Strona 35 z 38
: 27 sie 2022, 12:17
autor: Strażnik
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Świst miał rację, nie przyjdzie im się najwyraźniej dogadać. Czy to oznaczało, że Strażnik zamierzał odejść bez ostatniego słowa, gdy młody zirytował go kolejnym, pseudo kompromisowym stanowiskiem? Nie, nie. Jasne że nie.
–
Nie możesz tego tak wiedzieć. Mało kto złamie tradycję wprost, żeby komuś dopiec Świście. Byłoby to przecież niedorzeczne i banalnie proste do skrytykowania. Jeśli smok pragnie naprawdę kogoś zranić, nie zawsze uczyni to głośno i wyraźnie.
To prawda, że gdy ktoś jest dostatecznie bystry i jadowity, nie zdołasz w pełni uniknąć jego złośliwości, lecz oczekiwaniem wobec wszystkich, przynajmniej tego nie ułatwisz – Pokręcił łbem, w niedowierzaniu że znów wciągnął się w rozwinięcie straconej myśli.
–
Wymóg słownego uzasadnienia i obronienia swojego stanowiska to prosta zasada, która przy okazji uczy smoka walczenia o swoje zdanie i formułowania logicznych myśli, zamiast roszczeniowego oczekiwania, że dostanie wszystko czego pragnie, tylko dlatego, że taka uroił sobie rzeczywistość. Nie mówiąc już o tym, że potencjalna złośliwość to nawet nie jedyny powód... – westchnął nerwowo.
–
Masz naiwną wizję świata. Szczerą i cenną, ale naiwną. Nie zmienisz jej teraz, ale weź pod uwagę że ja nie uformowałem swojego zdania wczoraj, a obserwując smoki na przestrzeni setek księżyców. – Być może bardziej szczerym byłoby przyznanie, że sądził tak już od młodości, a doświadczenie jedynie upewniło go w tym, że miał rację, choć niewątpliwie i tak był mniej cyniczny niż dawniej.
–
Ah – odchrząknął, regulując poziom nerwów. Nie zamierzał odpowiadać młodemu na pytanie, czy się dogadują, ponieważ sam nie wiedział czy tak było. Czy gdy mówił do drzew i nie krzyczały na niego, też mógłby to uznać za dogadywanie się?
–
Tradycja o której zamierzałem wspomnieć to oficjalne, publiczne ogłaszanie partnerstwa i idąca za tym przysięga. Zdarzenie zwane ślubem. – wyjaśnił, nieco pozbawiony pary, więc i nie wchodząc w szczegóły.
: 29 sie 2022, 1:33
autor: Trzeci Szlak
– Istnieje wiele sposobów, aby dopiec komuś nie wprost, łamanie tradycji to tylko jeden z nich – odpowiedział młodzieniec, cały czas obserwując Strażnika. – Jeżeli ktoś naprawdę chce to zrobić, potrzeba tłumaczenia się to... komplikacja, a nie przeszkoda nie do przejścia. Tak myślę. Wydaje mi się, że w takich sprawach ważniejsza jest intuicja. Konieczność... hmm, dobrego poznania smoków. Żeby odróżnić, kto naprawdę czyni szkodę z premedytacją, a kto po prostu ma inne podejście. Być może jest to naiwne, ale... ja bym właśnie chciał tak dobrze poznać wszystkie smoki. Żeby od razu rozumieć to, co naprawdę dzieje się w ich myślach – wyjaśnił. – Dlatego właśnie chciałem porozmawiać z tobą. Twój tok rozumowania wydaje się... inny niż innych smoków. I po naszej rozmowie mogę powiedzieć, że dostrzegam w nim wiele logiki, nawet jeśli nie ze wszystkim się zgadzam – podkreślił, uśmiechnąwszy się znowu.
– Ta tradycja brzmi interesująco – odniósł się dalej do drugiego tematu. – Czy ślub polegał tylko na ogłoszeniu partnerstwa i złożeniu przysięgi? Tak jak na ceremoniach, kiedy ktoś przyjmuje nową rangę? – zapytał. – A może miał jakąś bardziej ustaloną formę? I... inne elementy?
W oczach Śwista dao się wyczytać zaciekawienie. Czymkolwiek był ten "ślub", smok bardzo chciał dowiedzieć się o nim więcej.
: 09 wrz 2022, 20:44
autor: Strażnik
Kontynuować już nie zamierzał, świadom że jeśli on nie będzie osobą, która podejmie decyzję o podsumowaniu tej wymiany, będę ciągnęli ją w nieskończoność. Samo w sobie nie byłoby to problemem, gdyby nie męczyli tego samego.
– Mając takie aspiracje powinieneś być bardzo ostrożny, żeby w razie czego nie dać się oszukać. Nie każdy też będzie darzył cię sympatią, przez twój styl bycia i bajkowo idealistyczne poglądy. Niemniej twoje stanowisko, jeśli rzeczywiście podyktowane empatią, jest i tak dość rzadko, konsekwentnie praktykowane. Jeśli się tego utrzymasz, zdołasz przynajmniej wnieść w smocze życia dodatkową perspektywę – W końcu o ile denerwowały go pewne wizje Świstu, szczerze lepiej było mierzyć się z nimi, niż popularną wśród smoków, filozofią tworzoną na poczekaniu.
– Ślub w każdym razie, tak jak zauważyłeś, miał miejsca na stadnych zgromadzeniach. Smok oświadczający się wychodził na środek, wskazywał osobę i składał jej przysięgę wierności. Nie była ona jednakową formułą, lecz zawsze musiała precyzyjnie definiować oczekiwania, jakie partner może mieć wobec niego – i na odwrót. Odbiorca oświadczyn najczęściej nie wypowiadał własnej przysięgi, a jedynie zgadzał się z wypowiedzianymi słowami, na znak istniejącego z wyprzedzeniem porozumienia i zaufania wobec drugiego smoka – przez moment jego wypowiedź złagodniała lekko, jakby Strażnik rozmarzył się w wypowiadanej idei. Pomijał wszystkie te aspekty, które go dzisiaj nie ekscytowały, jak konkretna aranżacja płci przy oświadczynach albo fakt, że specjalnie uprzywilejowane jednostki miały prawo do wielu partnerów naraz. Brzydziło go nawet wspomnienie, że kiedyś widział dla siebie taką przyszłość. W ten sposób prawdopodobnie nie tylko Kazes skończyłby z rozgryzionym gardłem.
Odchrząknął głośno, koncentrując spojrzenie na Świście. Bogowie, co za obrzydliwa myśl.
– Nie był to obowiązkowy element, lecz zdecydowanie preferowano, żeby osoba występująca z oświadczynami, oferowała partnerowi przedmiot, który w symboliczny sposób się z nim kojarzy – Coś, czego nie zrobił ani przy Maestrii, ani Perle. Z boleśnie oczywistych względów.
– Byłoby dobrze kiedyś znów to zobaczyć – wspomniał nieco ciszej.
: 24 wrz 2022, 1:52
autor: Trzeci Szlak
– Czy można mnie oszukać? Pewnie tak. Ale czy powinienem zakładać, że każdy może mnie chcieć oszukać? Raczej nie, przynajmniej dopóki nie mam takich przesłanek. Zaufanie to też ważny element współpracy w stadzie – wyjaśnił, zaraz jednak skupił się na opowieści o ślubie.
Było to ciekawe.
– Czyli ślub wiązał się z przysięga wobec wszystkich, że pozostanie się komuś wiernym. I do tego z opisem, czego się oczekuje. To piękny zwyczaj. prezent też wydaje się bardzo miłym dodatkiem – można było go przechowywać, aby przypominał o drugim smoku. Myślę... Myślę, że gdyby ktoś ze smoków Ziemi zrobił coś takiego, na pewno zostałoby dobrze przyjęte! – stwierdził Śmiały, uśmiechając się. – Możesz o tym wspomnieć na którymś ze stadnych zebrań. Myślę, ze jest spora szansa, iż ktoś zdecydowałby się na taki... ślub. Może nawet zaczęliby ci, którzy już od dawna są ze sobą, tylko po prostu nie składali przysięgi...? – zastanowił się głośno, widząc w tym interesującą perspektywę.
