Strona 28 z 37
: 31 paź 2019, 23:47
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Gdy tylko usłyszał głos za sobą, natychmiastowo podskoczył i obrócił się w powietrzu. Zanim jeszcze zrozumiał co widzi, powiedział.
-Nie strasz mnie tak, właśnie miałe…– Zamarł w pół słowa. Co to za istota? Czy to duch drzewa? Czemu pyta się o jakieś smoki? Czemu wygląda jak smok? Może nierozsądnie, ale Żwawy nie obawiał się zjawy. Przecież żadna mu nigdy nie zrobiła krzywdy, a ta nie wyglądała na wyjątek. Pominą fakt, że był to jedyny duch jakiego spotkał w swoim życiu, to były tylko szczegóły. W chaosie nawet nie usłyszał opisów dziwnej istoty, z resztą, nie znał nikogo innego takiego jak on.
-Zaraz, zaraz, zwolnij. Kim, lub czym ty tak właściwie jesteś?– Zapytał się, ale nie brzmiał na przerażonego. Było to nowe doświadczanie, a te zawsze są ekscytujące. Zachowywał ostrożność, stał w pozycji gotowej do obrony, lub ucieczki. Postanowił odpowiedzieć na pytanie ducha, aby go przypadkiem nie rozzłościć.
-Wybacz, nie widziałem innych istot takich jak ty. Jesteś pierwszym okazem jakiego spotkałem w swoim życiu. Jestem Żwawy kolec, adept ziemi. – Przedstawił się, tak z grzeczności. Nie miał ochoty na żarty, próbował zwracać się z szacunkiem. Nie wiadomo przecież jak silna jest ta kreatura.
: 01 lis 2019, 1:30
autor: Oczywistooki
Gadzi łeb wystający z drzewa przekrzywił się trochę na bok, widząc podskakującego ze strachu nieznajomego. Nie chciał go wystraszyć, ale dopiero teraz zorientował się, że wystawianie łba przez drzewo do materialnego śmiertelnika nie jest dobrym pomysłem na miłe przywitanie. Szybko przeszedł na bok i usiadł już tym razem normalnie na ziemi.
– Ups, sorki, jestem Oczywistooki, wojownik Życia, to znaczy Ziemi też, bo żyłem jeszcze, gdy stado się rozpadło. Jestem, umm... No cóż, duchem. Już od dawna nie żyję. – Gdy to powiedział, jakby dla potwierdzenia tego faktu kolejny szalony żołądź spadł z drzewa, tym razem w stronę półprzeźroczystej sylwetki wspomnienia przeszłości i bez problemów przeleciał przez niego, lądując na trawie. Popatrzył w dół pod siebie, zauważając inny owoc zebranych tu drzew i uśmiechnął się szeroko, jak to miał w zwyczaju mimo niekoniecznie wiecznie wesołego humoru.
– Ech, szkoda... Widzisz, tyle księżyców spędziłem samotnie, nie znajdując nikogo, kogo znam w zaświatach, więc chciałem skorzystać z okazji, kiedy to na prawdę sporo dusz dawnych istnień wylało się na ten świat, i odnaleźć kogokolwiek. Jednak tak, jak nikogo nie było, tak i dalej nie ma. Ani całej mojej wielkiej rodziny, ani mojej najukochańszej smoczycy... Czuję się tak źle, że zostawiłem tych, którzy żyli w taki przedwczesny sposób. Chciałem ich chociaż tylko przeprosić, ale jak widzisz na razie mi nie wychodzi. – Ruszył gwałtownie prawą, przednią łapą do przodu, nadal patrząc się na żołędzia i celując właśnie w niego, przez co udało mu się go poturlać po ziemi trochę do przodu, nim znów stanął w miejscu.
– Hehe, Żwawy? Czyli jesteś zwinny? Też w twoim wieku byłem bardzo zwinny, ehh, znów nawracają mi wspomnienia, kiedy bawiłem się z Kaszmirem, moim najlepszym bratem, nawet, jak byliśmy starsi. To były czasy... – Znów uśmiechnął się jeszcze szerzej, w końcu podnosząc swój wzrok na rozmówcę.
: 01 lis 2019, 13:55
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Adept rozluźnił się nieco, widząc jak duchu siada obok drzewa i przedstawia się. Jak na istotę magiczną, albo przynajmniej nienaturalną, to wydawał się mało groźny. Żwawemu wydawało się, że był on tylko zbłąkaną duszą, która nie chciała nikomu zrobić krzywdy. Miał pytania, dużo pytań, ale bał się zadać wiele z nich, obawiając się zmiany nastroju rozmówcy. Co by było, gdyby czymś obraził ducha? Zniknąłby pewnie, albo coś gorszego. Brązowy smok zaczął mówić swoim zdartym głosem. Postanowił, że spróbuję jakoś pocieszyć Oczywistookiego.
– Nie trać nadziei, kiedyś ich znajdziesz. Masz przecież wieczność co nie?– Uśmiechnął się lekko, patrząc czy żart wylądował. Bez dawania możliwości wtrącenia się, mówił dalej.
– Na pewno jestem zwinniejszy od brata. Nie mam tak licznego rodzeństwa jak ty, ale Malstrom wystarcza mi w zupełności. Też jest starszy ode mnie, o jeden księżyc. Bardzo go lubię, nie wiem co bym zrobił bez niego.– Zatrzymał się i popatrzył na żołędzia, którym poruszał były wojownik.
-Co ci się stało? Jak umarłeś? Mogę zapytać? Nie chcę w żaden sposób psuć ci dnia tylko… może masz jakieś przestrogi, albo uwagi.– Skulił się trochę, obawiając się, że powiedział za dużo. Zjawa na pewno teraz obróci się i wbiegnie w jakieś drzewo, znikając całkowicie. Siedział tak, zestresowany, czekając na odpowiedz.
: 01 lis 2019, 15:33
autor: Oczywistooki
Niebieskołuski samiec wsłuchiwał się w słowa swojego rozmówcy, przy okazji zmieniając delikatnie swój wygląd. Przestał emitować światłem, a jego ciało przestało być przezroczyste. Wyglądał teraz, jakby na prawdę tu istniał, jakby na prawdę żył, ale wiadome już było że to nie prawda.
