Strona 28 z 38
: 08 lip 2019, 20:50
autor: Dzika Gwiazda
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Dzika była w drodze z wyspy na Zimnym. Leciała prędko, kiedy Azura sięgnęła do jej naszyjnika z dziczych kłów. Ciemna macka wpłynęła pod jeden z nich i wydłubała z niego lśniący
granat. Przyciągnęła go do siebie i klejnot zniknął pośród ciemnych kłębów, wchłonięty, wessany. Wydobyła całą skrytą w nim moc, tak że na łuski jej właścicielki nie opadł nawet jeden opiłek klejnotu. Gdy nasyciła się, objęła mackami szyję Żółtookiej, lekkim chłodem przypominając o swojej obecności i wyrażając wdzięczność.
: 25 lip 2019, 1:28
autor: Pacyfikacja Pamięci
Dla Pacyfikacji przyszły... Z pewnością lepsze czasy. Wreszcie. Cóż może być lepszym lekarstwem na samotność, niż kilka obiecujących schadzek z mniej lub bardziej czarującymi nieznajomymi i teraz czekające w gawrze jaja? Tak, wiedziała, ile to lęgów spełza na niczym, ile to piskląt pada przed osiągnięciem adepctwa – ale było coś potężnego w stwierdzeniu jeśli brakuje ci rodziny, to ją sobie stwórz i pięknego w tym, że nie przyszła tutaj sama.
Układając sprawnie obramowanie kołyski ze skrzydeł, na grzbiecie niosła córkę, wygodnie mogącą wyglądać na świat, siedząc na obrobionej, miękkiej skórze koziorożca. Córka... Jej własne przedłużenie rodu, smoczycę rozkosznie okrągłą i obiecująco silną, zdrową, sprawną, idealną w każdej łusce – bo to w końcu dziecko Wronki – tylko tak tragicznie podobną do Bursztyn. A może właśnie pięknie? Gdy akurat Łowczyni pogodziła się z zaniedbaniem rodziców i niesprawiedliwością świata, z niemocą zrozumienia i przywrócenia w swoje życie matki – o to pojawia się pisklę od razu zdradzające, czyją jest wnuczką. Wszechświat lubi czasem żartować.
Granica Ognia została przekroczona, a później dzicz wspólna, aż dwie samice dotarły do Wypalonej Plaży. Widok na inne tereny jest? Jest. Nie trzeba płynąć na absolutny środek, na wyspę. Wciąż nie była pewna, jak zachowywać się z pisklętami, kochała je terroryzować i straszyć, ale nabawiać traumami własne? Co to to nie. Prawdę powiedziawszy, najchętniej to jednak puściłaby je wolno i pozwoliła naturze sprawdzić, jak sprawne jest i czy przeżyje bez niczyjej pomocy – sama wychowała się sama, dziko i proszę, wyszło jej to na dobre! Czy jej potomstwu też by tak wyszło?
– Scorpia. – powiedziała poważnie do małej, uprzednio kładąc się na boku, rozluźniając skrzydła i dając jej znać, by zeszła na ziemię. Pierwszy błąd matki niepopełniony, jest dobrze – jesteśmy właśnie na terenach wspólnych. Miejscu, gdzie wszystkie trzy stada mogą swobodnie się spotykać. – jej głos był... już nie tak poważny. Mówiła do małej kulki z pewnego rodzaju czułością. Oj będzie musiała się przyzwyczaić do bycia matką, ale wbrew kilku własnym obawom nie odczuwa tego jak karę. Jednak dziwną radość. Jeat dobrze. Trąciła delikatnie młode nosem, po czym odwróciła się w stronę, z której przyszły. – wyklułaś się w Ogniu, najsilniejszym ze stad. Jest moim domem, był domem twojej babki i twojego pradziadka i wciąż jest mojej wielkiej, przybranej rodziny. Mam nadzieję, że i ty sama poczujesz do niego prędzej czy później prawdziwą przynależność – nie wystarczy się tu urodzić, trzeba w niego uwierzyć. – przeniosła wzrok na pisklę. Jest tyle rzeczy, które chciałaby jej opowiedzieć. Ale... ale rozmowy są trudne. Jak wiele takie młode rozumie? Uśmiechnęła się dumnie widząc obły pyszczek Scorpii i wskazała łbem na lewo, po czym powoli zaczęła sunąć nim w powietrzu na prawo, do kawałka puszczy – te całe tereny należą do Ognia. Do mnie i do ciebie i do naszych płomiennych sióstr i braci, takich jak Serce Płomieni, która nam przewodzi. Widzisz te migoczące na horyzoncie szczyty? Góry Diamentowe są naturalną fortecą, która stała się naszym schronieniem. Wielkim i silnym. To tam najczęściej napotkasz na współstadne smoki i to tam ci je wszystkie przedstawię. – uśmiechnęła się do siebie na tę wizję. Obróciła się po chwili w kierunku ujścia Tyral – tamtędy biegną zaś tereny Wody. Rządzone przez Kaskadę Kości, zamieszkiwane przez przyjazne nam smoki. Jeśli będziemy potrzebować kiedyś pomocy, pomogą nam – a i jeśli im przytrafi się coś złego, stawimy temu czoła bark w bark. Mamy sojusz. Nie znaczy to jednak, że dzielimy ziemię – każde z nas ma ustalone granice, które są święte i nie wolno ich przekraczać bez powodu lub przyzwolenia. – zapauzowala na moment i spojrzała poważnie na dziecko. Nie ma zasad świętszych niż granice. – łatwiej jest je zobaczyć i wyczuć jednak z bliska niż daleka. Kiedy porośniesz twoim zadaniem może stać się ich patrol. – odwróciła się trochę dalej i pociągnęła łbem z przeciwległej strony jeziora aż do miejsca spotkania Tdary z jeziorem – Woda z drugiej strony graniczy z Ziemią, która zaś graniczy jeszcze z nami. Wszyscy są sąsiadami. – uśmiechnęła się rozbawiona – mają spore tereny, których część należała kiedyś do stada Cienia – które niedługo przed twoim wykluciem przestało istnieć. A wraz z nim nasz sojusz z Ziemią. To nie znaczy jednak, że jest to nam wrogie stado, o nie. Jest po prostu dla nas... Nikim. – wzruszyła barkami. Po chwili wróciła łbem w kierunku drugiego brzegu, na który widok pchała się wyspa na jeziorze – ale pojawianie się i znikanie stad to nie wszystko. Tereny, które zamieszkują wszystkie okoliczne smoki czasem nawiedza... magia. Sytuacje nie do uwierzenia. Na wyspie jest pamiątka po spotkaniu z dziwnym, kamiennym potworem – wewnątrz którego będziesz mogła przeczytać kiedyś jego historię. Lub mogę ci nawet opowiedzieć ją teraz. – spojrzała z powrotem na Scorpię i uniosła łuki brwiowe, trochę pytająco, czekając na werdykt małej. Może młode chce posłuchać jednak o czymś innym, ma pytania co do stad czy smoków, niekoniecznie co do giganta – zaspokojenie jej potencjalnej ciekawości jest najważniejsze. Na wizję mówienia Pacyfikacja poczuła jednak... zalążek znudzenia. Leciutkiego. Ale nie pozwoliła mu sobą zawładnąć – jeśli Wronka nie wprowadzi Scorpii w życie, to niby kto? Doświadczenie Łowczyni mówiło jasno: nikt.
