Strona 5 z 32

: 23 gru 2014, 10:44
autor: Dwuznaczna Aluzja

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Spojrzała na rozmówczynię jak na idiotkę.
– Nie pochodzę od Równinnych, samico. Czy kiedykolwiek powiedziałam, że tak było? Nie urodziłam się na równinach – odparła, a przy następnym idiotycznym zdaniu smoczycy parsknęła gardłowym, wrednym śmiechem.
– W moich stronach nienawiść do mojej osoby jest miarą sukcesu – mruknęła, a przy ostatnich słowach samicy jej ślepia zabłysły.
– Już nie ma sojuszu. Już go złamałam. Czyżby Wasz Przywódca jeszcze nie rozeznał Was w sytuacji? Dwa księżyce temu stoczyłam walkę na arenie ze Słowem Prawdy, tym ścierwem – Waszym wojownikiem. Chciałam go zabić, jak każdego nie cienistego smoka z jakim toczę bój na tej Waszej arenie. Nie udało mi się, chociaż było blisko i prawie przecięłam mu tętnicę. Wezwał w strachu Złudzenie, ten wezwał Uśmiech. Ponieważ ten nie zgodził się na moją degradację, sojusz się zachwiał... I zerwał – opowiadając to cały czas na jej pysku był obłąkany uśmiech psychopatki... Którą w sumie Ankaa przecież była.

: 23 gru 2014, 10:55
autor: Tejfe
Samica ją przerażała. Bardzo. Ale Hipnotyzująca nie chciała, żeby Aluzja zobaczyła w jej ślepiach lęk. –To, skąd niby pochodzisz, skoro ani od Równinnych, ani z naszych terenów?– spytała z czystej ciekawości. –Według mnie jesteś trochę nienormalna. Dla mnie byłoby obrazą, jakby ktoś mnie nienawidził, a Ty jesteś z tego dumna. Żałosne. Tłumaczysz się przed samą sobą i nie bardzo Ci to wychodzi. Jesteś po prostu psychopatyczna. Ale nie mam do Ciebie pretensji, że chciałaś coś zrobić temu gburowatemu, niezbyt mądremu smokowi. Na twoim miejscu również bym się nad tym zastanowiła. Oczywiście jeśli byłabym w innym stadzie.– powiedziała, wciąż spokojnie. Wybuchnąć jeszcze zdąży. Kiedyś, ale zdąży. Chyba przebywanie w Życiu ją zmieniło. Kiedyś nie starała się zachowywać spokoju. Może nie pasuje do tego stada?

: 23 gru 2014, 10:59
autor: Dwuznaczna Aluzja
Smoczyca wywróciła złotymi ślepiami i westchnęła ciężko, kręcąc łbem.
– Głupia istoto, nie wiesz jeszcze niczego o świecie – odpowiedziała, wstając. Otrzepała się. Nie zamierzała dłużej rozmawiać z tą samicą. Jeżeli ta trafi jej się na wojnie, to przynajmniej będzie się mogła wyżyć. Bez słowa rozłożyła skrzydła i kilkoma silnymi machnięciami wzbiła się w powietrze, wzbijając w przestrzeń tumany białego puchu, które częściowo osiadły na Hipnotyzującej. Po kilkunastu sekundach już jej nie było – zniknęła, osłonięta przez drzewa, kierująca się ku obozowi Cienia. Może tam trafi się ktoś inteligentny do rozmowy, który ma pojęcie o tym co się rozciąga poza barierą i równinnymi... Bo większość smoków nie miała o tym pojęcia.


: 11 sty 2015, 18:33
autor: Tejfe
Hipnotyzująca czuła się wygrana. Może nie dostałą odpowiedzi od Dwuznacznej, ale mimo to było zadowolona. A czemu? Cóż, odpowiedź jest prosta. Aluzja po prostu była tak tępa, że po słowach Tehanu po prostu odebrało jej mowę, dlatego zamiast odpowiedzieć odleciała. To usatysfakcjonowało adeptkę. Choć jej ostatni komentarz już nie bardzo. Niech sobie lecie, nędzna kreatura. Nie jest mnie warta. Aby sobie skrzydła połamała!– pomyślała i szczerze jej tego życzyła. Ona wyjątkowo wybrała drogę lądową. Skierowała się ku Obozowi Życia.