: 04 paź 2022, 0:02
autor: Strażnik
Dobrze przyjęte?
Wyszydzony może nie został, ale nie licząc pełnego zażenowania komentarza Maestrii, nikt nie palił się do zwerbalizowania jakiegokolwiek wsparcia. Była to jednak przeszłość, a rozpamiętywanie jej nie doprowadziłoby go do niczego, poza kolejną dawką nerwów. Jego dawna percepcja była zresztą wielce ograniczona i o ile sięgając powierzchownie do tego zdarzenia, przypominał sobie nienawistny wzrok współplemieńców, tak jednocześnie nie potrafił wskazać, o kogo mogłoby mu chodzić. Zapewne skala jego ówczesnej pogardy przysłaniała mu możliwość zobaczenia zdarzenia takim, jakim było.
Ówczesnej. Jak gdyby teraz mentalnie nie zdzierał mięsa z rozmówcy, za jego irytującą, naiwną pogodność.
– Nie chcę narzucać Ziemi żadnych tradycji – wybronił się strategicznie, osowiałym tonem.
– Niemniej, jeśli dostrzeżesz smoki mogące postąpić zgodnie z tym co opowiedziałem i zachęcisz ich do ślubu, byłbym ci za to wdzięczny – po tej wypowiedzi kiwnął mu łbem, jakby podkreślał, że jest to obietnica.
– Jeśli pozwolisz, na tym moglibyśmy zakończyć naszą obecną rozmowę – Nie miał ochoty szukać wymówek, a na tym etapie czuł się zbyt zmęczony mentalnie by kontynuować. Bycie wrogim bez opamiętania było banalne, lecz temperowanie się na każdym kroku wyżerało z niego więcej energii niż lot.
: 04 paź 2022, 1:55
autor: Trzeci Szlak
Tak zrobię, kiedy tylko nadarzy się okazja – odpowiedział Świst Strażnikowi z uśmiechem. A na kolejne słowa przeciągnął i się cicho ziewnął, powoli podnosząc zad do góry. Następnie zaś podszedł bliżej Strażnika.
– Co racja, to racja; ta rozmowa trwała długo – powiedział, kładąc łapę na barku proroka i uśmiechając się do niego szeroko. – Chciałbym ci podziękować, że się na nią zgodziłeś. Uważam, że wniosła do mojego życia wiele wartości – podkreślił Śmiały. – Nawet jeżeli nie we wszystkim się zgadzamy, dostrzegam w tobie naprawdę inteligentnego i dobrego smoka. Nie przez przypadek zostałeś prorokiem, Strażniku Gwiazd. Będę cię wspierał całym swoim sercem – zaznaczył. – To była prawdziwa przyjemność i mam nadzieję, ze jeszcze niejeden raz się spotkamy. Do zobaczenia! – zakończył, po czym odsunął się i lekko skłonił. Poczekał jeszcze chwilę, czy aby Strażnik też nie rzuci mu kilku słów na pożegnanie, zamierzając zaraz potem odlecieć z powrotem w stronę obozu Ziemi.
: 06 paź 2022, 11:52
autor: Strażnik
Odruchowo spiął się w reakcji na jego dotyk. Nieprzyjemny prąd rozszedł się spod obcych palców, do proroczej piersi, która aż zapiekła od nagłego ucisku. Niezapowiedziany kontakt fizyczny prawie zawsze wywoływał w nim niepokój i obrzydzenie. Nie inaczej było i tym razem, lecz zamiast go w związku z tym upomnieć, tak jak planował przy pierwszym uderzeniu serca, jedynie zacisnął zęby.
Nie wierzył w jego miłe słowa, gdyż nie miał pewności na podstawie czego, może zbudować ich wartość, choć usłyszenie ich wprost, wypowiedziane ciągiem, zawsze miało na niego jakiś wpływ. Nawet jeśli nie były prawdą, Świst włożył wysiłek w sformułowanie ich, tym samym składając mu pewną obietnicę.
Nie potrafił w zupełności tego docenić, lecz jego obowiązkiem było się przynajmniej postarać.
Przełknął ślinę nerwowo i kiwnął łbem.
– Do zobaczenia Świście – rzekł tylko, nie mogąc wykrzesać z siebie nic ambitniejszego i na tym oboje się rozeszli.
//zt
Wypalona plaża
: 03 sty 2023, 6:33
autor: Szczurzy Pan
Leżał na piasku wypalonej plaży, mając niedbale zanurzony swój ogon. Tylko jego szyja była uniesiona, dźwigającą ciężki łeb. Piach tutaj nie był tak zimny, jak na terenach Mgieł, nie mroził swym dotykiem i nie zmuszał do odwrotu do wody. Ta tutaj nie była nawet zamarznięta. Ot, specyficzny mikroklimat. Dokładnie to, czego łowca teraz potrzebował.
Siedząc na morskim dnie i unikając pory zlodowaconej wody znów nabawił się problemu obcierania swego brzucha i tracenia łusek. Na domiar złego, doszły zadrapania. Przeklęte skały, dlaczego Mgliści musieli spotykać się w tak niedostępnym miejscu.
Wyłowił swój ogon okryty rozmaitą zieleniną znalezioną w jeziorze. Zwrócił swój łeb w jego stronę i lekko przegibał się na bok, odsłaniając zadrapany brzuch. Dotychczas radził sobie tak, że opatrywał te zadrapania i łyse miejsca, w których powinny być łuski glonami i trawą morską. Teraz musiał skorzystać zaledwie z jeziora.
Mógłby iść z tym po prostu do uzdrowiciela. Coś jednak mu w tym przeszkadzało – Zhelre poniekąd wstydził się tego, jak upośledzone jest jego ciało poza wodą. Była to słabość, której nie chciał okazywać, dlatego dbał o siebie sam.
Ogonem naniósł trawiasty okład na swój brzuch, dokładnie otulając ranę i dbając, by opatrunek się nie odkleił nim wyschnie. Zwinął się w luźną pętle tak, by zakryć zadrapania i westchnął. Trochę poczeka, nim trawa zrobi swoje...
[mention]Wyklęta Łuska[/mention]
Wypalona plaża
: 03 sty 2023, 10:21
autor: Znamię Bestii
Zażywała kąpieli w jeziorze. Może i było zimne, ale Aie uwielbiała pływać. Pomimo piór i futra, które na pozór mogło ciążyć po wyjściu z wody, samica niczym węgoż nurkowała i poruszała długim tułowiem, sunąc w stronę wypalonej plaży. Plan był, by tam się otrząsnąć i może trochę poleniwić, zanim wróci do domu.
Dopiero co wygrała pojedynek po przeciwnej stronie Zimnego, więc dalej buzowała w niej adrenalina. Nieprzemyślana poskładała ich, ale w świeżo zaleczonych miejscach dalej czuła pewną... Delikatność. Aksamitne objęcia wody uspokajały, pozwalały ukoić nerwy i zapomnieć o bólu, jaki niedawno targał ciałem. Odruchowo dotknęła torsu, gdzie niedawno ziała dziura aż po pęknięte żebra.
Płynąc pod wodą w zamyśleniu prawie przeoczyłaby samca. Dopiero kiedy wynurzyła się całkiem blisko brzegu, czując już grunt pod łapami zauważyła zwinięte w kłębek ciało. Zastgła i zadrżała, niekontrolowanie bowiem wiatr zawiał od strony jeziora wprost w jej mokre futro. Niosąc jej zapach do niego, zanim zdążyła go rospoznać. Bo oczywiście rozpoznała węża bez nóg, ciekawe stworzenie które poznali z rodzeństwem na Spotkaniu. Kiedy wiatr się uspokoił poczuła jego zapach i sama też całkiem się rozluźniła. Jak on się nazywał...?
