Strona 28 z 47

: 09 sty 2019, 18:32
autor: Nieskalana Grzechem

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Wędrowała bez celu po ziemiach wspólnych, roznosząc za sobą enigmatyczną woń ziół, ale także krwi, bzu i popiołu. Nie sposób było więc stwierdzić, kim mogła być na podstawie samego zapachu. Uzdrowicielką? Łowcą? Czarownicą?
Ból głowy dawał jej się we znaki... Ciężko więc stwierdzić, czy miała zadatki na uzdrowiciela, skoro nie była w stanie poradzić sobie z czymś tak zwyczajnym. Może jednak źródło tego konkretnego było inne. Wyvernie nie uśmiechało się dalsze życie z nasilającą się migreną, zwłaszcza gdy była skazana na samotne brnięcie w białym puchu i sypianie pośród zimnych, nieprzyjaznych ścian upiornych jaskiń.
Zanurzyła palec prawego skrzydła w lodowatej wodzie Zimnego Jeziora, sunąc po przezroczystej tafli, malując na niej eteryczne obrazy. Widziała swoje odbicie, acz starała się na nie nie patrzeć – jakby obawiała się wciągnięcia w podwodną otchłań, skąd prawdopodobnie nie odnalazłaby już drogi powrotu. Tępy ból na tyłach czaszki odezwał się ponownie, skutecznie tez utrudniając sięgnięcie po magię. Z pyska samicy wydobył się więc zniekształcony, upiorny ryk, mający zaintrygować jakiegokolwiek znajdującego się w pobliżu uzdrowiciela. Władcę ziół i leczniczej, magicznej siły.

: 11 sty 2019, 9:55
autor: Remedium Lodu
  Obejrzał dokładnie znalezisko bez pośpiechu chowając je do torby nim wzbił się w niebo przez przesiekę w lesie i wylądował przed smoczycą. Strzelił wężowym gestem językiem i przyjrzał się jej, lecz zamiast komentować zachowanie przekręcił tylko łeb w lewo i rzucił cicho i sycząco do samotniczki – Tylko nie przestrasz się chmielu. – Mrużenie ślepi, żałosny ryk, oraz znużenie odmalowane na pysku były niemal wystarczającą diagnozą, co potwierdziło badanie maddarą gdy Lód dotknął lekko łapą szyi pacjentki. Dwie szyszki chmielu roztańczyły się w gotującej się pod wpływem magii oczyszczonej wodzie śniegowej a gotowy napar po schłodzeniu podany został smoczycy. W tej dawce obniży on ciśnienie krwi, ułatwiając usunięcie przyczyny choroby.
  Twarde fioletowe szpony ponownie przekłuły barierę magiczną wężowej wyverny i Remedium mógł zanurzyć włókna źródła w ciele smoczycy. Mózg przypominał rozszalałe aurora borealis, teraz nieco już stłumione przez zioło. Umysł niebieskołuskiego wędrował po ciele, upewniając się czy ból łba nie jest wtórnym skutkiem innego problemu, lecz nie- wyraźnie była to dysfunkcja związana z pracą mózgu. Powoli i ostrożnie wyregulował więc ciśnienie w czaszce, sprawdzając stan każdej najdrobniejszej tętniczki i żyłki których sieć otaczała tkankę myślącą. Odnalazł również niewielki problem z wymianą płynu mózgowo-rdzeniowego, który był zapewne pierwociną całego zamieszania. Wreszcie, gdy mózg nie miał już biologicznych przyczynków do kontynuowania swych szaleństw, chłodny umysł Lodu wygasił chaos w rozbłyskach toczący umysł samicy. – Powodzenia ci. – O ile nie jest twym celem czynienie szkody. Syknął i wzbił się w powietrze. Dwie zużyte szyszki chmielu pozostały na ziemi: jedyna już pamiątka po chorobie.

//Poproszę Szczęściarza w razie nieudanego leczenia, o ile nie został zużyty na leczenie Syreniego Śpiewu lub Iluzji Piękna.
//zt

