Strona 5 z 27

: 05 gru 2014, 10:47
autor: Jad Duszy

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

A jednak ktoś te słowa usłyszał. Oczywiście nikt z pracującej grupki ognistych, bowiem smok rzeczywiście znajdował się od nich daleko. Pech – a może i szczęście? – chciał jednak, że równie daleko od grupki znajdował się inny ognisty. jad w zasadzie przyszedł tu dopiero teraz, nie lubiąc robić niczego, co nie wynikało z jego obowiązków i nie było przy tym ciekawe. Czerwonołuski poruszał się cicho, jak polujący drapieżnik, czyli w zasadzie jak zawsze. Jego złote ślepia przez chwilę przyglądały się naprawiającym kurhan ognistym, a w ich głębi można było dostrzec typowe dla niego drwiące rozbawienie. Nie zamierzał pomóc, nie leżało to w jego naturze i nawet jeśli Runa zauważyłaby jego obecność z pewnością nie spodziewałaby się, że ruszy swój karmazynowy zad by im pomóc.
Niemniej usłyszał wtedy słowa obcego osobnika, pachnącego stadem Cienia. Zwróci na niego swój wzrok, a na pysku samca pojawił się cyniczny uśmiech, czyli kolejna z cech charakterystycznych jadu Duszy.
Zgadzam się – stwierdził aksamitnie gładkim głosem, w którym wyraźnie pobrzmiewały nuty cynizmu i drwiny. te właśnie nuty sprawiały, ze trudno było stwierdzić, kiedy jad mówi poważnie, a kiedy rzeczywiście z czegoś kpi. Zresztą Wojownik najczęściej wydawał się z czegoś kpić, wiec nie było to nic dziwnego. Jad nie ruszał się z miejsca – leżał pomiędzy kurhanami, rozciągnięty w nonszalanckiej pozie. I mimo tego, ze wyglądał na rozluźnionego i rozleniwionego można było poczuć, że w razie ataku w jednej chwili mógłby zareagować. Ataku na siebie bądź tez na ognistych. ich ochrona wynikała z jego obowiązków, a on sam w zasadzie nie miałby nic przeciwko, gdyby wydarzyło się coś równie interesującego. teraz zatem przypatrywał się cienistemu, jakby zastanawiał się, czy smok warty jest jego uwagi.

: 05 gru 2014, 16:30
autor: Krnąbrny Kolec
Niemal całkowicie swą uwagę poświęcił rozszyfrowywaniu napisów, które zatarł bieg czasu. Przybliżał łeb, mrużył ślepia, lecz niektóre ostatecznie nie były możliwe do odczytania. A szkoda, gdyż niektóre wydawały mu się naprawdę zabawne. Na przykład ten, "Pręga Wiatru". Kto, do licha, nadawał sobie tak bezsensowne miano? Albo następny, "Skoczna Sarna". Imię powinno być odzwierciedleniem duszy bądź pewnych cech właściciela. Z tego wynika, że osoba ta musiała być zwinna, ale tchórzliwa i mimo wszystko łatwa. Jakkolwiek tego nie rozumiejąc. On chyba pozostanie Krnąbrnym na wieki. Nie widziało mu się dodawać drugiego członu, który mógłby całość oszpecić.
Uniósł łapę i położył ją na powierzchni głazu. Była zimna, śliska i chropowata. Samiec przetarł napisy, by stały się widoczniejsze. W ten sposób pozbył się przynajmniej warstewki śniegu, z zielonkawym nalotem tak łatwo nie poszło.
Jad poruszał się bezszelestnie. To dlatego jego obecność nie została wykryta póki nie otworzył pyska. Choć był wojownikiem, na łowcę nadawał się równie dobrze. Miał smykałkę do wszelkich czynności, które opierały się na zręczności i precyzji.
Cisza, która wbrew stereotypom nie była przytłaczająca i nie zagęszczała atmosfery, została przerwana. Na brzmienie obcego głosu Kolec drgnął. Nie było co ukrywać zaskoczenia, gdy niemal zza jego pleców ktoś udzielił mu odpowiedzi na komentarz. Właśnie. Pytanie to nie było, więc spokój powinno przerwać jedynie milczenie. Odwrócił łeb, spoglądając przez bark na karmazynowołuskiego smoka. Po glosie wywnioskował, że był to samiec. Matka zawsze powtarzała mu, że nie należy oceniać innych po pozorach, bo można się przeliczyć. Spojrzenie jego złotych ślepi taksowało postać adepta. Nieznajomy był postawnej budowy. Czym jak czym, ale muskulaturą mógł wzbudzać podziw u innych. Jednak do oczarowania młodego wiele mu brakowało. Byle goliat nie robił na nim większego wrażenia.
Dostrzegł na pysku ognistego uśmieszek. Był on cyniczny, co niemal natychmiast źle wpłynęło na opinię powietrznego. Nie lubił lekceważenia, a podobne gesty był jego największym wyznacznikiem.
Czego chcesz? – Zapytał, ściągnąwszy swe łuki brwiowe. Między nimi pojawiła się głęboka, pojedyncza zmarszczka.
Według cienistego (choć absolutnie nie przyznawał się do przynależności do stada) nic nie było kwestią przypadku. Przybłęda nie pojawił się ot tak. Musiał mieć jakiś powód. Myślą nachalną było to, że chciał on w jakiś sposób uprzykrzyć innym życie. Ofiarą padł Krnąbrny.
Samiec spokojnie się wylegiwał, z czego został wyciągnięty jeden wniosek: jeśli ma zamiar się zabawić to do pewnej granicy. Raczej nie dojdzie do aktów przemocy.