– Zhelre. – powiedziała głośno, powoli wychodząc z wody i stając o kilka kroków od samca. Jej śpiewny akcent kontrastował z mową smoków – Ze Stada Mgieł. Pamiętasz mnie?
Otrzepała się energicznie, siekąc wściekle kroplami dookoła. Pociągnęła nosem uważnie, nieco zniżając go do poziomu samca, ale nie na tyle blisko, by mogło to zostać odebrane jako atak.
– Wszystko w porządku?
Zapach krwi był wyraźny, zostawiając metaliczny posmak na języku. Nie mogła tego wiedzieć, że piasek pod samcem przesiąkł nieco jego krwią, a więcej zadrapań kryło się pod prowizorycznym opatrunkiem. Nie widziała ran, ale wiedziała, że nie wszystkie widać na pierwszy rzut oka. Obserwowała więc go uważnie parą dwukolorowych ślepi.
Poławiacz Szczurów
Wypalona plaża
: 04 sty 2023, 22:36
autor: Szczurzy Pan
Wilgotny ogon otulony przeszywającym chłodem zanadto troskliwego wiatru zadrżał z zimna. Zhelre zmrużył ślepia czując, jak powoli wysychają mu oczy, ogon zaś zakopał płytko pod piach w poszukiwaniu schronienia przed zimnem. Wilgotny opatrunek ziębił jego skaleczenia, znajdując sobie drogę nawet pod jego brzuch. Albo po prostu... to miejsce było wyjątkowo delikatne.
Westchnął.
Chwilka.
Strzelił językiem. Aha, nie pomylił się. Kogoś tu przyniosło. Uniósł kark dźwigający ociężały łeb, a przyschnięte, zmrużone ślepia zwrócił w kierunku wiatru. Smok, i to bynajmniej z jego stada. Gdzieś już ją widział...
W podświadomej nieufności Zhelre zakopał swoje wężowe cielsko nieco głębiej w piach, gdzieś do 1/3 wysokości. Syknął pod nosem, kiedy drobinki piachu wdarły się pod trawę opatrującą jego ranę. Matko. Paskudztwo. Paskudny ląd i jego kamienie, drzewa i lewiatan wie co jeszcze.
Samica dzięki wilgoci roztaczała wokół siebie tym mocniejszą woń swego stada. Miał wrażenie, że proch czuje w samym pysku, jakby przed chwilą wziął pełen gryz węgla drzewnego. Wbrew niemu (czy w ogóle wiedzy, że tak potrafił), zmarszczył nos odchylając w brzydki sposób górne zębiska nieśmiało wychylające się z wystających wideł z żuchwy. Eh, może gdyby stado Słońca się częściej kąpało, nie śmierdzieliby jak spalony las i pot dzika.
Mrugnął powoli i nieznacznie cofnął łeb, gdy znajoma dobrze pamiętała skąd pochodził. A co jeszcze ważniejsze – zupełnie poprawnie wypowiedziała jego imię! Był tyleż zaskoczony, co załamany faktem, że jego współstadni mają ... taki upokarzający problem zapamiętania jego imienia. Ironiczne jak na stado, które ceni sobie właśnie te prawdziwe miana, a nie wieloczłonowe zlepki przypadkowych słów, które udają, że niosą ze sobą jakieś znaczenie.
Hm... Zdał sobie sprawę, że nie pamięta imienia tej samicy. Tak samo, jak dwójki jej klonów.
No właśnie. Który z nich to był?
– Nie pamiętam imienia. – skwitował. – Ani imion Twoich dwóch kolejnych instancji i którą z nich jesteś.
Istnienie bliźniaków, swoistych klonów smoków było dla niego katastrofą w pojmowaniu, jak do tego może dochodzić. I jak potem takie smoki odróżnić.
Ahh, krople wody z otrzepywania się białozłotej samicy czuł i chłonął jak błogosławieństwo.
Zaś w momencie, gdy nachyliła się do niego i zapytała, czy wszystko w porządku, wywróciło jego trzewiami do góry nogami i na lewą stronę. Na piekielne delfiny... Po chwili trwania w bezruchu, Zhelre nagle poderwał się z miejsca i niczym sprężyna rzucił się w stronę wody, odpływając od brzegu na tyle, by móc się swobodnie zanurzyć w całości – nie dalej, jak pół ogona. Oderwany opatrunek został w wyżłobionej jego cielskiem koleinie w piasku, odsłaniając niedużą ilość krwi. Większość z niej zapewne pojawiła się dopiero w momencie, kiedy podrażnił swoją skórę na piachu... Nie wyglądało jednak na coś, o co trzeba by alarmować uzdrowiciela.
Spłoszony wąż wychylił swój łeb ponad taflę wody, trzymając złożony grzebień przy swoim grzbiecie. Właściwie, to nie wiedział jak miał zareagować. Była to dla niego wstydliwa rzecz. Coś, czego by nie zrozumiały smoki z poopadanymi szczękami na fakt, że nie ma łap ani skrzydeł. A nawet nie miałby ochoty na takie tłumaczenia.
– Takk. To rana zzzz polowania... – syknął po dłuższej chwili.
Stres nadal wyżerał jego żołądek. Fobia społeczna rozwinęła swe skrzydła.
Wyklęta Łuska
Wypalona plaża
: 05 sty 2023, 13:56
autor: Znamię Bestii
Spalony las i dzika? Bynajmniej. Aie zapach Słońca w ogóle nie przypominał spalenizny czy nawet płomieni. Szczególnie, że stosunkowo mało smoków w jej Stadzie w ogóle ziało ogniem. Kojarzył jej się raczej z zapachem rozgrzanego latem piasku i świeżej morskiej wody, uderzającej o skały. Ale pewnie każdy miał swoją interpretację... Gdyby usłyszała tą Poławiacza, pewnie wybiłaby mu zęby. Może i lepiej więc, że nie wiedziała?
Wyszczerzyła kły na wspomnienie swoich klonów. Czyli jednak pamiętał, jak napadło go i obsypało pytaniami całe rodzeństwo, z kuzynką Arel włącznie! Kiedy jednak pochyliła do niego łeb, on skoczył jak spłoczony królik. Stłumiła odruch złapania zębami węża, zamiast tego spojrzała na niego skonsternowana, po czym na koleinę jaką po sobie zostawił. Sięgnęła łapą na wpół zamarzniętą płachtę wodorostów i uniosła ją ostrożnie trzymając w dwóch szponach, jak coś radioaktywnego.
– Coś zgubiłeś. – zawołała za nim rozbawiona i wyszczerzyła kły, nabijając się otwarcie. Machnęła łapą i opatrunek wylądował z plaśnięciem gdzieś w wodzie, a sama samica podeszła dziarskim krokiem do jeziora, gdzie zanurzył się Mglisty.
Z gracją stanęła w wodzie aż po brzuch, z lubością delektując się jej chłodem na świeżo zaleczonych przez Bebe ranach.
– Jestem Aie, co w moim języku znaczy "pierwsza", więc teoretycznie to rzeczywiście oni są moimi instancjami, a przed Tobą stoi oryginał. – wyciągnęła łapę w kurtuazyjnym geście, rozchlapując przy tym wodę i pochyliła łeb, jakby prezentując siebie. Na pierwszy rzut oka widać było, jak smukła była smoczyca, ale teraz dopiero pod mokrą sierścią widać było rysujące się muskuły atlety u szczytu formy. Szczególnie łapy wyglądały jak rzeźbione w skale, kiedy opuściła jedną i poruszała w wodzie przed sobą, robiąc małe fale.
