Strona 26 z 35

: 05 sie 2020, 1:03
autor: Pasterz Kóz

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Skrzywił się, wyraźnie niezadowolony z tego, iż udzielił złej odpowiedzi. Niestety nie wiedział wszystkiego i nie spotkał jeszcze takiego zwierzęcia, a ciężko było spamiętać nazwy każdego jeśli nie miało to realnego przełożenia. Na szczęście Mergo była od tego, aby w tym temacie rozwinąć wiedzę smoka.
– Chyba... Chyba nie słyszałem, a już na pewno nie widziałem. Mógłby się jakoś różnić od tych wszystkich kopytnych. Jakby nie mogły mieć, nie wiem, dodatkowego palca czy coś – stwierdził. -To jakieś górskie zwierzę jak zgaduję? – dopytał nauczycielki. Na wieść o poprawnej odpowiedzi o zającu uśmiechnął się szerzej i nieco rozpromienił, a już szczególnie, gdy dowiedział się, iż prawidłowo rozpoznał ślad biesa.
– Nie miałem tej wątpliwej przyjemności, aby go spotkać. Zastanawiałem się nad nim jako potencjalnym kompanem ze względu na jego spore rozmiary oraz dużą siłę. Tylko nie powtarzaj tego Brodaczowi, mojemu krukowi, bo do końca życia będzie obrażony za to – ostrzegł. Teraz skupił całą swoją uwagę na rysowanych śladach, próbując porównać tropy do tych, które już napotkał. Jak któregoś nie znał to po prostu próbował wyobrazić sobie jakie zwierzę mogłoby zostawić taki ślad. Oczywistym było, że pierwszego nie zostawiłby wilk czy cokolwiek innego z łapami. Raczej nie było zwierzęcia na tyle inteligentnego, aby kamuflować swoje ślady tworząc inne.
– Dla żartu wskazałbym dzika jako twórcę takiego tropu, ale nie byłoby to zbyt zabawne. Myślę, iż należy to do jakiegoś węża. Brak kończyn oraz zygzakowaty ślad świadczy o poruszaniu się na boki, o wiciu się. Ciężko mi ustalić czy to jakiś zaskroniec czy inny gad tego pokroju. Mięsa i tak nie byłoby z nich za wiele, więc jeśli nie jest jadowity to nie ma to większego znaczenia. Może tylko pozwoli określić miejsce gdzie szukać, w przypadku gdyby taki osobnik przykładowo lubił się wspinać to mógłby spodziewać się znaleźć go na drzewie – podsumował. Teraz przeszedł do drugiego śladu, należącego do tych z kategorii "nigdy nie wiadomo czy to na pewno to". Zaczął dokładnie przyglądać się i analizować długość łapy, rozstaw palców, kształt, pazury i tym podobne. Za małe to było na niedźwiedzia, za dużo na skunksa, czyli coś pomiędzy. Było tyle zwierzyny o takim kształcie, że aż ciężko było wybrać konkretny gatunek, jednak po krótkiej chwili milczenia podjął decyzję
– Wydaje mi się, iż należy do któregoś z łasicowatych. Obstawiam borsuka, rozmiar by się zgadzał w przeciwieństwie do tchórza, skunksa czy niedźwiedzia. Nie wykluczam, że może to być nagle młode jakiegoś większego zwierza z tej rodziny, ale tego nie rozpoznam, prawda? – spytał retorycznie i przekierował swój wzrok na samicę. Uśmiechnął się do niej lekko, licząc na kolejne pochwały oraz potwierdzenia odpowiedzi. Głupio byłoby pomylić się z tak potencjalnie łatwym zadaniem.

// Wyjątkowo nie będę bił ani ganiał za to xD Luzik

: 05 sie 2020, 19:47
autor: Pogoń Brzasku
Dobrze, że Gwieździsty ją zrozumiał! Pokiwała z zadowoleniem głową, na jego wzmiankę o dodatkowym palcu.
Dokładnie! Wtedy można by było je tak łatwo rozróżniać. Jeśli chodzi o piżmowoła, to tak – górskie. Muszę ci, wam, kiedyś przynieść z niego futro. Jest niepowtarzalne! Długie, ciepłe. Bardzo charakterystycznie pachnie – znowu schodziła z tematu! Ale musiała poinformować Gwieździstego, jakie wspaniałości czyhały w górach.
Pokiwała głową, niby w zrozumieniu, gdy smok wspominał o... kompanie? Identycznego słowa użył Bojowy, gdy opowiadał jej o zwyczajach polowań. I w dodatku Gwieździsty mówił o kruku! Nie słyszała nigdy, by smok za kompana miał zwykłe zwierze. Musiała ten temat zbadać, ale to może po nauce...
Pierwszy ślad był mocno charakterystyczny, więc spodziewała się, że samiec nie będzie miał z tym problemu. Wąż był odpowiedzią niemal rzeczywistą.
Świetnie. Wąż nie był bardzo wymagający, ale z tym borsukiem to wspaniały strzał. Jeśli chodzi o inne łasicowate, jak tchórz czy może kuna, to też często są one smuklejsze, także w łapkach, więc środkowa poduszka, pod palcami, często też jest mniejsza, drobniejsza. A młode zwierzęta... jeśli ślady są widocznie mniejsze od tego, jak zwykle wyglądają one w przypadku dorosłego osobnika, to są duże szanse na to, że młode podróżuje z rodzicem. Wtedy znalazłbyś pewnie gdzieś niedaleko ślady matki. Ale nie dotyczy tu tego przypadku, tutaj narysowałam ślad borsuka, którego świetnie zidentyfikowałeś. Brawo – uderzyła ogonem w podłoże, niczym w poklasku dla dedukcji Gwieździstego.
Generalnie, ślady zwierzyny są do siebie podobne. Tak jak mówiłam, żubr z łosiem, czy sarna z danielem. Kozica z owcą... i tak dalej w zasadzie. Łasicowate są do siebie też podobne, jak mówiłeś. Koty, jak rysie czy pumy... Gdy ślad jest niewyraźny, to nawet wprawiony łowca nie byłby w stanie odróżnić od siebie zwierząt z jednego gatunku, ale nie warto się tym przejmować. Ważne, żeby mieć ogólną świadomość, co tropisz, żeby nie wpaść w sidła jakiegoś biesa, czy innego czarta. Warto też umieć też rozpoznawać ślady pod kątem ilości zwierząt. O ile na przykład samotny wilk nie stanowi wielkiego zagrożenia, i może być łatwym łupem, to trzy czy cztery już mogą być niebezpieczne... – znowu się rozgadała. Gwieździstego na pewno nudziły już te gadaniny!
Zanim oboje zaśniemy od tego paplania, może spróbujesz coś tutaj znaleźć? Na pewno przechodziło tędy trochę smoków, jeszcze jest wilgotno, może coś wisi w powietrzu... – odetchnęła głębiej, i machnęła łapą, wskazując na równinę i pobliskie drzewa. Niech się rozejrzy, powdycha i posłucha!

