Strona 38 z 39

Księżycowa łąka

: 26 mar 2025, 14:15
autor: Budowniczy Ruin

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Niewzruszony, piastun czekał na efekty pracy swoich uczniów. Tylko sporadyczne machnięcia końcówką ogona oraz ruch białych źrenic nefrytowych oczu zdradzały, że nie zamarł zupełnie. Uważnie przyglądał się postępom uczniów. Był to drugi trudny moment, acz miał nadzieję, że nakierowanie ich na coś związanego ze Źródłami, a nie jakiś inny, odstrzelony od nich przedmiot, trochę ułatwi im zadanie.

I nie pomylił się, acz efekty ich pracy trochę go zaskoczyły. Bo choć roślinkę wyczarowaną przez Rairish'a można było uznać za mizerną i uschłą, to jednak oddziaływała na otoczenie bardzo realistycznie – wykiełkowała z ziemi, rozrzucając ją na boki, po czym wzrosła ze wszystkimi szczegółami. Budowniczy mógł się wręcz założyć, że jeśli by jej dotknął, dotknąłby faktycznej rośliny. Zdumiewające!

Podobnie było z Jemiołuszkiem, nawet mimo tego, że jego twór był zdecydowanie bardziej abstrakcyjny. Nie dość, że był nieprzerwanie ruchomy, to jeszcze w pełni wizualny, kolorowy i roztaczał dziwną woń. Jak.. krew? Ciekawe. Ale piastun nie był nim zdziwiony – bo czym właściwie Źródło rajskiego różniło się od jego mgły? Jedno było nieokreśloną mieszaniną wspomnień i odczuć w formie leniwych oparów, a drugie drgającą, kolorową substancją o nietypowej woni. Właściwie, jak o tym teraz pomyślał, Źródło Jemiołuszka przypominało mu maddarę Vunnuda. Ona też wyrywała się i kąsała, jakby żyła własnym życiem.

Uśmiechnął się zadowolony do dwójki.
Doskonale. Cieszę się, że ci się podoba Tosh. Zaraz poprubujemy z czymś trudniejszym. – Zachęcił młodego przyjaciela.
A twoja maddara Jemiołuszku nie jest aż taka dziwna, jak mogłoby się wydawać. Jeśli chcesz, przedstawię cię komuś, kto trzyma w sobie coś, według mnie, podobnego. – Pocieszył drugiego ucznia, przedstawiając swoją propozycję.
Ale teraz czas na kolejne ćwiczenie. Wybierzcie sobie z polany dowolną rzecz i spróbujcie odwzorować ją własną magią. Macie dowolność – kamyk, kwiatek, garść ziemi, albo śniegu, cokolwiek. – Rozejrzał się dookoła, jakby szukał czegoś dla siebie. Miejsce nie obfitowało w wymyślne twory, co było jego plusem.
Pamiętajcie, żeby skupić się na szczegółach. Kształcie, rozmiarze i barwie. Ciężarze, twardości, fakturze. A nawet na takich rzeczach jak temperatura, wilgotność, zapach, czy ruch. – Wymienił, choć wiedział, że duża ilość szczegółów mogła początkowo być niezmiernie trudna do uchwycenia. Powołanie do istnienia zwykłego kamienia kosztowało go za pierwszym razem pół wieczoru prób i zawroty głowy. No, ale Rairish i Jemiołuszek nie byli nim. Miał wrażenie, że ma do czynienia z naturalnymi czarodziejami.

Hektyczny Kolec Najpiękniejsza Łuska

Księżycowa łąka

: 26 mar 2025, 16:53
autor: Nieme Przekleństwo
Gdy skończył kreowanie swojej „różyczki”, wzrok wężowego spoczął na kreacji Jemiołuszka. Dziwna masa, która jakby żyła swoim własnym życiem. Abstrakcyjny twór, który nie przypominał zupełnie niczego, co znał z rzeczywistości, widocznie zaciekawił Rairisha. Jego pyszczek delikatnie otworzył się jakby w zachwycie, a gdy towarzysz skończył, wydobyło się z niego parę słów.
— Łał. Wygląda bardzo wyjątkowo! Masz dar tworzenia intrygujących rzeczy! — stwierdził radośnie, co raczej nie było zaskoczeniem. Rairish w końcu miał w sobie dziwną fascynację dziwadłami, które tylko spotkał.
Kolejne zadanie, które wymyślił Wasak, zdawało się równie ciekawe co poprzednie. Teraz mieli przejść do tworzenia rzeczy, które przed sobą widzieli. Po wytworzeniu tego, co znajdowało się jedynie w wyobraźni wężowego, takie wyzwanie nie brzmiało wcale aż tak trudno. Mimo wszystko Rai postanowił jak zwykle dać z siebie wszystko.
Podszedł bliżej kamienia leżącego w okolicy, który pokryty był całkiem grubą warstwą mchu. Była to idealna rzecz do próby odwzorowania za pomocą madarry. Rai zdążył już spróbować swoich sił w tworzeniu roślin, więc teraz przyszła pora na coś nieożywionego.
Młodzieniec wziął głęboki wdech i skupił się na kamieniu, najpierw analizując go swoim umysłem. Starał się zapamiętać jak najwięcej szczegółów na jego temat, po czym przeszedł do próby stworzenia jego kopi tuż obok.
Hektyczny wyobrażał sobie, jak jego twór będzie wyglądał. Oczami wyobraźni badał przedmiot, starając się tchnąć go w istnienie za pomocą madarry.
Zaczął od prostych rzeczy, takich jak okrągły kształt głazu i jego szara powierzchnia. Miał nie być zbyt duży, lecz również i nie za mały. Byłby perfekcyjny, gdyby spokojnie mieścił się w obu jego łapach. Miał być twardy i ciężki, dzięki czemu nawet spora siła nie byłaby w stanie nim poruszyć. Kamień powinien w końcu trwać tak w ziemi, aż w końcu nie rozkruszy go jakaś potężna moc. Jego powierzchnia miała być szorstka oraz chłodna na tyle, aby sprawić delikatny dyskomfort każdemu, kto zacząłby się nim ocierać. Adept był również w stanie wyobrazić sobie jego zapach, a bardziej to jego brak. Biorąc pod uwagę aktualną pogodę, zapewne byłby delikatnie wilgotny i właśnie tą wilgotnością by pachniał.
Po wyobrażeniu sobie samego kamienia nadeszła pora na mech, który go okrywał. Rairishowi łatwiej było przejść do obu tych rzeczy osobno i dopiero później połączyć je w myślach. W końcu mech różnił się od kamienia: był mały i delikatny, przyjemny dla skóry. Jego zieleń mocno kontrastowała z odcieniami szarości głazu. Wyglądał niczym mała, lekka chmurka koloru, która wydawała z siebie delikatną, mokrą woń torfu.
Młodzieniec skupiał się i skupiał, aż przedmiot w końcu został przyzwany do rzeczywistości. Niestety daleki był od swojego pierwowzoru, lecz nadal zachowywał do niego podobieństwo. Zwykły kamień, który zaatakowany został przez warstwę mchu.

