Strona 30 z 31

Samotna Sosna

: 16 lut 2025, 22:43
autor: Wichrogłos

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Chciał odpowiedzieć, wymienić grzeczności z Ziemistym właścicielem trelu, lecz jego głos... co za ironia, że napotkał śpiewaka. Mówić tak płynnie, emocje przekazywać w różnych tonach, biegać po nich! Zawyżać głos, by się przypodobać jakiemuś pięknemu wojownikowi, zaniżać, ażeby przeciwnika zmrozić. Gościć w słowach zmieszanie, zawahanie, szczęście, a przy okazji te wszystkie uczucia opisywać składnie.
Nastała cisza. Miało się wrażenie, że fioletowołuski wąż niedosłyszy. Jego mimika niezmienna, patrzyła ślepo w rajskiego giganta, ani łuska nie poruszyła się na wąsatej kufie.
Przytaknął leniwie, mozolnie, potwierdzając domysły Łaknącego Przyjemności. Owszem, spał. Owszem, wylegiwał się tu, przykryty białym kobiercem. Ale pytania w drugą stronę nie było. Łaknącego Przyjemności zastała wyłącznie dobrze znana mu niemość.

Łaknący Przyjemności

Samotna Sosna

: 17 lut 2025, 15:47
autor: Łaknący Przyjemności
  Fiu fiu fiu, a to mi się elokweta trafi. Czy to przeszkadza? Oczywiście, że nie. Nawet w milczeniu można przyjemnie spędzić czas. No cóż... Zdarza się. Delikatnie się przesunąłem pod drzewem, dając niemy sygnał ze może się złożyć zaś sam wróciłem do tego co wcześniej mi przerwano. Nie przeszkadzały mi nieznane oczy i uszy. Może śpiochowi tak poprawię nastrój.
Jeśli Ci zimno, to choć. Nie musisz kryć się pomiędzy śniegami niczym drapieżca w miejscu go pozbawionych. – delikatnie uchyliłem swoje niebieskawo złote skrzydło, a uśmiech lekki gościł mi na mordce. Nie każdy się zgadza na taką dość osobliwą propozycję. Chociaż kto by nie chciał siedzieć w pierwszym rzędzie na występie podrzędnego autysty od siedmiu boleści?
  • ━━━━━━━━━━
    :: Wichrogłos ::

Samotna Sosna

: 18 lut 2025, 15:32
autor: Wichrogłos
Miało się wrażenie, że na kamiennym pysku Wichrogłosu rozmalowało się zawstydzenie. I nie było mu zimno, nie daj Ongvar, jemu zimno! Wychowanemu wśród upiornych grani i gór Yraio Mglistemu, zahartowanego na Arenie Barbarzyńców, która smaga wichrem i śniegiem. I chciał zaoponować, przymknąć ślepia i unieść łapę w niemej podzięce, ale w ostatniej chwili, gdy ruszył barkiem... dotarło do niego. To nie była kwestia tego, czy mu zimno, Łaknący Przyjemności musiał to wiedzieć. Sugerując się jego imieniem, Pojętny dostrzegł, że mróz był tylko pretekstem.
A temu już nie mógł odmówić. Łeb mimowolnie upadł ku ziemi, błony z klekotem położyły się po sobie i Wichrogłos krokiem leniwym, ciężkim, podszedł do Ziemistego. Krok po kroku, niczym dzika zwierzyna lustrował go swymi czterema oczyma. Dopiero będąc tuż obok jego dość wiotkiego, acz łakomstwem zbudowanego ciała, zrozumiał, że oferta była naprawdę szczera. Więc nie pytając, nie kwestionując, schylił się pod cieniem jego skrzydła i pozwolił sobie na dotyk.
Szorstkie, fioletowe łuski węża otarły się delikatnie po futrze, dzieląc swe naturalne ciepło. Przydługi ogon powoli opadł na ziemię, otaczając półkolem śpiewaka. Potężny, muskularny wąż spoczął. Położył się raz jeszcze, czujnie trzymając głowę w pionie. Skromnie przytulony do Łaknącego Przyjemności, zabulgotał i zamilkł ponownie.
Czekał na pokaz.

