Strona 29 z 47

: 08 cze 2019, 22:37
autor: Matumaini

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Vitae? – zapytała po chwili, przyglądając się uważnie młodej samiczce. I faktycznie. To musiała być Vitae! Matu musiała zatrzymać się w jej stadzie, gdy potrzebowała nieco odpocząć. Tym razem już pewny uśmiech zagościł na jej mordce. Tak miło było widzieć znajomy pyszczek!
Vitae co.. Robić... Tu? – zapytała po chwili ciekawie. Używanie tego języka nadal szło jej słabo. Nie lubiła go. Zbyt łamał jej język, nie to co ten, którego nauczył ją Roho. Nie chciała jednak sprawiać kłopotu z porozumieniem, więc... Uczyła się go. Znała niektóre słowa, ale nadal nie potrafiła zbyt dużo.

: 13 cze 2019, 22:06
autor: Słodycz Życia
Pokiwałam radośnie głową słysząc jak wypowiada moje imię. Wyglądało na to że przypomniała sobie o mnie. Miło było spotkać kogoś znajomego w tym miejscu. Ona była gościem stada i była naprawdę miła! Nie mówiła po naszemu zbyt dobrze ale dosyć szybko się uczyła.
-Żyje tu, za pisklaka mama mnie tu zostawiła pod opieką silnej samicy- Wyjaśniłam znajomej z szerokim uśmiechem na pyszczku. Naprawdę byłam szczęśliwa z tego spotkania. Miałam nadzieję że nie będzie ono ostatnie.

: 08 lip 2019, 21:35
autor: Uśmiech Szydercy
Khagar przyszedł tu napić się i schłodzić rzyć. Nie przepadał za wodą i zimnem, ale były takie momenty, gdzie jego czarne łuski były tak mocno rozgrzane od słońca, że jedynie wody Zimnego Jeziora pomagały.
Rozejrzał się, ale nie ujrzał w pobliżu żadnych smoków. Powoli wszedł do wody, a jego łapy zapadły się głęboko w miękki muł. W końcu nie należał do lekkich.
Zanurzył pysk w wodzie i zmrużył ślepia, zaczynając powoli chłeptać.

: 08 lip 2019, 21:41
autor: Melodia Ciał
Tymczasem Sosnowy napawał się ciepłem słonecznego dnia, ale spacerował sobie w cieniu drzew i tak aż napatoczył się na jezioro. Poczuł że go suszy, aj okropnie go suszyło więc podszedł do wody i nachylił się nad taflą lodowatej wody, już miał wziąć spory łyk wody kiedy jego oczom ukazał sie wielki, czarny tyłek zasłaniający cały jego widok na świat. Jęknął cicho, a to co już wziął do pyska, wypłynęło na zewnątrz gdy opadła mu szczęka, nie z zachwytu ale z zaskoczenia. No niby wiedział że smoki, zwierzaki i nawet jakieś dwunogi kąpały się tutaj to mimo wszystko woda spod innego stwora, który siedział tam aktualnie raczej mu nie smakowała. Sosnowy stał i gapił się na Licho jak idiota po czym otrząsnął się i odchrząknął cicho.
– Um, cześć– mruknął niepewnie, nie za bardzo wiedząc co ma zrobić w tej sytuacji.

: 10 lip 2019, 9:10
autor: Uśmiech Szydercy
Khagar pił powoli, delektując się chłodkiem, którego zwykle nie lubił, ale miał czasami fanaberię, by się schłodzić. Woda przyjemnie obmywała mu cielsko.
I nagle usłyszał słowa zza swojego zadu. Nastroszył odruchowo kolce i odwrócił gwałtownie łeb. W ostatniej chwili powstrzymał się od zdzieleniem smoka swą kolczastą maczugą na ogonie.
Zmrużył ślepia, przyglądając się smokowi. Nie wyglądał jak zagrożenie.
Wyszczerzył kły w złośliwym uśmiechu.
– Ładne widoki?

: 10 lip 2019, 21:23
autor: Melodia Ciał
Samiec przewrócił ślepiami słysząc jego retoryczne pytanie, czuł się niepewnie wobecności takiego byśka ale starał tego po sobie nie pokazywać, on miał przecież swoją magię ! Usiadł więc jakby nigdy nic i westchnął
– No wiesz liczyłem na dalszą perspektywe niż tylko czyjś kolczasty zadek, gdybym gustował w samczych zadach to pewnie też bym się cieszył ale tak to czuję tylko niewielki niesmak– powiedział z lekkim uśmieszkiem. Nie było sensu pytać co ten gad tutaj robił, było widać czym się zajmował. Wzbudzał jednak w Sosnowym zainteresowanie, nigdy go nie spotkał, ale mógł przysiąc że czuł od niego wątłą woń umarłego stada, Cienia ale i silniejszy zapach Ziemi.
– Pochodzisz z Cienia, mam rację ?– zapytał tonem takim jakby pytał o to czy widział że dwa dni temu padał deszcz, ale nie był niegrzeczny, po prostu starał się nie pokazywać lekkiego przejęcia, zdradzać go mógł tylko lekko drgający koniuszego ogona.

: 26 lip 2019, 1:20
autor: Uśmiech Szydercy
Słysząc słowa obcego smoka, Khagar nie wytrzymał i parsknął gardłowym śmiechem.
– Tylko winny się tłumaczy – stwierdził i wyszczerzył ostre zębiska, wypuszczając z paszczy czarny dym. – Po tym, że nadal tam stoisz, wnioskuję, że jednak ci się podoba – dodał i zakręcił zaczepnie zadem.
Dopiero potem powoli odwrócił się przodem do drzewnego, wyraźnie nad nim górując, aż rzucał na niego cień.
– Owszem – odparł. – A ty z Ognia – odgadł. Tylko oni pachnieli jak przypalone skwarki. – Khagar – przedstawił się. – Dlaczego cię to interesuje?

