Strona 41 z 47
: 11 lis 2021, 16:04
autor: Mgliste Wody
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Ilun tylko na chwilę zwrócił uwagę na zwierzę, które towarzyszyło nieznajomemu smokowi. Cóż, dziwny dobór kompana, roślinożercy, a już zwłaszcza niemagiczni nie byli zbyt przydatni, ale cóż, może to było coś w rodzaju maskotki? Szybko powrócił spojrzeniem do tego samca, który tak znajomo pachniał, kojarzył mu się z Plagą, z rodziną. Ale czemu? Przecież w żaden sposób nie był do niego podobny, ani do jego rodzeństwa. Chwila, nie...było pewne podobieństwo – ślepia. Miały identyczny kolor jak jego własne.
Zmarszczył na chwilę pysk, zagubiony w swoich rozmyślaniach, gdy wtem postawiono przed nim tabliczkę z runami. Przeczytał to i spojrzał w oczy nieznajomego, które równie dobrze mogłyby być jego własnymi.
–
Dziwny jesteś. Czemu nie użyjesz więc maddary do komunikacji? Skoro rozumiesz słowa, zakładam, że to jakaś wrodzone uszkodzenie twojego gardło, co uniemożliwia ci mówić, hm? – zapytał drążąc temat, który był równie interesujący, co dobór kompana.
Jak się jednak chwilę później okazało...to nie był kompan, a...ojciec? Olbrzym pokręcił łbem z niedowierzaniem.
–
Raczej nie jest to twój ojciec. Borsuki nie składają jaj, a już na pewno nie można nazwać borsuczycy ojcem... – tylko głupi nie zauważyłby, jak mały ten borsuk jest i krótki...w porównaniu do samców.
A spędził trochę na polowaniu na nie, więc cóż, ta różnica dla niego byłą oczywista. W końcu westchnął i spojrzał na młodszego samca.
–
Tak, może masz rację...może właśnie na spotkaniu młodych się poznaliśmy. Przypomnisz mi swoje imię? A prócz tego borsuka...nie masz innej rodziny? – zagaił jeszcze, chcąc się upewnić, że na pewno nie jest to ktoś, kogo zna, chociaż gdzieś z tyłu głowy bardzo mocno mu dzwoniło pewne imię.
–
Szlachetny Nurt... – wypowiedział je, smakując.
Tak, zdecydowanie znał kiedyś takiego smoka.
: 12 lis 2021, 12:47
autor: Mackonur
To wszystko przez tego patyka złamanego – Tarrama! Axarus myślał, że przehandluje syna za łapę, albo wzrok w najgorszym wypadku, ale tak czy siak z myślą o tym, że później to sobie wyleczy w ołtarzu Erycala. Potem się okazało, że głos maddarowy! Oczywiście Mackonur był gotów oddać wszystko za Mułka, ale przerażała go myśl, że Absolut byłby na niego wściekły, a on odda swoje jedyne możliwości komunikacji. Ostatecznie padło na jego maddarowy głos, możliwość tworzenia pisklaków (tutaj Axarus trochę nie wiedział i tak jak to działa) i słuch Fille. Nie powinien pozwalać Kwintesencji na oddanie tak ważnego zmysłu, ale co się stało, to już się nieodstanie.
"Oddałem głos." – Napisał na tabliczce. Jak można oddać głos? No są takie rzeczy na tym świecie, Panie Illun, o których się fizjologom nie śniło! Mackonur dodatkowo wskazał na czarną, odciśniętą łapę Tarrama na swojej głowie, dowód transakcji. No, teraz oboje byli czarni! Niestety, więcej nie mógł powiedzieć, bo go jeszcze Fille zabije.
Gdy Illun powiedział odważne słowa o płci Taty, Axarus tak trochę zdębiał na moment. Jaka samica? Co? Przecież to jego ojciec, taki nie może być przecież samicą, to by nie miało żadnego sensu!
"Zamienił się w borsuka!" – Napisał na kolejnej tabliczce. To prawdziwe wydarzenie, jego ojciec pilnował skarbu i został zamieniony w borsuka, taki rodzaj klątwy. No, skoro już zmienił się w łasicowatego, to chyba zamiana w samicę była mniej absurdalna? To miało sens!
"Axarus" – Wskazał na siebie, po czym szybko napisał jeszcze imiona
"Hexaris" i
"Hexarus", przy tej pierwszej przejechał palcem po pysku, chodziło mu o to, że Hexaris już nie żyje.
Gdy zaś usłyszał imię: "Szlachetny Nurt", najpierw wskazał z niesamowitą pewnością siebie na borsuka, że to właśnie on, tylko no raczej używa imienia "Tata", ale potem mu się coś przypomniało. Przesłał przekaz mentalny Illunowi, a na nim Czarny zobaczyć miał... kurhan Szlachetnego Nurtu i Wedrówki Słońca. Axarus wielokrotnie widział to miejsce w swoich koszmarach i faktycznie gdzieś ta kapliczka na terenach Księżyca była.
~*~ Szlachetny Nurt i Wędrówka Słońca ~*~
Przywódca Wody i Starszy Wody
Drugie pokolenie potomków Cichego Potoku
Rzeka zawsze spłynie do oceanu
Słońce zaś wzniesie się ponad horyzont
Axarus w swoich snach znał niestety znacznie smutniejszą wersję.
~*~ Szlachetny Nurt i Wędrówka Słońca ~*~
Przywódca Wody i Starszy Wody
Drugie pokolenie potomków Cichego Potoku
Rzeka zniknie, spływając w szczelinę w ziemi
Słońce zaś na zawsze przepadnie pod horyzontem.
W jego koszmarach znajdował się jeszcze jego własny, zapomniany i niemal niewidoczny, niepodpisany nagrobek, oraz miejsce pochówku jego matki, Graghess.
: 19 lis 2021, 11:51
autor: Mgliste Wody
Ilun obserwował tego dziwnie znajomego smoka z konsternacją. Był żywiołowy, jednocześnie dziwny i mądry. Czy tak się da? Cóż, najwyraźniej. Tak, ale konsternacja towarzyszyła olbrzymiemu samcowi od samego początku tego spotkania. Niby nie przepadał za towarzystwem smoków spoza Plagi, a tutaj...przy tym dziwnym jegomościu czuł się jak przy własnej rodzinie. Doprawdy, dziwne.