: 13 lut 2019, 13:23
autor: Scylac
Głód...straszliwy głód. Na dodatek nastały czasy białej wichury. Zwykle o tej porze grzała się pod powierzchnią lodu na dnie jeziora, lub na dużych głębokościach mórz i oceanów. Już podwodne groty są przyjemniejsze niż ten cały ląd. Wszystkie kolce nastroszone, łokcie do tułowia dociśnięte, a głowa opuszczona. Tyle dobrze, że były choć słabe roztopy i śnieg który padał, kruszył się i znikał na błotnistej i oklapniętej trawie. Wędrowała więc przed siebie szukając jakiegokolwiek pożywienia dla swoich młodych. Dla siebie. Nie znała się na tym kompletnie. Zwykle polowała na ławice ryb, które znacznie łatwiej znaleźć. Teraz była tylko ona, głód i cisza. A musiała jak najszybciej wrócić do swoich jaj, by się nie wychłodziły. Lub by żaden drapieżnik ich nie rozbił. Były cennym źródłem pożywienia...może...nie. Nie mogłaby tego zrobić. Nie zasłużyły sobie na to. Kroczyła więc wciąż przed siebie ze wzrokiem wbitym w ziemię. Co chwilę się zatrzymywała by przyjrzeć się jakiemuś wgłębieniu, czy kupie. Lecz odchody były stare. Zwierzyna, która je zostawiła już dawno się przeniosła w inne miejsce. Nie widziała żadnych śladów, choć bardzo próbowała cokolwiek znaleźć. Choćby jakieś zimowe żuki, czy rozkładające się resztki. W końcu znalazła. Świerza kupa. Jeszcze ciepła. Cuchnęła strasznie. Musiała należeć do ssaka, bo nic innego takich smrodów nie produkuje. Zaczęła więc ją okrążać i szukać jakichkolwiek śladów. Były jakieś, ale nie wyglądały w ogóle na ślady łap. Było pojedyncze wgłębienie, które się rozdwajało na końcu. Jakby ktoś przyłożył koniec gałęzi o dziwnym pęknięciu. To nie miało żadnego sensu. Podążyła za kilkoma odciskami, lecz ślady się urwały w miejscu, gdzie wcześniej musiał być śnieg. Wyciągnęła więc swą szyję i łeb wysoko rozglądając się po okolicy. Było tu jedynie zamarznięte wciąż jezioro i drzewa. Nic się nie poruszało w oddali. Może powinna udać się na jezioro i spróbować przebić się przez warstwę lodu i złowić kilka ryb. Gorzej, że lód wydawał się gruby i nawet smokowi ciężko byłoby go rozłupać. Mimo to spróbowała. Zaznaczyła pazurem miejsce gdzie ślady odcisków się urywały i udała się na lód. Podnosiła się na tylnych nogach niemal do pozycji pionowej i z całej siły opadała waląc łapami w warstwę lodu. Niestety jej budowa ciała uniemożliwiała silne uderzenia. Lód nie drgnął, a samica widziała, że nawet kolejne próby zdadzą się na nic. Położyła się więc na lodzie i czekała. Jeżeli kupa była świeża, to może ta zwierzyna jeszcze będzie tędy przechodzić.

: 13 lut 2019, 14:38
autor: Spękany Kamień
Ostatnio zaczął oddalać się od Areny. Zwiedzać. Czyżby czuł się swobodniej? Nigdy nie uważał, że tak się nie czuje. Ale miał w sobie jakiegoś rodzaju spokój. Dlatego szukał kłopotów. W pewnym momencie dotarł nad jezioro. Nie byle jakie. Wielkie, okalające sporą wysepkę. A na lodzie był smok. Kolorowy, ale chudy jak najgorsza szkapa. A woęc to odciski tego stworzenia widział na śniegu i plusze. Podchodziło do różnych tropów i zostawiało je, nie znajdując nic poza gnijącymi od tygodni ścierwami. A teraz próbował łupać lód. Wyglądał jakby umiał pływać. Stary wojownik poszedł w stronę tego stworzenia i stanął na brzegu. Na lodzie. Oparł weń stępione szpony i podniósł gruby, mięsisty ogon pokryty matową, poszarpaną, przerośniętą łuską i kostnymi wręcz płytami. Uderzył o ziemię. Z hukiem. Lód zaczął pękać. Pękł pod jego łapami, podążając od śladu do śladu. Zaczął pękać stopniowo, aż zauważył słabości powstałe przez ślady Samotniczki, by wkrótce z głuchym hukiem trzasnąć pod nią. Ale w tym jeziorze nie było na co polować. To, co tutaj żyło kryło się w glonach. I jakkolwiek morska mogła tam oddychać, to rozsupływanie się z tego tylko po to by przepłynąć pół ogona mijało się z celem. Szybko mogła to sprawdzić.
Szukasz mięsa. – Mruknął tubalnym głosem olbrzym. Jego struny głosowe były tak wielkie, że wprowadzenie je w drgania było trudne. Były tak ociężałe, że wibracje pojawiały się w niskim głosie, przeszywając na wskroś otoczenie. – Mijasz tropy. – Poinformował ją. – Wyjdź. Pokażę. Zaczniesz polować. – Powiedział leniwym, tubalnym tonem. Jego małe oczy wydawały się mętne i nie... niewzruszone, lecz nijakie. Wyszedł z wody, niemal dwukrotnie większy od drobnej morskiej rasy, pokryty licznymi bliznami – zwłaszcza na skrzydłach, które wyglądały na zupełnie nie nadające się do użytku przez ilość kolagenowych zrostów. Stanął w błocie. Czekając. Patrząc tym kamiennym pyskiem barwy skały na morską.

