Strona 32 z 33

Drzewo na Wzgórzu

: 15 kwie 2025, 16:17
autor: Dogmat Krwi

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Liczył, że przejdą do praktyki najszybciej jak to możliwe. Nie mógł się doczekać uczucia wiatru we skrzydłach, szybowania pośród chmur bez zbędnego ogona w postaci młodszego rodzeństwa czy nieoczekiwanych obcych. W niebiosach każdy był wolny, nikt się nie zaczepiał, w końcu wszyscy gdzieś ciągle gnali. Marzył o tym samym. Wolności i spokoju, jaki niosły za sobą obłoki.
Nie. — Krótki komunikat na krótkie pytanie. Nic więcej nie wydawało się być potrzebne w tej krótkiej wymianie słowem.

Od razu zabrał się do wykonywania sugestii, które padły ze strony Arigiela. Delikatnie rozłożył skrzydła, prostując je i okazując ich pełną doskonałość. Połączenie błon wraz z pierzem było zapewne niecodzienne, lecz Rashediah nie wydawał się kwestionować swojej aparycji.
Błona delikatnie musnęła w dół, aby poczuć to powietrze złapane w jej zakres. Pokręcił nimi jeszcze w różne strony, odkrywając pełnie ich możliwości.
Mogę skoczyć? — Zapytał wskazując na wzniesienie. Adrenalina, którą mogło to dostarczyć wydawała się wręcz rozkoszna. W końcu, nie miał pewności, czy aby na pewno uda mu się wzlecieć.
Wysłuchał reszty monologu mentora, po czym westchnął i skinął subtelnie łbem. — Podobne do biegania jeśli chodzi o równowagę, racja? — Stwierdził, po krótce przechodząc do swoich myśli. — Uważać na otoczenie i bodźce zewnętrzne. Nie dać się rozproszyć i poplątać swoim własnym krokom oraz skrzydłom. — Zadarł pysk, mrużąc oczy. Zachowywał się tak, jakby to on sam miał zostać swoim mentorem. Zupełnie jakby nie potrzebował Arigiela w swojej nauce.
Ustawił się więc w wygodnej pozycji, a skrzydłami zrobił dwa większe ruchy, zagarniając w nie agresywnie powietrze. Udało mu się wywołać charakterystyczny dźwięk.
Opuścił je więc, kończąc ze swoim popisem. Oczekiwał jedynie na następne instrukcje Pełni Rozkoszy.
Choć powątpiewał w jego nauki. Nie miał skrzydeł, więc był gorszym sortem smoka, pozbawionym prawdziwej, smoczej dumy.


Drzewo na Wzgórzu

: 30 kwie 2025, 16:29
autor: Pełnia Rozkoszy
Podobnie myślał o ich wypadach w głębiny, nie tylko na polowania, ale gdy musiał odpocząć od hałasów lub innych smoków, było to miejsce idealne. Cieszył do też zapach młodego do nauki, gdy sam pchał dalej temat.
– Skrzydeł akurat poplątać się nie da, ale tak. Musisz uważać co robisz, bo jeśli stracisz równowagę, ziemia potrafi zbliżyć się bardzo szybko. W razie potrzeby przypilnuje, żebyś nie rozbił się o ziemię. – Zapewnił, co by nie musiał się tego obawiać.
Na temat skoku ze zniesienia odpowiedź nasunęła się sama, więc dał mu wybrać jeden z opisanych sposobów.
– Spróbuj się teraz wzbić, gdy Ci się to uda złap rytm i spróbuj wzlecieć wyżej. Zobaczysz w praktyce, jak to wszystko działa. Na ile wiatr oddziałuje na stabilną postawę i jak wiele daje dany ruch ogonem lub wychyleniem do przodu lub w tył. – Sam by pokazał, ale mógł jedynie przedstawić teorię i zadbać o bezpieczeństwo.

Barani Kolec

Drzewo na Wzgórzu

: 30 kwie 2025, 16:58
autor: Dogmat Krwi
Oczywiście, wzmianka o skrzydłach była jedynie metaforą. Skinął łbem, sugerując, że wszystko co padło z pyska piastuna było jak najbardziej logiczne i zrozumiałe. Dlatego bez zbędnego czekania, czy zadawania niepotrzebnych pytań, przystąpił do powoli rozpoczynającej się praktyki.
Rozłożył skrzydła, a łapami zaparł się o ziemię. Najlogiczniejszą próbą był dla niego skok z górki, ale miejsce, w którym się znaleźli nie wyglądało zbyt kusząco względem skakania. Dlatego rozpędził się, nabierając stopniowo prędkości. Przy każdym kroku zapierał skrzydłami o powietrze, starając się jak najlepiej poczuć z czym w ogóle się to jadło. Dlatego przyśpieszał, powoli nabierając pewności w ruchach, które wykonywał.
Nagle, jakby czując moment, poderwał łapy, a pełną kontrolę oddał skrzydłom. Każda zmiana wiatru była teraz odczuwalna i do każdej musiał odpowiednio się dostosować. Zaczepił się mocniej, wzlatując nieco wyżej. Zaczynał rozumieć o co chodzi. Ogon utrzymywał w harmonii z ciałem, nie pozwalając mu beztrosko opadać. Znów – jak przy biegu czy pływaniu – służył za ster, za przedłużenie kręgosłupa i pomoc w utrzymaniu stabilizacji. Dlatego manewrował nim w każdą stronę, obserwując swoje fizyczne reakcje. Kilkukrotnie prawie stracił równowagę, a ziemia naprawdę potrafiła nagle znikąd znaleźć się na odległość smoczej łapy od niego. Dlatego starał się zachowywać ostrożność.
Po chwili postanowił przetestować pozycję łba. Utrzymując go na tej samej linii co grzbiet i ogon wydawało mu się, że najmniej odczuwał skutki wiatru, który stanowczo próbował przepchnąć go w tył. Czuł również, że lecąc pod wiatr jego ruchy muszą być silniejsze, natomiast przy locie w drugą stronę – cały manewr wychodził mu płynniej, łatwiej.
Zatrzymał się w locie, zadyszany, kołysząc się nieco na boki. Wbił spojrzenie w Pełnię, który zapewne zdążył już zauważyć, że diabelec wykonał wszystkie jego polecenia, a więc oczekiwał teraz następnych instrukcji z jego strony.


Drzewo na Wzgórzu

: 02 maja 2025, 15:47
autor: Pełnia Rozkoszy
W chwilach gdy młodzik tracił na wysokości, trzymał maddarę w pogotowiu, na wypadek gdyby miało dojść do zderzenia. Zaczął też przekazywać mu kolejne instrukcje mentalnie, co by nie przekrzykiwać szumu skrzydeł i wiatru.
~ Dobrze. Pamiętaj, bez nagłych zrywów dasz rade dłużej utrzymać się w powietrzu. ~ Bo i same mięśnie nie były wyćwiczone i potrzebowały czasu.

No to pora na kolejne kroki.
– Operowanie w locie jest bardzo proste. Jeśli zaczniesz zagarniać skrzydłami powietrze pod siebie, bez żadnego wychylenia ciała, zaczniesz wznosić się prosto w górę. ~ Celowo robił przerwy między swoimi wypowiedziami, by Rashediah miał czas na przećwiczenie wszystkiego.
Dalej było już nieco trudniej, ale nie zdarzyło się jeszcze, by komuś nie wyszło.
~ Jeśli wychylisz się do przodu, przy okazji zagarniając skrzydłami powietrze w stronę tylnych łap, ruszysz do przodu. Nabierz nieco prędkości i spróbuj przechylić się na prawo, ale nie przesadź z tym. Zaczniesz wtedy skręcać. Przechył w lewo pozwoli na skierowanie w przeciwną stronę. Im mocniejszy wychył, tym ciaśniejszy zakręt, należy jednak uważać, bez dostatecznie dużej prędkości zaczniesz tracić na wysokości. ~ Nie pędził z tłumaczeniami, tak by nic nie umknęło Rashowi.
~ Spróbujesz zrobić ósemkę? Dwa pełne okręgi, jeden z prawo, drugi w lewo. ~ Proste ćwiczenie do nauki skręcania.