– Hmm, masz w sumie rację, na pewno ich kiedyś spotkam. – Rozpogodził trochę, wstając z miejsca. Zrobił dwa naturalne kroki na bok, zachowując tą samą odległość od Żwawego. – Huh? Jak umarłem? Cóż... na pewno mogę powiedzieć, że nie tak jak i kiedy chciałem umrzeć. To było takie nagłe, a miałem tyle niedokończonych spraw... Miałem wrażenie, że Ateral zabrał mnie przedwcześnie, ale co taki zwykły śmiertelnik, jak ja ma do gadania z bogiem śmierci? – Spuścił wzrok z rozmówcy w dół, pod swoje łapy. Na prawdę chciałby jeszcze wrócić, choćby na parę księżyców w przeszłość i zmienić trochę przebieg wydarzeń. Dopiero po śmierci dostrzegł błędy, na które był ślepy po całe życie. Tylu osobom na nim zależało, a on ich po prostu opuścił.
– Jedyne, co mogę ci doradzić z własnego doświadczenia to to, że niektóre swoje błędy, choć jakbyś bardzo się nie starał, dostrzeżesz dopiero w ostatnim momencie życia i nie ma na to rady. Mówisz, że masz dobrego brata... dbaj o niego, to na sto procent on będzie chciał zrobić wszystko dla ciebie. Nie ma nic gorszego od skłóconej rodziny, więc należy o nią dbać, zarówno o rodzeństwo, jak i o rodziców i swoich potomków. – Tu odwrócił się w stronę napotkanego śmiertelnika i ponownie przysiadł na ziemi. Po chwili uśmiechnął się jeszcze szerzej i przyjaźniej.
– Hmm, hej, tak w ogóle chciałbyś pobawić się w taką jedną grę? Nazywa się... zagadka albo psikus! – Podniósł się nawet, siedząc przez chwilę na samych tylnych łapach. – Patrz, polega na tym, że wybierasz, czy chcesz zagadkę, czy nie, a jeśli wybierzesz zagadkę, to mówisz czy chcesz prostszą czy trudniejszą, a jeśli wybierzesz psikus... Heh, chyba sie domyślasz. Proste, nie? Ach, i jeszcze jedna zasada, jeśli usłyszysz o tej grze, to tak czy siak musisz w nią zagrać, hehe. Więc co wybierasz?
: 01 lis 2019, 16:59
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Żywy smok zdziwił się lekko, widząc jak duch zmienia swój wygląd na całkiem realistyczny. Nawet stawiane przez niego kroki wydawały się być prawdziwe. Przynajmniej udało się Żwawemu go trochę rozweselić. Słuchał się dalej Oczywistookiego, analizując słowa. Szkoda, że odpowiedział tak wymijająco, ale było to zrozumiałe. Młody nie wiedziała kim był Ateral, ale to chyba nie miało większego znaczenia. Za to rada jaką otrzymał uderzyła bardzo blisko jego doświadczeń. Brata bardzo lubił, ojca nie za bardzo. Matki nawet nie znał, mimo, że żyła z nim w tym samym stadzie. Wziął sobie jego słowa do serca, zjawa miała rację, rodzinna jest najważniejsza. Następne słowa jednak wybiły adepta z rytmu.
-Gra? Czemu nie, ale nie jestem dobry w zagadki. Daj jakąś łatwą.– Wybrał, lecz zastanawiał się co by się stało, gdyby wziął psikusa. Stwierdził jednak, że igranie z mocami nadprzyrodzonymi nie jest rozsądne. Czekał na pytanie, licząc na łatwe pytanie.
: 02 lis 2019, 2:34
autor: Oczywistooki
Uszczęśliwiła go decyzja napotkanego, miłego adepta. Położył przednie łapy ponownie na ziemię i miło zwrócił się znów do niego.
– Hmm, no dobrze, to może... – Odwrócił łeb lekko na bok i w górę, mrużąc delikatnie ślepia. Te po paru sekundach powróciły do normalności, a zaraz po nich pysk już trochę mniej, ale nadal uśmiechniętego wojownika skierował się w stronę Żwawego.
– O. Słuchaj tego;
Ciało to stałe, a w łapie się sypie,
Miły dla ślepi, lecz lecąc w nie szczypie.
Co to takiego? – Przekrzywił łebek i cierpliwie oczekiwał odpowiedzi, mając nadzieję, że brązowy smok z łatwością się domyśli, o co mu chodzi. W końcu samo hasło było pierwszą myślą Oczywistookiego, która na łeb mu się nasuwa, prawie za każdym razem.
: 02 lis 2019, 12:56
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Młody smok zastanawiał się nad odpowiedzią. Naprawdę nie był dobry w zagadki, ale ta była całkiem łatwa. Pierwsza odpowiedz jaka przyszła Żwawemu do łba to był „piasek”. Jest stały, bo jest małymi kawałeczkami. Na łapie się sypie, przynajmniej gdy jest suchy. Ale tutaj zbieżności się kończą. Miły nie jest pierwszym przymiotnikiem jaki przychodzi Zefirowi na myśl, gdy widzi piasek. Można było się też zastanawiać nad znaczeniem słowa Miły. Chodzi o piękno? Może bardziej o łatwość patrzenia się na ten obiekt. Lecz po głębszym zastanowieniu się, adept przypomniał sobie o pierwszym smoku jaki opisał duch. „Piaskowe łuski”, to zapewne była jego ukochana. Miałoby sens, że uznaje piasek za miły, kojarzy mu się z nią. Ale szczypanie nie pasuje. No chyba że… chodzi o drażliwość, swędzenie i drapanie. To rzeczywiście mogło być to. Ale czy przypadkiem brązowy smok nie uzasadnił sobie swojej odpowiedzi błędnie? Nie miał nic do stracenia zgadując niepoprawnie, a może duch zaśmieje się z nieudanej próby żywej istoty. Z lekką niepewnością w głosie, Zefir powiedział.
