Strona 27 z 32

: 16 sie 2022, 11:56
autor: Strażnik

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Westchnął, wycieńczony jej i własnymi emocjami. Nie mógł negować jej prawa do czarnowidztwa, bowiem będąc w odwrotnej pozycji, prawdopodobnie traktowałby rozmówcę z równym, o ile nie większym dystansem.
Korzystając z jej zmiany pozycji i przeniesienia zainteresowania z dala od jego pyska, pochylił się nieco by grzbietem zgiętego palca wytrzeć szklące się ślepia. Zamiast kroku bliżej do normalności, jedynie pogorszył sprawę, pozwalając by łez pociekło nawet więcej, już bez jego kontroli.
Łapa aż zadrżała mu z nerwów, więc wycofał ją ostrożnie, żeby nie wybić sobie oka.
Nie lubił godzić się z porażką, zwłaszcza gdy pozytywnemu wynikowi swojej pracy przypisywał tyle znaczenia. Mah postrzegająca się za narzędzie w jego ślepiach, nie powinno być w żaden sposób nowe, ani druzgocące, zwłaszcza że powtarzał sobie transakcyjność ich relacji od samego początku, lecz konfrontowanie się z tym wprost, było zupełnie inne.
Nie wiedział czy zdoła kiedykolwiek zmienić jej, lub przede wszystkim własny pogląd w tej materii.
Westchnął drżąco, zaciskając powieki mocno, jakby chciał pozbyć się w ten sposób resztek ciepłych kropelek. Ostatnie fragmenty bezsilności zwilżyły jego łuski, by zostać starymi chwilę potem, gwałtownym ruchem łapy.
Musiał wziąć się w garść, jeśli jedyną osobą, która mogła bezwzględnie stanąć po jego stronie, był on sam.
Wstał w końcu, całą wieczność później, choć w rzeczywistości minęło mniej czasu, niż sądził i ruszył w jej stronę nieco niepewnym krokiem. Nie zamierzał przekraczać jej granic, a jedynie odrobinę ułatwić sobie życie.
Jego kolejna czynność była na równi podyktowana zrezygnowaniem, co mechaniczną potrzebą kontynuacji rozpoczętego zadania. Był w tym jednak też pewien rodzaj oporu – zwyczajnego lęku, że gdyby odwrócił się i odszedł, cokolwiek istniało między nimi, skończyłoby w lepszym stanie.
Nie mógł w końcu winić jej, że nie wiedziała jak operować w sytuacji którą zainicjował, nawet jeśli sądził że bez tego, utknęliby w miejscu, czekając jedynie na problem, który jednym uderzeniem zmiecie wszystko, na co niechcący zapracowali.
Nie chciał tracić wszystkiego, o nic nie zabiegając.
Podniósł zatem prawe skrzydło, gdzie zwisała mocno doświadczona torba, a następnie sięgnął obudowanym błoną ramieniem do jej zagraconego wnętrza.
Zwinne palce skrzydła wydobyły stamtąd przedmiot, który następnie powędrował do łapy proroka, a z niej, został położony nieco bliżej łba Infamii, o ile do tej pory nie zdążyła się podnieść.
Gdyby zdecydowała się spojrzeć na niespodziewany podarek, był to ozdobny sztylet o ciemnej barwie, z czerwonawym połyskiem. Krótkie ostrze nie miało żadnego nadzwyczajnego kształtu, choć rękojeść, oprócz dodatkowego, srebrnego obramowania, chowała również uwięzioną szczelnie, białą perłę.
Nie był to przedmiot szczególnie użyteczny dla smoka, ale powinien wyglądać po prostu ładnie – jak na stosunkowo krótki czas, w którym powstał.
Trudno starać się dla samego siebie, choćby intuicyjnie była to jedyna opcja – utkwił spojrzenie w przedmiocie.
To nie problem, że pewnych barier nie da się zlikwidować – Nie dla niej, nie dla innych. Dla niego samego bariery zawsze pozostaną problemem. Ale to teraz nieistotne.
Ale nad pewnymi da się pracować z kimś – tłumaczył wszystko, jak zwykle z pewnym rodzajem przekonania i zaangażowania w zachrypłym tonie, mimo siedzącego w tyle, ale słyszalnego napięcia.
Dlatego bądź ze mną – trudno powiedzieć czy jego przytłaczająca asertywność była tutaj zaletą, ale to jedyny sposób by nie czuł stagnacji lub braku rozwiązań, w których znów utonie.

: 16 sie 2022, 12:53
autor: Infamia Nieumarłych
Usłyszała szelest, sygnalizujący jakiś ruch. Nie ruszyła się jednak by dokładnie zbadać jego źródło; nie uważała po prostu proroka za zagrożenie. Raz, zaatakowanie jej nie miałoby sensu, dwa, po prostu uważała się za lepszą od niego. Dowiodła tego już raz, dawno temu, jeszcze jako stosunkowo młoda smoczyca. Po prostu nie potrafiła uznać Strażnika za godnego oponenta, wymagającego stałej czujności.
Albo po prostu znała go już na tyle długo, by móc nieco się rozluźnić. Po prostu.
W życiu by nie pomyślała że padnie akurat na niego, że smok, którego znienawidziła jeszcze jako pisklę, któremu zabrano dom będzie kimkolwiek innym niż śmiertelnym wrogiem. Może gdyby jej życie potoczyło się szczęśliwiej, nie pozwoliłaby mu zbliżyć się do siebie tak bardzo, bo miałaby po prostu bezpieczniejsze alternatywy relacji. Nie miała ich jednak. Wiedziała, że miłością nie darzy jej nawet własne stado, mimo że chciała dla niego dobrze, na swój własny sposób. Najwyraźniej jednak była żywym przykładem tego, że intencje rzadko kiedy są dobrze rozumiane przez ich odbiorców.