: 15 sie 2019, 18:02
autor: Milknący Szept
Musiała... się przewietrzyć. Ogień. Ogień... Ogień już nie istniał.
Istniały tylko jej pisklęta.
Jej słodkie, cudowne, odważne pisklęta.
Czy chociaż ich nie przeżyje?
Ogień...
Tylekroć się zmieniał podczas jej życia. Świt, Pióro, Pieśń, Serce. Czterech Przywódców. A pod rządami każdego z nich.. zupełnie inne smoki. Zupełnie inne. Tylko ona przetrwała to wszystko.
Przetrwała też Wodę.
Wszystkie smoki, które miał pod sobą Szlachetny Nurt – pomarły lub zostały zabite.
Tylko Ziemia...
Pozostała tylko Ziemia.
Dlaczego smoki w niej żyły tak długo?
Wielokrotnie chciała wysłać im wiadomość – muskała ich umysły, ostatecznie rezygnując z przekazu. Ktoś więc przeżył. Nie wiedziała tylko kto.
Ale teraz... Teraz wysłała wiadomość do Daru Tdary. Uzdrowiciele żyli długo. Poczuła, jak jej wiadomość dotarła do celu.
Darze Tdary. Zapraszam cię z prośbą o pomoc w nauce. Pragnę rozwinąć moją szybkość i zwinność w gęstości wody, lecz potrzebuję ćwiczeń, których nie znam. Przez wzgląd na twą rasę, wierzę że masz pewną łatwość w odnajdywaniu w wodzie drogi do celu.

: 17 sie 2019, 12:16
autor: Dar Tdary
Lothric pałętał się po arenie szukając coraz to nowych doznań. Ech ten muflon nigdy nie przestanie go zadziwiać ze swoimi pomysłami. Zamiast siedzieć na zadku i prowadzić badania jak jego towarzysz to ten ciągle coś porzucał na rzecz nowego. Najpierw odkrył w sobie niańkę chcąc pomóc pisklęciu w rozumieniu świata, teraz znów miał fazę na walki. Dar pokręcił łbem idąc w kierunku rzeki. Wlazł do chłodnej wody i skierował tors w kierunku Zimnego Jeziora. Piastun potrzebujący nauki, to było dość ciekawe zjawisko. Dawno już zapomniał co wyczyniała biała samica podczas najazdu na Wodę, zbyt wiele od tamtego czasu się zdarzyło by zaprzątać sobie tym głowę. Stał się mistrzem w swych fachu, a jego mistrzyni z kolei powoli unosiła wzrok w kierunku gwiazd. Matka została prorokiem, a Strażnik... jak można było być takim ignorantem i durniem.
Dopłynął w miejsce spotkania, ale nie wychodził z przyjemnych objęć wody.
– Potrzebujesz mej wiedzy przy przekazywać ją dalej. Zacny czyn więc zamiast stać jak kopiec mrówek na brzegu właź do wody babciu.
powiedział z mlaśnięciem czekając aż jasne łuski zwilżą się w końcu wodami jeziora.

