Strona 35 z 42

: 10 kwie 2021, 16:09
autor: Fioletowa Werbena

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Aveli przemykała przez tereny Plagi, stąpając cichutko i ostrożnie, aby żaden nadopiekuńczy kompan nie odkrył, że ucieka gdzieś bez zgody mamy czy innego starszego smoka. Co prawda mogła wzbić się w powietrze i szybciej wymknąć się w nieznany świat, lecz po pierwsze nie lubiła latać, a po drugie ktoś mógł ją przyłapać. Ona sama raczej nie zauważyłaby czegoś takiego, ale zdawało jej się, iż inni dostrzegają rzeczy, które dla niej są niedostępne. Ma to chyba związek z tymi całymi oczami? Może kiedyś to zrozumie.
Po długim i męczącym biegu udało jej się wreszcie dotrzeć do miejsca, które nie pachnie jak tereny Plagi. Właściwie to nie pachnie jak żadne stado albo może jak każde po trochu. Musiała to być wspólna ziemia, gdzie wszystkie smoki mogły swobodnie chodzić i robić co im się żywnie podoba.
Aveli przystanęła, zaciskając mocniej zęby na swym przydługim kijku i z machnięciem ogona nasłuchiwała czy kogoś nie ma w pobliżu. Uważała się już za całkiem dużą, ale to nie znaczy, że nie była choć troszkę ostrożna. Nie wyczuła obecności żadnego smoka, ale za to do jej uszu doszedł przyjemny szum wody, więc skierowała się ku jego źródłu. Patyczek przeniosła do przedniej łapy i stukając nim o podłoże sprawdzała gdzie kończy się ziemia, a gdzie zaczyna wyszukiwana rzeczka. Nie miała zamiaru pływać, a zwyczajnie zanurzyć pazurka lub kilka.
Ostatecznie dotarła do Małego Wodospadu. Po zbadaniu terenu przysiadła przy wodzie, przemykającej pomiędzy skałami i wkładała i wysuwała łapę, napawając się tym dziwnym, lecz przyjemnym uczuciem biegu strumyka.

: 17 maja 2021, 12:52
autor: Gorzki Kolec
Słodko pachnący wiatr czesał mu futro, gdy szybował tuż nad koronami drzew powoli wypuszczających pierwsze liście. To była pierwsza w jego życiu Pora Kwiecistych Ziem i musiał przyznać, że niesamowicie mu się podobała. Wykluł się na granicy pór roku, jeszcze gdy powietrze miało ostrość mrozów i choć przyzwyczajony do niższych temperatur, z lubością grzał grzbiet w słońcu. Jeszcze nie wiedział, że lata dla smoków pokrytych futrem, wcale nie są takie przyjemne. Dlatego na razie rozkoszował się wonią rozkwitających roślin i coraz cieplejszymi dniami.
Lecąc nad terenami wspólnymi, jego wzrok przykuł błyszczący i głośno szumiący wodospad, który zapraszał żeby skosztować chłodnej wody po długim locie. Jednak nie tylko on skupił jego uwagę, ale również jaskrawa plama puszystego fioletu tuż nad brzegiem. Odcinała się wyraźnie na tle zieleni. Lir ze swoim ziemisto-bordowym futrem lepiej wtapiał się w tło i czasami zastanawiał się jakim cudem jaskrawo ubarwione smoki, jak na przykład Astralis, radzą sobie na polowaniach. Przecież to musiał być koszmar.
Nie wahając się, zniżył lot, a potem wylądował miękko nieopodal nieznajomej. Nigdy nie miał problemów z nawiązywaniem nowych kontaktów i nadal się to nie zmieniało, choć nie garnął się do obcych z takim entuzjazmem jak kiedyś.
Cześć! – zagaił rezolutnie, podchodząc do brzegu rzeczki. – Mamy coraz ładniejszą pogodę, prawda? Całe szczęście, długie deszcze były męczące. – Nie przyglądał się obcej wnikliwie. Zanurzył pysk w wodzie i wziął kilka łyków, potem oblizując się ze smakiem. Tak, tego było mu trzeba.

: 20 cze 2021, 20:44
autor: Fioletowa Werbena
Aveli nie musiała obracać łba czy zmieniać jakkolwiek pozycji, żeby wiedzieć, że ktoś się do niej zbliża. Bicie skrzydłem podczas lotu i tupnięcie o ziemię przy lądowaniu, nawet miękkie wydawało dźwięk i dawało minimalne wibracje. Wyczuwając to, adeptka Plagi nieco się spięła i poruszyła nerwowo końcówką ogona, lecz pozostała na miejscu. Gdyby poderwała się niczym spanikowany żbik to tylko pokazałoby, że boi się ataku, co nie jest prawdą. Była po prostu ostrożna.
Z nutą rozczarowania wyjęła łapy spod mile chłodnej wody wodospadu i jedną odruchowo położyła na kijku, a drugą na podłożu w razie potrzeby wstania. Poruszyła jednym uchem, przyjmując słowa nieznajomego do wiadomości, lecz nie zwróciła się ku niemu. Jeszcze nie. Ciekawe czy on zareaguje na jej brak oczu? Jak do tej pory nikt się tym nie interesował. Nikt nie pytał. Czy wiele smoków rodziło się z dziurami ślepi?
-Deszcze potrafią być dość przyjemne. Zwłaszcza te mniej agresywne, bo mocne ulewy za bardzo utrudniają poruszanie. Ciepło jest w porządku, choć myślę, że też może być uciążliwe. – odpowiedziała neutralnym głosem, wciągając mocniej powietrze niby testując tą przyjemną pogodę, lecz tak naprawdę sprawdzała z jakiego stada jest jej rozmówca. Woń wulkanistej siarki, heh? Kto inny jak Ogień by tak pachniał.
-Z racji, że to ty mnie zaczepiłeś to może przedstawisz się jako pierwszy Ognisty? – powiedziała, pochylając łeb na tyle, że dałoby radę to uznać za zerknięcie, choć Aveli nie wiedziała jak udawać ruchy widzący smoków, więc efekt mógł pozostawiać wiele do rzeczenia.

: 09 sie 2021, 18:27
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Najwidoczniej Sasanka, albo Rinyss, dorosła do tego żeby pozamykać pewne rozdziały w swoim życiu. Rozmówiła się z Pełnią, został jej jeszcze tata do którego paradoksalnie najbardziej bała się podejść w tym temacie. Po drodze był zaledwie on. Źródło jej problemów od małego. Smok, którego nie potrafiła dopasować do żadnej kategorii. Lubiła go tak samo mocno co nie znosiła. Czy to miało jakąś nazwę?
Eh.
Smoczyca wylądowała wczesnym wieczorem u podnóża drobnego wodospadu. Uśmiechnęła się smutno kiedy przypomniała sobie co ostatnim razem tu robiła. Z Pasją też chciała porozmawiać, ale tutaj nie miała raczej już czego zamykać. Co najwyżej otwierać. Westchnęła cicho i spojrzała na niebo. Nie była pewna czy Jaah się zjawi. Lecąc tutaj posłała mu krótką wiadomość, że chciałaby z nim porozmawiać. Nadal pobolewała ją głowa od otworzenia się na nowo na mentalną komunikację. Zwłaszcza, że zasadniczo zamknęła się na nią przypadkowo!
W łapie ściskała malutki przedmiot, niewidoczny przez oplatające go palce. Najwyższa pora.