: 06 sie 2020, 20:59
autor: Pasterz Kóz
Uśmiechnął się na myśl o takim futrze. Samemu miał w swojej jaskini tylko to z żubrów i choć było ich kilka to nie stanowiły imponującego łupu.
– Chętnie przyjmę taki podarunek, choć nie wiem czy będę miał czym się odwdzięczyć. Raczej nie zainteresują Cię skorupy żółwia albo rybie łuski – zauważył. Jako morski miał lepsze predyspozycje w eksploracji głębin, za to zwierzyna, która czaiła się w wodzie, nie należała do pożytecznych w inny sposób niż jako pokarm. W końcu takie futro zmoczyłoby się i ciągnęło w dół, dlatego futrzaste smoki nie lubiły pływać.
Ponownie wdzięcznie wyszczerzył zielone zęby, jak gdyby pokazując "mów mi jeszcze". Każdy lubił komplementy, a on nie był wyjątkiem. Póki co świetnie sobie radził, może nadawałby się na łowcę? Na resztę pokiwał głową ze zrozumieniem, przyjmując do wiadomości informacje o młodych czy różnicach w łasicowatych.
Nie nudziły go zadania związane z rozpoznawaniem tropów, absolutnie! Nawet podobało mu się to, utwierdzał się w swojej wiedzy i nie licząc drobnych potknięć dobrze mu szło. Skoro jednak nauczycielka wydała polecenie to nie zostało nic innego jak go posłuchać. Wpierw rozejrzał się dookoła czujnym wzrokiem, analizując każdy fragment terenu dookoła w poszukiwaniu śladów takich jak odciski łap czy ogona, ale też odchody, połamane gałązki, oberwana kora, zadrapania na drzewach. Wieczne deszcze nie ułatwiały roboty, zwłaszcza teraz. To co mogło odbić się w błocie już dawno zostało rozmyte przez wodę, gdzieniegdzie jednak widoczne były pozostałe tropy, wskazujące na smoki, a nawet kilkoro.
Teraz zamknął oczy, skupiając się na wywęszeniu każdego możliwego zapachu. Raz za razem nabierał powietrza nozdrzami, analizując pojedyncze wonie i rozkładając na czynniki pierwsze, żeby poznać ich źródło. Jeśli coś cuchnęło to najczęściej były to odchody albo pot. Najmocniej wyczuwalnymi zapachami były te należące do niego i Mergo, starał się je jednak ignorować, podobnie jak wszechobecną woń trawy, deszczu, świeżej żywicy czy oddalonej nieco dalej, lekko ostrawej mięty albo innego ziela. Mimo to udało mu się znaleźć ledwie wyczuwalne, stare zapachy smoków Ziemi, choć nie rozpoznałby kto to był. Były też inne nutki, choć o wiele słabsze, a zatem mniej liczne.
Na koniec pozostawił słuch. Badał każdy szelest, każde drgnięcie liści czy trzask łamanej gałązki. To co jednak było najgłośniejsze to szum deszczu. Taka pogoda utrudniała polowanie, ale nie dało się nic z tym zrobić, zatem szukał głębiej. Ich własne oddechy, świst wiatru, trzaski, szelesty, kap, kap... Nie, nic z tego, byli tutaj sami.
– Było tutaj kilkoro smoków, nawet całkiem niedawno. Sporo Ziemnych, ale też dwa zapachy należące do kogoś innego. Pewnie jakieś spotkanie rodzinne, ciężko coś mi stwierdzić po takim czasie. Ten deszcz działa mi na nerwy, capi, hałasuje i utrudnia znajdywanie śladów! – krzyknął oburzony, unosząc łeb do góry i wpatrując się w burzowe chmury. Jeszcze gdyby ta wszechobecna woda przynosiła jakąkolwiek ulgę! Może i bywało chłodniej, ale za to strasznie duszno i parno. Jakby nie mogło być stabilnie, czyli nie za zimno, nie za gorąco!

: 15 sie 2020, 20:41
autor: Pogoń Brzasku
Ślepia jej zabłysły, gdy samiec wspomniał o żółwiu. Nie widziała nigdy takiego stworzenia na żywo, ale słyszała o nim. Wydawało się totalnie dziwne, więc naturalnie, że Mergo chciałaby skorupę takiego żółwia!
Tak! Znaczy... zainteresują. Żółw brzmi super... – pokiwała głową. To będzie cudowna wymiana, nawet w sumie taka... kulturowa!
Potem jej uczeń zabrał się dzielnie do szukania, więc absolutnie nie chciała mu przeszkadzać. Zostawała z tyłu, cichutko drepcząc za smokiem. Milcząco obserwowała jego starania. Oczywiście, sama też rozglądała się, oddychała głębiej. Musiała przecież wiedzieć, czy Gwieździsty nie zmyślałby jej tu nic. Nie, żeby go miała podejrzewać...
Mhmmmm... – mruknęła przeciągle, usłyszawszy ocenę wojownika. – Tak, musiało być ich tu kilka. Deszcz jest... denerwujący, ale gdyby nie on, to pewnie zapachu też byś nie wyczuł. Byłoby sucho od słońca, gorąco, zapachy by zwietrzały i klapa – zwróciła uwagę. – Śledząc, musisz być skupiony. Śledząc żubra w lesie tak samo jak deszcz mogą ci przeszkadzać ptaki, wiewiórki, szum liści... To wszystko może być totalnie irytujące, ale nie musi. Skup się na zapachu, śladach, jakimś dźwięku, przefiltruj go sobie przez inne hałasy czy rozpraszacze... Oczywiście, skupianie się na tylko jednym bodźcu to też rzecz zgubna, to trzeba na siebie uważać. Ale! Morał jest taki, że nie możesz dać się denerwować jakiemuś deszczowi – pokiwała głową w rytm swoich morałowych mądrości.
A wracając do tego, co znalazłeś... jakieś jeszcze ślady się ostały na ziemi. Spróbuj ocenić, ile tu było smoków. Mówiłeś o spotkaniu rodzinnym – może znajdą się jakieś odciski małych smoczątkowych łapek...? – zachęciła smoka.