-Piasek. Jest stały, sypie się, w świetle słońca ładnie się mieni i gdy wejdzie pod łuski, strasznie gryzie. Czy to o to chodziło?– Zapytał się pod koniec, nie będąc pewien swojej odpowiedzi. Może to było coś kompletnie innego, zielonowłosy zaraz się o tym przekona.
: 02 lis 2019, 22:49
autor: Oczywistooki
Oczko cierpliwie czekał na odpowiedź nowego przyjaciela i uśmiechnął się jeszcze szerzej niż wcześniej, słysząc padającą z jego pyska odpowiedź.
– Tak, właśnie tak! Widzisz? Nie było tak trudno! – Wstał z radości i powoli podreptał w stronę towarzysza. Tym razem nawet trawa uginała się pod jego łapami, jakby był całkiem rzeczywisty. Cóż, nie w każdym aspekcie, bo nadal pachniał po prostu jak puste powietrze i nie wydawał z siebie żadnego dźwięku oddychania czy ocierania się łusek o cialo podczas stawiania kolejnych kroków.
– Poszło ci świetnie, czekaj... może będę w stanie coś ci za to dać.
Smok usiadł, po czym odwrócił się w tył, w stronę swojego ogona, który, jak się okazało, był owinięty wokół dziwnej, półprzezroczystej paczuszki zrobionej jakby z dużych, polnych traw. Przełożył ją sobie do przedniej łapi, po czym skierował ją w stronę Żwawego Kolca. Kiedy ta zbliżała się do śmiertelnika, wydawała się jakby nabierać kolorów i prawdziwości.
– Proszę, tyle mogę dla Ciebie zrobić, Żwawy.
Trzymał ją na swojej łapie tuż przed piersią brązowego samca. Gdyby ten zdecydował się ją wziąć, poczułby ciężar przedmiotu, który, wbrew oczekiwaniom, wydawał się bardzo realny.
: 03 lis 2019, 13:22
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Ha, zgadł! Młody smok był z siebie bardziej zadowolony, niż powinien, biorąc pod uwagę stopień trudności zagadki. Zamachał ogonem i uśmiechnął się szeroko widząc radość na pysku bardzo realistycznie wyglądającego ducha. Wydawało się Żwawemu, że im dłużej rozmawiał ze zjawą tym bardziej materialna się stawała. Wrażenie to jednak rozmywał dezorientujący brak zapachów lub dźwięków wydawanych przez byłego wojownika. Brązowy adept nie spodziewał się nagrody, zwłaszcza za coś tak prostego. Nie był przyzwyczajony do dostawiana czegokolwiek od kogokolwiek, nie licząc może mięsa od łowcy. To też mała paczuszka zaprezentowana przez Oczywistookiego, sprawiła mu mały kłopot. Czy młody powinien przyjąć nagrodę? Chyba byłoby nieuprzejmie odmówić. Nie zastanawiając się nad tym dalej, sięgnął łapą w stronę paczuszki. Zanim jej jednak dotknął, przypomniał sobie, że przecież nie może być realna. W końcu pojawiła się prawie znikąd, a na dodatek dostaje ją od ducha. Fakt, Zefir widział jak istota porusza prawdziwymi obiektami, na przykład gdy martwy skrajny popchnął łapą żołędzia. Dusza mogła bez problemu ingerować w świat żywych, więc paczka mogła być prawdziwa. Żywy smok zawahał się. Jego łapa zatrzymała się kilka łusek nad obiektem. Powoli i niepewnie kończyna dotknęła nagrody. Ponownie, ku zdziwieniu adepta, była prawdziwa. Zielonowłosy chwycił ją pazurami i obejrzał ze wszystkich stron. Nie była ciężka, ani duża, w środku nie mogło być wiele. Podniósł skrzydło i włożył przedmiot między ramie a ciało. Składające się skrzydło unieruchomiło paczkę, teraz smok miał wszystkie łapy wolne. Obrócił się w stronę niebieskiego ducha i skinął łbem po czym powiedział.
– Dziękuje, miło z twojej strony. To co teraz zrobisz, będziesz dalej szukał swojej rodziny i piaskowej smoczycy?– Zapytał się, siadając na trawie. Zefir nie wiedział czy duch ma jakiekolwiek szanse powodzenia. W końcu istoty nieumarłe takie jak on nie są prawie w ogóle widywane w Wolnych stadach. Mimo to skrajny wierzył, że Oczywistookeimu się uda, nie wiadomo jak działa świat martwych.
: 03 lis 2019, 15:26
autor: Oczywistooki
Ciepło zrobiło mu się w sercu widząc radość, jaką daje młodemu adeptowi taka mała satysfakcja. Patrzył się na niego cały czas z radością w oczkach.
– Tak, w końcu nic innego mi nie pozostało... Chciałbym wrócić do żywych, ale chcę też załatwić sprawy z odległej przeszłości... Cóż, może nie mogę znaleźć rodziny, bo wszyscy z nich są już gdzieś w następnym wcieleniu? Kto wie, może twój brat albo nawet Ty jesteś jednym z nich? Ehh, gdybym tylko wiedział, czy to tak na prawdę działa... No cóż, bardzo miło mi się z tobą bawiło i rozmawiało, Żwawy Kolcu.
Powstał i otarł się delikatnie o jego bok w geście miłego przytulenia się, co pewnie mogło wydawać się dziwne dla niektórych. Dotyk ciała ducha był... dziwny. Wyglądało to, jakby dość mocno pocierał swoje łuski o ciało żywego adepta, lecz ten mógł poczuć jedynie coś w rodzaju wiatru smagającego bok o jego ciała. Odwrócił łeb jeszcze raz w jego stronę.
– Pamiętaj, korzystaj z życia jak tylko możesz, bo masz je tylko jedno i nie możesz go przewinąć. Do zobaczenia, może się jeszcze kiedyś spotkamy?
Nie zwlekając rozłożył swe skrzydła i wybił się energicznie w powietrze. Jego ciało bezszelestnie przeleciało przez pienie, gałęzie i liście drzew i znikło nad nimi tak szybko, jak wcześniej się tu pojawiło.