Kolejny dźwięk, tym razem szurania i przerzucania jakichś przedmiotów. Jej głowa minimalnie drgnęła, instynktownie nasłuchując, tylko po to by po chwili coś pojawiło się na peryferiach jej pola widzenia. Wygięła więc szyję, by spojrzeć na przedmiot, który ułożony został obok niej, i zamarła na chwilę. Niedostrzegalne na tle niemalże czarnych tęczówek źrenice rozszerzyły się, dostrzegając kształt ozdobnego sztyletu. Zamrugała powoli, by następnie ostrożnie przewrócić się z powrotem na brzuch, sięgając palcami po rękojeść. Obejrzała dokładnie podarunek, a jej ślepia lśniły chciwością i zachwytem. Ta dziecięca część Mahvran, skryta w głębokich zakamarkach ciała zapiszczała wesoło "dostałam prezent!".
Czarodziejka otuliła się ogonem, słuchając Strażnika i przytulając sztylet do siebie.
Nie kochała go i wiedziała, że on na pewno nie kochał jej. Ale nie miało to większego znaczenia. Samiec mógł zaspokoić jej żądzę posiadania – chciała mieć go na własność, poniekąd z chciwości, a poniekąd ze złośliwości. Jeżeli spośród wszystkich możliwości to akurat ona byłaby smokiem, który miałby Strażnika na wyciągnięcie palców, byłoby to niemalże splunięciem w pysk panteonu wolnych stad – a przynajmniej w jej mniemaniu. Parszywy zabójca, a przede wszystkim, innowierca, mający kontrolę nad ich prorokiem. Absolutnie piękna perspektywa.

Nadal nie była pewna, czy chciałaby w to brnąć, ale miało to swoje zalety. Wad... Stosunkowo niewiele. Byłoby ich natomiast dużo jeżeli plotki o relacji między nią, a Strażnikiem zaczęłyby faktycznie krążyć.
Pokiwała powoli głową, walcząc ze ściskiem w gardle. Zmusiła się, by spojrzeć na samca i nawiązać kontakt wzrokowy, aby móc odzyskać jakąś część kontroli nad sobą.

– Zgadzam się. – Powiedziała nieco ciszej, niż by chciała, cały czas trzymając sztylet przy kolczastych, czarnych łuskach piersi. – Ale nie gwarantuję, że to się uda.
Skrzywiła się minimalnie. Na chwilę obecną wolała być realistką – szanse sukcesu w tym ich całym układzie wyglądały na stosunkowo niskie. Mimo wszystko, mogło jej to pomóc, przynajmniej tak sądziła. Może podniesie ją to z dna, a może wbije ją w same głębiny.

: 16 sie 2022, 13:24
autor: Strażnik
Łagodnie przechylił łeb, przyglądając się jej mowie ciała.
Chciał jej coś dać, ponieważ wydawała się zaskoczona, gdy zrobił to za pierwszym razem. Czy był to sposób na zmieniania jej reakcji? Manipulację? Nie wiedział gdzie stoi na linii szczerości. Czy potrafi dawać, bez żadnej ukrytej intencji, jeśli sam nie posiadał zupełnie nic?
Jego wzrok podążył za unoszonym sztyletem. Zastanawiał się czy kolor o którym wspomniała, rzeczywiście był jej ulubionym i czy w zestawieniu z przełamaną czerwienią stałą, perła ma jakikolwiek walor estetyczny. Nie znał się na przedmiotach, ich kształtach, ani ozdobach. Zdawał się na nie równie tępy, co na mimikę, nawet jeśli świadom był jej istotności i czytelności dla innych.
Słysząc jej zgodę, powrócił uwagą do jej oczu, wpatrując się w nie bez żenady, nie formułując w międzyczasie żadnych myśli. Przez parę uderzeń serca cisza nastała zarówno między nimi, jak i w jego zatłoczonym łbie.
Wciąż nie był pewien jaki miała stosunek do dotychczas wymienionych zasad. Czy bycie razem rzeczywiście oznaczało, że zamierzała się starać, by nie odrzucić swojego życia, tak jak inni? Teraz jednak nie miał siły, by dalej drążyć.
Później. Później zrobi to na pewno.
Wstał znów, nie spuszczając z niej wzroku i postąpił kilka kroków naprzód. Ostrożnie, na wyprostowanych łapach, lecz wciąż niczym skradające się albo chcące uniknąć prowokacji zwierzę. Nie sądził, że jego działanie było bez ryzyka, nawet jeśli pokazała już wcześniej, że nie boi się jego bliskości.
Jeśli mu pozwoliła, finalnie przysiadłby zwyczajnie u jej boku, tak że oboje stykaliby się skrzydłami. Jeśli nie, cóż...

: 16 sie 2022, 13:48
autor: Infamia Nieumarłych
Koniec końców więc faktycznie chcieli się po prostu wzajemnie wykorzystać, na różnych frontach. Czy było to złe? Może, ale jeżeli do tej pory wytrwali na tej niezwykle niepewnej linii swojej relacji, ryzyko mogłoby okazać się opłacalne.
Gdyby sprawy potoczyły się inaczej, gdyby nadal miała oparcie w jakimś żywym członku rodziny, gdyby nie była rozbita serią druzgocących wydarzeń, nie zgodziłaby się, z dumą unosząc głowę i prychając drwiąco. Była jednak w tak złym etapie życia, że ucieczka do Strażnika zdawała się równie obiecująca, co irracjonalna. Nie była to może jej wymarzona ostoja, ale potrzebowała czegoś, lub kogoś, kto odwróci jej uwagę od walących się aspektów jej życia. Jeżeli by mu się to udało, to chyba nawet była skłonna mu przyklasnąć i nałożyć kwiecisty wieniec uznania na głowę.