Łaknący Przyjemności

Samotna Sosna

: 18 lut 2025, 17:53
autor: Łaknący Przyjemności
Motyw muzyczny jak i to co śpiewa w arakubi

  Widziałem te wahania samca, czy zaakceptować moją tak butną prośbę, czy nie. Wahanie minimalnie miał wyryte na spojrzeniu, wraz z innymi odczuciami. Może nawet lekkim zawstydzeniem na me słowa? Ja zaś nie opuszczałem skrzydła, dając mu wybór. Choć minimalnie mnie zaskoczyła i wyraźnie ucieszyła niema akceptacja wężowego samca. Na spokojnie patrzyłem jak powolutku podchodzi swoim leniwym, ociężałym krokiem. Może myślał, że próbuję go zwabić... Czułem ostry wzrok na swoim ciele, lecz co jako mag mu zrobię tym pulchnym ciałem? Pacnę go puchatą kitą czy położę się na nim zmieniając w makaron o fioletowych łuskach? Spokojnie czekałem aż ten się ułoży przy mym skrzydle, rozwinie z powrotem zatapiając się w białawy puch. Cicho zaćwierkałem, w odpowiedzi na jego bulgot.
No już zacznę dla Ciebie koncert, wojowniku~ – zaćwierkałem mu cicho, czule jak do kochanka. Niepewnie kładąc łapkę wpierw pomiędzy oczami i powolutku zacząłem głaskać wzdłuż grzywy. Delikatnie, spokojnie z jakąś dozą nieznanej dotąd czułości. Potrzebowałem kilka oddechów, by móc znów dać koncert do księżyca, Tych Gwiazd i Tego Nieba, jak tych oczu co na mnie patrzą z pełną gamą uczuć. Bawiłem się głosem, pozwalając mu oddać to co czuję, co się kłębiło od dawna w moich myślach i sercu. By móc podzielić się sobą...

  • ━━━━━
    :: Wichrogłos ::

Samotna Sosna

: 03 mar 2025, 13:03
autor: Wichrogłos
Oczy mimowolnie zmrużyły się pod dotykiem, niemalże jak mechanizm wprawiony w ruch. Cztery pstrokate ślepia znikły pod powiekami, które zamknęły się jak skrzynia. Ciężki wąż spoczął.
Jego błony położyły się łagodnie z klekotem, a ciężki oddech – charczący i szorstki – milkł z każdym ćwierknięciem rajskiego smoka. Sklejony ze śniegiem w jedno, nie widział gwiazd ni nieba, nie starał się niczego ujrzeć. Utkwiony w sobie, słuchał leniwie. Wicher, tłamszony przez Samotną Sosnę, nie przeszkadzał śpiewakowi i jego nuty mogły wybrzmiewać pełną gamą swego dźwięku. Każde zawirowanie głosu, skok, mogły perfekcyjnie utrzymywać tempo – nietknięta przez świat zewnętrzny, pieśń buzowała w przysypiającym monstrum. Koncert trwał, spotęgowały w fioletowołuskim poprzez łagodny dotyk.
Nie było w nim interpretacji ani oceny. Był tylko biernym obserwatorem, czymś na miarę zwierzęcia-pupila, które niemo towarzyszyło swemu panu. Bowiem Vunnud, mniej skupiony na pieśni, skupiał się na dotyku. Nigdy przedtem nie był dotykany w ten sposób i mimowolnie otoczył swój gruby, długi ogon wokół śpiewaka. Nie chciał, żeby to się kończyło, więc począł przylegać jak największą powierzchnią swojego ciała do pierzastego artysty.

Łaknący Przyjemności

Samotna Sosna

: 10 mar 2025, 2:02
autor: Łaknący Przyjemności
  Koncert trwał w najlepsze. Oddawałem mu całe serce, duszę i pasję. Starałem się przekazać wszytko co leżało mi na sercu. Moja samotność, smutek, tęsknota i reszta tego płomienia bijącego z rozgrzanego ptasiego serca. Nawet nie zwracałem uwagi na to, jak reaguje samiec. Nawet nie wiedziałem, że bardziej wsłuchany jest w ruch mej łapy niż wibracje gardła. Mimo wszystko czułem jak otulał mnie delikatnie swoim ogonem. Pragnie każdej łuski dotyku, ciepła... Pieśń się skończyła, a wraz z nią cisza rozlała się po tej polance. Jednak nie przestałem głaskać tego wojownika. Oddałem mu tę czułość, po którą przyszedł po me skrzydło. W ciszy moja dłoń z grzywy zsunęła się na polik. Gładząc go i pieszcząc szorstką łuskę miękkim futerkiem. Po oddechu, dwóch zdecydowałem się, aby ta łapka z polika trafiła pod jego szczękę, delikatnie unosząc do góry. Powoli zbliżyłem pysk do niego, by móc go czule polizać po nosie. Nie odgrywałem wzroku od jego oczu, tak innych, a zarazem tak pięknych. Przez chwilę postałem na wyciągnięcie jego pyska i łapy. Dałem mu czas na tych oddechów kilka, by z powrotem znów wrócić do pieśni. Tym razem była weselsza, miłosna, w którą wkładałem całe serce. Chciałem by ten niemy słuchacz mógł w pełni się oddać mojej pieśni i łapce, o ile zechce by ta go głaskała dalej...