// zt
: 03 lis 2019, 16:31
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Żwawy słuchał słów zjawy, nie rozumiejąc dokładnie co miał na myśli, mówiąc o wcieleniach. Wszystko to było naprawdę dziwne. Rozmowa z duchem, zagadki, wcielenia, ale ta magia jest skomplikowana. Gdy Oczywistooki podszedł bliżej żywego smoka, tamten wstał, aby lepiej podążać za istotą wzrokiem. Otarcie się duszy o ciało Zefira, zjeżyło mu wszystkie włosy na ciele. Było to uczucie lekkiego chłodu, które przeszyło smoka aż do kości. Dosłownie otarł się ze śmiercią. Uczucie to nie należało do najprzyjemniejszych, ale młody nie zareagował mocno na ten gest. Obrócił się za istotą i zanim ta odleciała powiedział.
-Do zobaczenia, obyś znalazł czego szukasz.– Po tych słowach duch odleciał. Przez chwilę adept zastanawiał się, czy całe to spotkanie nie było snem. Może zasnął podczas czekania na wiewiórki. Popatrzył się pod skrzydło i paczuszka dalej tam była. Zatrzepał łbem, aby upewnić się, że jest przytomny. Okazało się, że był. Po tym wszystkim jakoś ode chciało mu się dalszego polowania na gryzonie. Obojętnym krokiem poszedł w stronę swojego tymczasowego domu.
//zt
: 28 lis 2019, 2:17
autor: Owoc Opuncji
Wybity ząb i opuchnięte nadal lewe ślepie? I cóż z tego skoro potrafiła latać! Dreptała dumnie obok swojej mamy bo oto czekało ją spotkanie jej życia. Miała poznać swoją jajkową mamę! Szu była na tyle duża iż wiedziała, że mamy składały jajka i z nich wykluwały się pisklaki. Liana była jej kochaną i najważniejszą mamą która karmiła, myła i tuliła... jednak jajko złożyła inna mama. Och móc ją zobaczyć!
– Myślisz, że też ma piórka? A łuski? A może futerko? A jest kolorowa? A może nie jest? A jajko? Myślisz, że ma nadal skorupki? A może być Falą jak ładnie poprosi? Mamo, a mogę do niej też mówić mamo jak do innych mam? A będę mogła się pochwalić, że umiem latać? Ciekawe kim jest... myślisz, że mnie polubi mamo? A jak mnie nie polubi? Wszyscy chyba mnie lubią... a jak ona tylko mnie jednak nie polubi? Mamo...
zapowietrzyła się nagle i stanęła marszcząc pyszczek i kładąc po sobie wszystkie piórka. Dotarło do niej, że mama jajkowa może jej nie polubić. Co wtedy? Co ja spojrzy na nią i powie, że jej nie chce znać?
– Mamo... ja chyba chce wrócić do Brzask i Drzewka i Rucze.
szepnęła niepewnie.
: 28 lis 2019, 10:41
autor: Wysłanniczka Nieba
Liana była przyzwyczajona do pytań Szuwarka. Przebijała się przez nie z pewnością lodowca.
– Tak, może będzie mieć piórka. Ale może też łuski! I tak, na pewno będzie kolorowa. Nawet gdyby była cała biała, to też byłaby kolorowa, bo biały to kolor. Nie wiem, czy ma skorupki, to zależy od tego, czy lubi przechowywać pamiątki. Tak, jeśli ona nie będzie miała nic przeciwko, możesz mówić jej "mamo". Oczywiście, że możesz się chwalić lataniem! I oczywiście, że Cię polubi. Nie znam istoty, który by cię nie lubiła. A nawet jeśli nie będzie Cię lubić tak bardzo jakbyś chciała, to możesz jej to wybaczyć, prawda? Bo masz nas wszystkie, które Cię bardzo kochają.
Odpowiedziała na wszystko, jakimś cudem dotrzymując tempa córce. Pominęła tylko jedno pytanie. Czuła je w paszczy jak wybity ząb – niebezpieczne do ruszenia, chwiejące się z każdym ostrożnym drgnięciem języka. Otuchy dodawał jej nadal niewygaszony kontakt z Brzaskiem, jej obecność z tyłu łba, jak gdyby były powiązane jak kompanki. Świadomość, że w razie czego Brzask się zjawi.
– Nie bój się, Szuwarku. Możemy wrócić w każdej chwili. Daj swojej jajkowej mamie szansę, dobrze? Gdyby nie chciała się z tobą zobaczyć, nie zaprosiłaby nas na spotkanie.
Liana przejechała ciepłym jęzorem po czole samiczki. Sama nieco się obawiała: znalazła smoczycę po zapachu przy granicy z Ogniem i musiała nieco powypytywać smoki z Wody, by wyśledzić smoczycę. Na końcu i tak musiała wykorzystać telepatię, by wysłać na tereny Ognia nieco mgliste zapytanie brzmiące "Czy trzy księżyce temu którejś ze smoczyc nie zaginęło łuskowato-pierzaste, kolorowe pisklę? Mam je w swojej opiece, jeśli się o nie martwiłaś. Możemy się spotkać na Terenach Wspólnych". Po otrzymaniu pozytywnej odpowiedzi, która w sumie niewiele powiedziała jej o Ognistej, Pnąca nazajutrz wyruszyła do Zagajnika... I cóż, teraz czekały.
: 28 lis 2019, 23:27
autor: Posępny Czerep
//Proszę się nie sugerować długością! Potrzebowałam sobie sama poukładać co i jak :,D
Sytuacja była poplątana bardziej, niż wszystkie rzemienie, które od dziesiątek księżyców cięła i rzucała w kąt swojej groty.
Jeszcze kiedy było z nią bardzo źle – spotkała się z pewnym starym samcem, który, jak jej się wydawało – nie szczególnie ją lubił. Właściwie nawet po tym, jak ich ramiona zetknęły się w leniwie postępującym nurcie rzeczki, a zmysły na krótką chwilę zapomniały o otaczającym ich świecie – nie była pewna, czy ten czuje do niej jakiekolwiek pozytywne emocje.