Patrzyła na niego, gdy postąpił krok w przód, potem kolejny, a finalnie znalazł się tuż u jej boku. Miała chwiejną relację z kontaktem fizycznym. Lubiła wykorzystywać go do swoich celów, pod warunkiem że to ona miała kontrolę nad sytuacją. Tutaj tak nie było, ale była w stanie znieść coś tak prostego i niegroźnego jak stykanie się skrzydłami. Nie było to aż tak przerażająco obce. Witała się przecież z braćmi wzajemnym ocieraniem się o bok czy o szyję. Pamiętała jak wsuwała swoją głowę pod czerwonołuską gardziel Pogromu. Oczywiście, wtedy relacja była też inna niż tutaj, ale przynajmniej nie zareagowała na subtelny dotyk ze strony proroka tak gwałtownie, jak mogłaby, gdyby nie posiadała już swego rodzaju doświadczeń z dotykiem związanych.
Na początku będzie dziwnie, niekomfortowo, obco. Ale wszystko to przecież kwestia przyzwyczajeń... Chyba, że uznają iż nie dają rady dzielić wspólnie czasu i zerwą układ zanim do owego przyzwyczajenia się dojdzie.
Zapadła między nimi długa cisza – znajoma, acz teraz zdająca się mieć nieco inny wydźwięk. Poprzednie pauzy były poniekąd celowym zabiegiem. Obecna była raczej efektem prób zaznajomienia się z sytuacją, zbadania stopnia kruchości lodu, na którym się wspólnie znaleźli.


– Gdzie właściwie... Oddelegowujesz się na czas odpoczynku? – Zapytała nagle, zdając sobie sprawę, że faktycznie nie wiedziała gdzie Strażnik sypia. Nie chodziło o to, że chciała dzielić z nim ten rodzaj przestrzeni, przynajmniej póki co o tym nie myślała, ale warto by było wiedzieć gdzie on po prostu mieszka. Chyba, cholera, wypadało.– Gdybym chciała cię po prostu znaleźć, zamiast wzywać w konkretne miejsce.
Wolała dopełnić swoje myśli słowami, by uniknąć nieprzyjemnych niedopowiedzeń już na starcie. Głowę miała minimalnie przechyloną w jego kierunku, chociaż oczy skupione były po prostu na trawie przed nimi.

: 19 sie 2022, 14:54
autor: Strażnik
Czuł się otępiały, a jednocześnie przesycony emocjonalnie. Ani naprzód, ani w tył nie miał już ochoty wędrować, jakby po osiągnięciu pierwszego z serii kroków, osiągnął dostatecznie dużo, żeby się poddać. Nie sądził tak realnie, ale w ten sposób najlepiej było opisać obecny stan. Chciał się z nią kłócić na temat Kazesa, powiedzieć jej o sobie, albo zapytać o nią, chciał przedstawiać warunki, zgłębiać koncepty, może nawet wściec się i odejść, by poczuć że nie jest zupełnie martwy w środku – ale nic z tego nie było w jego zasięgu. Chłonął zatem ciszę, powoli korzystając z niej na tyle, by wyciągnąć krótkie łapy do przodu, by klapnąć brzuchem o grunt.
Śpię w różnych miejscach. Na drzewach. – wyjaśnił nieco ciszej, już w zupełności manifestując swoją wyczerpaną energię.
Dopasowuję się do nich, zależnie od okazji – kontynuował, odkładając łeb na przednie łapy, choć nie przestawał spoglądać na nią przynajmniej jednym okiem.
Jego brak przynależności objawiał się najwyraźniej nawet w doborze legowiska. Tego akurat nie postrzegał za problem, bowiem potrzebował jedności z wieloma roślinami, by nie poczuć lęku związanego z przywiązaniem.
Chciałbym zasnąć przy tobie – mruknął, choć odruchowo wyraził w ten sposób więcej zdecydowanego oczekiwania, niż prośbę. Nie wiedział czy byłoby to dla niego możliwe – właściwie z góry zakładał że nie, ale potrzebował dłuższej ciszy przy niej, żeby wszystko sobie ułożyć.

: 19 sie 2022, 17:07
autor: Infamia Nieumarłych
Zdziwiła się trochę słysząc, że nie miał konkretnego miejsca. Z drugiej strony, podejrzewała, że miało to sens biorąc pod uwagę jego geny. Gdyby i ona mogła z taką pewnością poruszać się pośród drzew, pewnie też próbowałaby tej ścieżki, chociażby dla odrobiny unikatowości w życiu. Każdej nocy inne drzewo. Inne miejsce. Inna perspektywa. Mały krok w kierunku uciekania od rutyny, która zabija wewnętrznie wiele smoków, zwłaszcza w ich wieku.

Słyszała ewidentnie zmęczenie w jego głosie, poparte zresztą tym, jak położył się obok i położył łeb na długopalczastych łapach. Podejrzewała, że to zrozumiałe, bo chociaż nie byli po żadnym cięższym wysiłku fizycznym, to nawał nowych informacji i wizji tego, co ich czekało wystarczał, by przeciążyć umysł, nawet stosunkowo wypoczęty.
Zastanawiała się, czysto hipotetycznie, czy gdyby otworzyła dla niego granice Plagi, to znalazłby tam jakieś miejsce dla siebie. Wątpiła w to jednak, mimo iż teoretycznie miałby do tego prawo... I, hm, podstawy. Musieli jednak zadowolić się tym, co było.
Nie miała za bardzo ochoty zostawać akurat w tym miejscu, bojąc się odkrycia przez kogoś niepożądanego. Rozejrzała się, po czym westchnęła cicho i wydała z siebie cichy, melodyjny dźwięk, przypominający nieco gwizdanie. Gdzieś spomiędzy korony białego drzewa dobiegł łopot skrzydeł, po czym wyleciał spomiędzy nich feniks, zamierzając poświęcić się badaniu okolicy na czas ich odpoczynku.

