Strona 35 z 42

: 21 sie 2020, 2:18
autor: Nieustająca Zamieć

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

  U, ale ładny szaraczek! Tylko czemu miał problemy z tą protezą? Aaaa, bo źle to przedstawiła! Teraz to widziała! Żałowała, bo serce jej się krajało widząc nieporadność malca. Biedny, on to zdecydowanie musiałby pójść do świątyni lub nauczyć się tak żyć. Morski mógł dostrzec pojawiające się w jej oczach łezki... Które wyleciały wraz ze zniknięciem pisklęcia. Nieeee, wracaj mały! Nie znikaj!
  Po chwili intensywnego płaczu ochłonęła. To była tylko iluzja, opanuj się... Tym bardziej, że najwyraźniej Obein nie rozumiał idei tego pomysłu. No tak, wiedziała że trzeba pamiętać o wielu rzeczach, sama też musi, ale jej się jakoś udaje, więc czemu innym nie ma?
   –
Domyślam się czemu mają to robić, mój pomysł mógłby być tymczasowy, jeśli by się komuś nie spodobał – zaczęła – Ale ty akurat go nie zrozumiałeś. Wiem o tych wszystkich rzeczach, ale w czarowaniu jest podobnie, zwłaszcza jak pokrywasz magią swoje ciało, a ja czasami tak walczę. W przypadku takiej protezy starczy pomyśleć o tym nieco dokładniej. No i zawsze możesz ją przywołać jedynie na atak i po nim przestać przelewać maddarę, lądując już na trzech. Albo pojawić, atak, w powietrzu stworzyć inną lub zmodyfikować i wylądować. No i nie musi być z lodu. Z gałęzi, pnączy, kamienia, mułu, nawet ognia możesz sobie stworzyć! – odpowiedziała, jak dla niej, najprościej. – Sam może sobie jakąś zrobisz i się przekonasz? – zaproponowała pogodnie, unosząc na chwilę uszy.

: 21 sie 2020, 23:29
autor: Pasterz Kóz
Aż rozszerzył oczy ze zdziwienia, gdy zobaczył łzy Neiry. Czemu płakała, skoro to była tylko iluzja? Wspomnienia? Jakaś empatia? Czyżby potrafiła okazać komuś współczucie, mimo, że było to strasznie naiwne, ponieważ okazała je dopiero sztucznemu pisklakowi, zamiast kalekiemu, prawdziwemu smokowi? To jakaś gra aktorska? Poranek obserwował ją tylko w ciszy, nie wiedząc co o tym myśleć. Tym go zaskoczyła.
Do tego jeszcze stworzyć sobie łapę... Z ognia? Mułu? To nierealne i niepraktyczne. Może ona potrafiłaby kontrolować taki twór, lecz nie Poranek.
– Słuchaj, nie byłyby to trwałe łapy. Nie chcę walczyć myśląc czy dany czar akurat mi wyjdzie czy też nie. Tobie też nie zawsze udaje się stworzyć coś, czasami maddara zawodzi. Ja zaś nie jestem najlepszy we władaniu nią, umiem podstawy, bo nie mam do tego talentu. Może Ty sobie z tym lepiej radzisz, ale ja mam inne zalety. Jestem szybszy, zabawniejszy, bardziej wytrzymały, lecz magia to nie moja dziedzina, okej? – odparł, tym samym argumentując dlaczego nie miał zamiaru choćby próbować stworzyć sobie łapę. Nie miał to dla niego żadnego sensu, bo nie będzie tak efektywny jak prawdziwa kończyna, jedynie mogło być efektowne, a nie o to w tym wszystkim chodziło. Nikt mu nie będzie klaskał, gdy zrani kogoś ognistą łapą, liczył się po prostu efekt.