: 13 lut 2019, 22:57
autor: Scylac
Huk i trzask. Nagły zryw starszego smoka był dla Przegniłej czymś okropnym. Momentalnie podkurczyła ogon i szyję i wyglądała niczym żmija gotowa do ataku. Lecz w jej pysku nie widać było zagrożenia. Mimo licznych zębów, najeżonych igieł ciągnących się wzdłuż ciała i ostrych pazurów smoczyca wyglądała na wystraszoną i niechętną do toczenia bojów. Gdy tylko lód pod samcem zaczął pękać samica zaczęła się zastanawiać nad wykorzystaniem okazji w dogodnym momencie i ucieczce pod wodę. Smok nie wydawał się być dobrym pływakiem. Miał krótkie ziemskie ciało, wielkie skrzydła i patykowate długie nogi. A do tego jego głos...wzbudzał u samicy wstręt i lęk jednocześnie. Wydawał się być beznamiętny. Nieprzewidywalny w swoim okrucieństwie. Przypominały jej się te wszystkie chwile, kiedy ze stoickim spokojem oskórowano jej rodziców. Jednakże ten samiec zdawał się mieć dobre zamiary. Lecz mogła to być gra wstępna. Znała takich. Udają, że są niegroźni, aby później zadać jeszcze gorszy ból. Ból, który osłabia i kaleczy umysł. Stała więc zwinięta w bezruchu. Wypowiadał pojedyncze słowa. Widać, że nie był rozmowny, ale to i lepiej. Nie miała ochoty go słuchać. Tym bardziej, że pod koniec zaczął ją pouczać. Już i bez niego doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że mija tropy. Że szuka mięsa też wie. Była głodna od dawna, a ten zamiast po prostu dać jej spokój, truje ją swoją obecnością. Gdy tylko wykazał chęć pomocy, ta się zdziwiła. Zmrużyła lekko ślepia i odpowiedziała swoim skaczącym po pięciolinii i pulsującym głosem-Czemu bym miała Ci zaufać? Czego chcesz w zamian?-spytała nie wiedząc, czy sprawia mu przyjemność pokazywanie, że jest w czymś lepszy, czy poniżanie. Może ta pomoc nie będzie bezinteresowna. Z drugiej strony miała jaja pozostawione w grocie i trzeba zadbać o ich byt. Może udałoby jej się choćby na czas wejścia w dorosłość młodych zostać jego służką. Byle tylko płacił jedzeniem. O ile w ogóle cokolwiek będzie dawał w zamian lub jej nie zabije. Teraz była zależna od niego. Za słaba by uciekać, czy się bronić. Lecz na pewno nie spróbuje wszystkiego byle tylko przetrwać tę paskudną zimę.

: 18 lut 2019, 10:35
autor: Spękany Kamień
//Przepraszam, że tak długo, nie zauważyłam D:

Łapy morskiej mogły dotknąć wody, niespokojnie wpływającej na osłabiony lód. Gdy zaproponował to, co zaproponował ona... zadała mu trudne pytanie. I jak ma na to odpowiedzieć? "Tak" chyba nie wchodziło w rachubę. "Chyba tak" też nie. Przymknął oczy i wypuścił ze świstem powietrze z płuc. Czemu tutejsze smoki tak bardzo potrzebują słów, żeby coś robić? Ta samica pierwsza zginęłaby na wojnie.
Jesteś samicą. Możesz złożyć jaja. Wykarm je. Wystarczy. – Rzucił trochę od niechcenia. Nie czuć było go jednak w głosie inaczej niż to, że pomiędzy zdaniami nie robił sobie przerwy na pięć oddechów. Przez to może był nieco mniej wyraźny po połowie, lecz zachował dość stały, przesiąknięty chrypą, niski ton. – Dam narzędzie. Albo padniesz sama. – Mruknął nisko, przypominając jej co ma w tej sytuacji do wyboru. Czy był dominujący? Może. Odkąd dołączył do Stad miał jednak najwięcej celi w życiu niż dotychczas. Była to ochrona Stada, ograniczenie zużycia ziół Daru, nie-zabijanie. A zostawienie tego słabego, bezwartościowego czegoś na pożarcie szczupakom mu się do tego zaliczało. Dlatego starał się dawać narzędzia do przeżycia tym, którzy sami ich nie zdobyli.