– W takim razie może pomyślimy przy następnej okazji o znalezieniu konkretnego miejsca. Jak nie do twojego snu, to chociażby do spokojnych rozmów. – Odpowiedziała cicho, również kładąc łeb na łapach – cóż, w jej wypadku raczej nadgarstkach skrzydeł – wypuszczając leniwie powietrze z płuc. – Nie jestem stworzona do drzew, zaś gór nigdzie tutaj nie uświadczymy.
Pustyń, niestety, tym bardziej, ale to, że ciągnięcie drzewnego Strażnika w takie miejsca i tak mijałoby się z celem postanowiła już zostawić w spokoju. Mimo wszystko, swój komfort wolała stawiać na piedestale. A mimo to zgodziła się zasnąć przy nim tutaj, w miejscu, w którym komfortowo nie czuła się ani trochę. Cóż, kolejny przykład w którym przeczyła samej sobie.
Jeśli nie wspomniał o niczym więcej, przymknęła ślepia, licząc że doświadczony wzrok feniksa wystarczy, by w porę ostrzec ją o nadejściu niepożądanego przechodnia. Wsłuchała się w oddech smoka leżącego obok niej, nie tyle dla ukojenia, co raczej dziwnej potrzeby kontrolowania jego stanu.

: 19 sie 2022, 18:33
autor: Strażnik
Była to rzadka okoliczność, ale gdy już pozwolił się pochłonąć ciszy, a łagodny głos obok niego pozwalał mu nie sięgać odruchowo po defensywę, irytacja malała stopniowo, aż docierała do poziomu, w którym przybierała formę pozornej apatii.
Gdy gniew cichł, pierwszy w kolejce za nim, jeśli chciał pozostać emocjonalnie przytomny, był oczywiście smutek, który już wcześniej zdołał głośno dojść do głosu.
Bał się tej melancholii, ponieważ zmuszała do pasywności zdecydowanie mocniej, niż nie czucie niczego. Nie będąc zaś użytecznym, nie miał absolutnie żadnego powodu by kontynuować.
Mahvran stała się jego własnością. Nie wiedział co w związku z tym.
Rzeczywiście po dłuższej chwili jedynie przymknął ślepia. Oddech miał niespokojny, choć w nietypowy sposób. Powietrza nabierał długo, a potem wypuszczał ledwie słyszalnie, jakby od tego zależało jego życie. Dopiero przysłuchawszy się mu w ciszy możliwe było wyróżnienie drżenia wysiłku, jakby powstrzymywał bardziej naturalny, spokojny sposób oddychania. Nawet leżąc nie potrafił się rozluźnić, choć nie był tym zaskoczony biorąc pod uwagę towarzystwo, jak i fakt, że choć drzewo miał obok, w żaden sposób nie miał z nim styczności.

: 19 sie 2022, 19:56
autor: Infamia Nieumarłych
Oboje sądzili, że mieli siebie na własność, ale jak z tego wybrną? Tylko czas mógł pokazać które bardziej weźmie sobie to do serca i wygra cichy, niekoniecznie subtelny pojedynek o dominację. Cóż. Podejrzewała, że przynajmniej nie będzie się nudzić. Posiadanie Strażnika na tyłach umysłu będzie wymagało od niej więcej czujności, ostrożności i innych taktyk działania. To powinno z kolei rozbić druzgocącą ją od dłuższego czasu rutynę.
Wsłuchiwanie się w jego oddech pozwalało jej łatwo stwierdzić, że miał problemy z zaśnięciem. Nie zamierzała jednak nijak w to ingerować. Sama pozwoliła sobie na chwilowe odpłynięcie, o czym świadczyło to jak jej wdechy i wydechy stały się rytmiczne, spokojne, powolne. Dookoła samicy delikatnie wibrowała magia – jak gdyby czuwała w czasie, gdy ciało śpi, gotowa eksplodować w momencie zagrożenia. Zapewne uszkadzając w ten sposób bardziej Infamię, niż potencjalnego przeciwnika.


Gdy wybudziła się, nad ich głowami wciąż królowało ciemne niebo głębokiej nocy. Skoro ich spotkanie rozpoczęło się wieczorem, nie mogło minąć bardzo dużo czasu, ale odpoczynek był wystarczający dla czarodziejki. Otworzyła powoli ślepia, wzdychając, po czym podniosła rogatą głowę, zerkając na smoka obok, sprawdzając, czy prorokowi udało się zasnąć, czy może był już wybudzony. Jeśli to jej przyszło jednak ocucić się jako pierwszej, nie budziła go, tylko leżała obok, czekając aż zrobi to sam.
Możliwe, że lekkim, nieplanowanym przyspieszeniem tego procesu okazać się mogło przybycie Nidhorgga. Feniks wylądował cicho przed wywerną, pozwalając pogładzić się po czarnych piórach, oświetlając i ogrzewając smocze pyski żarem leniwie buchającym z jego piersi. Mahvran powoli gładziła stare ptaszysko, przy okazji poprawiając ułożenie kilku poszarpanych lotek na jego lewym skrzydle.