Budowniczy Ruin Najpiękniejsza Łuska

Księżycowa łąka

: 27 mar 2025, 0:28
autor: Melancholijny Kaprys
Słowa Wasaka nieco podniosły go na duchu. Choć czy na pewno było to pocieszające? Że nie dość, że nie miał źródła przyjemnego i spokojnego, kojącego wręcz swoim pięknem, to na dodatek był jeszcze ktoś z podobnym źródłem do niego? Jednak wiedział, że Piastun chciał go podnieść na duchu, więc ciepło się do niego uśmiechnął.
— W porządku… bardzo chętnie poznam tego smoka. Może będzie to interesujące spotkanie. — Skinął pyszczkiem z wdzięcznością, że Budowniczy chciał mu jakoś pomóc, pocieszyć. Zaraz spojrzał na Rairisha, który wydawał się dość podekscytowany jego tworem, na co ponownie się uśmiechnął. Trafiło mu się naprawdę cudowne towarzystwo na ową naukę. Nie dość, że Piastunem był Wasak, to jego towarzyszem był także Toshi, którego zdecydowanie uważał za przyjaciela.
— Dziękuję wam, to miłe z waszej strony. — Przyznał z cichym pomrukiem zadowolenia, jakby automatycznie zapomniał, co było najbardziej przerażające w jego źródle.

Kolejne zadanie było również ciekawe, choć miał nadzieję, że obejdzie się bez niepotrzebnych rozczarowań i trudności. Nie wydawało się to trudne, wystarczyło jedynie dobrze przestudiować dany obiekt! Jako bystry smok nie powinien mieć z tym problemu. Rozejrzał się, aby wybrać obiekt dla siebie. Potrzebował czegoś dla siebie. Zauważył, że rówieśnik wybrał skałkę z mchem. Dość trudny wybór w sumie, ale chyba po prostu Mglisty lubił wyzwania. Nie wiedział, czy uda mu się znaleźć coś równie ciekawego, skoro jednak wcześniej Toshi miał okazję stworzyć różę, tym razem może Jemiołuszek wybierze jakieś ładne kwiecie, które odtworzy? Zrobił parę kroków wzdłuż ścieżki i ujrzał idealny kwiat, narcyz. Prześliczny, będzie się nadawał. Pochylił się nad nim i uważnie mu się przyjrzał, powąchał, dotknął, aby poznać strukturę, zapach i wyłapać wszelkie detale. Nie było to tak trudne zadanie jak stworzenie skały pokrytej mchem, ale na początek nie potrzebował szaleć, chciał wykonać zadanie, poćwiczyć tkanie maddary i ewentualnie poznać jakieś pomocne rady, ale wszystko wydawało się na tyle indywidualne i jednocześnie instynktowne, że wystarczyło się mocno skupić, zapamiętać wszystkie detale obiektu i stworzyć drugi taki sam. Nic trudniejszego! Zupełnie jak tworzenie za pomocą wyobraźni! Uśmiechnął się rozbawiony na tę myśl.

Kiedy się już napatrzył na kwiat, zapamiętał jego zapach jak i strukturę, przeszedł do tworzenia. Oczywiście łodyga jak i płatki miały inną strukturę, ale nie różniła się jakoś bardzo mocno. Obie były delikatne i drobne i aksamitne. Myślał o kwiatku, jak o żywym organizmie, pamiętał o wyjątkowych barwach narcyza, o jaki tym malutki był, o tym jak jego łodyżki kołyszą się pod wpływem wiatru, oznajmiając o jego lekkości.
Przystąpił do tworzenia kwiatu, sięgnął do swojego źródła maddary, chcąc ją tchnąć w swoje wyobrażenie kwiatu. Zaraz przed sobą, niedaleko oryginału, wyrósł bliźniaczo podobny narcyz utkany z maddary, wyrósł na taką długość jak jego pobratymcy, przez co łącznie z łodygą nie był większy od jego łapy. Był równie łagodny i aksamitny, wraz z resztą budzącej się do życia roślinności, delikatnie kołysał się na boki muskany wiatrem, w końcu musiał być równie lekki co inne kwiaty. Łodyżka jak i listki były nieco mocniejsze od nikłych, pięknych, ozdobnych płatków, których kolor był zdominowany przez biel, zaś środek był radosny, żółty w ciepłym odcieniu. Woń, która unosiła się wokół tworu, była słodka, nieco jednak intensywniejsza niż przy prawdziwych narcyzach, jednak chciał to zrobić z lekkim pazurem. Zapach kwiatów był przyjemny, więc czemu nie? Z racji, że tworzył roślinę, o wilgoci również nie zapomniał, w końcu kwiat bez wody nie przeżyłby długo. Nie był to trudne do odzwierciedlenia. Tkanie z maddary kwiatu również raczej mu się nie przyda. Kwiatek miał kształt, jaki powinien, był leciutki, tak jak inne kwiaty, zapamiętał zapach, teksturę, wszystko, co było mu potrzebne, no i mu się udało, z tym że było to tak bezużyteczne, że nie wiedział, czy Wasak nie będzie kazał wybrać mu czegoś innego.

Budowniczy Ruin Hektyczny Kolec

Księżycowa łąka

: 28 mar 2025, 12:16
autor: Budowniczy Ruin
Po jego słowach malcy znowu zabrali się za tkanie maddary. Widział ich determinację. Obydwojgu bardzo zależało na tym, by nauczyć się tej sztuki jak najlepiej. Może dlatego robili tak szybkie postępy? Gdy Budowniczy podchodził do tego po raz pierwszy, wciąż robił to raczej z ciekawości, niż prawdziwych chęci korzystania z magii. Dopiero potem odkrył, że jest pomocna podczas jego zadań. Uległ też trochę entuzjazmowi Vunnuda, który z jakiegoś powodu uznał piastuna za geniusza magii. Wciąż jednak nie był pewien, czy maddara była dla niego dobrą drogą? Na pewno niezwykle trudną.

