Strona 5 z 39

: 13 sie 2014, 5:53
autor: Jaskiniowy Kolec

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Było trochę prawdy w tym co mówiła Esencja. Była wiekowa, co odbiło na niej swoje piętno. W prawdzie nie wiedział o jej samotności przez dłuższy czas życia...
Niemniej mówiła dobrze. Warto spróbować. Próbował wielu dróg w swoim życiu. Jak do tej pory tańczył w mroku. Był Zmierzchem. Był pomiędzy dniem a nocą, a nie nocą samą w sobie...
Pomimo względnego mroku, dookoła było jasno...
"Przeżył wiele dobrych i złych chwil. Stracił trzy samice, które pokochał. Stał się nieczuły po ich stracie..."
Przynajmniej tak to widział Sumienny. Wiedział, że ojciec go kocha, ale po prostu nie zgadzał się z jego zasadami. Sto razy zabroni, a raz pozwoli na coś. Wydawało się młodzikowi, że jego ojciec chciał zamknąć wszystkie smoki Życia w kopule lepszej niż bariera i w ogóle ich nie wypuszczać z niej...
Miało to jakiś sens, ale mimo wszystko wolałby, aby ojciec choć trochę słuchał swojego syna i jego argumentów.
Potem to co usłyszał spowodowało w nim zmieszanie. Skąd...?
Wtedy przyszło zrozumienie 'Czytasz w moich myślach. Muszę się nauczyć mocniej zamykać myśli za barierą...'
Po czym przyszedł cień rozbawienia. Zgorzkniałego... Wolałby zapomnieć o uratowanym kawałku mięsa, którym zwano jego język.
Jego język ranił często smoki.
Może Esencja go zniszczy? Sumienny nie miał na to serca...
Skupił się i niedługo potem pojawił się ochłap. Końcówka języka, który Sumienny sobie odgryzł. Pojawił się przed pyskiem samca, a on bez spójnych myśli czekał na kolejne polecenia Esencji...

: 14 sie 2014, 23:16
autor: Esencja Przeszłości
Zamruczałam cicho i odwróciłam się ku niemu, patrząc w jego żółte ślepia, tak podobne do jego ojca. Sumienny chyba nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo przypominał swego rodziciela, nie tylko z punktu widzenia fizycznego, ale i z zachowania. Był jednak młody i popełniał pewne błędy, które młodym można wybaczyć.
Skinęłam delikatnie smukłym łbem.
Tak, stracił je wszystkie, a wszystkie bardzo kochał. Nawet tą, której nigdy nie mógł mieć, ale owoc jego miłości do niej przetrwał w postaci Twej siostry. Widzisz, ale wydaje mi się, że nie tylko strata tych samic nim wstrząsnęła, ale strata wielu bliskich, młodych, ojca. On chce was chronić za wszelką cenę, nie tylko was, swe młode, ale całe Stado, podejmuje pewne decyzje, które teraz wydają ci się irracjonalne, ale które mogą, ale nie muszą, w przyszłości wyjść wam wszystkim na dobre – wyjaśniłam swym spokojnym, cichym głosem, nie spuszczając czarnych ślepi z młodego samca, jasne błęitne źrenice jaśniały wyraźnie, zdając się przewiercać jego dusze na wskroś.
Czując wibracje many, dostrzegłam, jak pojawia się przed samcem niewielki portal, a zaraz potem w lekkim rozbłysku jasnego światła pojawił się ochłap, nie wydawał się zgniły, ale po prostu nienaturalnie blady z braku krwi, która by go odżywiła.
Poruszyłam błękitnymi szponami w ziemi.
Ostatni raz uczynię coś, co już nie powinno być w mej mocy, pomogę ci odzyskać to, co utraciłeś, bo wierzę, że ten dar pozwoli ci w końcu przemówić – moje słowa nie odnosiły się do mowy, jako takiej, być może kiedyś młody samiec to zrozumie.
Wiedz jednak, że cena tego daru jest wysoka, a jeżeli nie jesteś gotów jej zapłacić, nigdy już nikt nie usłyszy twego głosu – przemówiłam po chwili, uwaznie patrząc w ślepia samca.
Nie posiadam ziół, które złagodzą następstwa tego, co uczynię. Nie uśmierzę twego bólu, chociaż mogłabym to zrobić Maddarą, lecz tego nie uczynię. Nie zatamuję krwawienia, ani cię nie uśpię, nie usunę bakterii. Sam będziesz musiał znieść to, z czym się wiąże ten dar. Kikut się zagoił, będę musiała więc otworzyć zasklepione rany, będziesz krwawił, a ubytek krwi będzie znaczny, gdyż w języku znajduje się wiele dużych naczyń krwionośnych. I będziesz gorączkował przez co najmniej dwa wschody złotej twarzy, osłabiony, gdyż twój organizm będzie walczył z tym, co utracił, a nagle odzyskał – wyjaśniłam spokojnym głosem, aż w końcu zamilłam, czekając na odpowiedź młodego smoka.