: 05 gru 2014, 18:18
autor: Posępny Czerep
Lekko zamachnął się skrzydłami, które silnym podmuchem uniosły opartą wcześniej na kamieniu klatkę piersiową i przednie łapy samca. Stanął na tylnych łapach, przez chwile przyglądając się taszczonemu przez Niepamięć głazowi, po czym bez dłuższego zwlekania stanął na wszystkich kończynach i podszedł, by jej pomóc, zgodnie z prośbą.
Właśnie stał po drugiej stronie kamienia, pomagając przytrzymać fragment skały, który nie wydał mu się specjalnie ciężki, gdy usłyszał obcy głos. Może i Chłód stał daleko, ale słuch miał znakomity. Dlatego też gdy usłyszał uszczypliwy komentarz rzucił w jego kierunku gniewne spojrzenie, marszcząc przy tym lekko pysk i kuląc uszy do szyi. Pociągnął nosem, ciesząc się, że wiatr choć częściowo wieje od strony obcego smoka. Już po chwili nie miał wątpliwości, do jakiego stada należy. Dobrze znał ten zapach. "Cień ukrywa się w cieniu, jak tchórz. Bo tylko tam ma odwagę na arogancję i ignorancję." prychnął w myślach, rzucając mu jeszcze jedno zdegustowane spojrzenie i wracając do pracy. Przodkowie zasłużyli na uwagę i szacunek, w przeciwieństwie do niedorostka z obcego stada.
Spojrzał przepraszająco na Łowczynię, silniej chwytając kamień. Wydawał się być już w dobrym miejscu. Zastrzygł lewym górnym uchem.

: 05 gru 2014, 20:07
autor: Ćmienie Maddary
Ustawianie kamieni szło im topornie, jednak powoli poruszało się naprzód. Nie usłyszała słów samca ale dostrzegła go, gdy Jad i Lunarny zwrócili na niego uwagę. Poczuła zapach Cienia. Zdecydowanie już nie lubiła owego samca. Nie z tym jego spojrzeniem. Gdyby tylko Ćmienie usłyszała jego myśli dotyczące naprawianiu Kurhanu... Ktoś prędzej czy później zdechłby. Spojrzała na kamienie. Runa rozgrzała kurhan, na którym spoczął głaz podobnej budowy. Mimo wszystko... Ćmienie miała swoje spojrzenie na to, co się działo. Posłała nieco magii w kierunku kamienia, by utrzymać go w miejscu, nim kurhan całkiem zastygnie, by móc odciążyć trochę adeptkę. By ta mogła się cofnąć i poczuć bezpiecznie. Ale trwało to tylko chwilę, żeby reszta mogła wziąć się do roboty. – Niepamięci. Teraz twoja kolej. – Mruknęła zamyślona. Może nie do końca powiedziała to do łowczyni? Może chciała by było szybciej, bo nie chciała czekać na Runę? Jej magia już się odnawiała. Kiedy skończą zrobi to, o czym mówiła wcześniej. Zostawiła stertę kamlotów, jakie tu miała. Nie znalazła szczątek imion, które się rozłupały. Na szczęście nie wszystko było do stracenia. Poszczególne imiona można było odgadnąć. Zwłaszcza, że brakowało zaledwie liter. No cóż. Ćmienie nie będzie miała na czym się wzorować. Miała jednak nadzieję, że ogniste łączenie kamieni wytrzyma wiele czasu. Po to też były tutaj maginie, by asekurować fizycznych, gdyby coś poszło nie tak.

: 06 gru 2014, 14:57
autor: Pani Wojny
Runa Ognia pokiwała do Niepamięci Świtu.
– Wydaje mi się, że jest w porządku, możecie puścić – mrugnęła do łowczyni porozumiewawczo – Myślę, że mogę już was pochwalić za kawał dobrej roboty i mam nadzieję, że kurhan będzie wyglądał lepiej niż poprzednio po tym jak już wygładzę kamień.
Popatrzyła po pozostałych pomnikach. Teraz Kurhan Ognia był najwyższy. I nie było w tym nic dziwnego, wedle tego, co przekazano Runie, to oni byli najstarszym stadem. Mieli tyle imion zmarłych Ognistych do uczczenia, po prostu potrzebowali więcej miejsca.
Skupiła się na maddarze, delikatnie zeskrobując kawałki skały tak, aby zrównała się z pozostałą częscią pomnika, tworząc równą powierzchnię. A na tej powierzchni powinno być jeszcze wystarczająco dużo miejsca, by mogli wypisywać imiona Ognistych przez wiele następnym pokoleń...
– Jest tu może jakieś imie, które was ciekawi? – zapytała cicho.

: 06 gru 2014, 15:14
autor: Wizja Zniszczenia
Mała, choć już nie tak mała Wizja popatrzyła po nowym kamieniu, hurhanie Ognia i uśmiechnęła się z satysfakcją. W zasadzie interesowali ją Przywódcy, poprzedni. Ale Jad już jej przekazał historię Ognia i wiedziała już co nieco o tych smokach, które władały przez spory okres czasu. Może jednak inni będą mieć ciekawe pytania i zdołają wydobyć z Runy coś interesującego.

: 06 gru 2014, 23:09
autor: Ćmienie Maddary
Ćmienie pokręciła głową. Podeszła do kurhanu przyglądając mu się z bliska. Napisy wyryte w ścianie były zielone od mchów. Jej pysk pozostał niezmącony, twardy, kamienny. Tylko... nie. Nikt nie mógł dostrzec głębokiego smutku w jej ślepiach. Tylko płomienie w jej oczach drgały, jakby płakały. Mimo to pysk pozostał kamienny. Ogrzewając powietrze wysuszyła, wypaliła mchy na kamieniu. Kolejny twór starł jego resztki. Posypał się pył. Również ten kamienia, kiedy reszta dostrzec mogła jak odrobinę jego przód staje się odrobinę bardziej płaski. Litery pogłębiły się, a cienie sprawiły, że stały się bardziej czytelne. Potem z cichym trzaskaniem zaczęły ryć się kolejne litery //Kurchan Ognia//. jej dusza tym razem zapłakała. Kochała swoje dzieci. Te po prostu... kolejno odchodziły. dlatego tak została ukształtowana. Obiecała sobie, że dorwie drani, którzy zniszczyli kurhan. Tak się stanie. Odsunęła się od kurhanu na trzech łapach. Zdecydowanie nie była dobrym mówcą. Mimo wszystko chciała oddać im cześć. Skłoniła łeb w żałobie. W końcu mogła zapisać tu imiona swoich dzieci.
Podziękowała bogom i poprosiła ich. Potem odsunęła się i odeszła zastanawiając się, czy inni też stracili przyjaciół, młode, rodzinę. Nie czekała jednak na to, co się stanie. W milczeniu podążyła kulawym, trójłapym krokiem do swojego legowiska, gdzie żył ostatni z jej miotu.