Ciężko więc powiedzieć, czy bliskość dała jej cokolwiek dobrego – po za jajem, które samotnie poturlało się po posadzce, tak barwne i pełne życia w swoim zamkniętym, cichym królestwie – że dręczona chorobą duszy Aank odwróciła pełen łez wzrok, zostawiając nowe życie samo sobie, zaszywając się w najciemniejszej odnodze swojej groty i swojego smutku.
A jednak jajo było silne, zdrowsze niż ona była kiedykolwiek. Wykluło się. Wielobarwne, długie jak sznurówka pisklę piszczało i tarzało się w mazi, a jego matka przypełzła, by spoglądać na nie bezradnie. Było pierwszym (o którym wiedziała), a nikt nigdy nie przygotował ją do roli, której teraz już nie chciała, dręczona żałobą po obumarciu jaj, o które długo i bezowocnie starali się z jej ukochanym – nie potrafiła dostrzec szczęścia w niespodziewanym wydarzeniu.
Robiła co mogła – lizała niechętnie młode, bo tylko i wyłącznie taką opiekę poznała.
Sama po pierwszych paru dniach na świecie przestała być obdarzana uwagą.
Schemat więc, nasilony chorobą, przeniósł się na jej córkę.
Kiedy więc pisklę zniknęło z groty, Presja martwiła się jedynie przez chwilę – sama w tym wieku już chodziła, a nawet potrafiła złapać jakieś małe żyjątka, gdy dręczył ją głód.
Nic też nigdy jej się nie stało – uciszyła więc obawę racjonalizacją.
Nie miała siły, by szukać energicznego pisklęcia.
A nie wiedziała, co miałaby powiedzieć Fernowi.
Znów była sama i tonąć mogła w pożerającej ją depresji.
***
Czas leczył rany.
Tak jak i uwaga bliskich.
Perspektywa Wieczności, Łowca i Myśliwy Ognia, nigdy nie ustający w swym polowaniu – nie ustał też w codziennej walce o życie. Udało jej się wyjść z ciężkiego stanu, a także wyciągnąć z długo trwającego marazmu wiele lekcji. Czuła, że nawet dawne błędy nie są nieodwracalne.
Teraz stąpała pewniej i uśmiechała się. W jej postawie było coś czujnego, ale nie było strachu, czy dawnej bojaźliwości.
Kiedy więc usłyszała wezwanie, przechwyciła je bez cienia zastanowienia. Nie powiedziała nic po za wyrażeniem chęci spotkania i cichym, pełnym nacisku "Dziękuję".
Spadła z nieba jak kometa, ciasno dociskając dymnoróżowe skrzydła do futrzastego grzbietu.
A jednak i tak była ostatnia! Czekali na nią! Szlag!
Cienkie, pościągane licznymi bliznami błony rozświetliły się przebijającym przez nie późnojesiennym słońcem, gdy oposia gwałtownie wyhamowała w powietrzu, wytracając pęd już szybkim biegiem na ziemi. Biegała mimo wszystko lepiej, niż latała – dlatego przyzwyczajona do manewru lądowała zawsze dość daleko od towarzystwa, zatrzymując się z kłusu, przechodząc w stęp i wreszcie wbijając pazury, naprężając nogi – stojąc przed nimi obiema jakieś dwie długości, ciężko ziejąc i pochylając nisko łeb.
Pysk samicy wyrażał zbyt wiele różnych emocji, by je jakoś określić. W oczy rzucały się jednak kolejne blizny i głębokie, sine cienie pod wielkimi, wodnistymi ślepiami. Drżały jej łapy.
– To j-jaa... – Zaczęła lękliwie i potrząsnęła czarno-rudą grzywą, walcząc z łamiącym się głosem. Spojrzała bardzo łagodnie na Szuwarek. – Jestem. Jestem już. A Ty jesteś śliczna i taka, taka dzielna. – Głos znów jej zasłabł. Właściwie te słowa same wypełzły jej z mdlejącej z obawy szczęki. Czy powinna? Co jeśli młode jej nienawidzi? Co jeśli ta lamparcia jej nienawidzi? – Mam nadzieję, że te siniaki to nic poważnego. – Dodała już z wyraźną obawą w głosie.
Nagi ogon wił się jej pod nogami z nerwów, a uszy tak głęboko wcisnęły się w bladobeżowe futro, że niemal nie było ich widać.
Przełknęła ślinę i podniosła wzrok na malachitowopiórą, prostując się sztywno i starając wyglądać stabilniej. – Przepraszam.
Ukłoniła nisko łeb przed dziwnie pachnącą Wodną, po czym znów wyprostowała, spoglądając co jakąś chwilę na Szuwarek, jakby miała ochotę rzucić się i całą ją wyściskać
– Nazywam się Perspektywa Wieczności, Łowca Ognia. Możecie mówić mi Presja albo Aank. – Powiedziała już bardziej swoim – wysokim, mrukliwym i łagodnym głosem. Spojrzała prosto w oczy pręgowanej, żałując, że ta nie może sama domyślić się prawdziwej wersji porzucenia pisklęcia. – Dziękuję Ci, że zaopiekowałaś się moją córką. Czy mogę... Mogę ją chociaż przytulić? – Spytała pokornie, pochylając brodę w kierunku barwnego wężyka. – Jeśli chcesz. – Dodała pośpiesznie.
: 29 lis 2019, 0:07
autor: Owoc Opuncji
– No... no w sumie tak.
przytaknęła mamie po tym jak powiedziała jej by się nie martwiła. Faktycznie wszystkie Fale ją kochały, ale... czy to źle, że chciała by i jajkowa mama ją polubiła? Westchnęła cichutko patrząc sobie pod łapy kiedy powoli posuwały się do przodu. Barwny ogon szurał po ziemi. Nie była już taka pewna tego spotkania. Nie bać się... tak, nie powinna się bać. Tak jak pumy i latania i pływania prawda? Spojrzała kątem oka na mamę, a potem na lądująca z dala od nich samicę. Wylądowała i zaczęła biec. To ona?