: 26 lip 2019, 16:04
autor: Trująca Jagoda
Scorpia od czasu wyklucia nie robiła zbytnio dużo ani raczej nic do czyjegoś życia nie wprowadzała, może do istnienia swej matki, to tak, lecz czy kogoś innego w stadzie? Zgaduj zgadula odpowiedzi są dwie: "raczej nie" albo "bardzo nie". Nawet jeśli Scorpia chciała już od razu po wykluciu poznać inne smoki które ją otaczają, to jednak z drugiej strony się trochę bała.Co jeśli jej nie polubią? Co jeśli nie uda jej się zaprzyjaźnić, lub złagodzić więzi z innymi? Dlaczego mieli by jej nie lubić? Czy dla nich jest wnerwiającą istotką która nic nie potrafi? Czy znajdzie przyjaciela?
Jednak gdy matka wlazła do legowiska i obwieściła, że ruszają na wycieczke, Scorpia lekko się skuliła, lecz posłuchała matki i ruszyli na ekspedycje... Terenów. Nie smoków, lecz terenów. Scorpia nie była zadowolona z tego faktu, lecz nie chciała robić problemów matce.
Gdy już obydwie smoczyce dotarły na tak zwane "tereny Wspólne", które Scorpia uważnie obwąchała i opatrzyła swoimi bursztynowymi ślepiami, matka zaczęła mówić, a Scorpia ruszyła wąskami na jej mordce. Miejsce gdzie wszystkie stada mogą się spotykać? To smoków jest więcej? O wiele więcej niż w ogniu? A ile by ich było gdyby połączyły sie wszystkie razem jako jedno stado? Czy takie coś już się stało, że stada zostały połączone? Scorpia miała pytania, lecz zapewn3 nie mogła ich przełożyć na normalne słowa, o ile ktoś nie lubi dziwnych kociopodobnych pomrukiwań i krokodylopodobnych pisków zamiast wymowy.
Scorpia zeszła z pleców matki i położyła się sama na swoich plecach i jej ciało rozłożyło cały swój ciężar, co mogło sprawić wrażenie, że czerwona smoczyca wygląda jak placek na ziemi, a nie co dopiero wyniesione z gniazda smoczątko. Scorpia, jakby kradnąc coś szczeniakom z wyglądu, uśmiechnęła się głupio i jak taki typowy szczeniak, wywaliła język na wierzch. Po chwili jednak gdy matka znowu zaczęła mówić, to Scorpia szybko się podniosła i usiadła spokojnie na zadzie, merdając ogonem. Diamentowe góry? Scorpia odwróciła łepek i niuchnęła powietrzem, ruszając swoimi nozdrzami. Współstadne smoki? To są smoki bez stada? Co to oznaczało? Scorpia wysiliła swój móżdżek i mruknęła spokojnym tonem. –W-wpÓlsta-stadddd-ne? – Scorpia, miejmy nadzieje, wyuczy się mowy na przyszłość, teraz jednak bardziej chciała wiedzieć co matka miała na myśli gdy powiedziała jej o tych smokach, nowi przyjaciele? Nowe stado którego jeszcze nie poznała?
Stado Ognia już znała, tam była mama i wszystkie inne smoki których jeszcze nie zna, a chce poznać, więc czemu miałaby zostawić Ogień? No niby nie ma tam przyjaciela, ale to tylko tymczasowa drobnostka, która jednak dla Scorpii niedługo minie! Albo smoczyca przynajmniej ma taką nadzieje.
Reszta stad i ich tereny mało zainteresowały małą, a raczej dużą jak na swój wiek, skrajną smoczyce która to jak na razie ustaliła sobie jeden... Lub dwa cele na to, co zrobić gdy wrócą do Ognia, do innych braci i sióstr! Ona ma braci i siostry, więc może będą chcieli się poznać z jej osobą? Reszta stad takie jak woda czy ziemia są jak na razie na drugim planie dla młodej, lecz tam też kiedyś się spróbuje zaprzyjaźnić!
Nie może przekraczać granic? Ale co jeśli znajdzie przyjaciela? Musi być jakiś sposób... A, już wie! Tereny wspólne będą chyba dobre na takie spotkania! W końcu mama mówiła, że tereny wspólne to miejsce spotkań wszystkich smoków! Chociaż Scorpii nadal nie podoba się ta zasada z granicami... Nie można jej jakość obejść dla przyjaźni lub rodziny?... Wygląda na to, że nie, bo mama pewnie by o tym jej powiedziała, a to szkoda. Patrol granic?? Że patrol chodzenie i sprawdzanie?? Scorpia wstała na tylnych łapy i zaklepotała płytkami na jej plecach i wydała z siebie kolejny dźwięk pomruczenia z gardziela. Czyli tak! Może poznać kogoś na granicach, a nie tylko na terenach wspólnych!
Gdy matka wspomniała o kamiennympotworze, Scorpia upadła na swój zadek i liznęła swój prawy policzek i bursztynowe ślepia przymknęły się. –Ma-mafia? – Zaczęła, lecz po chwili kontynuowała z takim samym wyrazem pyska. –T-teraz prosz.
: 27 lip 2019, 2:40
autor: Pacyfikacja Pamięci
Wyszczerzyła kły uradowana próbami porozumiewania się Scorpii. Pocieszne stworzonko. Tak, miała gdzieś tam w duchu nadzieję, że rozumie więcej niż mówi. A jeśli nie teraz – to, że chociaż słowa Łowczyni wbiją jej się do tego rozkosznego, wąsatego łba i kiedyś przypomną.