: 09 sie 2021, 19:11
autor: Szara Rzeczywistość
Jaah był bardzo specyficzny i odpowiadał na wezwanie każdego znanego smoka... chyba, że akurat... Był zażenowany samym sobą. Przed tą cała Ametystową czuł coś podobnego do zażenowania, jednak nadal bardziej postrzegał ją jako niedorosłe pisklę, a nie jak dorosłą samicę.
Tak to już było, jej wybory były dla niego kompletnie niezrozumiałe i w pewnym momencie kompletnie odcięła się od niego, co Jaah przyjął z ulgą zapewne za nich oboje.
Co teraz sprawiło, iż zapragnęła rozmowy? Z tego nie mogło wyniknąć nic dobrego, ale w sumie po stracie Ostoi i ośmieszeniu się przed Żagwią... teraz to na prawdę nie dbał o to jak był postrzegany, a bardziej pragnąłby zapaść się pod ziemię.
Wylądował niedługo po wezwaniu i jak zwykle zrobił to niezgrabnie, nadal utykając na tą samą łapę. Najwyraźniej bolesna pamiątka była dla niego istotna...
Chciałaś abym przybył... więc jestem
Oznajmił spokojnie i zwyczajowo zimno, bardziej wpatrując się w jej przednie łapy, niż w pysk.

: 09 sie 2021, 19:52
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Czekając próbowała jakoś umilić sobie czas – jakże żałowała zostawienia kompana w obozie. Zanurzyła łapę w wodzie i trzymała ją w bezruchu. Była ciekawa jak szybko ryby przyzwyczają się do jej obecności. Wynik był zaskakujący. Obserwowała przepływające obok niej oklejki i płotki, które nagle się spłoszyły poderwaniem tafli wody przez wiatr. Smoczyca obróciła pysk, a jej oczom ukazał się nie kto inny, a inkarnacja nieszczęścia. Nie umknęła jej uwadze ta nieszczęsna łapa. Hmpf. Podobno Plaga była bogata. Żal im było poświęcić trochę kamieni na uzdrowienie ich medyka w świątyni? Co raz mniej wierzyła w ten przerysowany obraz zgranej rodziny jaką wszyscy próbowali jej sprzedać...
Ścisnęła mocniej to, co trzymała schowane w łapie. Słowa Ragana zadźwięczały gdzieś w umyśle Sasanki. To była jej sprawa. Nie powinna nigdy w to wątpić.
Nie zajmę ci dużo czasu – zapewniła na wstępie, doskonale widząc ból jaki musiała mu sprawiać samą swoją obecnością. Serio była taka odpychająca? Chrząknęła cicho by oczyścić gardło zanim się znów odezwie. – Chciałam ci tylko powiedzieć, że nie obchodzi mnie co wtedy tobą kierowało nad rzeką. A także później. Ty masz swoją wersję, moja rodzina własną. Trudno. Nie zmienia to faktu, że postanowiłam ci po prostu wybaczyć. – Łał, przyszło jej to prościej niż by przypuszczała. Nawet nie brzmiała sarkastycznie. – I mam na myśli wszystko. Nieprzyjemne uwagi jakie kierowałeś w moim kierunku od samego początku aż do dzisiaj. To, jak mnie odpychałeś kiedy tylko chciałam cię lepiej poznać. Także fakt, że z niewytłumaczalnych dla mnie powodów postanowiłeś popsuć mi dzień z Raganem. Nawet wtedy starałam się ciebie wysłuchać, co jednak nie zmieniło twojego paskudnego nastawienia. – Ucięła na moment, żeby wziąć oddech.
Jeżeli próbował się wcisnąć, nie pozwoliła mu na to. Uniosłaby palec wolnej łapy. Nie skończyła mówić.
Zmęczyło mnie rozmyślanie nad tym o co ci chodzi. Nie jestem jednocześnie zainteresowana relacją z kimś, kto w taki sposób traktuje znajomych, toteż...proszę – wyciągnęła przed siebie ściśniętą do tej pory łapę. Leżał na niej ten sam klucz którego mu odmówiła po ich 'przygodzie' w podziemiach. W międzyczasie coś ściekło po jej policzku.
Co to...? Łzy? P-przecież? Przełknęła cicho ślinę i sięgnęła łapą, żeby przetrzeć sobie oczy. Nie zależało jej już na tym co sobie inni o niej pomyślą. Zmęczyła się udawaniem. Zadarła brodę wyżej niż zazwyczaj.
Dzięki, że wtedy mnie nie zostawiłeś. Przy kotle. – Głos jej tylko odrobinę zadrżał na wspomnienie o tamtym przedmiocie i miejscu. – Mam nadzieję, że znajdziesz kiedyś kogoś, kto wyleczy cię z twojej apatii. – Brzmiała szczerze. Bo tak było, nie życzyła mu źle. Czasem na niego popsioczyła kiedy ją zdenerwował, ale to raczej normalna reakcja.
Cofnęła się kilka kroków i rozłożyła skrzydła. Jeżeli w żaden sposób jej nie zatrzymał, wzbiła się w powietrze i odleciała, mamrocząc pod nosem ciche "żegnaj".

: 09 sie 2021, 20:56
autor: Szara Rzeczywistość
Wziął od niej klucz i niemalże z furią w ślepiach patrzył na niego. Kiedy przestała mówić, on warknął:
I tak po prostu odejdziesz, tak? Rzucając swoje, myśląc, że załatwiłaś sprawę. To cholernie egoistyczne, Ametystowa...
Oczywiście, że ją zatrzymał, schował klucz do torby.
Relacja z drugą istotą to obustronne zobowiązanie, w ramach którego obie strony sięgają po sobie nawzajem przez pustkę. Ty może odeszłaś, ale sądziłam, że jeśli nie przestanę sięgać w Twoim kierunku chociaż co jakiś marny czas, jakaś część naszej więzi ocaleje. Nie udało się, trudno...
Jeśli zamierzała i tak odejść to jej zablokuje łapy maddarowymi pnączami.
Wydaje Ci się, że Tobie było ciężko przebrnąć przez moje humory... Spójrz też na siebie jak płakałaś za nieuratowanym pisklęciem, a zaczęłaś chadzać za smokiem, który bez przerwy próbuje poderżnąć gardła smokom Wody, a także uczył mojego podopiecznego wyrywania skrzydeł innym, słabszym istotom. Żyj sobie jak chcesz, ale miej świadomość, że to mi się nie podoba, że stać Cie na więcej.
Potem westchnął i jeśli musiał ją trzymać to ją puścił. Pomimo zdenerwowania nadal czuł tą zmianę w niej. Czyżby nagle zmieniła swój charakter...? Znaczy nagle... czas najwyższy w sumie. Teraz pozostało mu czekać na to, aż Aoha wyjdzie z tego paskudnego stanu.
Co zamierzasz zrobić, skoro w taki sposób się żegnasz.