: 24 lut 2019, 19:51
autor: Scylac
Spojrzała na niego mrużąc ślepia. Czuła się potraktowana przedmiotowo. Była do tego przyzwyczajona, lecz w tym przypadku nie wyczuwała chęci dominacji. Raczej pokazania wyższości, lecz nie wykorzystania samicy.Gdy wspomniał o złożeniu przez nią jaj już miała odezwać się, by znalazł sobie inną samicę od kopulacji, ale potem powiedział dwa słowa, które z lekka zabrzmiały jakby chciał pomóc. Lecz wciąż nie brzmiało to zachęcająco, by spędzić z nim choćby sekundę dłużej. Dlatego nie przedłużając odrzekła-A zatem wolę paść sama. Chyba, że masz po prostu na zbyciu trochę mięsa, to możesz mi je po prostu dać bym nie musiała się męczyć Twoją obecnością dłużej niż muszę. Nie zrozum mnie źle. Na pewno jesteś wielkim samcem, który chce pokazać jakie to ma wielkie łuski, ale mnie to nie kręci. Chcę tylko coś zjeść i opuszczę to paskudne miejsce.-Powiedziała dość niemiłym, lecz melodyjnym głosem. Słychać było, że ma ciężki charakter, lecz mogła to być sprawka głodu, gdyż samica ledwo utrzymywała się na nogach. Czy zle oceniła sytuację? Możliwe. Lecz naprawdę to było ostatnie o czym na ten moment myślała. Bardzo nie chciała się płaszczyć przed kimkolwiek. Nie chciała znowu być od kogokolwiek zależna. Może ten raz. Tylko jedna porcja jedzenia i już sobie sama poradzi. Byle tylko młode się wykluły i wszystko pójdzie gładko.

: 01 kwie 2019, 18:49
autor: Sztorm
Była na terenach wspólnych raz. Dobrych pięć księżyców temu i w bardzo niefortunnych okolicznościach. Matka nigdy nie była zbyt zainteresowana w jej wychowywanie, więc mała Inurta wychowywała się sama, pływając po potokach i buszując po terenach Wody. Aż do zeszłego księżyca. Po pasowaniu na adeptkę postanowiła wybrać się na tereny wspólne sama.
Wolałaby płynąć, jednak na ich nieszczęście współdzielone okolice nie przylegały do ziem Stada Wody. Trzymając się więc granicy Ognia i Cienia, ruszyła na około. Latania unikała. Może ma to po matce, ale zawsze niepewnie czuła się w niebie.
Gdzie Wodny smok mógł pierwszy raz skierować swoje łapy? No oczywiście. Do Jeziora. Nadeszła więc zachodu i stanęła przy samej jego tafli. Nie było z tej strony nikogo, jak dobrze. Zanurzyła koniec pyska, aż po nozdrza i puściła radośnie kilka bąbelków. Tak, woda... Jeden ostrożny krok, drugi i Burzowa zsunęła się z gracją lodowca do Zimnego Jeziora. Czemu tak na nie wołali? Jej wcale chłodno nie było. Może to morsko-górska natura, ale dla niej woda była idealna. Odetchnęła głęboko, wypuściła z płuc powietrze i zanurkowała w dół.

: 01 kwie 2019, 22:26
autor: Miedziany Kolec
Rano jak zawsze wyszedłem z groty się tak po prostu przejść. Pogoda nie była zła, a na pewno nie przeszkadzała w lataniu. Pierwsze co to przeleciałem nad terenami stada. Widoki były mieziemskie i mimo to, że byłem tutaj już kilka księżycy to i tak wciąż przyjemnie się je oglądało. Te góry, lasy, rzeki, wszystko było cudowne.
Leciałem tak dłuższy kawałek czasu, aż dotarłem do granicy z cieniem. Niestety nikogo tutaj nie spotkałem, a szkoda bo nie zapoznałem jeszcze ani jednego smoka z tego stada. Dalszą drogę wśród granicy do terenów wspólnych przeszedłem sobie spacerkiem. Zmęczyłem się tym lotem, więc wypadałoby odpocząć. Drogę umilał mi chłodny wiatr, który jak zawsze charakteryzował tą porę roku. Na granicy ziemi z terenami z powrotem wzbiłem się w powietrze szukając miejsca, w którym można byłoby się zatrzymać na dłuższy czas. Pierwsze co pomyślałem to aby udać się nad jezioro. Tak, więc zrobiłem!
Droga nie zajęła mi zbyt długo, bo nie było to aż tak daleko. Kiedy zobaczyłem tafle wody zacząłem się zniżać, aż w końcu poczułem silne uderzenie w prawe skrzydło i zacząłem tracić równowagę. Jedyne co widziałem to wodę, do której zbliżałem się coraz szybciej i na moje nieszczęście ona była zbyt blisko, abym zdążył jakoś zareagować. Rozppędzony wleciałem prosto w wodę i nagle puf! Wszystko stało się czarne, a cała świadomość zgasła. Czyżby tak wyglądała utrata przytomności?