Barani Kolec

Drzewo na Wzgórzu

: 10 maja 2025, 23:35
autor: Dogmat Krwi
Balansował na wietrze jak prawdziwy lotnik i choć robił to pierwszy raz, wychodził z założenia, że była to czynność naturalna, więc nie obawiał się błędów. Występowały, racja, lecz na tyle rzadko i na tyle delikatnie, że w ogólnokształcie wydawały się nieistniejące.
Wyrównał lot, upewniając się, że leciał absolutnie najbardziej delikatnie, jak tylko potrafił. Chciał zadowolić piastuna, dlatego też zaprzestał swoim wygłupom.

Skinął subtelnie łbem, choć wątpił, że Arigiel był w stanie zauważyć to z takiej odległości. Zgiął lekko ciało w prawą stronę, co szybko przyniosło zamierzony efekt. Skręcił, a gdy wyprostował sylwetkę, powtórzył manewr, tym razem w przeciwnym kierunku.
Na polecenie wykonania okręgów, od razu zabrał się do pracy. Ustawił ciało, nie pozwalając sobie zapomnieć o jakimkolwiek kluczowym elemencie. Zaczął od prawej strony, tworząc pełny półokrąg, po czym przechylił się na lewo, odbijając tym razem z zamiarem zatoczenia pełnego koła. Docierając do końca, znów wygiął ciało w prawą stronę, dokańczając zadanie
.

Drzewo na Wzgórzu

: 20 maja 2025, 11:15
autor: Pełnia Rozkoszy
Nie był tak całkiem sztywny, ale chcąc nauczyć czegoś młodych, starał się nie wydurniać.
~ Dobrze. ~ Pozostało przedstawić mu ostatni element nauki, bo skoro wzbił się w powietrze, to jeszcze brakowało im do całości omówienia jak wylądować i nie rozbić przy okazji o ziemię.
Przeszedł nieco na lewo, oddalając od drzewa. Naokoło miał sporo wolnego miejsce.
~ Pozostało nam lądowanie. Możesz spokojnie zataczać kręgi i powoli tracić wysokość. Wtedy będąc niewiele przed ziemią, resztki pędu zmniejszasz kilkoma ruchami skrzydeł, podczas których wypchniesz powietrze przed siebie. – Czyli opcja z pozoru bezpieczniejsza podczas nauki, ale widział, że młodzika ciągnęło do innych opcji.
~ No i możemy spróbować pikowania. Wtedy wychylasz się do przodu i składasz do połowy skrzydła. Łapy przy ciele, łeb wyciągasz przed siebie. Tor lotu korygujesz głównie ogonem. Bardzo szybko zaczniesz opadać w dół, zwiększając szybkość opadania. Tym ważniejsze jest to, żebyś kawałek przed ziemią szeroko rozłożyć skrzydła i wyhamować. Będę cię oczywiście asekurować. ~ Maddare trzymał w pogotowiu.

Barani Kolec

Drzewo na Wzgórzu

: 22 maja 2025, 0:57
autor: Dogmat Krwi
Oblizał wargi, w gotowości do wykonania następnego ruchu. Nie mógł doczekać się już przedstawienia mamie nowo nabytych umiejętności, dlatego też słysząc słowo klucz – lądowanie – odetchnął w duchu. Nienawidził nauk ze smokami, które nie należały do jego rzeczywistej rodziny. Nazywanie stada rodzinom było... zbyt ogólnikowe. Mało wiążące, wymijające prawdę, która przecież była zapisana w genach.
Arigiel – tym konkretnym razem – źle ocenił zamiary malca. Chciał pokazać się z jak najspokojniejszej strony, dlatego też, powoli zaczął zataczać kręgi. Pikowania nauczy się sam, bez oceniających oczu nauczyciela.
Nudne zajęcie powoli zaczynało przynosić skutki. Był coraz bliżej ziemi, na co westchnął jedynie zrezygnowany.
Wyciągnął łapy, szykując się do zetknięcia z ziemią, a skrzydła wyprostował, nabierając energicznie powietrza, które miało pomóc mu zamortyzować cały manewr.
Rzeczywiście, działało.
Niedługo po tym, zetknął się z podłożem, a skrzydła z powrotem przyciągnął bliżej torsu.
Coś powtórzyć? — Zapytał, bez widocznego rozbawienia na pysku. Cały ten lot był banalnie prosty, a wieczna potrzeba asekuracji zupełnie zbędna. Gdyby on uczył pisklęta latać, kazałby skakać im z wysokiego miejsca, pozwalając poczuć ten dreszczyk niekontrolowanych emocji.


Drzewo na Wzgórzu

: 17 cze 2025, 7:19
autor: Pełnia Rozkoszy
Spokojnie obserwował do momentu jak łapy młodzika dotknęły ziemi. Uśmiechnął się lekko, być może dostrzegając wyraz pyska Baraniego. No cóż.... Jak to on, zakisił w sobie pewne obawy, nie obarczając nimi innych.
– Nie, poszło Ci bardzo dobrze. Myślę, że możemy na tym skończyć, gdybyś potrzebował z czymś pomocy śmiało wołaj mnie.
Jak zawsze po nauce zaproponował coś do zjedzenia oraz wypicia, co by młody miał energię na resztę dnia. Tym razem padło na owoce i przyjemnie chłodną wodę.

Barani Kolec
Możesz złożyć raport z lotu 1

Drzewo na Wzgórzu

: 20 wrz 2025, 22:20
autor: Przebiśniegowa Łuska
Wzięła głęboki oddech, delektując się deszczowym powietrzem. Było w tej woni coś kojącego i świeżego, co wypełniało jej płuca. Myślami odpłynęła gdzieś dalej nie zwracając uwagi na swoje otoczenie. Krople deszczu osiadały na futrze, tworząc maleńkie perły, które ściekały powoli po kosmykach i muskały skórę chłodnym dotykiem. Szła bez konkretnego celu w nieznane tereny idąc jedynie za zapachem. Za nią Kirin Wicher stawiał równomierne kroki, nie spuszczając wzroku z otoczenia. Był ostrożny, czujny, zupełnie inny od niej — zapatrzonej w swoje wewnętrzne światy.
─────────────────── Sokół Samnaru

