Strona 35 z 35

Samotny pagórek

: 26 wrz 2025, 22:05
autor: Oblicze Parszywe

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Dojrzały rodzic prawdopodobnie pochyli łeb, wierząc w niewinność swojego dziecięcia. Będzie się kajał, pozwoli na ścięcie żeby tylko chronić niewinność dziecka. Przecież to tylko wypadek. Ile matek słyszało ten tekst? Jak wiele z nich było po drugiej stronie barykady? Wypadki miały to do siebie, że chodziły po smokach, a dzieciaki miały naturalny talent do wpadania w nie częściej niż w dziury.
To tylko niewinna zabawa. Niewinna zabawa, która skończyła się tragedią. Czy można było jej uniknąć? Kłamstwo powtórzone tysiąc razy ponoć stawało się prawdą, więc jeśli by tylko niezmiennie upierać się przy swojej wersji... Czy w ten sposób można wytłumaczyć każdy zły czyn?
Nie dało się jednak ukryć, że właśnie przez wierzenia być może wiele piskląt mogło osiągnąć dorosłość. Może w ten sposób kształcił się instynkt samozachowawczy. Letharion umykał rodzicom, łaził po drzewach, spadał z nich, wracał brudny, ale jego wyprawy zawsze kończyły się w czułych, matczynych ramionach. Co prawda modlił się w duchu żeby jego pisklęta (o ile kiedykolwiek będzie jakieś miał) nie miały podobnych zapędów do wycieczek. Jednak dzięki temu poznał przyjaciół, członków stada, pierwsze smaki adrenaliny.
Niektórzy jednak nie mieli tego szczęścia. Zasypiali i nigdy nie budzili się ponownie. Jego siostra również spała dłuższy czas...
Oh więc nie widział śniegu? Czyli był zdecydowanie młodziutki. Przez chwilę jego umysł wertował w pamięci do jakiego wieku nie mógł zjeść pisklęcia, ale szybko odgonił tą myśl. NIE WOLNO. Przecież nie był jakimś barbażyńcą, był dumnym wojownikiem Mgieł! Co prawda nadal adeptem, ale to tylko szczegół.
Koszmar nic nie robił sobie ze śmiesznego zachowania młodzika, nawet nie myślał, że dzieciak może nadal zakładać, że ten chce go zjeść. Gdzieś z tyłu głowy miał świadomość, że Ĉielo może czuć się nieswojo z obcym, dorosłym smokiem o wątpliwej aparycji, ale kompletnie nie zakładał, że ten przeżywa taką wewnętrzną walkę.
-Perła siostra. Łaknący zna, przyjaciel.
Chyba mógł to tak określić.
Cóż, ktoś kto nazwał się Trupim, nie nazwał się tak bez powodu. Już chciał wytłumaczyć, że Mgliste imiona są sekretem i tylko stado może je znać, kiedy... A cóż to za zuchwałość?! No to zaczynamy teatr.
Czując na pysku mokry język malca, zawył boleśnie i padł na bok z wywalonym jęzorem. Zamknął oczy i udawał, że ten niecny atak powalił go na amen. Nawet oddech wstrzymał dla lepszego efektu.
A Ĉielo? Na jego języku na pewno pozostał smak goryczy przeplatającej się z kwaśnymi nutami. Czy poczuł szczypanie na języku?