Dwójka uczniów poradziła sobie celująco – jak na pierwsze próby oczywiście. Ich twory nie były idealne, ale też się takich nie spodziewał. Podszedł do repliki kamienia i zbadał uważnie jego właściwości. Potem tak samo postąpił z maddarowym kwiatem. Będą mieli jeszcze czas na ćwiczenia, ale postanowił dać malcom trochę odsapnąć, samemu zastanawiając się, co by tu jeszcze powiedzieć.
Świetna robota. Zróbcie sobie teraz przerwę. – Zarządził, a gdy go posłuchali, kontynuował.
Jak pewnie zauważyliście, gdy tylko przestajecie się skupiać nad waszymi tworami, te znikają. To normalne. Nic stałego nie może powstać za sprawą maddary, acz efekty jej działania pozostają. – Wyciągnął łapę i wskazał na kwiat, który kopiował Jemiołuszek. Dookoła delikatnej rośliny zawirowała smuga mgły, a w jej pobliżu dało się odczuć dotkliwe zimno. Roślina błyskawicznie pokryła się szronem, a potem zastygła, kompletnie zamarznięta. Wszystko trwało może ze dwa uderzenia smoczego serca.
Podgrzane przedmioty zostają gorące.. bądź spalone. Tak samo z zamarzaniem. Jeśli swoim tworem w coś uderzycie, przetniecie coś, bądź przebijecie, efekt działania będzie trwały. – Tym razem mała smużka mgły przekształciła się w lodowy sierp i ścięła kwiat u nasady płatków.
Wyjątkiem jest tutaj moc uzdrowicieli. Wyszkolone smoki w kontakcie z obcym ciałem mogą na nie wpływać i przyspieszać jego naturalne procesy regeneracyjne. To w ten sposób dochodzi do "cudownego znikania" ran po niektórych walkach. – Tego właściwie nauczył się od Ebrill. Była to bardziej ciekawostka, bo sztuka uzdrawiania była ponoć niezwykle trudna i bez poświęcenia się jej w pełni, smok nie mógł uzdrawiać.
Wasze panowanie nad Źródłem da się również przyrównać do panowania nad innymi mięśniami w ciele i tak samo podlega treningowi. Im więcej ćwiczeń i wprawy, tym lepsze efekty. I choć maddarą da się robić rzeczy niezwykłe, tak jak ciało ma swoje limity. Nie da się na przykład z jej pomocą latać. – Tu spojrzał wymownie na Rairish'a. Sprawdzali to kiedyś razem z Narim i wolał oszczędzić młodzikowi zawodu.
Jest też ograniczenie dystansu – im dalszy zasięg, tym trudniejsza kontrola. Zasięg większości smoków to niecałe skrzydło. – Dla podkreślenia słów Wasak rozłożył własne skrzydła, by mniej więcej zobrazować granice. Chodziło o zasięg obydwu skrzydeł od Źródła, ale to każdy smok powinien rozumieć pod pojęciem "skrzydła". – Nie oznacza to oczywiście, że nie możecie czegoś maddarą podnieść i wyrzucić poza ten obszar. – Na pysku piastuna mignął chytry uśmiech.
Jednej ze smoczych zdolności to ograniczenie nie dotyczy. To telepatia – przekaz słów, bądź myśli bezpośrednio do umysłów innych smoków. Jej zasięg rozpościera się na kilka długości lotu. – To była chyba ostatnia rzecz, którą mógł się podzielić – reszta to praktyka.
~ Chcecie spróbować? ~ Przekazał słowa mentalnie, bezpośrednio do ich głów.

// Możecie składać raporty.

Hektyczny Kolec Najpiękniejsza Łuska

Księżycowa łąka

: 28 mar 2025, 17:40
autor: Nieme Przekleństwo
Młodzieniec równie wymownie przewrócił swoimi oczyma na słowa dotyczące latania przy pomocy madarry. Spodziewał się tego, lecz to nadal nie znaczyło, że ot tak podda się z podążaniem za swoim marzeniem. Jeśli nie będzie latał przy pomocy magii, to znajdzie jakiś inny sposób. Prędzej czy później, on również będzie mógł podbijać przestworza.
Cicho westchnął, lecz mimo tego próbował skupić się na słowach Wasaka.
Telepatia brzmiała wyjątkowo ciekawie. Nic więc dziwnego, że Rairish spróbował jej użyć. Skupił się na konwersji jego myśli w madarrę, która następnie miała zostać przekazana prosto do umysłu Wasaka. Chwilę mu to zajęło, lecz w końcu słowa dotarły do piastuna.
— Witam. — pojedyncze słowo rozbrzmiało w jego myślach delikatnie i względnie spokojnie. Przynajmniej Mszysty nie dostanie przez to jakiejś migreny.
Gdy w końcu zakończyli, wężowy odwrócił się w stronę Jemiołuszka. Już po pysku wężowego łatwo było stwierdzić, do czego zmierzał: znowu roznosiła go ciekawość, tym razem jednak związana z odczuciami Słonecznego.
— I jak? Co myślisz? Madarra jest wspaniała, co nie? Można nią robić tyle rzeczy! Teraz jesteśmy jeszcze słabi i niedoświadczeni w jej używaniu, lecz z czasem oboje będziemy umieć robić dosłowne cuda! To niczym dodatkowa kończyna albo nawet i dwie! — wymamrotał radośnie.

Najpiękniejsza Łuska Budowniczy Ruin

Księżycowa łąka

: 30 mar 2025, 14:11
autor: Melancholijny Kaprys
Skupił swoją uwagę, na Budowniczym Ruin słuchając dalej o magii, którą dysponowali. Spojrzał na kwiatka, który kompletnie zamarzł pod wpływem maddary Wasaka. Tak też zostało, kiedy twór mgły zniknął. No tak… musieli się liczyć z takimi konsekwencjami. Zrobiło się mu odrobinę przykro, ale nie wiedział czemu. Też nie uważał, by zagłębianie się w to uczucie poskutkowało czymkolwiek dobrym, więc odsunął to na bok i nie poświęcał temu uwagi. Słuchał dalej Piastuna. Temat na pewno był szeroki i głęboki, a oni musieli jeszcze sporo ćwiczyć, ale Budowniczy wydawał się być z nich dumny, mimo że idealnie nie było. To dodawało mu oczywiście otuchy. To jego pierwszy raz, będzie jeszcze lepiej.

Uważnie przysłuchiwał się również kiedy to był temat uzdrowicieli. On się na uzdrowiciela właśnie szkolił, więc jak najbardziej będzie go to interesowało i najpewniej będzie się tego uczył.
O mocy telepatii już słyszał, zdarzało sięm by inne smoki wysyłały mu wiadomości mentalnie. Słysząc więc głos Budowniczego Ruin w swojej głowie, nie było to niczym nowym dla niego, chociaż dalej było imponujące. W końcu już nie będzie musiał się spotykać ze smokami, by coś im przekazać, będzie mógł się również umawiać na spotkania za pomocą telepatii. Dawało to ogrom możliwości.
Zerknął na Toshiego, który wydawał się skupiony. Najpewniej próbował wysłać mentalke do Wasaka. Wtedy się zastanowił co się działo kiedy parę smoków próbowało wysłać taką telepatyczną myśl do jednego osobnika. Miał wtedy w głowie tyle głosów, że mogła go rozboleć głowa? Potężna broń, jeśli tak.