Drzewo na Wzgórzu

: 24 wrz 2025, 22:27
autor: Sokół Samnaru
  • A nad nimi głęboko w gałęziach skryty Sokół. Maciupki karzełek wyglądał zza szaty liści dość zadziornie i tym oto wzrokiem zdradził swoją pozycję Kirimowi. Uśmiechał się szeroko, szczerząc równe kiełki ku towarzystwu na dole. Oj, jakże smoczysko było rozleniwione! Leżało, podpierając swój trójkątny pyszczek i machając ogonem jak w zegarze – lewo, prawo, lewo, prawo... W zawieszonej nisko drugiej łapie, między haczykowatymi szponami widniał niedopałek skręta z liści dębu. Jednakże karzeł upodobał sobie zbyt wysoką gałąź by jakkolwiek mógł sięgnąć Ziemiste pisklę.
    Iskrząco różowe oczy wpatrywały się w spacerowiczów. Sokół Samnaru czuwał nad drzewami, jak było widać, nie tylko w Samnarze. Czy też znalazł chwilę na odpoczynek, czy też zwyczajnie obijał się przez cały, deszczowy dzień? Czy też drzewny, może a może, unikał deszczu jak ognia? Można było tylko się domyślać, lecz błogi wyraz na mordzie wskazywał na to pierwsze. W oczach właśnie kryła się iskierka satysfakcji typowa wyłącznie dla długiej harówki.
    Zgubiłaś się? – Spokojny głosik zaczepił ich z góry. Był dźwięczny, sopranowy... ale również, zgodnie z domniemaniem, lekko zmęczony i charczący. Równie dobrze można było struny głosowe Sokoła trzeć dniami i nocami o najmniejsze oczka tarki, tak charczący i przepalony był to głos. Ale przede wszystkim, dziewczęcy i pełen polotu. Na pewno nie należący do samca.
    To wszystko w głosie wzięło się dzięki pisklęciu, ponieważ Sokół będzie miał więcej wymówek by nie wracać do roboty. I dobrze o tym wiedział, więc uśmiechnął się najserdeczniej jak tylko potrafił.
━━━━━━━━━━
:: Ilwenn

Drzewo na Wzgórzu

: 25 wrz 2025, 16:48
autor: Przebiśniegowa Łuska
Rozkojarzona nie dosłyszała szelestu liści zagłuszanego delikatnym szumem deszczu; jej kompan jednak wychwycił ten dźwięk. Zatrzymał się na moment i natychmiast zwrócił wzrok w stronę źródła, alarmując tym samym Ilwenn. Nagłe zastygnięcie w ruchu Kirina oderwało ją od własnych, rozbieganych myśli, a jej spojrzenie powędrowało ku górze, podążając tam, gdzie skierowana była głowa Wichra.

Dopiero po chwili dostrzegła Słonecznego w koronie drzew. Zieleń jego łusek zlewała się z liśćmi, a drobna sylwetka sprawiała, że jeszcze trudniej było go odróżnić od otoczenia. Ilwenn zmarszczyła brwi, niezadowolona z tego, jak łatwo czyjaś obecność mogła jej umknąć. W praktyce nie miało to większego znaczenia na terenach niczyich; teoretycznie nie powinna się tym przejmować. A jednak sama świadomość, że ktoś mógł ją obserwować bez jej wiedzy, sprawiła, iż futro na karku zjeżyło się nieprzyjemnie.

Nie. – mruknęła, w jej głosie pobrzmiewała subtelna nuta chłodu. Sam pomysł, że mogłaby się zgubić, był dla niej wręcz obraźliwy. Przecież nie była sama, miała przy sobie kompana taty. Znała drogę do obozu, znała ją aż nadto dobrze. Nawet gdyby była ślepa, głucha i pozbawiona węchu – i tak zrobiłaby wszystko by znać swoje otoczenie. Parsknęła pod nosem, zupełnie niepocieszona cudzymi wątpliwościami.
Drogę znam. Po prostu wolę przebywać poza obozem. A ty? – odparła lekko, choć wciąż z cieniem urazy. ─────────────────── Sokół Samnaru

Drzewo na Wzgórzu

: 04 paź 2025, 21:01
autor: Sokół Samnaru
  • Nie ma co się puszyć – Wycharkał piastun i jego szpon wylądował między pożółkłymi kłami. Uśmiech zdawał się tylko poszerzać i poszerzać. Jął dalej z nieprzejednaną radością: – Czyżbyś wpadła w młodzieńczy bunt tak wcześnie, tak-tak? Czy może nadepłem Ci, droga młódko, tak, na ogon, ano?
    Ta mała niepoprawność zdradziła Sokoła, który rozwinął swoją długą szyję i zapikował ciekawskimi oczyma w dół. Albo brakło mu dostojności, albo edukacji, albo ogółem... nie był stąd. A jako, że mówił nosowo i mełł słowa ze zbyt miękką intonacją jak na Wolne korzenie, ujawnił się ziemistej młódce jako przybysz. Także, oczywiście, jako on sam:
    Te, nie dąsaj się, moja droga. Jestem Urgumm, piastun Słońca i zwą mnie, tak-a-owszem, Sokołem Samnaru, bo w przeciwieństwie do Ciebie to moje serce jest tam, gdzie obóz Słońca, tak-tak; tam, gdzie Samnar roztacza swoje sze-ro-kie skrzydła nad równinami, lasami, jeziorami oraz rzekami, to tam mój dom i moje serce małe. Gdzie dąb Samnaru, tam Sokół Samnaru i chwilowo, tak-tak, Sokół zwyczajnie... no, ten, odpoczywa, ano? No tak. Chociaż a co mi tam, kto Cię, młoda moja droga, uczy? Pełnia Rozkoszy? Mama, tata, dwóch tatów, dwóch mamów? Może Łaknący Przyjemności nad Tobą czuwa, co? Pozdrów go, swoją drogą, jeśli tylko, tak-tak, zdołasz-udasz.
    Rozplał się, co było mu typowe, i zdawało się że za każdym razem gdy młódka otwierała usta, Sokół znajdywał kolejne pytania. Ta satysfakcja, ba, obietnica (sic!) wypoczynku sprawiała, że nie było siły na świecie, która mogłaby zamknąć pyszczek drzewnego, to i bablał i paplał, i w wir słów łapał pisklę ile tylko zdołał.
━━━━━━━━━━
:: Przebiśniegowa Łuska

Drzewo na Wzgórzu

: 05 paź 2025, 16:38
autor: Przebiśniegowa Łuska
Mięśnie na jej łuku brwiowym lekko się spięły, gdy z trudem znosiła jego rozwlekłe, wycharkane zdania. Czy naprawdę nie widział w tym nic dziwnego — starszy smok, ukradkiem obserwujący pisklę? Przez chwilę tylko wpatrywała się w niego w milczeniu, czując, że jej urażona duma została dostrzeżona mimo wszelkich starań, by zachować chłód.
Jesteś niezwykle przewrażliwiony, jeśli sądzisz, że nadepnąłeś mi na ogon – parsknęła lekko, rozbawiona samą myślą. Najwyraźniej będzie musiała być ostrożniejsza w tym, co okazuje. – Ale nie jest przyjemne być podglądaną. Dziękuję jednak za lekcję; zawsze warto być czujnym.

Kolejny potok słów… W jej uszach stawał się monotonnym szumem, przez który przepuszczała tylko pojedyncze fakty. To, co zbędne, uciekało, nim zdążyło w niej osiadać. Marnował swój oddech i jej czas, ale przynajmniej dowiedziała się czegoś o obozie Słońca. Teraz wiedziała, że jeśli zechce — z łatwością go znajdzie.
W przeciwieństwie do ciebie nie chcę patrzeć codziennie na moją mamę i zastanawiać się, czy pewnego dnia nie obudzi się tak, jak moja siostra, leżąca tuż obok mnie – wróciła spokojnie, głosem nasyconym troską, ale pozbawionym gniewu czy żalu. Nie miała zamiaru pozwolić, by ktoś wrzucał ją do jednego worka z tymi, którzy dla błahych powodów wypinają się na cały świat. Jednak nie zamierzała rozwijać tego tematu.

Ja jestem Ilwenn, a to Wicher. Rodzice się mną zajmują. Pełni Rozkoszy ani Łaknącego Przyjemności nie znam, może widziałam ich na ceremonii, ale nigdy ze mną nie rozmawiali – przedstawiła się krótko i kompana, od razu dodając z dziecięcą szczerością – Ale co masz na myśli, mówiąc o dwóch tatów czy dwóch mamach? Nigdy nie widziałam, żeby pisklę miało dwoje ojców albo dwie matki – pytanie zadała z czystej ciekawości, bo naprawdę brzmiało to dla niej obco, choć on rzucił je tak, jakby to było codzienne i zwyczajne.