: 24 sie 2020, 1:15
autor: Nieustająca Zamieć
  Coś dziwnie zmienił mu się ton. Na taki jakoś mocniejszy. Ciekawe czemu... No, potem o tym pomyśli, teraz ważne aby słuchała, przynajmniej przez chwilę.
  Akurat wspominał o maddarze i talencie... O, to można sobie z nią radzić lepiej lub gorzej? Ale jak to działa? To przecież wyobrażanie sobie rzeczy i ich tworzenie. Czasami nie wyjdzie, tak, ale to wina maddary, nie twoj... Aaaa, właśnie zrozumiała. To o maddarę chodzi! Jedni mają stabilniejszą, drudzy nie! Ci pierwsi będą dobrymi czarodziejami, a reszta nie! Do tego faktycznie jest szybszy, o wiele, więc inni mogą mieć inne talenty. Ale dalej – magia tyyyle potrafi ułatwić...! Niemożliwe, aby aż tak bardzo wpływał na to stan czyjejś magii, który można jeszcze ćwiczyć!
   –
Tyle że ona tak się przydaje w życiu! Nie stałabym tu i nie rozmawiała z tobą, gdyby nie czar na chłodzącą powłokę! Arien i twój kruk by się nie gonili, gdyby nie założenie więzi, która jest właśnie sprawką magii! Byłabym o wiele bardziej zarośnięta i mniej poukładana, gdyby nie regularne ścinanie futra i układanie go magicznym wiatrem! Może nie próbowałeś jej używać za młodu? – zasugerowała. – Ja niemal od razu po nauce zaczęłam czarować wszyyystko! I potem towarzyszyła mi przy zabawach, jedzeniu, spaniu, dbaniu o siebie, aż do teraz, kiedy pomaga nawet w życiu! I co? I patrz jak dobrze mi teraz idzie! – przedstawiła swoje argumenty i punkt widzenia. Wierzyła, że gdyby się postarać... to byłby w stanie się tego nauczyć i nie martwić się aż tak tym, czy czar wyjdzie czy nie. Zresztą, w normalnych walkach było podobnie i z wojownikami – nikt nie jest doskonały, każdy się czasem potknie. To mówi narrator, jakby co, Neira by o tym nie pomyślała.

: 25 sie 2020, 0:11
autor: Pasterz Kóz
Z magią wszystko musiało być łatwiejsze. Powłoka chroniąca przed upałami, układanie futra, tworzenie sobie łap, tyle możliwości. Może było coś w tym, że jeśli bardziej zainteresowałby się maddarą za młodu to teraz radziłby sobie z nią lepiej, jednakże wyrósł na tradycjonalistę wolącego przemoc fizyczną niźli magiczną. Przynajmniej nie oszuka go jego własna magia jak Neiry, jedynie ciało może zawieść. Tak jak z tą łapą.
– Nie wiem czy byłabyś mniej poukładana, chyba to niemożliwe – rzucił sarkastycznym tonem, choć wiedział o co jej chodziło. – Myślisz, że dzięki odpowiednim ćwiczeniom za młodu oraz praktyce każdy byłby świetnym Czarodziejem? To nie jest tak, że każdy ma równe szanse, każdy rodzi się z innym predyspozycjami. Niektórzy są stworzeni do czarowania, inni do walki, zaś jeszcze inni do opieki nad pisklętami i ich nauczaniem. Jasne, da się wytrenować coś na wysoki poziom, ale nigdy nie będzie się tak dobrym jak ktoś kto jest wręcz stworzony do tego. Ja jestem stworzony do fizycznej walki, do bycia szybkim i zwinnym. Mógłbym zmarnować dużo czasu na opanowywanie swojej maddary i w efekcie końcowym byłbym co najwyżej średni. Lepiej osiągnąć mistrzostwo w tym w czym czuję się dobry – wyjaśnił, kiwając sobie samemu głową i zgadzając się ze swoją opinią. Mądrze to rozkminił, nie ma co. Jednocześnie przyznał Neirze trochę racji, a przy tym pokazał swoje argumenty, które uważał za prawdziwe. W sumie, jakie to miało znaczenie, skoro Uciecha pewnie i tak uprze się przy swoim i prędzej Złota Twarz zamarznie niż zmieni zdanie.