: 08 gru 2014, 12:36
autor: Jad Duszy
Lekceważenie? On? Skądże znowu. Pomimo całego swojego zachowania, Jad nie lekceważył nikogo, nawet piskląt. No dobrze, niewyszkolonych, świeżo wyklutych piskląt ciężko było nie lekceważyć, ale też Jad naprawdę starał się tego nie robić. W końcu w grę zawsze wchodziły czynniki dodatkowe, jak chociażby pech. nawet Wojownik mógł przegrać z młodym, niewyszkolonym smokiem, jeśli towarzyszył mu pech. ot, chociażby w czasie ataku potknąłby się i upadł prosto na jakiś duży, ostry róg na głowie takiego pisklaka. niefortunnie róg ten przebiłby tętnicę szyjna, wbijając się w gardło. i co z tego, ze sam pisklak zostałby zmiażdżony opadającym cielskiem, skoro cielsko to zginęłoby z upływu krwi? taka dygresja, ale Jad należał do tych, którzy oceniają korzyści starty, zanim coś zrobią – i potrafią odróżnić ryzyko i odwagę od głupoty.
Cienisty natomiast nie był tak bezbronny jak pisklę, co ocenił szybkim, pojedynczym, ale za to wprawnym spojrzeniem. Stado zajęte naprawa Kurhanu byłoby łatwym celem dla ukrytego zabójcy, a po rozmowie z Szyderca... cóż, wielu rzeczy można się było spodziewać. Jednakże nie sadził, aby Cień wykonał ruch w taki sposób. Adept nie wyglądał na zbyt doświadczonego, zresztą zmarnował swoją szansę. pozostaje zatem pytanie, po co zjawił się w tym miejscu? Według Jadu na cmentarzu nie działo się zazwyczaj nic ciekawego, a naprawa kurhanu również nie zaliczała się w jego uznaniu do rzeczy interesujących.
Teraz? Za chwilę, chwile temu czy może zawsze? – Zapytał z rozbawieniem w głosie, w którym zabrzmiały jakieś melodyjne nuty, trudne do bliższego zdefiniowania. Złote ślepia jarzyły się kpiącym rozbawieniem, zaś sam smoki przekrzywił głowę jak ptak przyglądający się czemuś interesującemu.
Teraz jednak oceniam, czy jesteś interesujący. Wolałbym, żebyś był, bo wtedy życie staje się ciekawsze. byłbym bardzo rozczarowany, dyby okazało się, że marnuje czas na rozmowę z kimś nieciekawym – stwierdził po chwili milczenia. W jego głosie brzmiały typowe drwiące nuty, zmieszane jednak z zamyśleniem. I zgaduj, czy jad odpowiedział szczerze, czy jedynie drwił z cienistego. Z drugiej jednak strony czemu miałby nie powiedzieć prawdy? Dawno temu stracił ulubiona zabawkę. Być może szukał nowej, ale wątpił, aby znalazł kiedyś kogoś równie interesującego i zabawnego jak poprzedni osobnik dostarczający mu rozrywki. Mało kto tak wspaniale reagował...

: 08 gru 2014, 15:24
autor: Krnąbrny Kolec
Jeśli ironia zawarta niemal w każdym zachowaniu i wypowiedzi Jadu nie była zniewagą, to czym właściwie? Jak inaczej mógł to zinterpretować samiec, który nie wiedział, że głupie uśmieszki i rozbawienie malujące się na pysku były u rozmówcy chlebem powszednim? Gdyby miał z nim wcześniej i częściej do czynienia, mógłby naprostować własną opinię, która nieco odbiegała od prawdy.
Krnąbrny był mało doświadczonym młokosem, który nigdy nie wszedł w interakcję z żadnym pisklęciem. Nie miał ku temu okazji, gdyż te za barierą występowały w legowiskach ściśle chronionych, do których dostęp zarezerwowali sobie opiekuni. Była to prosta i jakże skuteczna metoda, by bronić je przed wpływem równinnych. Kolec rzadko przejmował się opinią innych, tym bardziej nie obchodziłyby go głupie zagrywki bachorów, z czego wyciągnąć można następujący wniosek: z pewnością by je lekceważył. Nawet bez bezpośredniej konfrontacji był tego świadom.
Ognisty był niezwykle spostrzegawczy. Wedle jego oceny Krnąbrny nie był byle smokiem, który ma za grosz umiejętności. Wyuczono go podstaw niemal każdej dziedziny, lecz najwyższy poziom osiągnął z zakresu walki. To, że potrafił, nie znaczyło, że chciał wdawać się w bijatyki bez konkretnego powodu. Rozlew krwi był dobry tylko tam, gdzie do rozwiązania był spór. To podejście do rzeczy znacznie różniło go od smoków cienia – były nieokrzesane i cieszyły się krzywdą innych. To dlatego nie zamierzał przynależeć do ich grupy. Według niego byłoby to skrajnie haniebne i niemoralne. Gdy tylko określano go mianem "cienistego", natychmiast reagował oburzeniem.
Zabawne... – Skwitował samiec. Jad mógł spijać ironię z jego języka, lecz niemożliwym było dlań dostrzeżenie ruchu ślepi Kolca. Nie posiadały one źrenic, więc nawet gdy wzniósł je ku niebu, wydawać by się mogło, że patrzy wprost na rozmówcę. – Ty kawalarzu. – Dodał po chwili, kręcąc łbem w geście niedowierzania. Czy wszyscy mieszkańcy tych terenów byli tak specyficzni? Jeśli tak, pakujemy manatki i uciekamy za granicę ile tchu.
Przykucnął na tylnych kończynach, opierając większość ciężaru swojego ciała na długim ogonie. Stabilizowało to jego sylwetkę.
Zapewniam, że jestem nudziarzem niewartym czyjegokolwiek zainteresowania. A już na pewno nie odprawiam dziwnych rytuałów, które mają miejsce – Przerwał, posyłając smokom odbudowującym kurhan (czego nie był świadom) wymowne spojrzenie. – Tutaj.
Przez jego ciało przebiegł zimny dreszcz. Było to uczucie niezwykle nieprzyjemne, które towarzyszyło także korzystaniu z magii. Ach, pozbądźcie się tego cholerstwa!