: 14 sie 2014, 23:30
autor: Jaskiniowy Kolec
Myśli płynęły długim strumieniem... A potem przerodziło się to w lekki strumyk ze spokojnymi myślami... Pamiętał ile razy okazywał nieczułość wobec ojca, ile razy popełniał szczeniacki błąd w swoim zachowaniu. Jak starał się dominować nad innymi, ustalać im reguły, udawać kogoś kim nie był... Ranił wiele smoków dotychczas. A dziś przyszedł dzień na zapłatę za to. Zapłaci za swoje grzechy bólem... Okropnym bólem i innymi przykrościami związanymi z zabiegami...?
Zaczął się wręcz cieszyć. Więc jednak przechowanie języka nie było takim głupim pomysłem... Przy tylu popełnionych w życiu błędach... Czasami robił też dobre rzeczy...
"Jestem gotowy, Esencjo. Zrób co w Twojej mocy..."
Zaczął wręcz emanować spokojem, jak smok, który wie, iż zrobił coś dobrze. Jakby patrzył na to co do tej pory uczynił i po prostu pogodził się ze swoimi czynami. Nie było sensu próbować to naprawiać. Lepiej było kształtować przyszłość, a kiedyś stare głupoty zatrą się.
Znał ból. Dla wojownika był on chlebem powszednim. Niemniej jednak nieczęsto ktoś próbował komuś znów wstawić język...
Ból będzie nieopisany. A on nawet nie będzie mógł zamknąć paszczy. Nie będzie mógł nawet krzyczeć, aby nie poruszyć językiem i nie przeszkodzić samicy w jej misternej robocie.
Ale już bardziej gotowy na to nie będzie. Czas odzyskać mowę...

: 13 wrz 2014, 18:06
autor: Jad Duszy
//kontynuacja


Lód zetknął się z ogniem, powodując powstanie gęstych oparów pary, która spowiła trenujące smoki. Była na tyle gruba, że było widać ledwie kontury ich ciał, a wilgoć pokrywała ich łuski.
– Nie próbuj tych sztuczek z tak bliska. Neutralizacja ataków ziejących jest dobra gdy dystans jest większy, ale z tak bliska nie masz pewności, czy nie powstanie rykoszet, czy twój lód będzie wystarczająco silny, by zgasić wszystkie płomienie, czy może część przeleci bokiem i dosięgnie twojego ciała – poradził Adeptowi. Sam zastanawiał się, jak Arktyczny zamierza kopnąć w jego głowę, skoro znajdowała się po drugiej stronie ciała. kopnięcie Arktycznego mogłoby trafić w jego brzuch, ale w żadnym wypadku nie w głowę, w końcu Jad odwrócił jedynie pysk, nie całe ciało, gdy ział ogniem. Teraz zatem, gdy atak nastąpił, uderzył ogonem od góry, w atakujące tylne łapy Arktycznego, zbijając je z toru lotu. przy okazji w dół poszła tylne połowa ciała, by dusza znów stał na wszystkich czterech kończynach. po zbiciu ciosu Arktyczny powinien stracić równowagę, a Ja postanowił to wykorzystać. Obrócił się błyskawicznie, sięgając pazurami prawej przedniej łapy do przednich łap, na których stał adept. Chciał przejechać szponami, poziomym ruchem od prawej do lewej, podcinając ścięgna smoka i unieruchamiając tym samym jego przednie łapy.