Dodano: 2015-01-11, 18:33[/i] ]
A jednak zamiast wrócić do Obozu, samica po skończonym treningu obrony, udała się jeszcze do lasu. Postanowiła, że dzisiaj będzie dzień treningów, więc poćwiczy jeszcze skradanie, śledzenie i kamuflaż. Trzy w jednym. Umiejętności potrzebne do polowania, a czasem przydatne w walce. Najpierw jednak teoria. Śledzenie służy wytropieniu zwierzyny. Jest to bardzo ważna umiejętność, gdyż bez niej nie będziemy mogli znaleźć ofiary. No chyba, że takowa sama wejdzie nam przed nos, w co wątpię. W śledzeniu wykorzystujemy większość swoich zmysłów. Wzrok, aby wypatrzyć ślady, odciski, które zostawiło szukane zwierzę. Węch, by móc wyczuć jego zapach. I słuch, być może usłyszymy jakiś charakterystyczny odgłos ofiary. Najlepiej jest jeśli to co tropimy jest głośne. Kiedy wszystko się zgadza, bądź zgadza się tylko jedna rzecz, powinniśmy podążać za naszymi podpowiedziami. Jednak musimy się podkradać i kamuflować. Kamuflaż. Umiejętność doskonałego ukrywania się, aby ofiara nas nie zauważyła. Ukrywamy przy tym nie tylko swój wygląd, ale też i zapach. Najwięcej możliwość mamy jesienią, kiedy z drzew sypią się liście, jest dużo błota i roślin. Jednak podczas innych warunków pogodowych też możemy sobie poradzić. Kamuflowanie to nie jest tylko ukrycie zapachu i wyglądu, trzeba też przemieszczać się między drzewami, tak by cel nas nie zauważył. Kamuflowanie doskonale współgrą ze skradaniem. A więc skradanie. Polega na jak najcichszym dostaniu się do celu, tak aby on nas nie zauważył. Trzeba być przy tym niezwykle ostrożnym. Należy uważać na wszelakie gałęzie, na podłoże, na to by nie zostać zaskoczonym na przykład odstającą gałęzią. To naprawdę niezwykle trudna sztuka. Kiedy ofiara na nas spogląda musimy zastygnąć w bezruchu. Bo nawet jeśli mamy bardzo dobry kamuflaż i tak byłoby dziwne, gdyby coś czego niby nie ma się przemieszcza. Skradanie kończymy skokiem.– Hipnotyzująca uznała, że tyle teorii wystarczy i pora przejść do praktyki. Najpierw trzeba było coś wyśledzić. Zapomniała o wszystkim co ją otaczało i skupiła się na zadaniu. Najpierw wyostrzyła swój węch. Nie miała go zbyt dobrego, ale nóż się uda. Wąchała, wąchała i wąchała i... nic nie wywąchała. Ale zaraz czyżby to nie zapach piżmu? Nieee... Chyba jej się zdawało. No, cóż może z innymi zmysłami pójdzie jej lepiej. Spojrzała na zaśnieżoną ziemię i zaczęła szukać wzrokiem jakiś oznak życia. Szła w te i we wte i nic nie widziała. Już chciała się poddać i polec wyłącznie na swoim słuchu, kiedy nagle po długich spacerach, odwróciła łeb na bok i zobaczyła ślad, biegnący w jedną stronę. Wyglądało to jakby małe skrawki gałązek spadły na ziemię i tworzyły slalomik, prowadzący do grupki obficie rosnących krzaków. Może faktycznie coś tam było? Adeptka to sprawdzi, jednak najpierw wykorzysta jeszcze jeden zmysł. Może coś usłyszy, coś co dobiegałoby ze strony krzaków i wszystko złoży się w jedną, zgrabną układankę? A więc Tehanu nastawiła swoje małe uszy i zaczęła się wsłuchiwać. Nie było słychać nic. Zimą wszystko jakby się wyłącza, zamarza. Tak jakby całe życie zastygało i nie było żadnych dźwięków. Może jak podejdę trochę za slalomem śladów się uda?– pomyślała adeptka i tak też zrobiła. Przeszła kilka kroków po śladach i od razu do jej uszu zaczął dobiegać charakterystyczny odgłos. Piii piii.– Cichutkie popiskiwanie, dobiegające zza krzaków słyszała teraz wyraźnie. Już wiedziała, że coś tam jest. Poszła zobaczyć co to. Wyłoniła łeb zza krzaka, a jej ślepiom ukazał się pomarańczowy cień , oddalony o jakieś 5 skrzydeł. Przed jej wybraną już ofiarą było kilka drzew, pomiędzy którymi wciąż ciągnął się owy ślad jakby zniszczonych odłamków gałązek. Samica nie wiedziała na co właściwie poluje, ale był to tylko trening, więc... Po wytropieniu poszła przygotować genialny kamuflaż. Wygrzebała spod śniegu trochę błota i nałożyła go sobie obficie na łuski. Następnie wszystkie miejsca, nawet te w które nałożyła błoto, wsmarowała śnieg. Dużą, grubą ilość śniegu, aby się nie rozpuścił. Miało to służyć zniwelowaniu jej zapachu, oraz wtopieniu się w tło. Jest biało, także i ona powinna być biała. Miała go tak dużo, że wyglądała jak smok obtoczony w mące, a najlepsze było to, że jej ciało się tak wymroziło od jego wierzchniej warstwy, że następne kupki śniegu ułożone na niej nie topniały. Z niebieskiego smoka zrobiła się biała. Nawet jej oczy takie były, lekko przezroczyste, lekko białe, gdyż wszystko w koło było tego koloru, a jej ślepia przecież doskonale odbijają światło. W takim ukryciu, nawet jej własny ojciec mógłby jej nie poznać. Jedyny minus był taki, że było jej cholernie zimno. Takie są uroki prawdziwego polowania.– pomyślała. To jednak był trening. Nie wiedziała co jeszcze może dodać do swojego kamuflażu, skoro zapach ukryła błotem, a wygląd śniegiem. Pozostało jej jeszcze ukrywanie się za drzewami, co łączy kamuflaż ze skradaniem. Przybrała pozycję do skradania. Zniżyła łeb, nisko do łopatek, ale tak, by wciąż było jej wygodnie. Złożyła skrzydła i przycisnęła je do grzbietu. Kończyny ugięła, a ogon podniosła i usztywniła w górze, tak aby nie dotykał ziemi co spowodowałoby szuranie. Teraz wyłoniła się zza krzaka i delikatnie zaczęła przechodzić z nogi na nogę. Starała się naciskać jak najdelikatniej na podłoże. Śnieg był skrzypiący, więc robiła to uważnie. Sprawdzała, czy gdzieś z drzew nie wystają żadne gałęzie, lub czy przed jej łapami nie ma niespodziewanego kamienia na, który mogłaby nadepnąć. Była jeszcze daleko od celu, ale wolała być przezornie ostrożna. Oddychała miarowo, spokojnie, tak by jej oddech nie był słyszalny przez ofiarę. Szła tak, by kierować się do drzew. W końcu dotarła do pierwszego. Stanęła za nim przez chwilę, wciąż będąc w swojej pozycji i szybko, przekręciła łeb by zobaczyć swoją ofiarę. Jeszcze jej nie zauważyła to dobrze. Hipnotyzująca jednak wciąż nie wiedziała z czym ma do czynienia. Jedynie co mogła zauważyć to to, że zwierzę było małe. Wyszła zza drzewa i zaczęła kierować się w stronę drugiego. Wciąż sprawdzała, czy nigdzie nie ma wystających kamieni, powalonych drzew, czy jakiejś dziury. Przecież gdyby w nią wpadła, to najprawdopodobniej by krzyknęła, a jej wrzask spłoszył by ofiarę. Adeptka czuła, że jest jej zimno. To ten śnieg, którym się oblepiła jeszcze bardziej wychładzał jej ciało. Później będzie musiała się porządnie rozgrzać. W końcu dotarła za następne drzewo. Teraz mogła zauważyć, że to co tropiła to była wiewiórka! Ale co ona robi o tej porze?– pomyślała zaciekawiona Tehanu. Nic jednak nie zrobiła, dowie się potem. Teraz skupiła się na dotarciu do zwierzęcia. Szła i szła, starając się jak najciszej dotykać śnieżnego podłoża kierując się do ostatniego z drzew. Co jakiś czas wiewiórka na nią spoglądała i wtedy adeptka się zatrzymywała, stojąc w bezruchu. Jednak kiedy odwracała wzrok szła dalej. W końcu dotarła do ostatniego z ukrycia. Była już blisko celu. Teraz wystarczyło tylko wyskoczyć. Pozycji nie musiała przybierać, gdyż ta była podobna do tej, co obecnie miała. Jedynie co to nacisnęła z jak najmocniejszym naciskiem, w górze podkurczyła tylne łapy, a przednie wystawiła do przodu i skoczyła tuż przed wiewiórką. Nie zamierzała jej jednak upolować, to był tylko trening, więc Tehanu miała nadzieję, że zwierzątko ucieknie. Jednak to nie uciekło, jedynie co zrobiło to skuliło się i jeszcze głośniej popiskiwało z przerażenia. Samica zauważyła, że wiewiórka nie ma jednej łapy. To dlatego jest tutaj o tak zimnej porze. Próbuje dostać się do drzewa, które jest przed nią.– uświadomiła sobie Hipnotyzująca. Zrobiło jej się żal zwierzątko. To też wzięła je na jedną łapę w włożyła do dziupli, która była wydrążona w drzewie. Zauważyła, że jest tak samo wychłodzona jak ona. Adeptka miała nadzieję, że teraz wiewiórka spokojnie zajdzie w sen zimowy. Ona za to otrzepała się ze śniegu. Było to dość trudne, gdyż śnieg się na niej zlepił i wszedł pomiędzy jej łuski, jednak się udało. Wzdrygnęła się czując ostry wiatr. Chyba pora wracać do domu.– pomyślała i tym razem na serio skierowała się do Życia.