  • ━━━━━━━━
    :: Wichrogłos ::

Samotna Sosna

: 26 mar 2025, 12:50
autor: Wichrogłos
Oddech miarowo zaczynał towarzyszyć pieśni – charczący, urywany, pobudzony. Nozdrza węża furkotały, opierając się głuchym wydechom. Czuł jak gdyby całe jego jestestwo uniosło się w górę, brzuch był lekki a pierś ciężka. Równie dobrze mógł być na granicy omdlenia, leżąc w kałuży swej krwi na Arenie Viliara; równie dobrze mógł uciekać ze swojej fizycznej powłoki, duchem unosząc się w ciemne odmęty.
I skrzydło otuliło go łagodnie, i ptasia dłoń wyciągnęła się ku żuchwie: pstrokate oczy monstrum rozwarły się, ślepo przechodząc przez pysk Łaknącego Przyjemności. Mięśnie spięły się, widząc, jak łeb ptaka poczyna przylegać... ale natychmiast zmiękły, rozpłynęły się i warkot zmieszany z pomrukiem buchnął w samca. Dotyk nieodwzajemniony, choć ogon zadrgał, błony zaklekotały i znów opadły z szelestem – doceniony.
Ciszy nie było. Oddechy, raptowne oraz grząskie w płucach, rozrywały niemą przestrzeń. Tylko pieśń je zagłuszyła, a Vunnud uniósł łeb, nie mogąc oderwać wzroku.
Tym razem nie trwała długo – monstrum nie miało poczucia estetyki.
Łapa buchnęła do przodu, grube palce rzuciły się ku klatce piersiowej i capnęły pióra. Cały ciężar węża rzucił się do przodu znienacka, nie minęła chwila a druga łapa wpiła się w bark rajskiego – i wystarczył oddech, ażeby fioletowołuski górował nad ptakiem. Nie dbał, czy bolało, nie dbał, ażeby być lekkim w obyciu.
Oddech dalej charczał.
A wąż patrzył ślepo z rozdziawioną szczęką, zjadając wzrokiem każdy fragment pierzastego samca. Był to moment wyboru – wąż pochłonięty, pozostawił chwilę na ucieczkę... bądź też akceptację.

Łaknący Przyjemności

Samotna Sosna

: 01 kwie 2025, 17:42
autor: Łaknący Przyjemności
  Spokojna pieść pasji pełna rozbrzmiewała w obliczu Tego Nieba, Tych Gwiazd, jak i Tych Oczu tak wpatrzonych we mnie. Oddawałem im swoje uczucie tak gnijące mrokach mego serca. Piękne, a zamknięte w piersi, jak ludzkie dziewczę w wierzy. Nuty i takty rezonowały z mrokiem gwieździstej nocy, by urwać się w półnuty człapnięty wężową łapą. Brutalnie wciśnięty w realia wiosennego sabatu. Strach towarzyszył mi, przez uderzeń chwile. By ustąpić zawstydzeniu, w pasji obliczu drugich oczu, drugiego serca.
  Serce biło szybciej niż na polowaniu, szybciej niż w ucieczce. Pochłonięte przez własne zachłaństwo, własne hybris. Zaćwierkałem cicho, a radośnie. Wdzięczny za wybór, który został już dawno podjęty. Oblizałem się łakomie i niepewnie wyciągnąłem swą łapę. Niby ptasią, niby kocią, a futra pełną i pogładziłem górujący nade mną tors. Pochłaniając każdą łuskę tego ciała, z każdym oddechem chcąc całość poznać tej fioletowej duszy. Dostać pełni swego łaknienia. Wraz z ruchem łapy, pierzasty ogon powoli kitą drażnił udo, chcąc się wspiąć niczym wąż na nie. Chełpiąc ciepło mglistego ciała. Chcąc tej atencji z jego oczu i ciała. Cieszyłem się z tego co nastąpiło i miało jeszcze się wydarzyć.
  Ból jak i ciężar nadchodzących oddechów, słów niemych rozpalał tylko w głębi zakopane bólem przeszłości uczucia. Znów nasze spojrzenia się zjednały w kłębach pary oddechów. Tym razem zamiast zawstydzenia tylko pasja biła ze złota i błękitu czystego nieba. Nadal niepewnie wyciągnąłem do niego swój pysk, z lekksza ocierając nosem po zarys szczęki, oddechem tak ciepłym, igrając na szyi wojownika. Woń mówiła więcej niż głosów chór.