: 02 kwie 2019, 17:15
autor: Sztorm
Wszystkie zmysły miała jak przytępione przez przyjemny chłód głębi jeziora. Powoli opadała na dno, w klatce piersiowej rosło ciśnienie. Absolutna cisza otulała ją jak aksamit. Uśmiechnęła się delikatnie i otworzyła pod wodą ślepia, akurat by poczuć jak zmieniły się prądy, przynosząc do jej uszu odgłos uderzenia. Coś jakby brązowy głaz opadał ku dnie jeziora? Ktoś bawił się w niebezpieczne gry tam na górze. Zmrużyła ślepia, próbując wzrokiem przebić odległość. Morscy bogowie... To młody smok!
Rozpostarła łapy i rozpaczliwie zanurkowała głębiej, za obcym. Wyciągnęła szyję i pochwyciła go zębami za nasadę skrzydła. Poczuła jak woda i jej wlewa się do płuc, ale się nie zachłysnęła. Jeśli zacznie kaszleć, to koniec.
Nie była silna. Miała jednak sporo wytrzymałości i pojemność płuc zdolną zawstydzić dorosłego smoka. Zaczęła więc odgarniać wodę i kawałek po kawałeczku, walcząc o każdą długość szpona, wlec nieznajomego ku powierzchni.
Gdyby była starsza, może mądrzejsza, nie robiłaby tego za nasadę skrzydła. Ujęłaby go za kark lub szyję, by wynurzyć nieprzytomnego jak najszybciej na powietrze. Nikt jednak Burzy nie uczył pływać – przyswoiła to z mlekiem matki, jak na morskie smoki przystało. Poza tym znała trzy smoki, które pod wodą swobodnie oddychały. Nie mieściło jej się w głowie, że ktoś mógł nie wiedzieć jak pływać!
Po chwili, która wydawała się wiecznością, smoczyca wynurzyła się na płyciźnie. Z trudem i kaszląc powlekła nieprzytomnego na brzeg po czym odeszła kilka kroków i zaniosła się kaszlem, sama próbując złapać oddech łypała na adepta. Czy jeszcze żył?

: 02 kwie 2019, 23:15
autor: Miedziany Kolec
Ciemność, wszędzie była ciemność którą rozświetlały małe promienie słoneczne u wejścia do jaskini. Byłem dość niski, gdybym przymierzył tego mnie, którym jestem teraz, do tego co zemdlał przy wpadnieciu do wody, to sięgam tak sobie do tułowia. Jaskinia była duża i ciemna, a ja się w nią zagłębiałem, nie z czystej ciekawości, czułem strach przed czymś nieznanym, co to było? Niewiedziałem. Co gorsza znałem to miejsce bardzo dobrze. Ten sen śni mi się nie pierwszy raz, co on oznacza? Szedłem dalej ciemnym tunelem, aż w końcu usłyszałem głos, nawoływał mnie. Nie czułem się tu bezpiecznie mimo, że głos brzmiał dość kojąco i miło. Kiedy dotarłem do miejsca, w którym korytarz skręcał, tam też kończyły się ostatnie granice jasności i w momencie kiedy chciałem iść dalej. Wszystko zniknęło.
Zacząłem kaszleć, wypluwać coraz więcej wody, wszystko widziałem przez chwilę jak przez mgłę. "Czy ja umarłem?" Takie pytanie przez chwilę kłębiło mi się w głowie, kiedy już ostatnie krople wody wyleciały z moich płuc, zauważyłem smoczyce, która przede mną stoi. Czy nawet jeśli umarłem to tam gdzieś po drugiej stronie są takie piękne smoczyce? I czy nie powinienem spotkać tutaj swojego ojca? Po chwili leżenia w zamyśleniu, wstałem i rozejrzałem się. Pomału przypomniałem sobie co się stało. Wcale nie umarłem tylko robiłem się o drzewo i wpadłem do jeziora, wtedy pewnie ona mnie uratowała. Czy to była ta sama smoczyca, która odnalazła tą kulę?
Witaj Inurto? Dobrze pamiętam? Nie spodziewałem się, że nasze drugie spotkanie będzie w takich okolicznościach. Dziękuję za uratowanie mi życia – uśmiechnąłem się do smoczycy i objąłem się skrzydłem w ramach podziękowania.
Muszę cię przeprosić jeszcze raz za to, że ci nie uwierzyłem, kiedy widziałaś tamtą kule. Jest mj strasznie głupio z tego powodu. Zapomniałem też, że się nie przedstawiłem. Nazywam się Miedziany Kolec i szkole się na wojownika, a ty podejrzewam, że też zostałaś już adeptem?

