Strona 32 z 39
: 19 lip 2021, 12:42
autor: Karmazynowy Świt
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Diun z zadowoleniem stwierdził, że smoczyca była dosyć bystra, bo zadała mu trafne pytanie. Odpowiedź była oczywista. Interesowało go to co smoczyca miała między łapami. Samiec uniósł łapę i wskazał palcem na ptaszka między jej nogami.
~ Łatwa zdobycz ~ posumował magicznym głosem. Rozszerzył nozdrza wzdychając. "Łatwa" okazała się "nie do zdobycia", bo nie przywykł do kradzieży, a upolowanie kogoś kompana byłaby zwykłym złodziejstwem.
Opuścił łapę na ziemię i odchylił głowę do tyłu, kiedy samica nadęła policzki i zaczęła dziwnie się zachowywać. Co to było? Kaszel? Napad chrypki, czy duszności? Szybko zamrugał zdezorientowany. Na całe szczęście samiczka przestała się zanosić śmiechem i obyło się bez paniki, bowiem Diun w pierwszej chwili myślał, że dostała jakiegoś ataku duszności. Ale teraz właściwie to on chyba wyglądał jakby się miał zaraz udusić z zażenowania.
~ Dałaś im potomstwo? ~ zapytał. To jedyne wytłumaczenie, które mu przyszło do głowy. Pestka nie pachniała żadnym samcem, więc musiała nie mieć stałych partnerów, a to tłumaczyło te "znajomości". Wszystko układało się w logiczną całość.
: 19 lip 2021, 12:50
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Zdobycz? Zamrugała i spojrzała na swoje łapy, szybko przypominając sobie o przerażonym kompanie który się tam chował.
– To mój kompan – poprawiła go, nie lubiąc kiedy ten zwracał się o Thaharze per 'zdobycz'. Nie była jedną z tych którzy się wygrażali od razu, więc nic więcej nie dodała. Powinno to wystarczyć by plagijczyk odpuścił.
Kolejne pytanie sprawiło, że omal się nie udusiła własną śliną. Zakrztusiła się i zaczęła uderzać łapą w nasadę szyi, chcąc odzyskać oddech. Wytrzeszczyła ślepia patrząc na białołuskiego tak jakby wyrosła mu między łopatkami kolejna szyja zwieńczona drugą głową.
– S-słucham?! – niemalże to wypiszczała jak deptany za gardło kociak. – C-co? N-nie! Nie mam żadnego po-otomstwa, ja uh, co? – kasłała, próbując dojść do siebie i dojść do jakiegokolwiek logicznego wniosku dlaczego samiec tak w ogóle pomyślał. Co z nim było, na Uessasa, nie tak?! Nigdy nawet nie robiła...tego. Ba! Nikt jej nawet nie pocałował! Spaliła buraka pod łuskami. Dlaczego tak o niej pomyślał? Czy wyglądała na taką? Skuliła się jeszcze bardziej, a gdyby tylko mogła to schowałaby szyję i ogon do tułowia, jak żółw pod skorupę, i udawała że jej tu w ogóle nie ma.
: 19 lip 2021, 13:28
autor: Karmazynowy Świt
Przyjął do wiadomości tą informację już za pierwszym razem. Nie chciał prowokować wojny międzystadnej o jakiegoś kurczaka. To by było... po prostu złe. Tak jak uduszenie jej tylko rozmową na poważne, dorosłe tematy. Kiedy zaczynała kaszleć i krztusić się nie wiedział, czy wzywać pomocy, czy jakoś samemu zareagować. Z tym drugim byłby mały problem, gdyż samice traktował jak delikatne kryształy, które pod byle dotykiem mogły się skruszyć i jeszcze go pokaleczyć. Sasanka nie była wyjątkiem. Zupełnie nie rozumiał tej reakcji, tym bardziej, że samica wyglądała na zdrową i na jego nos – prawie płodną. Więc co stało na przeszkodzie? Może się bała?
Diun starał się pośpiesznie wymyślić sposób żeby się zrelaksowała i przypadkiem nie uciekła. I co wpadło mu do głowy? Komplementy rzecz jasna. Samice uwielbiały zaloty samców, ale jeszcze bardziej komplementy, więc do dzieła. Trochę się wyprostował, przywracając szyję do normalnej pozycji. Pora się jeszcze bardziej zbłaźnić.
~ Nie jesteś łatwa. To dobry... Znak ~ wypalił chwalebnie. Szanował wyzwania i cieszył go fakt, że samiczka pomimo zewnętrznego uroku, nie zrobiła ze swego ciała gościnnych występów dla napalonych "znajomych". ~ Ma łuski bardzo ładne. Smukła i młoda. Powinna mieć jeden partner, silny i mądry. Ewentualnie dwa. I dawać dużo jaj. Póki młoda i płodna ~ i rad nie było końca.