: 10 sie 2021, 13:46
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Nie odleciała kiedy się odezwał. Uniosła skrzydła zbierając się do lotu, ale jej ramiona bezwładnie opadły, a błony otarły się o kamienny brzeg. Sasanka zacisnęła wargi w poziomą kreskę i odwróciła się żeby znowu stanąć przodem przed uzdrowicielem. Wskazała na niego palcem lewej przedniej łapy, wręcz dźgała nim powietrze na wysokości piersi uzdrowiciela.
Mam serdecznie dość słuchania tego co inni każą mi robić. Więc tak, będę chociaż raz egoistyczna i zrobię to, na co ja mam ochotę. – Z jej oczu ciskałyby błyskawice, gdyby tylko to było możliwe. Od pisklaka musiała zadowalać innych. Znosić kary (w jej ocenie niesłuszne), nieprzyjemne spojrzenia, kolejne kary i zakazy, niemiłe uwagi pod swoim kierunku, bez odgryzania się. Bo to było niestosowne. Miarka się przebrała!
Na kolejne słowa miała ochotę go grzmotnąć w szczękę. Całe szczęście, że nie była tego typu osobą.
Więź? – wycedziła przez zęby. – Jaka więź? – naprawdę sądził, że to co ich łączyło było jakkolwiek pozytywne? – Znajomość z tobą jest jak picie miodu do którego ktoś dodał trucizny. Łudzenie się, że ten niemiły posmak zostanie wyparty przez słodycz, której nie zostało za wiele gdy toksyna się już rozcieńczyła. – Skrzywiła się brzydko. Wisząca w powietrzu łapa zadrżała z wysiłku, więc smoczyca musiała ją opuścić.
Zarzucał coś Raganowi. Coś, co zupełnie nie pasowało do opisu Dziedzictwa, nie ważne jak Sasanka próbowałaby na to spojrzeć. Czarodziejka nie miała najmniejszych powodów aby nie ufać wojownikowi z Plagi. Wzięła głęboki wdech. Tylko spokojnie. Przemoc to nie rozwiązanie. Mogłaś zatłuc na śmierć tego porywacza Axarusa, ale uzdrowiciela Plagi nie wypadało. Myśl o stadzie. Nie o sobie.
Normalne smoki nie okazują swojej troski obrażając drugą osobę. Zamiast powiedzieć wprost o co ci chodzi, wolałeś wyzywać mnie od głupich. – Powiedziała, spoglądając mu prosto w czerwone ślepia. W innych okolicznościach nadal uważałaby je za ładne, był to jej ulubiony kolor. Ale teraz? Ależ ją drażniły!! – Członkowie mojej rodziny nadal by chętnie poderżnęli plagijczykom gardła jakby nadarzyła się okazja. Nie definiuje to jednak moich relacji. Ani z Raganem, ani z Yarhrą, ani nawet z Tobą. – Nie rozumiała dlaczego według Jaaha miało to na nią jakkolwiek wpłynąć. Ragan był podobnie uprzedzony do Wody co Woda do Plagi, a Pestka najchętniej by się z tego równania usunęła. Była niestety wspólnym mianownikiem, co tylko ją irytowało. Nie chciała obierać żadnej ze stron, nie w kwestiach prywatnych. – Cokolwiek cię z nim poróżniło, to wasze sprawy. Nie wciągajcie mnie w wasz konflikt. – Znowu pogroziła mu palcem. Pamiętała jak Ragan próbował Jaahowi ubliżać, chociaż ubierał to w milsze słowa niż ten tutaj.
Hę? – zamrugała zaskoczona jego pytaniem. Coś sugerował...? Tylko Ragan, Żaba i Pełnia wiedzieli, więc skąd Jaah miałby...huh.

: 10 sie 2021, 20:45
autor: Szara Rzeczywistość
Jaah stał i wydawało się, że zaczynał się... denerwować? Raczej irytować.
A ja mam dość słuchania, że innych słuchałaś, bo zawsze stajesz okoniem na moje zdanie. – Już kiedyś zarzucił to i to przywódczyni Plagi, ale tym razem to właśnie Ametystowa była lepszym adresatem tych słów, które nadchodziły.
Twoim głównym problemem jest to, że nie uważasz mnie za dobrego. Gdybyś była przekonana, że jestem dobry i że wszystko: środki, cele i koleje twojego życia, wynikają po częśći z mojej dobroci, wtedy być może, choć nie zawsze, rozumiałabyś, dlaczego coś robię... ufałabyś mi, ale nie ufasz...
Uzdrowiciel się nie obawiał, kulejąc podszedł do niej bliżej. Na pysku malowała mu się jawna złość, która powoli zaczynała schodzić. Wyśmiała to co nazywał więzią? Trudno, nie musiała jej czuć, mogła ją zniszczyć i właśnie tego próbowała, powinien jej pozwolić odejść. Na jej kwestię tylko westchnął i pozbawił się tej złości, zamieniając ją na znużenie.
Nic nie rozumiesz... Mówienie o członkach stada, zdradzanie ich zachowania to zdrada.
Nic więcej nie dodał, po prostu zacisnął pysk, spoglądał na nią przez chwilę (więc wpatrywali się w swoje ślepia), aż w końcu się odwrócił. Wiedział, że kompletnie nic nie wskóra.
Skoro jest uprzedzony do Wody to jak najlepiej zranić przeciwnika nie wypuszczając ani jednego ciosu?
Jaah zamilkł znów na chwilę i przewrócił ślepiami. Konflikt... Ona kompletnie nie rozumiała tego, że tu nie chodziło o niego i Ragana, a chodziło po prostu o nią...
Jesteś dorosła, na pewno sobie poradzisz... Po prostu uważaj.– dodał znów na nią patrząc. Na zdziwienie tylko kiwnął barkami.
To jasne, że uciekasz... ale nie będę już wtrącał się w Twoje sprawy. Wystarczająco napsułem już krwi.
Ponuro podsumował i siadł sobie. Mogła już iść i raczej jej nie zatrzyma. Raczej.