Po przeczytaniu kolejnej tabliczki, jaką mu ukazał zielony smok, zmarszczył nieco nos.
–Jak to oddałeś swój głos? Komu i po co? – spojrzał na szyję samca, a potem ten wskazał na odcisk czarnej łapy na swoim łbie. Kompletnie tego nie rozumiał.
– Ktoś ci strzaskał łeb i straciłeś głos? Bo jeśli tak, kalectwa się przecież leczy tam u duszków – wskazał w kierunku, gdzie stała świątynia – miejsce kultu Wolnych Stad. A ostatnio sporo bogów przecież wracało.
Kolejna tabliczka jeszcze bardziej sprawiła, że czarny samiec zaczynał zastanawiać się nad poczytalnością smoka.
– Smoki po śmierci zamieniają się w gwiazdy, a nie w borsuki – jego słowa były nacechowane litością do niewiele starszego od niego samca. Jak mógł wierzyć, że jego ojciec zamienił się w borsuka? Spojrzał na zwierzę, jakby poszukując u niego odpowiedzi...ale to było tylko zwierzę.
Pokręcił łbem, po czym skupił się na dalszej "konwersacji" z tym dziwnym smokiem. Axarus...ok, przynajmniej teraz wiedział, jak ma na imię. Ale czemu wypowiedział imię jakiegoś smoka, bo był pewien, że było to miano słowa. A potem spojrzał za łapą Axarusa w kierunku borsuka. Nie, to nie był Szlachetny Nurt – tego był pewien. Ale...chwila.
Coś w tym momencie kliknęło w głowie Iluna, jednak nie zdążyło się poukładać, gdy do jego umysłu wdarł się obraz wysłany przez Wodnego samca. Niepokój, jaki go ogarnął widząc to miejsce był irracjonalny. Czuł śmierć. Czuł się słabo, jak nie on...Jednak nie imię Szlachetnego Nurtu, nie imię Wędrówki Słońca sprawiło, że wręcz postradał zmysły. Było to imię wypisane niżej...
– Cichy Potok... – mruknął, smakując to miano. Wiedział, że należało do niego.
Z drugiej jednak strony...wiedział, że to absurd. On był w końcu Ilun...Czarnoskrzydły. Jak zwał tak zwał.
W tym momencie jednak to wszystko było tak oczywiste, tak naturalne, a jednocześnie tak irracjonalne, że olbrzym po prostu otworzył szerzej ślepia, tak podobne do ślepi Axarusa i wydał z siebie gardłowy warkot. Co oznaczał? Sam nie wiedział. Był zły i sfrustrowany.
– To nie jest Szlachetny Nurt – powiedział dobitnie i pewny siebie, wskazując na borsuka.
: 20 lis 2021, 17:14
autor: Mackonur
Cholera, nie chciał nic nikomu więcej mówić o tej sprawie z Mułkiem i Tarramem, ale Czarnsokrzydły dobry był, skubany jeden. Tak przekonująco pytał, że Axarus niemal już zaczął mówić i wyśpiewał wszystko Illunowi od razu. Nie dało mu się oprzeć! Miał jakieś takie umiejętności do robienia przesłuchań, powinien robić w Straży Sąsiedzkiej.
"Tarram zabrał" – Powiedział w końcu, no już nie mógł się opierać. "Rodzina najważniejsza" – Dodał po chwili. Koniec, więcej Illun z niego nie wyciągnie! Gdyby jeszcze Mackonur potrafił mówić, to na pewno palnąłby coś w stylu "Na pewno NIE wskrzesiłem swojego syna i NIE zawarłem paktu z Tarramem", ale że musiałby to najpierw napisać, to sprawiłoby to, że miałby troszeczkę czasu na zastanowienie się nad tym, a to by jednak przeważyło i logika chociaż częściowo by go napełniła. Oby Illun nie odebrał tego jako to, że Tarram był rodziną Axarusa! To by było zabawne.
Gdy Czarnoskrzydły zaproponował pójście do Świątyni, Mackowaty pokiwał przecząco łebkiem, niestety nie było tak łatwo. Działała na nim silna magia i coś takiego było niemożliwe. Gdy Illun podał dwa bardzo odważne stwierdzenia, czyli "smoki nie zamieniają się po śmierci w borsuki" i "to nie Szlachetny Nurt", Axarus popatrzył się podejrzanym wzrokiem na Tatę, po czym napisał.
"Tato, jestem adoptowany?" – Zapytał borsuczycę. Ta nie wiedziała szczerze mówiąc, co powiedzieć Mackonurowi. Chyba był jeszcze zbyt młody na tę rozmowę, dopiero 100 księżyców miał.
– (Bliżej niezidentyfikowane odgłosy borsuka). – Powiedziała w końcu, co w tłumaczeniu z borsuczego oznaczało: "Nie, oczywiście że nie, synku!". Łowcy bardzo ulżyła. Tata wskoczyła na jego prawy bark i ustawiła się tam wygodnie. Axarus zaś usłyszał słowa "Cichy Potok", coś sobie chyba przypomniał... tak! To na pewno jego dziadek.
"Pradziadek. Założyciel Wody" – Napisał. Chyba tak to jakoś leciało, prawda?
: 20 lis 2021, 22:32
autor: Mgliste Wody
Skołowany, przeczytał dalsze rzeczy, które miał mu do powiedzenia Axarus. Tarram. To też poruszyło jakąś dziwną strunę w jego duszy...była jednak na tyle słaba, że nie wywołała dziwnego deja vu. Ale i tak wiedział, kim jest Tarram. Kiedyś, gdy odzyskał jedną z iskier bogów Wolnych Stad, postanowił chociaż poznać ich miana. Jednym z nich był Tarram Upadły, który został zapieczętowany w ciele innego boga. Jakim więc sposobem...Zmrużył ślepia.
– On nie wrócił, jak więc ci zabrał głos? – jego ton był spokojny, jednak spojrzenie ślepi przenikliwe.
Czy to był kolejny wymysł tego samca? W końcu borsuk jako jego ojciec, Tarram, którego dawno nie było...zabierający mu głos...było w tym jeszcze coś zastanawiającego.
– Tak, rodzina jest najważniejsza. Jednak po co Tarramowi twój głos? – zapytał, przechylając lekko łeb na bok, jak zwykł to robić Ciche Wody. On sam nigdy wcześniej nie przekręcał tak łba, co było zadziwiające, bo pozwalał bardzo dobrą robotę...taką, zdziwienie wraz z przenikliwym spojrzeniem stawiało rozmówcę pod przysłowiową ścianą.