: 08 gru 2014, 21:47
autor: Niepamięć Świtu
Skinęła Lunarnemu, w niemym geście dziękując za pomoc. Gdy kamień był już stabilnie umieszczony na kurhanie, Świt wycofała się, stając z powrotem na czterech łapach. Na pytanie Runy wzruszyła lekko barkami. Imiona jak imiona, pewnie noszą w sobie jakąś historię, ale czy mogą zaciekawić ognistą łowczynię? Zmrużyła lekko żółte ślepia, jeszcze raz wiodąc wzrokiem po powierzchni naznaczonej imionami powierzchni kamienia, milcząc. Może młodsi będą mieli jakieś pytania. Schyliła lekko łeb, w geście szacunku dla zmarłych ognistych. Nie znała ich, mogła nieco przeczytać, ale należał im się szacunek, tak czy siak.

: 09 gru 2014, 17:33
autor: Jad Duszy
Cóż, Jad również nie przykładał wagi do tego, co myślą o nim inni. po co zawracać sobie głowę takimi błahostkami? Dbanie o opinie innych na swój temat ograniczałoby jedynie jego możliwości, gdyż musiałby się zastanawiać, jak ocenia jego czyn czy słowo. A tak? Robił co chciał – no, w większości, czasem jeszcze musiał wypełniać obowiązki względem Ognia – oraz mówił co chciał. i tu nie było akurat żadnych zahamowań, bo w ten sam sposób rozmawiał z pisklakiem, Przywódca czy bogiem. Z tymi ostatnimi jednak używał słów bardziej gładkich niż zazwyczaj, ale to drobny szczegół.
Obserwował reakcje Nadobnego, tak jak oceniałby znaleziony przez siebie kamień – innymi słowy oceniał, czy byłby przydatny, czy nie. gdyby wiedział, co cienisty czuł do reszty swoich współplemieńców zapewne szybko by to wykorzystał, aby trochę podrażnić swojego rozmówcę. już teraz dostrzegł kilka ciekawych rzeczy, jednakże musiałby się dowiedzieć więcej, aby uczynić z Adepta swoja nowa zabawkę. Zrobiłby to jednak tylko w przypadku, gdyby smok mu się nie znudził, a na razie nie zdecydował jeszcze, czy jest wystarczająco interesujący. ot, Jad był nieco spaczony od dzieciństwa i z wiekiem jak widać tylko mu się pogłębiało. A może wprost przeciwnie?
Im bardziej próbujesz przekonać mnie, bym dał ci spokój, tym bardziej stajesz się zabawny. Zabawne rzeczy są interesujące – stwierdził, przeciągając leniwie samogłoski. Wciąż mówił z jakimś dziwnym zamyśleniem w głosie, które mogłoby sugerować, ze naprawdę zastanawia się nad osobą Adepta. Może był to jednak celowy zabieg, jad był dobrym aktorem i doskonale potrafił udawać uczucia czy emocje. czasem również te, których nigdy wcześniej nie dane mu było odczuć.
Rytuały? Masz na myśli odbudowę zniszczonego kurhanu czy może w ogóle wznoszenie komuś grobów? – Zapytał, przenosząc wzrok na grupę ognistych. Z jego spojrzenia – poza rozbawieniem oczywiście – nie można było odczytać, co mu aktualnie chodzi po głowie. Czy wspominał zmarłych, zastanawiał się nad istota ich kultu, rozmyślał nad swoimi powiązaniami z ognistymi, czy może zastanawiał się, co zjeść na następny posiłek? Wszystkie wersje na raz mogłyby być prawdziwe, każda mogłaby być kłamstwem... Prawdę niestety znał tylko jad, a on nie dzielił się z nikim tajemnicami swojego spaczonego umysłu.

: 09 gru 2014, 19:26
autor: Krnąbrny Kolec
Sęk w tym, że Krnąbrnego nie ograniczało nic. Nie miał powinności wobec żadnego ze stad, tym bardziej nie będzie wypełniał obowiązków powierzanych ich członkom. Jego szyi nie uciskała obroża, nie był trzymany na krótkim, stalowym łańcuchu. Jego łap nie krępowały kajdany. Był wolny w taki sposób, o jakim inni mogliby jedynie marzyć. Niczym wiatr niesiony przez góry. Szybując po jego prądach, czuł, jak nabiera powietrza pełną piersią, jak żyje pełnią życia.
Jego ostrego języka także nic nie pohamowywało. Był smokiem niespotykanie prostolinijnym, którego zabawy w skojarzenia naprawdę nie bawiły. Swoje myśli układał i wyrażał otwarcie, bez owijania w bawełnę.
Spaczenie Jadu było czymś, co w znacznym stopniu definiowało jego istnienie. Krnąbrny także posiadał taką cechę, którą była powściągliwość i oczywiście swoiste poczucie humoru! Pierwsze z wymienionych dominowało, co dostrzegalne było niemal na każdym z jego kroków. Wiązało się to z ostrożnością wobec obcych, w których nie pokładał zaufania.
Wypowiedź ognistego nieco zbiła go z tropu. On? Zabawny? Nie było takiej mowy. Nie powinien być obiektem podlegającym ocenie, sam powinien je rozdawać, biegając dokoła z malującą się na pysku satysfakcją. Dlaczego więc nagle role uległy zamianie. Czy było to planowane? Ktoś dorwał się do scenariusza?! Do licha z tym wszystkim!
Nie, nie, nie. Interesujące jest... – Zaczął. W pewnym momencie zdania urwał, nie wiedząc, co może posłużyć mu za przykład. – Interesujące są konflikty. Tu żadnego nie napotkasz, przykro mi.
Zamyślenie w głosie ognistego nie zwiastowało niczego dobrego. Każdy lubił udawać bystrego, jednak nie każdemu wychodziło to na dobre. Istotą myślenia było to, że nie było przeznaczone dla każdego.
Po raz kolejny swą uwagę zwrócił ku kamieniowi, na którym wciąż trzymał prawą ze swych przednich łap. Przejechał wzdłuż jego brzegu, czując jak chropowata powierzchnia ociera się o łuski. Na kilku z nich zostawiła niewielkie zarysowania.
Kult zmarłych? – Było to pytanie retoryczne, gdyż w istocie otrzymał już odpowiedź. Więc były to kurhany, na których zapisywano imiona poległych. Nagle wszystko wydało się klarowniejsze i bardziej sensowne.