–
Współ – sta – dni – nachyliła się, aby jej łeb był na poziomie pisklęcia i powiedziała powoli –
to smoki, które są częścią tego samego stada, co ty. W naszym przypadku – inne smoki Ognia. Nasi Łowcy, Wojownicy, Czarodzieje, Uzdrowiciele, Piastuni i Przywódcy: każdy dorosły smok w stadzie – nie tylko naszym – ma swoje zadanie, swoją rangę. W przeciągu paru następnych księżyców znajdziesz pewnie coś, co najbardziej się bawi i cieszy: czy będzie to szukanie i zabijanie zwierzątek, czy walka z rówieśnikami, wiedza ziołach i chęć pomagania innym, nauczanie – cokolwiek by to nie było, z pewnością da się to przenieść w dorosłe życie i świetnie bawić dalej. Ja lubiłam włóczyć się po dziczy i szukać zwierzęt – i dzisiaj jestem Łowcą. – wyszczerzyła się. –
kiedy tylko trochę podrośniesz, nadasz sobie sama imię. Nie masz jednak jeszcze pełnej wolności, musisz znaleźć jakieś słowo opisujące Łuskę i złożyć to w całość. Ja byłam Łapczywą Łuską, moja przyjaciółka Bojaźliwą Łuską, moja mama Bursztynową Łuską. Na ceremonii w stadzie, zwołanej wtedy na twoją cześć, zostanie ci przydzielony mistrz – starszy, doświadczony smok, który przekaże ci potrzebną wiedzę i zaoferuje treningi. W teorii. – przerwała na moment –
Świetnie można poradzić sobie na własną łapę – ja nie miałam mistrza. Ale udało mi się znaleźć smoki chętne, aby mnie uczyć. Gdy tylko wyćwiczysz swój talent i pokażesz go przed stadem, będziesz mogła nadać już sobie imię jakie tylko ci się zamarzy. Moje to Pacyfikacja Pamięci. – poprawiła sobie ogon –
jak słyszysz, czeka cię mnóstwo nauk. Niektóre będą nuuuudne – znów nachyliła się do młodej i zachichotała. Może teraz ta nauka taką jest dla Scorpii? Dla Wronki by była. Ale hej,
stara się, okej –
dlatego warto czasem wyjść poza własne stado i poszukać nauczycieli w smokach, których jeszcze nie znasz. Na przykład smoka, który jest twoim ojcem, nie znajdziesz w Ogniu. – przechyliła lekko łeb –
jest Uzdrowicielem stada Wody i choć mnie i jego nic nie łączy, dla ciebie powinien znaleźć czas. Nadał sobie imię Szarpiący Obłoki.
Mafia. Samica zaśmiała się krótko, bezdźwięcznie. Nie, nie jest na tyle obeznana, by opowiadać jej o magii. Może zwali ten obowiązek na jej ojca, może na swojego samotniczego wybranka, może na znajomą Lamparcią, na Śpiew, na Sosnę... tyle czarodziejów, do wyboru do koloru, naprawdę, Scorpia będzie mogła przebierać w nich i podejmować decyzję cały dzień.
Póki co podjęła decyzję, by ruszać dalej. Dobrze. Pacyfikacja kiwnęła jej ciepło łbem i potyrpała niezgrabnie skrzydłami niosoną jeszcze skórę, po czym położyła się, wskazując, by młode z powrotem wskoczyło jej na plecy – do pływania samej jeszcze jej nie puści.
–
A więc teraz! Wskakuj. Nie musisz tylko słuchać, jeśli możesz i patrzeć, prawda? – wymruczała.
I weszła ze Scorpią na grzbiecie do wody.
/ zt tu:
https://smoki-wolnych-stad.pl/viewt ... 273#293273
: 12 sie 2019, 15:42
autor: Spękany Kamień
Nieczęsto już wybywał z terenów Ziemi. Ostatnio nazwał je z trudem "naszym domem", by wyperswadować intruzowi gdzie jego miejsce. Myślał o tym teraz. Kroczył przez równiny, spacerował, myślał, uciekając od zgiełku zmieniającego się Obozu. Mniej też ostatnio walczył. Wychodziło mu to na zdrowie, a Dar Tdary nie miał powodu na sfrustrowanie się, skoro nie przychodził już do niego tak często jako kompletna paćka. Westchnął siężnie, a z jego chrap uniosła się szarość.
Zatrzymał się na plaży. Powinien był już wrócić. A jednak usadził swój szary zad na popiele. Jego serce, od księżycy równie spokojne, zabiło szybciej. Slońce grzało, niebo było jasne, a ptaki śpiewały. A jednak on poczuł zapach palonej ziemi i palonych ciał. Jego ogniem, cudzym ogniem – bez różnicy. Robił to, co musiał.
I dawno obiecał sobie, że nie wróci już do tego. W dniu, w którym opuścił ludzi, opuścił smoki, które tam zostały, przypieczętował swój wybór.
Jego małe, szare oczy skierowały się w taflę wody. Niezmącona zupełnie jak jego skalna mimika. Na jego pysku mniej było już blizn – Dar musiał posklejać mu całą szczękę i zregenerować skórę niemal od podstaw. Musiał wyleczyć jego rozszarpane gardło. A jednak ślady przeszłości wciąż się wybijały. Wiele płyt jego pancerza było pękniętych, liczne ukazywały różowo-szarą skórę starych jak świat blizn.
Jego szpony były już popękane i rozdwajały się, tworząc mieszankę ostrych krawędzi i szarpiących zadziorów o minimalnych rozmiarach. Skrzydła osłoniły jego boki strzępkami błony i masą szaro-różowego kolagenu, rosnącego warstwami jedna na drugiej. Wciąż był jednak groźny. Jego ciało, choć siedziało na plaży, było proste, jego łapy nie całkiem wyprostowane, a on sam – nie był zupełnie rozluźniony. Jakby czekał.
Jakby zawsze czekał.
Otoczony zapachem skał i krwi, który przypomniał mu widok tej spalonej plaży.
: 12 sie 2019, 16:26
autor: Echo Istnienia
Echo spacerowała.
Księżyce minęły od czasu gdy została wyłowiona przez Pchłę, od czasu gdy pierwszy raz wyszła z obozu Wody, od jej pierwszych nauk, a ona dalej spacerowała. Tyle zmian zaszło od tego czasu, zmian przez nikogo nie zauważalnych tylko przez Szkarłatną, a ona dalej spacerowała. Może nie była stara, ale zdecydowanie na taką się czuła, jeśli oczywiście starością nazwać pernamęntne zmęczenie i ciągłą świadomość uciekającego czasu. Krok za krokiem, łapa za łapą, czarodziejka szła. A gdzie? Przed siebie. Tak po prostu. Tak bez celu. Bez niczego. Czyli jak zwykle.
Coś jej się przykleiło do łapy. Podnisła ją, żeby się temu przyjrzeć.
Popiół.
Rozglądnęłą się wokoło.
Cała plaża z popiołu.
Ach, jak tu kiedyś musiało płonąć, jak wielki i żywy musiał być ten płomień. Ile rzeczy pochłonął w swoim nienasyconym głodzie.
A teraz został po nim tylko popiół.
Szary i bez życia.
Ech, co ją tak wzięło na takie myśli, i tak nic do jej istnienia nie wniosą.
Rozejrzała się jeszcze raz, a tym razem jej wzrok spoczął na czymś, co początkowo wzięła za skałę. To wcale nie była skała, bo skały z zasady nie oddychają... A może właśnie nią było? Żywą skałą, która kiedyś nazywała siebie smokiem? ( Echem Istnienia? )
Może jej się wydawało, ale w oczach Skały ujrzała tą samą pustkę, którą widzi w swoim odbiciu. Raczej jej się wydawało...