: 10 sie 2021, 21:29
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Zwęziła nozdrza w przecinki. Jeżeli szukał podziękowania za to, co niby zrobił, to się grubo rozczaruje. Do tego omal się nie zakrztusiła słysząc kolejne słowa. Nawet nie zwróciła uwagi na jego podejście. Wpatrywała się w niego jak w szaleńca. Przysięgłaby, że zamiast śliny widziała w jego pysku zielony, trupi jad.
Ty...ha, ty...naprawdę sądzi– – urwała. Stała w bezruchu kilkanaście uderzeń serca. On. Sądził. Że. Mu. Zawdzięczała. Cokolwiek. Dobrego. Z jej gardła wydobyć się miało warknięcie, ale w rzeczywistości był to tylko pisk o wysokiej oktawie. Zanim uzdrowiciel się odwrócił do niej tyłem zamachnęła się prawą przednią łapą i strzeliła go w pysk. Siły miała tyle, co nic, ale na pewno to poczuł. – Nie, Jaah. Przez ciebie chciałam się zabić. – Nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek powie komukolwiek wprost o powodzie. Ragan i ojciec, a także Pełnia, wiedzieli o samej intencji. Ale nigdy o dokładnym powodzie. – To przez ciebie nie wierzyłam, że moja rodzina mnie może kochać. To przez ciebie uważałam się za słabą w maddarze i nie potrafiłam nawet sięgnąć po swoje ambicje. To przez ciebie każdego jednego, zasranego dnia muszę czerpać z resztek swoich energii żeby wymusić na sobie uśmiech, bo nie chcę widzieć smutku mojego ojca. Nie potrafię się z niczego cieszyć, a nawet jedzenie smakuje jak piasek. – Zacisnęła zęby. Ostatnie czego chciała to mówić mu to wszystko, jednak teraz słowa leciały z jej pyska niczym wodospad. Przypomniała mu tym samym wszystko. To jak wyzwał ją od małpy, jak komentował fakt, że nie potrafiła równie szybko co inne pisklęta używać maddary. Jak zanegował istotę miłości, która dla trzyksiężycowego, porzuconego pisklęcia była wszystkim co miało. Jego wieczne czepianie się o cokolwiek, czego by nie zrobiła, podczas gdy ona przez ten cały czas z niewytłumaczalnych dla niej powodów chciała czuć się wyjątkowa. Dla niego. Pomimo tej całej odpychającej skorupy.
Łapa która go chlasnęła w pysk nadal unosiła się w górze. Drżała z emocji. Gniewu, smutku, rozgoryczenia, żalu.
Ragan jako jedyny mnie nie oceniał. Od początku akceptował mnie taką, jaką jestem. A naprawdę mam niestabilny, nieznośny i odpychający charakter z czego zdaję sobie sprawę. Ale nigdy nie powiedział na mnie złego słowa. Sprawia, że zaczynam się choć trochę uśmiechać. – Zadrżała jej dolna warga. Kolejnych słów nie spodziewała się po sobie w najmniejszym stopniu. – I chociaż wiem, że chce ode mnie usłyszeć pewną deklarację, to nie potrafię mu jej dać. Chcę. Ale nie umiem. Bo ja...ty...to co mówiłam... – zacisnęła zęby. Głupia Sasanko, dlaczego wtedy mu to powiedziałaś nad rzeką? Dlaczego tak kurczowo trzymałaś się tej głupiej, pozornie nic nie znaczącej obietnicy? Nawet nie potrafiłaś się z niej wywiązać. Ale uwolnić od niej też nie. Wiązało cię to jak diamentowe, giętkie liny, uniemożliwiające lot, podczas spadania z urwiska. Sama sobie zgotowała wtedy ten los. Nie chciała powtórki. Bolało, nawet jeżeli wtedy była tylko nierozumiejącym życia pisklakiem, wypowiadającym na ślepo deklaracje zbyt poważne jak na swój wiek.
Łzy pociekły po jej policzkach. Paradoksalnie nienawidziła siebie bardziej niż dotychczas. Marzyła o szczęściu. Chciała móc powiedzieć Raganowi, że go kocha. Sprawiał, że czuła się chciana, zadbana, wysłuchana, niezapomniana. A jednak. Te dwa słowa ugrzęzły w jej gardle odkąd skończyła pięć księżyców. Po tej rozmowie nad rzeką nigdy nie była taka sama. Wszystko przez niego. Jaahvfadh, jesteś okrutnym smokiem. Przysiadła na zadzie, otulając się przednimi łapami i skrzydłami. Jej myśli pomknęły ku Dziedzictwu. Nie miała jednak prawa o nim myśleć w tej chwili. Mimo to, pragnęła znaleźć się w jego objęciach. Usłyszeć, że będzie dobrze. Poczuć ciepło, które biło z jego eleganckiego, puchatego ciała. Zacisnęła wargi. Teraz jeszcze nie była sama, ale lada moment uzdrowiciel z pewnością się odwróci na pięcie i odleci, zostawiając ją z jakimś jadowitym komentarzem. W końcu to była jego specjalność, do tego ją przyzwyczaił.

: 12 sie 2021, 20:08
autor: Szara Rzeczywistość
Czy sądził, że należały mu się jakieś podziękowania... oczywiście, że nie! Robił dokładnie to co chciał zrobić. Od samego początku kiedy zjawił się w tych stadach! To nie powód do dziękowania.
To że dobrych uczynków nikt nie widział to inna sprawa. Istoty rozumne od zawsze zdecydowanie bardziej zapamiętywały te gorsze rzeczy.
Cóż uderzenie sprawiło, że obrócił łeb w bok, ale po chwili znów na nią spojrzał nieco bardziej skupiony, a może rosła w nim złość?
Miał ochotę wygarnąć jej, że trucizna którą rzekomo on wylał na nią, była w rzeczywistości jej wytworem. Finalnie jednak po usłyszeniu o jej próbie samobójstwa się zamknął wyrażając jedynie dziwienie szerszym otwarciem ślepi.
Potem przyszła kolejna litania z jej pyska a on nadal pozostał milczący. Czy analizował sytuację? Nie wiadomo. Jedyne co było to jego milczenie i poważna mina w której obserwował jej zachowanie.
Bólu w związkach z istotami doznajemy wtedy, gdy poszukujemy w drugiej istocie ratunku oraz ukojenia i nie udaje nam się ich wyegzekwować.
Prawdziwa miłość nie boli...
Cierpienie wynika z jej braku.
Domaganie się od stwórców ducha winnych smoków, aby stali się ratunkiem, remedium na niespełnione życie, jest agresją przebraną za słabość i prowadzi nieuchronnie do konfliktu. Do tego jadu, który wypluwała ta samica. Nie rozumiała, ze winna była tylko i wyłącznie ona sama? Jego słowa zrozumiała opacznie, a nigdy nie dała mu szansy wyprostować jej myślenie. Teraz pozostała gorycz.
Na jej wyznanie nie zareagował jakoś znacznie, po prostu westchnął i dłuższy czas jeszcze zastanawiał się co zrobić. Nie była mu nic winna, ale za to uważała, że to on zniszczył jej życie.
Podszedł do niej bliżej.
Chciała sobie zniszczyć życie i pozbawić się sensu życia... proszę bardzo. Była dorosła i podejmowała świadome decyzje. Była głupia, od zawsze goniła za czymś podobnym do fatamorgany na pustyni.
Powiedz więc co mam zrobić, abyś uwolniła się ode mnie. Muszę stracić życie, abyś poczuła ulgę i mogła pobiec do niego?
Prawą łapę chciał jej położyć na łbie kiedy tak się skuliła w sobie, ale czy da mu taką możliwość?