Obserwował przez chwilę scenkę między smokiem, a borsuczycą, po czym pokręcił łbem. Cóż, ten smok najwyraźniej nie do końca miał poukładane pod czaszką, może przez tę wypaloną łapę? Kto wie...
Zaraz jednak przeczytał kolejną tabliczkę i znów dopadła go konsternacja. On założył Wodę? No...nieźle. Sam w sobie nie wychylał się przed szereg. Zawsze wspierał rodzeństwo, ojca, a później partnerkę w sprawowaniu pieczy nad stadem. W końcu zaśmiał się szczerze i bez wymuszenia.
– No to...prawnuku, niezły bajzel – rzekł w końcu, patrząc na Axarusa z mieszanką rozbawienia, miłości i niewątpliwie dużą częścią skołowania.
Po tej rozmowie musi zdecydowanie przejrzeć kroniki Wolnych Stad i dowiedzieć się nieco więcej o Cichym Potoku...założycielu Wody...o sobie samym.
Przemknęło mu też przez głowę to, co kiedyś powiedział jego ojciec, Kheldar...w końcu on miał też wspomnienia ze swojego poprzedniego wcielenia. Czy więc to była jakaś rodzinna klątwa?
: 26 lis 2021, 19:27
autor: Mackonur
No już chyba będzie musiał powiedzieć wszystko, skoro i tak praktycznie już najważniejsze rzeczy wypaplał w tej kwestii iskry... Fille go zabije, czy coś, a jak nie ona, to na pewno zrobi to Pełnia. Z drugiej strony czy Illun mu w ogóle uwierzy? Niby będzie mógł to potraktować jak z tym borsukiem, a przecież to najprawdziwsza prawda była!
"Świadoma Iskra" – Napisał w końcu, po czym (o ile Czarny mu na to pozwolił), przesłał mu do umysłu obraz gigantycznego Szkieletu z Jeziora, wielkości przynajmniej trzech takich klasycznych zestawów kości smoka, czy może nawet większy. Skurczybyk był to niezły.
"Regeneracja jego mocy?" – Rzucił pomysłem na to, po co mu to było potrzebne. Zabranie jednemu smokowi głosu raczej nie pomogłoby Tarramowi w odzyskaniu mocy, ale zabranie łącznie stu smokom ich zmysłów? To już byłoby coś! Możliwe też, że chciał też te osoby jakoś oznaczyć, by potem przejąć nad nimi kontrolę? Axarus niestety nie zapytała Tarrama, po co mu to wszystko, ale pewnie i tak by nie odpowiedział.
"Bez znaczenia, pokonany" – Upewnił Illuna. Mackonur mówił ogólnie całkiem z sensem, jakby nie był sobą... spokojnie, zaraz wróci do tematu borsuków-ojców. Spojrzał tak na Illuna i chwila... to jego pradziadek? To już bardziej autentyczna byłaby... chwila!
"Jesteś borsukiem?" – Zapytał. No, miałoby to sens nawet! Borsuki były czarno-białe, prawda? A Illun był czarny, prawie się zgadzało!
"Jak to możliwe?" – Napisał bardziej do siebie niż do Czarnego, ale w końcu uwierzył i uśmiechnął się, ciesząc się ze swojego nowego członka rodziny, jako iż nie zostało mu ich zbyt dużo.
"Pradziadek!" – "Wykrzyknął" w końcu na tabliczce, a Tata wydała z siebie borsucze odgłosy ekscytacji.
: 26 gru 2021, 18:48
autor: Szczerozłota
// Nie ma już odpisów od miesiąca, więc kradnę miejsce o/
Złota w końcu wyszła z obozu Plagii na tereny wspólne, ostatnio miała okazję spotkać Ziemistego smoka, który zajmował się tworzeniem drewnianych figurek. Smok nieco ją zainspirował, aby sama zaczęła coś tworzyć, zwłaszcza coś co było użyteczne. Ostatnio w grocie nie była sama, miała w nim małe pisklę, które nie potrafiło samo się ogrzać. Z polowań sukcesywnie przynosiła sterty futer, jednak to nie było to samo. W Altarii, z której pochodziła, ogrzewali się glinianymi lub stalowymi piecami w domkach. Niestety, Velka nie potrafiła obrabiać żelaza, ale za to umiała co nieco robić z gliny. Ale najpierw trzeba było ją wydobyć! Drapała taflę lodu szponami, aby dostać się do dna jeziora przy brzegu. Gdy jej się to udało, weszła po łokcie do zimnej wody i pisnęła głośno, jeżąc sierść na grzbiecie.
– Ajajaj! Ale zi-zimna! – kilka razy podreptała w miejscu i zaczęła wykopywać muł z jeziora i kłaść go na brzeg.
: 26 gru 2021, 19:51
autor: Blask Księżyca
Nie bacząc na chłód, a wręcz niespecjalnie go odczuwając dzięki grubej izolacji z miękkiego pierza, spacerował pośród terenów wspólnych. Nie miał na siebie większych planów, bo w ostatnim czasie Księżycowi najwyraźniej postanowili trochę się pooszczędzać i nie spędzali mu snu z powiek przeróżnymi, mniej lub bardziej brutalnymi obrażeniami. Mógł więc spokojnie odpoczywać i poświęcał ten czas na zwiedzanie terenów wspólnych. Coś, za co mama kiedyś rzeczywiście wyciągnęłaby go za uszy, zmartwiona, że syn wpadnie w jakieś tarapaty.
Jak na razie, wbrew obawom tak Ławicy, jak i Konstelacji (już trochę bardziej słusznym, bo osobistość Szarego wciąż kleryka intrygowała), Sen nie wpakował się jeszcze w żadną niebezpieczną sytuację i chyba właśnie dzięki tak beztroskiemu dzieciństwu nie widział nic złego w tym, by podejść do nieznanego smoka nad jeziorem.
Zapach smoczycy od razu przywiódł mu na myśl Jaaha, więc bez trudu zidentyfikował w niej Plagijkę i... I tak podszedł bliżej, z ciekawością obserwując jej poczynania.
— Możesz użyć maddary, żeby odizolować się od zimna — zauważył w ramach powitania i tylko drgająca końcówka ogona świadczyła o tym, że nie jest do końca pewny, jak zostanie odebrany.
