Główną zaletą (albo wadą) tej rozmowy był oto, iż to nie Strażnik towarzyszył tym razem wojowniczce wody. Jaah doskonale zdawał sobie sprawę, że jedno celne słowo potrafiło wstrząsnąć prorokiem, a on miał zdecydowanie zbyt duży dystans do siebie i za duże ego, aby nawet cała kaskada obraźliwych słów miała zagiąć jego neutralne podejście do rozmów z mało znanymi smokami.
–
Przyjemne jest patrzenie jak z innych smoków ucieka życie?
Zapytał nieco podejrzliwie, zaczynając sobie wyrabiać lekką opinię na temat samicy... Potworne stwierdzenia rzucała, ale czy faktycznie chciała to tak ująć? Jeśli tak to nie była zwykłym wojownikiem, który lubił się bić po nic... Ona wolała zabijać?
Potem uzdrowiciel obserwował jej ruchy i sam po prostu polał się wodą dla ochłody. Jego ciemne kolory jeszcze bardziej łapały ciepło, ale był smokiem górskim i ciepło w górach akurat zawsze było nieco mniejsze przez silniejsze wiatry, albo lodowe szczyty. Tutaj zamiast lodu miał wodę. Nie lubił uczucia płynącej wody pod łuską, ale było to poświęcenie na które był gotów.
–
A więc... z jednej strony przesuwanie granic swojej wytrzymałości, a z drugiej granie na czas ze szczęściem... Czy tylko mi to nie wyklucza się trochę wzajemnie? Nawet adept w porywie szczęścia może powalić swojego mistrza i to bez odniesienia rany, albo wręcz przy znacznie gorszych ranach... Na co w takim razie planowanie i strategia?
Może pytał poważnie? Nie wyglądał na głupiego smoka, więc pewnie doskonale wiedział po co obmyślać swoje ruchy. Niemniej jednak dochodził do wniosków, iż strategię można pominąć jeśli miało się wytrzymałość i szczęście po swojej stronie- idealnie to pasowało pod stwierdzenie, iż tylko efekt końcowy się liczył. Ponadto Jaah oczywiście zauważał te wtrącenia za każdym razem, gdyż były dobitnie potwierdzające własne słowa. Miała tezy i jakieś podstawy do takiej wiary, a to już coś.
–
Można też uznać, że życie nie ma wartości i kompletnie ignorować ataki przeciwnika przynajmniej do czasu aż utraci się przytomność. Kiedy smok czuje, że rana jest poważna to czy przypadkiem najlepszą strategią nie jest atakowanie tak zwaną kontrą? Wtedy najłatwiej zranić przeciwnika i właśnie przy nich najczęściej smok traci kończyny.
To był już chyba temat wyczerpany. Wojowniczka nigdy nie przekona uzdrowiciela do tego, że walka na rany miała sens bytu, a wytłumaczenie "tak po prostu jest" nie było dla Jaaha wystarczające. Doświadczenie można było zdobywać w walce z prawdziwym zagrożeniem- drapieżnikami. Smoki pomiędzy sobą winni ćwiczyć na klepnięcia i dotknięcia. W czym to było gorsze od prawdziwej walki? Można było ćwiczyć, obmyślać strategię... oraz zarazem zwyczajnie nie mdleć i nie nadwyrężać swojego ciała.
Temat o ziółkach pominął, po prostu kiwnął jej łbem i znów oblał się wodą ze strumienia. Ciekawszym tematem były te jej błyskotki.
–
Skoro jest ich tak mało to raczej nieczęsto na nie natrafiasz, a więc nieczęsto masz szansę wzbogacać swoje zbiory. To bardzo czasochłonne, ale przynajmniej jest jakiś początkiem...– No nie chciał zabrzmieć jakby uznawał takie zbieractwo za stratę czasu, ale... tak po prostu było w jego odczuciu. Ile tam kamieni mogła mieć? Cztery? Sześć?
Samiec westchnął, ale nie poddawał się jeszcze. Wcale nie musiał pomóc jej odnaleźć jakiegoś celu, zajęcia, które odwróci jej uwagę od ciągłego zadawania sobie i innym ran. Była poza tym z Wody, a jej stado chyba najszybciej zlinczowaliby go jako tego porywacza.
Potem samica oceniła jego muzykę, a on delikatnie przytaknął. Chwilę potem tamta pieśń przyciszyła się, a pojawiła się
nowa. Wykonywał ją zupełnie inny instrument, a sama muzyka była taka... cięższa. Tak, chodziło między innymi o to, aby pokazać jej różnicę, dzięki temu powinna mieć szersze spektrum na melodię
–
To proste. Trzeba tylko skupić się na swojej pamięci... A jeśli nie tak to zawsze możesz zrobić sobie jakieś instrumenty odpowiedniej wielkości dla ciebie i spróbować samodzielnie coś wygrać. Nawet zwykły bęben potrafi nieść całkiem ciekawą pieśń.
Potem zaczęła coś gadać na temat futra, bo się mokre mogło zrobić i pióra... Puścił to mimo dobrego słuchu.
–
Wymówki... Mogłabyś potraktować to jako dobry trening bez możliwości skrótów. Ciężkie futro i ciężkie skrzydła dają Ci trening dla łap, a sam powrót do domu na piechotę do całkiem dobry trening.
Samiec machnął łapą jakby zbywał kompletnie ten temat.
–
A więc możesz się relaksować... byleby nie w wodzie. Ale z kolei jest za gorąco teraz na przyjemności, hm?
Potem cała akcja z miską. Samica dobrze nawet nie przestała mówić, a uzdrowiciel opróżnił miskę, w którą wcześniej dmuchnął lodowym podmuchem, aby ją nieco bardziej schłodzić. Potem zawiesił na chwilę wzrok na niej i opuścił miskę. Wydawał się być nieco przygnębiony? Może poczytał to jako nieufność? Miała prawo tak go postrzegać, a poza tym nie odpowiadał na jej słowa.
Dopiero opinia na temat chmielu wywołała u niego jakąś reakcję. Dość chłodną, ale tak akurat to samiec przeważnie brzmiał, więc chyba... normalna dla niego.
–
Większość smoków wypije co im dasz, niezależnie czy będzie w tym pływać chmiel czy nie, bo po prostu się nie znają. Reszta winna znać podstawy na tyle, aby nie otruć swoich pobratymców.
Samiec nic nie powiedział i patrzył jak się obraca. Przez myśl mu przeleciało, że samica była podobnie umięśniona jak Ostoja, jednak na jej krótszej sierści mięśnie bardziej się odznaczały. Poza tym była po prostu sporych rozmiarów. Dobrze, Jaah jako górski smok też mały nie był, jednak mięśnie powodowały, iż wydawał się zdecydowanie mniejszy. Za to jej zad zwieńczony jasnym, ruchliwym ogonem...
Nie! Teraz nie był czas na takie myśli. Samiec bez słowa sprzeciwu podniósł się, sięgnął do źródła wody obok siebie... i chlasnął wodą po długości, aby na jej grzbiecie znalazła się woda. Celowo nie użył maddary, aby nie poczytała tego za atak, a poza tym jego ruchy raczej nie powinny być tak oczywiste dla kogoś, kto odwrócił się zadem do rozmówcy.
–
Woda lepiej chłodzi.
Zagaił zaraz po tym jak miska opustoszała przy jego zamachu łapą jak i 'zamachu' na jej suche futro.