Granica Lustra
Przyglądał się samiczce bardzo uważnie. Na pewno musiała być samotnikiem inaczej tak beztrosko by do niego nie podeszła. W końcu jednak przedstawiła się, Isir od razu po tym zaczął myśleć czy słyszał już kiedyś o samicy zwanej Anarea jednak nie potrafił sobie nikogo takiego przypomnieć. Samica zaskoczyła go jednak nim zdążył jakkolwiek zareagować bo oto padła propozycja rywalizacji.
– Chcesz ze mną walczyć? Cóż jeśli nie jest to konieczne to odmówię bo niedługo planuję wyprawę a połamane kości i stracona krew to ostatnie czego potrzebuję. Jednak zawsze możemy zmierzyć się w inny sposób na przykład kto dłużej utrzyma maddarą duży głaz.
Wyprostował się i wypiął pierś by wyglądać na jeszcze bardziej wyższego niż do tej pory. Był rosłym, i zdrowym samcem więc nie dość że wydawał się większy to jeszcze przy odpowiednim świetle był też piękniejszy szczególnie przez jego złociste pasy biegnące od oczu.
: 20 cze 2022, 21:43
autor: Księżycolica
Jego wzrok na jej ciele sprawiał, że miała dreszcze. Dlaczego? Czemu tak ją ciągnęło do Plagijczyków? To wina wyłącznie zapachu? A może czegoś jeszcze? Nie była pewna. Ale odkąd została matką interesowała się samcami. Albo – bardziej się nimi interesowała. Była już w Tym wieku.
Chciała walczyć z nim pazurami, ale miał inny pomysł. Wahała się długo nim potaknęła. Gdy podnieśli kamienie, smoczyca starała się wyciszyć. I nagle to poczuła... Poczuła jak maddara w jej ciele pcha się do kołyski maddary, która nosiła głaz.
– Padnij! – Krzyknęła, po czym skoczyła, starając się jak najdłużej utrzymać twór na jawie. Jednocześnie z tego powodu Lustro mógł wyczuć, jak jej twór przesyca się magią, a gdy tylko ta została odcięta od źródła implodowała czernią i bielą, pyłem magii, który widziała tylko smoczyca jako jej posiadaczka, a którą na swój sposób mógł wyczuć Granica.
Usłyszał wybuch, a potem jęknięcie. Smoczyca, która go zasłoniła, osunęła się na ziemię. Krwawiła z barku, w który oberwała sporym kawałkiem wysadzonego kamienia. – Nic ci nie jest? – Zapytała, widząc odpryski kamieni porozrzucane po okręgu wokół nich. Przytknęła język do rany i polizała ją by ją oczyścić. Syknęła z bólu. – Na Naranleę, jak głupią mogę być?! – Zapytała się siebie nieco za głośno. – Obiecałam sobie nie używać magii bez wyraźnego powodu. Naranlea musiała się wściec. W każdym razie możesz oczyścić ranę, za bardzo boli gdy sama to robię. – Cofnęła pyszczek i spojrzała w drugą stronę, na samca.
: 02 lip 2022, 11:32
autor: Granica Lustra
To co się zdarzyło było nieprzewidywalne a Isir nie lubił takich rzeczy. Mimo wszystko uchylił się i na całe szczęście nie został ranny Mimo wszystko Samica była mocno ranna. A co gorsza Isir nie wiedział czy miała jakieś stado.
– Na Bogów, Do jakiego stada przynależysz trzeba ci natychmiast wezwać uzdrowiciela.
Isir po tych słowach nie czekał nawet na odpowiedź tylko przystąpił do tego o co prosiła samica. Delikatnie zaczął oczyszczać językiem ranę. Nie był uzdrowicielem ale przynajmniej mógł jakoś przygotować ranę do czasu przybycia owego smoka. Miał tylko nadzieję że ta cała sytuacja nie jest jakąś dziwną prowokacją. Mimo wszystko nie widział powodu by nie pomóc samicy chociaż trochę.
: 02 lip 2022, 19:33
autor: Księżycolica
Przez chwilę syczała jak krokodyl, myśląc intensywnie. Czy ich dzieci będą czarne, czy białe? Potrząsnęła łbem. Ah te wzbierające hormony. Niemniej gdy widziała jak lizał jej rozcięty bok, zostawiając na niej swój zapach... Do tego był wyrośniętym samcem, a to sprawiało, że był tym bardziej atrakcyjny dla smoczycy, która chciała mieć silne pisklęta. Zacisnęła pysk niemal do krwi. Niemniej mimo obcej krwi... zaraz, zapytał o coś.