Szuwarek zatrzymała się i otworzyła lekko pyszczek. Szeroko otwarte ślepie pochłaniało cały ten widok, podczas gdy drugie walczyło o to by otworzyć się choć nieco szczerzej przez opuchliznę. Ile futerka i zabawny ogonek i...
Stała jak wryta obok Liany nie potrafiąc wypowiedzieć chociażby powitalnego słowa.
Siniaki? Śliczna? Przepraszam?
Szuwarek za bardzo zszokowana była tym jak przejęta i ładna była jej jajkowa mama. Nie rozumiała prawie nic co do niej mówiła.
– M... mama...?
szepnęła czując jak w jej ślepkach gromadzą się łzy. Fale tyle jej opowiadały o jajach o opiece o więziach o tym, że niektóre mamy nie miały siły, ale po to były inne mamy. Teraz Szu była bardzo duża i bardzo silna! Teraz już mama jajkowa nie musiała się martwić i być silną dla niej.
Z szumem w głowie wybiegła ku Aank i wtuliła się w jej futerko. Zupełnie jak mamy Liany, ale jednak zupełnie inny zapach! Zacisnęła oczy i zaczęła kwilić w piersi oposiej mamy.
Mama Liana miała rację, mama Presja chyba ją lubi skoro chciała się tulić, prawda?
: 29 lis 2019, 0:35
autor: Wysłanniczka Nieba
Szuwarek skończyły się pytania: ogarnął ją nerwowy bezruch. Liana siedziała z córką między przednimi łapami, dodając sobie otuchy tym kontaktem. Myśli krążyły jej po łbie niczym rozjuszone pszczoły. Brała głębsze wdechy, skupiając się na ruchu powietrza i otaczających ją zapachach. I barwach. Ostatnie chwile liści. Miały tyle kolorów...
Nowe kolory pojawiły się w jej polu widzenia. Szarawa biel, czerń, przydymiony róż. Pnącą przeszedł mimowolny dreszcz, kiedy obserwowała lądująca smoczycę. Futrzasta ze skórzanymi błonami. Przypominała umaszczeniem oposa, tak samo, jak Liana przypominała lamparta. Jedna gryzoniem, druga drapieżnikiem. Były podobne, znacznie bardziej, niż mogłaby przypuszczać – dostrzegała w Ognistej krew leśnych*.
Całą siłą woli powstrzymywała się od spięcia mięśni. Nie szykowała się do walki. Były bezpieczne. Ale było jej ciężko, kiedy niespodziewana zaborczość rozbudziła się w jej piersi. "Dziękuję za opiekowanie się MOJĄ córką"! Czyli Ognista nadal rościła sobie jakieś prawa do Szuwarka? I czy naprawdę brzmiało to tak, jakby zaraz miała dodać "Teraz ją wezmę, jeszcze raz dzięki za tą czasową pomoc".
Przygryzła policzek i ucięła tą myśl. Nie. Nie. Dość. Szuwarek była swoja własna. I była Falą, tak, i była córką wszystkich Fal. Liana nigdy nie miała jej na własność. Nie powinna tak myśleć. A Ogni... Perspektywa Wieczności nie wyglądała na żądaniową. Ani zaborczą. Ani groźną. Tylko na naprawdę roztrzęsioną, wdzięczną smoczycę.
Matko Niebo, wybacz mi tą pychę. Matko Morze, zmyj moją zazdrość.
Liana rozsunęła łapy, ułatwiając Szuwarkowi ruch. Nie zmuszała się do uśmiechu – na razie byłby zbyt sztuczny. Niemniej jej dwukolorowe oczy złapały ślepia Presji. Nie było w nich nic wrogiego. Tylko ostrożna sympatia i zrozumienie. Skinęła lekko łbem, chociaż jej zgoda na przytulenie była już zbyteczna.
– Och, to pozostałość po nauce lotu. Jak słyszałam, ta dziołszka była bardzo wyrywna i spotkał ją mały wypadek – rzuciła, siląc się na lekkość. Napięcie w jej głosie było tylko lekko wyczuwalne.
– To jest Szuwarek. Mnie możesz nazywać Lianą, lub na tutejszą modłę, Pnącą Łuską. Jesteśmy Wędrującymi Falami i obecnie zimujemy na terenach stada Wody – przedstawiła je. Jej głos był nieco niższy niż u Aank, za to dzieliły mrukliwość i łagodność tonu.
– Znalazłam ją około... czterech, nie, może pięciu księżyców temu. Wtedy nie orientowałam się jeszcze na ziemiach Wody. Byłam blisko granicy, przy Zatoce Sadiru. – Dodała jeszcze. Wahała się. Nie chciała do końca opowiadać o pierwszych księżycach Szuwarka. To było... Ich. Fal. Poza tym, nie chciała przygnębiać czy zawstydzać Presji. I, jak znała Szuwarka, chwilowa cisza była... cóż, chwilowa.
//leśne → drzewnoxpółnocne
: 29 lis 2019, 1:01
autor: Posępny Czerep
Zdało jej się, że zobaczyła jakiś obronny gest w postawie zielonoskrzydłej, a może tylko jej się wydało – był spięta, niemal tak samo bardzo jak oposia.
I rozumiała to doskonale.
Zanim jednak smoczyca, która najwyraźniej przyjęła bardziej niż tylko ochroną rolę pisklęcia, zdołała cokolwiek wyrzec – mała popisała się odwagą i emocjonalnością zbliżoną rodzicielce, bo ledwo ta zdołała spytać o możliwość przytulenia jej – a ta już wczepiła się w jej futro i chyba nawet zaczęła płakać.
Perspektywa najpierw nieco zesztywniała i uniosła wystraszone spojrzenie na kocią smoczycę, wyglądając na zdecydowanie bardziej zrelaksowaną, gdy nie umknęło jej przyzwalające skinienie łba. Miało to dla niej znaczenie – nie chciała rękoczynów przy dziecku.
A najlepiej wcale.
Presja objęła czarnymi ramionami wątłe ciałko, które silnie ciągnęło ją za futro, po czym chwytnymi łapkami wygłaskała jej niesamowite, barwne pióra, pochylając nos nad czułkiem maleństwa i przymykając oczy, by głęboko wciągnąć w nozdrza jego zapach.