A tak w ogóle – przechyliła łeb na bok – nie jest twoim obowiązkiem siedzieć z młodymi? Czy po prostu tak bardzo lubisz dzielić się wiedzą, że zaczepiasz każdego? ─────────────────── Sokół Samnaru

Drzewo na Wzgórzu

: 08 paź 2025, 20:21
autor: Sokół Samnaru
  • Ale ja też nie chcę patrzeć codziennie na twoją mamę. – Upomniał ją, rozciągając sztywne przedramiona. – Miło Cię, moja droga Ilwenn, poznać. Wichra też miło mi poznać, tak-tak.
    Podniósł się z gałęzi, przeciągnął jak kot i niedługo po tym zszedł po korze drzewa. I tak jak na drzewnego przystało, zrobił to zręcznie i bez wysiłku. Tylko że z każdym krokiem, Sokół wydawał się... coraz mniejszy. Stojąc przed młódką, był tuszą takiego samego rozmiaru, co ona. Jedyna różnica była w makabrycznie długiej szyi, bo niejeden smok ma krótszy ogon od niej. Karykaturalny jaszczur górował nad nią swym maciupkim ryjem, ciągle uśmiechając się od ucha do ucha. I ten łebek gibał się jak u zabawki, gdy mówił:
    A, to dziwne... huh. Zaprawdę dziwne, wiesz? Znasz Czielo? Ee-ee, mniej więcej lub bardziej mniej w Twoim wieku ale no, powiedzmy, w Twoim wieku. Taki futrzany fąfel z czerwoną plamą między oczami, tak-tak, cały zielony prawie, tak, wnuk chyba na pewno Barwów Ziemi, a Barwy Ziemi znasz, ano? Bo on se ma dwóch tatków właśnie. Dwóch mam nie widziałem sam w sobie, nie-e, ale myślę, że na Wolnych u Was wszystko jest możliwe, jeśli bogi u Was chodzą normalnie wśród Was to i wśród Was pozwalają na cuda na pewno-możliwie, tak-tak? Z Uesassem, smokiem-bogiem miłości porozmawiaj, on na pewno ma jakąś se własną-swoją listę.
    Usiadł wreszcie, pogrzebał chwilę w zębie jak gdyby musiał zastanowić się chwilkę dłużej nad kolejnym pytaniem Ilwenn. Coś tam jojczał pod nosem, "hę-hę" małe lub "huh-uh" wymcknęło się raz czy dwa... aż wreszcie zaśmiał się lekko, wygrzebawszy kawałek zielstwa z kłów.
    No a jak, siedzę z młodymi teraz-obecnie, tak-tak? Dadu mnie przysłał by uczyć pisklęta zarówno Ziemi i Słońca, i kazał mi tu na tamtej-tak-tamtej gałęzi czekać i wyczekiwać śmiałka. Mmmm, rodzice nauczyli już Cię, moja młoda-droga Ilwenn, odstraszać zwierzęta? Bo ja nie-zwierzę, ja smok, więc krzywdy Ci nie zrobię-nie, ale gdybym był Sokołem z krwi i kości ojoj, oj, ciężko to widzę...
━━━━━━━━━━
:: Przebiśniegowa Łuska

Drzewo na Wzgórzu

: 12 paź 2025, 12:25
autor: Przebiśniegowa Łuska
Sciśnęła usta w napięciu na chwilę; naprawdę nie lubiła tego tematu i wolałaby przejść na coś bardziej pożytecznego.
Znasz kogoś w Smoczym Śnie? — zapytała nagle. Skoro już się rozgadała, może ten tutaj udzieli jej więcej informacji o tej przypadłości.

Obserwowała, jak Sokół z imponującą sprawnością schodzi z drzewa. Nie imponował jej jednak jego rozmiar; spodziewała się, że będzie co najmniej o połowę większy od niej, a on był niemal w jej rozmiarze. Wyraz jej pyska nie zdradzał nic; wyglądał dziwnie, ale ostatecznie nie było to jej sprawą. Sama była niska, brakowało jej kilku centymetrów, by można było ją nazwać karłem. Mimowolnie odchyliła głowę do tyłu z grymasem podejrzliwego wzroku, gdy jego łeb kiwał się jak kłos na wietrze; z niewyjaśnionych powodów drażniło ją to. Dopiero skupienie się na tym, co mówił Sokół, rozproszyło ją na tyle, że nie chwyciła jego łba łapami.
Hm… Ĉielo… Aaa, na spotkaniu go widziałam — mruknęła, marszcząc brwi i próbując przypomnieć sobie pisklę. — I tak. Trudno mi nie znać Barw Ziemi. Ale widzieć jego… rodziców to nie — zamilkła na chwilę, przetrawiając tę informację; była jeszcze zbyt młoda, by w pełni ogarnąć ten koncept. Ot, dwa smoki, tak jak jej mama i tata, są razem.

Cóż — westchnęła lekko — zawsze chciałam odwiedzić świątynię, więc może to będzie dobry pretekst. Choć z Uesassem zbyt wiele nie pogadam pewnie.
A czy w świątyni jest groźnie? — przypomniała sobie nagle słowa Obłudnej Łuski. Co prawda nie powiedziała wprost, że coś jej tam grozi, ale uprzedzała, by zachować ostrożność przez innymi smokami. Póki co naprawdę nie miała żadnego konfliktu z kimś z innego stada.

Patrzyła z lekkim zażenowaniem, jak grzebał sobie między zębami. Nie było to dla niej do końca obrzydliwe, ale wyraźnie czuła różnicę manier, mimo sporej różnicy wieku.
Kto to, Dadu? Jakiś duszek? — zapytała; nie znała jeszcze wszystkich imion duszków albo niektóre po prostu wypadły jej z głowy.
I… nie. Nie nauczyli tego. A czy nie wystarczy, że miaddarą po prostu się obronię? — bo nie widziała sensu w szukaniu innych sposobów odstraszania. Jakie zwierzę nie uciekłoby, gdyby nagle rozpaliła przed jego pyskiem ścianę ognia? Albo po prostu sama ucieknie, jeśli nie da sobie rady.