: 27 gru 2021, 13:08
autor: Szczerozłota
– IK! – zapiszczała tym razem nie z zimna, a z zaskoczenia. Głos młodszego smoka wyrwał ją ze skupienia spowodowanym kopaniem w lodowatej wodzie. Magia, maddara, czary – nieodłączny element smoków, które posiadały w sobie źródło. Inne gady miały je dużo lepiej wyćwiczone, łowczyni znała jedynie kilka sztuczek z nią związanych. Dlatego rzadko przychodziło jej do głowy aby użyć swojej mocy w takich momentach jak ten.
Na uwagę nieznajomego smoka szybko zareagowała sięgnięciem do źródła i otoczyła swoje ciało cienka mgiełką, która izolowała ja od wody i dodatkowo nieco ją grzała. Na pysku samicy zagościł błogi uśmiech.
– Znacznie lepiej – powiedziała spokojnie i posłała smoczkowi delikatny i niepewny uśmiech. Czyżby nieznajomy również potrzebował gliny? Od razu poczuła od niego woń ziół, choć nie tak intensywny jak u Szarej Rzeczywistości. Najwidoczniej młodzieniec przeszkalał się w dziedzinie uzdrowicielstwa, tak przynajmniej wydedukowała po jego młodym wieku. Zgarnęła łapą pokaźną ilość gliny, która mogła wyglądać jak zwykły muł.
– Dzięki za radę, tak rzadko używam magii, że czasem o niej zapominam – wyszła z wody widząc, że w tym miejscu nie wykopie niczego więcej.
– Jestem Szczerozłota, miło Cię poznać – odwróciła się frontem do młodzika i wyjęła z torby worek do którego zaczęła wkładać to, co wykopała. Niestety, taka ilość była jeszcze niewystarczająca do zrobienia piecyka i rury, która by odprowadzała dym. Pokręciła nosem patrząc na swój worek z wyrzutem, na pewno jezioro miało w sobie dużo więcej do zaoferowania, niz to co udało jej się wydobyć. – Chcesz mi potowarzyszyć? Mam sporo pracy, a przynajmniej otworze pysk do kogoś i czas milej mi zleci – powiedziała wesoło podnosząc zadek z ziemi i biorąc w pysk worek.
: 27 gru 2021, 20:17
autor: Blask Księżyca
— Przepraszam — wydukał, gdy zorientował się, że smoczyca ani nie była przygotowana na towarzystwo, ani się go nie spodziewała, ale też nie wydawała się mu otwarcie przeciwna… chyba nie. W końcu ani nie syczała, ani nie próbowała go stąd przegonić i nawet jeśli jej zapach był odrobinę podobny do zapachu Jaaha, więc ewidentnie przynależała do tego samego stada, nie posiadała ani krzty tej samej oschłości, którą pierwszy raz powitał go Szary.
To znaczy… Chyba nie. Było jeszcze zbyt wcześnie, by jednoznacznie to stwierdzić.
Choć sam nie był jeszcze specjalnie wprawiony w sztuce władania maddarą, z racji pełnionej niemalże w pełnym wymiarze funkcji stadnego uzdrowiciela, bardzo szybko stała się jego drugą naturą. Jasne, wciąż był jeszcze tylko klerykiem i wciąż miał masę nauki przed sobą, ale… cóż, najpierw myślał w kategoriach „czy da się to zrobić magią”, a dopiero później innych, bo tak było mu zwyczajnie najprościej.
A później zobaczył uśmiech obcej i od razu podobny wyraz zagościł na jego pysku. Nie przeszkadzało mu, że pomaga komuś zupełnie z zewnątrz.
— Och… naprawdę? — zapytał, gdy stwierdziła, że rzadko korzysta z maddary. Synowi dwóch czarodziejów, wychowanym pośród Księżyca i z rangą kleryka, nie mieściło się to we łbie. Niby wiedział, że istniały nawet smoki pogardzające używaniem maddary, ale tych to już w ogóle uważał za skończonych wariatów. Naranlea uczyniła ich życie o niebo łatwiejszym, ofiarując im dar, z którego należało korzystać… nawet jeśli chodziło o brodzenie w jeziorze. — Używam jej prawie cały czas — przyznał przed smoczycą, częściowo wyjaśniając powód swojego zaskoczenia.
— Szczerozłota…? — powtórzył, niczym echo, trochę nie kryjąc zaskoczenia, bo… bo… smoki Plagi przedstawiały się chyba jakoś inaczej, no nie? Aż przekrzywił łeb i w końcu wymamrotał jakieś nieskładne pytanie na ten temat, zanim wreszcie olśniło go, że nie odpłacił się tym samym. — Złudny Kolec! — zreflektował się, chyba tylko cudem wymawiając swoje imię jako dwa osobne wyrazy, a nie jakieś słowne monstrum. Aż położył uszy po sobie, bo wychodziło na to, że po raz kolejny zapominał przedstawić się obcemu (lub obcej, w tym wypadku). Chyba rzeczywiście miał zbyt mało znajomych. — Mnie również miło, naprawdę!
Z uwagą obserwował, jak Szczerozłota ładuje błoto do worka. Była to praktyka co najmniej dziwna, lecz jako ktoś, kto nałogowo wąchał, tarł, miażdżył i gotował przeróżne zielsko, Sen był ostatnim smokiem, mogącym kogoś oceniać. Znaczy, on i inni klerycy oraz uzdrowiciele.
— Mogę ci pomóc… to znaczy, jeśli chcesz — drugą część dodał cicho, nerwowo spoglądając na Plagijkę.
: 27 gru 2021, 20:55
autor: Szczerozłota
Złudny Kolec wydawał się być bardzo miłym i sympatycznym smoczkiem, co tylko ją ucieszyło. Nie chciałaby kolejnych przykrych sytuacji, zwłaszcza od smoków z innego stada. Uśmiechnęła się promiennie i zarzuciła wór na plecy.
– W takim razie przejdźmy się kawałek, będziesz trzymać worek tak, żebym mogła wrzucać do środka glinę. – oznajmiła śpiewająco i ruszyła przed siebie, wzdłuż brzegu jeziora, co jakiś czas przystając i grzebiąc łapą w mokrym mule.
– Umiesz coś zrobić z gliny? Uzdrowiciele chyba potrzebują naczyń do różnych lekarstw, prawda? – zapytała nie będąc pewną jak tutejsi uzdrowiciele przechowują swoje maści czy różne syropy.