Wiedziona jakimś irracjonalnym impulsem ( czy coś w jej życiu było w ogóle racjonalne? ) podeszła do Skały, nie za blisko, ale podeszła, po czym wyszczerzyła swoje szkarłatne zęby w przesadzonym uśmiechu i pokłoniła się ekstrawagandzko:
"Echo Istnienia" przesłała mentalnie. Czy Ty też czujesz tę bezsensowność, Skało? Bardzo chcę wiedzieć. Ach, nosisz tyle blizn, co Ty musiałeś przeżyć, a teraz musisz żyć dalej, tak jak każdy z nas. Taka smutna dola smoka.
"Woda" przesłała, jakby to słowo miało nakłonić smoka do odpowiedzi na niezadane pytania, jakby coś znaczyło.
Heh
Położyła się na brzuchu, w pozycji, z której jednak mogłaby szybko wstać, przemyślenia przemyśleniami, ale instynkt przetrwania wie swoje.
Jej uśmiech zmalał, już nie było widać jej zębów, ale cały czas toważyszył białookiej. Może nawet będzie "fajnie"
: 12 sie 2019, 17:42
autor: Spękany Kamień
Skała obrócił głowę, gdy zobaczył ruch kątem oka. Czerwień, żywo odbijająca się od czerni i szarości, kontrastująca z błękitem wody, która nie poznała rzeki krwi. A jednak zapach ten wciąż kręcił mu się w nosie, choć nie powinien mieć nic wspólnego z goryczą popiołu. Usłyszał w głosie impuls. To chyba nie pierwszy raz. Ale nie przypadło mu to do gustu. Było to szybkie i działało na odległości, czuł jednak pewien niedosyt, albo... niesmak, gdy widział jadowicie czerwone stworzenie przed sobą.
Stworzenie pełne ostrych kłów, które zaprezentowało. Wstał z miejsca, zwrócił się w stronę stworzenia i popiół podniósł się, prezentując ciężar olbrzyma. Jego łapy mocno zapadały się w tym pyle, skrywając postrzępione pazury. Wyżłobienie po jego ogonie również było duże. Czarodziejka mogła dostrzec coś jeszcze. Postawę jego głowy i łap. O ile walczyła z wojownikami – chronił swoją krtań przez osadzenie nosa w kierunku ziemi, a prostych rogów w stronę Złotej Twarzy. Poza tym miał mocno umięśnioną, a przez to szeroką klatkę piersiową – zapewne był dobrym nurkiem (pomijając umięśnienie zadziszcza), ale przede wszystkim mógł magazynować duże ilości powietrza. I zapewne łatwopalnego gazu. Wielkie płyty, noszące ślady dziesiątek... setek walk, unosiły się powoli i spokojnie. Najwyraźniej był przyzwyczajony do wysiłku.
I nie dawał ani znaku agresji.
– Spękany Kamień. Ziemia. – Odpowiedział tubalnym półgłosem, wibrującym w powietrzu, przeszywającym coś tak delikatnego jak pył u ich stóp. Wydawało się, że mógł mówić dużo głośniej – głos jego dosadnie prezentował potencjalną moc i donośność. On jednak mruczał słowa w najniższym znanym językom tonie. Wielkie struny głosowe wibrowały wolno, wydając z siebie leniwie, a zarazem potężnie niski dźwięk. Jego rozmiary mogły przytłaczać i... były wprost proporcjonalne do barwy jego chrapliwego głosu.
Nieniosącego emocji, ale pewien nieznośny spokój, trwający zapewne od księżycy – dziesiątek, wielu dziesiątek.
: 12 sie 2019, 20:30
autor: Echo Istnienia
Gdyby Echo była bardziej doświadczoną czarodziejką, to zapewne rozpoznałaby te wszystkie zachowania obronne wojowników, ale jako że z innym smokiem stoczyła jedna walkę, i to księżyce temu z piastunem, to nie potrfiła zidentyfikować tych odruchów. (Taki z niej świetny czarodziej, perła Wody wręcz) Widziała jednak, że Skała stanął w postawie. Coś tam jeszcze pamiętała z lekcji ze Sztorm.
Gdy się wzniósł, bo inaczej Szkarłatna nie mogła tego nazwać, spięła mięśnie i zaczęła tworzyć wyobrażenie obronnej tarczy, przeźroczystej i niezniszczalnej, w razie czego chroniącej ją od ataku.
Na szczęście jednak obraz okazał się nieprzydatny, gdyż olbrzym jedynie się przedstawił – Spękany Kamień, czyż to imię nie jest idealne? I ach, aż jej kości wibrowały od tego głosu.
Echo skinęła i ponownie rozluźniła się. Cały czas jednak trzymała się obrazu bańki, to że ten smok nie wykazuje oznak agresji, to nie znaczy, że nie ma zamiaru wyrządzić jej krzywdy. Może zewnętrzy spokój jest tylko maską... a może nie? Nie mniej jednak wodna była przygotowana.... na ile jej umiejętności pozwalały.
Nie wyglądało, aby Skała chciał coś więcej powiedzieć, a szkoda, Szkarłat z chęcią by posluchała, co taki ktoś może mieć do powiedzenia, tak jak bardzo przyjemnie słuchało jej się Neptuna.
Czarodziejka leżała tak przez parę minut, oczy zamnknięte, uśmiech na pysku, ale jednak czujna, nasłuchująca, po czym otwarła swoje ślepia i ponownie rozglądnęła się po okolicy. Gdy zauważyła to co chciała, wstała, poszła i po chwili wróciła, trzymając spory zapasik trzciny w łapie. Jak już przypomniał jej się Stary Wodnik, to trzeba go jakoś uhonorować. Położyła się ponownie w tym samym miejcu, co wcześniej i zaczęła pleść. Fale uderzające o brzeg w tle. Trochę trzcina oblepiła jej się popiołem, ale trudno, i tak to nie miało być nic specjalnego. Chciała zrobić coś na kształt niby-torby, jakby skarpetę z uchwytem. Najprawdopodobniej skończy to w rzece, albo w morzu, ale nikt jej nie zabroni sobie pleść. Kto wie, może jak bedzie dalej próbować, to w końcu kiedyś zrobi jakąś dobrą, nie lichą rzecz.
...
Ile ten smok musiał przeżyć w życiu, żeby mieć tyle blizn i taką...obecność. A.żyje dalej.
Może Echo sobie wymyśla wszystko, ale chyba zaczęła olbrzyma podziwiać. Ha, znając życie, wszstko co ona sądzi o Skale jest błędne, a duszki śmieją się teraz z niej
: 12 sie 2019, 22:35
autor: Spękany Kamień
Nie sądził, że tutaj zostanie. A jednak, został. Jego wspomnienia milknęły. Przechylił głowę, by widzieć swym szarym okiem tę szkarłatną postać lepiej. Nagle odeszła. Sam myślał, czy by nie odejść, ale jej obecność sprawiła, że jego myśli poruszyły się, popłynęły, jakby smagniety został muł.