: 20 sie 2022, 9:51
autor: Strażnik
Finalnie nie zdołał zasnąć, a choć cisza nie służyła mu emocjonalnie i tak w jakiś sposób docenił jej obecność. Jeśli chciał nauczyć się czerpać cokolwiek dobrego z bliskości, w jakiejkolwiek formie, musiał przede wszystkim opanować akceptowanie jej w chwilach, gdy nie miał żadnego wpływu na przepływ myśli w czyjejś głowie.
O czym mogła śnić, gdy już pozwoliła sobie na wypoczynek? Czy denerwowała się podobnie do niego? Czy planowała następny krok? Miał wrażenie, że poddawała się temu doświadczeniu bez żadnej strategii, a oddając wszelką kontrolę w jego łapy, z góry stawiała go w roli jednostki wyłącznie oczekującej i manipulatora. Może popełnił błąd starając się postawić ją ze sobą na równi, gdy ewidentnie, z dziesiątek przyczyn, było to zupełnie niemożliwe. Może powinien zaakceptować pasywnie, że są jedynie widzącymi się pobieżnie, długowiecznymi istotami. Zapatrzonymi w siebie i niezdolnymi do zmiany. Słuchał jej oddechu. Rozważał cielesność w której była uwięziona. Zwyczajne zwierzę, równie niebezpieczne dla jednych, bezbronne wobec innych. Takie neutralne podczas snu.
Słysząc trzepot skrzydeł nadlatującego, a następnie lądującego nieopodal feniksa, w końcu pogodził się z myślą, że jego wątpliwy wypoczynek dobiegł końca. Nozdrzami niego głośniej wypuścił powietrze, a następnie niechętnie otworzył ślepia. Nawet powieki ciążyły mu bardziej niż zazwyczaj.
Jaka emocja towarzyszy ci najczęściej? – zapytał flegmatycznie, sztywno podnosząc się do siadu. Być może to lepiej jeśli rozejdą się niedlugo, by dorosnąć do świadomości, czy złożona obietnica zmieniała cokolwiek, czy jednak nie.

: 20 sie 2022, 15:35
autor: Infamia Nieumarłych
Nie skupiała się na nim za bardzo, ewidentnie więcej uwagi – jak i całe zapasy szczątkowej czułości – poświęcając feniksowi, spokojnie poddającemu się jej głaskaniu. Feniks może nie był najbliższy jej sercu, ale jego istotność i tak przeważała jakiegokolwiek smoka, wobec czego nie czuła ani krztyny dyskomfortu, ewidentnie pokazując swoje przywiązanie, nie przejmując się niczyją opinią.

Gdy Strażnik usiadł, nie podążyła za nim, wciąż leżąc na ugniecionej trawie, układając pióra starego ptaka, unikając zarazem tryskających spod spodu jego ciała płomieni. Nie były może zabójcze, ale nie miała ochoty na nieprzyjemne poparzenia, nawet lekkiego sortu.
Słysząc pytanie zmarszczyła lekko czoło. Powinna przywyknąć do tego typu dziwnych form rozpoczynania konwersacji, ale nadal potrafiły, mimo wszystko, wprawiać ją w chwilową konsternację.

– Wszystkie na raz. – Odpowiedziała w końcu, nawet na niego nie patrząc, skupiona cały czas na dbaniu o Nidhorgga. – Jakiekolwiek tylko potrafisz nazwać, odczuwam je w każdej chwili. Liczy się tylko to, której jest akurat najwięcej. Ale każdej jest zawsze przynajmniej szczypta. Odczuwam więc wszystko, zawsze.
Zerknęła na niego w końcu, acz bardzo przelotnie, unosząc widoczny dla niego kącik pyska w parodii ledwo dostrzegalnego, pobłażliwego uśmiechu.
– Nie licz na konkrety. Sfera emocjonalna nie jest czarno-biała i nie działa w sztywnych ramach. – Dodała, wracając wzrokiem na kompana, kończąc lekkie rozpościeranie poszarpanych lotek na jego ogonie.

: 25 sie 2022, 22:27
autor: Strażnik
Spodziewał się, że jeśli Mahvran znajdzie jakąkolwiek okazję by umknąć od bezpośredniej odpowiedzi, skorzysta z niej bez namysłu. Istniał w tym pewien urok. Gonili się nawzajem, bez celu i końca, stawiając przed sobą trudności tam, gdzie wcale nie musieli. W ten sposób ciężko było dostrzec sytuację w której realnie się znajdywali. Po co myśleć o konsekwencjach, jeśli mogli jedynie naliczać punkty? Po co do czegoś dążyć, skoro wystarczyło zwyczajnie iść?

Nie był to stan, który potrafił przez wieczność utrzymać, czyż nie? To brak rezultatów ściągnął śmierć na Kazesa. Żadne prawa, żadna realna logika, lecz niezdolność do podsumowania zaczętej myśli. Zamknięcia jej w sposób, w który by sobie życzył. Pieprzony maniak.

Sztywne ramy to jedno, wzorzec zachowań to drugie – podjął ze zmęczeniem, spoglądając w stronę feniksa. Przez myśl przemknęła mu chęć dotknięcia go, skoro był niemal na wyciągnięcie jego łapy, ale w pierwszej chwili zawahał się, jeszcze zanim uniósł łapę.
Któraś emocja zawsze jest intensywniejsza od innych. Na przykład gniew lub strach – dopiero z tymi słowami zmusił się do ruchu. Nie próbował zaskoczyć zwierzęcia, czy też zbliżyć do niego za wszelką cenę. Uniósł kończynę powoli, zatrzymując ją w powietrzu niedaleko, jakby w niemym zapytaniu.

: 26 sie 2022, 20:19
autor: Infamia Nieumarłych
Unikanie bezpośrednich odpowiedzi była chyba jednym, co mogło jeszcze pomóc w utrzymaniu w miarę zdrowego poziomu tej relacji... O ile można to było tak nazwać. Jeżeli zupełnie poddałaby się i mówiła dokładnie to, co Strażnik chciałby usłyszeć, straciłaby dużą część samej siebie i wpadła w odmęty autodestrukcyjnego szaleństwa. Nie zamierzała do tego dopuścić, a już na pewno nie na rzecz kogoś.