: 19 lip 2021, 13:49
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Chciała umrzeć. Wykopać sobie dół pod łapami, zasypać piaskiem i już nigdy nie wychodzić na powierzchnię. Oczy miała wielkości kamieni szlachetnych, niewiele brakowało by wyskoczyły hałaśliwie z jej oczodołów. Czy...on...nie. Dlaczego? Kompletnie zgłupiała kiedy wysłuchiwała jego monologu i nie mogła się zdecydować co czuje: zażenowanie, zawstydzenie czy zaintrygowanie. Pewnie wszystko po trochu. Wady wymowy albo nie zauważyła w tej chwili, albo nie przeszkadzała jej (pewnie to drugie, w końcu Pasja też nie mówiła płynnie).
J-jak to ewentualnie dwa?! Znowu się zapowietrzyła i zakasłała. W jej stadzie widywała tylko związki monogamiczne, nie słyszała nawet o innej możliwości. I szczerze? Nie potrafiłaby siebie widzieć w czymś takim. Jednak pewność z jaką Zgubiony wypowiadał te słowa wprawiła ją w niemałe zawirowanie. Zupełnie jakby dla niego było to czymś na porządku dziennym.
– N-nie żyję tylko po to by znosić jaja, ty...ty...bucu! – oburzyła się w końcu, bo jak na razie sprowadzał jej życie tylko do tej roli. Do której zresztą się zupełnie nie nadawała. Próbowała zebrać w sobie resztki dumy i odwagi by jakoś się postawić nieznajomemu. – I jak musisz wiedzieć, to jeden smok zabiega o moje względy, ale nie udzieliłam mu jeszcze jednoznacznej odpowiedzi. – Powiedziała, wywijając dolną wargę w urażonym geście. Oczywiście kłamała jak z nut, bo to ona się bardziej przylepiła Dziedzictwa, ale on nie musiał o tym wiedzieć. I tak nie miał jak tego zweryfikować, racja?
: 19 lip 2021, 14:03
autor: Karmazynowy Świt
Dla niego prokreacja była nie mniejszą tajemnicą niż dla niej, jednakże nie krył się ze swoimi przypuszczeniami. Szczególnie, że to ona właściwie zaczęła dyskusję o "znajomych". Samiec aż się poczuł trochę zapędzony w ślepy zaułek, a potem bezwzględnie wykorzystany. Za kogo ona go miała? Buca? Aż zagryzł dolną wargę i popatrzył na ciskającą piorunami smoczycę.
~ Jak zabiega, to gratulacja ~ odparł ni to z radości, ni to ze smutku, mając nadzieję, że temat prokreacji ustanie w końcu. Uh. Te samice naprawdę mają fioła na punkcie kopulacji.
Samiec przyjrzał się jej z uwagą i chcąc ugasić swoją ciekawość.
~ Czy to znajomy? Jak ja? ~ zamilkł. Źle dobrał magiczne słowa. ~ Z Plagi? ~ sprostował zanim znowu się zacznie na nim wyżywać.
: 19 lip 2021, 14:13
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Miała ochotę go przedrzeźniać, ale szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Gdyby nie miał wady wymowy to może i to by było nawet zabawne, jednak w tym przypadku było jej to w niesmak. Padły jednak kolejne słowa, a Sasanka mentalnie strzeliła plagijczyka w pysk. Co to, zabawa w dziesięć pytań?! Nie lubiła jak ktoś nawiedzał jej personalną przestrzeń, zarówno fizyczną jak i mentalną, więc nakukuryczyła się.
– ... nie jest tylko znajomym. – Podkreśliła po chwili wyraźnego zawahania. Nie był jej partnerem, przynajmniej jeszcze. Chciał wpierw porozmawiać z tą całą Frar, a dopiero co się z nim widziała niecałą godzinę temu. I tyle z jej marzenia by chociaż przez chwilę nie myśleć o Raganie który pobudzał motyle w jej brzuchu do bolesnego tańca. – Ale tak, akurat pochodzi z Twojego stada. – Potwierdziła, nieświadomie kopiąc sobie ten upragniony dołek.
Z-zaraz, chwila moment!!
– Ty nie jesteś moim znajomym. Nie znam cię! – zaprzeczyła, kiedy dotarło do niej co on właściwie zasugerował. Czy w ten sposób próbował się jej dobrać do tego co skrywały jej uda? Nie, niemożliwe, na pewno nie byłby na tyle bezczelny by posługiwać się swoim 'żartem' sprzed chwili jako niemą sugestią.
: 19 lip 2021, 14:45
autor: Karmazynowy Świt
Kamienna mina białego smoka mogła co prawda zmylić nabzdyczoną samicę, ale ta niczym nie sprowokowana frustracja była dla niego czymś niepojętym. Tym bardziej, że przecież dał jej wyraźnie do zrozumienia, że w jakimś tam sensie aprobuje ten związek.
Lecz, kiedy podsumowała ich "znajomość", to lekko się wzdrygnął. W ciągu uderzenia serca zdążył się już pomodlić do nie-jego-bogów, o to żeby nie zaproponowała mu znajomości.