: 03 kwie 2019, 10:00
autor: Sztorm
Smoczyca odkaszlnęła w końcu wodę z płuc. Myślała, że przyjdzie jej wypluć same płuca w procesie. W końcu wzięła jeden czysty wdech, a za nim drugi. Serce waliło jej jak oszalałe i na chwiejnych łapach podeszła do nieprzytomnego adepta. W tym samym momencie obudził się i on, kaszląc i plując. Obserwowała uważnie, zatroskana.
Kiedy się odezwał jej ślepia otworzyły się z niedowierzaniem. Ziemne pisklę? Ten sam, z którym księżyce temu szukała sposobu na pomoc czarodziejowi. Uśmiechnęła się szeroko, prezentując garnitur zębów i zaryczała na powitanie.
Teraz już Burzowa. – odparła pogodnie i również objęła do jednym skrzydłem, na powitanie. Jej głos był nawet niższy niż samiec mógł pamiętać. Nie mówiąc o tym, że urosła. Znacznie.
Bo samiczka stojąca przed nim teraz, choć bez wątpienia wciąż Ina, to jednak zupełnie inna, niż ta z przed księżyców. Malutka i filigranowa smoczyca wystrzeliła rozmiarem, przerastając wszystkich adeptów w swoim Stadzie. Była potężna jak na swój bardzo wciąż młody wiek. Dziedzictwo górskich po ojcu zebrało żniwo.
Nie przepraszaj Miedziany. Ja też szkolę się na wojownika. – niski głos zadudnił radośnie. Sama samiczka obróciła się bokiem i otrzepała jak pies, pryskając wodą we wszystkie strony, również na brązowego samca. Mógł zauważyć, że na jej karku zaczyna rosnąć grzywa. Gdy skończyła uniosła wzrok i z troską w ślepiach spojrzała na niego – Wszystko w porządku?
Jakby nie patrzeć, chwilę temu się topił.

: 06 kwie 2019, 23:28
autor: Miedziany Kolec
Fakt smoczyca się zmieniła, w dodatku urosła. Im dłużej się jej przyglądałek tym coraz więcej zmian zauważałem. Ciekawe jak się zmieni za jakieś dziesięć księżycy albo więcej! Nie minęło zbut wiele czasu od momentu uratowania Rudzika, więc podejrzewam, że dość niedawno musiała mieć ceremonię i od tamtego czasu nazywała się Burzową Łuską. W sumie ciekawe były tutaj zwyczaje, że adepci nosili w nazwie słowo "łuska" lub "kolec" zależnie od tego czyli samcem czy samicą. Ciekawe jakby w moim dawnym domu to wyglądało gdyby było tak samo. Podejrzewam, że nie utrzymałoby się to dość długo.
Okazało się, że ona też szkoliła się na wojownika. Czyżbym znalazł swojego pierwszego przeciwnika? A może od razu lepiej byłoby znaleźć sobie kogoś kto byłby jakimś wyzwaniem. Ona była jeszcze dość młoda i nie wyglądała na kogoś kto dałby radę mnie pokonać.
W porządku jak najbardziej. Kto wie co by się stało gdyby cię tu nie było. Najgorsze jest to, że nie dość, że ciebie wyśmiałem to do tego uratowałaś mi życie, a ja nie wiem jak ci się odwdzięczyć za to wszystko? – nie każdy pewnie zachowałby zimną krew w takiej sytuacji jak ta. Ja zapewne bym spanikował i zamiast kogoś uratować uciekłbym na brzeg szukać pomocy. A ona wykazała się dość dużą odwagą i opanowaniem jak na kogoś tak młodego.
Z tego co wiem to wasze stado ma dobre relacje z stadem ognia? Mój ojciec kiedyś był w tamtym stadzie. Opowiadał mi różne historie, żeby nie wierzyć w to co mówią, że smoki z ognia są dość wybuchowe i agresywne, a także żeby nie wierzyć we wszystkie złe słowa jakie mogą mówić o stadzie wody. Jak to jest u was na terenach? Bo w ogniu są wulkany i lasy, a u was jest pełno wody czy jak to tam wygląda?