: 10 gru 2014, 16:31
autor: Jad Duszy
Był rolny, a jednak zmuszony do przynależności do któregoś ze stad, aby móc tu żyć. Gdzie tu wolność? nawet jeśli Krnąbrny nie czuł się Cienistym i tak nim był – ze względu na to, ze należał do jakiegoś stada. prawdziwa wolność nie istniała w tak zwanych Wolnych Stadach. Być może Adept wkrótce sam to zauważy. jeśli nie, Jad zawsze może wytłumaczyć mu to jak zwykłemu pisklakowi.
Jeśli zaś chodzi o słowa – cóż, Jad lubił czasami podrażnić innych, zmuszając ich do rozszyfrowywania tego, co powiedział – lub tego, co według nich chciał powiedzieć. była to doskonała rozrywka. A może tylko on czerpał z tego przyjemność?
Słysząc słowa smoka przekrzywił głowę w druga stronę, przyglądając mu się kpiącym wzrokiem.
Konflikty są ciekawe, w przeciwieństwie do bezsensownych kłótni. jednakże równie ciekawe jest uderzanie w najsłabsze punkty rozmówcy i przyglądanie się jego reakcjom – stwierdził. Wydawało się, ze mówił to z pewnym pobłażaniem. W końcu czy przed chwila nie powiedział, ze takie próby sprawienia, by wydawać się nieinteresującym robią z Krnąbrnego zabawna istotę? Jeśli zaś chodzi o konflikty to on preferował wojny. Niestety wbrew pozorom nie tak łatwo było je rozwiązać. Słysząc o kulcie zmarłych wzruszył lekko barkami.
kultem tu otacza się elfy i wszelkie przybłędy spoza bariery, które szukają schronienia i chcą tu założyć nowe stado. To jest raczej miejsce, gdzie wspomina się zmarłych – stwierdził, robiąc bliżej nieokreślony ruch głową. Ni to kręcenie, ni to wskazywanie grobów. Tak jakby on sam niezupełnie to rozumiał. Znał oczywiście podstawy smoczych uczuć związanych z tym miejscem, ale nie znaczyło to, ze sam je podzielał czy rozumiał, dlaczego inni je odczuwają.

: 11 gru 2014, 13:22
autor: Pani Wojny
Z pewnym żalem popatrzyła po zgromadzonych. Nikt nie miał pytań, nikt nie chciał nic powiedzieć. No trudno.
– W takim razie wydaje mi się, że powinniśmy się już rozejść. Dziękuję wam wszystkim za poświęcony naszym zmarłym czas i do zobaczenia w obozie – uśmiechnęła się do wszystkich przyjaźnie.
Odwróciła się, mrugnęła porozumiewawczo do Jadu – który stał daleko, więc nawet mógł nie zwrócić na to uwagi – po czym ruszyła spacerowym krokiem w linii prostej na tereny Ognia, zostawiając za sobą naprawiony kurhan.

: 11 gru 2014, 13:31
autor: Wizja Zniszczenia
Popatrzyła po zebranych smutnym wzrokiem. A więc raczej nikt nie miał ochoty dowiedzieć się nic więcej, a szkoda. Wszak może ktoś faktycznie miałby takie pytanie, które do tej pory nie przyszło Wizji do główki. Tak czy inaczej jednak Przywódczyni zakończyła spotkanie przy Kurhanie. Mała, choć już nie tak mała czarna kolczasta kulka spojrzała na odnowiony kamień. Wyglądał pięknie. Skinęła krótko łbem i ruszyła do obozu za Przywódczynią. Czas do domu!

: 12 gru 2014, 17:47
autor: Krnąbrny Kolec
Jad nie mógł mieć świadomości, że Krnąbrny w rzeczywistości nie należał do Stada Cienia. Przebywał jedynie na jego terytorium, z którego i tak starają się go wykurzyć. Zarówno Kolec i przywódca nie zgadzali się na współpracę – powietrzny wolał zachować wolność słowa, zaś Szyderca zdecydowanie wolał marionetki tańczące tak, jak się im zagra, więc ten z pewnością go zawiódł. Przynajmniej w tej kwestii mieli jednakowe zdanie.
Jad nie musiał dosadnie tłumaczyć mu, iż Wolne Stada swą nazwą wcale nie odzwierciedlają rzeczywistego stanu. Taki paradoks. Rzecz w tym, że samiec dążył do odszukania miejsca, w którym nie istniałyby ograniczenia. Być może sam przyczyniłby się do jego utworzenia.
Złośliwości nigdy dość. Zasadę tę propagowali obydwoje. Jad lubił obserwować reakcje, Krnąbrny je wywoływać. Mogliby świetnie się dopełniać.
W takim razie idź porozmawiaj z Kheldarem. Jest dość interesujący... – Oznajmił, choć ostatecznie jego wypowiedź nabrała charakteru pytania retorycznego. Sam nie wątpił w prawdziwość swoich słów, jednak kryło się za nimi drugie dno. W istocie cienisty miał ciekawą osobowość, lecz było to spowodowane jego zaburzeniami psychicznymi. W skrócie, był po prostu szaleńcem!
Krnąbrny nie zwracał uwagi na aluzje rozmówcy zawarte w jego kwestii. Sam nie klasyfikował siebie jako "zabawnego", tym bardziej "godnego uwagi".
Gwarantuje rozrywkę i dozę adrenaliny. – Zaoferował dodatkowo przywódcę jednego z trzech funkcjonujących stad.
Następne słowa ognistego wywołały u Krnąbrnego dość nieoczekiwaną reakcję. Duma pomieszana z zadowoleniem. Co też ten granitowołuski smok znów sobie ubzdurał?
Jestem przybłędą, która szuka schronienia. Gdzie moje grono wielbicieli? – Jego pysk na moment wykrzywił uśmieszek, który nie ukazywał nawet ząbka. – Życzyłbym sobie jakiejś pożywnej przekąski. Już już, prędziutko! – Ostentacyjnie machnął łapą w taki sposób, w jaki panowie przywołują swego sługę.
Po chwili się opamiętał. Jad nie był kimś, z kim mógł w podobny sposób gawędzić. Wciąż był nieznajomym o skrytych zamiarach.
Zgaduję, że każdy odpowiada jednemu ze stad. – Zagadnął na temat kurhanów. – Dlaczego więc ich liczba jest większa? – W istocie funkcjonowały trzy stada, zaś pomników stało pięć.