— Czy da się jakoś blokować swój umysł przed takimi telepatycznymi myślami innych? — Zapytał, ale sam również chciał wysłać wiadomość telepatycznie! To było ogromnie ekscytujące.
Skupił się mocno na własnych myślach, chcąc tchnąć w nie maddare, przekształcić je w wiadomość, słowa. Również sporą uwagę poświęcił na Wasaku, który ową wiadomość miał otrzymać. Wyobrażał sobie, że naprawdę do niego mówi, co mocno mu ułatwiło zadanie i po chwili do Piastuna dotarła mentalna wiadomość.
~ Czy robię to dobrze? ~ Oczywiście jeśli mu się udało, prędko upatrzył sobie kolejną ofiarę do przekazania wiadomości mentalnej. Skupił się na Ziemskim pisklęciu, swoim największym nemezis, aby przekazać mu bardzo ważną mentalną wiadomość, ale Rairish po chwili się do niego zwrócił. Uśmiechnął się ciepło i pokiwał pyszczkiem, zgadzając się z jego słowami.
— Tak! Nie mogę się doczekać, aż opanujemy w pełni maddare. Na pewno będzie to pomocne przy wielu rzeczach. Wyobraź sobie rzeźbienie w drewnie za jej pomocą! Może nawet kiedyś dojdę do takiej wprawy i będę w stanie tworzyć rzeczy równie piękne co ludzie! Dodaje to też mocno do precyzji! — Wtedy naszła go myśl i zerknął na Wasaka. — Czy za pomocą maddary mogę stworzyć instrument? — Zapytał zaciekawiony. Kto wie, może wcale nie będzie musiał szukać na wyprawach żadnego instrumentu, jeśli będzie mógł go mieć właściwie zawsze przy sobie w postaci magii. Jednak bardzo możliwe, że mogło to pozostać jedynie jego marzeniem.
— Ah… no i oczywiście, maddara również pomoże mi w uzdrawianiu. Z pewnością… — Mruknął, co by nie było, że myślał o samych niepraktycznych rzeczach.

Budowniczy Ruin Hektyczny Kolec

Księżycowa łąka

: 31 mar 2025, 11:24
autor: Budowniczy Ruin
Ciche jeszcze i nieco zniekształcone słowa uczniów pojawiły się w jego umyśle. No proszę – nawet nie musiał tłumaczyć jak to działa! Tym lepiej, bo mogli skupić się na dalszych ćwiczeniach, najpierw jednak musiał dać im znać, że ich próby się powiodły i odpowiedzieć na pytania.
Doskonale. Zarówno wiadomość od Toshi'ego, jak i Jemiołuszka do mnie dotarła. – Potwierdził ich dokonania.
Jemiołuszek poruszył też ważną kwestię. Nie wiem, jak blokować telepatię, ale wiem, że jest to możliwe. Nigdy nie było mi to potrzebne, wydaje mi się jednak, że to kwestia prób i błędów. – Wyjaśnił swoje domniemania.
A co ważniejsze, telepatia to dla niektórych smoków dość.. intymna forma komunikacji. Nie każdy musi lubić słyszeć obce głosy w swojej głowie, więc przy pierwszych kontaktach bądźcie ostrożni i wyrozumiali. Najpierw prześlijcie chęć przekazania słów, a potem wyraźcie się możliwie zwięźle. No, chyba że wołacie o pomoc. Wtedy na całego. – Smoki bywały w tak różnych miejscach i sytuacjach, że nagły głos nie wiadomo skąd mógł w najlepszym wypadku kogoś zirytować, a w gorszym, zaszkodzić.

I kolejne pytanie Jemiołuszka.
Instrument? W sensie, coś do wydawania dźwięków? – Właściwie, to w całym swoim życiu Budowniczy nigdy nie widział instrumentów i nie słyszał muzyki innej niż śpiew natury... bądź smoczy. Nie miał pojęcia o tym, jak skomplikowane instrumenty istniały w świecie.
Możesz. W takim przypadku będziesz musiał albo oddać to, co chcesz stworzyć z najmniejszymi detalami – by dźwięk był odpowiedni, albo symulować odgłosy magią. – Zastanowił się nad takim teoretycznym tworem.
Choć łatwiej chyba wyczarować same dźwięki? Jak śpiew ptaków? – Na potwierdzenie tych słów mgiełka zawirowała na jednym z zamszonych rogów piastuna, a z niej wyłonił się rudzik. Zaćwierkał jak dzwoneczek, po czym zniknął. Rudzik był oczywiście ruchomą iluzją. Smok w żadnym razie nie wyczarował mu strun głosowych, a tylko przywołał brzmienie ptasiego trele.

Hektyczny Kolec Najpiękniejsza Łuska

Księżycowa łąka

: 06 maja 2025, 10:08
autor: Budowniczy Ruin
Pozostałą część dnia Budowniczy spędził z uczniami bawiąc się w wymyślanie kolejnych magicznych tworów i nadawanie maddarze przeróżnych, drobnych właściwości. Wszystko, by mogli oswoić się ze swoimi Źródłami oraz – a jakże – zbadać ich granice.

Gdy zaczęło się zmierzchać, odprowadził Jemiołuszka do granicy ze Słońcem, po czym powrócił wraz z Rairish'em do Obozu Mgieł.