– Jak uda mi się zebrać więcej gliny, to się z Tobą podzielę. Ostrzegam, potrzebuję jej baaaardzo dużo. – zachichotała i rzuciła worek na ziemię, aż biały puch nieco się rozproszył. Znów weszła do lodowatej wody, tym razem pamiętając o użyciu maddary!
Drapała szponami po dnie i brzegu wody, oglądając to, co miała w łapach. Jeżeli nie było to tym, czego szukała, odrzucała to za siebie i ponawiała swoje poszukiwania.
– W grotach o tej porze roku jest bardzo zimno, Ty i ja mamy futerko lub pierze, które nas może ogrzać, ale nie każdy smok ma tyle szczęścia i małe pisklęta z łuskami mogą marznąć. Dlatego właśnie potrzebuję tej gliny do zrobienia pieca. Mogę przygotować w nim też ciepłe posiłki albo suszyć mięso lub zioła, żeby nie zgniły – dała małemu smoczkowi krótką lekcję do czego właśnie potrzebuje tego wszystkiego. Nagle postawiła uszy niczym wilk, czując pod szponami coś bardziej gumowatego – Znalazłam! – krzyknęła wesoło i wygrzebała kolejną garść gliny – Poproszę worek – podniosła łeb w kierunku kleryka szczerząc się do niego.
: 28 gru 2021, 10:18
autor: Blask Księżyca
Sen był naprawdę ostatnim smokiem, którego można byłoby posądzić za złośliwość dla samej złośliwości. Jeśli już zdarzyło mu się być dla kogoś niemiłym, to zwykle dlatego, że brakowało mu obycia wśród obcych — z jakiegoś powodu, ciekawski za młodu pisklak, szybko stracił zainteresowanie nawiązywaniem nowych znajomości i zgłębianiem tajników dobrego zachowania. Ale skoro Szczerozłotej to nie przeszkadzało… tym lepiej!
Posłusznie ruszył za smoczycą jak fioletowy cień.
— Tak… naczynia są dla nas bardzo ważne, bo wiele ziół należy wcześniej obrobić przed nałożeniem na ranę — zawahał się na momencik, oceniając reakcje swojej rozmówczyni głównie pod kątem tego, czy powinien jej tu paplać o miliardzie sposobów na opatrywanie ran w zależności od wyboru zioła. Nie każdego mógł w końcu zanudzać uzdrowicielskimi prawidłami, niezależnie od tego, jak bardzo sam był nimi zafascynowany. — W każdym razie, część została po innych uzdrowicielach stada… a inne zrobiłem pazurami, z drewna — wyjaśnił — nigdy nie próbowałem sam lepić z gliny, więc musiałabyś mnie nauczyć — dodał, ale przecież wcale jej nie odmawiał. Wręcz przeciwnie, był całkiem zaintrygowany! Może on też powinien zacząć grzebać w jeziorze?
Kiedy Szczerozłota zawołała go, natychmiast pochwycił w łapy worek i pociągnął go w jej stronę, rozchylając tak, by z łatwością mogła wrzucić glinę do środka. I wtedy zastanowił się na moment, bo Plagijka niby na oślep wyciągała to co trzeba, zaś błoto wcale nie wyglądało na takie, co trudno je znaleźć. No i, Sen nie miał pojęcia, czym właściwie różni się to konkretne, od tego na brzegu.
— Właściwie… Czym różni się glina od błota? — Dał upust swojej ciekawości, poprawiając worek, żeby nic z niego nie wypadło.
: 28 gru 2021, 13:57
autor: Szczerozłota
Łowczyni absolutnie nie przeszkadzało to, że samczyk opowiadał o uzdrowicielstwie, sama mogła się też dzięki takiej rozmowie czegoś nauczyć. Widząc zawahanie w młodym smoku, odwróciła łeb w jego kierunku na chwilę wstrzymując swoje kopanie.
– Proszę, mów dalej. Widzisz, nie urodziłam się na tych ziemiach, pochodzę z wioski Altaria. Tam mięliśmy nieco inne zwyczaje, więc dopiero się uczę tego, co jest na Wolnych stadach – i właśnie przez swoją głupotę, przeszła całkiem spory kawałek drogi na tereny Ziemi. Ta sytuacja była dla niej dalej stresująca, nawet jak o tym sobie przypomniała.
– Samo lepienie z gliny nie jest szczególnie trudne, najlepiej mieć przy tym zwilżone łapy aby lepiej się formowała – kolejna spora garść gliny zebrana i wrzucona do worka. Niestety i tu musiała się skończyć, więc wyszła z wody i przetarła łapy w białym śniegu. – Najważniejsze jest wypalanie, da się to zrobić w ognisku, ale naczynie może nie być równomiernie utwardzone i może pęknąć. Dlatego najlepsze są piece. – wydłubała resztki piachu i mułu z pomiędzy opuszków łap. – Sam mówiłeś, że lubisz używać maddary, więc musisz tylko pamiętać, aby utrzymać stała temperaturę na całym naczyniu. Jak jeszcze troszkę pozbieramy, to spróbujemy zrobić cos małego, na przykład miseczkę! – klasnęła w łapy wesoło i chwyciła worek w paszczę, a następnie zarzuciła je na swoje plecy.
cieszyła się, że Złudny był zainteresowany taką prostą nauką, smoczyca bardzo lubiła się dzielić tym co umiała, choć wprawionym rzemieślnikiem nie była.
– Czym się różni glina od błota, hm. – pomyślała przez chwilę robiąc krok w przód aby znów znaleźć miejsce do wydobywania. – Nie powiem Ci dokładnie czym, na pewno błoto nie jest na tyle trwałe i w kontakcie z wodą się rozmyje. Po wypaleniu gliny tak nie jest, dlatego można spokojnie pić w nich herbatę lub kawę. – starała się odpowiedzieć na tyle ile sama wiedziała. Ciężko było powiedzieć dokładnie czym się różnią, dlatego chciała mu te wiedzę przekazać najprościej jak tylko umie.
– Jest jakiś szczególny powód dla którego uczysz się leczenia? – zagaiła, chcąc nieco poznać młodego Księżycowego smoka.