: 14 gru 2014, 12:22
autor: Jad Duszy
Jeśli Krnąbrny tak bardzo nie lubił Cienia, dlaczego nie przyłączyłby się do Ognia? Zabawa gwarantowana, z pewnością nie brakowało u nich szaleńców, pomimo zasad ogniści bardzo często mieli je w nosie. W końcu byli Ogniem, a to nieprzewidywalny żywioł. A może to tylko jad, który robił to, co mu się podobało i nie przejmował się zdaniem innych? Oczywiście działał pod przykrywka lojalnego ognistego i w zasadzie nie miał nic przeciwko temu... Ale tez nie lubił być ograniczany. Ot, taki paradoks.
Znam Szydercę – stwierdził, spoglądając z drwiącym uśmiechem na cienistego. W zasadzie znał Uśmiech bardzo dobrze. Ich dwójka z początku szczerze się nienawidziła i dogryzała sobie na każdym kroku, jedynie po to, by zostać... Cóż, czymś na kształt przyjaciół. jad nie uznawał czegoś takiego jak przyjaźń, jednakże jeśli już musiałby użyć tego słowa zapewne przyjacielem określiłby Uśmiech. Dlaczego? Byli do siebie podobni, ale jednak wyznawali różne zasady. To, co ich łączyło to głównie zamiłowanie do wojny i niechęć do niesmoczych zachowań, jak te wszystkie maniery, dobre wychowanie, walki z ograniczeniami i inne bzdury.
Adrenaliny nie czuję w czasie rozmowy z nim, jednak podczas walki to inna sprawa. Najlepszym połączeniem byłaby jakaś wojenka lub dwie – wzruszył lekko barkami. nigdy nie ukrywał, ze najchętniej bez przerwy brałby udział w jakiejś wojnie. Nawet mógłby być jedynie obserwatorem, chociaż to nie było takie zabawne. Adept Cienia mógł odczytywać jego słowa tak, jak mu się podobało.
Słysząc następne słowa rozmówcy parsknął śmiechem.
Skąd pomysł, że należę do tego kultu? – Zapytał z rozbawieniem. Wcale nie wydawał się być obrażony słowami i zachowaniem smoka. Wręcz przeciwnie, podobało mu się jego podejście do sprawy, takie drwiące i cyniczne. A to utwierdzało go w przekonaniu, ze trafił na ciekawego osobnika. Jaka szkoda, że nie trafił do Ognia, mogliby rozruszać trochę to stado.
Przyjrzał się kurhanom, a potem przeniósł wzrok na Krnąbrnego Kolca.
To proste. Reszta jest pozostałościami po dawniej istniejących stadach – wyjaśnił z rozbawieniem, ale bez większego zainteresowania. – Wiatr został wchłonięty przez Ogień, Woda zniszczona przez Ogień i Cień do tego stopnia, ze jej resztki przyłączyły się do Ziemi, tworząc stado Życia – wyjaśnił. W jego głosie nie było pani śladu przechwałek. To, ze Ogień był w zasadzie przyczyną, dlaczego zamiast piciu stad były trzy w jego uznaniu było rzeczą normalną. Zresztą sprawa była dużo bardziej skomplikowana.

: 14 gru 2014, 19:50
autor: Krnąbrny Kolec
Nie lubił cienia, ale na jego podstawie wyrobił sobie opinię na temat innych stad. To dlatego unikał z nimi wszelakiego kontaktu, godząc się z samotnością. Zwykle zrządzeniem losu było okazjonalne nawiązanie kontaktu z kimkolwiek. Gdyby był on materialny, Krnąbrny już skopałby mu du.psko. Miał wrażenie, że fatum zawsze działało na jego niekorzyść. Zwłaszcza, gdy błogosławieństwo było mu najbardziej potrzebne.
Słowa rozmówcy wcale nie wywołały u Krnąbrnego zdziwienia. Ponieważ Jad nie był mu dobrze znany, nie mógł on uraczyć nas popularnym powiedzonkiem "swój na swego trafił", jednak miał świadomość, że wieści roznosiły się prędko, a każdy chciał ich treść potwierdzić na własne oczy. Dlatego też spotkanie ognistego i przywódcy cienia wydawało mu się czymś zupełnie naturalnym i prawdopodobnie odbyło się niejednokrotnie. Nie spodziewał się jednak, że mogło łączyć ich coś więcej – przyjaźń na dość specyficznych warunkach. Właściwie znaczenie tego słowa zawsze było inaczej odbierane przez powietrznego, toteż on inaczej zdefiniowałby relacje wiążące wojowników. Rywalizowali ze sobą, toteż byli konkurentami.
Och, więc Uśmiech też potrafi kłapać sensownie jęzorem? Myślałem, że rozmowa z nim jest pojęciem abstrakcyjnym. – W tym momencie wywrócił ślepiami. Szydercę kojarzył z niczym więcej, jak głupotą. Ot, tępy zabijaka bez honoru. Krnąbrny, choć manier nie posiadał, był dumny i wyznawał określone wartości moralne.
Wojną adept nazywał walkę w sprawie czyichś racji. Wobec tego nie była to bezsensowna rzeź urządzona dla rozrywki. Słowa Jadu odebrał więc z aprobatą, kiwając lekko łbem w geście zrozumienia.
Kiedy w głosie ognistego dosłyszał nutę rozbawienia, rozluźnił się. Poczuł się swobodniej w towarzystwie samca, pozwalając sobie na zmniejszenie dystansu między nimi. Postąpił zaledwie krok, czy dwa. Nie chciał naruszać sfery osobistej, zarówno swojej i rozmówcy.
Wyglądasz na jednego z mych adoratorów. Widzę, jak na mnie patrzysz. – Odparł z udawaną powagą, przekrzywiając łeb. Zerkał na niego z ukosa, raz po raz mrużąc ślepia. Nie dostrzegał, że swym zachowaniem wzbudzał zainteresowanie karminowołuskiego. Było to głupim posunięciem. Nim się obejrzy zostanie zabawką. – nie bądź taki, po prostu mnie poczęstuj.
Nie trafił do ognia z prostej przyczyny. Obsunął się w obliczeniach i zaczął zmierzać za bardzo na zachód, za mało na północ.
Wzmianka o niegdyś istniejących stadach naprawdę go zaciekawiła. Wbrew sobie nadmienił:
Moja matka do niedawna była w Ogniu.