: 28 sie 2020, 2:11
autor: Nieustająca Zamieć
  Oooo, naprawdę?! Ale to miłe z jego strony! Dobrze wiedzieć że nie musi aż tak dbać o swoje futro!
   –
Jejciu, to miłe z twojej strony że tak uważasz! – odpowiedziała radośnie i szczerze.
  Szybko jednak skupiła się na dalszym wywodzie. Więc to nie tak, że każdy byłby tak samo dobry z maddary? Więc znaczy to, że jest na swój sposób wyjątkowa?! Nie! Każdy jest! Ona bo magia, on bo walka, ktoś inny bo pisklaki i tak dalej! Cieszyła się, że szybko to odkryła i mogła pielęgnować za młodu! Nie wiedziała co prawda jak to jest z innymi, ale skoro nie domyśliła się, że w innych rzeczach nigdy nie będzie tak dobra...
  Co prawda dalej średnio rozumiała jak ktoś może być kiepski z magii oraz że nawet jej średnie opanowanie nie starczy, ale dobra, to może pominąć.
   –
Aaaaa. I wszystko jasne! – zakrzyknęła jak wielkie dziecko, które dowiedziało się czegoś nowego.
  Ponownie spojrzała się na łapę.
   –
Ej, a bardzo Ci przeszkadza jej brak w tych twoich super szybkich ruchach? – spytała się ze szczerą ciekawością.

: 31 sie 2020, 15:52
autor: Pasterz Kóz
Westchnął tylko głośno i pokręcił głową na boki. Położyłby sobie jedną łapę na czole i zakrył oczy, ale miał tylko jedną. Nawet nie dało rady jej obrazić, bo i tak potrafiła przetłumaczyć sobie te słowa na jakąś pochwałę. Gdyby powiedział jej "jesteś głupia", to pewnie zinterpretowałaby to, że w takim razie musi być bardzo ładna, żeby wyrównać dysproporcje. Coś by wymyśliła, choćby to było bardzo nielogiczne.
– Przeszkadza mi. Słuchaj, nie powinnaś teraz myśleć nad tym pasowaniem i takie tam? Wiesz, szykowanie wszystkiego, miski z owocami, pieczone mięso, jakaś ceremonia, nie wiem? – spytał, tym samym dając jej znać, że powinni się rozejść i... Spotkać w innym czasie. Albo nigdy, bo w sumie i tak wpadali na siebie przypadkowo. Tak czy siak, powoli zaczął wycofywać się tyłem, będąc gotowym do odejścia, jeśli Neira ucieszona przyzna mu rację i również zechce się oddalić.

//Zt, prawdopodobnie

: 02 wrz 2020, 1:22
autor: Nieustająca Zamieć
  Oh, faktycznie! Powinna! A ona zamiast tego rozmawia ze sługą i marnuje swój czas! Chociaż, co jej pozostało do załatwienia? Większość rzeczy to nie problem... ale musiałaby poszukać jednej czy dwóch...
   –
Tak tak tak, masz rację, powinnam! – zaczęła, rozkładając skrzydła. – Ale po prawdzie muszę jedynie poszukać paru rzeczy, bo część szybko załatwię. Do następnego!
  Nim zdążył jakkolwiek zareagować, smoczyca już wzbiła się w powietrze i odleciała. Szybko, z gracją, zwinnością i talentem. Po drodze wykonała jeszcze parę sztuczek.

//zt

: 19 wrz 2020, 14:06
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Trochę przed południem na miejscu pojawił się brązowy samiec, obwieszony skórami i torbami. Obon niego szedł Węglik, samemu niosąc lżejszy tobołek. Zefir rozejrzał się za odpowiednim miejscem, między drzewami a wodą. Mieli tutaj zróżnicowane rasy, ale miejsce odpowiadało obu. Były tu i drzewa i woda, była też cisza i w miarę równy teren. Przed rozłożeniem skór, smok upewnił się, że nie będą siedzieć na mrowisku, albo na gnieździe dzikich os. Wizja skaczącego Strażnika, próbującego strzepać kąsające go mrówki była zabawna, ale pożądlone pisklaki już nie. Trawa była trochę wysoka, więc starszy smok poprosił syna o rozpakowanie wszystkiego, a samemu zaczął przycinać trawę, by młode się w niej nie pogubiły. Na szczęście miał trochę czasu, zanim zjawią się pozostali, możliwe, że nawet zdąży przed Malstromem.