: 16 sie 2020, 0:50
autor: Pasterz Kóz
– No dobra, postaram się coś znaleźć może i przynieść za jakiś czas – odparł nieco zdziwiony. No tak, w górach żółwi raczej nie ma, jeszcze by pospadały i sobie te skorupki rozbiły o jakieś kamienie. Straszna szkoda by ich była. Będzie musiał poszukać jakiegoś w wodzie albo na lądzie, bo bywały przecież i takie. Pewnie ich znalezienie nie będzie tak łatwy, gdy będzie ich szukał, zatem może lepiej liczyć na łut szczęścia?
Pokiwał głową, uważanie słuchając Mergo. Faktycznie, słoneczna pogoda nie musiała być tak korzystna jak mogło się wydawać. Często przeceniamy to czego nie ma, myśląc, że jest lepsze niż to co jest teraz. Najlepsza byłaby może pogoda pomiędzy, parę dni po deszczu, ale jeszcze zanim zaczęłoby żarzyć. Choć pewnie i takie warunki nie byłyby idealne.
– Spróbuję jeszcze raz – powiedział, po czym znowu zabrał się do badania terenu. Zaczął od całkowitego wyciszenia się. Przymknął oczy, wziął parę oddechów, postarał się wytłumić dźwięki dookoła, zignorować bycie mokrym czy temperaturę. Nawet jakby zacisnął nieco nozdrza mimowolnie, byleby dopuszczać do siebie mniej zapachów. Chwilę tak pobył, tłumiąc w sobie wszystkie zmysły, aż w końcu otworzył oczy i rozejrzał się dookoła po ziemi. Nie przeszkadzał mu już deszcz, przynajmniej nie w takim stopniu jak wcześniej. Nie zwracał uwagi na kroplę spadającą mu po pysku, na szum deszczu, na dźwięk własnego oddechu czy oddechu Mergo. Był skupiony na zadaniu, miał znaleźć, więc znajdzie. Analizował ziemię dookoła siebie, powoli okręcając głowę wraz z szyją, a zaraz za nimi całe swoje ciało. Nie śpieszył się, chodziło tutaj o dokładność i efektywność, nie był to wyścig. Gdzieniegdzie trawa była wciąż ugięta pod czyimś ciężarem, lecz tylko punktami, jakby od smoczych łap. Nie było szerszych okręgów mówiących o tym, że ktoś tam siedział, dziwne. Może przenieśli się gdzieś szybko przegnani deszczową pogodą i nie zdążyli się porządnie rozsiąść. Z resztą, mogli spędzać ten czas aktywnie, nie na pogaduchach, lecz tych śladów nie było znowu od groma. Jeśli zatem bawili się jakoś to w powietrzu, o ile w ogóle. Poranek dokładnie zbadał każde odbicie łapy czy ogona w błocie i w trawie, starając się wywnioskować gdzie zaczęły się ślady, dokąd prowadzą i co się stało po drodze. Od razu przy tym aktywował swój węch, żeby upewnić się do kogo należy trop. Jeden pachniał jak popiół, może wymieszany z siarką, znaczy ktoś z Ognia. Kilka pachniało mchem czy ziemią, czyli Ziemia. Ostatni, pojedynczy zapach, ledwo wyczuwalny, jakby... Krew? Plaga może? Zawsze miał z nimi problem, ich zapach był niczym krew wymieszana z padliną, potem i czymś jeszcze, chociażby łzami małych piskląt porywanych z jaskiń na obiad. Większość smoków przyleciała, co najmniej jeden przyszedł pieszo, bowiem ślady prowadziły w kierunku stada Plagi. Ciekawe.
Pora zdać raport. Zaczął po kolei tłumaczyć, wskazując pazurem na każdy zauważony trop i opisując go.
– Jeden smok z Plagi, jeden z Ognia, pięcioro z Ziemi. Nietypowe połączenie, ale nie mnie to oceniać. Pisklak z Ognia, Adept z Ziemi i reszta to dorośli, niektórzy nawet mocno starsi. Wiek rozpoznałem mniej więcej po rozmiarze łap czy długości ogona odbitego w ziemi, a stado po zapachu, ledwo już wyczuwalnym, ale jednak charakterystycznym. Znaczna część smoków przyleciała, ich ślady zaczynają się o tam, o. Dorosły z Plagi przyszedł pieszo z terenów swojego stada. Nie byli tutaj za długo, może deszcz ich przegnał albo odlecieli gdzieś indziej – skończył, po czym dopiero teraz skierował wzrok na Mergo, licząc na jakieś słowa uwagi albo pochwałę. Nie był nieomylny, warunki nie były proste, a on nie był Łowcą, choć robił co mógł.