// zt

Księżycowa łąka

: 23 cze 2025, 16:31
autor: Nieme Przekleństwo
Dzisiejsza noc była ciężka dla Hektycznego. Chociaż koszmary śniły mu się niemalże codziennie, to ten dzisiejszy był nadzwyczajnie męczący.
Wężowy wybudził się zziajany w samym środku nocy. Dezorientacja ogarnęło jego myśli, a umysł przetwarzał jeszcze resztki z wyśnionego przed chwilą krajobrazu. Dawno zapomniał o tym, co widział, ale panujące w nim emocje nadal nie opadły. Czuł, jak jego mięśnie gwałtownie drgają pod wpływem jakiegokolwiek ruchu, a łeb przeszywa nieopisywalna fala bólu. Mimowolnie wstał na swoje łapy, które ledwo co utrzymały jego własny ciężar.
Musiał coś zrobić, aby poczuć się lepiej.
Niemalże pod wpływem zwierzęcego instynktu, wyszedł ze swojej jaskini i ruszył prosto w kierunku pierwszego, lepszego źródełka wody. Tak, woda. Na pewno go orzeźwi, doda mu trochę otuchy.
Jednak kiedy tylko spojrzał w swoje własne odbicie na tafli sporej kałuży, kolejna fala emocji zalała jego głowę.
Jego własny widok wprawiał go w istne szaleństwo. Gdy spoglądał w swoje oczy, myślami wracał jedynie do zdradzieckiego ojca. Do smoka, któremu powinien ufać całym swoim sercem, z którym powinien spędzić większość swojego życia. On nie powinien był go opuścić. Dlaczego? Czym sobie zasłużył, aby być akurat jego latoroślą? Dlaczego nie mógł po prostu wykluć się w innej rodzinie, z innym ciałem i z inną przyszłością.
Jego wzrok mimowolnie opadł na jego własnych wąsach. Duma i symbol niemalże każdego wężowego. Ach, wężowe… Jego matka też nie była lepsza. Jakby o tym pomyśleć, była znacznie gorsza od ojca zdrajcy, bo nawet nie pofatygowała się, aby chociaż raz zobaczyć własnego syna na oczy.
Emocje wiły się po jego myślach, wykrzykując nieprzychylne przekleństwa w stronę wszystkiego, co tylko pojawiło się w jego głowie. Nienawidził ich wszystkich, nienawidził ojca, matki, siostry. Nie potrafił tego wytłumaczyć. Czuł się jak w amoku, a jedyną prowadzącą go naprzód emocją była złość, motywująca go do działania.
Nie chciał przeżyć życia w ten sposób, nie mógł.
Jego łapy mimowolnie ruszyły w stronę jego Immanorowi winnych wąsów. Spróbował za nie pociągnąć, ale jedynie skrzywił się w nieprzyjemnym bólu. Jego instynkty nie pozwalały w końcu na to, aby ten wyrządził sobie samemu krzywdę.
Warknął pod nosem, bez chwili zastanowienia ruszając dalej w drogę.
Włóczył się, jak gdyby był nieprzytomny. Jego łapy plątały się między sobą, czasami potykając się również i o pobliskie rośliny czy kamienie. Wężowy łapał powietrze, jak gdyby całe te powolne toczenie się naprzód było dla niego prawdziwie ciężkim wysiłkiem. Co jakiś czas musiał wręcz zatrzymać się, opierając o jakieś pobliskie drzewo, aby nie paść na własny pysk.
Pomimo tego nadal szedł dalej, chcąc spełnić obrany w swojej głowie plan działania.
Kiedy w końcu dotarł na tereny wspólne, resztą skupienia wytkał prostą wiadomość skierowaną do Rashiedaha i Lethariona.
— Potrzebuje waszej pomocy. — wraz z nią wysłał również i lokację, w której się znajdował z potrzebnymi do odnalezienia go informacjami.
Tak, przyjaciele na pewno mu pomogą.

Barani Kolec Koszmarny Kolec

Księżycowa łąka

: 23 cze 2025, 16:54
autor: Oblicze Parszywe
Letharion coraz częściej myślał o znalezieniu własnego kawałka miejsca, chociaż wciąż posiadał własny kąt w matczynej grocie. Tam gdzie jego nos wypełniał się jej zapachami, uspokajał myśli. Jednak czuł, że powinien, że już pora. Chociaż nadal zamierzał być tam częstym gościem! Szczególnie kiedy spadnie śnieg. Wędrował więc po stadnych terenach kiedy jego umysł wypełnił się znajomym głosem, a przed oczami mignął mu obraz.
"Potrzebuję waszej pomocy."
"Potrzebuję pomocy."
"POMOCY."

Nie było istotne czy chodziło o całe stado, czy o parę jednostek. Skoro Rairish wysłał mu taki sygnał, oznaczało to, że potrzebował również jego! Chwilę później już leciał w stronę lokalizacji przyjaciela. Uderzał skrzydłami jakby zależało od tego jego życie i gnał na złamanie karku. Mógł zignorować wszystko, ale nie prośbę o pomoc. Nie od swojego przyjaciela, od członka stada. Od kogoś kto był dla niego ważny. A już szczególnie nie teraz kiedy faktycznie mieli się czego obawiać. A może tylko on miał?
Nie leciał długo, odnajdywanie prądów powietrznych zdecydowanie ułatwiło mu podróż i koniecznie będzie musiał podziękować za to Wasakowi. Bez niego na pewno trwałoby to dłużej.
Wylądował z głuchym łoskotem. Spadł z nieba niczym grom, ostatnie długości pokonując biegiem. Z otwartą paszczą, dzikim rykiem i łapami bijącymi o ziemię niczym stado koni. Gdzie są ci barbarzyńcy?!
-GDZIE?!
Zaryczał, a kwas mieszany ze śliną wręcz kapał z jego mordy, sycząc po spotkaniu z ziemią. Nie pozwoli go skrzywdzić. Może i nie widział żadnych przeciwników, ale to wcale nie znaczyło, że ich nie ma. Prawda? Cóż...

Barani Kolec Hektyczny Kolec

Księżycowa łąka

: 23 cze 2025, 17:10
autor: Dogmat Krwi
kontynuacja Kanionu Szeptów
Eynell. Nie była Eynell.
Czy kiedykolwiek to minie? To nieustanne porównywanie rodzeństwa do starszej siostry, która będąc takim spektrum, traktowana była przez diabelca inaczej. Mogła więcej, jej słowa brzmiały inaczej, ryjąc się przez jego łeb jak boskie słowo. Była dla niego jak druga matka, której decyzji nie potrafiłby kwestionować. Dlaczego tyle, dlaczego aż tyle dla niego znaczyła? Czy to kwestia autorytetu, który ustabilizowała w tak młodym umyśle te księżyce temu? Czy to ten powód?
Agresywnie poderwał się jeszcze wyżej, niemalże czując jak na moment stracił oparcie we własnych skrzydłach.
Póki coś nieproszonego nie przecięło jego łba. Potrzebuje waszej pomocy. Wszędzie poznałby głos Hektycznego. Nie był niańką, lecz ten jeden raz postanowił odpowiedzieć na jego wezwanie. Nie ze względu na empatię czy moralność, chciał się rozerwać, a głos mglistego był niezwykle kuszący w obecnej chwili. Inni niż zawsze.

Znów – agresywnie skręcił w bok, chcąc jak najszybciej zakończyć manewr. Zapikował, niedługo przed pocałunkiem z podłożem prostując lot, by po chwili z niezwykłą gracją zetknąć się łapami z trawą.
Trzeba coś dobić? — Liczył na krew, która choć na chwilę zapełni jego pustkę. Tą samą, z którą był już zaznajomiony od księżycy. — Dawno się nie widzieliśmy, Hektyczny, Koszmarny — skinął im łbem, każdemu z kolei.