: 20 wrz 2020, 1:41
autor: Błysk Przeszłości
Drzewny zdążył i przed Malstromem, ale nie musiał na niego aż tak długo czekać. Jednakże morski samiec nie przyszedł tu sam. Na grzbiecie niósł swoją najmłodszą córeczkę w towarzystwie z kilkoma świeżymi, rzecznymi rybami idealnie nadającymi się na piknikową przekąskę. Z uśmiechem podszedł do swojego brata, ale nim się powitał zniżył się do ziemi tak, aby Endria mogła bez problemu zejść na ziemię.
– Tada! Nasza podróż dobiegła końca – rzekł radośnie, patrząc się za siebie na córcię i rozwijając nawet i swoje skrzydło, aby ta mogła bez problemu ześlizgnąć się po nim na grunt. Gdy już to zrobiła, pochylił się nieco bardziej na bok, aby zaraz za nią zleciały również i martwe ryby. W końcu, Zamącony skierował łeb w stronę Zefira.
– Patrz, to twój wujek, Korona Ziemi. Jest przywódcą stada... Ziemi! Przywitaj uprzejmie wujaszka. – zachęcił młodą do powitania – A teraz wujek i tatuś zademonstrują, jak się wita osoby, które są Ci bardzo bliskie. – uśmiechnął się jeszcze bardziej i dopiero wtedy podszedł do Zefira i czule otarł pierw bok swojego pyska o ten należący do Zefira, a potem swój cały tułów. O mało co by Żwawego nie przewrócił! Na szczęście jednak morski miał wyczucie co do przykładania siły, i nic tragicznego się jeszcze nie stało.

: 22 wrz 2020, 18:30
autor: Strażnik Gwiazd
Strażnik przybył na miejsce niedługo po Malstromie. Choć nie miał Zefirowi nic do powiedzenia w związku z zaproszeniem, bowiem usłyszawszy je jedynie skinął łbem, przywódca Ziemi nie musiał mieć wątpliwości co do jego obecności. Jakikolwiek nie byłby Strażnik, nawet jeżeli rzeczony "piknik" zdawał się nie mieć żadnego politycznego znaczenia, drzewny nie lubił uciekać od konfrontacji, postrzegając samą ideę za tchórzliwą. W prawdzie żałował, że trzymał się tej zasady także przy Światokrążcy, po którego towarzystwie mógł spodziewać się braku profesjonalizmu, ale jego syn zdawał się nieco rozsądniejszym przypadkiem. Zwłaszcza teraz, skoro przyszło mu reprezentować więcej niż samego siebie.
Mimo perspektywy spotkania z rodziną, wyruszając ze swojego drzewa, Strażnik nie czuł się najlepiej. Oprócz klasycznego ucisku w piersi i głębokiego, długiego oddechu, miał wrażenie że w tyle gardła stres kreuje barierę, która utrudnia mu przełykanie śliny. Połowę kognitywnego myślenia podczas wędrówki poświęcał na uregulowanie tego zjawiska, podczas gdy reszta była poświęcona serii negatywnych scenariuszy, które przeplatały się ze sobą nawzajem, tworząc nieskończoną ilość tragicznych zakończeń. Podejrzewał, że prawdopodobnie najlepiej wypadnie jeżeli po dotarciu na miejsce po prosu usiądzie na boku i będzie odpowiadał lakonicznie, tylko gdy zostanie o coś poproszony. Świetny pomysł.


Sarna porównałaby to doświadczenie do bycia ściganym przez drapieżnika. Dziwne jednak, że obrońca nie tylko nie uciekał od zagrożenia, a pchał się w sam jego środek.

Nic dziwnego, że nie miała rodziny gdy ją zastał.

Tego nie zrozumiała. Przecież nie bała się własnej rodziny tak jak on.

Nie ważne.
Dotarłszy marszem do ustalonej lokacji, przywitał się z zebranymi sztywnym, ledwie widocznym skinieniem łba. Obaj dorośli byli w towarzystwie piskląt, ale na miejscu nie było nigdzie ich partnerek.