– Uzdrowiciele wam ze Stada uciekli? – spytała sarkastycznie, nie tracąc uśmieszku na pysku. Następnie zastanowiła się chwilę i zanurzyła w wodzie. Była może o pół ogona od Zhelre, weszła głębiej i niczym łasica wskoczyła w toń, ruszając długim ciałem rytmicznie, aż nie zatoczyła półkola wokół samca i nie wynurzyła się z westchnieniem. Urodzona i wychowana na wyspie Wyklęta pływała lepiej niż biegała. Uwielbiała wodę i nawet grotę wybrała sobie z ciepłym źródełkiem, dla leżakowania i kąpieli. Widać było, że woda jest dla niej równie naturalnym środowiskiem, co powierzchnia, kiedy wyciągnęła długie ciało na wierzchu jeziora i kątem ślepi zerkała na Mglistego samca. Nawet podbrzusze, które teraz prezentowała światu, kryło zmysłowy zarys muskułów.
Poławiacz Szczurów
Wypalona plaża
: 05 sty 2023, 20:25
autor: Szczurzy Pan
Być może każdy członek określonego stada niesie ze sobą inny zapach, mający jedynie wspólny mianownik z pozostałymi? Mgliści dla Zhelre śmierdzieli wilgotnym grzybem i mchem, sporadycznie krwią i zwierzyną łowną. On wybitnie cuchnął rybami i morską roślinnością... Więc w swój własny schemat się nie wpisywał. Nie mówiąc o tym, że każdy inaczej interpretuje zapachy.
Na przykład kiedyś zasłyszał, że napar z liści pachnie jak brzoskwinia i kora brzozy. Głośno zaśmiał się wtedy w duchu, całkowicie uznając takie porównanie jako idiotyczne. Smakosze herbat natomiast pewnie potwierdziliby takie skojarzenie, lub dodali coś od siebie.
Dreszcz przeszył go wpatrując się w Aie, która unosi szponami kępę traw użytych jako jego zmyślny opatrunek. Na przeklętych, miał ochotę wyrwać jej to z łap i zjeść, żeby pozbyć się dowodów. Mógł nie wyskakiwać tak z wody, a ona mogła tak nie podchodzić do niego... Czuł się zaszczuty.
Upokarzające plaśnięcie opatrunku w wodę sprawiło, że Zhelre poczuł, że koniecznie musi dać upust choć krztynie swoich rozbuchanych emocji. W całej swej bezradności, postawił grzebień i boczne błony na sztorc, a z pyska wydobył się krótki, choć głośny skrzek.
Ogon rozprysnął wodę wyrzuconą ponad jej taflę na boki i w górę, kiedy wężowe ciało na chwilę zanurkowało w jeziorze, wypływając ogon dalej, w bok. Nieświadomie zrobił tym miejsce dla samicy, która zechciała wkroczyć za nim.
Oświetlony bioluminescencyjnie łeb wyjrzał w jej stronę, bacznie obserwując jej dwukolorowe ślepia.
Heh. "Pierwsza". Niedorzeczne imię. Choć w tym obcym języku brzmiało już bardziej jak coś, czym można nazwać smoka... Po krótkim zastanowieniu doszedł do wniosku, że sam dźwięk tego miana pasował do Słonecznej. Albo to było spowodowane melodyjnością jej głosu?
To wszystko dawało kontrast przy fakcie, że Aie była wojowniczką. Świeże, jeszcze czerwone blizny tnące jej skórę były charakterystyczne dla walk na arenie, dla ran zadawanych przez innych wojowników. Nie było w nich dzikości i nieokrzesania drapieżników, które toczyły bitwy o przetrwanie lub o terytorium z gadami. A sylwetka – gdyby ktokolwiek miał jeszcze wątpliwości – mówiła dosłownie wszystko.
Mięśnie wyjątkowo specyficznie rysowały się na jej wężowatym ciele. Ciekawe, czy on też by tak wyglądał, gdyby miał łapy...?
– Doceniam, że zapamiętałaś moje imię, Aie. – odrzekł spokojnie. – Pamiętasz je lepiej od moich współstadnych.
Strzelił językiem, raz, drugi. Trudno mu było się opanować. Czuł się zaszczuty.
– Nie pochodzisz ssstąd... – przechylił łeb w bok. – ...prawda?
Obce imię, lekki akcent i melodyjność głosu nie była typowa dla tutejszych gadów. Wygląd też nie... Jej ogon, jak zauważył, nawet nie wyglądał jak smoczy. A pawie oka wyglądające zza białozłotej chwytały jego wzrok jak latająca mucha. Z tą różnicą, że nie irytowały tak, jak te bzdyczki.
Na jej zgryźliwość zareagował cichym syknięciem. Czy dobrze pamiętał, że Verhu również jest jej rodzeństwem? Miał istne deja vu – wszystkie rozmowy, które z nią przebył opierały się na wzajemnych docinkach, przygryzach i sarkastycznych, wrednych uśmieszkach.
– Są na sswoim miejsscu... I leczą poważniejsze rany... Jak Twoje. – wysyczał.
Widząc, jak Aie zanurkowała, nie był jej dłużny. Rozcinając powierzchnię wody dołączył do niej, uzupełniając jej zataczany półokrąg i bacznie obserwując – nie widział zbyt wielu, którzy by tak dobrze pływali, jak ona.
Pomarańczowe ślepia zaczęły przyglądać się jej dwukolorowym. Przeszły do frywolnie tańczącej grzywy nie znającej grawitacji, następnie na sierść i pióra okrywające całe jej ciało, spod których była sylwetka niewątpliwie silnej wojowniczki. Aż po ogon, który już wcześniej przykuł jego uwagę...
Wężowe ciało Mglistego nie miało tylu urozmaiceń. Mięśnie były tylko delikatnie zarysowane, wszak służyły mu "tylko" do pływania... Co czyniło go jednocześnie smukłym. Brudnozielone błony rozpięte między jego kolcami po bokach ciała i na grzbiecie sterowały jego pływem tak łatwo, jakby nie stanowiło to dla niego żadnego wysiłku. Ciało przeznaczone do życia w wodzie... a mające powypadane łuski i przetartą skórę, jakby pół dnia sunął po żwirze.
Gdy ta wynurzyła się na powierzchnię, Zhelre przepłynął pod nią i sam wypłynął niedaleko niej. Tym razem uniósł swój łeb wyżej, niż zwykle, świadcząc o coraz większej pewności siebie. Zaszczucie powoli przemijało, gdy znajdował się w swoim środowisku.
– Walczyłaś kiedyś w wodzie? – zapytał nagle. Był ciekaw, czy swoją profesję łączy ze swoją umiejętnością sprawnego poruszania się w tym środowisku.
Wyklęta Łuska
Wypalona plaża
: 07 sty 2023, 14:24
autor: Znamię Bestii
Skrzek i rozpryskiwanie wody zignorowała. Mnogość młodszego rodzeństwa uodporniła ją na napady złości, widziała to jako nieco dziecinne tantrum.
Mimo tej reakcji, dalsza interakcja z Zhelre była całkiem przyjemna. Widać było, że woda jest jego żywiołem, dużo naturalniejszym środowiskiem niż ląd. Obserwowała, jak "tańczy" z nią, zataczając drugą część półokręgu bez przeszkód, pomimo oczywistych braków w departamencie kończyn. Zastanawiała się odruchowo, jak dobrze walczył i czy używał swojego długiego ciała, czy raczej posiłkował się magią. Gdyby jej taki los naszykowała natura, pewnie skupiłaby się na rozwoju maddary, ale kto wie jaką Rangę sprawował w Stadzie Mgieł?
Pod wodą kolejna rzecz stała się bardziej widoczna – bioiluminesencja samca. Delikatnymi odcieniami błękitu znaczyły się kolce jego błoniastego kołnierza. Aie z fascynacją patrzyła jak poruszają się pod wodą, kreśląc w ruchu fale i wzory. Z typową dla siebie pragmatycznością wyobrażała sobie, jak hipnotyzujący dla morskiego drapieżnika musiał to być widok.
Kiedy wynurzyli się, a ona leżała na powierzchni wody, odpowiedziała dopiero na jego komentarze.