Księżycowa łąka

: 23 cze 2025, 17:26
autor: Nieme Przekleństwo
Wężowy niemalże podskoczył w miejscu, gdy Koszmarny do niego dotarł. Cóż, podskoczyłby, gdyby tylko jego mięśnie miały na to wystarczająco siły. Jego wzrok wbił się w przyjaciela: dziwnie dziki, poruszający się z miejsca na miejsce, jak gdyby wojownik dosłownie był w jego oczach małą, zmieniającą swoje położenie muchą. Chyba zwyczajnie chwilę zajęło mu rozpoznanie w tym pysku Lethariona. Dopiero po kilku sekundach jego oczy znów wbiły się w trawie, obserwując ją z dziwnym skupieniem.
W jego głowie nadal panowała burza. Głośna, pozbawiona sensu. Słowa przelatywały przez jego myśli, aby po chwili zostać zastąpione następnymi. Nie był w stanie ułożyć jednego, zbitego zdania. Był jak dzikie zwierzę, które kierowało się podstawowymi emocjami. Z nich wszystkich panował jednak jedynie gniew.
Hektyczny zapewne paliłby się teraz ze wstydu. Nigdy nie chciałby, aby jego przyjaciele widzieli go w takim stanie.
To jednak nie mogło mieć miejsca, gdyż jego rozsądek nadal tkwił w głębokim śnie: zupełnie bezczynny i bezużyteczny.
W końcu zjawił się również i Barani, który spotkał się z niemalże identycznym przywitaniem. Wbite w niego oczy śledziły każdy, nawet i najmniejszy ruch północnego. Przeszywały go na skroś, lecz tym razem pozbawione były charakterystycznej dla wężowego ciekawości.
Teraz patrzyły, jak gdyby dobrze wiedząc dokładnie co przed nimi stoi.
Pominął powitania. Pominął wszelkie zasady kultury, które teraz zdawały się i tak nie mieć żadnego znaczenia.
Powoli podniósł swoją łapę do góry, wyjątkowo ślimaczym i pozbawionym jakiejkolwiek pasji ruchem. Chwycił się w ten sposób za oba swoje wąsy, delikatnie za nie pociągając.
— Proszę was. Odetnijcie mi je. — stwierdził głosem tak wyjątkowo pustym i chłodnym, jak gdyby w środku Hektycznego znajdowała się czysta pustka.
Tak.
Zwołał ich tutaj tylko po to, aby zrobili mu krzywdę.

Koszmarny Kolec Barani Kolec

Księżycowa łąka

: 23 cze 2025, 18:09
autor: Oblicze Parszywe
Hektyczny go obserwował. Wręcz podejrzanie, przez co sierść na karku Lethariona uniosła się w niepokoju. Coś tu śmierdziało i tym razem nie był to on. Zamknął mordę, chociaż jego kwas dalej skapywał z podbródka. W jego umyśle dalej krążyło błaganie pomocy, a przynajmniej do czasu kiedy nie pojawił się Barani, przed którym odruchowo kłapnął pyskiem. Zaraz jednak prychnął i potrząsnął łbem, co być może miało oznaczać "ups sorki pomyłeczka". Albo coś w tym stylu.
Co to do cholery miało być? Jakaś zasadzka? Nie, przecież by go nie zdradził. Zasadzka na diabelca? Hektyczny nie był taki. Zasadzka na siebie samego? Pełnym niezrozumienia spojrzeniem powędrował z powrotem na wężowego, jednak uderzył pięścią w otwartą łapę, dając sygnał, że w razie potrzeby zgadza się z Raszem i jest gotowy komuś dokopać, a później taplać się w jego bebechach. Gotowy do wyrwania czyjegoś ogona razem z kręgosłupem.
Eh kolejny raz widział się z Ziemnym i nie wziął nic ze swojej kolekcji żeby mu pokazać. Ciekawe czy zaczął w końcu używać prawdziwej krwi zamiast mordować biedne owoce.
O co chodziło młodemu czarodziejowi? Co to miał być za cyrk z wąsami? Letharion zmarszczył łuki brwiowe, wypuszczając głośno powietrze z nosa. Dlaczego miałby mu je odcinać? Ten głos... To nie był Rairish, którego znał. Gdzie się podział jego przyjaciel?
-Nie wolno krzywda innych mglistych.
Końcówka ogona drgnęła mu nerwowo. Dlaczego w ogóle go o to prosił? Jak mógł tego oczekiwać? Zakrzywione, przerośnięte pazury drzewnego zaszurały po ziemi. Jak miał spełnić jego prośbę? Spojrzał na młodszego przyjaciela, nie wiedząc czy ten również ma takie rozterki.

Księżycowa łąka

: 23 cze 2025, 19:56
autor: Dogmat Krwi
Pokręcił łbem, w prosty sposób sugerując Letharionowi, jak ten bardzo się mylił.
Koszmarny, jeśli ktoś prosi o przysługę, to to żadna krzywda. Tak samo jak walka na arenie, zgadzasz się na nią i zadajesz kontrolowaną krzywdę innemu mglistemu, racja? — Wyjaśnił najbardziej logicznie jak tylko potrafił, starając się przemawiać w jego języku. Na ile tylko to było możliwe. Sam z wielką chęcią zabrałby się za cięcie tych wyrostków. Wydawało się to przednią rozrywką.

Jest jakiś powód, dlaczego ich nie chcesz? — Uniósł brew, całkowicie ignorując dziwne zachowanie Rairisha. Wolał pominąć pytania dotyczące jego niestandardowego wyrazu pyska, gdyż sam nie bywał z mimiką lepszy. — Czy jedynie kwestia kosmetyczna — przekrzywił łeb, uważając na reakcję śmiechu. Nie chciał wyjść w końcu na ignoranta, stąd pytanie, choć z założenia miało być prześmiewcze, wyszło niezwykle neutralnie dla uszu słuchaczy.
Teraz byłby w stanie zadowolić się wszystkim. Nawet krótkim ustępstwem dzikości.

Księżycowa łąka

: 23 cze 2025, 20:42
autor: Nieme Przekleństwo
Oczekiwał i oczekiwał. Pragnął mieć to już zgody. Chciał pozbyć się tego, co wprawiało go w taki szał. Nie chciał widzieć niczego, co mogłoby mu przypominać o jego jakże utalentowanej rodzinie, która jedyne co po sobie pozostawiła to jego cechy wyglądu. Cechy, które ostatecznie były zupełnie bez znaczenia.
Gdyby mógł, zacząłby wyrywać sobie włosy na plecach, aby nie wyglądać ani jak wężowy, ani jak północny. Wyrwałby swoje rogi, szpony, ogon, uszy. Zraniłby się do tego stopnia, aby nie wyglądał dłużej jak on, lecz jak zwykły, pozbawiony cech charakterystycznych smok. Tego jednak nie mógł zrobić. Gdzieś w środku wiedział, że takie zachowanie było już przesadą, na którą nie zgadzały się jego instynkty.
— Przeszkadzają. Wadzą. — wytłumaczył, tym razem na siłę próbując ubarwić swój głos.
Ostatecznie skończyło się tym, iż zarzęził jak jaszczur z zapaleniem gardła, próbujący o coś poprosić.
Ich reakcje nie były pozytywne. Przynajmniej tyle podpowiadały mu instynkty. Nie byli zadowoleni. Nie byli przekonani. Jakby byli, cały ten pokaz mógłby bardzo szybko się zakończyć. A może był to po prostu znak od bogów? Może kupowali mu jak najwięcej czasu, aby ten otrząsnął się z nocnego amoku.
— Nie każcie mi dłużej czekać. Specjalnie na tę okazję zjadłem trochę ziół nasennych. Żeby… Żeby nie bolało. — dodał z kilkoma przerwami, nadal oczekując ich ruchu.
Kłamał. Nic nie brał. Liczył po prostu na to, iż zabrzmi to, jak dobre wytłumaczenie. Jego pysk mimowolnie wypluwał kłamstwa, wiedząc o tym, iż smoki są posłuszne dopiero wtedy, gdy usłyszą to, co usłyszeć chcą. Czy tyle wystarczy, aby ich przekonać?
Każde pociągnięcie za swoje własne wąsy kończyło się nieprzyjemnym bólem. Za każdym razem próbował zmusić samego siebie do zrobienia tego z jeszcze większą siłą.
Sam jednak nie potrafił tego zrobić. Jego łapa mimowolnie spowalniała.
Niech oni już to zrobią. Ile jeszcze ma czekać…