Może też nie żyją.

To byłoby wygodne.
Poza pisklętami, jego uwagę przykuł specyficzny wystrój, a mianowicie przycięta trawa oraz wyłożone na ziemi skóry. Strażnik spojrzał na nie i choć w środku poczuł obrzydzenie, na zewnątrz nawet się nie skrzywił. Odchrząknął tylko, siadając na nie pokrytej niczyim ciałem przestrzeni. Naprawdę coraz bardziej izolował się od smoczych przyzwyczajeń, bo dawniej na podobne ozdoby nawet nie zwracał uwagi.
Jestem wdzięczny za zaproszenie – rzekł sucho, przyciskając skrzydła do siebie. Nie wiedział co takiego zaplanował Zefir, ale nie zamierzał wyprzedzać zdarzeń, gdyż być może sam postanowi to wytłumaczyć.

: 27 wrz 2020, 0:14
autor: Twój Stary
Basior dzisiaj poczekał. Zazwyczaj nawet jak szedł na ceremonie rzucał hasło i jego małe jaszczurki albo się ruszyły albo musiały iść z Makronem lub Rio.. Albo same, jeżeli zbyt mocno się ociągały. Dzisiaj jednak Uzdrowiciel poczekał. Pamiętał o pikniku dzięki kochanej Goździk, która chyba przyzwyczaiła się do słabej pamięci swojego Ojca i przypominała mu o tym tak często że dotarło to do jego łba. Nie była to ignorancja czy brak szacunku do Braci... Jednak Basior zapominał o wielu rzeczach. Nie znał umiaru w swojej robocie, szukając w niej jakiegoś dziwnego odbicia się od rzeczywistości, która zaczęła go niebezpiecznie dobijać z jakiegoś powodu.
Ale do pewnych rzeczy się przyzwyczaił i zaczynał nawet powolutku oswajać. Do takiej Imbirki na ten przykład był już dość dobrze przyzwyczajony chociaż było wiele rzeczy którym zaprzeczał.
I tak szli, ponieważ Hebzen nie miał jak lecieć.. Obładowany mięsem. Dla kogoś tak dobrze zbudowanego taszczenie tylu sztuk mięsa nie było problemem a córka mimo wszystko była jeszcze malutka. No i też nie odziedziczyła jakieś bardzo muskularnej budowy. Cholera jak w przyszłości ona będzie polować..
Ajajaj za dużo się martwisz Basiorze!
Pozwolił jej samej zrobić pakunku i władować tyle ile chciała na jego plecy. A gdy szedł po prostu jej słuchał w ciszy. Dotarli na miejsce dłuższą chwilę po Strażniku. Uzdrowiciel kiwnął na powitanie wszystkim z uśmiechem, nawet Strażnikowi bo po prostu miał dobry humor. Nawet nie czuł tak zmęczenia. Potem położył się by Goździk miała jak dostać pakunków by ściągnąć te które chciała. Resztę ściągnął sam i położył przy reszcie przyniesionych rzeczy. No, no solidnie przygotowane!
Nie umknęło mu mniejsze pisklę.. Wyglądające nawet trochę jak Błysk! Ale nie skomentował tego faktu, chociaż miło było wiedzieć iż Brat również ma więcej niż jedno dziecko. Chociaż ciężko w tym rankingu bratanic i bratanków będzie pobić Sól..
– Nawet trawa przycięta, hohoho – rzucił z rozbawieniem, sadzając zadek na jednej ze skór, robiąc Goździk miejsce jeżeli chciałaby siąść obok niego choć nie było to żadnym nakazem czy koniecznością bo może będzie chciała pobawić się z kuzynostwem?