Feniks pozostawał niezainteresowany prorokiem w jakimkolwiek stopniu – to jest, dopóki to Strażnik nie wyszedł z jakąś inicjatywą kontaktu. Lśniące, ciemne oczy zwróciły się ku niemu; pozbawione wyrazu, zupełnie jakby były kamieniami szlachetnymi wtopionymi w posąg, by nadać mu jakiegokolwiek uroku lub pseudowartości. Ptak nie zareagował w żaden sposób na próbę dotyku – nie cofnął się, nie drgnął, ale nic też nie sugerowało możliwości zareagowania agresją. Nidhorggowi było absolutnie wszystko jedno, co się dzieje z nim w aspekcie kontaktu fizycznego. Jedyne, co go fascynowało, to obserwowanie życiowych poczynań czarodziejki. A to, ile palców dotknie jego piór... Cóż, to tylko pióra. No dotknij, waszmościu. Dla mnie i tak nie istniejesz.

Infamia nie ingerowała nijak w próbę interakcji samca z jej kompanem. Zaprzestała tylko wygładzania jego piór, odkładając palce z powrotem na ziemię.
– Jestem wściekła gdy widzę głupotę, zirytowana gdy czuję zapach wrogich stad. Spokojna gdy nie muszę patrzeć na pełne niewdzięczności pyski, zauroczona gdy widzę elfią architekturę, w euforii... W euforii to nie byłam od dawna. – Skrzywiła się lekko. – Nie wiem, co czuję najczęściej. Nigdy nie analizowałam siebie w taki sposób, nie interesuje mnie to. Nie odczuwam potrzeby analizowania każdej swojej reakcji ani kontrolowania siebie.
Chociażby dlatego, że wolała kontrolować wszystko i wszystkich dookoła, sobie zaś dając jak najwięcej swobody i błogiego poczucia braku konsekwencji swoich czynów. Głupie? Pewnie tak. Ale była zbyt zmęczona by do sterty problemów dodawać zastanawianie się nad samą sobą.
– Możesz go dotknąć, nie użre cię. Jest absolutnie pozbawiony sfery emocjonalnej, w tym agresji. – Mruknęła, wskazując na magiczne ptaszysko. – Może go nawet polubisz.
Parsknęła cicho, przegryzając lekko dolną wargę, ciekawa czy Strażnik postanowi faktycznie dotknąć zwierzę, czy zrezygnuje.

: 26 sie 2022, 21:50
autor: Strażnik
Czekając na przyzwolenie, nie tylko zwierzęcia, ale i jego partnerki, wsłuchiwał się proste, choć znacznie precyzyjniejsze wyjaśnienia. Nie zaskoczyło go, że negatywne emocje towarzyszyły jej najczęściej, zwłaszcza gdy całe Wspólne traciły wrogimi stadami, a Plaga sama w sobie pełna była niewdzięcznych pysków. Sugerowałoby to wręcz, że spokój odczuwała tylko będąc w samotni, bądź w towarzystwie istot nie będących smokami. Znów nie zaskoczenie, w końcu mówiła mu to wcześniej.
Najczęściej czujesz napięcie i niepokój – rzekł i zgodnie z jej komentarzem, wyprostował łapę ostrożnie, by ułożyć palce na ciemnych piórach.
Jeśli zwierz nie umknął mu spod szorstkich opuszek, pogładził go wzdłuż boku, z dala od płomieni. Nie czuł żadnej satysfakcji, ani spokoju w związku z takimi kontaktami, gdyż nawet od istot mniej rozumnych czuł się w zupełności oddzielony. Niemniej lubił mieć kontrolę, a zwierzęta zdawały się pozwalać na nią zdecydowanie prędzej niż smoki.
Ale osłaniasz je bardziej ekspresyjnymi emocjami – Czy wiedział na pewno? Za cholerę nie. Dała mu jednak wgląd w siebie i choć różnili się na wielu poziomach, zdawało mu się że pojmował źródło jej nerwowości. Nie dlatego że rozumiał ją empatycznie, a ponieważ samego siebie, wbrew pozorom, znał bardzo dobrze. Jedyny problem był taki, że nie chciał na zawsze takim pozostać, podczas gdy Infamia, nie dorosła nawet do momentu pojęcia samej siebie.
Nie koniecznie zamierzał ciągnąć tę myśl właśnie teraz, ale i tak zwrócił się do niej ze znajomym konfrontacyjnym, nawet jeśli zmęczonym spojrzeniem. No chyba, że jej parsknięcie było rzeczywiście jakąś zapowiedzią walki z feniksem.

: 27 sie 2022, 12:27
autor: Infamia Nieumarłych
Wypuściła powoli powietrze z płuc, jakby powstrzymując się od bezsensownej, kąśliwej uwagi. A kusiło ją, by jakąś z siebie wydusić, bowiem Strażnikowi udało się opisać ją w punkt – coś, co oczywiście sprawiało, że szala zwycięstwa w tej ich dziwnej, długowiecznej grze bez zasad i warunków zwycięstwa przechyliła się znowu w jego stronę.
Ugh. Jak ona nie znosiła przegrywać.

– Tak i nie. – Odparła w końcu, czując zawistną potrzebę nie przekazywania mu satysfakcji z osiągnięcia pełnego sukcesu. Nie, wolała zostawić otwarte niedopowiedzenie, sugestię, że nie do końca mu się udała ta mała analiza. To dawało jej jakąś iluzję nadal bycia w grze, a nie bycia wyrzuconą z ringu.
– Może kiedyś powiem ci o konkretach. – Dodała, zerkając na niego leniwie. – Żebyś miał o czym myśleć w najbliższym czasie – zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego konkretnie nawiązałam więź z aż piątką istot? Cóż, teraz masz okazję. Podziel się swoimi przemyśleniami ze mną przy następnej okazji.
Zaśmiała się cicho, po czym powoli wstała, szykując się do odejścia... I faktycznie, o ile nie została zatrzymana, po chwili zniknęła w zaroślach. Ot tak, po prostu.