: 12 sie 2021, 22:57
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Czekała, czekała, czekała. Ale na co? Czego się właściwie spodziewała? Usłyszeć przeprosiny? Od niego? Niedoczekanie. Jaah z całą pewnością żył w przeświadczeniu, że to jej wina, a największą zbrodnią w jego oczach była jej rzekoma głupota. Miał to wymalowane na tym krzywym, paskudnym ryju i nawet nie musiała na niego patrzeć. Emanowała od niego ta nieprzyjemna aura, jak zawsze. Przynajmniej bogowie oszczędzili jej dodatkowego cierpienia i nie słyszała myśli zgorzknialca. W końcu co za potwór zrzuca swoją winę na niedoszłego samobójcę? Oh, Jaahvfadh. Nie jesteś 'Gorliwy'. Jesteś Odrażający.
Skrzywiła się słysząc jego pytanie. To nie jej serce było uwięzione. Szpony Jaaha zaciskały się na jej umyśle i duszy od samego początku, wtłaczając w nią ten trupi jad. Do Ragana mogła "pobiec" w każdej chwili. Ale nie należała do osób które wylewały swoje problemy na innych w nadziei, że je za nią rozwiążą. Dlatego utknęła w miejscu. Szukała rozwiązania samodzielnie.
Nie jestem taka. Twoja krzywda nie poprawiłaby w żaden sposób mojego samopoczucia bo nie zwróci mi tego, co mi odebrałeś – powiedziała cicho, nadal siedząc skulona kiedy on niemalże nad nią górował. Zaschło jej w gardle. Lekko uniosła pysk, a wraz z nim spojrzenie limonkowych ślepi w których zatańczyło coś niebezpiecznego. Żal zbierający się w niej od tylu księżyców przelał się niczym woda z miski, choć w tym przypadku przybrał formę jej własnej maddary. Zareagowała instynktownie widząc cień jego zbliżającej się łapy. W jednej chwili znajdowała się nad wodospadem, a w drugiej z powrotem nad Rzeką Ferbor. Zawiedziony, zaborczy wzrok Ragana świdrował ją od stóp do głów, zaś jego melodyjny głos o sobie przypomniał. Nie wiedziałem, że jesteście sobie tacy bliscy... Mam go zawołać i sobie pójść? Momentalnie wizja utracenia Ragana stała się realna. Bardzo . Zareagowała instynktownie kiedy jej umysł znów wrócił do chwili obecnej.
Wal się, Jaah. Nawet nie próbuj mnie dotykać. – Warknęła, ale nie poruszyła się. Zamiast tego, jej maddara gwałtownie zadrżała, kumulując się w postaci ognistej wstęgi. Miała niecały szpon długości i kilka łusek szerokości. Przypominała liście zwisające z gałęzi dojrzałej wierzby. Twór owinąłby się błyskawicznie wokół prawej przedniej łapy uzdrowiciela, na wysokości nadgarstka, i zacisnął z siłą dorosłego węża błotnego. Pierwszą myślą nie było zatrzymanie tej paskudnej, odrażającej łapy, a ucięcie jej. Zejdź mi z drogi, nie zbliżaj się! Płonąca żywym ogniem wstęga miała przedrzeć się przez łuski i skórę samca, aż do kości, być może spopielając także ją. Jak nie uda się to nie szkodzi, przecież gdyby chciała go naprawdę zabić to zaatakowałaby go w innym miejscu – na przykład pozbyłaby się tego toczącego jad języka. Odruch jednak polegał na próbie pozbycia się tego, co próbowało ją dotknąć. Przelała maddarę tak szybko, jak nigdy dotąd.
Łzy ściekały po jej policzkach, utrudniały widzenie. Czy w ogóle trafiła? Zrobiła mu coś więcej niż oparzenie na nadgarstku? Nie czarowała po to, żeby zabić, ale jakie to miało znaczenie? Nawet drobne liźnięcie płomieni uznałaby za sukces. W końcu dzięki temu cofnąłby kończynę, tak?

: 13 sie 2021, 7:22
autor: Szara Rzeczywistość
To zdumiewające, jak gorliwie usiłuje dostrzegać jego wady.
Jedyne gorliwość jaka miał w sonie samiec to przede wszystkim wiara w siebie i swoje wartości. Od zawsze chciał nauczyć ją zmagać się ze światem, stanowiąc zagrożenie dla jej własnych przekonań. Jak widać nic nie wyniosła z jego prób. Chociaż może...? Przesyconą nienawiść do niego, oskarżając o wszystko co było złe w jej życiu. To było glupie, ale wierzyła w to. Tak jak wierzyła w dobre intencje Ragana.
Była głupia.
Może powinnaś?
Wyciągnął łapę i jej nie cofnął. Położy ją na jej łbie czy tego chciała czy nie. Nawet jeśli będzie to tylko kikut łapy. Jego gorliwość to podnoszenie się raz za razem z kolejnych problemów. To wytrwałość, akceptacja ryzyka i niechęć poddania się... ona nigdy tego nie zrozumie i zresztą nie musiała.

: 13 sie 2021, 8:34
autor: Narrator
Zapewne Szary zasłużył, by ten kikut rzeczywiście zyskać, nie tylko przez historię, jaką miał z Pestką, ale samo zachowanie w tym konkretnym momencie. Skoro miał na tyle tupetu, by położyć Wodnej łapę na głowie, czy oboje nie poczuliby się lepiej z wyraźniej zarysowanymi konsekwencjami?
Niestety szczęście nie sprzyjało czarodziejce i choć zmaterializowana wstęga zdołała zadać Plagijczykowi bolesne obrażenia, było to dalekie od zamiaru, który samica widziała we własnej głowie. Ogień smagnął nadgarstek Szarego niemal równocześnie z jego palcami dotykającymi jej chłodnej łuski. Jeśli miał na tyle samozaparcia, żeby utrzymać kończynę mimo bólu, nie tylko osiągnął swój cel, ale dobitnie prosił się o więcej. W końcu nawet jeśli Pestka nie zdołała go skrzywdzić za pierwszym razem, wywołanym instynktownym odruchem, mógł być to dopiero początek tego rodzaju brutalnej wymiany.
Co do samej rany, łuski jedynie potęgowały pieczenie, ponieważ gdy ogień przebił się przez ich twardą osłonę, zaczęły wręcz dokładać się do podrażnienia, więżąc pod sobą wrażliwą, rozgrzaną skórę.