: 10 paź 2020, 18:11
autor: Oświecona Łuska
Podróż na grzbiecie taty nie była rzeczą pospolitą w życiu młodej. Towarzystwo ryb nie przeszkadzało jej na tyle, aby jakkolwiek zepsuć jej radość, czy stłamsić uśmiech wymalowany na pyszczku. Szczerze mówiąc zdążyła już zainteresować się kawałkiem mięsa, które to zaczęła pomalutku podgryzać. Wybierała sobie najlepsze kąski, tak długo, dopóki w jej łapkach nie został tylko kręgosłup i kilka ochłapków mięsa.
Kiedy Błysk rozłożył skrzydło, Endria zjechała po nim z radosnym piskiem, nieco stłumionym przez posiłek trzymany w pyszczku. Zaraz po niej na ziemi wylądowały ryby, na co młoda zareagowała cichym, piskliwym śmiechem.
Przekrzywiła łepek, kiedy Błysk zademonstrował jej sposób witania się z chyba nie tak nieznajomym smokiem. Spojrzała się na Koronę, który to wyglądał na chyba miłego smoka.
Dobrze mu z oczu patrzyło, a już to wystarczyło młodej aby się go nie bać, lub robić innych głupot. Kiedy nadeszła jej kolej na przywitanie się, zrobiła kilka pewnych kroków w jego kierunku, po czym wyciągnęła łepek w górę tak wysoko jak tylko mogła. W teorii powinna teraz otrzeć się o jego policzek, ale młody wiek, i wynikający z tego wzrost dały o sobie znać. Stanęła na palcach, i jeśli przywódca zdecydował się nieco zniżyć łeb, to otarła się o niego niemalże z czułością.
Po odhaczonych formalnościach młoda pochwyciła do pyska jedną dorodniejszą rybę, i cofnęła się nieco od zgromadzenia, aby ją w spokoju zjeść. Może i było to spotkanie rodzinne, ale przecież nikt nie będzie bawił się z pustym żołądkiem, nie?

: 11 paź 2020, 21:26
autor: Słodycz Ziemi
Młoda dreptała wesoło obok tatusia, opowiadając mu o nowo poznanym Wodnym smoku. Chociaż ten Wodny akuratnie nie bardzo lubił wodę z tego co zdążyła zaobserwować. Generalnie w chwili ekscytacji Imbirka mówiła bardzo dużo. A przecież nie co dzień zdarza się okazja do rodzinnego spotkania. I rzeczywiście, przez ostatnie dni nie dawała zapomnieć tatusiowi o spotkaniu, planując co wziąć do jedzenia. Spojrzała teraz z ukosa na grzbiet tatusia, a dokładniej na ledwo mieszczące się tam pakunki z jedzeniem. Ups, a może wzięli za dużo? Ale smoki na pewno są głodne! Po dotarciu na miejsce Goździk od razu zmierzyła spojrzeniem błękitnych ślepi przybyłych członków rodziny. I było ich już tak wielu! Spóźnili się! Rzuciła tylko tatusiowi karcące spojrzenie, ale się nie gniewała zanadto. Ona również miała dobry humor.
– Cześć wujku Zefirze, cześć wujku Zamącony! Iiiii.... witaj Strażniku! – Przywitała się wesoło ze starszymi, specjalnie nie nazywając Proroka "dziadkiem". Chociaż nie rozumiała za bardzo dlaczego tutaj, pośród własnych członków rodziny, nie mogłaby mówić do niego swobodnie w ten sposób. Ale skoro takie miał kiedyś życzenie to młoda nie miała nic przeciwko by je uszanować.
Po chwili zauważyła tutaj młodszą od siebie samiczkę. A sądząc po zapachu, samiczkę z Ognia. Oooo, a jej jeszcze nie poznała... Podeszła swobodnie do nieznajomej i bezceremonialnie polizała ją po policzku.

– Cześć, kim jesteś? Ja jestem Imbirowa Łuska, ale możesz mi mówić Goździk. Tam jest mój tatuś. – Wskazała łapką na Basiora, szczerząc do niego radośnie drobne kiełki. – Może chcesz mi pomóc rozpakować pakunki z jedzeniem? – Dodała i nie czekając na odpowiedź Ognika wróciła do Uzdrowiciela by zdjąć z niego kilka pakunków i z wdzięcznością kiwnęła łebkiem gdy zdjął pozostałe. Rzuciła szybkie spojrzenie młodej samiczce i sama zaczęła otwierać paczuszki, a do nozdrzy obecnych smoków mógł dotrzeć przyjemny zapach pieczonego mięska oraz świeżych owoców.
– Częstujcie się! Iiii... Błysku jest też mięsko z dodatkiem owoców, specjalnie dla ciebie. – Młoda wskazała na jedną z paczuszek, pamiętając, że Wojownik lubi mięso z owocami. Imbirka była dumna z przygotowanej z pomocą tatusia uczty. Usiadła wygodnie na jednej z mięciutkich skór, zaraz obok tatusia, spoglądając jednak na nieznajomą, gdyby ta miała ochotę porozmawiać.