: 26 sie 2019, 9:37
autor: Milknący Szept
Pojawił się szybko. Nie winiła go za niechęć po tym, jak coś ją otumaniło. Przynajmniej jego młode bezpiecznie uszło z życiem. Uśmiechnęła się do niego na powitanie, gdy wypowiedział swoje pierwsze słowa. – Zatem przypatrz się uważnie, dziadku. – Odrzekła sympatycznie, po czym wsunęła się do wody.
Poczuła jak gęstość oblepia jej palce, a potem przedramiona, łokcie, aż w końcu tors. Poczuła wtedy opacie, jakiego nie mogło dać powietrze czy to w chodzie czy locie. Poczuła swoją lekkość i wrażliwość na wszelkie prądy. Rozłożyła więc swoje wąskie, północno-zwyczajne skrzydła i położyła łagodnie na wodzie, nie wzburzając tafli. Było to zabezpieczenie przed utonięciem, ale też stabilizator. Przynajmniej na razie. Odepchnęła się od dna w stronę głębi Zimnego Jeziora. Jej ciało, zgodnie z przewidywaniami, położyło się na wodzie. Zamarła na chwilę w bezruchu, przyzwyczajając się do nagłego zimna. Chłód ocucił ją z codziennego zmęczenia i ułatwił koncentrację. Najważniejsza w wodzie była symetria i synchronizacja. Zawiła ogonem, by jego czuciem ustalić czy jest w dobrej pozycji. Najwyraźniej był – czuła chłód u jego podstawy, czuła też nagłe przypływy zimna na jego grzbiecie, lśniącym od wilgoci i Złotej Twarzy.
Poruszyła łapami. Prawą przednią wraz z lewą tylną wysunęła do przodu, zaś lewą przednią i prawą tylną do tyłu. Oto miał zacząć się cykl. Jej geny nie pozwalały zostać wybitnym pływakiem, a drobne łapy były mało użyteczne, dlatego wiedziała już dobrze jak zrobić z nich jak najlepszy użytek. Złączyła palce ze sobą, pozwalając im na małe zagięcia stawów. Stworzyła tym samym małe narzędzia pływackie, zagarniające wodę w cielesnej... wnęce. Odwróciła ułożenie łap, cofając te które były z przodu, a do przodu kierując te, które zostały z tyłu. Nie był to jednak pusty ruch. Jej prawa przednia łapa i lewa tylna cofnęły się, prostując niemal całkowicie. Zostawiła jednak trochę marginesu na ewentualne poprawki i po to, żeby po prostu nie wyciągać się sztywno. W wodzie nie miało to sensu. Wykorzystała jednak maksymalny zakres swobodnego ruchu, zagarniając wodę w tył. Wypór wody, a do tego stabilizator skrzydeł sprawiały, że nie musiała martwić się o utonięcie. Palców nie prostowała. Oczywiście – to one były głównym jej napędem. Dobrze to rozumiała.
Co zaś tyczy się lewej przedniej i prawej tylnej, okolnym ruchem sprowadziła je do przodu. Ugięła je mocno, chowając na moment przytulone do ciała, by wysunąć je możliwie płasko przed siebie. Nie mogły jej przeszkadzać w pływaniu, dlatego postarała się przecinać nimi wodę jak najbardziej opływowo, a z pewnością na jak najmniejszej powierzchni. Chciała negować spowolnienie jak najbardziej. A to był najlepszy sposób. Poza trzymaniem skrzydeł przy sobie. Ale na to nadejdzie czas.
Oddaliła się od środka jeziora spokojnym, równym tempem. Jej ogon leżał na powierzchni, ciągnąc się za nią bezwładnie. Nie miało to teraz znaczenia. Ale po chwili złożyła skrzydła i zmodyfikowała ruch łap. Okolne, lecz spłaszczone ruchy nabrały nowego wymiaru, poruszając się po owalnym, spłaszczonym kształcie w nieco inny sposób. Teraz trochę unosiła nadgarstki i stopy, by zgarniana przez nią woda wędrowała też w dół. Wypór wyporem, lecz na jeziorze tworzyły się niewielkie fale, a jej drobne ciało mogło się przy tym wywrócić. Gdy odzyskała równowagę, napięła nieco nasadę ogona i popłynęła dalej, odrobinkę tylko wolniej ze względu na poświęcenie szybkości względem utrzymania się na wodzie. Teraz dno było być może nawet ogon poniżej niej.
Wygięła swoje ciało łagodnie po łuku. Lekko. Ścisnęła mięśnie boków i brzucha, dodała do tego i ogon. Skierowała się w prawo, zwracając tam głowę. Uniesioną ponad powierzchnię w łabędzim, bezpiecznym od zalania stylu. By zacieśnić zakręt, przechyliła się nieco, pozwalając łapom odpychać się pod kątem względem dna od lewej strony. Szybko wykonała zakręt, po czym wyprostowała swoje ciało, podążając za głową – najpierw boki, brzuch, na końcu ogon, przywracając się tym samym do płaszczyzny pionowej.
Był to tylko moment... Ale Dar Tdary musiał przyznać, że styl miała wypracowany.
Problem z tym, że zajmowała się jedynie podstawami.
Czy odnalazłeś na przestrzeni ksieżycy jakiś sposób na zwinne manewrowanie pod wodą? – Zapytała go. Po to zakręciła, by nie stracił jej z oczu. – Z chęcią wypróbuję jeszcze kilka sztuczek takich, jak tworzy się w powietrzu. Czy masz jakieś wskazówki? Lub ćwiczenia, które mogłyby pomóc mi zbudować się tak, by pływać szybciej w przyszłości? – Zapytała swoim śpiewnym, nie starzejącym się niemal głosem. Jej ciało lśniło bielą, srebrem, błękitem i fioletem, bawiąc się ze Złotą twarzą jak przyjacielem. Woda wysmuklała jej łagodne kształty, wydłużała jej sylwetkę o długim ogonie zakończonym srebrzystymi piórami.

: 28 sie 2019, 21:20
autor: Kuszenie Diabła
Pokrzyk wylądowała przy brzegu Zimnego Jeziora z pęczkiem zająców w pysku. Chyba... były to zające. Przypominały bardziej bezkształtne ochłapy mięsa, ale długie skoki nie mogły należeć do żadnych innych zwierząt. Uwielbiała skórować zwierzynę i pozbawiać ją wszelkich cech charakterystycznych, a patroszenie było świetne na zabijanie nudy. Wyjątkowo nie przyniosła ich tu za pomocą magii, bo czuła się nieco wyczerpana po ostatnim polowaniu.
Upuściła je na ziemię, przez chwilę z zadowoleniem przyglądając się im równiutko, bliźniaczo wręcz porozcinanym brzuszkom i różowiutkiej skórze. Rozkoszne.
W następnej chwili w tereny Ziemi posłała magiczny impuls, wołający jej członków na nową porcyjkę jedzenia. Nie miała już wstępu do ich obozu, ale wciąż byli dla siebie przyjaciółmi, także musiała znajdować inne sposoby.

: 29 sie 2019, 5:10
autor: Strażnik
Słyszał już jeden z jej sygnałów i musiał przyznać, że metoda z której korzystała, była wyjątkowo wygodna. Nie wymagała rozmowy, proszenia, ani dopytywania o lokalizację, czego w obecnym stanie nie mógł zrobić. Z ledwością w ogóle odebrał jej wiadomość, więc idąc na miejsce rozmyślał czy zdoła znaleźć się tam przed innymi bezwartościowymi obibokami, którzy nie potrafili kiwnąć łapą, żeby samodzielnie znaleźć sobie coś do jedzenia. On oczywiście miał swój zapas, ale Opalizująca była bliżej po drodze, a jego brzuch zaczynał powoli komponować nowy język, więc nie zamierzał wybrzydzać. Może przy okazji dopyta ją o dalsze losy Cienia.
Dostrzegłszy z dala jej sylwetkę, wylądował ostrożnie, a pozostały dystans pokonał dowlekając się do niej powoli, na sztywnych łapach. Skłonił przed nią łeb, zarówno w powitaniu, jak podziękowaniu za usługę, a gdy wyczuł od niej pozwolenie, sięgnął po niewielkie oskórowane stworzenia i przybliżył do siebie –
Jak miewa się Cień? Khaledar nadal jest przywódcą?– zapytał, nim zabrał się do jedzenia. Interesowała go ta kwestia, bo samiec wydawał się przewodnikiem jedynie tymczasowo, w wyniku buntu, a nie na stałe, nawet gdy stado wróci już do dawnego zorganizowania.
Zostawiając jej przestrzeń do namysłu, zabrał się za pałaszowanie mięsa, obojętny wobec tego z jakiego było gatunku. Nie lubił okolicznego pożywienia i nigdy się do niego nie przyzwyczaił, ale nigdy nie był też szczególnym smakoszem i jadł jedynie po to, żeby trzewia dały mu spokój. Tym razem był wyjątkowo głodny, więc po utrupionych zwierzątkach nie ostała się nawet kosteczka.