: 28 wrz 2014, 22:41
autor: Pasterz Kóz
Bezchmurny wylądował na łące, a następnie rozejrzał się czujnie. Przybył za szybko. Miał się tutaj spotkać z Ognistym, który prosił go o jedzenie. Taka rola jednego z najbardziej aktywnych Łowców. Przez to musiał dużo czasu spędzać na polowaniach, by zdobyć pożywienie nie tylko dla smoków z Życia, ale też spoza. Cóż, czuł się za to zadowolony, że napełniał brzuchy wielu smokom. Przez to oni odczuwali dług wdzięczności wobec niego i kiedyś mu się to przyda. Nie wiedział kiedy, bo na polowaniach dobrze sobie radził samemu, ale może dzięki swojej osobie, odegna jakąś wojnę. Wątpliwe, ale jednak.

: 29 wrz 2014, 20:07
autor: Posępny Czerep
Szybował w chmurach, starając się dotrzeć na teren wspólny o wyznaczonym czasie. Przechylił lewe skrzydło i rozstawił je z powrotem, łapiąc co lepsze prądy powietrzne. Liście w dole złociły się pięknie, a wiatr był dość chłodny. Uśmiechnął się, napawając lotem i wypatrując umówionego miejsca. Wreszcie dostrzegł coś – rozległą, kwiecistą łąkę.. Na uboczu której czekał czerwony, skrzydlaty kształt. Przez chwilę się wahał i zamiast pikować w ulubiony dla siebie sposób, jedynie zniżył lot i zatoczył nad nim krąg. "Pachnie trochę jak Lilijka.. Więc to raczej on." Chłód opadł w dół, na czas rozkładając skrzydła i lądując z gracją. Przeszedł od razu w lekki ukłon i uśmiechnął się przyjaźnie.
– Witaj, łowco! – wyprostował się i z szelestem złożył skrzydła. – Wybacz, że musiałeś na mnie czekać. Nazywam się Lunarny Kolec.

: 29 wrz 2014, 20:24
autor: Pryzmatyczna Łuska
Latanie jest takie przyjemne, rozumiała dlaczego Chłodkowi się to tak podobało. Zwiedzała akurat tereny wspólne, szybując na ciepłych prądach wznoszących. Ziemia wyglądała zupełnie inaczej z tej perspektywy. Przelatywała nad piękną łąką, gdy zauważyła dwa znajome kształty. Nabrała powietrza w pióra i zatrzymała się, aby dokładniej przyjrzeć kogo widzą jej bystre oczy. Tak! To był Bezchmurny i Chłodek. Złożyła skrzydła blisko ciała, zaczeła pikować, by następnie rozłożyć skrzydła kilka ogonów nad nad osobnikami na dole. Tyle, że trochę jej nie wyszło lądowanie, bo wpadła na Lunarnego przewracając go. Szybko wstała i otrzepała się, z szerokim uśmiechem na pysku.
– Cześć Chłodku! Cześć tato! – powiedziała wesoło.