: 12 paź 2020, 0:10
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Wszyscy zaczynali się schodzić, idealnie na czas. Miejsce mieli już przygotowane, jedzenie też się pojawiło, wszystko zgodnie z planem. Korona z uśmiechem przytulił brata i podobnie zrobił z nowo co poznaną samiczka z ognia.
– Ciebie też miło widzieć, Malstrom. Odłóż jedzenie i usiądź sobie gdzieś, puki jest miejsce. A ty mała ja się nazywasz, jeszcze nie miałem okazji cię poznać. – Zapytał się pisklaka, może potrafiła mu już odpowiedzieć. Nie zabierał jej jedzenia, ale odezwał się widząc jej apetyt.
– Nie jedz za dużo, bo jeszcze nic nie przygotowałem. Jak się wszyscy zbiorą, to dopiero wyjdzie dobre jedzenie.– Rzucił do bratanicy, zastanawiając się już, co może zrobić z tych świeżych ryb.
Następny pojawił się Strażnik, ku zadowoleniu przywódcy. Naprawdę miał nadzieję, że ich wspólny tata pojawi się na spotkaniu, pokaże się też wszystkim wnukom. Był chyba jednym z najważniejszych smoków na tym pikniku, w sumie to on powinien był być centrum uwagi. Bez niego, nie byłoby na tym pikniku nikogo, nie było by wszystkich tych smoków. Nawet te nie biologiczne nie byłyby tym kim są bez niego, wszyscy zawdzięczają mu całe swoje życia. Dziwnie by było podejść i rozpocząć „Dzięki, że żyję.”, więc lepiej było przywitać go najzwyczajniej w świecie.

– To ja dziękuje… że przybyłeś.– Powiedział, po czym wysyłał wiadomość mentalną, tłumacząc sprawę trochę bardziej.
~Jeżeli nie jest ci wśród nas wygodnie, to nie będę miał ci za złe, jeżeli odejdziesz. Wiem, że nie zawsze była między nami rodzinna atmosfera, ale teraz to bez znaczenia. Chciałbym tylko, żeby wszystkie dzieciaki dowiedziały się o swojej rodzinie, a to ty jesteś jej głównym filarem. Jeżeli nie chcesz być jej częścią, nie ma problemu, możesz wszystkiemu zaprzeczyć. Zawsze możesz mieć tylko do mnie oficjalną sprawę stadną.~ Zakończył mrugnięciem do ojca.
Basior i Imbirowa zjawili się niedługo po tym, na co czekał Zefir. Imbirowa już przygotowała trochę jedzenia, za co był jej w duchy wdzięczny. Liczył, że przygotuje coś na żywo, przy gościach, ale widać nie będzie musiał przygotowywać wszystkiego.

– Witajcie, witajcie, proszę usiądźcie wszyscy na skórach i odpoczywajcie, jedźcie i bawcie się do woli. Jeżeli ktoś ma jakieś specjalne zachcianki kulinarne, powiedźcie a razem z Imbir coś wymyślimy.– Można to było nazwać oficjalnym rozpoczęciem się spotkania, nie było w sumie poza tym dużo więcej zaplanowane. To tylko prosty sposób poznania paru smoków i dogonienia zaległości w znajomościach już poznanych osób. Rozrabiaka usiadł na skórach i czkał aż wszyscy się zagospodarzą.