: 29 sie 2019, 12:00
autor: Kuszenie Diabła
Z zadowoleniem zauważyła, że zbliża się do niej pierwsza smocza sylwetka. Był to nie kto inny, jak były przewodnik Stada Ziemi, niewielkich rozmiarów, drzewny smok. Z pewnością nie musiał posilać się u niej, dlatego wybór przyjęła z pewną dozą wdzięczności. Skłoniła łeb na powitanie, omiatając wzrokiem zające i zapraszając do ich spożycia. Zdziwiła się nieco, kiedy usłyszała pytanie. Smoki zazwyczaj nie ucinały sobie z nią pogawędki, kiedy przychodziły jeść. A ona bardzo lubiła rozmawiać.
Kheldar. – Poprawiła go na początek, nie chcąc aby cieniste imię jej przywódcy było przekręcane. Kontynuowała, pozwalając Strażnikowi się posilić. – Lub Khagar. Cień miewa się znakomicie, rozgościliśmy się już na odzyskanych terenach. Natomiast sami nazywamy się teraz Plagą. I tak, Kheldar nadal jest naszym Przywódcą, to właściwy smok na właściwym miejscu. – Odparła konkretnie i oszczędnie, wiedząc nie od dzisiaj, że drzewa mają uszy.
Ciekawe, czy zmiana nazwy stada wywrze jakieś wrażenie na jej rozmówcy? Wciąż byli cienistymi, ale charakter słowa plaga był inny. Przekręciła łeb na bok niczym ptak. Większość smoków tkwiła jeszcze w błogiej nieświadomości. Nie dziwota też, że wojownik interesował się kwestią ich przywódcy, ale wśród nich nigdy nie było miejsca na wątpliwości. Ranga Kheldara i jego przewodnictwo było dla wszystkich kwestią oczywistą, w końcu kto, jak nie on mógł poprowadzić teraz stado piskląt i młodzików ku świetności? Można by się pokusić o stwierdzenie, że sam, za pomocą swoich lędźwi odtwarzał sobie nowy Cień.
– Jak radzi sobie nowy przewodnik Ziemi? – Zagaiła, równie ciekawie oczekując informacji zwrotnej. Na pierwszej i ostatniej Ceremonii Ziemi, na jakiej była zapanowało niecodzienne poruszenie, kiedy na przywódcę został wybrany Żer Zwierząt. Sam Opiekun także nie wydawał się mu przychylny, ale czy nowicjusz wywrócił już stado do góry nogami?

: 03 wrz 2019, 20:47
autor: Dar Tdary
Po drugiej stronie Jeziora zaś trwała dalej nauka...

Dar przyglądał się uważnie co też wyczyniała z ciałem nie młoda już Kołysanka. Oczywiście, że nadal miał jej za złe to co zrobiła podczas napadu na Wodę. Czas jednak płynął i szczerze mówiąc nie znał tej samicy, a skoro była piastunem. Piastuni zajmowali się uczeniem młodych, musieli mieć więc łeb nie przeciętnego wojownika... jak Żer czy Szyszek. Zmrużył ślepia widząc jak jej jasne łuski połyskują feerią kolorów na wilgotnym teraz ciele. Intrygujące... w sumie mógłby ją porównać do ciała Kaskady tylko, że ciało tamtej było ciemne i zdecydowanie za chude. Potrząsnął łbem i skierował wzrok na moment w innym kierunku. To ten jej urok, zasnuwa mu zdrową ocenę rozsądnego umysłu. Wypuścił obłok dymu i znów spojrzał na samicę. Nie, nadal była tak samo urodziwa mimo wieku.
Pływanie, tak... pływanie szło jej dobrze. Podstawowe skręty ciała, łapy ułożone jak trzeba, skrzydła, ogon. Musiałby być wrednym by się przyczepić.
– Mogłabyś mocniej poruszyć ogonem.
przecież był czasem wredny.
– Ogólnie dobrze ci idzie, ale to pewnie już wiesz. Co do nurkowania to musisz przede wszystkim nabrać sobie odpowiednio dużo powietrza w płuca. Na szczęście nasze płuca jak i budowa nosów pozwala nam na tę czynność. Pamiętaj jednak, że z pełnymi płucami ciężej jest się zanurzyć po powietrze wypycha nas ku górze. Nabierz, zaciśnij skrzydełka nosa i zrób skok w dół. Musisz mocno wygiął ciało i machnąć ogonem. Daj mięśniom pracę. Pod wodą poruszaj się tak jak ci łatwiej. Ciałem na boki lub do góry i ku dołowi. Łapy pomogą ci szybciej znaleźć się niżej bądź wyżej, ale na ogół trzymaj je blisko ciała. Skrzydła to samo, morskie mają je małe nie bez przyczyny. Ja na szczęście nie mam tego problemu. Nie panikuj pod wodą bo nabierzesz wody i zaczniesz się topić. Ogon powinien poruszać się podobnie jak ciało. Góra – dół bądź na boki. Znajdź ruch który tobie odpowiada najbardziej. No teraz nurkujemy, nabierz powietrza i silny ruch w dół.
mówiąc to kłapnął pyskiem, zacisnął nozdrza i zanurkował łbem w dół. Na powierzchni było widać najpierw grzywę jego szyi, potem pleców, zadu, a na koniec uderzył ogonem o powierzchnię rozchlapując wodę na boki. Pod powierzchnią poruszał się w górę i w dół ciałem aż nie znalazł się na tyle głęboko by nie zawisnąć w głębinie jeziora. Przednie łapy miał przytulone do piersi, a tylnymi co jakiś czas poruszał na boki. Palce miał rozcapierzone, czasem tylko były bliżej siebie by wypchnąć smoka nieco wyżej.
~ Nasze cielska są duże więc samo poruszanie zadnimi łapami nie wyrzuci cię do góry. Trzeba pracować całym ciałem. Jak widzisz jednak można zawisnąć w wodzie na pewną chwilę. Rozejrzyj się, smocze oczy dobrze znoszą wodą.
rzucił myśl ku jej umysłowi.
Następnie poprosił ją by zerwała wodorosty z dna i przypłynęła do niego kiedy to nadal wisiał αw wodzie.
~ Wypłyńmy bliżej wyspy i zrobimy krótki wyścig do brzegu ziemi.
kolejna myśl.