: 16 sie 2020, 21:33
autor: Pogoń Brzasku
Ucieszyła się, gdy Gwieździsty zgodził się poszukać tego żółwia. Wspaniałe wieści! Ale opanowała swój entuzjazm, teraz był czas na naukę.
Cieszyła się, że miała posłuch u smoka, że była w pewnym rodzaju... autorytetem w tropieniu. Nie była nigdy w takiej sytuacji, ale musiała przyznać, że się jej to spodobało. Tak jak wcześniej, pozostawała z tyłu, doglądając starań smoka. Podążała za jego wzrokiem, po cichu analizowała również te tropy. Oddychała głęboko, ale cicho, smakując zapachów. Gdy smok przedstawił jej swoje wnioski, odnosząc się do odpowiednich tropów, aż przyklasnęła mu łapami.
Świetnie! Bardzo dobrze. Bezbłędnie ich tu wszystkich policzyłeś. Z taką ilością śladów, po takim czasie, mogło być trudno, ale poradziłeś sobie. Sama też wyczułam tutaj po zapachu Ziemnych. Ognistego zgadłam po siarce, ale ostatni zapach jest dziwny, prawda? Słodki, jakby zepsuty, ale też trochę metaliczny. To ta Plaga, tak jak powiedziałeś. Strasznie... dziwacznie pachną. Ale charakterystycznie. Szczerze, to nie miałam nigdy z nimi styczności. A wracając do tropów... Zwróć też uwagę, na ślady tego z Plagi... – skinęła głową na tropy. Był najmniej widoczne, ale plusem było to, że można było prześledzić je do lasu, gdzie deszcz nie zmył ich tak doszczętnie. – Są najmniej widoczne, smok musiał stąpać lekko. Ten rozstaw łap też nie jest typowy dla spaceru, marszu. I tropu znikają w pewnym momencie, niedaleko miejsca, gdzie ktoś musiał siedzieć. Zupełnie... jakby smok skoczył, prawda? Niczym na polowaniu, podkradasz się do zwierzyny i atakujesz z zaskoczenia. Tylko w tym przypadku, zwierzyną musiał być drugi smok – zmarszczyła lekko nos. Nie podobały się jej takie wnioski, ale była pewna swojej oceny. – Musiało tu coś ciekawego zajść. Ale... ślady powiedzą nam tylko tyle, ile możemy z nich wywnioskować. A to nie jest wystarczająco, szczególnie, że minęło trochę czasu. Może ci następni Ziemni przybyli tu również zbadać tę sprawę, jak przypadkiem zrobiliśmy to my...? Może zebrali się tylko przypadkiem. Zgaduj zgadula. Niemniej, Gwieździsty Poranku, poradziłeś sobie świetnie, jak na nie-łowcę! – pochwaliła smoka. – Nie mam więcej pytań. Mam nadzieję, że przybliżyłam ci nieco tropienie – pokiwała głową, i uśmiechnęła się lekko.

// raport

: 18 sie 2020, 0:18
autor: Pasterz Kóz
Pokiwał głową słuchając nauczycielki i wykonując jej podejrzenia. Imponowała mu swoimi sposobami dedukcji, jak to z prostych tropów całkowicie zniszczyła jego teorię o pikniku rodzinnym, a za to wysnuła własną, zdecydowanie bardziej realną.
– Podejrzane... Warto by było popytać w stadzie, ale skoro to pewnie przedawniona sprawa... Mniejsza z tym póki co – wzruszył barkami. – Dzięki za pomoc i pochwały, doceniam to, zwłaszcza, że nigdy nie nazwałbym siebie świetnym nie-łowcą! – uśmiechnął się do niej. Cieszył się, iż spotkał ją i w ogóle zgodziła się na naukę. Mogła odmówić, nie miała w końcu w pełni rozwiniętej więzi ze stadem i pewnie był dla niej trochę obcy. Musiało być dziwacznie tak znaleźć się nagle na innej ziemi, z dala od gór.
– Więc... Może mogę jakoś się odwdzięczyć za to? – spytał wpierw, choć samemu nie miał pomysłu na to, oprócz materialnej zapłaty. – I jak w ogóle oceniasz życie tutaj, wiesz, w Ziemi. Fajne smoki... Czy coś takiego? – spytał trochę zawstydzony, aż ogon mu drgnął uderzając lekko końcówką o ziemię. Miało wyjść to bardziej naturalne, ale nie za bardzo w sumie radził sobie z rozmowami z... z kimkolwiek w sumie.

: 20 sie 2020, 18:23
autor: Pogoń Brzasku
Potrząsnęła przecząco łbem. Nie mogła chyba zażądać zapłaty, prawda? Znaczy... nie wypadało chyba tak. Skoro mieli być w tym samym stadzie, to chyba pomagali sobie bez żadnych oczekiwań.
Żyje mi się... – zamilkła na chwilę, widocznie zastanawiając się na odpowiedzią. – Dobrze. Znaczy, nie poznałam w sumie wielu smoków. Jesteś ty, Bojowy i Soczysty, Przywódczyni, Basior... Ale jesteście całkiem mili. Znaczy, na pewno jesteście mili, jak na to, że wcale nie jestem w sumie oficjalnie członkiem waszego stada – pokiwała powoli głową. Jakaś... dziwna ufność była w tutejszych smokach.
Właściwie... to chciałam o coś zapytać. Mówiłeś o jakimś kompanie, "Brodaczu", czy jakoś tak. On jest krukiem? Jak zwierze może być kompanem? – zapytała, zupełnie serio. Nie umiała zrozumieć, o co chodziło. Kompan to w założeniu twój towarzysz podróży, jakiś przyjaciel. Nie wyobrażała sobie, żeby kruk czy jakikolwiek inny zwierzak mógł być dobrym kompanem.

: 21 sie 2020, 0:18
autor: Pasterz Kóz
– Coś Ci podrzucę i tak, przynajmniej stado wykarmisz tym – odpowiedział tylko widząc jak przecząco kręci głową na słowa o zapłacie. Jedzeniem chociaż wykarmi stado, więc to tak jakby nie dał jej zapłaty tylko podarował coś stadu, prawda?
Wysłuchał uważnie opinii Mergo o Ziemi. Faktycznie nie znała wielu smoków, ale to prawie tak jak Poranek, który raczej kojarzył większość z imienia niż z rozmów.
– Masz szczęście, że nie trafiłaś do Plagi, już by Cię zjedli. Cóż, jesteśmy mili, bo w końcu Ty nie atakowałaś nas, tak myślę. Każdy szuka swojego miejsca, jeśli więc nie szkodzisz, a nawet pomagasz to tym lepiej mieć Cię u nas. Lepsze to niż zasypiać codziennie z myślą czy rano się w ogóle obudzisz, czy też zostaniesz zaatakowany – uznał. Raz był poza granicami Wolnych Stad, było potrzebne błogosławieństwo i w ogóle. Nie było tak źle, ale możliwość napotkania groźnych drapieżników albo potężnych istot nie napawała optymizmem.
Kolejne pytanie było o kompana. Poranek aż zmrużył trochę oczy w zdziwieniu. Pytania Mergo nie były bezzasadne, sam kiedyś myślał o tym w ten sposób, ale gdy już zaprzyjaźnił się z krukiem to nie wyobrażał sobie innego kompana. Kiedyś Brodaczem sterowały prymitywne instynkty, dzisiaj to on sam decydował o swoim losie, oczywiście z pewnym wpływem smoka.
– Tak, moim kompanem jest kruk. Towarzyszy mi na polowaniach i w codziennym życiu, choć bez przesady, czasami daję mu wolne. Ma bystry wzrok, pomaga mi szukać zwierzyny i kamieni, a za to podrzucam mu co smaczniejsze kąski. Niektórzy mają żywiołaki albo inne zwierzęta jako kompanów – wyjaśnił. – Może to być dziwne, że takie dzikie stworzenie jest posłuszne, lecz to dzięki magii. Zakłada się więź, łączy umysły taką magiczną nitką jak przy rozmowie mentalnej, w tym wypadku jednak na stałe, i od tej pory mamy kompana. Mamy kontakt, widzimy wzajemnie to samo, przekazujemy obrazy. Jego instynkty zostają uśpione, choć gdy poluje samemu to przejmują nad nim górę. Ma z tego same korzyści, dłużej żyje, ma ochronę smoka, nigdy nie głoduje. To chyba nic złego – odpowiedział od razu, w razie gdyby Mergo chciała zarzucić, że to trochę jak niewolnictwo. W końcu zmuszał dzikie zwierzę do posłuszeństwa, jednakże zawsze mogło ono uciec albo nie dać się więzi... Prawdopodobnie. Nie zmieniał jego charakteru ani postępowania, ot, razem współpracowali.