: 04 lut 2015, 13:02
autor: Lwia Łuska
Lwia leciała nad Dziką Puszczą. Wreszcie zanurkowała, zanurzając się w zieleń puszczy. Musiała bardzo uważać, kiedy leciała tak nisko nad ziemią, omijać każde drzewo. Po dłuższej chwili znalazła nieco przestrzeni pośród drzew, gdzie mogła bez problemu wylądować.
Przybyła tu w celu podniesienia umiejętności śledzenia, a Puszcza nadawała się do tego celu idealnie. Wprost roiło się tu od zwierzyny, którą Adeptka mogła wykorzystać do treningu. Na początku Lwia wyostrzyła wszystkie zmysły. Zogniskowała wzrok, wyczuliła słuch i wzrok. Z początku nic nie dostrzegła, nie wyczuła ani nie zobaczyła. Dopiero po chwili dostrzegła delikatny ruch w pobliskich zaroślach. Usłyszała subtelny szelest. Wreszcie poczuła delikatną woń. Ruszyła w kierunku krzaków, starając się stąpać po śniegu jak najlżej i najciszej jak potrafiła. Zajrzała za krzew i dostrzegła niewielkiego, szarego królika, który kiedy tylko dostrzegł młodą smoczycę, wziął nogi za pas. Lwia śledziła go wzrokiem, póki zwierzątko nie zniknęło jej z oczu.
Ponownie wyczuliła wszystkie zmysły. Tym razem przez dłuższą chwilę nic nie poczuła, nie zobaczyła czy też usłyszała. Wobec tego ruszyła przed siebie. Po jakiejś chwili usłyszała trzask suchej gałązki i odgłos kroków. Cicho ruszyła w stronę dźwięku i ujrzała...Ogromnego łosia. Zwierzę, kiedy tylko dostrzegło smoka, uciekło czym prędzej, nie oglądając się za siebie. Lwia nie ruszyła w pogoń, tylko przez chwilę patrzyła za oddalającym się łosiem.
Po raz trzeci wyczuliła swe zmysły. Od razu do jej nozdrzy doleciał silny, piżmowy zapach. Lwia ruszyła śladem zapachowym, cicho stawiając łapy. Po chwili dotarła do zarośli i kiedy w nie weszła ujrzała dzika o ostrych kłach. Zwierzę zamiast uciekać, wydało z siebie groźny dźwięk i ruszyło do ataku. Adeptce w ostatniej chwili udało się wskoczyć na najbliższe drzewo. Dzik jeszcze przez chwilę nacierał na pień, rozwścieczony do granic możliwości. Wreszcie odszedł, dumnie unosząc paskudną głowę i pochrząkując zwycięsko.
Lwia wyczekała jeszcze moment, nie chcąc znów narazić się na złość zwierza. Gdy upewniła się, że knur na pewno odszedł, smoczyca sfrunęła z drzewa. Odetchnęła głęboko. Nagle zawstydziła się. Przecież spokojnie dałaby sobie radę. W końcu była większa od zwierza.
Porzuciła próżne rozważania i znów wyczuliła się na otoczenie. Niemal od razu dostrzegła bażanta. Ptak zajęty był poszukiwaniem pokarmu i nie dostrzegł zagrożenia w postaci smoka. Lwia zaczęła zbliżać się cicho do zwierzęcia. Udało jej się podejść naprawdę blisko, póki bażant jej nie zauważył. Ptak wydał z siebie wysoki odgłos przerażenia, po czym zbiegł.
Lwia nie czekając, rozejrzała się wokół, nasłuchując i węsząc. Wśród listowia dostrzegła niedźwiedzia, który właśnie się posilał. Był ogromny i z pewnością niebezpieczny. Smoczyca, wbrew rozsądkowi, zaczęła zbliżać się do celu. Udało jej się podejść naprawdę blisko. Zwierz wywęszył ją, kiedy znajdowała się zaledwie ogon od niego. Oczy drapieżnika zalśniły niebezpiecznie i misiek ruszył do ataku. Lwia wyraźnie widziała jego wielkie zębiska i przekrwione ślepia. Całości dopełniały długie pazury, zdolne wyrządzić niezłą krzywdę.
Młoda smoczyca w ostatniej chwili wyskoczyła w powietrze i uniosła się nad ziemię. Tuż pod nią szalał wściekły niedźwiedź, próbujący dostać Adeptkę w swe łapy. Lwia czym prędzej odleciała, zagłębiając się leśne ostępy. Wylądowała dopiero po dłuższym czasie. Serce dalej kołatało jej się w piersi. Po chwili odpoczynku, przystąpiła do kolejnej próby. Wyczuliła zmysły i czekała. Wtem ujrzała wilka. Drapieżnik skradał się, utkwił wzrok w ofierze. Smoczyca podążyła za wzrokiem wilka i dostrzegła bażanta. Być może tego samego, którego widziała wcześniej. Lwia zaczęła podążać śladami wilka i pośrednio także i ptaka. Drapieżnik był tak zajęty polowaniem, że nie dostrzegł śledzącego go smoka. Wreszcie wilkowi udało się dopaść ofiarę. Bażant wyrywał się i wydawał z siebie mrożące krew w żyłach dźwięki. W końcu wilkowi udało się zagryźć ptaka i zaczął się nim posilać. Wtem drapieżca wyczuł, że coś jest nie tak. Poczuł zapach smoka i rzucił się na Lwią. Smoczyca w ostatniej chwili uniosła się w powietrze, porzucając obiekt obserwacji.
Wylądowała kawałek dalej, w bezpiecznej odległości. Po chwili poczuła jakąś nieznaną dotąd woń. Ruszyła za zapachem, starając się stąpać jak najciszej. Po jakimś czasie dostrzegła borsuka. Zwierzę także dostrzegło smoczycę. A jednak, wbrew wszelkiemu rozsądkowi, zwierzątko zerknęło na Lwią i zignorowało ją. Lwia z pewnością zaatakowałaby borsuka, gdyby nie to, że wybrała się tutaj nie aby polować, ale żeby trenować. W takim wypadku przez chwilę jeszcze obserwowała zwierzątko, po czym odeszła.
Lwia postanowiła, że dosyć na dzisiaj z treningiem. Odbiła się nogami od ziemi, po czym uniosła się w powietrze. Skierowała się w stronę obozu Stada Życia.