: 04 wrz 2019, 22:18
autor: Gasnący Wiciokrzew
Miodowa zajęta była Naranlea jedna wie czym, aż dostała wiadomość. Przykucnęła, odsłuchała całość i natychmiast zamarła, zatrwożona, że przecież jedzenie jest tak ważną częścią życia i o mały włos nie zapomniała nakarmić Mokradła.
Biedactwo, kochanie, przepraszam! – zawołała do kuropatwy jak gdyby wołała do kogoś zaledwie na horyzoncie, choć ta stała obok. Kompan spojrzał na nią zdziwiony, co też takiego mogło się stać i jedynie miał nadzieję, że chodzi o jedzenie. I jak raz nadzieja nie okazała się głupia.
Honi pomknęła z ptakiem na grzbiecie do siebie jak błyskawica, wyhamowała z hukiem, cisnęła maddarową łyżką do schowka na swoje rzeczy i wyciągnęła porcję owoców, mieszanych, chyba jabłek i śliwek, a może jednak nie, nie ważne. Mokradło podbiegł podobnym piorunem pod jedzenie, a blokada prysnęła. Porcja owoców poturlała się na ziemię, aż każdy jej element nie został zatrzymany przez wygłodniałą kurkę, połykającą posiłek szybciej, niż on i smocza kompanka biegli razem wzięci. Wreszcie. Jedzonko.

A tuż po dopełnieniu obowiązku więzi, kleryczka podążyła za wiadomością. Na miejscu pozytywnie zaskoczył ją widok jasnej partnerki gburowatego, nie, oj nie, wróć, niezrozumianego wojownika oraz jej własnego przyjaciela. Ciekawe, czy ktoś jeszcze dołączy się do biesiady?
Dostałam wiadomość. Piękna inicjatywa! – zbliżyła się do smoków, obu witając niskim schyleniem łba, choć przy witaniu Świadka zastrzygła jeszcze wesoło uszami.
Przystanęła przy wystawionych dobrociach, choć nawet nie ważyła się ani jednego dotknąć. Czekała na przyzwolenie, przyjaźnie jeszcze zagadując jasnołuską.
Mam nadzieję, że los jest łaskawy dla ciebie i was wszystkich w sumie – ale chyba nawet nie muszę pytać, skoro widzę tak udane łowy?

: 04 wrz 2019, 22:53
autor: Kuszenie Diabła
Dźwięk kroków wyprzedził swoją właścicielkę. Białołuska odwróciła łeb od Strażnika, zauważając postać bagiennej smoczycy z Ziemi. Do głowy napłynęły jej wspomnienia z dnia zebrania, które zaczęło się na pozór spokojnie, a skończyło tragicznie. Były to jej pierwsze dni tutaj, a teraz nie widziała się nigdzie indziej. Ciekawe co porabia Kamień? Srebrny wojownik zawsze wydawał jej się zagadką, bardziej zwierzęciem niż smokiem, ale pamiętała, że tego dnia wybrał ją do towarzystwa. A może obrony? Zdecydowanie próbował obronić ją przed rozgadaną samiczką, która stała teraz przed nią. Cała sytuacja wydawała jej się wtedy zabawna, ale Honi była przerażona.
Los jest łaskawy. – Odparła, uchylając łba w geście powitania. Może nie potrafiła czuć radości na sposób podobny innym smokom, ale dziś miała dobry humor. Wszystko się układało. – Częstuj się.
Może nie mówiła tyle co miodowa samiczka, ani nie biło od niej takie ciepło... właściwie nie biło od niej żadne ciepło, ale była uprzejma. Chłodna uprzejmość stawała się wręcz wizytówką Pokrzyku w kontaktach ze smokami spoza stada. Zamaszystym ruchem ogona wskazała na krwisty ochłap mięsa, świeży, ale dokładnie oskórowany i wypatroszony. Jak to zazwyczaj bywało przy jej zdobyczach, szybko pozbawiała je wszelkich cech charakterystycznych, aż przybierały tą samą, obłą postać różowej góry mięśni, co mogło... wzbudzać pewne wątpliwości, co do stanu jej zdrowia psychicznego, ale nikt się nad tym nie zastanawiał. Zresztą tak było wygodnie. Nic innego nie miała w jadłospisie, na próżno było szukać owoców czy warzyw, dlatego Miodowa musiała zadowolić się pachnącym jeszcze strachem mięsem.