: 29 gru 2021, 20:51
autor: Mgliste Wody
//wybaczcie miałem nieobkę, ale to zupełnie inny czas, więc olejcie nasze odpisy :)
Ilun, czy raczej Ciche Wody? Jaka to teraz różnica? Przyjrzał się uważnie tabliczce Axarusa. Zmarszczył psyk, nie rozumiejąc, o co dokładnie chodzi, gdy nie zobaczył wizji, wizji wlanej w jego umsył. Ach, Iskra Tarrama. A więc o to chodziło. Świadoma Iskra...cóż, Uessas nie był zdecydowanie zbyt świadomy, gdy pozyskali jego iskrę. Mimo, że czynił wokół siebie to, do czego został stworzony.
Znając historię wiedział jednak jedno -Tarram nie mógł zostać wskrzeszony, jeśli Wolne Stada chciały istnieć. A może właśnie nie chciały? Kto wie?
Pokiwał w zamyśleniu głową na wzmiankę, że został pokonany.
– Jak został pokonany? I gdzie go znaleziono? I...jeśli został pokonany, to ten znak nie powinien zniknąć? – wskazał na czarny odcisk łapy na łbie Axarusa.
Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi. Nie był nachalny, jednak ciekawość zdecydowanie wygrała w tej rozmowie.
Kolejne pytanie na tabliczce wnuka rozbawiło go i poirytowało zarazem. Skrzywił ustaw w nieznacznym uśmiechu.
– Nie, nie jestem borsukiem i nigdy nie byłem. Ciche Wody...to słowo...sprawiło mi dziwne wrażenie, od jakiegoś czasu chodziłem prowadzony cudzymi wspomnieniami. Doprowadziły mnie do Ciebie. A potem...potem przekazałeś mi tyle informacji, że teraz już jestem pewien. Kiedyś byłem Cichymi Wodami, smokiem, który założył stado Wody, a także ojcem twojego ojca, który zdecydowanie nie jest borsukiem, a był smokiem... – rzekł z pewnością siebie, wręcz autorytarną. Tak, każdy przywódca, no, prawie każdy niósł ze sobą podobny wydźwiek.
Na wybuch ekscytacji, sam też zaczął się śmiać radośnie. Po czym po prostu wziął w objęcia tego Wonego samca...Tak po prostu. A czuł, jakby tulił coś, co jest największym skarbem jego życia. Po chwili jednak go puścił. Wciąż czekał na kilka odpowiedzi.
: 31 gru 2021, 11:17
autor: Blask Księżyca
/ jakoś damy radę /
Kiedy był jeszcze bardzo mały, żył w przekonaniu, że pójdzie w ślady swoich rodziców i zostanie czarodziejem. Ci, którzy przyglądali się mu uważniej, już wtedy mogli dostrzec, że, choć maddara niewątpliwie Sen fascynowała, równie zaintrygowany był niezwykłymi właściwościami ziół. (W końcu, jako pisklak nie raz i nie dwa truł zad Arii, żeby pokazała mu to i owo.) Uzdrowicielstwo pochłonęło go zupełnie i mógł gadać o nim od momentu, w którym Złota Twarz pojawiała się na niebie, aż do chwili, gdy z niego znikała. Albo i dłużej.
— Nigdy o niej nie słyszałem — przyznał, chociaż też nie mógł się dziwić brakowi swojej wiedzy: interesowały go inne rzeczy niż tereny spoza Wolnych Stad i ich obyczaje. Przynajmniej na co dzień, bo gdy nadarzyła się okazja, nie mógł z niej nie skorzystać! — Co ty na to, ja opowiem ci o uzdrawianiu, a ty mnie o Altarii? — zaproponował z nieukrywanym entuzjazmem. W końcu dla obojga taki układ mógł się okazać korzystny.
— Hmm… kiedy powiedziałaś o wypalaniu, pomyślałem o smoczym ogniu, ale on byłby chyba zbyt gorący, prawda? Ale maddara powinna dać radę bez problemu — zgodził się.
Właściwie, był ciekaw czy Szczerozłota posiada to coś, co nazywała piecem. Nie miał pojęcia, ale był skłonny użyczyć jej trochę swoich magicznych zdolności, gdyby potrzebowała wypalić naczynie. Albo piec. Albo cokolwiek innego.
— Powiedziałaś, że w piecu można palić… więc… jeśli będzie utwardzony, to nie pęknie? — Zaciekawiony, przekrzywił łeb. Później zaś pokiwał nim, gdy łowczyni wyjaśniła mu różnice pomiędzy dwoma rodzajami błota… to znaczy… gleby!
Zamyślił się, gdy zapytała go o powody, dla którego chce zostać uzdrowicielem. Było ich w końcu całą masę! Począwszy od chęci pomocy innym smokom, szczególnie swoim rodzicom i siostrze, ale też wszystkim członkom stada w potrzebie, poprzez możliwość wykształcenia precyzji w poruszaniu się maddarą w cudzym ciele i niepowtarzalne uczucie, które towarzyszyło regeneracji tkanek, gdy już się to robiło… Ciekawy świat ziół i na dodatek ciągłe niespodzianki, które spotykał na swojej drodze. Tak, zdecydowanie, kochał bycie klerykiem i nie mógł doczekać się chwili, w której dołączy do dorosłych smoków.
— Jest dużo powodów — przyznał. — Uzdrawianie i maddara fascynowały mnie od małego, choć wtedy jeszcze myślałem, że pójdę w ślady moich rodziców i zostanę czarodziejem. Gdyby nie Naranlea, pewnie bym został.
: 31 gru 2021, 12:52
autor: Szczerozłota
Smoczyca tak jak poprzednio, szła rozglądając się za większą ilością gliny, zanurzając łapę i grzebiąc w mule. Gdy na dnie niczego nie wyczuła po prostu szła dalej mając u boku swojego przybocznego kleryka.
Po krótkim spacerze i sprawdzeniu dna jeziora, Velka postawiła wilcze uszy i weszła do wody, nieco głębiej niż wcześniej, lecz nie na tyle by nie zanurzać całkiem ciała.
– Hoho! Tu jest jej całkiem sporo – zawołała Złudnego i zaczęła kopać, grube garście gliny zapełniały stopniowo worek.
– W wypalaniu chodzi o to, żeby naczynie było podgrzane ze wszystkich stron równomiernie. Zianie niewiele się zda, dlatego myślę, że maddara byłaby znacznie lepsza – powiedziała nieco zziajana, ale nie przerywała swojej czynności.