Dlatego został tutaj. Nie myślał wiele, patrzył się w miejsce, z którego odeszła. Muł jego myśli płynął więc swobodnie, idąc przez szlak krwi, przez rzekę błota i spokoju, smugę wiatru szemrzącą wśród traw.
Aż wróciła.
Zaczęła coś pleść.
– Co to? – Zapytał w końcu, wibracje jego głosu rozległy się po ziemi.
To zaczęło mieć kształt. Usłyszała z jego pyska przeciągłe mruczenie. Nie. Warkot. Bestia wydała z siebie warkot. Odwrócił ciężki łeb w stronę Ziemi. Najwyraźniej miał zamiar już iść.
: 12 sie 2019, 23:51
autor: Echo Istnienia
A może on jest smokiem-kanibalem, a te blizny to po jego ofiarach? Ech, za bardzo interesuje się życiem jednego smoka. Ale czy to jej wina? Ostatnimi czasy rzadko czym się interesowała, więc jak już to chciała podtrzymać ten stan jak najdłużej, nawet jeśli jakąś część jej umysłu mówiła jej, że tylko marnuje czas. (Druga wtedy odpowiadała, że i tak marnuje czas, więc co to za różnicą)
Gdzieś w trakcie plecenia, Echo straciła swój usmiech, i pozostało tylko to puste spojrzenie, co zawsze. Po prostu zapomniała o tym usmiechu, akt tworzenia ją całkowicie pochłonął. Popełniała błędy – dużo błędów, czasem tak duże, że musiała rozplatać większość swojej pracy, ale szła na przód. Może to coś znaczyło? Że może jak jej teraz nie idzie, to powinna zacząć od początku, albo chociaż cofnąć się kilka kroków... Może... no, ale nawet całkiem jej to wychodziło.... nawet...
Na dźwięk niskiego głosu mrugnęła kilkakrotnie, nie zapomniała, że Skała tu jest, i cały czas miała tą barierę, ale nie spodziewała się, że się odezwie. "Jakaś torba chyba... na kwiatki" dodała po chwili, jakby w zamyśleniu. Kwiatki. W sumie chyba lubi zbierać kwiatki, jakkolwiek to brzmi. Mogłaby nazbierać trochę roślin i zaparzyć sobie w Dziurze herbatę... gdyby wiedziała z ktorych roślin to zrobić. Ale nie wie, więc tego nie zrobi, a torba na kwiatki nigdy nie bedzie wykorzystana. Taka sytuacja.
Huh... Może....
"Chcesz?" podniosła torbę i pomachała ją lekko. Trzyma się. Trochę jest brudna, a pasek zdecydowanie za krótki, jak na olbrzyma, no i nie ma w niej ani jednego kwiatka, ale hej, jest. A spróbować pocisnąć rzecz, ktorej i tak się nie chce komuś innemu zawsze warto spróbować.
Smoczyca widocznie nie zareagowała na warkot, jak już zaczęła robić irracjonalnie, no to robić irracjonalnie. Tak jak z Raktą. Przynajmniej teraz nie dostaje ataków histrrycznego śmiechu... jeszcze. Bo co ona ma do smoków, z którymi zdecydowanie jest coś nie tak? Dlaczego ich automatycznie zaczyna... no może nie lubić, ale... być z nich dumna? Szanować? Sympatyzować się, nie znając ani sytuacji ani myśli?
W sumie spotkalaby się znowu z Raktą, dowiedzieć się co tam u niej, ile smoków powpieniała i czy coś zabiła. Albo czy dalej ma jej zęba.
...
A potem mieć załamanie przez najbliżsi księżyc.
Popatrzyła na Ziemnego. Z nim też coś było nie tak. Nie wiedziała co, ale coś na pewno. Westchnęła w duchu. Co ją opętało, żeby do niego podejść, teraz bedzie się czuła jeszcze gorzej.
Ech.... no cóż, jedyne co może zrobić, ro życzyć mu szczęścia w życiu, a jeżeli takowe nie istnieje, to chociaż spokoju. Spokoju, który mu właśnie zakłuciła.
: 15 sie 2019, 19:43
autor: Spękany Kamień
Czekaj, co...? Na kwiatki? Nie rozumiał tej samicy. Ale... dobrze. Niech będzie na kwiatki. Podniósł się, gdy jeszcze plotła. Tym razem on odszedł. Zniknął na jakiś czas i wrócił. A wtedy otrzymał propozycję. Nie chciał jej. Gdyby ją nosił, przypominałby sobie tylko od czego uciekł. Krew w nim zawrzała. Poruszyła torbą. Jego kamienne oczy spoczęły na plecionce. Wysunął swój masywny, olbrzymi pysk pokryty szramami i otworzył paszczę.
Złapał torbę.
Delikatnie.
Nie uszczerbił jej. Podszedł do wody. Gdy mijał Zgliszcza, miał przy sobie jakąś inną nutę zapachową. Woń nienależącą ani do krwi, ani do skał. Zanurzył nos w wodzie wraz z torbą. Przez chwilę się nie ruszał. Potem się wynurzył. Gdy wydychał powietrze, resztki wody osiadłej na nozdrzach uciekła z powrotem do wody. Przysiadł na zadzie. W wodzie. Nie dbał o wilgoć. Wziął wtedy torbę oburącz do łap i schylił łeb, żeby sięgnąć do lewego skrzydła. Coś spod niego wypadło. Wpadło do wody. Puścił łapą torbę dla wygody, podparł o muliste dno i wyciągnął z wody to, co tam wpadło. Po chwili w torbie znalazły się trzy kwiaty podobne do mieczyków.
Wrócił do szkarłatnołuskiej z torbą w pysku. Dzięki najostrożniejszemu z chwytów, mogła dostrzec kamień i uszczerbki w zębach Skały. Mogła dostrzec też, że kwiaty były wilgotne i lśniące od rosy, ale dzięki temu, że dopiero co je zerwał i prawdopodobnie niósł w zawiłościach błony zamiast przyciskać je ramieniem do skóry, nie pogniotły się nadto.
– Nie chcę. – Wycedził wibrująco, wyciągając szyję w stronę leżącej samicy. Czekał, aż odbierze torbę z jego pyska. Gdy to zrobiła, spojrzał na nią ostatni raz. Dość przeżyć. Dość myśli. Dość wspomnień. Musiał zapolować.
Minął ją.
Odszedł bez słowa.
z/t
: 18 sie 2019, 8:44
autor: Echo Istnienia
Wziął? No proszę, nie spodziewałaby się. I co on tam majstruje przy tej wodzie? Topi jej torbę? Czy to ma być metaforą czegoś? Bo jeśli tak, to kiepską, biorąc pod uwagę, że torba i tak wylądowałaby w wodzie, by samotnie utonąć.
Wraca. Z torbą... czystą i z kwiatkami...
Huh.
Czyli jej torba na kwiatki naprawdę jest dobra na kwiatki... i czysta wcale nie jest taka... hmm... brzydka? Wyszczerzyła ponownie zęby w niemiłym uśmiechu, który jednak zbladł, gdy Skała wydudniał dwa proste słowa.