– Kiepscy wpółstadni, skoro nawet nie pamiętają jak się nazywasz. – mruknęła z rozbawieniem, machając leniwie łapami po bokach, kiedy unosiła się na grzbiecie ponad powierzchnią wody. Ogon był zanurzony i służył jej za ster, drgając w wodzie niczym przerośnięty okaz węgorza. Wzruszyła barkami – Szczególnie, że jesteś dosyć... Unikalny. Ale z tego co widziałam, wśród Mgieł dużo jest smoków o nietypowym wyglądzie. – zaczerpnęła w pysk nieco wody i wypluła ją w górę, robiąc nad sobą małą fontannę. Gdy skończyła, zaczęła niespodziewanie wyliczać – Ilo jednorożec, Hrasvelg czterooki, no i Y'Envarth, kolejny bezłapy. – przesunęła pysk, by kątem ślepi zarejestrować jego minę i wyszczerzyła łobuzersko kły – A to tylko młodzi, których widziałam na Spotkaniu! Ja mam dobre ucho do imion, bo brzmią inaczej niż smocza mowa... Są bardziej dźwięczne, jak język mojej matki. – zadarła łeb w niebo ponownie i patrzyła jak wieczór nadchodził nieubłagalnie. Na zachodzie chmury zmieniły kolor na krwistą czerwień, a na wschodnim horyzoncie panowała już ciemność. Westchnęła, bo wiedziała że niebawem woda będzie zbyt chłodna nawet dla nich i kontynuowała – Wyklułam się w Ogniu, na wyspie, na otwartym morzu. Wychowana z dala od Obozu, nauczona innego języka niż smoczy. Miałam spore problemy z wymową jako dziecko, więc po prostu zostałam przy mowie mojej matki... Stąd brzmię nieco egzotycznie. – ostatnie słowa powiedziała specjalnie pogłębiając śpiewny akcent, jakby nabijała się sama z siebie i obróciła się w wodzie na brzuch, patrząc na samca – A ty Płochliwy Zhelre? Wykluty wśród Mgieł? Pośród morskich głębin?
Uśmiechnęła się półgębkiem, ale ton miała przyjacielski, ciężko było więc wyczytać, czy stroi sobie żarty, czy jest zainteresowana. W rzeczywistości Aie po prostu taka była, zawsze nieco sarkastyczna. Jej sposób na interakcje z innymi, zawsze w formie pół żartu, nigdy zupełnie nie na serio, chyba że na Arenie. Ale to inna historia...
Kiedy wspomniał o walce, mógł zobaczyć drapieżny błysk w jej ślepiach. Pysk otworzył się odruchowo, a język przeciągnął po zębach.
– Nie... Niewiele smoków zgodziłoby się na taki pojedynek. – mruknęła, jednocześnie ze smutkiem, ale też z nutą nadziei. Nie chciała naciskać, bo jeśli nowy kolega chciał się z nią pojedynkować, to jej nieokiełznany entuzjazm mógł go zrazić. Powstrzymywała więc go w ryzach i tylko wesołe iskierki w ślepiach zdradzały zainteresowanie.
Poławiacz Szczurów
Wypalona plaża
: 14 sty 2023, 17:20
autor: Szczurzy Pan
Oklapnięta i przylizana czupryna u Aie wywołała lekkie uniesienie kącików ust u morskiego, wyglądało na uśmiech. I rzeczywiście, widok ten go wewnętrznie rozbawił. Nie widział nigdy pierzastego czy futrzanego smoka, który by pływał ani jak on wyglądał, gdy był cały mokry. A tu proszę – ma najwspanialszy okaz mokrego jak żaba pierzasto-futrzanego smoka. Z czystego serca widok go rozbawił.
Specyficzne poczucie humoru. Jedni się śmieją, gdy smok wejdzie w łajno, drudzy się śmieją gdy ktoś kichnie, trzeci... cóż, trzecim jest Zhelre.
Jedynie jej warkocz zachował swój wygląd, lśniąc w ostatnich promieniach słońca i zwisając leniwie na jej szyi. Było to na swój sposób urokliwe, taka... fryzura. Utwierdzała morskiego w tym, że samica mogła nie pochodzić stąd.
– Zbyt skupieni są na zapamiętaniu wymowy własnego języka. – odpowiedział, podejmując się niewinnych złośliwości wobec Mglistych. – Zaś Twoje trudno źle wypowiedzieć. – ot, prosty komentarz. Nie ujmował tym jej mianu, choć przeszła mu przez głowę myśl, że z nią Mgliści nie mieliby problemów... Prawdopodobnie.
Strzelił językiem i przez chwilę milczał, wpatrując się w Aie. Unikalny w wyglądzie... Brzmiało o wiele lepiej, niż "dziwny", "nienaturalny" czy inne parafrazy sprowadzające się do tego, że tutejsi mylili go z wężem morskim. Wybitnie działało mu to na nerwy, a Słoneczna właśnie niezwykle zwinnym piruetem tego uniknęła.
A wręcz... czuł się zrozumiany.
Rozejrzał się wokół po dnie jeziora, po czym wrócił pomarańczowymi ślepiami do białozłotej.
– Bardzo dobrze radzisz sobie z ich wymową, choć te imiona nie są tak melodyjne i lekkie, jak Twój głos. – przyznał, nie orientując się, że Aie mogła to odebrać jako komplement. Być może właśnie szczere spostrzeżenia są najlepszymi komplementami?
Zanurkował wgłąb, rozwijając swoje wężowe ciało do luźnych fal. Dopłynął do dna, pochwycił coś w zęby i przepłynął pod samicą na przeciwną stronę niż ta, po której był dotychczas. Kolce błon rozpościerających się po jego grzbiecie nieświadomie posmyrały Aie po łapach, po czym zaraz oświetlony punkcikami łeb wynurzył się z powrotem na powierzchnię, trzymając coś w pysku. Nie było przy tym dźwięku łapanego powietrza – wynurzenie było tak łagodne, jak zanurzenie.
Gwałtownym ruchem łba wyrzucił przed samicę całkiem sporą muszlę. Bez piachu, który dociążył ją uprzednio do dna jeziora, nie tonęła ona od razu, a utrzymywała się chwilę na powierzchni. Biały kolor z piaskowymi wstęgami przecinały miedziane kropki, nadając jej całkiem sporo uroku.
– Dla Ciebie. – rzucił bezceremonialnie. Ot, prezencik, bez głośno wypowiedzianego powodu, jakby natchnął go nastrój.
Została przy mowie matki... Czyli to nie konkretnie ona jest obca, a jej rodzic. Zastanowiło go, dlaczego jej matka nie asymilowała się bardziej ze stadem – uciekała przed kimś, znajdując Wolne jedynie jako miejsce do schronienia? Coś ją odwiodło od przyjęcia tutejszych tradycji?
– Czemu podjęła decyzję wychowania Cię z dala od obozu? Mówisz płynnie w jej języku? – dopytał, drążąc ciekawy dla siebie temat jej obcego akcentu.
Strzelił językiem na jej nadany mu przydomek. Płochliwy? Coś takiego. Prędzej nieufny.
To w gruncie rzeczy to samo, Zhelre.
Zamajtał samą końcówką ogona, karcąc tę myśl natrętną i paskudną.
– Mam już przydomek – Widłozębny. – poprawił ją ze złośliwym uśmiechem.
W jego głowie ten prawdziwy przydomek brzmiał bardzo dobrze. Był wdzięczny Mahvran za to, że mu taki nadała.
– Nie jestem stąd. Kilka księżyców drogi na zachód jest... było moje stado. Mieszkaliśmy w zatopionych ruinach, a po czasie ludzie przyszli odebrać to, co do nich najwyraźniej setki czy tysiące księżyców temu należało. – opowiedział chłodno, nie kryjąc negatywnych emocji w stronę rasy dwunogów. – Nie mieliśmy innego języka od Waszego, choć niektóre słowa wymawiacie z innym akcentem. Mniej twardo, niż my.