~ I niech tak zostanie ~ zadziwiająco płynnie zabrzmiało to zdanie jak na maddarowego jąkałę. ~ Ja nie z "tych"... ~ starał się wytłumaczyć to jak najdelikatniej jak umiał. I żeby jakoś zmienić temat, skupił się na małej, efektownej sztuczce. W mgnieniu oka z trawy wokół nich, poderwało się kilkadziesiąt świetlików, które swoimi żółto-zielonymi kuperkami odpędziły mroki nocy. Małe światełka podobne do iskier oświetliły dwie smocze sylwetki i Diun wreszcie mógł lepiej przyjrzeć się Sasance.
~ Ja czaruję. Jestem Diun ~ dodał podtrzymując czar budzący świetliki ze snu.
: 20 lip 2021, 8:08
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Nie mogła się nadziwić białołuskiemu. Co było złego w posiadaniu znajomych? I miała tu na myśli normalne, zdrowe relacje, a nie takie popieprzone jakie on sobie wymyślił na poczekaniu! Skrzywiła się i pokręciła głową.
– Byłbyś bardzo szczęśliwy mając za znajomą kogoś takiego jak ja – nie wiedziała skąd w niej tyle pewności siebie, której nie miała za grosz przez całe dotychczasowe życie. Czyżby Ragan ją tym zaraził? Aż dziwnie to brzmiało wypowiedziane jej głosem. – Oczywiście, mam na myśli normalną...niefizyczną relację. – Dodała z cichym chrząknięciem, bo w jego głowie jej zapewnienie mogło brzmieć co najmniej dwuznacznie. Dziwny typ.
Maddara zawibrowała w powietrzu co spowodowało, że czarodziejka mimowolnie się spięła. Czy postanowił ją nagle zaatakować? Na szczęście nie to było celem Diuna – jak się okazało tak brzmiało jego imię – a zaledwie zwykła demonstracja. Przechyliła głowę. W końcu coś co mają wspólnego, mmhm?
– Och, to świetnie się składa – uniosła lewą łapę i w szybkim, ale zgrabnym sposobie machnęła nadgarstkiem w powietrzu. Jej maddara zadziałała nieco szybciej, być może lepiej opanowała magię tworzenia. Zamiast świetlików pojawił się w powietrzu świetlisty feniks. Zachowała proporcję faktycznego żar ptaka z drobną różnicą: cały był z płomieni, był po prostu żywym ogniem. Twór zawisł w powietrzu i machał skrzydłami, rozświetlając okolicę. Pestka nadała ogniu jego połysk i gorąc, ale pozbawiła go palących właściwości. Toteż pomimo bycia otoczonym przez liczną roślinność, feniks samicy nie podpalił żadnych liści i drzew. Przenikał przez nie. Pomachała łapą zmuszając ptaka do lotu, żeby ten przeleciał nad głową Diuna i musnął swoim ciepłym ogonem czoło plagijczyka, bez oparzania go. Taka sztuczka!
– Bo ja też – znów się uśmiechnęła, tym razem niewinnie i szczerze.
: 20 lip 2021, 10:16
autor: Karmazynowy Świt
Bardzo szczęśliwy – nabrało nowego znaczenia, gdy wreszcie wyjaśniła mu podłoże swoich znajomości. Byłby szczęśliwy? Z Pestką Wiśni? Jako znajomy? Brzmiało bardzo kusząco dla niego. Diun popatrzył na nią z ciekawością, bo pierwszy raz spotkał się z takim stwierdzeniem wypowiedzianym przez – zdawałoby się – skromną smoczycę. Zamrugał powoli i popatrzył na nią starając się pogrzebać koszmarne wizje z przeszłości, które blokowały go emocjonalnie. Przez to wszystko co przeżył bał się angażować w przyjaźnie. Miał o sobie najgorsze zdanie i nie mógł jej tego zrobić i się z nią bratać. Nie potrafił odpędzić wrażenia, że oni wszyscy zginą. Że odrąbią Sasance łeb, zdejmą skórę i wypatroszą jak świnię. Wzdrygnął się lekko i zmienił pozycję, żeby zakamuflować drżenie łap. Położył się na brzuchu i skierował głowę ku nocnemu niebu, gdzie ognisty ptak poszybował zwiewnie niczym duch. Uspokoił go ten widok. Znowu zapomniał o świecie bożym i skupił wzrok na pięknym ptaku. Biały czarodziej przymrużył oczy, gdy poczuł ciepło na głowie muśnięty ognistym piórem.
Oderwanie wzroku od jednego, do drugiego ideału nie było proste, ale wreszcie popatrzył na Sasankę i kiwnął głową.
~ Bardzo ładne ~ przyznał. Słabo mu szło przekazanie emocji w maddarowym głosie, ale był tym spektaklem naprawdę zachwycony. ~ Ty też czarodziej. Tylko lepszy. Ja umiem robię proste twory. Raczej do walki ~ zaznaczył z niekłamanym uznaniem jej wyższości.