Teraz była jej kolej na nierozumienie. To dlaczego ją wziął? Dlaczego się postarał, jeśli to nie dla niego?
Przyjęła torbę z kwiatkami z obrośniętej kamieniem paszczą (a przynajmniej sprawiającej takie wrażenie) i przekręciła łeb, tak, że czubek jej pyska był skierowany prostopadle do olbrzyma, lewym okiem do przodu. Stary nawyk z pisklęcych księżyców, o którym Szkarłat dawno myślała jako martwym. Patrzenie na coś, co ją zainteresowało centralnie jednym okiem, co w sumie miało sens, bo smoczyca jednak lepiej widziała rzeczy z boku jej głowy niż z przodu. Więc naturalnie, żeby bardziej się przyjrzeć czemuś, co znajduje się przed nią wystarczy obrócić głowę, czego jednak czarodziejka nie robiła, bo przecież też dobrze widziała to co jest przed nią.
Gdy Spękany Kamień odchodził Echo jedynie zamruczała.
Tyle cierpienia w jednym smoku, a ona i tak go nie rozumie.
Ech.
Wyprostowała łeb, i dwukrotnie strzeliła szyją, raz w lewo, a raz w prawo. Popatrz, co zrobiłeś Skało, teraz bedzie musiała zachować tą torbę na kwiatki, na co najmniej tak długo, aż kwiatki zwiędną. Cieszysz się?
Gdy olbrzym zniknął jej z pola widzenia, czerwonołuska wstała i kontynuowała swój spacer, tym razem z dodatkiem przerzuconym przez ramię.
Nie ma to jak dobry spacer, żeby poużalać się nad sobą i światem
Z/t
: 06 wrz 2019, 10:54
autor: Wieczna Perła
Kolejny spacer, to i kolejny postój. Tym razem padło na plażę, która dość jasno wyglądała jak wyjęta z jej Stada. Kto wie? Może by zrobić tu eksklawę Ognia? Położyła się na popiole i leżała. Nie był jakoś gorący, ale odrobina maddary starczyła, aby go rozgrzać. Ah... prawie jak w grocie...
: 06 wrz 2019, 11:21
autor: Sztorm
Spokój. Błoga cisza. Dzień zbliżał się ku zachodowi i nawet ptaki nie śpiewały już tak głośno. Jakiś zagubiony słowik zaczął swoją pieśń... Kiedy nagle tafla jeziora pękła i w rozpryskach wody oraz odgłosach prychnięć pojawił się łeb zwieńczony piaskową grzywą. Ptaki zerwały się w popłochu, a smok o błękitnych łuskach, młócąc niezgrabnie wodę, z widocznym trudem popłynął do brzegu.
Sztorm ledwo trzymała się na nogach. Adrenalina dzisiejszego dnia zbierała straszliwe żniwo... Powłócząc łapami, ciągnąc prawie cielsko po ziemi, wyszła na plażę. Legła jak stała na gorący piasek, który natychmiast oblepił mokre wciąż łuski. Woda spływała z grzywy i ciała, tworząc kałuże na ziemi, szybko zabarwione na różowo krwią płynącą z ran. Bezruch nie trwał jednak długo – tors smoczycy zaczął gwałtownie szarpać się, rwany kaszlem. Wydając z siebie z trudem jedynie niski charkot, Wojowniczka obróciła się na bok i wypluła nieco więcej krwi.
Immanorze, ten dzień wydawał się nie mieć końca...
Z jeziora wyłoniła się czarna klacz i z troską patrzyła na leżące na piasku ciało.
Rany: 1x lekka
1x ciężka
Choroby: czarny kaszel (smok nie może ziać)
: 06 wrz 2019, 11:50
autor: Wieczna Perła
I... spokój został szybko przerwany. Adira, niby spłoszona, od razu pomknęła po zioła i wszelkie inne przybory. Kiedy sokolica dość, szybko wróciła, zaczęła od poważniejszej rany, to jest zranionego gardła. W pierwszej kolejności poszła jemioła. Jej suszone liście wrzuciła do miski z wodą, której w tej okolicy nie brakowało. Całość dała na Fio, którego złoty płomień od razu rozjaśnił okolicę i skutecznie podgrzał całość. Ćwiartkę wylała do innej miski. Większą porcję dała do wypicia, odpowiednio dawkując, a mniejszą polała ranę. Dalej poszedł dziurawiec. Wrzuciła kwiaty do wody i znów zagotowała nad kompanem. Dała do wypicia pilnując dawek, nie chciała w końcu okaleczyć niezbyt znanego jej smoka. Wiedziała, że jest z Wody i obstawiała, że mogła uciekać przed drapieżnikiem. Skoro wyczuła obcą maddarę, to i ślaz dziki się nada. Utarła jego liście i nałożyła na ranę, mając gotowe kolejne, jakby wystąpiły jakieś powikłania. Pora na nasiona lulka, których Fio ostatnio tyle znalazł. Wrzuciła je do wody, wymieszała łapą i podała do wypicia. Ostatni pójdzie korzeń tasznika. Przecięła do wzdłuż, ścisnęła i wrzuciła do wody. Chwilę odczekała, aż feniks go sparzy, wyciągnęła i przyłożyła. Na zraniony bok zużyje tylko parę listków babki. Ścisnęła je i położyła na ranie.
Obmyła łapy i zaczęła leczenie maddarą. Po dotknięciu rozeszła się po ciele, od razu wędrując do gardła. Wpierw naprawiła pęknięty krąg, łącząc go i zmuszając organizm do uzupełnienia ubytku. Potem zatamowała krwawienie poprzez zamknięcie tętnicy szyjnej i wszelkich innych szkodliwych naczyń. Wypłukała też obcą maddarę i sama zbiła gorączkę, odpowiednio ochładzając jej ciało. Na sam koniec zaleczyła skórę i wszelkie mięśnie, rozpoczynając proces regeneracji łusek.
Zauważyła też chorobę, więc i tu nie próżnowała. W pierwszej chwili posłuży się lubczykiem. Wrzuciła jego liście do wody, tworząc z nich napar. Kiedy ostygł z pomocą magicznego wiatru, dała go do wdychania, mówiąc przy tym co ma z tym robić. Dalej, owoce kaliny, których tak rzadko używała. Wrzuciła je do wody i zaczęła gotować. Wywar, kiedy ostygł po wietrze, dała tym razem do wypicia. Trzecie zioło, to mięta. Wrzuciła jej liście do wody, Fio zagotował i tak gotowy specyfik podała do wypłukania gardła. Ostatni pójdzie rumianek. Wrzuciła jego kwiaty do wody. Kiedy się zagotowało, dała do wdychania opary, a potem płyn do wypicia.