: 15 gru 2014, 15:19
autor: Jad Duszy
Cóż, wyrabianie sobie opinii o jakimś stadzie było ograniczające. Stado to w końcu zbieranina różnych indywiduów, ze zmieniającymi się w międzyczasie przywódcami, a wiec i polityka miedzy- i wewnątrzstadną. Co Jad mógłby na ten temat powiedzieć? Zapewne bardzo dużo, ale karmazynowołuski nie był skłonny do dzielenia się z innymi swoimi przemyśleniami – a przynajmniej nie tymi, które określałyby przy tym jego osobę. W końcu przez to stałby się przewidywalny, a przewidywalne smoki były... nudne. Jad nie zastanawiał się wiele nad swoja osobą, wbrew pozorom nie był egocentrykiem, ale nawet on wiedział, że jego charakter trudno było określić inaczej niż "nieprzewidywalny". i szczerze mówiąc cieszył go ta świadomość, dzięki temu dobrze się bawił.
Czy Uśmiech i Jad byli rywalami? Zapewne tak. byli jednak również kompanami od kampanii wojennych, czy raczej ich planów, przy czym żaden nie miałby nic przeciwko staniu po przeciwnych stronach. niezależnie od tego, przeciwko komu się walczy, wojna to wojna i niosła ze sobą dużo rozrywki. Cóż, w jego uznaniu był to wystarczający powód, by stanąć w szranki z Cieniem, Życiem czy kimkolwiek innym, niezależnie od ogólnych relacji międzystadnych.
Powinieneś bardziej doceniać swojego szefa – stwierdził z kpiącym rozbawieniem, patrząc na Krnąbrnego Kolca. Zapewne Adept po prostu nie potrafił się dogadać z Szydercą... Lub tez Uśmiech jedynie z Jadem prowadził interesujące konwersacje, a na całej reszcie ostrzył zęby i język.
Jest jednym z niewielu smoków, które pamiętają o tym, że są smokami, a nie potulnymi, niemrawymi owcami żyjącymi w pokoju i obrastającymi tłuszczem, aby zostać lepszym posiłkiem dla prawdziwych drapieżników – powiedział głosem wyraźnie przesyconym jadowitą słodyczą i cynizmem. Czy mówił ogólnie, czy też może miał kogoś konkretnego na myśli?
Uważnie obserwował ruchy samca, nie wstawał jednak czy nawet nie napinał mięśni. Krnąbrny mimo całego swojego zachowania nie wyglądał na osobnika, którego rajcuje napadanie na innych dla czystej przyjemności. Co dziwne to ich łączyło,m gdyż Jad, wbrew temu, co wielu o nim myślało, nie należał do smoków brutalnych. owszem, w czasie walki wolał walczyć bez ograniczeń, ale poza nią, zachowania brutalne uważał raczej za prymitywne. Po co na kogoś napadać, skoro o wiele bardziej można go było zranić słowami?
Doprawdy? Obawiam się, mój drogi, że musicie w Cieniu przesadzać z ziółkami... –wymruczał melodyjnie z wyraźnym rozbawieniem w głosie. tak, zdecydowanie trafił na wspaniała zabawkę. Może nie taka samą jak niepewny siebie Markotny, ale równie dobrą, chociaż będącą zupełnym przeciwieństwem tamtego. A jad nie porzuca zabawek, dopóki dostarczały mu rozrywki. Uniósł łapę, ustawiając pazury czubkami ku niebu i zakrzywiając wszystkie palce z wyjątkiem wskazującego, którym to kiwnął, jakby zachęcał rozmówce do podejścia bliżej.
To chodź, poczęstuj się – stwierdził, szczerząc szelmowsko kły. Nie powiedział jedynie, czym Krnąbrny miałby się poczęstować. I jaka będzie reakcja smoka? Mówiąc szczerze, jad sam nie wiedział i dlatego wydawało mu się to wielce zabawne.
Słysząc wzmiankę o matce, pochodzącej z Ognia przekrzywił lekko głowę.
Jak jej było na imię? – Zapytał. nie wydawał się przejęty tym, ze Krnąbrny miał ognistych przodków. najwidoczniej nie należał również do takich, którzy przejmują się przynależnością do któregoś ze stad – zwłaszcza przeszłą.