  • ━━━━━━━
    :: Wichrogłos ::

Samotna Sosna

: 03 kwie 2025, 18:48
autor: Wichrogłos
Ale dla Vunnuda zbliżenie to było mniej romantyczne – palony nagłym uczuciem, potrzebą raczej fizyczną. Zachowywał się jak wygłodniały zwierz, co dostał swój pierwszy posiłek.
Dotyk zdawał się przeszywać całe jego ciało, był tak obrzydliwie spragniony. Strużka śliny wręcz spadała cicho na rozmokłą trawę, w której oboje leżeli. I brak oporu, a wręcz zachęcenie Łaknącego Przyjemności poprzez figlarny oddech rozpoczęło niedługi, acz intensywny wieczór dla ich obojga.
Cokolwiek zrobili, narrator pozostawi w milczeniu. Skupi się bardziej na doznaniu psychicznym, które wstrząsnęło młodym Vunnudem, który bez sił opadł tuż obok pierzastego obiektu chwilowej obsesji. Czy oboje byli równie zadowoleni? Vunnud nie wiedział, nie dopytał. W całej tej przygodzie umysł miał całkowicie otępiony. Ale pierwsze słowa, które Łaknący usłyszał, brzmiały:
Było... dobrze.
I przemówił tu bez problemu, głos jego był lżejszy niż zazwyczaj, nieskalany charczeniem ani warknięciami zamiast oddechów. Vunnud czuł się... widziany. Zdobyty, w pewien sposób, i w ciągłej tęsknocie za dotykiem wtulił swój pysk w pierś Łaknącego. Czyżby to był wynik wyalienowania? Samotnej tułaczki, choć pełnej innych smoków? Wychowania bez częstej czułości, w widocznym zapomnieniu? Może to było powodem tak wczesnej ingerencji? Nie wiedział, i jeszcze żadne myśli w ten sposób nie wtargnęły do jego głowy. Ale uczucie było, wisiało nad nim jak wyrok, jakieś poczucie poznania siebie w inny, nowocześniejszy sposób.
Łapa samca zacisnęła się na brzuchu starszego rajskiego, nie pozwalając mu odejść.

Łaknący Przyjemności

Samotna Sosna

: 05 kwie 2025, 1:27
autor: Łaknący Przyjemności
  To co się wydarzyło, było naprawdę nawet lekko poza samym zrozumieniem. Brutalnym, aromantycznym, a nadal dziwnie pobudzające i przyjemnie. Tak rozpalające emocje, pasje ptasiego trelu, które tak głęboko starałem się zakopać w swoim umyśle i sercu. Oddałem się temu nadwyraz zwierzęcemu czynowi, oddając mu swoje rosnące łaknienie przyjemności... Nadal zawieszając powstałą tu niewiarę na ustach Narratorów...
  Nadal czując ciepło rozpalające ciało, tak na wskroś topiące moje ciało, gładziłem zmęczoną fioletową gadzinę. Patrząc na niego wygłodniałym wzrokiem drapieżnika pogrążonego w marzeniach. Łakomie się oblizałem słysząc normalny głos tego młodszego samca.
Cieszę się słodziaku. – wymruczałem cicho i zaskakująco dla otoczenia. Zazwyczaj to tylko pieśń ptasia opuszczała moją gardziel. Moja spragniona chwil oddechów pieściła ususzonego, bez czułości mglaka. Czułem samemu, że ta stagnacja tylko pogarsza to co już on rozpoczął kuszącą niewiarą. Choć wiedziałem, że to nastanie. Pochłonie mnie własny grzech... Głód... By móc go złapać za szczękę swoją puchatą łapą i zmusić go do spojrzenia w moje oczy. Nie były już takie jak wcześniej łagodne. Te pokazywane jedynie płonącą pasję, pragnienie zdobycia wężowej zdobyczy.
Mam nadzieje, że masz siłę by być moją zdobyczą. – oblizałem się delikatnie, nie odrywająć wzroku od jego dwóch par ślepi, a następnie zaćwierkałem radośnie by w ułaku oddechu obroża pojawiła się na karku samca. Miała być przyjemna dla niego w dotyku a zarazem wytrzymała. Zaś ja miałem za co złapać i przyciągnać go do siebie. By móc posnakować w pełni go, zdominować i pożreć. Łaknąc barw przyjemności. By wiedział jak to jest coś więcej niż posty zew wiosny. Posmakował czułości i oskrył część siebie, w pełni pozostawiając za świadków Te Gwiazdy, To Niebo i dwóch narratortów w niewierze i domysłach słodyczy chwil...