Samotny pagórek

: 02 paź 2025, 16:55
autor: Rozwichrzony Kolec
Słowa mają moc; Nazwij rzecz, a masz ją pod kontrolą. Bądź pierwszym, który rozpowszechni kłamstwo i patrz jak masy skłaniają głowy, pieczołowicie dopisują niewiarygodne do kajetu codzienności, a zanim uczciwi zdążą donieść garść rzetelnych dowodów, kolejna plotka przytłacza mozolną maszynę weryfikacji. Afera goni aferę. Linie się zamazują, powstają półprawdy, niedopowiedzenia, a czego się nie zweryfikowało na czas, zostaje dodane do rosnącego długu historii.
Ale w ten sam sposób powstają piękne opowieści! Ballady o odległych krainach, legendy o bohaterskich czynach, czy niemożliwych dokonaniach, na mapie wyłaniają się nawiedzone bagna, krąg kamieni zaczyna być portalem do mistycznych krain. Czego się w końcu nie wyolbrzymi, by zobaczyć uśmiech dziecka? Ĉielo uwierzyłby we wszystko i to cud, że nikt jeszcze nie wykorzystał naiwnego umysłu pisklęcia. W końcu to był ten czas, by biegać w nieznane, tak jak to robił Koszmarny – teraz zadrapania, złamania, rozkrwawiony nos się goją jak na psie, więc czemu by nie spędzić tych chwil na kształtowaniu wyobraźni, ćwiczeniu koordynacji, czy socjalizacji?
  Ĉielo spędzał ten czas najwyraźniej na mordowaniu obcych mglistych.
Nie zdążył jeszcze schować języka za klatkę zębów, zanim jego śmiertelny pocałunek nie odniósł efektu. Olbrzym padł w agoni, równie nagle, co zadziorna mina pisklęcia szczezła w panikę.
– C-co? Koszmarny! Hej, Koszmarny! Ja nie chciałem! Proszę obudź się! – oparł się łapkami na piersi mglistego, szturchając go.
Polizał się prędko w bark, sprawdzając czy rzeczywiście jest trujący. Raz, drugi, trzeci – nic.
Czyli to nie jego wina?
Na tym przebłysk geniuszu się skończył, bo nie biorąc pod uwagę niewrażliwości na własne toksyny, zaczął go lizać po wszystkim co wpadło w zasięg mordki: skrzydle, boku, nasadzie szyi, łapie, w dobrodusznej wierze, że może go wyleczyć z czegokolwiek, co mu dolegało.
– Talima! Biegnij – liz – Po – liz – tatę! – Liz – Koszmarnemu – liz – bratu Perły – liz – coś się chyba – liz – stało!
Nie zwrócił nawet uwagi na piekący coraz bardziej w paszczy gorzko-kwaśny posmak. To był nagły wypadek! Jak mógł się przejmować czymś tak banalnym jak zły smak?
Liz.


  • :: Koszmarny Kolec ::

Samotny pagórek

: 07 paź 2025, 0:31
autor: Oblicze Parszywe
Tak, dzieciństwo Koszmarnego było dobre. Pełne historii, które tworzył we własnej głowie, matczynego ciepła i na szczęście bez brata, który mógł go utopić. Rodzeństwo miał starsze, dojrzałe i nie w głowie było im dokuczanie adoptowanemu bratu. Jego łeb tworzył teorie o braku podobieństwa do rodziny, aż do momentu kiedy de fakto nie otrzymał na tacy informacji, że był podrzutkiem. Podrzutkiem, który miał sczeznąć zanim przekroczy skorupę jaja. Rozbity gdzieś o rzeczne kamienie i pożarty przez ryby. Czy to znaczyło, że nawet początkowo złe hstorie mogły mieć dobre zakończenie? A może matka pozbywająca się jaj nie była tak zła jak wspólnie mordujące się rodzeństwo? Mniej lub bardziej przypadkiem. Później zostawały tyko legendy. Czy ktoś prowadził statystyki znalezionych ciał piskląt? I tych nieznalezionych?
Ĉielo powinien korzystać z młodych księżyców. Poznawać, doświadczać, łamać. Smakować szczęścia i czuć ból (w zdrowych ilościach rzecz jasna), a przede wszystkim znaleźć przyjaciela, rywala. Jak inaczej ma się nauczyć świata?
Teraz maluch mógł się pochwalić swoim pierwszym morderstwem. Wielki (wcale nie), groźny i straszny samiec leżał bez życia na trawie grając w swoją grę. Jak długo powinien tak leżeć? Jęzorek przeczesujący jego sierść i łuski zabawnie łaskotał w porównaniu do ostatniego "pocałunku" z samicą. Nie wywoływał w nim mdłości, większej niechęci, ani chęci uduszenia posiadacza. Nie było to jednak doświadczenie podobne do tego kiedy dostawał liza od rodziny. Co to w takim razie za uczucie? Zabawa?
Jak wiele uderzeń serca minęło? Czy Ĉielo słyszał jak głodne mięsa muchy zbierały się nad cuchnącym Koszmarnym? Nie mógł go tak dłużej trzymać w niepewności i panice. Jeszcze mu na serce wykituje i będzie miał szczawika na sumieniu. Wyczekał, aż pisklę znajdzie się wystarczająco blisko jego pyska, po czym otworzył szybko oczy i pysk, a zielonym jęzorem zaczesał Ziemnemu bordową grzywkę do tyłu, mocno ją ulizując swoją cuchnącą, lepką śliną i pierwszy raz od wielu księżyców wybuchł szczerym, głośnym śmiechem. Gdyby tylko w smoczym świecie istniał żel do włosów...
-Żarcik.
Nic mu nie było. Koszmar był całkowicie zdrowy.
-Dobry dzieciak. Zanieść do domu?
Zapytał z nutą... troski? w głosie. Chyba go polubił na tyle, żeby dać mu osobistą eskortę na własnym grzbiecie. O ile nie był zbyt duży.