Mruczała jak żbik, samemu widocznie relaksując się, ale i uspokajając młode.
– Tak dobrze, że jesteś cała. – Wyszeptała jej w policzek, bardzo gorąco starając się nie płakać.
Chwila ciszy była krótka, bo sama była na tyle domyślna i empatyczna, by nie trzymać Wodnej w separacji od ich małej czułości. Podniosła się i nosem lekko trąciła Szuwarka, by razem z nią podeszła znacznie bliżej Pnącej. Patrzyła teraz na nią. Ciepło i mokro. – No choć, nie zostawiajmy Twojej mamy samej
I uśmiechała się.
– Będę więc dziękować Ci do końca życia, Pnąca Liano, bo choć smocze pisklęta, tak jak i ja, często przeżywają samopas, przynajmniej na terenach Wolnych Stad, to tysiące nieszczęśliwych wypadków się zdarza, a ja nie chciałabym, by przez moją nieudolność ucierpiał ktokolwiek. – Powiedziała z naciskiem i bólem, który bezskutecznie stała się ukryć. – Zwłaszcza Szuwarek. – Dodałą, patrząc na małą czule i nadal gładząc ją po piórkach, o ile ta nie zdążyła się już przemieścić. – Ohh, nawet imię masz prześliczne! – Zapiszczała, jakby nie zdołała dłużej utrzymywać euforii.
Uniosła oczy na Falę.
*Cieszę się, że jest z Wami. Cieszę się, że tak Was poprowadził los, Fale. Nie mam zamiaru Ci jej odebrać, choć mam nadzieję, że teraz już zawsze będzie mogła na mnie liczyć.* Dodała już w myślach, popychając wiadomość do Liany. Czuła, że to ważne.
Doświadczenie z Vultorem i Burdigiem czegoś ją już nauczyło.
: 01 gru 2019, 14:34
autor: Owoc Opuncji
Wtulała się w cieplutkie, szare futerko swojej jajkowej mamy nie mogąc uwierzyć w fakt jak była miła. Na prawdę bała się, że jej nie polubi chociaż nie była pewna czemu. Mamy coś ze sobą mówiły chwilkę, a następnie Szu poczuła nos Presji. Tak! Nie wolno nikogo zostawiać samemu!
– Im więcej mam tym lepiej.
powiedziała ciepło patrząc się to na jedną to na drugą samicę. Nie zdawała sobie sprawy jak taka sytuacja mogła być ciężka dla dorosłych. Cóż poradzić... jej życie składało się nadal z zabaw i nauki, nie dumania nad własnymi uczuciami i potrzebami.
– Mamo miałaś powiedzieć, że to po walce z demonem tak jak u mamy Drzewko i Brzask. No wiesz... że bronie Fal.
szepnęła konspiracyjnie do Liany co mogło wywołać w sumie tylko śmiech u obu samic. Szu dała się głaskać Presji ponieważ z nią miała dopiero co pierwszą styczność. Nie chciała się jeszcze żegnać! To nie tak, że już nie chciała mamy Liany. Po prostu... no ona zawsze była obok, a Presję dopiero poznała! Nie wiedziała, że może sprawić jej przykrość faktem, że ciągle siedziała obok jajkowej mamy.
Słysząc pisk zadowolenia Szu aż podskoczyła i położyła sobie łapki na własnych polikach.
– Ona nawet piszczy jak ja mamo.
westchnęła z tętniącą radością i niedowierzaniem w kierunku Liany.
– Mama Liana mnie tak nazwała i na początku było nie za dobrze bo musiałam mówić Szu żeby się nie śmiali ze mnie. Bo ja kiedyś nie mówiłam "r", ale teraz już mówię "r" ale nadal lubię mówić Szu, wiesz? Szuwarek też jest fajnie i to też mówię, ale Szu też brzmi fajnie prawda? W ogóle kim jesteś w stadzie Ognia mamo? Mama Liana chodzi na łowcy i ja kiedyś pójdę z nią! A mama Drzewko jest zabójcom, ale kocham ją mocno i ona mnie też tak jak mamę Rucze i mamę Płuckę. Mama Rucze mnie dużo nauczyła! Jest jeszcze mama Wiatr, ale z nią mało gadam. Muszę to naprawić bo trzeba dużo gadać z mamami, wiesz mamo?
Liana już trochę znała Szuwarkę więc stało się to czego się spodziewała. Mały słowotok został aktywowany.
: 01 gru 2019, 15:42
autor: Wysłanniczka Nieba
Okowy strachu, dotychczas okalające serce – chociaż nie chciała tego zauważyć – pękły, gdy Wieczność nazwała ją "mamą". Nie podważała jej roli. Nie kłóciła się.
Zielonoskrzydłą dopadł momentalny, gorący wstyd. Żyła w rodzinie samic, których nie zamieniałaby na żadne inne. A jednak, przez więcej niż chwilę, wątpiła w charakter Ognistej. Jak gdyby była w jakiś sposób gorsza, przez wychowanie na tutejszych terenach.
Emocje Aank dosłownie wyzierały z jej pyska i głosu. Przez pysk Liany przeszło drobne skrzywienie – czuła to, potrafiła sobie wyobrazić ten ból. Ilość wdzięczności wręcz przyprawiała ją o dyskomfort. W końcu, Liana praktycznie od pierwszej chwili pokochała Szuwarka. Trzymanie jej blisko i opiekowanie się nią było równie egoistyczne, jak chęć zatrzymania swoich kończyn bez szwanku.
~ A ja cieszę się, że Szuwarek zyskała kolejną matkę. I cieszę się, że trafiła się jej akurat taka rozsądna i sprawna smoczyca. ~ Schyliła lekko łeb, w niemym wyrazie szacunku. Trudno było dobrać jej te słowa. Sama miała ochotę podziękować Aank za danie Szuwarkowi życia i... cóż, zgubienie jej. Ale nie mogła tego ubrać w słowa tak, by zabrzmiało to bardziej odpowiednio.