Drzewo na Wzgórzu

: 14 paź 2025, 20:41
autor: Sokół Samnaru
  • Znałem. – Odpowiedział bez zawahania, kompletnie ślepy na niedogodność Ilwenn. Strzelił tym, co trzymał w szponach (chyba kawałek zęba, bo i po tym jak wygrzebał zielsko to i grzebał dalej i teraz nic mu nie utknęło, a zwyczajnie i nadomiar złego zęby zaczęły się kruszyć od nadmiaru tytoniu) i jął dalej, ciągle gibając głową: – O-okropna przypadłość, tak-tak. Tra-ge-dia. Tylko Bogowie Waszych Ziem przenajświętszych najbogatszych dla smoczego druha wiedzą kiedy i w jakim stanie dany smok się prze-bu-dzi, tak-tak. Na szczęściedla smoka, którego ja poznałem i który, jak dobrze-serdecznie mi wiadomo, sam zapadł w makabryczny-nieprzyjemny Smoczy Sen – choć nie oszukujmy się, dla smoka musi być przyjemny, śpisz przecież, tak-tak? – obecnie jest wśród nas żywy i zdrowy i gadatliwy nawet-troszkę. Bardzo Ci, młoda, współczuję, no ale taka jest zwyczajnie-przenajzwyczajnie kolej losu, że jedno z nas zapada w Smoczy Sen i w nim umiera, a drugie przeżywa dwa pokolenia i się budzi. Nigdy nie jest to wiadome, ale nadziei nie trać, moja droga, bo i wszystko, tak-tak, jest możliwe, ano?
    No i sięgnął do swojej sakwy, bo jeśli Ilwenn nie zauważyła do teraz to mogła zauważyć w tej chwili: Sokół sięgnął po jedną z sakw zrobionych z jeleniej skóry, oj jak ciasno były one przywiązane do pasa i do ud samczyka, i wyjął papierosa. Zapalił go szponem za pomocą maddary jak gdyby nigdy nic i zaczął popalać w cieniu drzewa, jaki to krył ich przed wzmagającą się ulewą:
    Mmm, zanim coś powiesz to to jest papieros-fajek, tak-tak, i się go pali i jest z rośliny tytoniu i Tobie nie dam, ale Czielo już palił bo jest właśnie synem tego smoka ze Smoczego Snu, tak-tak, i od smoka ze Smoczego Snu mam se tytoń i mu pozwoliłem, bo jakiś taki nijaki się wydawał, to i se stwierdziłem, że czemu nie, bo go trzeba szkolić-trenować od małego. I źle się wypowiedziałem, o na zady niebieskie, nie Barwy Ziemi, hu-hu, nie wiem ile on tatków se ma, może dla mnie mieć i trzech bo i tacy się zdarzają, hola-hola, ale mi chodzi o Czielo, tak-tak, Czielo ma dwóch tatków, tego od Smoczego Snu i Łaknącego Przyjemności, ano? No i może oni se mieli tego fąfla z przysługi Uessaskowej se no, ale nie wiem, nie pytałem, nie będę smoka męczył po Smoczym Śnie, nie-e? NOOO! ALE! Odpowia-da-jąc na Twoje, droga przenajmilsza Ilwenn, pytanie, to bezpiecznie jest w świątyni, naprawdę bezpiecznie, bo i Bogi nie mają chyba żadnego benefitu-radości z gnębienia nikogo, ani dorosłych ani fąfli, ale niezbadana, tak-tak, niezbadana jest wola boska... albo po prostu ja jej, he-hehh, nie badałem nigdy, to Ci nie zagwarantuję nic. No ale patrząc na to, że te Wasze zasady Wolnych coś tammm mówią chyba-że traktować fąfle małe-młode dobrze trzeba, to i myślę, że i Ciebie dobrze by potraktowano, młoda Ilwenn. Nie ma co wzdychać, świątynię odwiedzić każdy może, trochę lepiej-trochę gorzej. A z Uessasem to sobie czemu nie pogawędzisz? On się zdaje takim typem do fąfli jakby miał rękę, koniec końców-na sam koniec jest on przede wszystkim i zarazem i na pewno Bogiem Wolnych Miłości, ano?
    Zamyślił się na chwilę, choć nie było tego widać, bo w międzyczasie cmokał i jakieś niestworzone dźwięki wydawał do Wichra aby go jakoś pod łapkę złapać i może pogłaskać.
    E-e, już do Ciebie wracam, młoda Ilwenn, przepraszam, kompani są oj-oj... dziiiiwnie na mnie działają, tak-tak. Długo mi się nie udawało złapać jednego, bo ich się łapie w sidła umysłu, heh-he, niemoralne trochę, ale nic nie powiedziałem, ale wracając, wracając... na czym my to? Dadu, tak, duszek. Duszek szczęścia, nadomiar wszystkiego, ano? To i masz wie-lkie szczęście, że mnie, Sokoła Samnaru, tutaj złapałaś, bo i od Dadu jestem, co szczęściem się zajmuje. Bo i oj, nie wystarczy, bo to, czego JA mógłbym Ciebie nauczyć, jeśli chcesz, to magia perswazji. No, zwyczajne gadanie paplanie takie-tam perypetie by przekonać do swoich racji albo do tego, co Ty chcesz zrobić, na przykład zaniechać walki. Bo i przeciwnik nie zawsze jest tylko i wyłącznie Sokołem, a bazyliszkiem! Amemaitem! I może być silniejszy od Ciebie i Twoja mała mi-mi-mi pisklęca-fąflowska maddara nie poradzi sobie z czystą, niepokonaną, dziką, ochhh!, siłą amemaita albo zabójczym, precyzyjnym pędem Sokoła. I czasem są szybsze od Ciebie, moja droga Ilwenn, bestie drapieżne, a nawet czasem – uwaga, uwaga! – są rozumne. Ludzie na Wyspie Kła, za granicami Bariery... chwila, licho, Bariery już nie ma, nieważne! No ale za granicami Waszych Wolnych Stad, jakieś złowieszcze trytony, elfy gniewne czy inne, krwiożercze morskie głupie smoczyska! Trudno się przed nimi obronić maddarą, bo i kiedyś była wojna z ludźmi i wielcy maddarowcy-czarodzieje pac! padli trupem jak muchy! Tru-pem! Trzeba się nauczyć konwersować, mówić, przemawiać, przekonywać, do zwierząt też, jak najbardziej, ale wtedy ciałem trzeba, wiesz? Pokłaść po sobie uszy, skrzydła schować, jakoś mniejszym się stać i w oczy nie patrzeć, bo prowokuje, ale to do zwierząt, bo zazwyczaj zwierzęta atakują sprowokowane, bo na przykład na domiar złego wejdziesz na ich tereny, moja droga Ilwenn, albo i będą bronić swoje młode, albo zwyczajnie poczują się za-gro-żo-ne! Więc perswazja, ta MAGIA perswazji, jest także o uspokajaniu, no, przede wszystkim dla większości Wolnych, bo teraz każdy ma kompana i jakaś to dziwna moda jest, ale coś ją rozumiem, bo też mam kompana, ano?
    Przekręcił łbem, czekając na odpowiedź. I kątem oka zauważył, że w całej tej paplaninie, machaniu łapą przy mówieniu... papieros zgasł. Sarknął coś pod nosem a następnie zapalił kolejnego, jak gdyby w sakwie kryła się ich nieskończona liczba!
━━━━━━━━━━
:: Przebiśniegowa Łuska

Drzewo na Wzgórzu

: 19 paź 2025, 16:26
autor: Przebiśniegowa Łuska
Ściągnęła wzrok; wolała nie sprawdzać, co mu jeszcze zostało w pysku — wygodniej żyć w niewiedzy. I tak wyciągnął jakiś fragment zęba; kawałek żółtawego kruszca, drobny jak ostry paproch. Jeśli tak pójdzie, zostanie bezzębny; nie jej sprawa, ale myśl o tym zaszeleściła gdzieś z tyłu głowy.
Mruknęła tylko „mhm”, kiedy Sokół paplał dalej; nie potrafiła pojąć, dlaczego jedni zapadają w Smoczy Sen, a inni nie, dlaczego jedni budzą się po pokoleniach, a inni już nigdy. Czy istniał na to jakiś sposób? Czy ktoś w ogóle próbował go znaleźć? Pytania kłębiły się, ostre i bez odpowiedzi.

Nie zauważyła, kiedy wyciągnął tytoń; dopiero gdy dym uderzył w nozdrza, cofnęła się odruchowo i zakaszlała, próbując złapać czystsze powietrze.
Tego syfu nawet kijem nie dotknę — fuknęła; nie rozumiała fascynacji paleniem. Jak można wciągać to w płuca? Gdyby potrafiła skupić maddarę tu i teraz, bez wahania cisnęłaby w niego kulą wody; zatrzymała jednak gniew, starając się wrócić do rozmowy, bo wiedziała, że teraz to ważniejsze niż wybuch.