: 20 lip 2021, 15:42
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Feniks wylądował na jej lewym rogu i zaczął sobie czyścić pióra. Zabawne, że jak już coś stworzyła to wcale nie wymagało od niej to aż tle energii by ten twór podtrzymać. Jeszcze nie tak dawno temu obawiałaby się zranienia samej siebie w ten sposób, ale na szczęście wyleczyła się z tej dziwnej przypadłości.
– Też walczę – przyznała, choć z mniejszym entuzjazmem. Nie miała się czym pochwalić, nie licząc zgonu paru drapieżników czy kanibalki dzieciobójczyni. Wolała jednak o tym nie rozmyślać. – Mogę cię tego nauczyć, jeżeli chcesz. Magia tworzenia wymaga sporo pracy i koncentracji, ale czasem jest przydatna nawet w sytuacjach zagrażających życiu. Niekiedy dobra iluzja wystarczy by zmylić przeciwnika. Nie raz mnie to uratowało. – Zaproponowała mu z dziwną pogodą ducha w głosie. Do tej pory nie uczyła maddary nikogo, nawet z Wody. Byli w jej stadzie o wiele bardziej doświadczeni czarodzieje, ale z drugiej strony...nikt nie zabraniał jej uczyć pozostałych stad. Nawet Plagi.
: 21 lip 2021, 20:42
autor: Karmazynowy Świt
Też walczy? Dla niego nie było to zaskoczeniem. Wręcz liczył na to. Każdy smok niezależnie od płci i wieku powinien umieć walczyć maddarą. A w szczególności takie smoczyce jak Pestka Wiśni, bo one były narażone na... niecne plany samców.
Diun popatrzył na magicznego ptaka oświetlającego okolicę oraz niezwykłe nakrycie karku samiczki. Przechylił łeb lekko w prawo nie mogąc oderwać wzroku od szczegółowego tworu, który na dodatek został obdarzony iluzją wolnej woli. Sprytne. Tak samo jak zastosowanie takich iluzji o którym opowiedziała mu Sasanka.
Zielone oczy czarodzieja zatrzymały się na połyskujących od ognistej poświaty oczach czarodziejki. Urzekła go jej szlachetność. Diun głęboko kiwnął głową w geście zgody i podziękowania.
~ Z chęcią. Nawet teraz ~ propozycja płynąca z maddarowego głosu mogła ją zaskoczyć, ale Świt pomyślał, że nie ma na co czekać.
: 22 lip 2021, 13:03
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Miała coś dodać, jednak propozycja-odpowiedź samca wprawiły ją w delikatne osłupienie. W połowie niewypowiedzianego słowa jej wargi uformowały się w zdziwione 'o'. Uh. Znaczy, nie żeby jej to przeszkadzało bo o tej porze była jak najbardziej w stanie uczyć i ogółem funkcjonować, tak rozmowa z Dziedzictwem która trwała całe popołudnie nieco ją zmęczyła.
Nie była jednak zbyt silna. Starczyło jedno proszące spojrzenie aby się ugięła. Ugh, nie znosiła swojego braku asertywności.
– No...no dobrze. – Zgodziła się i usiadła wygodnie, przeganiając Thahara aby nie przeszkadzał. Z jednej strony mogła go wykorzystać do nauki, ale z drugiej wolała go nie stresować. I bez tego był tchórzliwy. Przyjrzała się swojemu 'uczniowi'. Rety, to takie dziwne. Czy on nie był aby od niej starszy?
– Hmmmhmm – zamyśliła się w głos i zerknęła w górę. Chociaż nie mogła widzieć z tej perspektywy swojego tworu w postaci feniksa, tak wiedziała o jego obecności. Nagle wpadła na pewien pomysł. – Co innego umieć coś stworzyć, a co innego podtrzymać twór i nanieść na niego zmiany bez rozmycia go całkowicie. Jesteś, zdaje się, nieco starszy ode mnie więc na pewno widziałeś niejedno przejście pór roku, prawda? – uśmiechnęła się szerzej, cieplej.
Zaraz zaprezentowała co miała na myśli. Feniks zleciał z jej rogu i zawisł w powietrzu między ich dwójką, a dzieliła ich nie taka mała odległość. Rozpostarł skrzydła. Pestka powoli przelewała maddarę w żywy płomień, krok po kroku zmieniając jego kształt. Skrzydła zwinęły się do tułowia, będąc nagle krótszymi i złożonymi. Nogi, wcześniej króciutkie, wydłużyły się, zaś dziób zmienił całkowicie kształt. Tym razem przed nimi stał ognisty kształt młodego kazuara. Nadal zbudowany z nieparzących płomieni, ale nie był już feniksem. Pomimo braku elementu który mógłby spalić okolicę lub ich ciała, kazuar lśnił niezwykle jasnym światłem. Było tu prawie jak za dnia. Sapnęła bezgłośnie. Dawno nie bawiła się tak maddarą.