//Nie odczepicie się ode mnie! >:D

: 29 wrz 2014, 20:37
autor: Pasterz Kóz
-Nie szkodzi, jestem Bezchmurne Niebo...– zaczął tonem, jak gdyby mówił wyuczoną formułkę. Niedawno jeszcze byłby przyjaźnie nastawiony, ale teraz był obojętny przez swoje zmartwienia na głowie. Już miał wezwać jedzenie, gdy nagle pojawiła się Lilia. Czasami żałował, że nie mógł zamknąć swojej rodziny w grocie, aby nigdzie nie wychodziła na niebezpieczeństwo i nie zderzała się z byle ognistym.
-Cześć Lilio- powiedział, nawet wysilając się na lekki uśmiech dla niej. W każdym razie, nie przyszedł na pogaduszki. Machnął łapą, a przed Lunarnym pojawiła się duża krowa (4/4). Jej mięso było pyszne i prawie tak samo świeże jak przy zabijaniu, ale magia oraz naturalne warunki skutecznie opóźniły rozkład pożywienia, pozwalając na długi termin przydatności do zjedzenia.

//Fajnie, zaplanuj sobie szybkie zakończenie wątku i ucieczkę, a tu bęc, Lilia ;–;

: 01 paź 2014, 17:07
autor: Posępny Czerep
Łowca przedstawiał się, skupiając całą uwagę Chłodu.. Tak, że uderzenie całkowicie go zaskoczyło! Przez chwilę widział tylko pióra, coś gniotło mu ogon i pachniało..
– Lilia! Co Ty tu robisz? – wymruczał kompletnie zbity z tropu. Po chwili wyraz jego pyska złagodniał i pojawił się na nim szczery uśmiech. Naprawdę ją lubił. Jednak rzeczywiście był czas na co innego. Bezchmurny z pewnością miał masę rzeczy na głowie. Naglę przed jego nosem pojawiło się mięso i Lunarnemu aż burknęło w brzuchu boleśnie. "Magia.. A co, jeśli to tylko złudzenie?" zrehabilitował się jednak, myśląc, że podejrzliwość mogłaby obrazić starszego smoka. Skłonił łeb.
– Dziękuję Ci. Naprawdę ratujesz mi życie. – Spojrzał ukradkiem łapczywie na krowę, niepewny, co teraz powinien zrobić.. Po czym rzucił się na nie, rozrywając mięśnie zwierzęcia i połykając od razu duże płaty. Krew ściekała mu po brodzie i szyi, gdy zaciągał ofiarę bliżej siebie. Był to pierwszy jego prawdziwy posiłek od czasu mianowania na adepta. Gdy skończył, z trawojada zostały tylko kości. Spojrzał na czerwonego gada z wdzięcznością w dzikich ślepiach. Był syty, wreszcie.

: 01 paź 2014, 17:21
autor: Pryzmatyczna Łuska
Męczenie smoków swoją obecnością jest takie zabawne!
– Latałam sobie po okolicy i was zobaczyłam. Jakbym miała ominąć spotkanie z przyjacielem? -zaśmiała się radośnie. Spojrzała jak Bezchmurny teleportuje krowe , zaczeła się zastanawiać jak można pomieścić całą krowe w brzuchu. Chłód, jednak jeszcze nie jadł, nie ufał Chmurkowi, czy jak? O zaczol jeść Chłodek nieogar...


//Poinformuje ktoś Lilke o nowym imieniu Chłodka? xD

: 02 paź 2014, 18:11
autor: Pasterz Kóz
-Taki mój obowiązek- odparł jedynie. Zmrużył oczy słysząc określenie "przyjaciel" na Ognistego. Żeby tylko tak pozostało do końca życia, bez "czegoś większego". Trudno jednak kontrolować tyle pisklaków, nie mówiąc już o samej Lilii, która była energiczna.
-Lecę. Gdybyś potrzebował więcej pożywienia, daj znać. A Ty córko, nie siedź zbyt długo- powiedział. Zanim ktokolwiek zdołał go zatrzymać, wzbił się w powietrze i odleciał tam skąd przybył. Nie miał humoru ostatnio na jakieś dłuższe rozmowy.