Barani Kolec Koszmarny Kolec

Księżycowa łąka

: 23 cze 2025, 21:31
autor: Oblicze Parszywe
Jego pazury stukały nerwowo o ziemię kiedy słuchał słów Baraniego, czy powinien dyskutować z kimś mądrzejszym? Walka na arenie była czymś innym, ranili się żeby poznać swoje słabości, stać się silniejszym i lepiej bronić bliskich. To było coś szlachetnego. Zdecydowanie różne od obecnej sytuacji.
Jednak jeśli w taki sposób faktycznie mu pomoże...
"Przeszkadzają, wadzą."
Jedynie przewrócił oczami na ten argument. Koszmarny nienawidził końcówki swojego ogona ale nigdy nie wpadł na pomysł żeby się jej pozbyć. Nienawidził krzywej mordy, zbyt długich pazurów, które co prawda były świetne do walki i wspinaczki, tak przy chodzeniu sprawiały dyskomfort. Nienawidził znajdować kępek mchu pomiędzy palcami, pod łuskami, między sierścią.
Westchnął ciężko.
Hektyczny miał rację. Przecież on też wydrapywał, wygryzał i wyrywał to co na nim wyrastało, a skoro miało go to nie zaboleć... Nawet nie pomyślał, że przyjaciel nie znał się na ziołach. Był czarodziejem, a nie uzdrowicielem. Cóż, zawsze jest opcja, że omawiał to z medykiem. Prawda? PRAWDA? Nie okłamałby go. Przecież przyjaciele nie kłamią.
Cóż. Nie myśląc absolutnie ani chwili dłużej, pewnym ruchem chwycił za jeden z wąsów przyjaciela i mocnym ruchem szarpnął łapą. I poszło szybciej niż zakładał. Jedno machnięcie i już stał z krwawiącą witką w łapie. Zapach świeżej posoki wypełnił jego nozdrza, całkowicie odcinając umysł Lethariona. Jego umysł rozjechał się, a w uszach słyszał tylko głośny pisk zagłuszający wszystko inne.
Wzrokiem pozbawionym nawet najmniejszej myśli, spojrzał na krwawiący wąs i... wciągnął go niczym spaghetti albo inną dżdżownicę.
Hm... Po co oni tu właściwie przyszli?
Oblizał pysk, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że przed chwilą coś jadł.

Księżycowa łąka

: 23 cze 2025, 21:54
autor: Dogmat Krwi
Nie potrzebował ponownego zaproszenia. Słysząc, jak Letharion odpuścił swoich podejrzeń, podszedł bliżej Hektycznego. Wyciągnął łapę rozstawiając drapieżnie pazury. Odmierzył odpowiednią długość tylko po to, aby po chwili bez ostrzeżenia naciąć kawałek skóry. Powoli, ostrożnie, pozwalając krwi wylać się po jego łapie. Ciepła, znajoma i jakże przyjemna. Pociągnął nozdrzami ten przyjemny zapach.
Ten zapach.
Jucha różniła się w zależności od jednostki, lecz ta. Ta była jego upragnioną od wielu, wielu księżycy. Nawet przedsmak, który właśnie sobie zaserwował, był wystarczający.
Dokończył co zaczął, pewnym ruchem przycinając ostatnie tkanki, po czym chwycił odrost w pysk do końca odrywając go od jego pyska. Musiało boleć, cholernie boleć. Z resztą, Rashediah wcale nie był przy tym ostrożny. Stojąc z krwistym trofeum, pociągnął pazurem raz jeszcze u samej końcówki przeciętej włosem. Uwielbiał kolekcjonować, a taka frędzlowata pamiątka była wręcz idealna do jego kolekcji. Schował ją ostrożnie do torby, a kikut wyciągnął w stronę Lethariona.
Chcesz? — Zapytał, podsuwając mu sycącą przekąskę pod sam nos. Był wręcz pewien, że ten nie odmówi swego rodzaju przysmaku.

Dopiero po tym jak Koszmarny pożarł podarowaną mu część, Baran powrócił spojrzeniem na poszkodowanego. Zalanego krwią, niemalże proszącego się o to, aby zaraz pociągnąć tę zabawę jeszcze dalej. Gdyby nie Koszmarny, Rairish zapewne nie wróciłby już do swej groty. Niestety, jego obecność utrudniała mu ewentualną rozrywkę. Przynajmniej przystawka była satysfakcjonująca.
Zadowolony? — Zapytał, spoglądając na jego żałosną mordę. Teraz przyklepaną krwistym znamieniem. — Przejrzyj się w tafli, wyglądasz zupełnie inaczej. — Zasugerował bez przekąsu, ze szczerą intencją. Przy okazji... dobrze by było, gdyby się obmył, zanim Rashediah przestanie kontrolować swoje chore popędy.