– Jeżeli chodzi o ciebie, spróbuj stworzyć drzewo. Nie musi być duże, ale postaraj się zachować naturalne proporcje. Najlepiej by było liściaste. Skup się na tym jak wyglądałoby teraz. Zielone, duże i zdrowe liście, solidna kora, nieuszkodzone gałęzie. – Podpowiedziała mu, czekając aż ten rozpocznie. Miała nadzieję, że jej pomysł przypadnie mu do gustu, ale samiec będzie musiał poczekać jeszcze chwilę nim Pestka zdradzi mu swój plan.
: 24 lip 2021, 1:09
autor: Karmazynowy Świt
W sumie nie wiedział, że miał aż tyle charyzmy, że potrafił wyprosić o trening praktycznie dwoma krótkimi zdaniami. Głowę zaprzątały mu za to inne problemy, a wśród nich jedna, najważniejsza kwestia, o której wspomni na końcu. Wspomni i nie da jej odejść dopóki tego nie rozwiążą.
A teraz, póki co, skupił się na słowach samiczki. Był dobrym słuchaczem – o ile ktoś cenił ciszę i brak prostackich pytań. Rozsądek kazał Diunowi słuchać i rozmyślać nad tym co chciała mu przekazać Sasanka, chociaż miał nieodparte wrażenie, że smoczyca była skrępowana. Czy zrobił coś źle? Faktem było, że pora jasnego nieba była najlepszą scenerią do takich nauk, ale mieli tu dość magicznej mocy, żeby rozświetlić pół Wspólnych terenów. O ile nie wejdą im na głowę sfrustrowani mieszkańcy lasów i równin.
Uspokojony, że Sasanka nie ziewała, ani nie szukała wymówek do zakończenia nauki zanim tak naprawdę się zaczęła, słuchał z wielką uwagą jej słów i patrzył na metamorfozę feniksa w kazuara. Zauważył płynność reakcji tworu na zmianę wyczuwalną w tętniącej od Sasanki maddary. Jako czarodziej kojarzył te znaki i nawet rozumiał jej mechanizm, ale obserwacja, a praktyka to dwie różne sprawy. Zauważył też parę wiązek, które pozostały niezmienione. Odpowiadały one za światło i ciepło. Ciepło, które wyczuwał na policzkach i czubku nosa.
Białe łuski na jego pysku zamigotały jak pokryte diamentami, kiedy smok kiwnął głową i przeszedł do swojego pierwszego czaru.
Utworzył nicie, które miały wniknąć w glebę i zakorzenić się jak to czynią rośliny. Owa wiązka była z początku niewidzialna, ale z czasem nabrała kształtów niedużego dębu o nasyconych zielenią, szerokich liściach. Drzewo miało wysokość dorosłego smoka, było gęsto pokryte liśćmi i miało pień o grubości smoczego ramienia. Ów drzewko wyglądało jednak wciąż na sztuczne. Było nieruchome. Nie reagowało na żaden powiew wiatru.
: 25 lip 2021, 12:36
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Dzięki oświetleniu okolicy nadanemu przez ognistego kazuara Sasanka mogła dokładnie obserwować co następuje dzięki tkaniu maddary przez Diuna. Zaczął powoli. Skupił się na kształcie, wielkości (choć skurczonej, ale nie miało to aż takiego znaczenia) i pierwszym wrażeniu. Pestka zanuciła cicho pod nosem z uznaniem.
– Dobry początek – mówiła cicho, żeby go nie rozkojarzyć. – Pamiętaj, że przy bardziej skomplikowanych tworach chcesz oszukać wszystkie zmysły. Teraz oszukałeś częściowo moje oczy, ale co by było gdybym próbowała powąchać tę roślinę? Albo ją dotknąć? Lub przyjrzała się dokładniej? – chciała go nakierować na odpowiedni tok myślenia. – Liście powinny powiewać na wietrze. Kora mogłaby nieco trzeszczeć przy silniejszym podmuchu wiatru. Nie powinna też być idealnie nieskalana, możesz zostawić ułudę bycia przeżartą przez owady w niektórych miejscach, albo sączącej się gdzieś żywicy która zdążyła już zaschnąć. – Mówiła cicho i spokojnie, czekając na jego dalsze czary.
: 28 lip 2021, 0:09
autor: Karmazynowy Świt
No i co? Smok całe życie się uczył. A Pestce trafił się pojętny uczeń, który nie bawił się w niepotrzebne dyskusje, tylko jak niewolnik wykonywał natychmiast wszelkie polecenia. W tym wypadku Diun był trochę "zesztywniały" magicznie. I to dało się zauważyć od razu dzięki przykładowi iluzji którą stworzył. Jego twór rzeczywiście był odtworzeniem drzewka, ale był idealny. Zbyt idealny – jak zauważyła Sasanka. I dlatego samiec po tych jej uwagach popatrzył na samiczkę, trochę skonfundowany. Z tego co zrozumiał, miał robić popsute drzewo? Gnące się od podmuchu? Nie przeszło mu przez myśl, czemu chciała ułomne drzewo. On też był ułomny i nie akceptował siebie, bo wiedział jak wygląda. Lecz świat nie był idealny i rozumowanie Sasanki nadążało za tym trendem. Na to mógł się zgodzić. Ewentualnie. Ale i tak wolał patrzeć i tworzyć ideały.