– Tak, jak glina stwardnieje nie powinna pęknąć, chyba że rzucisz nią o coś twardego, obawiam się, że wtedy roztrzaska się na kawałeczki – oj ile to razy przez swoją niezgrabność przez przypadek potłukła talerze i kubeczki....
Podniosła nieco łeb i popatrzyła na Księżycowego, na jego propozycję uśmiechnęła się.
– Dobrze, mogę Ci opowiedzieć o Altarii; Altaria to jedna z osad, gdzie mieszkają ludzie i smoki, są jeszcze Monolia i Khalidor. Każda z tych mieścin znajduje się na innym terenie. Monolia jest przy równinach i lasach, gdzie pełno tam zwierzyny łownej i ziół, Khalidor znajduje się blisko oceanu, Ataria jest otoczona pasmem gór. Każda z tych osad została założona przez smoka, zwanego Szafirową Gwiazdą, tak na prawdę nie wiadomo jakie nosił prawdziwe imię, ale wszyscy tak go nazywali. Każda z tych wiosek zajmowała się czymś innym i wymienialiśmy się rzeczami, których potrzebowaliśmy. Też posiadaliśmy lekarzy czyli takich... Uzdrowicieli. Wiesz jak znalazłam się tutaj? W swoich rodzinnych stronach byłam kurierem, generalnie taką profesję miały smoki, przez to, że potrafimy latać. Niosłam zapłatę za zioła, aby zasilić składzik ale... Trafiłam na okropną zamieć, wpadłam na jedną z gór i tak znalazłam się w Pladze – smoczyca opowiedziała Złudnemu swoją krótka historię, jak właśnie znalazła się na terenach Wolnych Stad, a co najważniejsze, w samej Pladze. Może gdyby wiatry były inne, smoczyca trafiłaby do innego stada, o tym wiedzieli sami Bogowie.
Zebrała kolejne garści gliny, aż worek był cały napchany i czubaty, wyszła z wody i przetarła łapy w śniegu. Spojrzała na młodego samczyka posyłając mu lekki uśmiech.
– Słyszłam, że... Nasze stada średnio za sobą przepadają, wiesz może dlaczego? – zapytała będąc ciekawą, co takiego się wydarzyło, że te smoki mają do siebie taki niesmak.
: 03 sty 2022, 15:35
autor: Blask Księżyca
— Pomóc? — Złudnemu wcale nie śpieszyło się, żeby zanurzać łapy w jeziorze, ale w odpowiedzi na jej radosny okrzyk, głupio czuł się, nie ruszając ze swojego stabilnego, suchego miejsca na brzegu. Wprawdzie nie wydawało mu się, żeby Szczerozłota potrzebowała jego wsparcia w wybieraniu gliny, ale… jeśli rzeczywiście było jej tak dużo, źle czuł się zostawiając ją na pastwę dna jeziora.
Dopóki nie kazała mu do siebie dołączyć, stał z boku, jedynie zwinnie manewrując workiem, żeby łatwiej mogła go napełniać gliną, zamiast specjalnie do niego celować. Zgrywali się w tej pracy zaskakująco dobrze jak na dwa smoki, które spotkały się po raz pierwszy.
— Hmm… w takim razie, maddara chyba rzeczywiście będzie najodpowiedniejsza — zgodził się, kiedy wyjaśniła mu metodę z jaką wypalało się naczynia z gliny. Coraz bardziej ciekawił go ostateczny wygląd, który przybiorą dzieła Szczerozłotej (i jego samego, choć nie oczekiwał cudów, skoro nigdy wcześniej tego nie robił), gdy już przekształci glinę w ten piecyk.
Końcówka pierzastego ogona sunęła po ziemi to w jedną, to w drugą stronę, gdy Złudny z uwagą przysłuchiwał się opowieści o odległych krainach, tak podobnych i różnych od Wolnych Stad za razem. Był zaintrygowany, ponieważ nigdy nie słyszał ani tych nazw, ani imienia Szafirowej Gwiazdy. System podziału wiosek był łudząco podobny do różnych rang, a przynajmniej tak wnioskował po opisie Szczerozłotej. Trzy osady, każda inna, lecz wszystkie działające ku swojemu dobru… w pierwszej chwili chciał je nazwać stadami, ale akurat to określenie nie bardzo mu pasowało.
— Smoki i ludzie… razem? — Zapytał.
Rozwiawszy swoje wątpliwości na temat Altarii (choć wprawdzie z każdą chwilą w jego łbie rodziło się coraz więcej pytań i ciekawości na temat tego obcego miejsca), mógł wreszcie pomyśleć na temat tego, co chciał powiedzieć Szczerozłotej o swoim zawodzie.
— Przykro mi, że wylądowałaś tak daleko od domu — powiedział cicho, na moment wpatrując się w przeciwny brzeg jeziora. Nie wyobrażał sobie, jak byłoby znaleźć się w obcym społeczeństwie, z innymi zwyczajami, językiem… bez rodziców czy siostry. Nie wiedział, czy Szczerozłota miała rodzeństwo w Altarii, ale… i tak jej współczuł.
— Uzdrowicieli zasadniczo interesują dwie sztuki, stanowiące swoje uzupełnienie. Jedną jest zdolność wykorzystywania ziół i ich własności do tworzenia opatrunków na rany i choroby, a drugą, manewrowanie maddarą w taki sposób, żeby przywrócić organizmowi odpowiednie funkcjonowanie. Połączenie tych dwóch jest niezbędne, żeby rana została uleczona prawidłowo… no ale jeszcze ważniejsze jest rozumienie mechanizmów, w którym uszkodzenia powstały, żeby wiedzieć, jak im zaradzić. Inaczej potraktujesz ranę, wciąż emanującą obcą maddarą, a inaczej ugryzienie — wyjaśnił.
Zastrzygł uszami, gdy zapytała go o relacje pomiędzy Plagą, a Księżycem. To dziwne, że dopiero teraz się nad tym zastanowił? Chyba naprawdę wiódł zbyt beztroskie życie jako pisklę i jako kleryk, jeśli nigdy nie zwrócił na takowy większej uwagi.
— Nie wiem — przyznał szczerze — kiedy byłem młodszy, nasza zastępczyni przestrzegała mnie przed zawracaniem ogona Szaremu… ale… nie wydawało mi się, że to kwestia nielubienia się z Plagą.
Udawanie mądrzejszego niż się było, nigdy nie przynosiło w ostatecznym rozrachunku korzyści, dlatego postanowił się… po prostu przedstawić sytuację taką, jaką ją widział. Ni mniej, ni więcej.