Nieco go zaskoczyła i częściowo również załamała odpowiedź Aie. Znów te różnice kulturowe i anatomiczne, które są solą w oku Zhelre. Dlaczego tak wiele smoków bało się wody?
Zmarszczył nos, wyrażając dezaprobatę stanu, który przedstawiła Słoneczna.
– Niezwykłe jak smoki stronią tutaj od wody. – mruknął cicho. – Chodź. Pokażę Ci, jak robią to morskie.
Wyklęta Łuska
Wypalona plaża
: 17 sty 2023, 19:00
autor: Znamię Bestii
Może to wężowe geny, ale pióra Aie nie nasiąkały wodą tak mocno jak mogłoby się wydawać. Kiedy wychodziła na ląd powracały do suchej formy szybko po energicznym otrzepaniu się. Co innego grzywa... Przylegała do łba bardzo ciasno w mokrej postaci, a kosmyki Aie musiała przesuwać ze ślepi, by cokolwiek zobaczyć. Kiedy wysychała nabierała puchu, a loki od wilgoci kręciły się jeszcze intensywniej.
Dlatego też preferowała praktyczny warkocz. Plotła te kosmyki, które były dosyć długie by dać się zapleść – pozostałe luźną aureolą wieńczyły jej łeb.
Uśmiechnęła się cieplej, gdy skomplementował jej głos. Był to bardzo naturalnie brzmiący komplement w tym kontekście i nie była pewna, czy wypowiedziany z przypadkową szczerością, czy wyjątkowo sprytnym zamysłem. Czas pokaże w rozmowie, ale niezależnie od formy, intencje były te same. Skomplementowanie jej, co przyjęła z zadowolonym przymrużeniem ślepi.
Kiedy zniknął w jeziorze obróciła się, zanurzając łeb i otwierając ślepia pod wodą. W wieczornym półmroku pewnie nie byłoby ławo śledzić Zhelre w wodzie, ale bezłapy promieniał błękitem na płetwach i kolcach. Obserwowała więc, wstrzymując oddech, jak dotyka dna i sunie ku niej. Machnęła łapą, gdy musnął ją błonami, pozwalając by przebiegły po jej palcach jakby odgrywały melodię.
Obróciła się i zaczerpnęła powietrza, którego zimno ukuło ją w płuca. Spowodowało to poruszenie się wody, więc na brzuchu poczuła jak ląduje jej... Muszla?
– Dziękuję. – odpowiedziała z gracją wypychając biodra ku górze, a tylne łapy na dół. Teraz na wzór rzecznej wydry miała wolne łapy, by wygiąć szyję i przyjrzeć się znalezisku na własnym torsie.
– Aie to proste imię. Jego znaczenie też jest proste. "Pierwsza", bo byłam pierwszym pisklęciem z miotu. – przewróciła ślepiami i rzuciła mu rozbawione spojrzenie – Ot, cała tajemnica, Vidu'o Zeabny. – ostatnie słowo jak na złość wypowiedziała z najbardziej obscenicznie melodyjnym akcentem, po czym wróciła do oglądania muszli, wciąż jednak mówiąc do niego – Zhelre Płochliwy bardziej mi się podoba. Nie ocenia wyglądu, tylko charakter. Uczciwiej, na ten drugi mamy chociaż jakiś wpływ. – mówiła tym swoim ironicznym trochę tonem, którym kryło się ziarno prawdy. Zanim zdążył coś powiedzieć, rzuciła nagle – A jak Ty byś się nazwał?
Obróciła muszę, wylewając z niej wodę i unosząc w górę, by spojrzeć nań w świetle wschodzącego księżyca.
– Matka nie ufała członkom Stada po tym jak zaatakowała ją kopia jednego z Wojowników... Za pisklęcia. Chciała więc nas ochronić? Ale ostatecznie trochę od tego... Zdziczeliśmy. – posłała mu teraz drapieżne spojrzenie, z wyszczerzonymi ząbkami, jak na prawdziwego dzikusa-łobuza przystało. Przewróciła ślepiami – Całego rodzeństwa mam szóstkę, wszystko młodsze, więc domyślasz się jak zatłoczona była ta malutka wysepka. Nauka pływania to przymus, inaczej można oszaleć!
Zachichotała cicho. Historii jego pochodzenia nie komentowała, ale patrzyła mu uważnie w ślepia, gdy ją opowiadał. W jej własnych był pewien... Głód wiedzy.
Gdy zaproponował jej walkę, ona posłała mu uśmiech, który opisać najlepiej można było jako tajemniczy. Ani zgodziła, ani odmówiła mu. Wpierw przysunęła muszlę do ucha i zmrużyła ślepia, kiwając łbem w zadowoleniu. Następnie przesunęła je, wiercąc go wzrokiem.
– Gdyby przytrzymać muszlę przy uchu, śpiewa pieśń oceanu, z którego przybyła. – poinformowała go konspiracyjnym tonem, jakby zdradzała dziecinną tajemnicę. Wyciągnęła łapę w jego stronę, pytająco – Chcesz spróbować?
Wiedziała, że nie miał innych możliwości niż magiczne, żeby przytrzymać obiekt. Ale jeśli podpłynąłby na wyciągnięcie łapy, z chęcią ona przytrzymałaby otwarcie muszli przy jego uchu.
Przy okazji tego niewinnego gestu chciała się przyjrzeć bliżej jego... Zwojom. Ocenić realnie szanse tej walki. Ostatnie czego chciała to utonąć bez śladu w Zimnym Jeziorze, żeby Tio i Dio szukali jej od Pięści Bogów po Strome Klify. Wciąż była adeptką, więc jeśli Zhelre wydawał się dużo silniejszy... Chciała wierzyć, że odpuści, ale znała siebie. Nie będzie umiała odmówić, kochała taktykę i walkę, a nowa forma brzmiała tak zachęcająco! Ale chociaż da znać Baal zawczasu, żeby przybyła jeśli długo od niej nie usłyszy.
Wypalona plaża
: 03 lut 2023, 18:30
autor: Szczurzy Pan
Ah. Coś palnął nieodpowiedniego?
Dość nietypowy uśmiech, który zawitał na pysku Aie zbił morskiego z pantałyku. Był inny od tego złośliwego, zaczepnego grymasu który tańczył na jej ustach w parze z wypowiadanymi słowami, które kształt tychże ust zmieniał. Przez ułamek uderzenia serca przypatrywał się jej, myśląc i zastanawiając się, co w jego słowach wywołało akurat taki wyraz pyska...
Odebrała jego słowa jako komplement? Strzelił językiem i wypuścił powietrze nozdrzami – tak, na pewno odebrała to jako umilanie się do niej.
No cóż. W zasadzie, to tego nie żałował. A po chwili zdał sobie sprawę, że taki uśmiech na jej pysku wygląda ładniej od tych złośliwych. Mimowolnie jemu samemu podniosły się kąciki ust.
W wodzie, kiedy Aie przybrała tak niedorzecznie śmieszną pozycję, Zhelre na widok czegoś takiego przechylił łeb w bok i wydał z siebie przeciągły syk przypominający stłumiony śmiech. Takie pozycje kojarzyły mu się ze zdechłymi rybami, a że wydr nie widział – skojarzenie było całkiem bezpośrednie.
Chciał – nie chciał, smoczyca w tej pozycji uwydatniła swoje... włości. Cała klatka piersiowa, brzuch, podbrzusze były odsłonięte na świat, podkreślone w inny sposób niż gdyby stać na lądzie, na swoich łapach. Surowy instynkt wężowego uderzył mocniej niż dotychczas, pozwalając na napływ hormonów i myśli do głowy i nie tylko. Jako dobry obserwator – profesja zobowiązuje – gładził wzrokiem cały jej tors, przechodząc leniwie w stronę ogona i zatrzymując się mniej więcej tam, gdzie tułów łączy się z przedłużeniem kręgosłupa.