  • ━━━━━━━━
    :: Wichrogłos ::

Samotna Sosna

: 06 kwie 2025, 2:04
autor: Wichrogłos
Łuk brwiowy uniósł się w szoku a cztery pstrokate ślepia zamieniły się w okrągłe monety.
Szarpnięcie.
Rkkh! – Łapa natychmiastowo uniosła się z sykiem samca, rozcapierzyła w pośpiechu... ale kontratak nie nastąpił. Był to impuls wojownika, który większość swojego czasu spędzał z drapieżnikami w lasach i na Arenie Viliara.
Uniósł łeb z miękkiego brzucha, kładąc łapsko na ziemię. Patrzył w osłupieniu, bardzo onieśmielony. Zdawało się, że dopiero teraz krew mu wróciła do umysłu i zaczął rozumieć, co się stało. A bardziej co się dzieje: czymkolwiek były emocje rajskiego, nie miały odwzajemnienia w spiętym fioletowołuskim.
Dotarła do niego powaga sytuacji, jaka przed nim się rozwikłała. Dobór słów, może i figlarny i na swój sposób erotyczny, odbił się niesmakiem w umyśle Vunnuda. Zerknął w rozpalone ślepia Łaknącego, powoli gubiąc się w tym, co ma zrobić. Stał rozdarty na rozdrożu: od razu uciąć to i uciec, albo zobaczyć, co się z tego rozwinie dalej. Z tej diabelskiej, naturalnej dla niego ciekawości.
Zniechęcony, uległ. Został na jeszcze chwilę, nie ruszył się, ino jego wzrok z lekka zelżał. Nie przebijał się ostro, znów stracił poblask i wrócił do swej kamiennej estymy.

Łaknący Przyjemności

Samotna Sosna

: 06 kwie 2025, 2:37
autor: Łaknący Przyjemności
  Nie takiej reakcji się spodziewałem po tym młodzieńcu, który oddechy temu sięgnął granic i miejsc... Spustoszył i rozpalił to co uśpione być powinno. Mimo wszystko wpatrywałem się na niego nadal gorący jak cieplejsze dni lata. Gdybym mógł więcej... Widziałem te oszołomienie. Powrót umysłu na swoje miejsce.
A to dziwne... – zaćwierkałem czule, oddając swoje emocje delikatnym pieszczeniem łapą jego lica – Wiosna przyszła. Zawładnęła zwierzęcym tobą i poszła... A to niedobra wiosna... – łapa przesunęła się z lica na podbródek by ostatecznie lekko, a zaczepnie przejechać opuszkiem po jego nosie. Starałem się utrzymać spokój, ale słabość do rozkoszy była naprawdę olbrzymia. Było to widać i czuć, jak wiosna na mnie wpłynęła – Czasem gdy dzielisz, żar ten zostaje i jak za to brać odpowiedzialność, słodki aż potężny wojowniku? – kokieteryjny trel tylko rozchodził się pod samotną sosną. Równie samotną w życiu jak właściciel owego figlarnego głosu.
  Niestety widziałem jak ten, co przed chwilą mógł siłą mnie wziąć teraz ulega i zastyga, chowając swoje uczucia. Posmutniałem wyraźnie, żar osłabł, ale nie głód i łaknienie przyjemności... Ten nadal bił przez smutne spojrzenie.
Siłą niczego nie biorę. To ma być przyjemność dla każdego... Chociaż cieszę się, że mogłem Ci kawałek mego grzechu przekazać.. – smutek i troska biły z mej wypowiedzi, jak i pół szept. Polizałem go czule po nosie, a obroża znikła w słodkiej woni. Opadłem na ziemie zmierzwioną zamierzchłą chwilą. Pozwoliłem sobie jedynie przytulić mglistego swymi skrzydłami. Nie jestem Nim, by ranić inne smoki...