: 08 wrz 2019, 11:55
autor: Milknący Szept
Płynęła spokojnie. Jej skrzydła leżały na wodzie miękko, muskając jej taflę delikatnie, nie pozwalając się zanurzyć i zamoczyć od zewnątrz, choć wystąpiły na nich już soczyste kropelki jeziorne. Jej ogon leżał na wodzie nieruchomo, a woda wokół niego mąciła się, pozostawiając za nią ślad, gdy nieubłaganie sunęła do przodu przez toń. Jej boki były lekko napięte, a gdy dochodziło do skrętów, odpowiednie mięśnie zaciskały się, wyginając jej ciało w łagodne łuki. Prowadziły ją one w miejsca, w które patrzyła, naturalnie przedłużając kręgosłup w obraną stronę. Rozluźniała do pewnego stopnia swoje boki, gdy zakręt nie był już dalej potrzebny, wciąż patrząc z wysoko uniesioną głową osadzoną na łabędziej szyi, dokładnie tam, gdzie płynęła.
A gdy skończyła krótki pokaz, Dar Tdary odezwał się ponownie, by zwrócić jej uwagę. Myślała nad tym chwilę, lecz nie przerwała płynięcia. Jej łapy wykonywały rytmiczne, owalne ruchy. Jej przednia lewa i prawa tylna łapa zostały ze sobą sparowane tak, jak przednia prawa i lewa tylna. Gdy pierwsza para ruszała do przodu, druga para ruszała do tyłu. Ale nie był to tak prosty ruch. Aby przesunąć łapy do przodu, Rek zginała je mocno, aby łokieć i nadgarstek schowały się tuż pod jej ciałem, podobnie jak kolano i staw skokowy. Potem prostowała je centralnie przed siebie, by wciąż sprawiały jak najmniejszy opór, przecinały wodę jak skrzydła powietrze. Wtedy popychała je w dół po łuku, łącząc palce silnie ze sobą, lekko ugięte, w kształcie więdnącego liścia. Zarówno u łap przednich jak i tylnych. Stawiały one solidny opór wodzie, mimo ogólnie kruchej budowy białołuskiej smoczycy, odpychając ją wręcz od miejsca, w którym dopiero co się znajdowała. I tylko fakt, że ciecz nie była twarda sprawiał, że mogła wciąż cyklicznie wykonywać ten ruch – podkulić łapy, wracając do ich pozycji wyjściowej. Dzięki temu mogła przecinać wodę nie martwiąc się tak o opór. A im dłużej płynęła, tym spokojniejsze i bardziej zamaszyste ruchy udawało się jej wykonywać.
Przemyślała to. Uznała, że powinna się bardziej rozluźnić. Skupiła się więc na swoich bokach, aby napięte mięśnie się rozluźniły. następnie przeszła do ogona. Zrobiła to, by lepiej je kontrolować. W następnych ruchach Dar mógł faktycznie zauważyć poprawę, albo... lśnienie jej łusek, intensywniejsze i pełne jaśniejącej wilgoci. Jej ciało zaczęło delikatnie wić się w wodzie, niemal niezauważalnie, lecz jej kręgosłup, wraz z ogonem, poruszały się lekko wężowato. Więcej partii jej mięśni zaczęło pracować, dając jej szansę by przyspieszyć jeszcze troszeczkę, nie tracąc zupełnie na sterowności. Pochyliła odrobinę swoją trójkątną głowę i Dar Tdary mógł może dostrzec w niej jej matkę – Wieczorną Aurę. Morsko-północną, po której Rek odziedziczyła spojrzenie. Gdy pyszczek małej samicy się obniżył... cóż. To również korzystnie wpłynęło na tempo. Dar musiał lekko przyspieszyć kroku, by mu nie uciekła, serpentyną pokonująca ujarzmioną wodę, lśniąca i skąpana, dosłownie, w blasku Złotej twarzy.
Wygłosił wtedy kolejne swoje słowa, długą sentencję, którą Rek powoli i sprawnie trawiła. Powietrza, ale nie za dużo. Serpentynowy ruch... Cóż, musiała spróbować. Wciągnęła powietrze do płuc głęboko, wypełniając je po całości, wbrew słowom Daru. Była mniejsza, lecz wydawało się jej, że wpadła na dobry pomysł, by pozbyć się jego nadmiaru. Podkuliła wszystkie łapy do brzucha i gwałtownie wypchnęła do dołu, nie rozczapierzając palców. Wypchnęła wodę w dół. Ale też... użyła skrzydeł. Pchnęła je w dół, a jej ciało wynurzyło się właściwie całkowicie. Woda spłynęła po niej, barwiąc się bielą i błękitem jej ciała. Tylko na krótki moment jej nosek zalśnił, szczytując nad jej ciałem, gdy zerwała go gwałtownym, acz płynnym ruchem w dół. Jej błękitne oczy zlały się przez moment z tonią, a potem bez wzburzania najmniejszej fali. Dopiero potem opadło jej ciało, a koncentryczna fala uniosła się i opadła. A ona zanurzyła się pod wodę. Najpierw głowa, potem grzbiet, zad i tylko ogon zwieńczony białą kitą piór przez moment był widoczny dla Daru nim ten się nie zanurzył. Łapy skierowała w tył, skrzydła złożyła, korzystając z ruchu w dół, który nimi wykonała. Dzięki temu był krótszy, mniej zamaszysty i mniej wzburzający wodę. Dzięki temu niczym strzała zanurzyła się pod wodę.
Zgodnie z instrukcjami, jej łapy przesunęły się równomiernie w tył. Jej łokcie, jak i nadgarstki przylgnęły do boków – wyżej w stronę grzbietu i tak by ich nie mogła unieść. Tylne łapy też wyprostowała w tył. Choć nie było to dla niej zbyt wygodne. Ogon zawił się delikatnie między nimi. Poczuła ruch wody smyrający jej palce. Miała zbyt długie łapy w porównaniu do wężowego Daru Tdary. Mimo to spróbowała. Choćby po to, by poznać wszystkie zalety i wady stylu pływania wężowego. Jeszcze w trakcie płynięcia w dół spowodowanego zanurzeniem, patrząc przez bąbelki powietrza na wyrastające z dna glony, wydychała powietrze. Powoli. Na początku tyle, by nie bolały ją płuca – tyle ile miała wziąć – ta mała ilość, która przedłuży jej możliwość bycia pod powierzchnią o czas, który zajęło jej samo zanurkowanie. Może nie było tak skromne i ciche jak to Daru, ale było równie efektowne co efektywne przy ciele składającym się zarówno z długich, cienkich łap jak i skrzydeł lotnych. Poruszyła głową w górę, a potem szarpnęła w dół. Jej barki też się poruszyły, kręgosłup w wężowym ruchu zafalował, a ona oddała jeszcze trochę powietrza. Poruszyła tylnymi łapami, jednak nie były one przystosowane do takiego płynięcia. A jednak bardzo chciała wziąć glon do pyska. Nie myślała o niczym, jakby jej umysł sparaliżowała zimna woda. Miała tylko jeden cel. Wyciągnęła szyję i otworzyła paszczę, by poczuć jak oddala się od dna. Poruszyła tylnymi łapami, ze zwiniętymi w łódeczkę palcami. Stawiały one opór jednak tylko wtedy, gdy unosiła je z powrotem w górę – cofnięcie ich w dół nie było efektywne, bowiem kształt palców pozbawionych błon nie łapał już wody. Zbyt opływowy sprawiał, że nie mogła pędzić w dół. Ciężkie, mięsiste skrzydła, smoczy tors, niedostosowanie do pływania w ten sposób sprawiły, że zaczęła się wynurzać.
Pociągnęła głowę w górę, ignorując głos Daru, który demonstrował jej zawiśnięcie. Szybko przecięła nosem taflę. Oddała resztę powietrza i dała sobie dwa wdechy czasu, aby ponownie spróbować zanurkować. W tym czasie jej łapy powróciły do owalnych ruchów, do zgarniania listkową łapą wody w dół, niezbyt do tyłu. nie było to ważne. Nabrała powietrze raz jeszcze do pyska, do płuc i znów zanurkowała. Rozłożyła przedtem skrzydła, popychając je w wodę, wybijając się w górę. Nie uderzyła nimi, przez co zachowała absolutną ciszę, gdy zagłębiała się nosem, a dopiero potem szyją z torsem pod wodę. Nawet plusk nie był zbyt głośny. Choć ruch mógł być zauważalny... wciąż nie był niesubtelny.
Wkrótce Dar Tdary mógł zauważyć pod wodą anioła. Nie składała skrzydeł, z jej nozdrzy wytoczyło się kilka rozbawionych bąbelków powietrza. Jej skrzydła przesunęły się jak w powietrzu – ramieniem do przodu, omijając opływowym kształtem gęstość powietrza, po czym wystrzeliła niemal pionowo w dół – pchnęła skrzydłami do tyłu, tym razem stawiając maksymalny opór skrzydłami przez prostopadłe ułożenie w stosunku do ziemi. Jej łapy były przytulone do niej, ale nie cały czas. Mógł dostrzec jak koryguje swoje ułożenie delikatnym skrętem tułowia i odepchnięciem wody na bok, by pyszczkiem zahaczyć o długi, ciemny wodorost. Schwytała go w drobne ząbki, jej skrzydła mieniły się plamami światła przepuszczanego przez lustrzaną taflę jeziora. Potem jej pyszczek skierował się do góry w wężowym ruchu, a za nim kręgosłup, gdy znów skorygowała ułożenie skrzydeł. Jej ogon znaczył za nią ślad, gdy znowu odbiła się od wody zamaszym ruchem skrzydeł. Tym razem wysunęła łapki przed siebie, sprawiając, że nie zatrzymywała się podczas łagodnych ruchów skrzydłami w tył. Wyglądała jak istota truchtem przemierzająca nieboskłon.
Zbliżyła się do Daru i z bliska mógł zobaczyć jak pióra wyrastające z jej szyi i grzbietu falują podobnie jak wodorost, który przekazywała do jego pyska. Zgodnie ze starszą ideą samca, skierowała się do wyspy, jednak teraz już rzadko machała skrzydłami. Przeciwdziałała nimi wypór, otwierając je do połowy gwałtownie, by obniżyć swój pułap. Lecz nie było to tak ważne, gdy okrągłymi ruchami łap zagarniała wodę ku górze.
Wypłynęła tylko na moment, by zaczerpnąć powietrza, zwróciła się w tył bezpośrednio już pod wodą, patrząc przez moment na Dar mieniącymi się, błękitnymi jak woda tuż pod taflą oczyma. Jej pióra falowały lekko, a skrzydła przyjmowały cienie i światła wyżej tańczących fal. W tę stronę używała zarówno łap jak i skrzydeł, szybko wyprowadzając się na prowadzenie. Zwolniła jednak koło połowy, by zrównać się z nauczycielem i przegrać o długość nosa.
To było bardzo ekscytujące. – Powiedziała z wdzięcznością gdy wyszli już na brzeg. Ociekała wodą, w pełnej okazałości Złotej Twarzy. – Dziękuję Darze Tdary. Myślę, że nauczyłam się wykorzystywać potencjał mojego ciała w wodzie. – Uśmiechnęła się ciepło. – Nasze sylwetki bardzo nas różnią, lecz zdaje się, każdy z nas może wykorzystać to, co ma. Potrzeba mi jednak więcej pracy, jeżeli chciałabym używać tak wielkich kończyn do utrzymania prędkości. – Podsumowała swoim melodyjnym, spokojnym głosem. Ciekawe czy Dar wciąż miał od niej glon, który przekazała mu z pyska do pyska...