Skupił się trochę mocniej. Teraz będzie musiał jeszcze bardziej wysilić swoją wyobraźnię i do tego podtrzymać już istniejący twór. To wiązało się z podmianą pewnych aspektów. Wpierw zadbał o zapach... Przypomniał sobie woń kory dębu, oraz jego liści, więc utworzył iluzję tego zapachu wokół drzewka. I nastał czas na ruchy... Drzewko musiało być do tego materialne, więc nadał wszystkie właściwości fizyczne liściom, oraz gałązkom, tak aby przy podmuchu prawdziwego wietrzyku jego twór delikatnie się kołysał, a listki zatańczyły od oporu wiatru. Potem przyszła pora na najgorszą sprawę... podarowanie drzewku małych bliznek na korze. Wpłynął na odpowiedni strumień i zabawił się tutaj w utworzenie kilku drobnych wybrzuszeń na korze i skupił się na urealnieniu dwóch krótkich szram, które powinny wyglądać na stare i oblepione zaschniętą, zczerniałą korą.
Wzmógł przepływ energii do maddary i od razu wyczuł większe obciążenie skomplikowanymi modyfikacjami.
: 04 sie 2021, 15:23
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Zauważyła jego zdziwienie i cicho się zaśmiała.
– To naturalne, że drzewa podlegają prawom przyrody. Korniki podjadają ich korę, piorun może w nie uderzyć i je całkowicie lub częściowo zniszczyć, zaś ich liście wyglądają inaczej zależnie od pory roku – wytłumaczyła. – Im naturalniej coś wygląda, tym lepszą jest iluzją. Perfekcja nie istnieje w naturze. Wszystko ma swoje mocne i słabe strony. I chociaż maddarą możesz doprowadzić coś do perfekcji, nie będzie to idealną, wiarygodną iluzją...właśnie ze względu na perfekcję. Zabawne, prawda? – przechyliła głową i zamknęła oczy kiedy posyłała mu drobny, ale tym razem całkiem szczery uśmiech.
Zaciągnęła się zapachem jaki nagle powstał wokół tworu, zupełnie jakby drzewo faktycznie go wydzielało. Porywisty, zimny wiatr czasem uderzał w boki Sasanki, a ona wtedy obserwowała co się dzieje z drzewem Karmazynowego Świtu. Wyglądało obiecująco.
– Świetnie – pochwaliła go i pokiwała głową. – Dalsza część ćwiczenia polega na gwałtownych zmianach w tworze, w iluzji, bez konieczności całkowitego wycofania jej. Wyobraź sobie, że pora złotych liści przyszła odrobinę szybciej. Co się wtedy dzieje z roślinami? Liście zaczynają żółknąć, opadać na ziemię. Spróbuj to zastosować w swoim drzewku. Niech to jednak będzie stopniowa zmiana, zupełnie jakbyś przyspieszył działanie czasu, ale nie tak, by zmiany były natychmiastowe. – Poleciła. Chciała widzieć jak zielone listki powoli zmieniają kolory.
: 14 sie 2021, 23:52
autor: Karmazynowy Świt
Udało mu się stworzyć coś o wiele ciekawszego: uśmiech na pyszczku Diuna. To dopiero była magia! Jednakże musiał się skupić na czym innym. Na słowach. Wspomnieniach? Miał jakieś wspomnienia z pór roku? Nie była z niego romantyczna bestia i nie zwracał uwagi na zmieniającą się wokół niego naturę. W jakże tragicznym był położeniu wobec płynącej po oceanie wyobraźni ametystowej rozmówczyni. Jej głos, nawet jeśli mógł go słuchać, bo był miły i przyjazny, nie dodawał mu pewności siebie. Biały olbrzymi smok przytaknął mimowolnie głową, jak zwykle bez pretensji, ani wątpliwości zabierając się za czarowanie do którego nijak nie wiedział jak się zabrać. Przytłoczony nagromadzonymi myślami, miał spory problem ze znalezieniem odpowiedniego obrazu w swojej pamięci. Gdzieś tam kojarzył trzaskające pod łapami dywany z liści, ale tylko dlatego, że związane to było z długą i wyczerpującą podróżą ku miastu handlowców smoczych trofeów. Niewiele myśląc zajął się delikatnym eksperymentem, który miał stopniowo zmodyfikować kolor i kształt liści, aby dosłownie w przyspieszonym tempie zaczęły się zwijać i blednąć, a potem z nagła rozpalić się na żółto, czego aż tak dobrze nie było widać przy sztucznym świetle. Następnie samiec trzymając się już tej maddarowej struny rozpoczął prawdziwą rewolucję w kolorystyce listków. To była istna symfonia tęczowych barw. Liście poczęły się zmieniać kolorystycznie jak w kalejdoskopie, poczynając od pomarańczowego, poprzez czerwony, a skończywszy na jasno brązowym. Kilka zaczęło odrywać się od kołyszących się gałązek. Najtrudniejsze było zasymulowanie chaotycznej, ale jednak kontrolowanej trajektorii ich lotu ku spotkaniu z ziemią. Listki opadały wirując lub kołysząc się na wietrze. Opadały jedno po drugim. Smok czuł po kościach, że coś tu nie szło tak jak chciała Sasanka. To było niemal pewne. Diun popatrzył na nią z lekka niepewny. Wbił pazury w glebę i szarpnął wrażliwymi strunami maddary, co w rezultacie sprawiło, że drzewko zatrzęsło się jak kopnięte w pień i nagle spadły z niego wszystkie suche listki.