Szara Rzeczywistość
1x lekka

: 13 sie 2021, 10:05
autor: Szara Rzeczywistość
Oczywiście że nie cofnął łapy... zwalczanie naturalnego odruchu cofnięcia łapy pojawił się dopiero wtedy kiedy już ją dotknął. Wytrzymał nie tylko przez adrenalinę, ale również na codzień zmagał się z bólem... nic to.
Co gorsza miała znów szansę go zaatakować, bo do jednej łapy miała dołączyć drugą łapą, którą miał wsadzić pod jej żuchwę. Jeśli to się uda to równie dobrze mogła mu wgryzać się w odsłoniętą szyję...
On za to nie przestanie się zbliżać, próbując złapać w objęcia jej pysk i docisnąć lekko do swojej piersi. Taki miał zamiar, a szarpać się mogła, atakować też. Będzie musiała mu na prawdę dużo krzywdy zrobić aby zrezygnował.

/szczeciarz na wytrzymałke jeśli będą dalsze ataki

: 13 sie 2021, 10:50
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Nie udało się. Maddara nie zadziałała. Dlaczego ona nigdy nie działa kiedy tego naprawdę potrzebuje?! Bicie serca w piersi przyspieszyło, i o ile od ataku paniki nad jeziorem w towarzystwie Ragana zaczęła się lepiej kontrolować, tak teraz jej umysł przeszedł totalne zwarcie. Dotknął ją. Nie jedną łapą, ale dwiema. Tak, jak robił to On. Nie dotykaj mnie, zostaw mnie, odsuń się, nie dotykaj mnie, zostaw mnie, niedotykajmniezostawmnieniedotykaj. Głowa zaczęła jej od burzy emocji pękać. Chciała płakać. Chciała krzyczeć. Chciała go odepchnąć. Chciała złapać się za głowę i przebić do własnej czaszki żeby wyłączyć ten ból. Chciała uciekać. Chciała do taty. Chciała do cioci. chciała do wujka. Chciała do Ragana. Chciała być jak najdalej od Jaaha.
Więc dlaczego nie mogła się ruszyć...? Oddech jej przyspieszył, ślepia wytrzeszczyły się jak u uderzonego w czaszkę kota, a od nadmiaru zbierającej się na języku śliny czuła, że tonie. Trzęsła się. Trzynaście księżyców. Tyle minęło odkąd nie wydarzył się żaden incydent z jej wybuchającą, niestabilną maddarą. Pięć księżyców. Tyle minęło odkąd omal nie uderzyła Ragana maddarą w ataku paniki.
Wiśnia wyczuła jak woda z żabiego stawu zaczyna się wzburzać. Wpierw drżała tylko jej tafla, alarmując wesołe, tańczące płazy. Powoli zbiornik napełniał się nadmiarem cieczy, aż w końcu wylała się ona na zewnątrz niczym przerwana przez silną falę tama. Źródło oszalało. Między nią a Szarą Rzeczywistością powstać miała długa na półtorej szpona włócznia. Całkowicie wykonana z lodu, o ostrym grocie skierowanym w kierunku uzdrowiciela, ociekająca zimnem które aż skwierczało na ciepłym, letnim powietrzu. Trzewik broni niemalże stykałby się z ziemią, aż do momentu wystrzelenia oszczepu w kierunku prawej pachy samca. Lodowy grot miał się wbić w to miękkie złączenie łapy z resztą ciała, w najlepszym wypadku całkowicie ją ucinając lub przebijając się na wylot.
ZOSTAWMNIEZOSTAWZOSTAWMNIE!!!zostawzostawzostaw!! – darła się w panice, szarpiąc na boki by jak najszybciej pozbyć się jego dotyku. Parzył ją. Czuła, że nie może oddychać, a jej oddech świszczał nieregularnie kiedy wydychała powietrze przez nozdrza. Wcale nie jestem odważna, wujku, pomyliłeś się. Nie potrafię się nawet obronić przed Nim. Ragan, Ragan, RAGAN!! Gdzie jesteś, przyjdź tu, boję się.
A jednak jedyne co popłynęło to kolejny potok łez. W tym stanie Sasanka nie potrafiła nawet sformułować zdania, co dopiero wysłać je do konkretnej osoby...


// używam z kp Szczęścia Katamu (usunięcie jedynek) i Uznania Viliara (-2 ST) 🙈 viliar stary pijany niech tu lepiej przyjdzie, teść za dychę!!

: 13 sie 2021, 12:31
autor: Narrator
Najwidoczniej nie Viliar, ale sama Naranlea i jej magia ulitowały się nad Pestką, której energia buchnęła z pierwotną siłą, prosto w ciało zagrożenia. Emanujący chłód włóczni, przeciął powietrze wraz z syczącym świstem, który został zwieńczony stłumionym plaśnięciem, ostrza miękko wchodzącego w tkankę. W tym przypadku ani pancerz, ani kości, nie były w stanie uchronić Uzdrowiciela. Twór wślizgnął się sprawnie między kość ramienia a promieniową, separując obie i uszkadzając na łączeniach, z łatwością zdzierając ich nasady. Ból, jaki w tym momencie wstrząsnął ciałem Plagijczyka był niewyobrażalny, zarówno ze względu na uszkodzony szkielet, jak i brutalnie rozdarte mięśnie i nerwy, które na moment zapłonęły jak żywy ogień. Przy impakcie, krew trysnęła w stronę samej Sasanki, która zdołała jednym ciosem pozbawić napastnika jego prawej kończyny. Palce Szarego zesztywniały na moment, sprawiając że uderzenie serca dłużej, jego dłoń została na jej łbie. Ciężar i grawitacja, prędko ściągnęły ją jednak ku ziemi, na którą spadła z głuchym plaśnięciem. Uzdrowiciel zaś, jak to bywa przy ranach takiego kalibru, po prostu osunął się na ziemię.

Szara Rzeczywistość: smok mdleje
1x krytyczna – Uzdrowiciel ma 72h na uleczenie, inaczej smok umrze!