z.t.

: 16 lut 2015, 23:20
autor: Oddech Pustyni
Młoda postanowiła, że ponownie wybierze się poza granice swojego stada aby może dzięki odrobinie szczęścia spotkać smoka ze swojego bądź obcego stada. Las do którego dotarła wydawał się dosyć nietypowy i niepokojący chociaż młoda nie zważając na to zagłębiła się nieco w jego bujną roślinność. Nie chciała zabłądzić tym bardziej, że znała swoją mierną orientację w terenie. Póki co trzymała się na obrzeżach, chociaż kto wie, pewnie pobiegła by i w najciemniejsze miejsce gdyby zobaczyła tam coś ciekawego. Mówiąc o ciemności, panowała ona tutaj przy poszyciu co było dziwne jak zresztą sam las. Wszędzie leżał biały puch który w dzień na otwartej przestrzeni wręcz atakował wrażliwe oczy smoczycy. A tutaj było sobie po prostu ciemno. Piaskowa westchnęła spokojnie rozglądając się czy w okolicy nie ma jakiegoś zwierzęcia czy też bywalca innego stada. Póki co ani śladu żywej duszy więc młoda położyła się blisko jakiegoś drzewa i postanowiła czekać.

: 19 lut 2015, 23:22
autor: Niecna Łuska
Być może obleganie jakiegoś biednego konaru nie było najlepszym pomysłem. Śnieg może spaść z jego gałęzi na czyjś pusty łeb. Mogłam nieco pomóc temu białemu, zimnemu paskudztwu. Doszłam jednak do wniosku, że to mogłoby ją do mnie zniechęcić.
Zapach Życiowych znam bardzo dobrze. Leniwych Cienistych też. W związku z tym to musi być Ognista. Jej łuski nie kontrastowały z bielą śniegu jakoś okropnie. Ale była widoczna. Choć tutaj, pośród grubych konarów drzew jest nieco ciemniej. Kroczyłam między drzewami, nie dotykając żadnego krzewu, nie szeleszcząc żadną gałązką. Oddychałam bezgłośnie pamiętając nauki z tą porąbaną smoczycą.
Dopiero, gdy znalazłam się tuż za młodą Ognistą odezwałam się. – Chyba nie powinnaś sama tak tu siedzieć. Śnieg mógłby cię przygnieść i byłoby by po tobie. – rzuciłam jakby od niechcenia, nie zaszczycając jej nawet jednym spojrzeniem. Podeszłam do bliskiego drzewa i uniosłam łapę, by powolnym ruchem wyżłobić w jego korze bruzdę moim pazurem.