Popatrzył na Pestkę pytając niemo, czy tak może być.
: 17 sie 2021, 10:18
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Obserwowała jak w iluzorycznych liściach zachodzą stopniowe zmiany. Zieleń wypierana była przez odbarwienia żółci i pomarańczy. Niektóre z nich opadały na ziemię, a Diun pamiętał o czymś takim jak wiatr który mógł zmienić prędkość z jaką listki lądowały pod pniem drzewa. Pestka była oczarowana tym tworem. Nigdy nie widziała zastosowania magii precyzyjnej w praktyce kogoś innego niż ona sama. Była samotniczką, pomimo życia w stadzie. Też nigdy nie miała ucznia. Pierwszym był plagijczyk. Heh, wygląda na to, że wiele pierwszych razów zaliczyła z tym stadem. Osobliwe.
Wzdrygnęła się kiedy drzewko gwałtownie się poruszyło. Coś się stało? Zamrugała, wyrywając się z chwilowego transu. Odnalazła spojrzeniem ślepia Diuna. Czemu był taki niepewny? Przecież szło mu dobrze?
– Wszystko gra? Było świetnie – zapewniła, siląc się na w miarę szczery uśmiech. Zerknęła znów na drzew i zastanowiła się. – Hmm, okej, dobra. Wyobraź sobie, że nad nami rozpętała się burza. Pioruny trzaskają na prawo i lewo. Jeden z nich trafi twoją iluzję, ale nie wpłynie na nią sam z siebie. Musisz więc zrobić to za niego. Widziałeś kiedyś uderzone przez piorun drzewa? – zapytała, i jeżeli zaprzeczył to mu wyjaśniła jak to wygląda. Przewalone w połowie, nierównie poszarpane kawałki pnia z obu stron, nawet trochę swędu spalenizny. Różnie bywało z pożarami!
: 19 sie 2021, 9:43
autor: Karmazynowy Świt
Czekał na krytykę. Na uwagi. Nie uważał siebie za jakiegoś wybitnego czarodzieja. Wręcz miernego. Dlatego chciał się uczyć i potrzebował krytyki. By być lepszym. Najlepszym. A Sasanka była uczciwa. Nawet nie próbowała zmyślać błędów. Czy to normalne?
Rozluźnił napięte palce i wyjął je z gleby. Wpatrywał się w nią nieruchomo słuchając trudnej do przetrawienia pochwały. Zauważył uśmiech, więc musiała mówić szczerze. Albo sama nie była tak dobra, żeby wytknąć mu błędy, albo była niesamowicie uległa... A to było jeszcze gorsze.
Pokiwał głową przytakując w sprawie pioruna i oszczędzając jej kłopotu z tłumaczeniem. Potem skupił wzrok na drzewku po otrzymaniu kolejnej instrukcji. Najpierw utworzył iluzję wiatru, ale zreflektował się, że powietrze jest przeźroczyste, więc musiał dodać trochę śmieci, które zwykle porywał. Liście, kłosy traw. Wszystko pojawiało się przed drzewkiem i przelatywało przez krótki czas obijając się o jego pień, aby potem zniknąć, gdy poleciało dalej. Musiał ruszyć liśćmi pod drzewem. Stopniowo podrywał i spychał je w nicość. Dla efektu parę sztuk zostało uczepionych do falującej trawy. Bawił się kołysaniem i wyginaniem gałęzi wraz z kierunkiem w którym miało wiać. Pamiętał największą burzę w swoim życiu i dobrze znał efekty, które ze sobą niosła. Przeniósł je na iluzję drzewka. Przyciemnił jego barwy, tak, że zrobiło się niemal czarne. Nagle rozświetlił je na biało. Na chwilę. Na mrugnięcie powieką. Potem powtórzył efekt. Z różnymi odstępami. Czasem utworzył kilka błysków w bliskich odstępach. Nie przestawał uginać gałęzi i kołysać nimi. Wyobraził sobie piorun, który miał pojawić się nad drzewem. Miał był oślepiająco jasny, mocno pokrzywiony i rozgałęziony. Miał swoją główną ścieżką dotknąć czubka drzewa i przysmolić jego konar. Trochę kory powinno wystrzelić i upaść na ziemię. Przelał czar w maddarę i skupił się na utrzymaniu przepływu energii. Kiedy wszystko się udało, plan się powiódł, zatrzymał świecącą iluzję pioruna w miejscu. Wpatrywał się w niego w zamyśleniu.