– Całe Twoje rodzeństwo to... numerki? – oderwał się nagle i spojrzał w jej ślepia. Ależ to zabawnie niedorzeczne. – Twoja rodzicielka miała poczucie humoru. – skomentował, szczerząc zębiska kryjące się za widłowymi wyrostkami wystającymi z żuchwy. Powiedzieć, że to jest szczyt humoru (zupełnie nieironicznie!) dla Zhelre, to jak nic nie powiedzieć. – A jako adepci też przyjęliście imiona "Pierwsza Łuska", "Druga Łuska" i tak dalej? – machnął ogonem i patrzył na nią, jakby wręcz wymagał od niej potwierdzenia.
Zmrużył oczy słysząc ponownie przydomek "płochliwy". Niezwykle mu nie pasowało to określenie. Było dla niego zwyczajnie fałszywe, niezgodne z rzeczywistością, bo przecież on nie jest płochliwy a...
– Nieufny. – rzucił krótko. – Przydomki opisujące cechy charakteru są zwodnicze, bo one – w przeciwieństwie do wyglądu – szybko się zmieniają. Widłozębny zostanie ze mną do końca życia. Płochliwy, czy nawet nieufny... Mogą się zmienić.
Uf, to było wymagające. Zhelre tworzący filozofię wokół swoich myśli i spostrzeżeń to Zhelre nie będący sobą. Sam się zastanowił po co on to w ogóle powiedział i dlaczego odczuł taką potrzebę. Przecież jest ignorantem, ma głęboko w nosie takie rzeczy. Wytknie komuś błąd w jego postrzeganiu, ale nigdy nie opisuje swoich przemyśleń na dany temat bez potrzeby. Prawie nigdy.
... po tym jak zaatakowała ją kopia jednego z Wojowników...
Ściągnął lekko łuki brwiowe i zmrużył oczy. Kopie wojowników?
– Kopia, czyli jakiś bliźniak? – zapytał niedbale, głupio wręcz, jakby rzucił te słowa mimochodem, skupiony na czymś innym. Aie znów poczuła wzrok morskiego na swoim podbrzuszu i łapach. Ciekawe, że ona mając jeszcze tyle rodzeństwa, wygląda najlepiej ze wszystkich. – pomyślał. Cóż, przynajmniej tych, których widział.
Oczy przykuły swoją uwagę do jej piór i pawich ok wyrastających z nasady ogona. Zastanowił się, jak ten zestaw może odgrywać rolę płetw i czy w ogóle jest to możliwe. Na jego samczy rozum zdawało mu się, że te pióra mogłyby prędzej poprawić poruszanie się w wodzie, niż je utrudnić. Patrząc na to, jak Aie jest dobrą pływaczką, po części uznał to za potwierdzenie swojego przypuszczenia.
– Z taką ilością świergoczących, złośliwych ptaków sam bym nie wytrzymał. – oderwał wzrok od jej zadka i znów popatrzył w jej ślepia, a następnie posłał jej wredny uśmiech, jakby na złagodzenie zaczepki. O niebiosa! Gdyby na małej powierzchni umieścić sześć sztuk Aie, to by istotnie oszalał.
– Sam nie miałem nigdy rodzeństwa, wychowywał mnie głównie wuj, który był łowcą. Z innymi młodymi smokami szkoliliśmy się wspólnie u mistrzów, ale moje stado kierowało się założeniem, że młodzi mają siedzieć cicho. "I być zdyscyplinowani" – dopowiedział sobie w duchu. Ale nie czuł goryczy na to wspomnienie. – Zresztą, w wodzie dźwięki tak nie piłują uszu.
Najpierw błysk w oczach, potem tajemniczy uśmiech. Zhelre strzyknął językiem – było to dla niego nieco sprzeczne. Zdawało mu się, że widział wcześniej powstrzymywaną radość u Aie na propozycję walki, a teraz... Zareagowała z mniejszym entuzjazmem, niż by się spodziewał. Poruszył się i uderzył ogonem, podpływając bliżej samicy i okrążając ją po półkole, zatrzymując się przy jej prawym boku. O cóż chodzi, samico?
Nagle cofnął łeb, gdy Słoneczna wyskoczyła ze śpiewem oceanów w muszli. Mrugnął zdziwiony, nigdy wcześniej nie słysząc nawet słówka nawiązującego do tej legendy. Bujda? Nie – niedowierzanie! Odchylił łeb, co my móc lepiej przyjrzeć się muszli trzymanej u ucha Aie. Faktycznie może "pamiętać" swoje pochodzenie?
Z pewnym oporem, ale i niepowstrzymanym zaciekawieniem przysunął ucho do muszli i nasłuchiwał, w pełni angażując słuch do odbierania potencjalnego "śpiewu". W międzyczasie sama Aie miała doskonały widok na umięśnienie Zhelre, widząc całe jego cielsko kryjące się płytko pod wodą.
O jego mięśniach można było powiedzieć tyle, że istnieją. Zdecydowanie nie był to jego atut, ale jednakowoż nie była to wymagana cecha dla jego profesji. To, czym morski mógł się pochwalić przed wojowniczą, to ponadprzeciętna zwinność w poruszaniu się. Mogła dostrzec, jak ze znikomym wysiłkiem wężowy jest w stanie bezszelestnie podpłynąć do niej, jakby każdy ruch był dobrze przemyślany. A kiedy zaszłaby taka potrzeba – z godną podziwu prędkością zmieniłby swoją pozycję w wodzie nie zbaczając na jej opór. I co by nie mówić o jego uzębieniu – było skuteczne i przegryzło niejedno rybie ciało w swoim życiu.
Słońce schowało swe lico za horyzontem, zostawiając jedynie gasnący blask i przejmującą niebo noc. Bioluminescencyjne czułki u samca zdawały się wyglądać jak świetliki, gdy jego kolor łusek zaczął wtapiać się w tło. Wśród pomarańczowych ślepiów czarne szpilki poszerzyły się, dostosowując się do światła. Aie jeszcze była całkiem wyraźna...
Znamię Bestii
Wypalona plaża
: 20 lut 2023, 15:30
autor: Znamię Bestii
Aie była muskularna – jej brzuch był płaski i umięśniony, co było widoczne szczególnie teraz, gdy napinała go utrzymując górną część ciała nad wodą. Podobnie mięśnie klatki piersiowej i ramion, które uwidaczniały się gdy uniosła je ponad wodę. Mokre futro i pióra oblepiły samicę, podkreślając każdy zarys dwójnasób.
Jednocześnie jednak nie była jednak potężnie zbudowana. Miała po prostu jedynie mięśnie. Ciało kulturystyki nie pozwalało nawet na maleńką ilość tkanki tłuszczowej! Ćwiczyła niestrudzenie, walczyła i polowała, więc choćby chciała, bez zmiany trybu życia, nie było szans na przybranie wagi.
Bawiąc się muszlą sama taksowała go spojrzeniem, nie umknęło jej więc, jak błądził wzrok samca. Nie przeszkadzało jej to, a kiedy zawiesił go kilka razy, poczuła nawet miłe połaskotanie ego.
– Tylko pierwsza trójka, która wykluła się z jednego jaja... Pierwsza, Drugi i Trzeci. Pozostali dostali nudne imiona, jak Świt czy Kropka. – przewróciła ślepiami – Na adeptów wybraliśmy imiona sami, takie jakie nam pasowały...
Poczekała aż przysunie się, jednocześnie opróżniając muszlę z wody. Kiedy zbliżył łeb, ostrożnie przytrzymała przy jego otworze usznym muszlę, zamykając powietrze całkiem szczelnie.
Stara sztuczka dzieci wszystkich ras, które wychowały się na nabrzeżu – kiedy przystawisz muszlę do ucha, zamknięte w niej powietrze bez końca odbija się w kościanym więzieniu i dźwięki, jakie przynosi przypominając zwodniczo szum fal. To też słyszał Zhelre, kiedy Aie trzymała muszlę.