//Nie ja :P

: 02 paź 2014, 20:37
autor: Posępny Czerep
Chłód pożegnał się z łowcą, patrząc nań z szacunkiem, gdy odlatywał. Stąpnął łapą w ziemię i odwrócił spojrzenie złotych oczu na Lilię. Uśmiechnął się, jednak jakoś smutno.
– Twój tata mnie chyba nie polubił – stwierdził, gryząc ją lekko w ucho i dmuchając w kark – Właśnie! Słyszałaś, że zostałem adeptem? W sumie już jakiś czas temu. Ciekawe, kiedy na Ciebie przyjdzie czas.. I ten.. Nauczyłaś się latać! – Podfrunął z wrażenia, przypominając sobie, że Lilijka upadając na niego, pojawiła się znikąd, a wspominała coś o lataniu..
Niebo zaczynało się powoli ściemniać i Księżyc, który wcześniej był blady i niewiele wyróżniał się wśród chmur, zaczął oświetlać okolicę. A była rzeczywiście piękna. Lunarny miał nadzieję, że jego mała przyjaciółka nie posłucha ojca i nie odleci lada chwila. Było tak miło.. Wcale nie miał ochoty wracać, a zostanie samemu też mu dziś nie odpowiadało.
– Może zechciałabyś przejść się ze mną albo chociaż tu posiedzieć? Brzuch mi ciąży, coś czuje, że słabo zniósłbym lot.. – Było to całkowitą prawdą, czuł bowiem lekkie mdłości spowodowane przejedzeniem.
Ale czy będzie chciała marnować dla niego czas?

: 02 paź 2014, 22:57
autor: Pryzmatyczna Łuska
Co dorośli mieli z tymi stadami? Smok to smok, nie ważne skąd...
Bezchmurek szybko odleciał, to pewnie przez smutek mamy. Słyszała ich rozmowę, że dużo jej rodzenistwa zmarło jako pisklaki. Zrobiło jej się smutno i coś ją ugryzł w ucho!
-Ej myślałam że się najadłeś! – powiedziała wesoło, starała się nie pokazywać że coś jest nie tak jak trzeba. – Co do mojego taty... No cóż wiesz jak to dorośli mają dziwne myślenie na temat smoków, stad i innych takich. – uśmiechneła się – Gratuluje! Jak się nazwałeś? – zmruzyła oczy w zadowoleniu i zastanowiła się chwile nad odpowiedzią – Już dużo umiem i sądzę że niedługo będę mieć ceremonie. Tak umiem latać, właściwie wszystkiego mnie nauczył Bezchmurny. – machneła skrzydłami, demonstrując swoje umiejętności. Księżyc jest taki piękny, Lilia lubiła noce są takie spokojne. Przechadzka z Chłodem? A czemu nie? Lubiła go, był jej przyjacielem, a ona napewno wycisnie co nieco informacji. W końcu Lilia jest bardzo ciekawskim smokiem.
– Jasne! Chętnie się przejdę. Opowiesz mi jak się u was żyje? Bardzo inaczej, a może podobnie. Hmmm... – stanęła na wszystkich czterech łapach, zrobiła kilka kroków do przodu i kiwneła Chłodkowi głową na zachętę.

: 05 paź 2014, 18:32
autor: Posępny Czerep
Chłód zdecydowanie podzielał jej podejście co do stad. Niestety.. Poprzednie pokolenia miały zbyt wiele przykrych doświadczeń, by podchodzić do tego w ten sam sposób. Wyczuł jej smutek, lecz postanowił nie pytać. Uśmiechnął się jedynie pocieszająco, mrucząc w podpowiedzi:
– Lunarny Kolec. – posłał długie spojrzenie Księżycowi. Jego uśmiech poszerzył się, gdy usłyszał jej dalszą odpowiedź i lekki wzlot do góry. Miło było to obserwować. Gdy smoczyca zachęciła go do spaceru, zaczął stawiać spokojnie kroki na równi z nią.
– U nas? Szczerze nie wiem, czy różni się to czymś od Was. Mam już własną grotę, rodzi mi się dużo rodzeństwa, co jakiś czas są zebrania. Większość czasu zlatuje mi na naukach, lataniu po okolicy i spaniu. – Spojrzał na nią, zastanawiając się, jak dużą rodzinę ma Lilia. – Mam.. Hmm.. Teraz już tylko troje rodzeństwa. Zmiana jest dorosła, a Shierr i Agresja to pisklęta ze wścieklizną. Długo nie pożyją – uśmiechnął się cynicznie, choć jakaś smutna iskra błysła w jego oku. – Tak po za tym.. Sam nie wiem. Czas płynie jak rzeka, a życie przecieka mi między łapami.
Odwrócił łeb ku niej i jego twarde spojrzenie zmiękło. Kiwnął głową, zachęcając ją do podzielenia się czymś ciekawym. Miał do niej słabość.. To dobrze, czy nie?