: 16 paź 2020, 14:37
autor: Błysk Przeszłości
Po przywitaniu się z przywódcą Błysk zamierzał zająć sobie jakieś dogodne, blisko niego miejsce. W sumie to nawet takie znalazł. Tuż przy nim, na jednej ze skór. Tak miło.
– Hej córcio, spokojnie, bo jak braknie rybek to twój wujek nie będzie w stanie Ci pokazać jak sprawić, żeby były pyszniejsze. – odpowiedział na zobaczenie Endrii już szamającej jedną z ryb. W zasadzie to chyba już niektóre z nich podczas drogi znikły, ale... no cóż, trudno. Te pisklęta naprawę dużo mogą w sobie zmieścić.
Nim się obejrzał reszta gości już zaczynała się zbierać. Witał ich z uśmiechem na pysku, nawet i Strażnika. Czuł się dziś dobrze, nawet i niestandardowo dobrze jak na siebie.
Jednak wojownik nie wchodził jeszcze w głębsze interakcje z resztą. Kogoś przecież jeszcze brakowało, i to bardzo ważnego dla Zamąconego. Trochę się szczerze nawet stresował, bo to w sumie będzie... pierwsze spotkanie jego obydwu córek.

– Dziękuję, Goździku. – odpowiedział adeptce z posłanym do niej małym uśmiechem. Ah, chyba na zawsze zostanie u niej zapamiętany jako "ten, co lubi mięso z owocami".
Później, korzystając z chwili ciszy Błysk wysłał wiadomość mentalną do Ćmiej Łuski, lekko zaniepokojony tym, że jej jeszcze na miejscu nie ma.

~ Córeczko, gdzie jesteś? Piknik się już zaraz zacznie, a brakuje na nim mojej perełki. ~ wiadomość poszła, a Zamącony był dobrej myśli, że wkrótce kleryczka, z której był dumny się zjawi.

: 19 paź 2020, 21:15
autor: Strażnik Gwiazd
Co to właściwie było? Rodzinna atmosfera? Komfort? Czuł się nie na miejscu, jakby conajmniej reprezentował inny gatunek. Niby był drapieżnikiem takim jak oni, ale zamiast pewności siebie miał tylko kwas.
Nie drgnął ani razu. Po prostu czekał i ze zgniecionym żołądkiem przypatrywał się każdej kolejnej postaci. Pierw spoglądał w ślepia, chłodno i beznamiętnie, potem badał ich ciała. Imbirowa rosła bardzo szybko, wciąż nie podobna ani do niego, ani nawet własnego ojca. Nie zasłużył na jej atencję, ani przyjazne nastawienie. Chyba, że udawała żeby go sobie zjednać. Kiedy jednak miałaby wyhodować aż tak grubą warstwę fałszu? Nawet on nie sądził, że to możliwe. Zatem po prostu nie zasługiwał.
Nie pozostawił jej jednak bez odpowiedzi i choć mogła już skierować uwagę na kogo innego, wymruczał krótkie "witaj". Dopiero potem, jakby chcąc pierw przetworzyć ciężar przekazanych mu informacji, tknął umysł Zefira. Ton syna, który go zaczepił był mu zupełnie obcy i akurat w tej kwestii naprawdę nie wiedział już co myśleć. Po co? Po co ten smok to robił?
~
Zaprzeczyć czemu? To jakaś implikacja, że lubię kłamać? ~ Była w jego głosie wrogość, choć dominowało raczej zmęczenie i niepokój. Wiedział, że niepotrzebnie, ale stanowisko Zefira wydało mu się zbyt podejrzane, zbyt oficjalne, żeby potraktował je jako szczerą wiadomość.
~
Jestem tym kim jestem i takiego mnie poznają, więc nie krępuj się prawdy i daruj sobie uprzejmości bo spłodzenie dzieci to nie wyczyn ~

Czy to był ten sposób na pojednanie się z synem.

Nie będzie żadnego pojednania.

Ah. Dlaczego?

Uśmiechał się nawet Malstrom. Czy to było normalne?
Spojrzał na niego, zaraz po tym jak zakończyło się jego połączenie z Zefirem. Nic nie było na miejscu. Nic! A on siedział w środku tego huraganu fałszywych uprzejmości i udawał, że próbuje być taki jak oni. Tyle, że bez uśmiechu.