– Nie, nie trzeba, to się zagoi. Ale... – Spojrzała mu w oczy bystrze. Był wyrośnięty więc miał zdrowe ciało, nie był umięśniony, ale zdradzał talenty magiczne. I to nie takie małe. Wydawało się, że byli sobie równi... o ile taki byłby kaprys Naranlei. – Posiedź tu ze mną jeszcze chwilę, co? Wrócę do siebie gdy poczuję się lepiej. Widzisz, mam córkę, nie chcę się jej pokazać w takim stanie za szybko.
Pisklęcia równina
: 16 gru 2022, 13:07
autor: Ostatnie Mrozy
– Temperatura chyba powinna być wyższa, żeby się udało. Chyba, że powinniśmy zmielić ten piasek drobniej?
– Prawdopodobnie ma też znaczenie skąd jest ten piasek. Może masa wyjdzie inna jeśli weźmiemy go z innej części terenów.
– A jesteś w stanie wyczarować inne źródło ciepła niż płomień? Kawałek roztopionej skały na przykład?
– Mogę spróbować, ale to skonsumuje znaczą część mojej mocy.
Su i Kaveh siedzieli przy kopie piasku przyniesionej z Wielkiego Ognistego Pustkowia. Całkiem niedawno odkryli, że piasek potraktowany wysoką temperaturą tworzył plastyczną masę burego koloru, która po wyszlifowaniu całkiem ładnie lśniła. Po podpytaniu kilku bardziej obeznanych smoków, dowiedzieli się że prawdopodobnie udało im się wytworzyć szkło. Kontynuowali więc swoje eksperymenty w różnych miejscach, szukając głównie tych odludnych, gdyż w rachybę wchodziły duże ilości maddary oraz wysoka temperatura. Przed smokiem i jego kompanem znajdowało się kilka różnych grudek o różnym stopniu zabrudzenia oraz wypłowiałych kolorów.
[mention]Sekcja Zwłok[/mention]
Pisklęcia równina
: 17 gru 2022, 19:10
autor: Ślepa Sprawiedliwość
Powietrzny orzeł latał wysoko pośród chmur, lustrując okolicę, gdy jego wzrok przykuł dziwny obrazek smoka, harpii i kilku kupek piasku. Jak zawsze, podzielił się tym co zobaczył ze swoją kompanką, która podróżowała powolnym spacerkiem poniżej pośród traw. Zaciekawiona, skierowała się w stronę obcych, już z daleka wychwytując zapach Stada Słońca, unoszący się w powietrzu.
– Dzień Dobry! Jestem Mirri, Piastunka ze Stada Ziemi – przywitała się ze smokiem i jego harpią. Przyłożyła przy tym metalową łapę do piersi i pochyliła łeb w ukłonie. Mimo że jej czarne ślepia nie były w stanie niczego dostrzec, miała inną parę oczu, latającą wiele skrzydeł ponad smoczycą, pozwalającą jej obserwować swoje ruchy w trzeciej osobie. Było to dziwne doświadczenie, do którego długo się przyzwyczajała i mimo że szło jej już o wiele lepiej, nadal nie było to równe prawdziwym oczom.
Nie umknęła jej jednak obecność przyniesionego tu piasku oraz rozmowa o czymś, co brzmiało jak eksperyment.
– Hmm, co robicie? – zapytała, przekrzywiając ciekawsko łeb na bok. – Podgrzewacie piasek? W sumie o takiej zimnej porze pewnie niektórym braknie uczucia ciepłego pustynnego piasku, ogrzewanego promieniami słońca. Choć, mówiąc szczerze, ja nigdy za nim nie przepadałam. Nie mówiąc już nawet o przesuszających się błonach.