: 05 paź 2014, 19:20
autor: Pryzmatyczna Łuska
– Czyli tak samo jak u nas. To po co są stada, skoro wszędzie jest tak samo? Nie byłoby wtedy łatwiej, gdyby było tylko jedno? – Lilia teraz raczej głośno myślała niż mówiła do Lunarnego. A więc Chłód też miał rodzeństwo.
– Też mam rodzeństwo... Dwie kategorie, ci którzy żyją, i ci których już nie ma. Niestety druga kategoria jest większa... – uśmiechała się smutno. – Ale to nic! – powiedział to głośno, chcąc zmyć ten temat. – Moja aktualna rodzina to, Bezchmurne Niebo – tata – spojrzała znacząco na Chłodka – Iskra Nadziei – mama i zastępczyni stada, siostry: Tehanu, Azlopea, Luna, Fala i Starszy brat Zapomniany Kolec. – powiedziała to z energią, jakby już zapomniała o swoim dawnym rodzeństwie.
– Na kogo się szkolisz? Ja zostanę czarodziejem. – uśmiecheła się na myśl o władaniu maddarom.

: 09 paź 2014, 15:54
autor: Posępny Czerep
Energicznie skinął łbem, słysząc jej zdanie dotyczące stad. Oczywiście – kochał swoje i był gotów zawsze je bronić. Ale była to po prostu jego rodzina. Więc jak mógłby postąpić inaczej?
– Dobrze Cię rozumiem, siostro – uśmiechnął się do niej ciepło. – Wiesz.. Nie wiem, czy to by się udało. Niektórzy mają tak sprzeczne ze sobą charaktery, że po prostu tworzyliby wojny wewnątrz. Po za tym znam takich, którzy nie potrafią żyć bez sporów i waśni. To cel ich życia.
– Masz sporą rodzinę. Hey.. Wiem co czujesz. Straciłem siostrzyczkę, którą kochałem bardziej niż kogokolwiek innego i paru braci, których obecni nie potrafią mi zastąpić. Czuję się, jakbym miał tylko Was. To znaczy – Ciebie i Mo.
Zrobiło mu się trochę smutno i zatrzymał się, czując, że nie wie, co ze sobą zrobić. Starając się, by nie widziała jego miny, wybąknął tylko:
– Będę bronił stada jako wojownik, u boku ojca – i szybciej ruszył przed siebie.

: 25 paź 2014, 17:55
autor: Pryzmatyczna Łuska
Zastanowiła się nad odpowiedzią Chłodu.
– Może to były pierwsze powody powstania stad... – powiedziała na zakończenie tematu o stadach. Uśmiechneła się pocieszająco
– Wady i zalety dużych rodzin. Niestety nie wszyscy przeżyją. – spojrzała na niebo i gwiazdy. Było bardzo ładne. Poruszyła uszami na słowa o Lilli i Mokradle. – No widzisz, nie jesteś sam. – powiedziała wesoło. Chłód zrobił się trochę smutny. Nie dziwiła mu się.
-A tak właściwie to jak się nazywa twój ojciec? – zapytała. Nie przypominała sobie by mówił, jak się nazywa, tylko coś, że był przywódcą.