: 13 sie 2021, 12:46
autor: Jaśniejąca Konstelacja
To działo się tak...szybko. Smoczyca w jednej chwili była uwięziona w uścisku Szarej Rzeczywistości, a w drugiej jego krew chlusnęła na jej pierś. Usłyszała też całkiem głośne uderzenia o ziemię. Ale ścisk na jej głowie nie zniknął...? Dlacze-.
!!!
Krzyk, który wydobył się z jej gardła rozszedł się po okolicy. Krtań ją zabolała kiedy zabrakło jej już głosu w strunach. Sasanka patrzała spod mokrych i zaczerwienionych od łez oczu jak ciało Jaaha leżało przed nią, ale brakowało pewnego elementu. Ucięta kończyna. Znajdowała się na jej głowie! Próbowała ją z siebie strząsnąć, odrzucić na bok, ale jak na złość nie mogła jej sięgnąć. Wpadła w jeszcze większą panikę, omal nie zadeptując tego wykrwawiającego się ciała. Dopiero kiedy usłyszała głośny plusk zatrzymała się wpół kroku. Wdepnęła w kałużę krwi. Jego krwi. Z jej winy. Jak...kiedy to się stało?! Nawet nie zauważyła gdy łapa plagijczyka spadła z jej głowy.
Drżała jakby ktoś wylał na nią morze zimnej wody. Co robić, co robić? Przełknęła głośno ślinę, patrząc jak nieprzytomny uzdrowiciel się wykrwawia. Nie powinno być jej go szkoda. Dotykał ją kiedy na to nie pozwalała, a gdy próbowała zmusić go żeby przestał – nadal to robił. Niewiele wiedziała o leczeniu. W życiu nie ucięła nikomu łapy! Jasne, tej jednej kanibalce zmiażdżyła głowę, a porywaczowi Axarusa przebiła brzuch i się wykrwawił, jednak w tamtej chwili naprawdę chciała to zrobić. Teraz? Niezupełnie. Miał po prostu przestać ją dotykać...poza tym...czy coś takiego da się w ogóle uleczyć?! Kto w ogóle był uzdrowicielem Plagi?! Zaczęła się zapowietrzać.
Chwyciła w drżące łapy tę urwaną kończynę i podniosła ją z ziemi. Szare łuski były utytłane w szkarłatnej cieczy. Rozejrzała się z paniką w oczach po okolicy w nadziei, że zaraz pojawi się tu jakiś bohater. Ale nic takiego się nie wydarzyło.
Po... pomocy!! – zawołała głośno, chociaż tak naprawdę zdarła wcześniej gardło na tyle, że ledwo było ją słychać. Kaszlnęła żałośnie. Żaba. Nie, tata by nie uleczył plagijczyka, prawda? KTO BYŁ UZDROWICIELEM W PLADZE?! Przestraszona patrzyła na powiększającą się kałużę krwi. Tę samą w której stała. Nie myślała już logicznie. Jej mózg wyłączył się jakiś czas temu i Pestka operowała na autopilocie. W żałosnym odruchu próby odratowania sytuacji przytknęła kończynę do dziury na ciele Jaaha, paradoksalnie pogorszając pewnie sprawę.
N-no d-dalej – jęczała zapłakana, jakoby to faktycznie wystarczyło by go naprawić. Ten widok był okropny. Zawartość ostatniego posiłku cofnęła się jej do gardła, a samica gwałtownie odskoczyła. Niestety, poślizgnęła się o krew i wywróciła z hukiem, będąc już cała we krwi. Nie chciała patrzeć na praktycznie zwłoki uzdrowiciela, jednak nie potrafiła odwrócić wzroku. Leżał zbyt blisko. Jej myśli pomknęły ku Fille, którą uważała za wojowniczkę na tyle obeznaną w takich sytuacjach, że wiedziałaby co należy zrobić. Może też znała innych uzdrowicieli Plagi skoro tak dużo walczyła na arenie? Sasanka śmiertelnie bała się kontaktować z Frar. 'C-ciociu, o-on...mnie...ja...ty-ylko się...b-broni-...w-wodospad...' Przekaz był równie chaotyczny co imię odbiorcy mentalnej wiadomości. Pestka skuliła się w pozycję embrionalną, trzęsąc ze strachu. Szczękała zębami.
N-nie chciałam...nie chciałam...nie chciałam...niechciałamniechciałam – mamrotała pod nosem, łkając. Ragan ją znienawidzi, prawda? To koniec. Była szczęśliwa ile, pół dnia? Dławiła się tym co częściowo zwróciła, pysk miała brudny od wymiocin i krwi w której kałuży leżała. Głowę rozsadzało jej od płaczu, a serce od paniki. Cz-czemu nikt nie przychodzi? Wołała o pomoc! Na pewno ktoś ją usłyszał!
A może była sama...

: 13 sie 2021, 14:40
autor: Maros
Takiej wiadomości mentalnej raczej nikt się nie spodziewał, już sama jej treść z góry wskazywała, że coś się stało, do tego ton i jej forma. Całość przyprawiła ją o niemałe zmrożenie krwi w żyłach i stanięcia jak wryta niedaleko Kurhanu Wody. Nie myślała długo, a jedynie zerwała się do lotu, chcąc dotrzeć nad wskazany wodospad jak najszybciej.
Zajęło jej to stosunkowo mało czasu, jak na taki dystans patrząc na fakt, że leciała niemal na złamanie karku nie szczędząc przy tym skrzydeł. Z powietrza zobaczyła dwa leżące smoki i sporo krwi, dwa trupy? Wylądowała ciężko od razu podchodząc do Sasanki. Póki co Szarego zignorowała.
– Co tu się stało? Co Ci zrobił?– siliła się na spokojny ton głosu, chociaż w środku wszystko jej się przewracało na pojawiające się we łbie opcje rozwoju wydarzeń. Jak tylko mogła obejrzała Wiśnie, chcąc sprawdzić czy nie jest ranna. Prawą łapą delikatnie uniosła jej łeb, przy okazji oglądając całą szyję. Nic nie znalazła, a więc to musiała być krew Plagusa. Czystym wierzchem łapy wytarła okolice warg ze wszystkiego co tam było.
– Posłuchaj mnie.. musisz się uspokoić... Na pewno nie zrobiłaś tego bez powodu, a takie rany da się wyleczyć.– mówiła powoli i spokojnie, by wyciągnąć ją z ataku paniki który najwyraźniej zawładną nią bez reszty.
– Sasanko wiem, że to jest ciężkie ale spróbuj powoli oddychać.– celowo znalazła się między nią, a nieprzytomnym, by zasłonić jej widok. Między każdą z wypowiedzi robiła krótkie przerwy, by dotarł ona do roztrzęsionej Wodnej.
– Powoli... Wstaniesz?– patrzyła jej w ślepia, o ile tylko ta ich nie zamknęła lub nie zabrała łba z łapy znajdującej się pod jej brodą.
– Musimy stąd iść, ale potrzebuję twojej pomocy, więc musisz być spokojna. Będzie dobrze, tylko musimy to zrobić razem.– jeśli wstała, sięgnęła do torby i wyjęła z niej buteleczkę, włożyła ją do prawej łapy smoczycy.
– Dasz radę użyć maddary? Musisz sprzątnąć stąd wszystkie zapach i krew, tak jak by nas tu nie było. To wzmocni działanie mocy. Skup się i to zrób.– nie chciała narzucać jej czegoś stanowczym i twardym tonem, liczyła jednak, że ta zdoła to zrobić.
Jeśli zaczęła by to robić, ona podeszła by do Jaaha.