Tutaj raczej płukać łap nie musiała, bo niczym ich nie pobrudziła. Przyłożyła je do ciała po raz drugi. Maddara powędrowała go gardła. Tam wybiła wszelkie wirusy, zregenerowała gardło, pozbyła się wszelkich nieprzyjemnych wydzielin. W płucach zrobiła podobnie, lecząc je i usuwając wszelkie niedogodności.
: 06 wrz 2019, 12:44
autor: Sztorm
Nie czuła łap nakładających opatrunki. Piła jeden napar za drugim, ale Uzdrowicielka musiała podtrzymywać jej pysk, bo całe ciało miała bezwładne i targane dreszczami. Wysiłek z płynięcia w większej części pod wodą i w efekcie też wyziębienie organizmu, razem spowodowały kompletne wyłączenie się jej mięśni w momencie, gdy dotknęła plaży.
Trawiła ją gorączka, nie tylko jednak ciała – przeszła z jej trzewi i sięgnęła łba, prawdziwa gorączka umysłu. Sceny z wizji zmartwychwstania wciąż ją nawiedzały, mieszały się z rozmową z Dymiącym, przeplatały z walką z Kaskadą. "Cierpię." mówiły jej usta, a biały pisklak przed nią patrzył z przerażeniem "Muszę coś z tym zrobić." Unosiła się głęboko w ciemnościach oceanu, a wielkie złote ślepie otworzyło się przed nią, szerokie jak smocze skrzydła. Przemówiło w jej łbie aksamitnym głosem Awantury. "Nie. To my cierpimy."
Otworzyła gwałtownie oczy i zaczęła się krztusić. Obróciła się na drugi bok, tyłem do medyczki, czując ścisk w żołądku. Charczała i kaszlała, aż nagle nie zwymiotowała wprost na piasek. Nie miało to wiele wspólnego z leczeniem. Bardziej z wysiłkiem psychicznym i fizycznym, jaki niósł ze sobą ten dzień. Niecodziennie przecież się zmartwychwstaje. Uśmiechnęła się, mrużąc powieki i czując znajomą, nieco sarkastyczną obecność z tyłu głowy.
Awantura, wypakuj dwa zające dla naszej dobrodziejki
Myśl pomknęła sprawnie, a kelpie posłusznie zanurkowała i niebawem wynurzyła się, człapiąc jak ptak na tylnych nogach. W zębach i szponach przednich łap wytargała pakunek zawinięty w skóry lewiatana. Ostrożnie, pomagając sobie pazurami jak i maddarą, otworzyła go i wyjęła dwa dorodne szaraki . Położyła je na plaży obok Sztorm, prychnęła pokornie i z zauważalną wdzięcznością. Następnie zaczęła ponownie szczelnie zawijać bagaż.
~ Dziękuję. Uratowałaś mi skórę, Biel. Nie pierwszy raz z resztą... ~ głos Sztorm odezwał się bezpośrednio we łbie Uzdrowicielki, gdy otworzyła umysł tylko na tą konwersację. Nie wiedziała oczywiście, że Ognista zmieniła imię. Pamiętała ją tylko jako pomocnego smoka, który kiedyś uleczył ją na Arenie. Oraz pokrzywdzonego przez los Uzdrowiciela, tak jak Rudzik i Remedium, kiedy jako pisklę szukała srebrnych kul z zaklętą w nich mocą. Bogowie, to było dawno. Uśmiechnęła się lekko do wspomnień i skinęła łbem rozmówczyni ~ Wybacz formę rozmowy, ale gardło wciąż nieco mnie boli, wolę więc je oszczędzać. Przyjmij to skromne podziękowanie za zioła zużyte na obcego. ~ łapa wskazała dwa zające, a sama Sztorm powoli podniosła się do siadu. Oszczędnymi ruchami, we łbie wciąż jej się kręciło ~ Byłabym wdzięczna, gdyby to spotkanie pozostało między nami.
Obróciła się za siebie i jak na komendę, kelpie zaczerpnęła ze swojego żywiołu. Woda Zimnego Jeziora wypłynęła falą na wzór morskich i zagarnęła piasek z krwią i wymiocinami oraz zapachem Wojowniczki w powrotem w swoje odmęty. Teraz dla postronnego obserwatora, poza odciskami łap dwóch smoków i szponów kelpie, nic więcej nie szło tu wywnioskować. Jeśli z nieba sypnie deszczem, to nawet to szybko zniknie. Zadowolona Wodna pokiwała łbem, po czym posłała Uzdrowicielce rozbrajający uśmiech.
: 07 wrz 2019, 19:37
autor: Wieczna Perła
Leczenie się udało, z czego się cieszyła i to mimo wręcz tragicznego stanu pacjenta. To tylko dodatkowy podwód do domu, która pewnie wyparuje następnego dnia, zastąpione przez jej typowy do bólu brak pewności siebie i przeświadczenie o własnej słabości. Co prawda niedawno przyjął się jej kwarc, ale nawet to nie zmazało tych złych myśli. Co gorsza, nie ma nawet powodu, aby mieć się za słabą – w dzieciństwie nikt jej nie karał, nie wyśmiewał się z niej, a leczenia jak zwykle z początku były słabe z czasem będąc lepszymi. To jakoś zakorzeniona, pewnie już na stałe, opinia o sobie, do której nie przemówi żaden rozsądek ani nic. Na domiar złego argumenty wobec swojej słabości znajdzie w mig – brak odzewu na zebraniu Uzdrowicieli, późny awans, słaba wiedza z zakresu medycyny porównując do reszty.
Smęty jednak zostały odepchnięte przez wiadomość mentalną... samicy przed nią. Nie pamiętała, aby miała jakiekolwiek problemy z mową. Do tego sama wymówka też jej nie kupowała – świeżo po zabiegu każdy może w miarę swobodnie mówić. Chyba, że oszczędzała je na coś konkretnego, ale woli nie naciskać. Z początku też nie wiedziała o co chodzi, ale syk Fio od razu ją uświadomił. Spojrzała się na kelpie z lekkim rozbawieniem. Feniks prychał i syczał przez cały proces dawania zajęcy. Woda może go zabić, a tu ma wręcz jej uosobienie. Ciekawe, jak sam koń na to zareaguje. Perła jednak cieszyła się z podziękowania – trzecia osoba, która jej coś za to dała. Teraz emocje nie były tak nabrzmiałe, trochę to przez feniksa, trochę przez wyjątkowość prezentu. Był on typowy, zużywalny, no i forma nie ta... Nie przeszkadzało jej to, ale brakowało paru rzeczy do wywołania większych emocji, niż ciepły i szczery uśmiech oraz skinienie łba. Feniks jednak po chwili schował zdobycz do torby, w specjalnej przegródce.
– Od jakiegoś czasu jestem już Wieczną Perłą – powiedziała cicho i spokojnie. Samo imię niby niezbyt pasowało, ze względu na brak perły, którą na pewno miała zawieszoną na szyi podczas walki treningowej. – Co Cię tak urządziło? – spytała się. Mama nie widziała powodu, dopóki Adira nie poinformowała jej o zacieraniu śladów. To właśnie z tego wynikło pytanie. Uciekała przed czymś?