  • ━━━━━━━━
    :: Wichrogłos ::

Samotna Sosna

: 06 kwie 2025, 22:17
autor: Wichrogłos
Było to dziwne uczucie – wspiąć się na wyżyny i kilka oddechów po tym szorować brzuchem o dno. Przynajmniej dowiedział się, nakarmił ciekawość.
Vunnud nie opierał się dotykowi. Pozwalał by łapa rajskiego jeździła po jego łuskach, a głos przemawiał nieprzerwanie i choć do lekkich należał, ciężko smagał po obudzonej moralności. Widział, miał to jak na dłoni: czułość samca nie przeniknęła wraz z odmową. Była większa niż się spodziewał, nie było żadnego gniewu ani buntu, wyłącznie smutna akceptacja czynu dokonanego, do którego najprawdopodobniej się nie wróci. W półszeptach rajskiego był ból swego rodzaju, tak bardzo niezrozumiały Vunnudowi – tym bardziej, młody poczuł się żałośnie z tym, że miał w sobie potrzebę zrujnować coś, co ich zbliżyło. Zahaczał swymi myślami o poczucie winy.
Mruknął cicho, gdy obroża zniknęła po pocałunku... odwlekał w czasie swoją zapaść pod ziemię. Tym bardziej, że niedługo po tym został po prostu przytulony. Nie oddalono go z krzykiem albo zawodem, dalej akceptowanego jego obecność; brakowało zakończenia wybuchowego, które zawsze jest spodziewane. Przecież walki kończą się wybuchowo, jeden mdleje, drugi triumfuje – jakże romantyczna wizja, według Vunnuda pełna czułości – i po wizycie u uzdrowiciela można bawić się dalej w przekazywanie władzy między wojownikiem a wojownikiem. Ale tu tego nie było, jakieś złudne wyobrażenie znów wypadło wężowi z głowy i z westchnięciem, położył się obok.
Albowiem zmierzył się z rzeczywistością: nie wszystko było takie, jakie się maluje. Nie zawsze ktoś jest nieugięty i będzie walczył do końca, nawet jeśli się tego nie oczekuje po nim. Nauczony czułości na pobojowisku, nie umiał zrozumieć braku egoizmu w rajskim samcu.
Oddychał ciężko, odwzajemniając przytulenie. Jego ogon owinął się wokół puchatego ogona i leżeli tak jeszcze chwilę, z każdym oddechem tworząc coś coraz bardziej niekomfortowego. Powinien iść, ale nie umiał. Powinien nie zaprzeczyć, ale też nie umiał.

Łaknący Przyjemności

Samotna Sosna

: 06 kwie 2025, 22:41
autor: Łaknący Przyjemności
  Wiedziałem, że moje słowa mogły ranić na swój sposób. Są przecież doskonałą bronią inteligentnych ras. Porównywalną z tą, jaką dają nam nasze smocze jestestwo. Sam również, nie rozumiałem co on czuł. Czemu się tak zachowywał. Chciałem dać mu kawałek siebie. Cząstkę mego grzesznego raju. Pozostało mi jedynie jego delikatny oddech zanurzony w futrzasto-pierzastej piersi. Gdzie delikatne i ranne od dawien dawna serce biło swój rytm samotności. Głaskałem go nadal czule, cicho śpiewając mu delikatną pieśń. Równie smutną i piękną jak ta sosna... Jak ja rzucony innym duszą na pożarcie i odrzucenie. Niczym kawałek śmiecia. Widziałem szczęście innych, a swojego nie umiałem znaleźć. Mało co mogło go zapewnić. On... To zrobił na chwilę, by niczym szwy, wyrwać odsłaniając gołe ciało na mróz. Nadal jednak byłem wdzięczny jego obecności. Moja czułość względem niego była taka jak się poznaliśmy. Ciepła jak uśmiech kochającej matki, poranek gorącym latem. Gładziłem go dając mu to, co sam mi dawał. Obecność i czułość... Gdzieś z tyłu głowy wiedziałem, jakie to samolubne... Że powinien odejść... Jakoś odczuwałem to wszystko. Niestety nie mogłem go puścić. Nie chciałem by odchodził. Czułem się winny. Mogłem do tego nie dopuszczać. Nie byłem w stanie ustrzec i odrzucić radości czy przyjemności. Brutalnej, trochę bolącej, ale nadal ciepła drugiego smoka. Ciepło które nadal mnie wypełniało. Pulsowało zewem niedawnej chwili. Mocniej otuliłem swój ogon wokół jego ogona. Chciałbym, aby tu po prostu został. Nie musi nic mówić. Wystarczy mi namiastka przyjemności. Delikatna obecność i nadal smak, jaki pozostawił. Słodki, tajemniczy i tak niewinny. Mimo śpiewu spoglądałem na niego ciepłym wzrokiem. Nie było tam zawodu, tylko wdzięczność i resztka pożądania, które tak Tarramicznie rozpalił...