: 20 lut 2015, 19:37
autor: Oddech Pustyni
Młoda odlatując myślami gdzieś daleko, zupełnie zapomniała o otaczającym ją świecie. Kiedy znienacka za jej plecami pojawiła się smoczyca, Piaskowa odskoczyła odruchowo do przodu ale potem szybko odwróciła się w kierunku nieznajomego głosu. Dopiero kiedy uspokoiła myśli i skupiła wzrok na szarołuskiej, zrozumiała co ta do niej powiedziała. Zanim młoda zdecydowała się odpowiedzieć podniosła łeb i przyjrzała się gałęziom nad sobą. Istotnie były tam jakieś grudy śniegu ale nie przyszło jej do głowy, że mogłyby na nią spaść i uszkodzić. Mimo wszystko, oddaliła się od pnia drzewa i obeszła nieznajomą tak, że stanęła frontem do jednego z jej skrzydeł. –Dzięki- Zaczęła banalnie –Piers-pierwszy raz jestem w lesie kiedy wszędzie jest tyle bieli więc o tym nie pomyślaa-łam – Dokończyła. Znowu przyszło jej kaleczyć słowa, w dodatku przy obcej smoczycy, ale już nic nie mogła na to poradzić, zdecydowała się więc do oporu to ignorować. Kiedy już się wypowiedziała, rozejrzała się jakby w poszukiwaniu innych gadów. Nie lubiła dużych grup więc ucieszyło ją, że nie było nikogo więcej, a przynajmniej nikogo kogo zdołałaby dostrzec albo wyczuć. Kiedy zwróciła się znowu do młodej samicy zdecydowała dopowiedzieć jeszcze jedno, przypominając sobie o tym jako przecież najważniejszym, bez czego rozmowa nie miała prawa toczyć się dalej. –Swoją drogą jestem Piase... znaczy się Piaskowa Łuska, ze stada Ognia – Przedstawiła się, z małą trudnością bo musiała przyzwyczaić się do nowego imienia. Wiedziała, że obca poznała jej zapach, tak samo jak i ona rozpoznała w niej Cienistych ale mimo to postanowiła, że nie ominie nawet takiego detalu.

: 22 lut 2015, 11:08
autor: Niecna Łuska
Zachowanie tej samiczki było co najmniej zabawne. Albo żenujące. Nie mogłam się zdecydować, jakie bardziej. Moje wewnętrzne ja było doprawdy rozbawione. Ognista zachowywała się tak, jakbym ja faktycznie martwiła się o jej bezpieczeństwo! A to dopiero ciekawe. Prędzej sama zrzuciłabym na nią śnieg. Jednak na tą krótką chwilę pozwoliłam mojemu rozsądkowi rozporządzić tym wszystkim. I w Ogniu przyda mi się jakaś zabaweczka. A ta wydawała się być idealna. Odwróciłam łeb ku niej, gdy stanęła obok. Łeb miałam dumnie uniesiony, ale nie patrzyłam na nią z pogardą. Ach te treningi! Ileż ja czasu spędziłam na ćwiczeniu takich zachowań? Oj wiele. No, ale przynajmniej to mi się przyda. Uniosłam kąciki pyska w uśmiechu. Delikatnym, ale nieco drapieżnym. – Alyssa. Czy też jak wolicie, Niecna Łuska. – przedstawiłam się. To, że jestem Cienistą nie pozostawiało żadnych wątpliwości. Przyglądałam się jej z niejakim zaciekawieniem, które wewnątrz mnie mieszało się z czymś na kształt obrzydzenia i podziwu. Ta młoda ma naprawdę paskudny pysk! Ale przecież jej tego teraz nie powiem.
W związku z tym mój pysk i ślepia pokazywały, że znam swoją wartość, ale nie pogardzę rozmową. I jeśli ktoś mi zaimponuje może liczyć na wiele. Lekki uśmiech z jednej strony zachęcał do rozmowy, z drugiej kazał się mieć na baczności. – Lasy bywają niebezpieczne. Powinnaś uważać. – rzuciłam, wciąż sunąc pazurem po korze drzewa.

: 22 lut 2015, 12:05
autor: Oddech Pustyni
Przyjrzała się Cienistej, miała w sobie coś co przypominało jej ojca, chociaż póki co Piaskowa nie potrafiła określić co to było. Młoda patrzyła na wszystkich raczej przyjaźnie i skupiała się głównie na tym co mówili. Na mimice nie znała się kompletnie, rozpoznawała podstawowe emocje ale intencje odczytywała raczej w tonie głosu czy też mowie ciała. Cóż może wynikało to z tego, że sama nie potrafiła przybrać jakiejkolwiek miny i nawet szczerze rozbawiona czy przerażona jej pysk pozostawał taki sam. Skinęła głową na to jak obca się przedstawiła oraz na jej ostrzeżenie –Wiem, wielu o tym mówi. Po prostu będę zwras-cać na nie więcej uwagi– Spojrzała na smoczycę, swoją drogą sama była blisko pnia, czyli obie nadal znajdywały się w domniemanym niebezpiecznym miejscu. –A ty nie boisz się, że stojąc tutaj coś ci się stanie?– Zapytała nie zmieniając pozycji. W zasadzie nie sądziła, że śnieg mógłby być czymś szczególnie niebezpiecznym, nawet w większej ilości był tylko białym puchem. Ale kto wie, skoro szarołuska ją ostrzegała coś w tym musiało być. Po krótkiej chwili młoda zastanowiła się co jeszcze mogłaby dodać. Cienista tak jak ona, wędrowała sobie poza stadem. Dla towarzystwa, wyciszenia, czy może czegoś szukała? Z pewnością nie to drugie, bo gdyby chciała oddalić się od wszystkiego, zaszyła by się gdzieś tak, że nikt by jej nie dostrzegł. –Co tutaj robisz?– Zaczęła nie za bardzo wiedząc jak sformułować pytanie.