: 09 wrz 2019, 16:44
autor: Gasnący Wiciokrzew
Miło więc to słyszeć. Dziękuję! – odparła na potwierdzenie i zaproszenie samicy, nie zrażając się jej chłodną postawą, a wręcz ciesząc, że nie dochodziła do pełnej oziębłości. Uprzejmość to uprzejmość, a Miodowa byłaby ostatnim smokiem, który by wybrzydzał.
Podeszła do zręcznie obrobionego kawału mięsa , niuchnęła tuż nad jego powierzchnią zastanawiając się przez moment, czym to mogło być za życia, po czym bez większych ogródek kłapnęła kłami, chwytając bryłę i podrzucając nią delikatnie nad ziemią, gdzie to też złapała ją ponownie i zaczęła szybko połykać, ledwo nadgryzając zębami jedynie powierzchnię posiłku. Ślina i kwas już się z tym spokojnie rozprawi.
Honi wciąż nie do końca przyzwyczaiła się do dobrobytu ziem i dobroci smoków, to też starym zwyczajem nie pozostawiła po mięsie śladu – nawet, jeśli i najadłaby się i bez kostek, wszyściusieńko znikło. Nawet nachyliła się nad ziemią i liznęła parę razy trawę w mięsu, gdzie czekał na nią podarek. Czyściutko.
Oblizała jeszcze pyszczek, rzuciła przyjemny, ciepły uśmiech Łowczyni i Świadkowi na pożegnanie, Łowczyni szczególnie, bo i jeszcze przez z podziękowaniem, i poszła swoją drogą, żeby nie przeszkadzać w ich rozmowie i nie robić sztucznego tłumu gdyby ktoś jeszcze miał się zjawić.