: 23 sie 2020, 17:37
autor: Pogoń Brzasku
Zapłaty mogła nie przyjmować, ale podarunku już nie bardzo... Z niech będą przeklęte te dobre maniery! Ostatecznie kiwnęła głową, w zgodzie na podrzucenie "czegoś". Zakładała, że mięsa, skoro miała tym karmić innych.
Zamrugała, na wspomnienie o stadzie Plagi. Oh, już zdążyła sobie wyrobić jakąś opinię na temat tej grupy, ale nie, że mieli innych jeść! Nie wiedziała, czy powinna to odebrać jako żart.
Taaak... Ważne jest znalezienie miejsca ustronnego. I albo oznaczenie go w odpowiedni sposób, albo ukrycie śladów swojej obecności – mruknęła, z dreszczem mimowolnie przypominając sobie co to bardziej stresujące sytuacje ze swojego życia. – Ale... żartujesz z tym jedzeniem, nie? W sensie, Plagą i jedzeniem – dopytała, bo coś nie mogła jej ta myśl opuścić.
Nie mogła się nadziwić, gdy Gwieździsty mówił jej o zwierzęcych kompanach. Brzmiało to... nieprawdopodobnie. Oczywiście Mergo znała magię, jej możliwości i wszechstronność, ale nigdy nie przyszłoby jej do głowy łączenie magiczne umysłów!
To... faktycznie dziwne – wydukała w końcu, układając sobie te informacje w głowie. – Nigdy o czymś takim nie słyszałam. Brzmi... użytecznie. Czy to trudne, założenie więzi? – dopytała się. Może też by zechciała takiego kompana! Brzmiało jak całkiem fajny eksperyment.

: 25 sie 2020, 1:04
autor: Pasterz Kóz
Ciekawe jak to było żyć tak dziko, nie mając pewności czy kolejny dzień nie będzie ostatnim. Zewnętrzne tereny musiały być niebezpieczne, tutaj chociaż byli zbici w stada, dlatego nikt nie ruszał takiej ilości smoków. Życie jako samotnik musiało być ciężkie, ciągły brak bezpieczeństwa, ukrywanie się, walka o jedzenie... Tak przynajmniej to sobie wyobrażał.
Przez chwilę milczał, unosząc łeb ku niebu z głośnym "hmmm". Czy żartował z Plagą i jedzeniem...
– Co smok to opinia. Nie spotkałem się, żeby byli zabójczy, ale niektóre osobniki były dziwne. Inni uważają ich za krwiożerce bestie, które raz się uśmiechaj, raz wbijają pazury w plecy. Lepiej uważać na nich – krótko podsumował, po czym wrócił wzrokiem do Mergo i uśmiechnął się. Nie znał wszystkich z Plagi, bardziej ograniczając się do krótkich rozmów na arenie, ale zawsze to jakiś kontakt. Sprawili wrażenie nieco dzikich, aczkolwiek miłych. Problem w tym, czy trudno jest udawać miłego, żeby uśpić czyjąś czujność? No właśnie.
Tak, sprawa z kompanami była dziwaczna. A właśnie, zapomniałby o najważniejszym!
– Na początku trzeba też ich jakoś uspokoić, wiesz. Podrzucić kawałek mięsa, być łagodnym coś nucić – zaczął machać łapami i gestykulować, wyraźnie nieco zafascynowany tematem. – Dopiero jak się uspokoi takiego gagatka to można przejść do zakładania więzi. Trzeba sobie wyobrazić linę oplatającą nasz umysł i idącą do umysłu potencjalnego kompana, który też ma owinąć drugim końcem. To trochę dziwnie brzmi, ale dzięki temu będziemy połączeni! Możemy spróbować na sobie jeśli chcesz, bo to i tak nie wychodzi między smokami – przekrzywił łeb w oczekiwaniu na odpowiedź. Dla kogoś kto nie rozumiał magii było to pewnie dziwaczne, jakieś liny, umysły i takie tam, ale w rzeczywistości było to o wiele prostsze i bardzo korzystne. Lepiej takie coś zaprezentować osobiście!

: 26 sie 2020, 18:34
autor: Pogoń Brzasku
Posłuchała opinii Astrala o Pladze i pokiwała łbem, rozumiejąc. Opinia wojownika nie była aż tak krytyczna jak na przykład Bojowego, jeśli dobrze odczytała wtedy jego gest, no ale tak jak samiec powiedział – co smok to opinia. Mergo niewątpliwie będzie musiała wykształcić sobie własną opinię, czy to na podstawie relacji innych smoków, czy relacji z Plagą.
Będę uważać – zapewniła wojownika, przytupując sobie delikatnie łapą. Nie chciała ściągnąć na siebie jakiegoś zagrożenia tak niedługo po dołączeniu do stada.
Gdy mówił o oswajaniu i zdobywaniu kompana, słuchała z zainteresowaniem, fascynacją wręcz.
Nigdy, nigdy nie słyszałam o takim zastosowaniu magi – powtórzyła się, widocznie zbyt bardzo przejęta tematem. – My... ja, kiedyś, magię stosowaliśmy w niewielu przypadkach. Głównie należało to do roli uzdrowiciela, gdy kogoś leczył. Gmeranie komuś we łbie magią, nawet takie przekazy mentalne były... tabu – skrzywiła się na nieprzyjemne wspomnienia. – Niesamowite, że magią można się tak złączyć ze zwierzęciem – westchnęła w podziwie.
Zastrzygła uszami, na propozycję spróbowania na sobie.
Myślisz, że to bezpieczne? Co jak... łby nam się przegrzeją, albo coś? – mruknęła, w zastanowieniu. Zwierzęta mimo wszystko były prostsze niż smoki. Gdy łączyło się umysły smoka i zwierzęcia, to chyba się to jakoś... balansowało. Przynajmniej tak właśnie Mergo teraz myślała, gdy Astral jej już wytłumaczył, o co w tym chodzi.