Dodano: 2014-10-25, 17:55[/i] ]
// Wredne stworzenie, zwane Chlodkiem, nie odpisuje, więc odswierzam temat. >: Oooooooodpisz! [/b]

: 08 gru 2014, 19:30
autor: Tejfe
Przybyła na Księżycową Łąkę. Był wieczór. Kiedy wylądowała, od razu zrozumiała skąd nazwa danego miejsca. Była mgła, jak to często zimą bywa, ale mimo to można było go zauważyć. Był nisko, tak jakby nad nią osadzony, a do tego świecił tak jasno! Inaczej niż zwykle. Nie było pełni. Kształtem przypominał banana, rogalika... Ale mimo to ten zimowy księżyc, był niezwykły. Usiadła na śniegu, który dzisiaj nie wydawał się szczególnie zimny. Jasnymi ślepiami wpatrywała się w niebo. Po kilku godzinach siedzenia, wzbiła się w powietrze i odleciała.

: 19 gru 2014, 19:01
autor: Bezkresna Galaktyka
Nad Księżycową Łąkę przyleciała młoda Adeptka. Ruchy jej skrzydeł wydawały się już bardziej płynne i wyćwiczone niż podczas jej pierwszej nauki lotu, którego uczyła ją siostra. Tym razem Pierzasta Łuska zamierzała podszkolić się sama. Ostatnio nadrobiła zaległości w kontaktach z innymi, dlatego teraz chciała całkowicie skupić się na sobie, by ulepszyć swoje techniki lotu.
Najpierw zaczęła zataczać koła w powietrzu, każde mniejsze od poprzedniego. Podczas tej czynności skręcała łeb w pożądanym kierunku, a za nim automatycznie ustawiała się reszta ciała. Jej ciało znajdowało się coraz bliżej podłoża, aż w końcu poczuła grunt pod nogami. Wtedy zatrzymała się i zaczęła przygotowywać się do głównej części treningu.
Najpierw zajęła się rozgrzewką. Chciała mieć większą pewność co do swoich mięśni, dlatego zaczęła machać nimi do góry i do dołu, a potem w przód i w tył. Wiedziała, że w ten sposób zmniejsza też ryzyko urazów. Gdy poczuła, jak fala ciepła rozlewa się po jej mięśniach, a sama jest już rozbudzona i gotowa do treningu, zakończyła rozgrzewkę.
Zaczął się najciekawszy moment. Pierzasta nie zwlekała długo. Przyjęła odpowiednią postawę, ogon na równi z kręgosłupem, co kilka razy powtarzała jej siostra. Ugięła łapy, a następnie odbiła się nimi mocno od podłoża. Jednocześnie zaczęła mocno bić skrzydłami, czując jak jej ciało wznosi się coraz wyżej. Gdy znalazła się na wybranej przez siebie wysokości, ustawiła skrzydła tak, by bijąc nimi posuwać się do przodu. Chwilę leciała po prostej linii, rozkoszując się zimowym wiatrem. Po rozgrzewce nie przeszkadzał jej ani trochę.
Następnym ćwiczeniem miały być różne skręty. Wykonała kilka dokładnych skrętów w obie strony, a gdy z tym nie miała żadnego problemu, zaczęła pracować nad szybkością i równowagą. Skupiała się na każdej części swojego ciała, sprawdzając jak ich ustawienie wpływa na jej lot i poczucie równowagi. Robiła to na tyle ostrożnie, by nie przesadzić i by cały czas utrzymywać kontrolę nad lotem. Dzięki tym ćwiczeniom lepiej rozumiała przede wszystkim wpływ swojego ogona i polepszyła swoją świadomość ciała. Nawet przy bardziej gwałtownych skrętach doskonale zdawała sobie sprawę, w jakiej pozycji się znajduje. To było niesamowite uczucie, którego do tej pory na ziemi jeszcze nie dane było jej odczuć.
Później wyrównała lot, chcąc chwilę odpocząć, wyrównać oddech. Teraz chłodne powietrze wręcz było dla niej przyjemne. Po krótkiej chwili na zebranie sił zabrała się za zmiany wysokości. Zaczęła mocniej bić skrzydłami powietrze, wznosząc się wyżej niż miała do tej pory okazję. Z tej perspektywy świat wydawał się jeszcze ciekawszy. Ale także wiatr wydawał się silniejszy. To było dodatkowe utrudnienie, Ważka musiała także brać pod uwagę kierunek i siłę wiatru.
Zwolniła ruchy skrzydeł, pozwalając się nieść prądom powietrznym. Jedynie ruchami ciała panowała nad kierunkiem i szybkością, z jaką obniżała lot. Gdy znalazła się na tej wysokości, co na początku ćwiczenia, ponownie wzbiła się w powietrze, tym razem już wiedząc, co ją czeka wyżej. Wtedy obniżyła łeb i przestała machać skrzydłami. Zaczęła spadać w dół w zawrotnej szybkości. Nie chciała przedobrzyć, dlatego wkrótce potem znów włączyła swoje skrzydła do pracy. Nie chciała uderzyć o ziemię, pewnie skończyłoby się to śmiercią lub ciężkim zranieniem...
Teraz czekało ją spokojniejsze ćwiczenie. Chciała wypróbować innej techniki lądowania. Wolniej poruszała skrzydłami, stopniowo obniżając swój lot. Przygotowała się na opadnięcie na cztery łapy, a brała też pod uwagę wiatr. Na szczęście zimowy puch zamortyzowałby upadek, gdyby jakiś się zdarzył, ale mimo wszystko Ważka nie chciała sobie na to pozwolić. Z dużą uwagą wylądowała i złożyła skrzydła z zadowoleniem. Czuła zmęczenie, dlatego nie wzbijała się ponownie w powietrze, a zamiast tego wybrała spokojny spacer, kierując się powoli w kierunku terenów jej stada.