: 09 kwie 2019, 12:53
autor: Sztorm
// przepraszam, że tak długo, zajęte kilka dni miałam

Burzowa na te słowa przewróciła oczami i uśmiechnęła się szelmowsko. W końcu kto nie lubił być chwalony? Machnęła jednak łapą, dając do zrozumienia by o tym zapomnieli. Nie chciała nic od niego, w końcu zachowała się tak, jak smok powinien. Ogon lekko zaczął jej się bujać z lewej na prawą, kiedy z pogodnym wyrazem pyska spoglądała na Miedzianego. Zapomniała już, że adept był tak rozmowny. Na niespodziewane pytanie o Ogień zmarszczyła brwi. Agresywne? Zaś na wzmiankę o złych słowach o Wodzie, poczuła jak sierść jej się jeży na karku.
Nie znam ani jednego Ognistego. – odparła ostrożnie, zgodnie z prawdą i jakby usprawiedliwiając się nieco brakiem informacji, dodała – Mój ojciec jest z Ziemi.
Wzruszyła po tym barkami. Tak przynajmniej mówiły siostry. Matka nigdy jej tego nie wyjaśniła, a przejmowała się córką stanowczo zbyt mało, by zabrać ją na spotkanie z tatusiem. Burza więc nigdy swojego ojca nie spotkała. Nie dręczyło jej jednak to za mocno, jej Mistrz i ojciec najlepszego przyjaciela, Iluzja Piękna, wypełniał w jej życiu tą rolę całkiem nieźle. No i był jeszcze Remedium.
Dużo bardziej ją zainteresowało to obmawianie Wody. Czyżby ktoś złorzeczył jej Stadu?
Kto i co właściwie mówią o Wodzie? – spytała rzeczowo, unosząc brew.

: 17 kwie 2019, 23:26
autor: Miedziany Kolec
Ojciec Inurty był w ziemii? A to ciekawe.
Fajnie, że twój ojcie jest w ziemii, ciekawe czy go znam! Wiesz jak się nazywa? – kiedyś ktoś jej musiał o nim opowiedzieć. W sumie było to trochę smutne, że stada rozdzielały rodziny.
Kiedy usłyszałem pytanie o jej stadzie, wiedziałem że rozpocząłem temat bez wyjścia, co z tego że to było dawno i usłyszałam to z opowieści ojca. Pewnie mi nie uwierzy skoro zacznę uciekać z tego tematu. Co by jej tu powiedzieć?
To było dawno i do tego słyszałem to z opowieści ojca, pewnie działo się tak przez te wszystkie wojny i inne spory i sprzeczki – wyjaśniłem i uśmiechnąłem się w stronę smoczycy. Miałem nadzieję, że zrozumie albo co gorsza, że nie pomyśli sobie, że to ja obgaduję wodę. Kto wie co jej wpadnie do głowy?

: 21 kwie 2019, 14:43
autor: Sztorm
Burzowa wzruszyła barkami na pytanie o ojca. Ktoś kiedyś coś wspominał. Że był uzdrowicielem i leczył matkę z ciężkich ran? Próbowała przypomnieć sobie jak się nazywał. Było jakieś takie krótkie...
Dar...? Jest w Ziemi taki smok? – wymruczała niepewnie, po czym przerwała by podrapać się tylną łapą za uszami. Nagle zastygła i spojrzała na Miedzianego jakby pierwszy raz go widziała – Znasz go? Chyba jest medykiem. Jaki jest?
Nigdy nikt nie wspominał jej ojca. Sama nie wiedziała, że ten temat mógł ją zainteresować, ale pytania adepta uświadomiły jej jak mało wie o drugim rodzicu. Pozwoliło to też odwrócić jej uwagę od tematu Stada Wody i jego poprzedniej, nie najlepszej reputacji.