I mimo tego, że większa cześć niej cieszyła się z zapewnienia Ognistej... To mniejsza, zaborcza część – Brzaskowa część, która ryczała zawsze "Moja, nasza!" na widok każdej Fali – tylko obnażyła zęby. Phi! Jakby Ognista miała szanse w "odbieraniu" Szuwarka.
Stłumiła to odczucie, upychając je w ciemną przestrzeń koło serca.
– Och, tak, wybacz – szepnęła, wyrwana ze swoich myśli. – To siniak po walce z demonem. Była bardzo dzielna. A to zadrapanie jest od latania. – Poprawiła się, z powagą kiwając łbem i przesyłając Aank porozumiewawczy uśmiech nad łbem córki.
Oswajała się coraz bardziej z Ognistą, dzięki samym reakcjom Szuwarka. Mała była ewidentnie zachwycona, przez co Lianie robiło się lżej. Robiła to właśnie dla niej, dla swojego małego, pierzastego wężyka! A nie po to, by być zazdrosną o każdy gest czy czułość.
– Wybacz, jeśli to zbytnia śmiałość – zagadnęła, poczekawszy aż Szuwarek skończy swoją małą opowieść – ale czy i ojciec Szuwarka jest w Ogniu? Utrzymujesz z nim kontakt? – dokończyła. Jej głos był miękki, nieco ostrożny. Same Fale miały dość... Cóż, ograniczony kontakt z samcami. Liana nie miała nic przeciwko nim, oczywiście, że nie. Po prostu.. Życie z samicami było dla niej łatwiejsze. Chociaż, Matka Niebo wiedziała, że Drzewko i Brzask robiły wszystko by udowodnić, że wcale nie były gorsze w pakowaniu się w kłopoty.
: 01 gru 2019, 22:48
autor: Posępny Czerep
Nawet Aank nie mogła się spodziewać, że wszystko potoczy się tak dobrze i sympatycznie.
W końcu dopiero co, jeszcze parę księżyców temu – była smoczym wrakiem, który potomstwo tracił uderzenie po tym, gdy tylko je zyskał.
Teraz zaś był pełna życia i celu.
Cała drżała ze szczęścia. Od wibracji (nieświadomie Presja przez cały czas mruczała) krańce skrzydeł i nagiego ogona tworzyły małe spirale w powietrzu. Czarne płatki uszu sterczały nad czołem ciekawsko, a gdy z pyska schodził uśmiech, to jedynie dlatego, że z przejęcia krańce warg wykrzywiały się na moment płaczliwie, towarzysząc wodnistemu pobłyskowi ślepi.
Właściwie wydawała się rozbrajająco pisklęca, jak na bycie rówieśniczką Pnącej...
Zdecydowanie bowiem wpłynęła na nią wiadomość przesłana od Fali.
Zanim jednak zdążyła pochwalić córkę za "walkę z demonem" – już otwierała uśmiechnięty pysk – zalał ją istny potok słów małej. Matka jedynie więc stała, zasłuchana, z głupio rozdziawioną paszczą i lekko uniesioną łapą. Nie próbowała jej jednak powstrzymać, za to cudem powstrzymała chichot kłębiący się w głębi paszczy. Za bardzo się martwiła, że mógłby małą urazić.
I zanim zdążyła odpowiedzieć na którekolwiek z setek pytań pisklęcia, musiała już przenieść wzrok na Lianę. Wyglądała więc na nieco zmieszaną, ale wciąż cichą i zaciekawioną.
Skinęła głową i także uśmiechnęła się miękko. Tak. To nie był łatwy temat. Ale był ważny. I ważne było, by dobrze teraz wszystko przedstawić.
Dlatego mówiła do nich dwóch jednocześnie, siadając na zadzie i owijając łapy długim, cieniutkim ogonem.
– Szu, ja też łowię, tak jak Twoja mama Liana i jestem przeszczęśliwa, że chcesz iść w nasze ślady! – Zaczęła z nieukrywanym entuzjazmem. – Chętnie podzielę się z Wami wiedzą, jeśli będziecie czegoś potrzebować, w końcu może się przydać ktoś znający te ziemie. I jeśli będziecie chciały kiedyś poznać mnie z innymi Falami, to będę w niebie! – Smoczyca bardzo starała się dobrać słowa tak, by Szuwarek bez problemu ją zrozumiała. Zauważyła bowiem, że jej przedstawienie umknęło pisklęciu. Zrobiła krótką przerwę, zastanawiając się wyraźnie.
– Tata Szuwarek to Dar Tdary. Największy Uzdrowiciel Wolnych Stad, z Ziemi. Nie mam z nim jednak kontaktu. Jest bardzo, bardzo zapracowany i zmęczony. A my nie jesteśmy dla siebie... Na stałe. – przygryzła jednym z krótszych zębów bok wargi. Właściwie nie wiedziała jak to zrobić, żeby nie zachęcić córki do spotykania się z ojcem i jednocześnie jej nie zasmucić. Wątpiła, by oschły gad potrafił być miły do pisklęcia. Ale może myliła się co do niego?
: 21 sty 2020, 22:08
autor: Rytm Lasu
Proszę, proszę, na terenach wspólnych również można znaleźć ładne miejsca. Leszczynowy Zagajnik na pewno do nich należał, Sio ciekawy był jak zmieni się, kiedy nastanie lato. Przysiadł sobie gdzieś w dość wygodnym miejscu, dając się wyszaleć Puszkowi, który hasał po okolicy, odkrywając uroki tarzania się w śniegu. Któż by pomyślał że ubrany w spleciony z futra i gałązek kubraczek topielec będzie przejawiał tyle energii. W przeciwieństwie do siedzącego w miejscu i nasłuchującego otoczenia Sio, kompan obwąchiwał jakieś drzewka w okolicy, ocierał się o nie i co jakiś czas turlał się, próbując zaczepić gdzieś i rozerwać ubranko. Nie bardzo interesował się tym, co robi jego smok.
Olchowy westchnął lekko i przeniósł wzrok na drzewa, w zamyśleniu oglądając gałązki i śledząc wzrokiem fakturę kory. Cóż innego miał robić? Trafił w miejsce, gdzie ostatnio smoki postawiły łapę pewnie kilka księżycy temu.