Trochę była zdziwiona tak drastycznie innym opisem świątyni. Cóż zostaje jej przekonać się osobiście jak to wygląda.
Nie mam potrzeby rozmawiać z Uessasem; prędzej z Naranleją — odpowiedziała, głos spokojny, choć młodzieńczy; tematy miłosne nie paliły jej umysłu, wolała myśleć o czymś mniej przyziemnym gdzie musi ruszyć umysłem, a nie kaprysem hormonów.

Cmokanie Sokoła i jego fikuśne próby przywołania kirina rozbawiły ją mimo wszystko; łapą dotknęła ziemi i Wicher, reagując jak na komendę, podszedł bliżej, pozwalając się pogłaskać przez Sokoła.
To kompan mojego taty. Nie umiem jeszcze zakładać więzi ze zwierzyną; i nie widzę w tym nic niemoralnego. Dajemy im schronienie, jedzenie, opiekę; jedyne co się w ich życiu zmienia, to że nie muszą codziennie walczyć o przetrwanie — stwierdziła lekko. Pomijając, że czasem kompani stają się tanią siłą roboczą, ale to drobny szczegół, prawda? Słowa miała gorzkie, lecz rzeczowe.

Bariera? Jaka bariera? — przekręciła głow a oczy zrobiły się baczne; oczywiście nic nie wiedziała o niej. Domyśliła się, że musiały być to jakieś dawne dzieje, ale nadal chciała wiedzieć.

Przetwarzała jego słowotok długo; filtrowała paplaninę Sokola jak sito, wypatrując ziarna sensu.
Jasne, w teorii to brzmi prosto — powiedziała po chwili — Z inteligentnym zawsze można się dogadać: dowiedzieć się, czego potrzebuje, spróbować znaleźć rozwiązanie, jeśli w ogóle chce rozmawiać. Ze zwierzyną podobnie; trzeba czytać ruchy ciała, przestrzeń, znać sygnały; i czasem trzeba schować skrzydła, nie patrzeć w oczy i pokazać, że nie jesteś zagrożeniem.

Wzruszyła ramionami; nie lubiła płaszczyć się zbyt często, ale jeśli miało to działać — niech będzie. Spojrzała na Sokoła z półuśmiechem, który nie sięgał oczu.
Niech zgadnę: w teorii brzmi prosto; w praktyce perswazja okaże się kombinacją sprytu, wiedzy i inteligencji? — dodała; w głosie była nutka wyzwania; jeśli Sokół miał jej tego nauczyć, niech nie liczy na łatwe lekcje; ona uczyła się przez praktykę, przez błąd i poprawę, a nie przez słowa same w sobie.

Drzewo na Wzgórzu

: 20 paź 2025, 22:26
autor: Sokół Samnaru
  • Och, gdyby tylko wiedziała jak Sokół byłby zadowolony z takiego odwrotu sprawy! Z buntu, och jakże pisklęcego, pełnego werwy! Smoki Wolnych Stad, och, im brakło szponów zaprawdę, i biada, biada, że nic takiego się nie stało! Ale jaka litość, że Urgumm hao Gelleian nie zetknął się z tą intruzywną myślą młodej Ilwenn... bo zawiódł by się wręcz morderczo, że kolejna Wolna rezygnuje z upustu emocji.
    No, aż do chwili gdy została poruszona kwestia tytoniu. Odpalił raz jeszcze zgaszony papieros.
    Ta? – Złapał temat od niechcenia. Wziął duży wdech, jakże się żarzył ten papieros, o i się dopalał już bo płuca wprawione ciągnęły dalej i niemalże na jeden haust, jeden wdech cały skręt poszedł! Niemalże, bo Urgumm oderwał nagle od swoich gadzich ust kraniec papierosa i jak dmuchnął, jak buchnął, to dym zasłonił go całego i poleciał wirkiem przed pyszczek młódki. Jeszcze z dymem w gębie rzucił, chyba nie wiedząc gdzie to prowadzić, czy też chcąc strzelić "pstryczka" w nos Ilwenn: – To klawo.
    Gdy futrzasta młódka wspomniała o Naranlei, łuk brwiowy Sokoła nieznacznie się uniósł. Ale nie podniósł zdania, rzuconej rękawiczki, i pykał dalej dupką papierosa w łagodnej euforii. Bo ta była związana z tym jak jego haczykowate szpony zniknęły w grzywie kirina, którą gładził z przesadną ostrożnością.
    Piękna-ładna zwierzyna, tak-tak... – dukał półszeptem, nie przerywając rozmówczyni. – Och, rozumiem, tak-tak, skąd może się brać Twoje podejście, bo jest tam ziarno-kłos prawdy, tak. Heh-he, ale dalej nie umiem się zgodzić. Czy pomyślałaś może, że myślisz w ten sposób dlatego, bo sama nie musisz się martwić o jedzenie, wspomnianą grotę-schronienie i, no, opiekę? Bo od razu te... no, warunki, uznajesz za bezsprzecznie dobre. Bo kto o dobrych, zwinnych-mądrych zmysłach chciałby się martwić o coś-niecoś? No, ale, czy smok w takiej sytuacji się martwi? Czy taki kirin tutaj podobny, dziki-niesplątany, się martwi czymś, co dla niego jest naturalne? Nie jest to oskarżenie, nie-e, nie zrozum mnie źle, błagam-proszę, chodzi mi o to... że mało Wolne są te Wasze, e-he, Wolne Stada. Tu wchodzimy, według mnie oczywiście-tak, w niebezpieczne-groźne rejony, ano, czym jest mo-ra-l-l-l-ność? Moralność dla smoka jest czymś innym niż dla driady, a co dopiero dla Wichra tu naszego pięknego-ładnego, tak-tak? Ja uważam, że odbieranie wolności nigdy-prze-nigdy nie jest moralne, nie-e, i może jestem w błędzie, tak-tak, ale za to jaki jest to piękny-ładny błąd. Bo czy Wicher wolałby być wolny, czy zwyczajnie bezpieczny-wieczny? A co dopiero, he-he, żeby kirin sam z siebie wybierał, żeby z pisklęciem spędzać czas! No nie-e, to Twój tata wybrał, tak-tak, a nie kirin. To jaka to jest wolność... ja bym tak nie chciał żyć. Ale no, nie wiem, może głupoty plotę, nie wiem.
    Podniósł łeb jeszcze wyżej, radosne "mmm!" wypisnął zza kłów i pomachał drugą łapą w górze, jak gdyby usilnie zabierając uwagę młódki i kirina.
    Ach, bariera, ach-tak! W moich rejonach – bogowie błogosławcie Budowniczego Ruin z Mgieł, że mi przypomniał – mówi się na Wasze Wolne tereny Guardo hao Paulen. No, w wolnym tłumaczeniu... he, zabawny jesteś, Sokół, widzisz? Jaki żart zrobiłem, no, słowny, tak-tak, ja-Sokół. No ale wracając, ano, mówimy na Wasze tereny "Magiczna Bariera". Kiedyś, dawno-dawno temu, właśnie Naranleja o jakiej mi miło-skromnie wspomniałaś, Ilwenn moja droga, chroniła swoją barierą Wasze tereny i niewiele rzeczy-istot o złych zamiarach mogło wkraść się w Wasze święte-bezpieczne rejony. Tam chodziło o jakieś tarramowe-złe perypetie, dawne-nieistniejące już rasy równinnych, ale u mnie to się utarło i dalej tak się mówi... może nikt się nie dowiedział? Mmm-m, możliwe-możliwe, tak-tak, jeśli wrócę to przekażę, ale utarło się to się utarło. Wątpię by moje słowa przeszły, nie-e...
    Zgasił niedopałek o korę drzewa i wyrzucił hen za siebie. Może i symbolicznie, tym małym ruchem zostawiając dzieje Keleti i historie jego wszędobylskich pobytów w Klinikach za sobą. Na próźno wspominać...
    Hah! Wręcz przeciwnie. – Odpowiedział jej wzruszeniem ramionami własnym wzruszeniem własnych ramion. Odwzajemnił także niewidoczny jemu uśmiech i mówił półcicho, wsłuchując się w rytm deszczu: – Myślę, że w praktyce... perswazja jest sztuką, e-he-he, szybkości. Kto pierwszy zauważy okazję i z niej skorzysta, w tym przypadku... zawahanie przeciwnika w dyskusji może? Spokój w oczach amemaita? Zająknięcie, odwrócenie wzroku, mniejsza pewność siebie? Oj, mnóstwo przypadków, tak-tak. Ale zawsze, dla mnie oczywiście, sprowadza się to do spostrzegawczości. Może rozmówca lubi mówić, mówić dużo-płynnie-żwawo, i słowa nie łączą się wcale tak dobrze, jak brzmią? A może nie mówi wcale? O-och, mnóstwo okazji! Chociaż, no, każdy ma na wszystko własną interpretację, tak-tak? Jaka byłaby Twoja, moja droga Ilwenn? Czym jest przekonywanie według Ciebie?
    Jeśli chciała praktyki, miała ją przed sobą wraz z wyzwaniem. W międzyczasie Sokół sięgnął po torbę przy piersi i wyciągnął garść wyprażonych magią ziaren kawy, a po chwili zaczął je dość obrzydliwie żuć i chrupać.
━━━━━━━━━━
:: Przebiśniegowa Łuska