: 08 cze 2019, 11:38
autor: Matumaini
*** Jezioro było jednym z miejsc, które przypadły do gustu północnej samicy. Nie sama jednak woda, gdyż wchodzić do niej nie chciała, a chłód, jaki od niego bił. Przypominał jej miejsce, przez które przelatywała, kiedy musiała tutaj dotrzeć. Podobno im chłodniej, tym lepiej czuje się smok północny. Jedna z mniejszych ras a dodatkowo Matumaini była takim smokiem, który mógł być uznawany za jeszcze trochę mniejszego. No ale to nic. Nie przeszkadzało jej to.
Czarnofutra podeszła powoli w stronę stronę zimnej cieczy. Jej pióra, białe piórka na głowie, układały się gładko. Oczy wpatrywały się w przestrzeń. Wzięła głęboki wdech, siadając sobie pod jednym z drzew. Jedno z pierzastych skrzydeł, zbliżyła do pyska. Dopiero po chwili ponownie machnęła ogonem, pozwalając mu ta to, aby po prostu leżał sobie na ziemi. Ślepa nadal wpatrzone były w... W tafle wody.

: 08 cze 2019, 12:12
autor: Słodycz Życia
Było naprawdę ciepło więc postanowiłam polatać. Latanie w taką pogodę było naprawdę wspaniałe. Futro oraz pióra na moim ciele były poruszane przez wiatr który towarzyszył każdemu ruchu moich skrzydeł. Lecąc nad terenami wspólnymi postanowiłam odpocząć. W końcu ile można latać? Dobrze byłoby także czegoś się napić bo zaczynało mnie suszyć. Akurat pikowałam w stronę jeziora kiedy na jego brzegu zauważyłam jakąś ciemną postać. Zaryczałam radośnie lecąc w kierunku tego smoka i lądując zgrabnie tuż obok niego.
-Heeej!– Zawołałam radośnie obracając się w kierunku jak się okazało smoczycy radośnie merdając ogonkiem na boki i skacząc dookoła północnej niczym rozpierany przez energię szczeniak.

: 08 cze 2019, 13:09
autor: Matumaini
Nawet nie zdążyła sobie tutaj dobrze usiąść, gdy na niebie pojawił się niebieski kształt. Niemalże białe koty skierowały się w stronę lecącej sylwetki. Przełknęła ślinę, kiedy to samiczka wylądowała obok niej. Wyglądała dziwnie znajomo, jednakże nie pamiętała skąd mogła ją znać. Cofnęła się o krok, nim nie zatrzymała nagle aby nie przydepnąć małej samiczki. Uśmiechnęła się dosyć niepewnie.
Wewe ni nani?{Kim jesteś?} – zapytała po chwili, spoglądając na niebieską o zielonej czuprynie. Młoda nie wydawała się niebezpieczna, jednakże... Trochę dziwnie było jej ponownie rozmawiać z jakimś innym smokiem. Nie robiła tego od... od około pięciu księżyców! Nie wiedziała też zbytnio, w jakim języku mówiła, więc postawiła na język, którego nauczył ją Roho.

: 08 cze 2019, 13:49
autor: Słodycz Życia
Widząc uśmiech na pysku starszej smoczycy uśmiechnęłam się szeroko. To że się cofnęła wydawało się mówić że się przestraszyła ale nie uciekła! Więc było dobrze! Ciocia czasem mówiła że jestem zbyt energiczna ale czego mogła oczekiwać od młodej adeptki? Usłyszawszy dziwnie znajome słowa przyjrzałam się samicy dokładnie. Czarne futro, białe piórka i białe oczka.
-Matu! Ja jestem Vitae- Rzuciłam z ekscytacją w końcu przypominając sobie kim była ta smoczyca. Na moment uspokoiłam się stając naprzeciwko Matu z postawionymi uszkami i radośnie błyszczącymi oczkami. Miałam nadzieję że pamięta mnie oraz moje pierwsze stado. Byłam wtedy małym pisklakiem jednak ja ją pamiętałam.

: 08 cze 2019, 22:37
autor: Matumaini
Vitae? – zapytała po chwili, przyglądając się uważnie młodej samiczce. I faktycznie. To musiała być Vitae! Matu musiała zatrzymać się w jej stadzie, gdy potrzebowała nieco odpocząć. Tym razem już pewny uśmiech zagościł na jej mordce. Tak miło było widzieć znajomy pyszczek!
Vitae co.. Robić... Tu? – zapytała po chwili ciekawie. Używanie tego języka nadal szło jej słabo. Nie lubiła go. Zbyt łamał jej język, nie to co ten, którego nauczył ją Roho. Nie chciała jednak sprawiać kłopotu z porozumieniem, więc... Uczyła się go. Znała niektóre słowa, ale nadal nie potrafiła zbyt dużo.