  • ━━━━━━━━
    :: Wichrogłos ::

Samotna Sosna

: 07 kwie 2025, 21:21
autor: Wichrogłos
Dlatego też został trochę dłużej – tylko trochę. Kiedyś trzeba było się rozstać, przerwać te tornado nieustannie mieszających się uczuć. Coraz bardziej zauważał, że jedyny powód, dla którego tu zostaje to ciągła, niespełniona potrzeba bliskości, która nagle ujawniła się niczym potwór. Niezdecydowanie, czy chce więcej, czy tyle mu starczy, opuścił w milczeniu objęcia rajskiego samca.
Zobaczymy się je-szcze – powiedział, nie wiadomo czy rzucając pytanie, czy potwierdzając fakt. Mimo lekkości jego wypowiedzi, dalej brakowało mu intonacji... gdyby Łaknący znał Wichrogłos na tyle, by wiedzieć, że ten nie potrafi mówić – domyśliłby się, że to zdanie było mielone w umyśle fioletowołuskiego zbyt dużo razy.
I odwrócił się, jak gdyby nie zwracając już uwagi na leżącego Łaknącego. Nie wiedział, jak zrobić to delikatnie.

//zt?

Samotna Sosna

: 08 kwie 2025, 8:32
autor: Łaknący Przyjemności
  Gdy tylko samiec zechciał odejść, mój uścisk zelżał. Nie chciałem go trzymać na siłę. Nie o to tutaj chodziło. Patrzyłem tylko na niego z lekkim smutkiem w złotawych oczach. Wstałem wraz z nim.
Pewnie tak i to nie raz. Nadal jesteś wojownikiem, a ja magiem... – opuściłem wzrok, skupiając go na swoich łapach. Nie chciałem jego odejścia. Napawało ono tak smutkiem i ponownym powrotem do samotnej groty. Tak pustej i zimnej... Gdy tylko ten chciał odejść znów się odezwałem
Dziękuję... – wprawnym ruchem wyrwałem lotkę ze skrzydła i zahaczyłem ją o błonę fioletowego samca – Może ten wieczór się kiedyś powtórzy... – pozwoliłem sobie na ostatni dotyk samca, niczym błogosławieństwo nadchodzącego dnia i walk. Nie umiałem już nic więcej z siebie wydusić. Czas rozłąki nadszedł już. Fatu dziś na więcej nie pozwoli...

//chyba zt
  • ━━━━
    :: Wichrogłos ::

Samotna Sosna

: 03 lip 2025, 0:00
autor: Łuna Czaroitu
Fioletowofutry samiec spacerował bez większego celu, idąc po prostu przed siebie. Ot, korzystał z ładnej pogody, gdy temperatura nie była nieznośnie wysoka. Przynajmniej z początku. Późniejszą porą, gdy słońce schowało się za horyzont, już celowo skierował swe kroki na Tereny Wspólne. Tam położył się pod samotną sosną, by odpocząć. Pogrążony w myślach przymknął ślepia. Zastanawiał się nad prośbą, którą miał do niego Słoneczny Przywódca… Tylko czemu akurat poprosił, żeby Xeri przyszedł tu w środku nocy..?
Podniósł się do siadu, odetchnął, rozluźnił ciało…
– Bogowie… Thaharze, Panie Łowów… – Zaczął mówić tonem cichym i łagodnym. Skłonił łeb w geście szacunku. – Słoneczni Łowcy ostatnio muszą naprawdę ciężko pracować, by wykarmić całe stado… Chciałbym prosić o błogosławieństwo i sprzyjające warunki dla nich… By ich zmysły były ostre, a łapy zwinne i pewnie prowadziły do zwierzyny. By prowadzeni przez Ciebie, Thaharze, mogli bezpiecznie i bez przeszkód podążać za tropami i dotrzeć do celu…

// błogosławieństwo łowczych

Samotna Sosna

: 03 lip 2025, 0:00
autor: Płatki na Wietrze
Hm, dobra, więc tak… Ciirioh kazał mu tu przyjść. O północy i się pomodlić o dobrostan ziem na tutejszą porę. Dobra, byłoby to jeszcze normalne, gdyby nie ten aspekt północy i tego miejsca… Nawet nie zabrał ze sobą Roko, bo kompan wolał po prostu spać, niezaczepiany. Więc przyleciał tutaj sam i chwilę chodził, rozglądając się po okolicy. Hm, nie był szczególnie religijny, a jak już się do kogoś modlił, to do Aterala, a on… Hm, chyba się nie nadawał do tego typu modlitwy. Przysiadł więc sobie gdzieś w okolicy i cichutko wymówił modlitwę.
– Thaharze, proszę Cię o urodzaj na naszych ziemiach – powiedział cicho, rozglądając się. Może było to ulubione miejsce Boga? Albo jego moc była tu jakoś silniejsza? No bo z jakiegoś powodu Ciirioh musiał wybrać akurat to miejsce… A noc, hm, noc noc... Bo... Lubił tę porę dnia?