: 28 sie 2020, 1:12
autor: Pasterz Kóz
– Ale nie skreślać nikogo! – od razu dodał, aby dobrze się rozumieli co do Plagi. Każde stado miało swoje czarne owce, a Ziemie już szczególnie. Nawet wśród złych musiały być dobre osobniki, choćby takie ukrywające to w głębi serca. Różnie to bywa.
No tak, nawet na Wolnych Stadach magia była czymś... Nie do końca zrozumiałym. Niektórzy blokowali się na przekazy mentalne, ale nie mieli wyboru jeśli chodziło o leczenie ich i ratowanie życia. Inni za to wręcz ubóstwiali maddarę oraz możliwości jakie dawała, jak chociażby ułatwianie codziennego życia. Po co kryć się błotem, skoro można okryć się błoną w kolorze tła? Po co skakać i drapać, jeśli można posłać pojedynczy kolec i mieć nawet lepszy efekt? Problem był tylko taki, że potrafiła zawodzić, a czar nie powstać, to fakt. Nie ma jednak nic co nie miałoby wad, nawet drobnych. Chyba, że Mergo. Póki co to pomimo bycia obcą starała się nauczyć go czegoś i jeszcze będzie karmić głodujących. Przykład idealnego smoka!
– U nas też nie jest to do końca akceptowane. Niektórzy nie lubią mentalek, inni lubią czarować. Co smok to opinia, jak zawsze – uśmiechnął się do niej, gdy drugi raz powtórzył sentencję. – Jedyną prawdą jest to, że ułatwia życie i jest bardzo przydatna w leczeniu, niezależnie czy ktoś to lubi czy nie. Co do zaś kompanów to fakt, jest to niesamowite – stwierdził, wzruszając barkami. Musiał jej przyznać rację, choć nigdy nie pomyślałby, że to coś niesamowitego. Byli tak oswojeni z używaniem maddary, iż każdy traktował to jak coś normalnego.
Zrobił głośne "hmmm", gdy spytała o bezpieczeństwo takiej próby. Zwierzęta poddawały się temu i nic się im nie działo, więc czy umysły o takim samym potencjale mogłyby się przegrzać w starciu... Być może była jakaś szansa, ale nie przekonają się jeśli nie spróbują!
– Nic nie jest bezpieczne, nawet nasza obecność tutaj, bo w końcu może na nas wpaść rozszalały niedźwiedź. Nie dowiemy się bez próby, najwyżej od razu przerwiemy taką więź, żeby wiesz... Nie więziła nas – stwierdził spokojnym tonem, spoglądając na niebo i znowu oddając się chwili rozmyślań. Nie chciałby, aby coś się im stało, jednakże nikt nigdy nie przestrzegał go, coby tego nie robił zatem były dwie możliwości. Nikt nie próbował albo nie dało się. Pytanie czy Mergo zgodzi się zaryzykować.

: 02 wrz 2020, 19:25
autor: Pogoń Brzasku
Nie wolno nikogo skreślać, ale jednocześnie należy uważać... Były to nieco rozbieżne instrukcje. Smok z Plagi, gdyby tak próbowała go dystansować, na pewno mógłby poczuć się nieco skreślony! Z drugiej strony, czy powinna przejmować się tak bardzo uczuciami innych...? Przyzwyczajenie podpowiadało tak, jednak jakaś ostrożność mówiła – nie. Smoki dziwne były po prostu dziwne.
"Mentalka". To musiał być jakiś slang na przekaz mentalny. Pokiwała głową. Wiedziała jak nikt, że niektórzy bardzo nie lubili mentalek. Ale... dobrze wiedzieć, że w Wolnych Stadach też takie smoki były. Przez ten człon "wolne", można byłoby pomyśleć, że w ogóle nikogo tu nie obchodziły zakazy i w ogóle hulaj dusza!
Miał prawie rację, że nic nie było niebezpieczne. Mergo przychodziły do głowy jakieś błachostki, głupotki, którymi skontrowałaby to stwierdzenie, ale postanowiła się nie odzywać. Zachowa swoje myśli dla siebie. Oczywiście rozumiała, o co chodziło smokowi, ale jakaś wrodzona dociekliwość kazała jej brać te słowa dosłownie.
Dobrze... no to... mówiłeś o linie, prawda? – dopytała się jeszcze cicho, zbierając myśli i odwagę na czar. Nadal miała pewno wątpliwości, ale, skoro siedziała tu z Astralem, i skoro to on zaproponował taką próbę, to nic złego nie mogło się stać, prawda?
Wyobraziła sobie linę, o której wspominał smok. To była taka... niewidzialna lina. Łącząca umysły, a więc linia istniejąca tylko w sferze mentalnej. Jeden jej koniec miał opleść się wokół umysłu smoczycy, zakładając na nim coś w stylu pętli. Drugi koniec powędrował ku Astralowi. A przynajmniej ku jego umysłowi... gdziekolwiek był. Zakładała, że naprzeciwko niej, tak samo, jak stał smok.
Drugi koniec też miał się owinąć wokół umysłu wojownika i... tyle. Chyba na tym miał polegać czar, tak jej wytłumaczył smok. Wydobyła maddarę spod łusek i popchnęła magię w czar, oczekując w napięciu efektów.