: 16 gru 2014, 19:56
autor: Krnąbrny Kolec
Wyrabianie opinii na podstawie konkretów nie było ograniczające, lecz mogło spowodować pewne uprzedzenia samca wobec obcych. Na dobry przykład cieniści, od chwili gdy dostrzegł ich prawdziwą naturę, uważani byli za krwiożercze bestie bez skrupułów, które cieszą się nieszczęściem innych. Wszystkie te wnioski wyciągnął na podstawie Jaskiniowego Kolca, dla którego kultura była pojęciem abstrakcyjnym i nie był on skory do przedstawienia się; Uśmiechu Cienia zakradającego się po cichu i napadającego na adeptów niezagrażających bezpośrednio jego podwładnym (gdyż tak hierarchię "Wolnych" Stad postrzegał Krnąbrny); Krzewiciela Zamętu będącego prawą łapą chichotka (powietrznemu zdarzało się mianem tym określać poznanego przywódcę, gdyż na jego pysku wiecznie malował się szyderczy uśmieszek) i podzielającego jego agresywną politykę wewnętrzną; Spiżowej Łuski, znanej braciom pod imieniem Theakra. Zdecydowanie bardziej wolał obwoływać ją "zdrajczynią". Wszystkie te postacie dowodziły jego racji – były ucieleśnieniem zła. Jeśli adeptowi przyszłoby wybierać, w jakich warunkach chciałby się rozwijać, jednogłośnie głosowałby za Równinami. Mimo realniejszego zagrożenia czuł się tam o wiele swobodniej, zwłaszcza gdy znajdował się u boku swej rodzicielki. Ona zawsze wiedziała jak postąpić, by obrót spraw okazał się dlań korzystny. Gdyby tylko mogła doradzić mu w sprawie zaistniałej sytuacji, o ile lepiej by mu się żyło.
Na słowa rozmówcy wybuchnął spazmatycznym śmiechem, jakby były one naprawdę powodem ku temu. Jego rozbawienie zostało wywołane nie tyle samą treścią, co sposobem przekazu. "Szef"? A to ci heca, Krnąbrny nigdy nie uznawał niczyjego zwierzchnictwa, tym bardziej, gdy z jego sposobem sprawowania władz absolutnie się nie zgadzał.
Wybacz, chyba zaszła pomyłka. On co najwyżej może mi podmywać zad. – Odpowiedział, a pewność siebie sprawiała, że słowa te wydawały się nader autentyczne.
Odetchnął głęboko, odtrącając myśli o podcierającym go chichotku. Sprawiały one, że jego brzuch napinał się, a pysk wykrzywiał się w grymasie zadowolenia. Zdecydowanie nie chciał ukazywać tej strony siebie byle przybłędzie, zważywszy na to, że prawdopodobnie z przywódcą cienia miał pozytywne stosunki.
On swoją osobą nie prezentuje smoczej dumy i natury, a co najwyżej skrajną głupotę. – Dopowiedział zaraz, opanowując ataki śmiechu. W końcu mógł swobodnie oddychać.
Dlaczego nikt nie postrzegał zachowań Szydercy za niewłaściwe? Czy były one typowym obrazem smoczego usposobienia? A może obawiali się go, gdyż sprawował władzę? Krnąbrny naprawdę nie widział powodu, by wybryki Kheldara puszczać płazem. Sam nie dałby sobą w ten sposób pomiatać, w końcu miał prawo decydować o samym sobie.
Propozycja Jadu wydała mu się podejrzana. Była prowokacją, by ten zbliżył się ku niemu. Krnąbrny jednak odmówił, kręcąc przecząco łbem. Nie wyobrażał sobie uczty ze smoka. Tym bardziej, gdy wszystko to wydawało się być podstępem, a było niewinnym żartem.
Tak się składa, że straszliwie śmierdzisz. Zapach spalenizny czułem z odległości stu ogonów. Raczej nie jesteś smakowity, więc odpuszczę sobie. – Rzucił, zachowując się wobec ognistego przyjaźniej niż do kogokolwiek do tej pory spotkanego. Może była to osoba, z którą uda mu się nawiązać kontakt z własnej woli. I która mimo wszystko nie zdecyduje się go zagryźć.
Spłowiała Rzeczywistość. Ognista czystej krwi. – Odparł dumnie, wypinając pierś do przodu. Podziwiał swą matkę, gdyż miał ku temu wiele powodów.

: 18 gru 2014, 17:36
autor: Jad Duszy
Cóż, on w zasadzie uważał cienistych za zabawnych. no dobrze, jego spojrzenie na świat zdecydowanie różniło się od innych. Mogło się to brać z faktu, ze zazwyczaj wyglądał, jakby cały świat uważał za jeden wielki żart. Dystans do owego świata? A może to jedynie takie wrażenie? Być może wiele z tego, co robił i mówił było jedynie gra pozorów. jad był dobrym aktorem, dlatego trudno było określić, jakim stworzeniem jest naprawdę. Z pewnością jednak cynizm i kpiące rozbawienie mogły być wpisane w jego naturę. ten właśnie cynizm umożliwiał mu spojrzenie na otaczające go smoki z pewną dozą ironii. a nawet duża doza ironii. Ale mniejsza. Teraz ważny był jego interesujący rozmówca.
Tak, chciałbym zobaczyć, jak mówisz mu to prosto w nos – stwierdził, uśmiechając się z nuta złośliwości w spojrzeniu. Potrafił sobie wyobrazić reakcje Szydercy. jednocześnie nie wydawał się oburzony tym, co mówił cienisty. Każdy miał prawo do własnego zdania i swobodnego wyrażania własnych opinii. A im były ciekawsze, tym bardziej lubił ich słuchać. on sam również nie bał się mówić tego, co myślał – ale wiedział, kiedy i gdzie mógł to powiedzieć, aby nie zniszczyć swoich planów nieostrożnym słowem. o tak, on nie należał do tych, którzy działają bez przemyślenia wszystkiego.
Cóż, Uśmiech w swoim postępowaniu bywa mało rozsądny, a w mowie nadto wulgarny – stwierdził z rozbawieniem, być może w pewnym sensie zgadzając się z Krnąbrnym. Ale czy jemu samemu to przeszkadzało? no, może ten wulgarny sposób mówienia. Jad należał bowiem do tych, którzy uważali, ze zadawanie cierpienia czy kpienie innych gładkimi słowami, w taki sposób, by rozmówca nie zauważył nawet, ze został obrażony lub nie mógł na to zareagować, było zabawniejsze. Oraz zmuszało to myślenia, zamiast bezmózgiego rzucania wyzwiskami.
Cóż, o gustach się nie dyskutuje – odpowiedział, szczerząc kły w leniwym uśmiechu. Dla niektórych zapach siarki i spalenizny był odpychający. Dla niego? Zagadkowy. W jaki sposób gejzery, spalone ziemi i tym podobne rzeczy typowe dla okolic wulkanu znalazły się przy rzece, niemal w lesie? w jaki sposób ogniści są w stanie oddycha,c w takim powietrzu. ot, to były zagadki, które zaprzątały jego umysł i były związane z tym zapachem. Innych przyczyn raczej nie było. Słysząc o Spłowiałej zmrużył lekko oczy. Nie pamiętał tych, którzy byli nieciekawi, ale jej imię chyba kojarzył... chyba.
Czy nie należała wcześniej do wiatru? – Zapytał.