: 02 paź 2019, 15:21
autor: Cień Gór
Korzystając z lepszego samopoczucia, samiec opuścił swoją grotę. Głos pozostawił go na razie w spokoju dzięki czemu, nie był tak nerwowy. Łapy zaprowadziły go poza tereny ziemi, nie przejął się jednak. Z tego co słyszał na tej części ich terenów nie trzeba było martwić się o nagły atak jakiegoś dzikiego zwierzęcia. Jedynym o co mógł się tu martwić to o to że jakiś obcy smok postanowi go zaatakować. Te tu jednak były aż podejrzanie pokojowe co prowadziło do pytania jak zdołali tu tyle przetrwać. Nie chciał nad tym za wiele myśleć, dotarł przecież do ciekawie wyglądającego miejsca. Plaża która była stworzona z popiołów, kto albo co byłoby zdolne do stworzenia czegoś tak dziwnego? Z westchnięciem opadł zadem na to niecodzienne podłoże rozglądając się dookoła ze spokojem. Jego ogon zaczął poruszać się po ziemi zgarniając popiół na inne miejsce. Był ciekawy czy głębiej też to tak wygląda, to nie mogło być przecież możliwe. Chyba, że stało się tu coś co zdenerwowało bogów którzy tu urzędowali. To musiałoby być coś poważnego żeby tak skończyła pewnie kiedyś ładnie wyglądająca plaża.
: 02 paź 2019, 16:34
autor: Lisia Mistyfikacja
Dzień niedawno się rozpoczął, niestety nikt nie miał czasu na zabawę z malutką Nivis, która postanowiła poszukać szczęścia gdzie indziej. Nie znała jeszcze dobrze okolicy, więc nie była do końca pewna, gdzie idzie, wiedziała jednak, że prędzej czy później pozna jakiegoś smoka. Miała nadzieje, że jakiegoś fajnego, który będzie miał ochotę na zabawę. W międzyczasie zaczęła sobie wyobrażać swojego nowego przyjaciela, którego miała nadzieje spotkać. Z tym że chwile już spacerowała, a na żadnego smoka nie zauważyła.
– Są dobze klyjoncy sie, tes tak bede umieć jak dolosne. – Powiedziała do swojego wymyślonego przyjaciela, bo zwyczajnie siedzenie cicho wydawało jej się na chwilę obecną nudne. A nie uważała, aby wymyślony przyjaciel był zły. Póki nie ma normalnego, to taki jej w zupełności wystarczy. Oczywiście wymyślony przyjaciel chwilę później dostał imię Robu, a nawet fizyczną postać jabłka z wydrapaną pazurkami buzią i wbitymi liśćmi, które miały imitować uszy. Dostał nawet gałązki z liśćmi, które były jego skrzydłami. Tułowia niestety nie dostał, ale puszysta kulka uznała, że skrzydła są na tyle ważne, że muszą być nawet bez tułowia. Wzięła w pyszczek Robu i dumnym krokiem poszła dalej. W końcu znalazła się na dość przerażającej plaży, jednak nie przejmowała się tym zbytnio, gdyż właśnie tam zauważyła smoka. Nie wyglądał ani trochę jak Robu, ani nawet tak jak miał wyglądać, jednak dla uszatego futrzaka wydawał się bardzo przyjazny i chętny do zabawy. Podeszła bliżej i usiadła obok, a Robu położyła obok. Pochyliła łebek do przodu i spojrzała na smoka, jakby myślała, że jej nie zauważył.
– Dobly dzionek, Nivis jestem, a to mój kolega Lobu. Pobawimy się? – Poruszyła uszkiem, czekając na odpowiedź. Jego machanie ogonkiem i przekładnie popiołu na dwie kubki wyglądało jak początek robienia zamków z piasku, a raczej popiołu. Choć zapewne byłoby to bardzo trudne, to jednak brzmiało jak dobra zabawa.
: 02 paź 2019, 17:17
autor: Cień Gór
Szafirowy od razu zauważył małego nawet jak na pisklaka smoka. Musiał przyznać, że wyglądała naprawdę miękko oraz miło. Nie odzywał się jednak po prostu obserwując co ma zamiar robić to smoczątko. Trzymało w pyszczku owoc więc może było głodne? Kiedy odłożyła jedzenie i otworzyła pysk od razu odrzucił tą opcję bo właśnie przedstawiła siebie oraz jak podejrzewał właśnie to jabłko które było udekorowane liśćmi. Miał kiedyś pisklaki choć jego nie miały takich przyjaciół. Lubiły bawić się ze sobą nawzajem lub właśnie z nimi lub ich matką.
-Witaj Nivis, Lobu. Jestem Szafirowy i chętnie się z tobą pobawię. Znasz zabawę w berka? A może chcesz posłuchać jakiejś bajki?– Przywitał się z lekkim uśmiechem na pysku którego nie widział u niego nikt w tym miejscu. Nie potrafił jednak być tak chłodny dla pisklaka. Były takie małe, niewinne i przypominały mu te szczęśliwe chwile spędzone w dzieciństwie a także momenty zabawy z jego własnymi pisklętami. Wiedział, że żeby zająć pisklaki trzeba się naprawdę postarać. Lubiły się ruszać, jeść i słuchać ciekawych opowieści. Były o wiele bardziej żywe niż starsze smoki które dotychczas przyszło mu spotkać. Pomijając jego ukochaną która była tak żywa niczym pisklak, spokojna jak starzec i ciepła jak promienie słońca w parny dzień. Ona sama mogłaby uchodzić za słońce dla wszystkich którzy ją znali.
: 02 paź 2019, 18:48
autor: Lisia Mistyfikacja
Słysząc, że nowo poznany smok się do niej odezwał, od razu radość wymalowała jej się na mordce i cała wręcz rozpromieniała. Była podekscytowana na tyle, że nie usiedziała za długo w jednym miejscu i zaraz się podniosła, tuptając w kółko.
– Safilek to ślicne imię. – Powiedziała z uśmiechem, choć nie znała jeszcze znaczenia jego imienia, zwyczajnie podobało jej się, to jak brzmiało.
Propozycje, które jej przedstawił, brzmiały dla małego, puchatego pisklaka cudownie i interesująco, choć nie wiedziała, jak się bawi w owego berka. Bajek też jeszcze nie słyszała, więc nie wiedziała do końca co wybrać, choć już od początku nie należała do smoków zdecydowanych i nawet gdyby znała obie opcje, trudno by jej było wybrać jedną, mimo że berek był dla niej niemożliwy przez koślawe bieganie, które w ogóle jej nie wychodziło.
– A jaką baje byś mi powiedział? – Zatrzymała się i spojrzała na niego z uśmiechem.
– No a w belka to jak się bawi? – Przechyliła łebek, a sterczące uszka niestety jeszcze jej opadały, dlatego ciągle grawitacja wygrywała, ściągając oba na jedną stronę.