Drzewo na Wzgórzu

: 21 paź 2025, 14:31
autor: Przebiśniegowa Łuska
Raz mogła odpuścić. Drugi raz tak perfidnego i złośliwego — w jej mniemaniu — czynu nie zostawi bez odzewu. Rzuciła szybko wzrokiem na pobliskie kałuże, potem na kirina, dając Wichrowi wyraźny przykaz. Ilwenn wzięła zamach i uderzyła łapą w wodę, rozbryzgując kropelki dookoła; a tylko jakimś dziwnym trafem spora część poleciała prosto na pysk Sokoła, gasząc przy tym tego śmierdzącego papierosa.
Ups... – zachichotała, zadowolona z siebie. Chyba zacznie częściej wybierać się na spacery z Wichrem, póki sama nie nauczy się korzystać z maddary.

Ilwenn słuchała. Czasem kiwnęła łbem, czasem zmrużyła oczy albo spojrzała na kompana, gdy Sokół znów zapętlał się we własnych słowach. Nie od razu odpowiedziała jednak. Jakiś sens w tym był, ale...
Trochę hipokryta z ciebie, jeśli mówisz o wolności, sam mając kompana – parsknęła lekko. – Moralne, niemoralne — ale to kompan okazał się tym, który wymaga naszej opieki, skoro dał się wytropić i wpaść w sidła więzi, czyż nie? Silny i pragnący wolności nie da się tak łatwo złapać. Będzie walczyć, będzie szybszy, ostrożniejszy.

Była zdziwiona, czemu ta bariera po prostu przestała istnieć. Może nie było już takiej potrzeby? A szkoda, bo chciała ją zobaczyć. Chyba że... zapyta bezpośrednio. Co chwila znajdowała powody, by iść do świątyni, a zarazem czuła w sobie ziarno wątpliwości, czy to w ogóle ma sens. Może podświadomie wiedziała, że jeśli nie znajdzie tam odpowiedzi, odwróci się na pięcie i jej noga już nigdy nie postanie w świątyni — a bogów uzna za zapatrzonych w siebie gburów. Ale... może powinna zatrzymać ten monolog.
Co tam mówisz do siebie? – spytała, unosząc lekko głowę. – Czasami wtrącasz coś po innemu. Nie jesteś stąd, prawda? – zawahała się na moment – Szczerze, trochę zazdroszczę. Nie wiem czemu, ale świat za horyzontem ciekawi mnie bardziej niż to, co mam dookoła.

Trochę się z nim nie zgadzała. To mimo wszystko nadal cecha sprytu — wyczucia, obserwacji. Zbyt szybka reakcja mogła przynieść odwrotny efekt: przyciśnięty zbyt mocno rozmówca zareaguje agresją, czując się zagrożony.
Cóż, według mnie przekonywanie to poniekąd manipulacja — taka, w której ktoś zaczyna myśleć moimi słowami. Zgodzi się ze mną, nawet jeśli na początku się nie zgadzał i uważał swoją rację za ważniejszą. – Spojrzała na niego z ukosa, z cieniem uśmiechu. – Bo przykładowo... myślisz, że Dadu, widząc jak dmuchasz mi tym dymem prosto w pysk, pokiwałby głową z aprobatą? – dodała z nutą przekory. – Czy jakbym poprosiła ładnie, to byś wziął to pod uwagę? Nie podoba mi się ten zapach ani trochę. Dusi mnie — i byłabym bardzo wdzięczna, gdybyś nie robił tego w moją stronę. ─────────────────── Sokół Samnaru