: 26 lut 2015, 22:58
autor: Niecna Łuska
Tak niewiele brakowało. No naprawdę tak niewiele! Moja wewnętrzna bestia zaczęła huczeć, warczeć, prychać i wywijać fikołki. Albo jeszcze gorzej. Sama nie była pewna czy jest rozbawiona czy poirytowana. Ja miałabym się bać? No dobre sobie! Jedyne, co mogłoby wywołać we mnie niepokój to utrata taty, albo to, że będę głupia. O tak. To mogłoby mnie przerazić. Wizja głupoty to coś okropnego.
Po tych księżycach udawania i grania miłej dla co poniektórych udało mi się utrzymać odpowiedni, nawet przyjazny, wyraz pyska. Nie drgnął nawet mięsień pyska, gdy moja krew wrzała. – Ja się nie boję. – rzuciłam, zabarwiając mój głos nutką niezależności i pewności siebie. Po chwili przechyliłam łeb na bok. No naprawdę. Czyż to nie oczywiste? – Szukam czegoś ciekawego. Nudzę się. – stwierdziłam takim tonem, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

: 28 lut 2015, 11:12
autor: Oddech Pustyni
Cóż za pewny ton. Piaskowa dawno nie miała okazji takiego słyszeć. Niecna wyraźnie nie była taka jak, żaden Ognisty bądź smok Życia które młoda miała okazję poznać. Ale czy od adeptki bił chłód, zarozumiałość, niepewność czy też nawet jakaś pozytywna emocja ale niemożliwa do odczytania przez Piaskową, zawsze było to jakieś doświadczenie. Można by rzec, że dla Ognistej bardzo pożyteczne bowiem samiczka mogła poznać smoki o różnym charakterze, na czym od zawsze jej zależało. Tak czy inaczej Cienista wyraźnie nie miała nic do roboty, nudziła się. Dla Piaskowej była to odległa rzecz, kiedy była sama miała przecież czas żeby odświeżyć sobie w pamięci, rzeczy których się nauczyła, porozmyślać nad smokami które poznała albo po prostu się zdrzemnąć. Nie było czasu na nudę. Ale skoro jej towarzyszka ją odczuwała, Młoda czuła się zobowiązana aby coś z tym zrobić. –Nie ma cze-czegoś co lubisz robić? Czym zajmujesz nadmiar czasu?– Od czegoś trzeba było zacząć. –Latanie, wspinanie się na drzewa albo ch-chociażby walka?

: 01 mar 2015, 12:05
autor: Niecna Łuska
Przechyliłam lekko łeb na bok, a na moim pysku zalśniło zaciekawienie. Jawne, oczywiście. Ta adeptka chyba sobie myśli, że powinna mi pomóc. Och, oczywiście, że może mi pomóc! Mogłaby dać sobie porozcinać żyły, wychłeptać krew i jeszcze przy okazji być z tego zadowoloną. Mrrr. To by było piękne! Na tą myśl aż oblizałam lubieżnie pysk, jakbym patrzyła na jakiś łakomy kąsek.
Ale z drugiej strony, skoro jest taka chętna do pomocy, może się przydać. Nawet jeśli nie da sobie upuszczać krwi, może mnie zabawiać. No dobrze. Czyli trzeba to jakoś porządnie rozegrać.
Mój pysk powrócił do wcześniejszego wyrazu. Patrzyłam na nią i zastanawiałam się nad tym, co by powiedzieć, jak ubrać to w słowa. Przecież nie mogę palnąć, że uwielbiam chłeptać krew innych smoków. – Lubię magię. Ale nie znam jej jeszcze na tyle, by iść na arenę, więc... – wzruszyłam niedbale barkami. Pewnie powinnam zapytać co ona lubi, albo coś. Ale niewiele mnie to interesuje. Jeszcze.

: 02 mar 2015, 14:42
autor: Oddech Pustyni
Przyglądała się jak jej towarzyszka oblizuje kły i przez zaczęła się zastanawiać cóż to mogło znaczyć. Ale to był ruch na pysku, dziedzina nieodgadniona, więc Piaskowa na nic nie wpadła. Kiedy Cienista się odezwała, młoda odleciała umysłem w stronę maddary ale niestety, i dla niej była ona dość odległym tematem. –Ale pewnie uczysz się tego troch-ę u siebie prawda? Ja znam się niec-nieco na walce ale magii też chęt-tnie bym się pouczyła.– Odpowiedziała kiedy wróciła znowu do rzeczywistości. Dziedzina którą wymieniła Adeptka była fascynująca, ale nie mogła teraz stanowić tematu na który samiczka mogłaby się wypowiedzieć. A szkoda. Jednak po chwili milczenia wpadł jej do głowy pewien pomysł. Nie wiedziała jak zareaguje na niego towarzyszka ale uznała, że warto było zapytać, w końcu skoro sama wspomniała o arenie mogła się tym interesować. –Walczyłaś już kiedyś dla treningu?– Wypaliła. Jakakolwiek pisklęca i pokojowa część przez nią przemawiała, nie była w stanie powstrzymać jej szczerego zainteresowania potyczkami.

: 10 mar 2015, 0:44
autor: Niecna Łuska
Czy uczę się tego u siebie? A cóż to na Szydercę znaczy? No i to jąkanie się? Ugh. Przecież to katorga! No, ale przecież kiedyś będzie mówić normalnie, prawda? A może i nie. Lepiej żeby. Zawiązywanie czegoś na jej pysku nieco psuło moją wizję zabaw z tą samicą. Ale z pewnością będzie ciekawie.
Nie będąc pewną o co jej chodzi z tą nauką kiwnęłam lekko łbem, potwierdzając jej domysły. Lepiej się nie zagłębiać w pewne dziedziny, skoro ta może nie być pewną o co jej chodzi. Otworzyłam pysk i ziewnęłam, a z mojej gardzieli wydobył się niezbyt przyjemny dla ucha pomruk. Tak. Czasami żadnego zwracania uwagi na innych.
Mlasnęłam jęzorem kilka razy i przechyliłam lekko łeb na bok. – Jeszcze nie. Niedługo zacznę naukę z moim tatą. A później będziemy mogły się spotkać na arenie. – dodałam, szczerząc kły w drapieżnym uśmiechu. Ten z pewnością przywodził na myśl stworzenie nie do końca przy zdrowych zmysłach, choć potrafiące się kontrolować.