// Proszę o Błogosławieństwo Terenów dla Ziemi

Samotna Sosna

: 03 lip 2025, 0:27
autor: Łuna Czaroitu
Po swojej krótkiej modlitwie Czarodziej jeszcze przez chwilę siedział w bezruchu z zamkniętymi oczyma. Zastrzygł uchem, gdy nieopodal usłyszał cichy trzepot skrzydeł, a potem głos. Znajomy głos. Odwrócił się i wychylił zza sosny, rozglądając się. On… też akurat tu przyszedł? Xeri wstał i wyczarował obok siebie parę niewielkich, lewitujących kulek, które emanowały delikatnym, lekko żółtym światłem, by polepszyć nieco widoczność. Następnie ruszył powoli w kierunku Ziemistego.
– Cześć Kai! – Uśmiechnął się ciepło. Mówił lekko ściszonym tonem, jakby nie chciał za bardzo zakłócać panującej wokół nocnej ciszy i spokoju. – Co tu robisz o tej porze?

Płatki na Wietrze

Samotna Sosna

: 18 lip 2025, 1:43
autor: Płatki na Wietrze
Kairaki jeszcze przez chwilę się rozglądał, jakby… Wypatrując jakichś efektów. Nie bardzo wiedział czego się spodziewać, zwłaszcza że nie był tym najgorliwiej wierzącym smokiem w Ziemi jak na przykład Siderus. Ale może jednak to zadziałało i został pobłogosławiony? Bo jak inaczej wyjaśnić obecność Xeriego tutaj?
– Xeri? – Zapytał wyraźnie zaskoczony, też ściszonym głosem, najwyraźniej i jemu się to udzieliło. – Y, Ciirioh poprosił mnie, żebym tu przyleciał i poprosił o Błogosławieństwo. Koniecznie tu i o tej porze – powiedział cicho i niepewnie. Odrobina światła pozwoliła mu się rozejrzeć nieco lepiej po okolicy i, eh, westchnął jak zobaczył cień jednej rzeczy, nieco dalej… – I chyba wiem nawet czemu – mruknął, spoglądając na to. Ehhhh… Oświetlił tamto miejsce, żeby ich oczom ukazał się… Przepiękny, kolorowy i wzorzysty kocyk! I jeszcze odrobina przygotowanego jedzenia czy innych przekąsek! Były w pewnej odległości od nich, ale ciepłe, świecące żółtym światłem świetliki Kairakiego rzuciły na tamto miejsce nieco więcej światła. Jakby… Jednocześnie się uśmiechnął i zrobiło mu się ciepło na serduszku, z drugiej… poczuł pewne zawstydzenie.

Xeri

Samotna Sosna

: 19 lip 2025, 0:01
autor: Łuna Czaroitu
Oj gdyby to ich obecność była tym błogosławieństwem, to chyba oboje by nie wywiązali się ze swojego zadania. W końcu mieli prosić o przychylność Thahara, nie Uessasa...
– Hm. Tego samego chciał ode mnie Rytm. – Przechylił minimalnie łeb, stając przed drugim smokiem, a następnie skierował spojrzenie w miejsce, w które patrzył Płatek. – Oh… A więc tak się sprawy mają. To ustawione? – Prychnął cicho z rozbawieniem. Podszedł jeszcze bliżej, by delikatnie potrzeć bokiem pyska szyję Kairakiego. Żeby tylko przywitać się tak… milej! Xeri zazwyczaj był bardzo neutralny lub niezręczny w swoich reakcjach… Czyli właściwie, to czasem ich nawet nie było. Może powinien to zmienić… Czy cała ta sytuacja go speszyła? Oczywiście. Czy już zdążył poczuć zbierające się na pysku ciepło? Jak najbardziej. Jednak nie chciał się na tym za bardzo skupiać.
Po tym drobnym geście uśmiechnął się do Ziemistego i ruszył w stronę kocyka. Maddarowe światełka odrobinę pojaśniały, a samiec stanął nad pozostawionymi im rzeczami, by lepiej się przyjrzeć. – No tego bym się nie spodziewał…

Kai