Nie drgnął nawet, gdy palce proroka dotknęły jego boku. Gdyby nie miękka faktura lśniących piór, wydawać by się mogło że samiec gładzi teraz posąg, pozbawiony jakiegokolwiek życia. Ptak zamrugał tylko, aby zwilżyć gałke oczną. Ruszył się dopiero, gdy wychwycił zmianę pozycji u wiedźmy – gdy ta wstała, głowa ptaka od razu powędrowała w jej kierunku, obserwując ją dokładnie, po czym zamachał skrzydłami i wskoczył jej pomiędzy barki, razem z nią opuszczając Zagajnik.


: 21 wrz 2022, 1:06
autor: Sięgający do Nieba
Brak uzdrowiciela w stadzie mógł mocno skomplikować życie. Hermes od dłuższego czasu czuł się chory i teraz przeklinał swe lenistwo, które skłoniło go do zwlekania. Na domiar złego Villedor został poharatany przez rysia – to właśnie troska o zwierzę pchnęła go do poszukiwania pomocy za granicami Plagi. Zorientowawszy się kto jest najmłodszym uzdrowicielem, a co za tym idzie – najmniej uprzedzonym i być może skłonnym do pomocy w innych stadach, przełknął swą niechęć i poprosił o pomoc.

1x średnia

: 21 wrz 2022, 1:50
autor: Płocha Ćma
To było już drugie wezwanie spoza Słońca, które tak samo zaskoczyło młodziutką kleryczkę, jak pierwsze. Była też idealną osobą dla Gwieździstego Nieba – pozbawiona jakichkolwiek uprzedzeń, przepełniona jedynie chęcią pomocy. Ani nie miała odgórnego zakazu pomocy smokom z innych stad, ani też nikt szczególnie nie próbował nasączyć jej umysłu niechęcią do wcześniej Plagi, zaś teraz Mgły. Zapakowała zioła do torby, którą szczelnie zamknęła i zanurzyła się w Samnar, kierując się do Zimnego Jeziora, a stamtąd – do Szklistego Zagajnika, gdy już osuszyła z pomocą maddary swoje pióra.

Truchtem przybyła na wskazane przez nieznanego jej samca miejsce. Przystanęła przed nim i uśmiechnęła się lekko, zdejmując torbę ze swojej szyi.
Dzień dob'y — przywitała się, zaciekawionym spojrzeniem przyglądając się górskiemu samcowi. — Jestem Ćmia Łuska, a ty? — przedstawiła się, choć może niepotrzebnie, skoro Mglisty skierował wezwanie bezpośrednio do niej... Ale to nic, jeśli dzięki temu miała poznać imię samca. Przejechała spojrzeniem po jego sylwetce, a kiedy spojrzała na bok i ujrzała Villedora – jej ślepia rozszerzyły się. — Och, piękna mantyko'a! Za'az wam pomogę — rzuciła, dostrzegłszy rany na jej udzie. Podeszła bliżej kompana razem z torbą i przyjrzała się w ciszy ranie. Choroba mogła poczekać, obfite krwawienie – nie.

Zamruczała pod nosem niewyraźnie, gdy wydobywała z torby ususzone liście jemioły, wraz z miską, do której je wrzuciła. Zalała je wodą i z pomocą maddary zagotowała. W międzyczasie przemyła ranę mantykory, oczyszczając ją z zewnątrz z brudu. Wyjęła młode liście czosnku niedźwiedziego, ścisnęła je tak, by puściły soki i nałożyła ranę. W tym czasie, kiedy wywar gotował się, a czosnek intensywnie pracował, podeszła bliżej czarodzieja.
Mogę? — zapytała cicho i wskazała na jego szyję. Podeszła bliżej, przyłożyła na moment dłoń do jego ciała i zbadała dokładniej sytuację z jego chorobą. Po namierzeniu problemu, kiwnęła głową i odsunęła się, by wyjąć z torby korzeń imbiru. Sproszkowała go w misce, wymieszała z wodą i poleciła samcowi, by przepłukał swoje gardło. Następnie odebrała swoją miseczkę i powróciła do mantykory. Odlała z naparu z jemioły jedną czwartą, którą rozłożyła w miejsce czosnku. Pozostałą częścią napoiła kompana.

Odetchnęła i przyłożyła dłoń do ciała mantykory, dyskretnie wykorzystując okazję, by przejechać palcami po jej futrze. Zachwyt trwał jedynie ułamek sekundy. Wniknęła maddarą w ciało stworzenia, kierując się do rany. Zaczęła od przepłukania jej z resztek infekcji i nadmiaru krwi, a następnie przeszła do pobudzania naczyń krwionośnych do regeneracji, by złączyły się na nowo, tym samym na dobre hamując krwawienie. Szarpane rany wymagały nieco więcej skupienia się na odnowie tkanek, toteż większość swoich sił skupiła właśnie na tym – na pozbyciu się zniszczonych tkanek i zastąpieniu ich nowymi z pomocą maddary. Zaczęła od najgłębszej części rany, raz po raz przechodząc coraz wyżej, wspomagając tkanki w uzupełnianiu braków i zasklepianiu się, łącząc je w całość. Łączyła ze sobą warstwy skóry, jedna po drugiej, a kiedy przeszła do zewnętrznej, oprócz połączenia brzegów rany, pobudziła też skórę do wytworzenia nowego futra. Po wszystkim odsunęła się i spojrzała po dwójce poszkodowanych.

rana średnia: jemioła, czosnek niedźwiedzi
zapalenie gardła: imbir


Uważajcie na siebie — rzuciła nieśmiało, z bladym uśmiechem na pyszczku. Poruszyła się lekko. — Ale jakby coś się działo, to chętnie pomogę. Przynajmniej sp'óbuję — dodała, robiąc krok w tył, pozwalając dwójce odejść.