: 17 mar 2015, 0:25
autor: Oddech Pustyni
Czy to ziewnięcie oznaczało znudzenie? Całkiem możliwe, chociaż z drugiej strony Cienista mogła być po prostu senna. Piaskowa zastanawiała się co zrobić aby nieco ją rozruszać i ostatecznie zdecydowała, że nie warto było o nic pytać a lepiej coś po prostu otwarcie zaproponować. Adeptka westchnęła nieznacznie jak gdyby udzielał jej się spokojny i nieco znudzony -przynajmniej z zewnątrz- nastrój szarołuskiej. Nie było to jednak to, a po prostu zwykłe westchnienie które Piaskowa wykonywała czasami przed wypowiedzią. –Nie chciałabyś może polatać albo pobiegać?– Zapytała próbując nadać swojej wypowiedzi radosny zachęcający ton. Nie udało się to jednak jak zwykle i jej głos pozostał spokojny i bez żadnych emocji. Na wyraz radości samiczka jedynie poruszyła lekko skrzydłami. Chciała dać towarzyszce do zrozumienia, że dostosuje się do każdego jej wyboru, byleby tylko odegnać ten bezruch.

: 04 maja 2015, 17:55
autor: Trzy Odcienie
Dzisiaj odnalazł kolejne nowe, jakże fascynujące i piękne, miejsce. Może było tutaj trochę ciemno, jednak on nie miał zamiaru wchodzić głęboko do lasu. Zatrzymał się na początku, gdzie drzewa się ze sobą łączyły. Bez obijania w bawełnę przeszedł do czynów. Chciał poćwiczyć magię ataku. Na początku skupił się, oczyścił umysł. Wyobraził sobie tym razem wodę, która jest mącona przez fale, które naruszają jej płaską powierzchnię. Chwilę powalczył i nareszcie tafla wody była spokojna, gładka jak zad pisklęcia. Nic nie mogło jej ruszyć. Dzięki treningom nie musiał zamykać ślepi, jedynie wpatrywał się twardo przed siebie. Jego pysk jak i oczy nie zdradzały żadnych emocji. Pierwsze duże drzewo było jego celem. Wyobraził więc sobie na początku atak za pomocą lodu. U podstawy korzeni zobaczył w głowie, jak nagle i w bardzo szybkim tempie, tworzy się lodowy łuk. Piął się w górę jakieś niecałe pół ogona a następnie ostro zakręcał w lewą stronę, wyginając swą strukturę w łuk. Okręcał się tak blisko pnia drzewa, trać po nim swoją powierzchnią, aż ten uznał że dosyć i lód zakończył się ostrymi szpicami na końcu. Lód, jak to lód, był zimny i tak stworzony, aby przez długi czas się nie topił. Jego barwy mieszały się ze sobą, głównie była to biel ale też lekka czerń i oceaniczny błękit. Twór był bardzo ciężki i nic nie było w stanie go ruszyć. Niczym wąż-dusiciel owijał się wokół drzewa i zamrażał je. Wzmocnił go dodatkowo, aby trudniej było go zniszczyć. Zdołał tak sprawić, aby wytrzymał jedno uderzenie dorosłego wojownika. W dotyku był oczywiście zimny, ale też bardzo śliski tudzież gładki, lśnił jak klejnot w słońcu. Przelał maddarę i tak po chwili ujrzał jak za pomocą tej pięknej, błękitnej zorzy która była jego źródłem, twór materializuje się w na początku ustalonym miejscu. Sprawnie odwołał czar. Teraz odwrócił się tyłem do drzew, bowiem następny atak był bardzo groźny dla lasu, więc atak przeprowadził w stronę gleby. Nie dopuszczał nadal aby jego tafla wody była naruszona. Odetchnął głęboko i znów się skoncentrował. Wyobraził sobie taką zwyczajną, z pozoru, mgłę, która otoczyła mały kawałek ziemi, około niecałego ogona przed nim. Mgła była w mlecznobiałym kolorze, gęsta i zakryła całkowicie widok na małym obszarze jego ataku. Jednak pozory mylą, bowiem twór przenosił ze sobą bardzo żrący kwas, zdolny wypalić łuskę aż do kości. Substancja miała taki sam kolor jak mgła, aby się nie wyróżniała. Małe wiszące kropelki, wydawały charakterystyczny syk po zetknięciu z celem. Aby nie było tak łatwo w rzuceniu czaru, dodatkowo przemieszczała się po okręgu, zostawiając na ziemi wypalony ślad. Cały twór był lżejszy niż najdrobniejsze piórko, jednak miała taką konstrukcję, iż nie mogła zostać zwiana przez mocniejszy podmuch wiatru. Jej gęstość była jak u zwykłej mgły, przez którą można było przejść ale skończyło by się to fatalnie. Przelał maddarę i po chwili usłyszał syk oraz ujrzał swoją mgłę, która kręciła się dookoła i pozostawiała za sobą okrągły ślad wyniszczonej ziemi. Odwołał zaklęcie. Teraz niestety musiał skrzywdzić jedno z drzew, dlatego wybrał w miarę stare ale i tak mocne drzewo. Uspokoił się, oczyścił umysł z emocji i zaczął. Wyobraził sobie jak wewnątrz drzewa, które składało się oczywiście z twardego drewna i żywicy, zaczynają pojawiać się metalowe kolce. Rosły od podstawy drzewa, punktem ich podpory były boki wnętrza drzewa. Rosły jak chwast, pasożyt czy choroba wewnątrz ciała. Kolce były jednakowej długości, srebrne jak księżyc, osiągały długość jego całej przedniej łapy. Lśniące żądła nie odbijały światła w tych ciemnościach, jednak gdyby tylko na nie poświecić, to zaczęłyby lśnić od słońca. Były gładkie w dotyku, nie cięższe niż jego dłoń. Miały za zadanie przebić na wylot drzewo. Dokładnie było tutaj osiem sztuk, które rosły i rosły wewnątrz drzewa. Widział oczami wyobraźni jak przebijają się nagle, z cichym trzaskiem przebijają się prze mocną korę drzewa. Oczywiście same kolce były twarde aby podczas przebijania, nie skruszyły się. Przelał maddarę i już po chwili poleciało parę drzazg więc się odsunął, widząc srebrne ostrza. Odwołał czar i odleciał.