/zt

: 02 paź 2019, 14:17
autor: Despotyczny Ferwor
Mułek siedział przy brzegu jeziora, zastanawiając się nad jedną bardzo ważną rzeczą. Co można jeszcze zrobić z liści i błota. Jego prowizoryczny kamuflaż z liści, choć skuteczny posiadał sporo wad. Samczyk zastanawiał się jak to rozwinąć. Siedział tak w ciszy, rozmyślając. – A gdyby tak zrobić kopułę z liści? Co masz konkretnie na myśli. Chodzi o coś w rodzaju stelaża na którym, mogły się trzymać liście. Świetny pomysł... jesteś genialny! Zaraz tam genialny, po prostu trzeźwo myślę. – Zaczął brać się do roboty. Na początku potrzebował patyków odpowiedniej długości, więc chwycił najbliższy długi patyk. Zmierzył się nim, trochę przyciął, aby wystawał niewiele ponad jego błonę, pozostałe patyki zbierał już niezależnie od długości. kiedy nazbierał już odpowiednią ilość, zaczął je układać według długości. Nucąc sobie nieznaną piosenkę.

: 02 paź 2019, 18:55
autor: Ruda Ciocia
Los lubił przecinać ścieżki smoków jak mu się podobało. Albo po prostu lubił Burkowi rzucać pod łapy pisklaczki.. W każdym bądź razie, podczas gdy Bagienny zaczął się już zajmować stelażem pod kopułę z liści usłyszał za sobą szelest. I ziewnięcie.
Tak się składało że Burka znów wywiało na wspólne i znów mu się tam przysnęło. Spałby tak jeszcze długo, jednak nieznana woń pobudziła instynkt samozachowawczy, co sprawiło wielkie przebudzenie samca. Przeciągnął się, strzelił kilka razy karkiem i zaczął iść w stronę jeziorka. Zaspany, przez przeszklone ślepia zauważył jakąś mała sylwetkę.. Woń w sumie też była nawet znana.. Ale mózg jeszcze nie pracował na tak wysokich obrotach by posklejać ze sobą wszystkie wątki. Poza tym mała, różnobarwna plamka nie zwiastowała niczego złego. Burek minął więc Mułka, w akompaniamencie kolejnego ziewnięcia, wszedł płytko wszystkimi czterema łapami na płyciznę i zaczął przemywać pysk zimną wodą.
– Dzień Dobryy.. – zagaił, próbując jakoś się obudzić.

: 02 paź 2019, 20:00
autor: Despotyczny Ferwor
Po segregowaniu patyków, Mułek już miał się zabierać za wyginanie ich, lecz jego uwagę przykuło ziewanie, które dochodziło za jego pleców. Szybko odwrócił łeb i zobaczył czerwono złotego smoka. Po zapachu stwierdził, że nie jest z wody. Burdig jakby nigdy nic, przeszedł koło niego, aby się obmyć w jeziorze, po czym rzucił zaspane ,,Dzień dobry''. Mułek popatrzał chwilę na niego, rzucił od niechcenia – Hej... – i zaczął dokańczać swój projekt. Zaczął od wyginania najdłuższych patyków, które będą służyły jako podstawa dla reszty. Co chwilę jednak zerkał na grzywiastego, nie ufał mu.