Księżycowa łąka

: 23 cze 2025, 22:21
autor: Nieme Przekleństwo
Jakby na krótką chwilę otrząsnął się z całego tego transu, gdy Letharion pewnie złapał za jego wąsa. Było już wtedy niestety za późno na jakiekolwiek okrzyki proszące o zaprzestanie całego tego cyrku.
Ułamek po tym, niemalże całe ciało wężowego skrzywiło się w bólu. Niby zranił się jedynie w pysk, a wszystkie jego mięśnie i tak spięły się w dziwnym szoku. Jego ogon zatoczył się niemalże dookoła całego ciała wężowego, prawie uderzając przy tym stojącego obok Rasha. Na całe szczęście nie dosięgnął go, co pozwoliło mu na zajęcie się drugą z ofiar dzisiejszej nocy.
Kolejny przeszywający ból. Dopiero teraz zaczął tego wszystkiego żałować.
To wszystko bolało. Tak cholernie bolało.
Letharion za bardzo tego nie poczuł, ale Rash bez problemu wyczuł, jak madarra dookoła czarodzieja zaczęła gwałtownie drgać, jakby w odzewie na cierpienie swojego pana. Wiła się i warczała niczym wściekły pies, ukazujący swoje kły. Jak gdyby sam Hektyczny za chwilę miał rzucić w nich jakimś czarem, odruchowo broniąc się przed kolejnymi ranami. Tak jednak na całe szczęście się nie stało i chociaż stan ten utrzymywał się jeszcze chwilę po najgorszej części operacji, to prędko minął.
Hektyczny osunał się delikatnie na ziemie, odruchowo łapiąc się za nowopoznane rany. Pomimo bólu, jego łapy mocno zacisnęły się na jego pysku, próbując zatamować nowy krwotok. Pomimo zaciśnięcia swoich zębów, czuł, jak jego własna krew powoli skapuje mu do własnego pyska. Znany mu smak krwi nieprzyjemnie roztapiał się na jego języku, wprawiając go w mdłości.
Słowa Baraniego nie docierały do jego umysłu, który teraz zamiast prostych myśli był przepełniony czystym piskiem. Kątem oka spoglądał na nich jak jakiś przerażony drapieżnik, gotowy do skoczenia prosto na ich gardła w próbie rewanżu.
Stopniowo jednak cały ten stan zaczął opuszczać ciało wężowego. Ból, chociaż nadal olbrzymi, stopniowo stawał się znośnym. Była to dla niego wyjątkowo dobra nowina, gdyż nieprzyjemne uczucie ponownie rozbudziło w nim resztki jego świadomości.
Właśnie zdał sobie sprawę z tego, co zrobił.
Nadal trzymając się jedną łapą za pysk, zaczął powoli się prostować. Wcześniej wyjątkowo pokaźny krwotok zaczął się stopniowo uspokajać, najwidoczniej pod wpływem szybkiej reakcji ze strony pokrzywdzonego. Nadal jednak szkarłat powoli spływał z jego pyska, osadzając się na jego brodzie i skapując prosto na ziemię.
— Dziękuję… — wymamrotał, jak gdyby wracając już do normy.
Pomimo tego jego zachowanie nadal było wyjątkowo… dziwne.
Zwyczajnie odwrócił się od nich i spokojnym krokiem ruszył w stronę, z której przybył, chodząc przy tym jedynie na trzech łapach.

Koszmarny Kolec Barani Kolec

Księżycowa łąka

: 23 cze 2025, 23:22
autor: Oblicze Parszywe
Stał wpatrując się w kolejną rozgrywającą się scenką, a jednak zupełnie jakby nic nie widział. Może nie chciał widzieć? Jeszcze więcej metalicznego zapachu docierało do jego nozdrzy, wprawiając jego umysł w ustawienia fabryczne. Cofał się, księżyc, dwa, dwadzieścia cztery, jedno wcielenie, był ale go nie było.
Na zadane pytanie nawet nie odpowiedział. Otworzył mordę, pochłaniając dłoń północnego aż po sam nadgarstek. Jednak nie gryzł. Zupełnie jakby wracały mu zmysły, chociaż krew tańczyła na jego języku i przyjemnie łaskotała kubki smakowe. Szybkimi, śliskimi ruchami jęzora wyczyścił łapę przyjaciela, pozostawiając na niej koszmarne ilości śliny zmieszanej z cuchnącym, kwaśno-gorzkim, zielonym kwasem. Jednak kwas w takim rozcieńczeniu nie mógł zranić młodszego. Druga odcięta witka już dawno zniknęła w żołądku Koszmarnego, który stał chwilę, nie do końca wiedząc co ma zrobić dalej skoro wypluł łapę.
Skończyli pomagać?
Zębami wyrwał sobie kępkę mchu spomiędzy palców i poszedł za Rairishem, wcześniej pokazując Ziemistemu dyskretnie żeby zachował to w sekrecie. Zamierzał przyłożyć kulkę mglistemu do nosa. Może zapach wilgoci, grzybów i ziemi (i smoczych stópek) nie był spełnieniem marzeń każdego, szczególnie kiedy pochodził z ciała innego smoka, ale sam się przekonał, że mech perfekcyjnie pochłania wilgoć. Nie dość, że pomoże z krwawieniem to i zasnąć pomoże!

Hektyczny Kolec Barani Kolec

Księżycowa łąka

: 24 cze 2025, 11:18
autor: Dogmat Krwi
No to koniec zabawy. Miał już odlatywać w swoją stronę, zostawiając krwisty kąsek na ziemi, gdy nagle, bez uprzedzenia, Letharion wsadził jego łapę do swojego pyska. Rashediah stał tak przez krótką chwilę, nie mając pojęcia jak zareagować na ten jakże obrzydliwy czyn. Czując ślinę mglistego, skrzywił cały swój pysk. Był tak zmięty, jakby właśnie skosztował najkwaśniejszych owoców w Wolnych Stadach.
Swoją zdegustowaną mordę wlepiał przez jeszcze dłuższą chwilę w adepta.

OBRZYDLIWE. OBRZYDLIWE. IMMANORZE JAK OBRZYDLIWE.

Strzepnął ślinę z łapy, lecz ta nie zamierzała tak łatwo odpuścić. Ciarki przeszły wzdłuż całego jego ciała, a gdy tylko poczuł jak wraca mu wczorajszy obiad, pośpiesznie udał się w stronę jeziora, starannie opłukując oślinioną kończynę. Jucha nie była problemem, ślina rozcieńczona z kwasem? Mój dobry Immanorze, trzymajcie go bo zaraz zemdleje.
Był pedantem nie tylko względem swojej kryjówki, ale i całego siebie.
Silił się, aby nie obrazić całego rodowodu Lethariona jedyn zdaniem. Naprawdę, bardzo mocno się powstrzymywał.
Przez krótką jeszcze chwilę posyłał mu to odrażające spojrzenie, ale gdy Rairish wreszcie się odezwał, wrócił do niego spojrzeniem.
Cała... niewątpliwa przyjemność — przerwał, spoglądając OSTATNI RAZ na Koszmarnego Kolca — po naszej stronie. — Odparł – grzecznie.
Na mnie już czas, jak będziecie czegoś jeszcze potrzebować, wiecie jak mnie znaleźć — mruknął po czym z hukiem skrzydeł odleciał w swoją stronę. Dość. Wrażeń. Na. Dziś.

//zt Rash

Księżycowa łąka

: 24 cze 2025, 19:21
autor: Nieme Przekleństwo
Wężowy nawet za bardzo nie zareagował na jakże nieprzyjemnie pachnący mech, który właśnie znalazł się zdecydowanie zbyt blisko jego nozdrzy. Ból widocznie był wystarczająco dobrym środkiem uspokajającym, aby ten zwyczajnie tego nie zauważył. Bez zastanowienia przyłożył sobie prowizoryczny opatrunek na ranę, licząc na to, że w ten sposób chociaż trochę ukoi nieprzyjemne szczypanie.
Resztę trasy spędził w zupełnej ciszy, nie odzywając się nawet do Lethariona, o ile ten ruszył za nim. Ostatecznie dotarł z powrotem do swojej groty, w której pozostał sam ze śpiącą siostrą.

/zt