: 30 maja 2015, 13:23
autor: Tejfe
Samica wracała właśnie z nieudanego polowania do swojej groty. Musiała wziąć coś ze swoich dawnych zapasów, więc szła głodna z takim zamiarem. Jednak lecąc poczuła taki ucisk w brzuchu, że uznała iż już nie wytrzyma. Musiała zjeść teraz. Przywołała ze swojej groty spory kawałek suszonego mięsa, nieznanego jej pochodzenia i zaczęła jeść. Szybko napełniała swój brzuch, a kiedy już zjadła i oblizała pysk, uznała, że w sumie w Dzikiej Puszczy jest całkiem przyjemnie. Ułożyła się pod zacienionym drzewem i zrobiła sobie krótką drzemkę.

: 05 cze 2015, 22:30
autor: Szczypawica
Gdzie to on nie był! Czego on nie zwiedził! Lasu moi drodzy, lasu nie zwiedził. Dlatego ubezpieczony w informację jak właściwie nazywa się takie wielkie skupisko drzew trafił tam bez większego problemu za to z uniesioną dumnie łapką i pochyloną głową. Był to kolejny z zabiegów artystycznych, który nie służył... absolutnie niczemu. Po prostu był pięknisiem. Potrząsnął łebkiem gdy w końcu znalazł się w miejscu, które jakiś czas temu zapragnął zwiedzić i natychmiast zrozumiał, że raczej nie będą to JEGO tereny. Nie przyznawał się przed sobą, ale nawet jak na niego było mu tu samotnie trochę... strasznie, czy coś. I właściwie nawet gdyby chciał wrócić jak najszybciej, nie wiedziałby jak. Trochę klops. Usiadł na tyłku, z wrażenia owijając łapy ogonem i wpatrując się w niebo.
No, faktyczny klops.

: 06 cze 2015, 16:04
autor: Bezkresna Galaktyka
Za pisklakiem w pewnej odległości poruszała się złocista sylwetka. Smoczyca uparcie dążyła w tym samym kierunku, wpatrując się w małego smoka z pewną determinacją. Od jakiegoś czasu czuła się lepiej, rany coraz bardziej regenerowały się, dlatego Ważka ponownie zaczęła kręcić się na terenach wspólnych.
Gdyby pisklak się odwrócił, dostrzegłby niebieskie tęczówki wbite w niego, co oznaczało, że cała uwaga samicy była skupiona właśnie na nim. Zbliżyła się już dość mocno, a jej ogon drgał niespokojnie. Czego mogła od niego chcieć? Można by pomyśleć, że Galaktyka ma dosyć piskląt, zwłaszcza cudzych, i będzie unikać ich jak ognia, byle uniknąć kolejnej okazji do nudnych i niestety obowiązkowych szkoleń.
Nie tym razem jednak. Ważka rozpoznała zapach Cienia i to z jakiegoś nieznanego nikomu powodu przyciągnęło ją jak magnez.
Pisklak usiadł, unosząc wzrok na niebo. Cały czas wydawał się nieświadomy obecności Wodnej smoczycy. Bezkresna szybko zbliżyła się jeszcze bardziej, nawet nie kryjąc się ze swoją obecnością. Za to przy pisklaku zahamowała, wysunęła pysk w jego stronę, wciągając powietrze. Czuła przyśpieszone bicie serca i niepewność. Czy to może być... Jest taki podobny! Wiek też się zgadza. – Myśli przelewały się przez jej głowę. Jednak coś w zapachu dezorientowało ją. Wydawał się obcy... Ale z drugiej strony Elendrajisa też nie rozpoznała w pierwszej chwili!
Przysiadła powoli, nie odrywając wzroku od ciemnej sylwetki Szczypawicy. – Kim jesteś? – Zadała pytanie, mając nadzieję, że odpowiedź samca rozjaśni jej trochę w głowie.

: 06 cze 2015, 16:30
autor: Szczypawica
Mogłoby się wydawać, że w zamian za głos powinni go obdarzyć innymi, bardziej wyostrzonymi zmysłami. Cóż, najwyraźniej coś poszło nie tak, bo nawet jeżeli takowe posiadał to wcale a wcale z nich nie korzystał. I nie miał pojęcia w jaki sposób miałby to zrobić. Dlatego też nietrudno było wyśledzić go, podążać za nim, ba, można było przypadkiem go dotknąć łapą a on pewnie nie zwróciłby na to uwagi! Był po prostu... nieostrożny. Jak to pisklęta mają w zwyczaju. Właściwie to trochę się zmęczył; przeszedł naprawdę spory kawałek drogi a czekał go jeszcze powrót, bo i tak nie miał pojęcia do czego używać tych dużych wypustek na grzbiecie i uważał, że pokrycie ich piórami a nie miękkim futerkiem było totalnie bezsensu. Uniósł koniec ogona, kołysząc nim lekko i wbił w niego po chwili wzrok. A za nim jego spojrzenie prześlizgnęło się po ziemi aż do ogromnych (a przynajmniej większych od tych jego!) smoczych łap. Kolorystycznie też na niego nie pasowały. Niepewnie uniósł wzrok i w tym momencie... pytanie. No tak, pytania. Potrząsnął łbem aby strzepać z poroża jakiś fąfół, który śmiał zaplątać się w trakcie jego wędrówki i oblizał mordkę. A później jeszcze raz, dla dodania sobie odwagi.
Spotykał do tej pory obce smoki i to nie raz! Problem w tym, że każdy z nich nie był AŻ TAK duży, zazwyczaj były one naprawdę niewielkie i nawet kłębuszek jakim był Szczypawek dałby im radę. No cóż, myślę, że to była dużo mówiąca odpowiedź!