// [mention]Kwietny Kolec[/mention]
Pisklęcia równina
: 19 gru 2022, 21:28
autor: Ostatnie Mrozy
Jak zwykle Kaveh był bardziej czujny od niego. Trącił go skrzydłem w bok, sprawiając że smok zaczął nasłuchiwać by po chwili usłyszał i zobaczył zbliżającą się zielonołuską smoczycę. Znał ją z widzenia, pamiętając głównie ze Spotkania Młodych, choć nie przykładał do niej wtedy specjalnej uwagi, bardziej skupiony na naukach Strażnika Gwiazd.
– Witaj. Ja jestem Su, adept Stada Słońca, a harpian obok mnie to Kaveh, mój kompan. – przedstawił się, również pochylając rogaty łeb. Zastrzygł uszami, spoglądając na smoczycę. – Przepraszam, ale co stało się z twoimi ocz...Ugh! – sapnął, gdy Kaveh sprzedał mu mocnego kuksańca prosto w żebra.
– Wybacz impertynenckie pytanie mojego opiekuna. Czasami nie potrafi powstrzymać swojej ciekawości do kulturalnego poziomu. – powiedział, spoglądając na Su spod byka. Niech nawet nie próbuje pyskować, posiadając takt który mógł się zmieścić w czubku szponu! Odsunął się kawałek by pokazać smoczycy piasek i kawałki stworzonego przez nas materiału. – Nie tyle tęsknimy za wylegiwaniem się na ciepłym piasku, co próbujemy wytworzyć szkło. Najlepiej kolorowe by jak najlepiej przyozdobić moją osobę. Sprawdzamy różne rodzaje piasku i różne dodatki z którymi możemy go mieszać, a potem różne temperatury, z których wychodzą różne masy. Szukamy takiej, która da najlepszy kolor, a potem...potem...umhmm... – zaciął się.
– Potem będziemy musieli opracować metodę produkcji. Część da się uzyskać maddarą, ale wolałbym używać jej jak najmniej w całym procesie. Jak uzyskać różne kształty, zdobienia, odpowiednią wytrzymałość i ciężar. – uzupełnił Su, nadal przyglądając się smoczycy. Co było nie tak z jej ślepiami? I czy to była ruchoma proteza? Jak była zbudowana? Czy musiała ją konserwować? Jak była wytrzymała? Nietypowy przedmiot od razu wytworzył całą ławicę pytań w głowie adepta.
[mention]Sekcja Zwłok[/mention]
Pisklęcia równina
: 22 gru 2022, 15:12
autor: Ślepa Sprawiedliwość
– Ach, ale nic nie szkodzi – odparła, widząc zakłopotanie harpii.
– Utrata wzroku to kara jaką nałożyli na mnie bogowie, za kradzież ich iskry. To nie jest nic sekretnego i było przy tym wielu świadków, ale w sumie minęło już sporo czasu od tego więc mogliście tego nie widzieć. Ach, ale wracając do szkła...
Pochyliła szyję i przyjrzała się kupce piasku i błyszczącym odłamkom. Maddara zawibrowała delikatnie w powietrzu, pozwalając smoczycy dostrzec rzeczy, których naturalnie nie byłaby w stanie. Uniosła prawą metalową łapę, z której wydobywało się ciche metaliczne klikanie z każdym ruchem, i podrapała się mosiężnym pazurem po podbródku.
– Hmm... bardzo ciekawe – stwierdziła, podnosząc łeb.
– Szczerze podziwiam smoki parające się rzemiosłem innym niż tworzenie run i eliksirów. Mogę wam nawet zdradzić mały sekret: jeśli chcielibyście trochę naturalnego szkła, dla inspiracji, porównania i ogólnie badań, możecie znaleźć je w Lustrzanym Lesie na południowy wschód od Zimnego Jeziora i Giganta na wyspie. Są może trochę surowe, ale na pewno przydadzą się wam w poszukiwaniu idealnej receptury. No i sama okolica jest też cudowna. Rozpoznacie ją z daleka po lazurowej trawie i kryształowych drzewach, które świecą się delikatnym blaskiem, nadając temu miejscu istnie niebiańskiej atmosfery.
Zatraciła się na moment we własnych wspomnieniach, "patrząc" gdzieś wysoko w przestrzeń. Dawno już nie była w tamtym miejscu, ale niestety żadna sonda czy przesłany obraz nie będzie się równał z zobaczeniem go na oczy. Niestety, nie doświadczy już tego nigdy, a przynajmniej nie w najbliższym wieku.
// [mention]Kwietny Kolec[/mention]