: 18 lut 2015, 20:06
autor: Oddech Pustyni
Młoda przybyła tu w dzień i w dodatku w porę roku która przyczyniała się do regularnego zakrywania wszelkich trawiastych terenów i skał śnieżnym puchem. Całe piękno łąki czy to błękitnie połyskujące trawy albo okazale widoczny księżyc nie były dla niej teraz dostępne, więc uznała, że to po prostu kolejne zwykłe miejsce. Rozejrzała się i nikogo nie dostrzegając zamierzała ruszyć dalej ale nagle poczuła silną potrzebę odpoczynku. Chodziła już sporo w obrębie swojego stada a także poza nim więc przystanek po takim czasie był w sumie dobrym pomysłem. Zdecydowała i jednym ruchem skrzydła rozgarnęła śnieg wokół siebie a potem usiadła. Może za odrobiną szczęścia wypatrzy stąd jakiegoś smoka i po prostu do niego podejdzie.

: 21 lut 2015, 17:01
autor: Tejfe
Na łąkę, która była niedaleko Zimnego Jeziora zjawiła się Hipnotyzująca. Zamierzała tu przybyć pod wieczór, wtedy kiedy jest najpiękniej, jednak okazało się, że przybyła nieco za wcześnie. No trudno. Poczeka. I tak miała mnóstwo kotłujących się myśli, których nie zdążyła by przeanalizować nawet w całą noc. Poza tym może spotka kogoś, kto okaże się jej sojusznikiem, albo nawet przyjacielem? W najgorszym przypadku wrogiem. Oczywiście jeśli kogoś spotka. Także wylądowała na lekko ośnieżonej trawie i westchnęła cicho. Na szyi miała mnóstwo ran z mocno zakrzepniętą krwią, która co jakiś czas otwierała się i kapała. Bardzo bolało. Hipnotyzująca usiadła na podłożu i patrząc się w niebo, wylizywała ranę. Nie była świadoma niczyjej obecności.