: 04 wrz 2020, 15:52
autor: Pasterz Kóz
Pokiwał twierdząco na pytanie Mergo o linę, po czym poczuł jak zaczęła ona używać swojej maddary. Cóż, pierwotnie to Astral zakładał, że zaprezentuje tworzenie takiej więzi, ale skoro chciała spróbować to proszę bardzo. Będzie wiedziała jak to się robi, a to przyda się na przyszłość, nawet jeśli teraz nie wyjdzie. Bo tak właściwie to na pewno nie wyjdzie, inaczej smoki robiłyby to nagminnie i nie tylko w przyjaznych celach. Tak już mieli, wszystko mogło być bronią w nieodpowiednich łapach.
Przymknął oczy, aby jakoś mentalnie bardziej otworzyć się na wszelakie połączenia. Wiedział, że niektórzy potrafili stawiać mury wokół swojego umysłu, które blokowały komunikację poprzez maddarę, ale jemu nie o to chodziło, tylko bardziej o ich odwrotność. Jakby chciał wręcz wyrąbać ścieżkę czy zrobić szczeliną przez którą Mergo mogłaby się dostać. Robił coś takiego pierwszy raz, więc powoli, delikatnie starał się przelać swoją maddarę w takie wyobrażenie. Nie chciał skończyć jako śliniący się przygłup, bo coś sobie samemu zrobi. Skupiał się na tym, czarował i...
Nic. Nie wiedział czy zawiodła go magia, czy była to reakcja obronna organizmu, po prostu się nie udało. Może to winna naturalnych barier w ciele, może coś źle obmyślił, ale efektu nie było. Dalej był otwarty na połączenia, aczkolwiek nie mógł pomóc w innym stopniu niż nie przeszkadzając.
Gdy więc Mergo sięgnęła ku umysłowi Poranka, to wyczuła go, mogła coś mu przekazać, jakiś obraz, dźwięk czy słowo, ale próba związania czy naruszenia poskutkowała jedynie bólem w jej czaszce, rozsadzającym głowę od środka. Było to raczej krótkotrwałe, aczkolwiek intensywne. To wystarczyło, aby lina została zerwana, koniec mentalnego połączenia.
Astral od razu to zauważył i otworzył oczy, po czym spojrzał na Mergo. On oczywiście nie wiedział o konsekwencjach próby, więc naiwnie spytał.
– Udało się?

: 06 wrz 2020, 19:55
autor: Pogoń Brzasku
Maddara jej posłuchała, ale... nie wyszło za dobrze.
Poczuła, jak moc odbija się o jej czaszkę, wewnątrz i zewnątrz, niczym jakiś gong. Aż ją normalnie cofnęło, wzdrygnęła się okropnie i zmarszczyła.
Podniosła zaraz łapę, chwiejąc się lekko, i potarła sobie nos. Jakby chcąc odwrócić uwagę od bólu w głowie.
Aj aj aj... – syknęła.
Dopiero po chwili, gdy ból przeszedł, zamrugała i spojrzała na Gwieździstego
Nie! – odpowiedziała, może trochę za głośno i za gwałtownie. – Tak jakby... odbiło mnie. Jak się skupiłam, i użyłam magii, to tylko zaczęła mnie boleć głowa... Chyba wiem, czemu na smokach nie wychodzi – westchnęła.
Oczywiście domyślała się, że Gwieździsty nie wiedział, jak się to może skończyć, ale nie miała mu za złe tej propozycji. Musiała mieć rację myśląc, że zwierzęta, jako osobniki prostsze, były podatne na zakładanie więzi.
Może ma to związek z tym, że smoki mają maddarę...? – pomyślała na głos i westchnęła jeszcze raz, pocierając sobie jeszcze raz pysk łapą. Kruk nie był zwierzęciem magicznym, więc mogła być to prawdziwa teza. Oczywiście Mergo na razie nie wiedziała, że można zakładać więź także i magicznym stworzeniom.
A, nieważne. Zmęczyło mnie to. Ja chyba będę wracać w stronę terenów Ziemi – zadecydowała i wstała z siadu. Zachwiała się delikatnie, ale przywołała się szybko do porządku.
Wracasz ze mną...? – spytała Astrala. Długo już tu siedzieli. Na pewno będzie raźniej wracać razem, gdy już zacznie się ściemniać!

: 08 wrz 2020, 14:52
autor: Pasterz Kóz
Skrzywił się nieco widząc jej ból. Nie tak to miało wyjść.
– Wybacz, nie wiedziałem, że tak to wyjdzie. Przynajmniej wiesz jak to zrobić na zwierzętach, z nimi powinno pójść łatwiej. Jeszcze raz przepraszam – powiedział. Cóż, nie znał się na magii ani nie był w tym dobry, nie mógł wiedzieć, choć powinien samemu spróbować. Trudno, co było to było.
– Może coś być z tą maddarą, taka blokada, żeby każdy sobie tej więzi nie zakładał – pokiwał głową przyznając słuszność teorii Mergo. Nie mówiąc o tym, że pewnie nie dałoby się obronić przed tym i można by zmuszać inne smoki do posłuszeństwa. Byłoby to tragiczne w skutkach.
Gdy tylko Ziemna wstała i zachwiała, od razu pojawił się przy niej, aby podeprzeć ją swoim bokiem. W końcu to jego wina, czuł się nieco odpowiedzialny za to.
– Tak, lepiej już chodźmy. Dopilnuję, żebyś nie zemdlała nigdzie po drodze – uśmiechnął się trochę nerwowo, po czym odsunął się od niej na normalną już odległość, coby nie było... No, niezręcznie. Dalej czuł się nieco winny, ale starał się nie okazywać tego. Wynagrodzi to jej jakimś podarunkiem, może tymi skorupami z żółwi, o. Jak tylko coś znajdzie.
Ruszył już powoli w kierunku obozu, czekając aż Mergo pójdzie za nim. Po drodze zerkał na nią kątem oka, upewniając się czy nagle nie padnie gdzieś, a i pewnie jeszcze sobie pogadają o polowaniach czy czymś takim

//Zt

: 31 paź 2020, 23:46
autor: Gonitwa Myśli
Ateral znowu popuścił bram. Gonitwa, mając w swojej widmowej pamięci ostatnią ucieczkę z zaświatów, z rozbawieniem zstąpiła na ziemie Wolnych Stad jeszcze raz.
Półprzezroczysta sylwetka skrajnej wojowniczy zamajaczyła w liściastych rozstajach. Było chłodno, wiał wiatr, było około południa. Gonitwa żałowała swojej niematerialności. Zawsze lubiła czuć wiatr na pysku, w futrze, na skrzydłach. Odetchnęła. Tak, pora była podobna, co ostatnio. Czy to był jakiś dziwny cykl, może Ateral wpadał o tej porze w jakiś letarg, który sprawiał, że tracił władzę nad niektórymi niesfornymi duszami. Albo po prostu... Hm. Nie wiedziała.
Położyła się wygodnie, rozciągnęła wręcz, pośrodku polanki. Gdy leżała już wygodnie, odchyliła głowę w tył i zaryczała. Dziwne, głuche echo poniosło się po bliższej i dalszej okolicy, niczym jakiś wyjątkowo głośny szept.
Może... ktoś przyjdzie. I zabawi ducha. Z góry nie zawsze dobrze było widać, co tam w trawie piszczy.