// Eliksir zwiększający moc dla Pestki Wiśni, z mojego kp

: 13 sie 2021, 15:45
autor: Jaśniejąca Konstelacja
Pik-pik, ty-dym, bym-bum. Bicie własnego serca rozsadzało Sasasnce skronie. Coś, co trwało nie tak długo zdawało się być dla niej wiecznością. Wyciszyła się na świat zewnętrzny. Ani łopot skrzydeł, ani lądowanie Chaos nie sprawiło, że czarodziejka zaczęła się orientować w tym co ją otacza. ibił? oić. łaś. pwodu. eczyć. ddychać. Zamrugała. Ktoś do niej mówił? Podniosła zmęczony wzrok i dopiero teraz zauważyła biało-brązową postać cioci. Gdyby tylko miała siłę to spróbowałaby ją przytulić. Otworzyła pysk żeby coś powiedzieć, cokolwiek, ale wydała z siebie tylko żałosny, cichy jazgot. Naprawdę starła sobie gardło. Wpierw krzykiem, później wymiotowaniem.
"Wstaniesz?"
Drżącą łapą chwyciła przegub kończyny cioci i próbowała się podnieść z jej pomocą. Trochę ślizgały się jej tylne łapy po tej kałuży krwi, jednak ostatecznie udało się jej stanąć. Kolana miała jak z waty i ewidentnie niewiele brakowało żeby znowu się wywróciła. Pięć rzeczy. Skupiła się na włosach Fille. Były ładne, puchate. Jak Ragan...nie, nie myśl o nim teraz. Przeniosła uwagę jednak na jej ciapki na łuskach. Od razu lepiej. Ciapki. Ładne. Okrągłe. Brązowe. Jak Szyszka. Jak babcia. Miłe. Ciapki. Wdech, wydech.
Wyczuła coś zimnego i szklanego między palcami. Zdziwiona spojrzała do dołu. Kiedy to się tam znalazło? I cz-czy ciocia właśnie jej powiedziała, że powinna użyć maddary do zamaskowania tego miejsca? C-co to znaczy? Nie po to ją wezwała! Miała...miała przecież znać kogoś z Plagi, albo coś! Zatajanie tego nie jest dobre! Plaga ją tak dobrze przyjęła, znaczy, Frar, a ona...miałaby...? N-nie!
Wcisnęła z powrotem flakonik w pierś cioci.
Cze... – kaszlnęła, przełykając zaraz potem dużo śliny. – Czhemu nie...thu? Pla--hga... – próbowała się wysłowić ale jak na złość złapała paskudną chrypę. Ścisnęła lekko flakonik. Biła się z myślami. Nie...nie powinni wezwać kogoś z Plagi? Kiedy Chaos podeszła bliżej Jaaha, Sasanka znowu go widziała. Przynajmniej częściowo. Na samą myśl o rozwścieczonej Frar czy Raganie jej żołądek znowu wykonał salto, a ona nadęła policzki i stłumiła kolejną salwę wymiocin. Była całkowitym wrakiem i liczenie na to, że uda się jej coś sensownego zrobić, zwłaszcza z maddarą, było niestety marzeniem ściętej głowy.
On...mhnie...nie chcciał...prhzesrthać... – skuliła się znowu i cofnęła o kilka kroków, zupełnie jakby niewidzialny drapieżnik znowu się do niej zbliżał. – M..mhówiłam.. by... przhstał... – dlaczego nie posiadała ramion wystarczająco długich aby objąć samą siebie? Pestka przysięgłaby, że słyszała jakiś trzask pod czaszką który całkowicie wyłączył racjonalne myślenie. Tylne łapy odmówiły posłuszeństwa i kolana ostatecznie się ugięły pod naporem emocji, zmuszając ją do klapnięcia w kałużę juchy. Kiwała się nieznacznie na boki pragnąc zyskać odrobinę ukojenia, a pierwsze o czym pomyślała to sposób w jaki tata i babcia lulali ją do snu jak była mała. Ich ramiona, ciepłość ciała, drobne kołysanie.
N-nhie chciahłam...nhie chciahłam...nhie chciahłam...niechciałamniechciałam – znów zaczęła bełkotać, co raz ciszej, co raz mniej zrozumiale.


// oddaję eliksir

: 13 sie 2021, 19:33
autor: Maros
Sytuacja nie była łatwa, a ona za bardzo nie wiedziała co powinna zrobić. Gdy Sasanka chwyciła ja za łapę i podniosła się, ponownie przebiegła wzrokiem po jej ciele, tak dla pewności, że niczego nie pominęła. Efekt jednak był taki sam. Żadnych ran.
Nie było mowy, o tym by zrobiła to o czym mówiła wcześniej. Cholera... Trzeba wymyślić coś innego, zanim zlecą tu się inne smoki. Kto wie, czy nieprzytomny uzdrowiciel nie zawołał kogoś chwilę przed utratą świadomności. Ale może zamiast próbować zabrać stąd Sasanke, spróbowała by obrócić sytuację nieco na ich korzyść?
Schowała buteleczkę która wróciła do jej łapy i słuchała co mówi smoczyca, nawet gdy na moment podeszła do Jaaha, by zobaczyć co z nim. Wyglądało to dość paskudnie, jednak nie wątpiła, że uzdrowiciel da rade go połatać. Tylko znała jakiegoś z Plagi? Poza nim i smoczyca nie, a tą drugą widziała na arenie i nie wyglądała już na uzdrowiciela.
~Powinnaś przylecieć na wodospad na wspólnych, Szara Rzeczywistość jest poważnie ranny, weź uzdrowiciela. ~ przesłała do smoczycy, z którą niedawno rozmawiała na granicy. Nie chciała, by ten zdechł u jej łap, wystarczył jej jeden trup na sumieniu. Nawet, jeśli tym razem to nie ona by go uśmierciła.
Wróciła do siedzącej Sasanki i nic nie mówiąc zachęciła ją delikatnym naciskiem łapy na bark, by odwróciła się plecami do rannego. Jeśli by się udało, sama usiadła by naprzeciwko i delikatnie ją przytuliła. Jeśli nadal chciała się bujać robiła by to razem z nią.
-Ciii.... Już dobrze....– powiedziała cicho, spokojnym głosem. Łapą delikatnie gładziła ją po barku, zaś pierzastym skrzydłem otuliła grzbiet. Na krew nie zwracała uwagi, chcąc jedynie uspokoić młodą.
Zaraz po tym sięgnęła do źródła maddary, chcąc zaczerpnąć z niego odrobinę. Na ranie samca miała pojawić się przejrzysta powłoka, przylgnąć idealnie do nierównych krawędzi, zamknąć tymczasowo naczynia krwionośne i złagodzić krwawienie jak tylko się da. W dotyku była by miękka i chłodną, konsystencją zaś przypominała nieco galaretę, nie miała jednak przepuszczać krwi.
Siedziała tak, skupiając się na tworzę i przytulając Sasanke. Przynajmniej do czasu przybycia Nawałnicy.

//Szczęściarz na twór Chaosu