: 25 wrz 2022, 12:12
autor: Sięgający do Nieba
Wezwanie młodziutkiej kleryczki z jednej strony było ryzykiem, gdyż wiązało się z brakiem doświadczenia i narażało go na późniejsze długie dochodzenie do siebie, acz z drugiej – im ktoś młodszy tym mniej uprzedzony. Wolał nie ryzykować ze wzywaniem kogoś starszego, kogoś żyjącego przeszłością i karmiącego się dawnymi krzywdami, nie widzącymi niczego oprócz nich... Chwila, czy nie mówił aby sam o sobie?
Gdy młoda samiczka przybyła, Hermes pozwoli by jego pysk został ozdobiony leniwym uśmiechem.

– Gwieździste Niebo. Dosyć oczywiste miano, czyż nie? – zadał retoryczne pytanie. Machnął sztywno ogonem na swą piękną mantykorę, dając jej w ten sposób znać, iż ma być cicha, spokojna i nie wyrywać się do przodu.
Pozwolił się obsłużyć, przy okazji obserwując zioła używane przez Słoneczną. Nie zawsze był przytomny i nie zawsze wiedział, co inni w niego pakują. Zapamiętał sobie poszczególne zapachy oraz wyglądy roślin.

– Och tak... Zabrana prosto z nawiedzonego lasu, spod samego nosa tamtejszej wiedźmy – wymruczał niskim głosem. Ćma zasługiwała na choćby szczątkową wiedzę o swych pacjentach.
Villedor trwał sztywno, nieruchomo, z wysoko uniesionymi łbem. Nie zaszczycił swej wybawczyni spojrzeniem, ale też nie wykonał w jej kierunku żadnego wrogiego gestu, co zasługiwało ma pochwałę ze strony Hermesa.

– Dziękuję za pomoc. Oboje dziękujemy. Oto zapłata za Twoją prace. – Łapą zagarnął garść pożywienia różnej maści że swojego ekwipunku. Czy miał interes w obdarowywaniu Słonecznej darami? Zapewne niespecjalnie, aczkolwiek nie lubił być dłużnikiem kogokolwiek. Nigdy nie wiadomo kiedy ktoś zapragnie od niego jakiejś przysługi, a Hermes nie zamierzał nabierać się na cudze zachcianki i być wobec kogoś zobowiązany.

Białe drzewko

: 08 gru 2022, 10:45
autor: Kwiat Uessasa
Nic nie zapowiadało, ze ponownie wybiorę się w nieznane. Tym razem, a raczej jak zwykle towarzyszył mi czterokopytny, dość nieufny, czarny pegaz Lulek. Niestety ogona nie umiałem się nigdy pozbyć. Pomimo bycia idealnie umarszczony na taka pogodę, to ten zawsze mnie wypatrzył, czy wywęszył... Niestety takiego monitoringu nie umiem się pozbyć.

Niskie słońce było w swym najwyższym punkiem, kiedy znalazłem się na polenie, gdzie było tylko jedno, białe drzewo. Postanowiłem się pod nim chwilo schować i przemyśleć gdzie dalej pójść.

Białe drzewko

: 27 gru 2022, 18:38
autor: Serenada Poległych
To był pierwszy raz kiedy była poza terenami swojego stada. Nie było to zbyt ekscytujące gdyż tuż za nią poruszał się Trufla który chyba uwziął się by nadal za nią chodzić choć była już przecież taka duża! Wyglądała przez to jak duża i puchata kulka kiedy tak tuptała przed siebie szukając jakiś skarbów. W końcu udało jej się znaleźć drzewko które było w jej kolorach! Takiego nigdy nie widziała więc zaczęła się bardzo szybko zbliżać by obejrzeć to dokładnie. Dopiero gdy była blisko na dwa ogony zauważyła innego pisklaka, ten nie przypominał ani trochę żadnego którego do tej chwili spotkała. Miał łuski jak tata! Zaćwierkała radośnie, zbliżając się do niego szybciej i lekko trzepocząc skrzydełkami.

Białe drzewko

: 05 sty 2023, 14:03
autor: Kwiat Uessasa
Nagły ćwierkot, i puchata kulka mnie przestraszyły przez wyrwanie z moich myśli, na tyle bym podskoczył w miejscu i zapadł się w śnieg. Jak ja go nie lubiłem, wręcz nienawidziłem.
Wystraszyłaś mnie, młodzinko... – zaśmiałem się sam z siebie. Tai brak uwagi mógł mnie kosztować przynajmniej obity pysk, jak nie i upuszczenia krwi...
Co Cię tu sprowadza mała, puchata kuleczo? – Poprawiłem skrzydełka, a ona mogła zobaczyć ich dwie pary. Owinąłem ogon wokoło łap i się przeglądałem bardziej ptakowi czy smokowi spod tymi ubitymi futerkiem i śniegiem

Celeste

Białe drzewko

: 13 sty 2023, 13:31
autor: Serenada Poległych
Samiczka zachichotała, widocznie rozbawiona reakcją którą uzyskała na swoje nagłe pojawienie się. Bratu nie mogła tak zrobić, on by pewnie nawet nie drgnął gdyby go spróbowała przestraszyć. No ale to nie był jej brat, tylko smok który miał bardzo mało kolorów w porównaniu z nią samą. I chyba nie lubił białego puchu, przynajmniej na to wskazywała jego mina. Ona tam go lubiła, był miękki oraz zabawnie się w nim skakało!
-Przyszłam się pobawić, chcesz się bawić?– Jej odpowiedzi towarzyszył lekki trzepot jej skrzydeł oraz ruch ogona lekko rozgrzebujący śnieg. Zaraz po zadaniu swojego pytania ustawiła się nisko na swoich czterech łapkach. Kiedy nie usłyszała odpowiedzi od razu, zaczęła skakać przed samczykiem na boki. Lekko kłapiąc na niego czarnymi ząbkami, jakby próbowała go przestraszyć choć kąciki jej pyszczka nadal były uniesione w uśmiechu. Wykonywała też parę zamachnięć skrzydłami między skokami, tak o bo nie miała żadnego powodu a to wydawało jej się zabawne.