: 01 lis 2020, 2:18
autor: Światokrążca
Po spotkaniu z partnerką, morski dalej podróżował wraz z swoją (nie)foczą towarzyszką. W końcu miał jeszcze tyle bliskich do odszukania, skoro, duchy znów postanowiły zejść na ziemie. Ale... na pewno jeszcze znów zdąży ją odwiedzić. A przynajmniej miał taką nadzieje. Tym razem nie natknął się na nowego ducha przypadkiem... o nie. Tym razem usłyszał ryk. Tak znajomy ryk, że nie mógł się nie uśmiechnąć słysząc go. W środku poczuł ciepełko, a ślepia znów mu się zaszkliły, ale z mniejszą intensywnością niż za pierwszym razem. Tym razem był zwyczajnie szczęśliwy, że znów mógł ujrzeć matkę, bez zbędnej melancholii. Cóż... ona umarła ponad 90 księżyców temu w porównaniu do ha! marnych czterdziestu Feerii i Szabli.
Tak więc starą babę będzie zabawiał nie kto inny jak jej własny syn, który właśnie pewnym krokiem z szelmowskim uśmiechem na pysku wyłonił się spomiędzy drzew. A za nim dreptała Foczka, coraz bardziej zdezorientowana wydarzeniami tego dnia i odczuciami towarzysza. Ostatni raz gdy Gonitwa-duch widziała Czeluść był rosłym dojrzałym samcem. Teraz... krótko mówiąc był stary. Może nawet starszy od matki kiedy ta zmarła. Ale w żadnym wypadku nie wyglądał na umierającego i rozpadającego się staruszka, oj tam może czasem go coś strzyka w kręgosłupie, a dysk się przemieści w czasie walki. Aaale jest w porządku! ...pomijając obwisłą skórę, tuż pod oczami i wiecznie schowane gdzieś z tyłu zmęczenie.
Kope księżycy, co mamo? – uśmiechnął się do niej zadziornie. A Foczka zaszczekała uchatkowo.

: 02 lis 2020, 19:30
autor: Gonitwa Myśli
Obróciła się na dźwięk głosu syna. Albo... no, nie przesadzajmy – Gonitwa zapominała pewnych rzeczy o świecie materialnym, siłą rzeczy też trudno było po tak długim czasie rozpoznawać głosy żyjących. Więc obróciła się na dźwięk głosu, a potem uśmiechnęła gdy zrozumiała, do kogo należał.
Zajęło jej to jej to jedno uderzenie serca, przeliczając czas na miary żyjących. Czeluść był tak charakterystycznie ubarwiony, z wyrostkami na grzbiecie i bez skrzydeł, że nie dało się go pomylić. Nawet, jeśli był już widocznie coraz starszy, i ah, jak zmęczony.
Ha! – szczęknęła rozbawiona – Nie wiedziałabym. Księżyce to taka... przyziemna miara – kiwnęła sobie sama głową. – Ale tak, minęło trochę czasu. Zaczęłam się aż zastanawiać, Czeluść, czy przypadkiem nie umarłeś sobie i nie przemknąłeś szybko przez zaświaty z powrotem do jakiegoś jaja, tyle minęło. Szabla, Dzika i inni zdążyli już przyjść – ...i niektórzy również odejść – A ciebie dalej nie ma! – stwierdziła z wyrzutem. Widmowy ogon trzasnąłby o ziemię z głuchym pogłosem, gdyby tylko mógł.
Ziemia totalnie chyba sobie nie radzi, że potrzebują nadal takich starców jak Ty? – zapytała, z żartobliwą złośliwością.
Zerknęła również na fokę u boku syna. Przekrzywiła łeb. Hmmmm, kompan.
Osobliwe zwierzę. Strasznie tłuste. Sprawdzaj swoje zapasy jedzenia, może ci coś z nich podbiera.

: 02 lis 2020, 21:25
autor: Światokrążca
Pierś zawibrowała w rytm dźwięcznego śmiechu gdy usłyszał jakże okropną! krytykę od matki.
O no tak jakoś wyszło, że wciąż się tu trzymam wśród żywych. Nie zapominaj, że byłem z was wszystkich najmłodszy, no i wciąż mam kilka niedokończonych spraw. Ba! Może i bym się nawet starał o posadę proroka, ale to chyba i dla mnie byłoby to za dużo. A swoją drogą, wiedziałaś, że Strażnik nim został? Co za zwrot akcji! – złośliwie uśmiechnął się półgębkiem. Na wspomnienie, że "Ziemia sobie nie radzi", zmęczony zamknął tylko oczy i westchnął, a gdy je znów otworzył uśmiechnął się kwaśno.
Oj musze przyznać, że faktycznie sobie nie radziła przez pewien okres. Wy wszyscy umarliście... kilku zdrajców, masa zabarierowiczów, którzy przychodzili i odchodzili w dalsze wędrówki jak im się żywnie podobało, mało walczących – pokręcił głową. – Ale teraz już jest dobrze. – uśmiechnął się lżej, jakby i mówiąc to spadł mu kamień z serca. – Ziemista młodzież jest piękna, silna i mądra. Oddana stadu. Pozbyliśmy się problematycznych jednostek, choć część wciąż wymaga egzekucji. Ziemiści łączą się w pary, czasem ze sobą, czasem z innymi stadami. Wyruszają w podróże za Barierę, interesują się przeszłością. Ziemia jest znów silna i liczna. To takie... upojne uczucie po tym wszystkim co się stało. – uniósł łeb wciągając w płuca pokaźny haust powietrza, jakby właśnie naprawdę napawał się nowym pięknem ich stada.
Za to słysząc przytyk do kompana, samiec zachichotał i poklepał uchatkę po tłustych pleckach, na co zareagowała zdziwionym szczeknięciem.
Nie wiem o czym mówisz mamo. – odparł udając niewinnego i szczerząc się złośliwie