Drzewo na Wzgórzu

: 25 paź 2025, 20:54
autor: Sokół Samnaru
  • Wzdrygnął się, raptem parsknął piskliwie – łeb cofnął się w prędkim spaźmie, a oczy zniknęły spod zmarszczonymi powiekami. Nawet ciche pełne obrzydzenia "ugh!" wyrwało się ze zniesmaczonego pyska, gdy haczykowate szpony uniosły się jak ciągnięte na sznurku i strzepały w teatralnej manierze wodę z kufy. Potem łapa zsunęła się z polotem i lekkim machnięciem wyrzuciła mokry papieros za siebie – siuu, poleciał poza zasłonę drzewa i zniknął w ulewie.
    Otworzył po chwili oczy, a uśmiech mu nie zelżał. Był dumny, choć nie ubrał tego w słowa. To, że Ilwenn – jego uczennica – postawiła na swoim brał za pewnego rodzaju sukces swoich nauk.
    Wzruszył barkami.
    Ck-ck-ck-ck – Zacmokał, kręcąc łbem. – Niepewny siebie rozmówca od razu by się oburzył, tak-tak. Nie na stwierdzenie, rzecz jasna, ale na pominięcie jego argumentów, tak. Ja, na Twoje szczęście Ilwenn moja droga, nie mógłbym mieć tego głębiej w nose niż mam dotychczas, w tym momencie, tak-tak. No ale za hipokrytę, nie-e, nie uważam się wcale, a... hm, za opurtunistę. Jakbym skrzywdził siebie i potencjalne, tak-tak, bogactwo, gdybym działał zgodnie z tym, co moralne? Nie o to chodzi w Wolnych Stadach, gdy dostatku tutaj, że ho-ho hu-hu no i cześć. No ale kontynuując tyradę, bo-albowiem sprawia mi to olbrzymią radość dyskutować o takich myślach niesfornych, tak-tak, no nie umiem się z Tobą, Ilwenn moja droga, zgodzić! No nie, nie okazał się! Nie wymaga naszej opieki, bo i żył sobie swoim tempem, swoim życiem poza Nami, smokami, ot miał nieszczęście, że wśród Wolnych. Teraz po prostu zwalasz winę na ofiarę, jeśli dyskutujemy za tym, że to niemoralne, tak-tak. – Nagle zaczął ją przedrzeźniać piskliwym głosikiem, wchodząc na zaskakująco wysokie tony: – Gdyby był silniejszy, mądrzejszy... pf! Czy to wina Wichra, że naprzeciwko niemu stanął drapieżnik iście-makabrycznie-fenomenalnie niepokonany? Bo ja, osobiście, nie znam silniejszego drapieżnika niż smoka, który lata, pływa, biega, szpony-pazury i kły ma, a i moc-maddarę też posiada i nic, zaprawdę nic, nie może z nim konkurować. Wydaje mi się, że, tak-tak, to wszystko jest jak rzut kostką. Czy się uda zbiec, czy też nie, bla-bla-bla... czy uda się złapać w pętelkę maddary umysł drapieżnika, który zdaje Ci się spokojny, czy też nie. Naprawdę zaprawdę mówię Tobie, że nie uważam, że zwierzę może zrobić coś więcej, bo los jest przewrotny. No ale jakby Tobie, Ilwenn, zależało by mieć kiedyś własnego kompana, bo to niezły barter, to zawsze możesz coś biedakowi podrzucić – mięsko, kamień szlachetny, cokolwiek co je. Jedzenie to dobre narzędzie perswazyjne. Jakbyś była przywódczynią kiedyś swojego Ziemistego stada, tak-tak, to przypomnij sobie starego Sokoła i weź bukłak miodu z zakąską na rozmowy negocjacyjne.
    Zaśmiał się cicho na to, co następnie powiedziała futrzana młódka.
    Ano, nie jestem – wyprostował się na te wyznanie bardzo, ale to bardzo dumnie. Tak mocno się wyprostował i napuszył, że na wypiętej piersi było widać kość mostka. – No i też się nie dziwię. Myślę czy nie wrócić w moje strony, bo jak jadła tu pod dostatkiem, że hu-hu ho-ho, to i jakiejś... misji brakuje. Czegoś większego, czegoś ciekawego, bo nudy tu jak zady niebieskie. Wszyscy w grotach, bez jakiejś ciekawości życia, bo większość z Was życia nie poznała, tak Wam tu dobrze. Po prostu... hm, zasiedziałem się tu. Chyba-może nie potrzebuję takiego życia, jakie prowadziłem wcześniej? Oj, dużo pytań na głowie, tak-tak.
    A raptem zaśmiał się jeszcze głośniej, gardłowo na tyle, że struny głosowe zaharczały nieprzyjemnie. Sięgnął po torbę, wziął kolejną garść ziaren kawy i dopiero wtedy kontynuował swoje wywody.
    Ho, masz szczęście, bo akurat mi się faje skończyły – Skłamał bez nuty zwątpienia, bo sakwy miał zawsze pełne. Nie czuł potrzeby dawać jej tej satysfakcji, że naprawdę ładnie go wyprosiła... też zrobiła to mocno perswazyjnie, więc może naprawdę Urgumm hao Gelleian miał dryg do nauk? Dała mu zadziorność, przekorę, bunt, który tak długo szukał i tylko to, naprawdę to, mogło przekonać karła by nie sięgnął po papierosa. Stłamsił tę dumę piskliwym, radosnym rykiem: – A Dadu to nawet nie wie, że tu jestem! Ha-hoh, dałaś się wrobić! Kij wie co robi taki Dadu, ale na pewno ma sprawy ważniejsze niż smoki buchające sobie dymem w pyski. Ale czym jest manipulacja właśnie, jak nie tworzeniem sobie sytuacji korzystnej poprzez wykorzystanie, tak-tak, nadanej okazji? Wiem, żeś młoda jesteś, Ilwenn moja droga, to i wykorzystałem jakże, tak-tak, naturalną dla pisklęcia naiwność i pokładanie wszelkiego-każdego, tak, autorytetu w starszych, szczególnie jeśli to Piastun a także, tak-tak, widziałem, że ważne są dla Ciebie rangi to i od razu dałem Ci to, czego potrzebujesz – smoków wypełniających swoje obowiązki – a ja w zamian dostałem rozrywkę. Przez to Cię zatrzymałem, nie dałem Ci się złapać na ostry kraniec pazura i jakoś tak jedno doszło do drugiego, ano? Perswazja to, ot zwyczajnie, budowanie sytuacji na swoją korzyść poprzez szybkość wykorzystywania okazji, tak-tak. To na jaką rangę się uczysz, Ilwenn? Kawy trochę? Świeżo wypalona.
    Wiotka, żylasta łapa wyciągnęła się przez głaskanego Wichra, a na jej gadzim wnętrzu widniały trzy ziarna kawy.
━━━━━━━━━━
:: Przebiśniegowa Łuska – po swoim odpisie możesz składać raport

Drzewo na Wzgórzu

: 27 paź 2025, 12:11
autor: Przebiśniegowa Łuska
Ilwenn potrząsnęła łbem, strząsając z grzywy ostatnie krople i przyglądając się Sokołowi rozbawiona, ale i lekko zirytowana tym ciągiem zdań.
A może się oburzyć– wzruszyła barkami. Jeśli uzna czyjeś argumenty za słabe, po prostu wpadają jej do głowy i od razu z niej wypadają, choć gdzieś w środku czuła, że zarazem zbytnio upraszcza temat. – Ale jeśli to oportunizm... to nadal szukanie kogoś słabszego od nas. Nie widzę w tym nic złego. Zwłaszcza, że nie trzymamy ich w grotach ani nie głodzimy– Nie widziała w swoim toku myślenia nic złego i raczej nic nie zmieniłoby jej opinii.

A nie wiemy też, jak taki kompan żył przed naszym przyjściem. Może był sam, bo stado go odrzuciło? Zgubił się, bo zmysły go zawiodły?– przekrzywiła głowę, przyglądając mu się spod mokrych kosmyków futra.

A skoro już jesteśmy w temacie silniejszych– dodała po chwili, marszcząc lekko brwi. – Sam mówiłeś przed chwilą, że są stworzenia potężniejsze od nas. To raczej stawia nas gdzieś pomiędzy, a nie na szczycie. Taki żubr byłby zagrożeniem dla ciebie, ale dla górskiego smoka... niekoniecznie. Właściwie wszystko zależy od tego, z kim masz do czynienia i jakie masz możliwości... – zawahała się, mrugając. – …choć chyba trochę odbiegłam od tematu – westchnęła lekko.

Ano, zależy mieć swojego kompana... Na moje szczęście chcę jedynie chimerę zająca, więc pewnie samo jabłko wystarczy, by przekonać go do mnie– zamyśliła się na moment. W sumie, co się daje mieszance roślinożercy i mięsożercy? Zamyśliła się lekko.

Parsknęła subtelnie śmiechem na ostatnie zdanie Sokoła.
Cóż, mój tata jest zastępcą, więc jestem już w połowie drogi – stwierdziła z przekornym błyskiem w oku, choć wiedziała, że na przywódcę raczej by się nie nadawała, biorąc pod uwagę, jak lekko traktuje stosunki między stadami.

Na chwilę ucichła, pozwalając, by szum liści wypełnił przestrzeń między nimi.
Czasem myślę, że też chciałabym coś takiego. Czuję monotonię. Każdy chodzi w kółko od punktu A do punktu B jak mrówki. Jedynie książki mamy jakoś umilają mi czas, ale nie chcę spędzić całego życia w grocie na polowaniu i walkach – uśmiechnęła się blado.

Sięgnęła spojrzeniem do jego łapy, w której leżały trzy ziarna. Pachniały intensywnie, gorzko, jak coś, co raczej nie miało być przyjemne.
Czemu nie– przechyliła lekko głowę na bok. Wzięła jedno ziarno, trzymając je chwilę między zębami, zanim przegryzła. Smak uderzył od razu – ostry, cierpki, jakby przypalony. Skrzywiła się lekko, ale nie wypluła.
To jest... gorzkie. Bardzo gorzkie – mruknęła, żując powoli. – Ale… nie wiem. Może nawet mi się to podoba. Tylko mogłoby mniej smakować spalonym... starym kasztanem. ─────────────────── Sokół Samnaru