: 19 sie 2021, 10:12
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Diunowi szło świetnie i w pewnym momencie Sasanka czuła się tutaj wręcz niepotrzebna. Wystarczyło go odpowiednio nakierować, a samiec potrafił sobie poradzić. Obserwowała jak samiec sam, bez jej pomocy, wpadł na to żeby dodać otoczeniu tworu wiarygodności. Kilka wskazówek na początku ćwiczeń i proszę, czarodziej z Plagi radził sobie bezbłędnie! W ciszy więc obserwowała jak powstaje piorun, który uderzył w bok rośliny. Swąd trafił do nozdrzy Wiśni, a jej oczom ukazało się zranione drzewo. Niezbyt mocno, ale wcale nie musiał go przewracać. Klasnęła cicho, nie chcąc wyciągnąć go z transu skupienia nagłym hałasem.
– Bardzo ładnie! Zapomniałeś tylko o dźwięku. Pioruny są naprawdę głośne, wręcz ogłuszające, zwłaszcza blisko miejsca uderzenia. Nawet ziemią potrafią zatrząsnąć – przyjemna nostalgia wkradła się na jej pysk. Lubiła burze, lubiła deszcz. Nie obawiała się wyładowań z nieba. Czemu by miała? – Oh, no i może jeszcze odrobina dymu z miejsca uderzenia. Ciemnego kłębu, niezbyt dużego. Nie licząc tego, wspaniale ci poszło. – Pochwaliła go, doskonale wiedząc jak istotne były takie słowa zachęty.
Pomyślała nad ostatnim ćwiczeniem, które miało zakończyć ich naukę. Wiele więcej mu nie przekaże.
– Okej, dobra – pokiwała głową. – Ostatnia rzecz. Mieliśmy drzewo wiosenne, jesienne...czas na zimowe! Zgodnie z tym spróbuj stworzyć śnieg, który je przyprószy. Pamiętaj nadal o detalach. Zimą rośliny więdną, drzewa robią się ciemne, a te liściaste łyse. – Próbowała go odpowiednio nakierować.
: 19 sie 2021, 12:10
autor: Karmazynowy Świt
Nareszcie jakaś krytyka! Diun aż się ożywił i pokiwał głową energicznie. Jak szczenię, któremu zaproponowano piłeczkę do aportowania. Oblizał wargi ciesząc się, że wreszcie ma coś do poprawy. Zapamiętał wszystkie uwagi Sasanki i aby wyrazić swoje zadowolenie, niespodziewanie wyczarował trzask pękających skał do złudzenia przypominający trzask pioruna, który echem rozniósł się po ciemnym lesie. Na końcu było tradycyjne "dum bum dum dum", czyli jakby uderzenie w wielkie bębny, a niskie dudnienie odbiło się aż w samych trzewiach. Samiec delikatnie uśmiechnął się do pewnie zaskoczonej Wiśni. Może specjalnie to zrobił żeby ją wystraszyć, a może zwyczajnie chciał nadrobić choć jedną niedoskonałość. Poniewczasie, ale jednak!
Potem przyszedł czas na wykonanie kolejnego ćwiczenia. Skupił się. Był skoncentrowany na utrzymywaniu swojego czaru i gotowy do dalszych urozmaiceń i modyfikacji.
Zimowe?
To jego specjalność! Smok splótł palce obu przednich łap i wygiął nadgarstki aż ozwało się gromadne strzelanie knyćkami. Proszę się odsunąć mili państwo – Diun tworzy śnieg.
Czarodziej pchnięty na właściwe tory poszedł na całość. Skupił się na wytworzeniu setek... nie, chyba milionów zimnych płatków o srebrno-białym zabarwieniu, o wielkości nasion kukurydzy. Ciągle uważał żeby dotychczasowa iluzja drzewka nie zniknęła. Piorun, którego zatrzymał w trakcie trafiania w model drzewa, rozproszył i wykorzystał powracający zapas energii na coś spektakularnego. Wyobraził sobie zimową scenerię, która miała pojawić się wokół nich, pokrywając namacalnym śniegiem, chłodnym śniegiem całą okolicę o promieniu trzech ogonów! Wszystko, poczynając od drzewka, miał pokryć śnieżnobiały, miękki puch, który w dotyku miał być zimny i mokry. Z rozgwieżdżonego nieba posypać się miały tysiące roztańczonych płatków o strukturze prawdziwego śniegu. Miały być lekkie i podatne na każdy ruch powietrza. Spadały na ziemię w swoim chaotycznym tańcu. Spadały im na głowy. Zatrzymywały się nie tylko na drzewku, ale też na każdym elemencie otoczenia. Nawet na kryształowych kolcach Pestki. Gdyby spojrzała na niego, zauważyłaby... bałwana. Nie takiego metaforycznego. Takiego smoka oblepionego od stóp do głów śnieżną pokrywą. Samiec patrzył na Czarodziejkę śmiejącymi się oczyma. Zaskoczył?