Samica zaś patrzyła na niego z nieco większą dyskrecją. Rozważyła swoje opcje i stanowczo stwierdziła, że miała szansę położyć węża na łopatki – gdyby takowe posiadał. Zanotowała w myślach punkty uwagi na jego zwoje, nie dać się w nie pochwycić i zęby, które ofiarowały mu przydomek. Ugryzienie mogło boleć. A skoro o przydomkach mowa...
Pochyliła łeb na długiej szyi i chociaż wymagało to nieco manewru, trzymała pysk przy jego drugim, wolnym uchu. Łapa z muszą dalej była przy jego uchu, łącząc się z jej ramieniem pod jego pyskiem.
– Cóż, ja jestem całkiem stała w charakterze. Może to tylko twój charakter nie pozostaje taki sam, Zhelre Zmienny? – powoli wyszeptała te słowa i dodała równie cicho, tym razem zmieniając ton na taki, którym straszy się pisklęta – Kopia z Lustra Katamu, która wyszła z powierzchni magicznej sadzawki i ruszyła na tereny Stada, żeby podszyć się pod smoka, który z nią walczył...
Zerkała z bliska, jak reagował na jej słowa. W zapadającej ciemności łatwiej było go obserwować na wyciągnięcie pyska.
Wypalona plaża
: 20 mar 2023, 15:04
autor: Szczurzy Pan
Co za dziwny zwyczaj nazywać tak swoje potomstwo. O ile w języku wspólnym ich imiona brzmiały jakkolwiek jak imiona, o tyle... Nie wyobraża nazwać swojego syna jako "Jeden", czy nawet jako "Ryba" lub "Wodorost". Ktoś mógłby pomyśleć, że jest to zwyczajne uprzedmiotowienie smoka, postrzeganie go jako nic innego, jak obiekt, po nazwie którego nadano mu imię. Cieszył się, że w jego stadzie nie ma smoków, których prawdziwe imiona to przedmioty.
– Gdyby mnie matka tak nazwała, to bym jej nie wybaczył. – uśmiechnął się krzywo – bo myślał w ten sposób zupełnie szczerze, ale chciał załagodzić swoje słowa.
Nasłuchując "szumu" dobiegającego z muszli, Zhelre natychmiast miał skojarzenie z tym, co słyszał, gdy woda utkwiła mu w uchu. Nie było to jednak adekwatne porównanie, mechanizm przecież działał inaczej przy przytkanym uchu, a przy "szumie" dochodzącym z muszli. Jednak poczuł się na tyle skonfundowany, że dość szybko odsunął głowę od łapy Aie i strzelił językiem, jakby analizował sytuację.
– To brzmi jak migrena, a nie śpiew oceanów. – rzekł marudliwie.
– Śpiew oceanów brzmi jak ryk wieloryba, który powoduje, że trzęsą Ci się flaki, a poranne śniadanie przewraca Ci się w brzuchu. Czasem są to inne dźwięki, jak rechot delfinów. Drażniący, ale zwykle wtedy te dziwaki robią coś śmiesznego. – spojrzał na Aie i się uśmiechnął szyderczo.
– Kiedyś porwały mojego kuzyna, kiedy miał jakieś 8 księżyców. Wracałem wtedy z nauki polowania z wujem, kiedy delfiny zaczęły go przerzucać ogonem między sobą, a na koniec... – zatrzymał się na chwilę. Przywołując to wspomnienie, sam zaczął sykliwie rechotać.
Drobny +18 content
– Wtedy nie wiedziałem, co one robią, a wuj mnie szybko z tamtego miejsca zabrał... Dziś wiem, że po prostu te morskie pomioty się nim masturbowały.
Tak, jego poczucie humoru było niezwykle prymitywne. Więcej w nim zwykłych instynktownych odruchów, niż uczuć.
Spojrzał nagle na Aie i patrzył tak na nią przez chwilę.
– Niech Ci będzie, że Zmienny... Może nawet masz rację. – stwierdził i przechylił łeb w bok, a Aie nagle poczuła, jak po plecach przejeżdża delikatnie jego ogon.
– Na początku myślałem, że jesteś bardziej dzika i obca, a teraz... Chcę spędzić z Tobą ten noc. – powiedział łagodnie, nie przestając patrzeć w jej oczy, a ogon otulił ją przechodząc końcówką przez tors.
Miał wrażenie, że ona myśli podobnie. Czuł jej dziwne spojrzenie na sobie, chyba podobne do tego, którym on raczył ją prawie od początku tej rozmowy. Czy to była zwykła chuć, a czy gdzieś w jego klatce piersiowej serce zrobiło emocjonalnego fikołka...
Trudno to powiedzieć.
Znamię Bestii
Wypalona plaża
: 03 maja 2023, 18:47
autor: Puste Łąki
/ inny czas
Fifi jak zwykle się szlajała. Dotarła do uroczego jeziora, jako wiwerna morska, bardzo odpowiada jej takie środowisko. Pogoda dopisywała, słonko świeciło i takie tam. Łąka bawiła się z łapanie ryb za pomocą maddary. Gdy ta podpływała blisko do brzegu, ta zamykała taką w bańce z wodą, i ruchami powietrza puszczała w postaci kuli wodnej dookoła. Wariatka szopka starała się złapać cierniki, ale było nieco za wysoko. Czy się poddawała? Oczywiście, że nie.
Opresyjna Łuska
Wypalona plaża
: 07 maja 2023, 17:37
autor: Nowy Porządek
Kaynya rzadko bywała na terenach wolnych, bo najpewniej czuła się będąc u siebie. Jej wyprawy w takie miejsca jak to były sporadyczne, acz tym razem zdecydowała się na dłuższy spacer. Te tereny również musiała znać, bowiem mogło się to przydać prędzej, czy później.
Idąc tak zauważyła jakiegoś smoka i generalnie w takich okolicznościach kompletnie by go zignorowała, jednak jej wygląd coś jej przypominał. Sięgnęła pamięcią jak jej matka opisywała ich drugą matkę i tamtejszy opis pasował do tej smoczycy, która coś robiła przy brzegu. Postanowiła więc sprawdzić, czy to przypadkiem nie były Puste Łąki. Pewnym krokiem ruszyła w niej stronę, przyglądając się jej uważnie.
– Hej. – Przywitała się, chociaż można było czuć w tym niepewność. – Mam przyjemność z Pustymi Łąkami? – Od odpowiedzi zależało czy zdobędzie jej zainteresowanie, lub nie.
Wypalona plaża
: 18 maja 2023, 17:39
autor: Puste Łąki
Pierwszy przybysza powitał jenot, skacząc dookoła wesoło, i wydając okrzyki radości.
Fifi obróciła się do smoczycy, upuszczając ryby z powrotem do wody. Nie miała zupełnie kontaktu z ziemnymi dziećmi, w sumie nawet nie wiedziała, jak wyglądają. Poznała jedynie Nyan.
Wygląd ziemnej nic jej nie mówił, nie znała jej, więc przywitała się jak z obcym, jedynie nie przyjęła swojego zimnego nastawienia, dużo bardziej przyjemne, plus oczy, zamiast mierzyć podejrzliwie „zakłócacza spokoju”, to patrzyły z ciekawością.
– Witaj eee ziemna smoczyco. Zgadza się, Puste Łąki, czarodziejka stada wod.. eh, słońca. Z kim mam przyjemność? – powiedziała z wesołym zaśpiewem, melodyjnym jak zwykle. Przeniosła na chwile spojrzenie na Cząber.
– Moja kompanka Cię polubiła, znaczy, że masz serce na właściwym miejscu. – skomentowała dodatkowo, uśmiechając się życzliwie. W jakiś nie wiadomość sposób czuła sympatie do wojowniczki. Zaraz zdębieje ze zdziwienia.
Nowy Porządek