: 03 sty 2022, 22:18
autor: Mackonur
Jak został pokonany? TYMI ŁAPAMI! Axarus raczej nie był smokiem z wielkim mniemaniem o sobie, ale tutaj akurat się spisał na medal, czy może raczej na tytuł od proroka. Mackonur postanowił zorganizować Illunowi (i Tacie), prawdziwy teatrzyk kukiełkowy. Borsuczyca ustawiła się obok Mglistego, gotowa na przedstawienie!
Akt Pierwszy: Pojawiła się iluzja "Potwora z Jeziora", zwanego również Tarramem, rozpoczęła się walka! Szkielet powalił Świadomy Fakt, a Wizja Kroków, oraz Mackonur udali się pod jezioro. "Kukiełka" Wizji plotkowała sobie z Tarramem, gdy bohaterski Axarus walczył z Upadłym Bogiem!
Akt Drugi (Potęga czterech żywiołów): Pojawiła się nowa postać, potężny Niuchacz, którego zwą Nosem Szyszki, gigantyczny, wielkości łba smoka olbrzymiego, rzucał się do walki i ścierał się z Tarramem, gdy Wizja spała.
Akt Trzeci (Nowa Nadzieja): Axarus wyłania się z wody, panikuje, wzywa Pełnię i razem wracają do jeziora, by uderzać w szkielet wszystkim, czym mogli! Krok po kroku, ale w końcu czaszka i jej łapy otrzymały potężne obrażenia. Tarram wypuścił iskrę, a wtedy wszystko zależało od...
Akt Czwarty (Krabuś kontratakuje): Mackonur wyciąga swojego kraba i przechwytuje nim iskrę, po czym wszyscy wracają triumfalnie do Wolnych Stad!
Axarus ukłonił się, a Tata zaczęła bić mu gromkie brawa, to był piękny spektakl maddarowo-kukiełkowy. Jeżeli chodzi o pytanie o znak na czole...
"Nie mam pojęcia. Fille też nie zniknęło." – Odparł, bardzo szczerze. Niby tak, ale to chyba w jakiś sposób zmieniło jego łuski, nie było zwykłą korupcją, to wsiąknęło chyba już w samą strukturę łusek. "Moczary, daleko za barierą – magiczne jezioro" – Wytłumaczył ostatnie pytanie, a raczej te środkowe. No, trochę nie po kolei poszły odpowiedzi, ale co tam! Gdy Illun powiedział, że jest Cichymi Wodami... no Axarus tak popatrzył najpierw na Tatę, potem na Czarnoskrzydłego, czy raczej swojego dziadka... w sumie czemu obie opcje nie mogłyby być prawdziwe? Rzeczywistość była jedynie kwestią perspektywy! Łowca potrzebował w tym momencie chyba rodziny, Szyszka i Fen odeszli, zostawiając biednego Mackonura samego i w pewną dziurę w jego sercu.
"Dziadek!" – Napisał szybko i dał się przytulić, a Tata dołączyła do zbiorowego uścisku. Axarus tak się wzruszył, że prawie się popłakał, no tak trochę jednak się popłakał, ale w razie czego to tylko piasek w oczach.
"Pokażę ci coś – musimy iść do kurhanu" – Dodał na sam koniec. Jest tam pewien grób... zresztą, Cichy zobaczy na miejscu! Po spędzeniu dłuższego czasu z Axarusem, można było dojść do wniosku, że pod tą grubą warstwą krabów, wielkich niuchaczy-gigantów, teatrzyków kukiełkowych, relacji ojciec-syn-matka ze swoim kompanem... no krył się całkiem normalny smok!
: 04 sty 2022, 19:40
autor: Mgliste Wody
Ilun podziwiał magiczne zdolności wnuka. Cóż, jednak talent był rodzinny. Obserwował z uwagą wydarzenia, które były zarówno niepokojące, jak i ciekawe, a nawet by powiedział – zabawne, jak chociażby to, gdy krab złapał iskrę. I to gołymi szczypcami. Normalnie...smoki zostawały opętywane przez iskrę. Ilun zmarsczył pysk.
– Temu krabowi się nic nie stało? Nie zachowuje się dziwnie? Znaczy...inaczej niż przed wyprawą? – zapytał dla pewności i świętego spokoju.
Chociaż musiał przyznać, że wizja Tarrama uwięzionego w ciele kraba...była komiczna.
Na pozostałe tłumaczenia po prostu pokiwał łbem ze zrozumieniem.
On sam też był wzruszony, jednak nie na tyle, by płakać. W zasadzie nigdy nie płakał. Chyba...
Wszystko tłamsił w sobie, za poprzedniego wcielenia i obecnie. Musiał być silny dla pozostałych i teraz też starał się być opoką, dlatego uśmiechnął się tylko ciepło na widok zroszonego łzami Axarusa.
Jego propozycja wydawała mu się dziwna, jednak...przeszłość to kurhany, prawda? Więc tam też pewnie znajduje się okruch tego, co było kiedyś nim, co znał, co znał sam Axarus, bo też już młody nie był. Pokiwał więc łbem i wskazał łapą kierunek ku kurhanom.
– A więc prowadź, wnuku – puścił mu oczko, po czym ruszył za nim, ciekaw, co też takiego chce mu pokazać.
: 05 sty 2022, 10:37
autor: Szczerozłota
Zdecydowanie pomoc jaką jej zaoferował złudny, była nieoceniona. Smoczyca sprawnie wyciągnęła całą glinę jaka była i na szczęście nie musiała jej więcej szukać. Było nieco zimno, a Złoty Pysk powoli chował się za horyzontem, Velka pokazała gestem łapy, że zaraz wróci, odwróciła się do księżycowego smoka i zrobiła kilka susów w stronę drzew. Po kilku uderzeniach serca, wróciła z suchym chrustem, a przynajmniej na tyle, aby ogień spokojnie strawił drewno. Ogonem odgarnęła śnieg, aby odsłonić glebę i odłożyła opał na ziemi, powoli szykując ognisko. Skoro mięli jeszcze chwilkę tu posiedzieć razem, lepiej jest rozmawiać w cieple.
Szczerozłota cały czas słuchała młodzieńca, sprawnie rozpalając ogień, który niebawem wesoło zaczął trzaskać. Zsunęła z grzbietu torbę, w której miała bukłak, herbaty i kilka kawałków surowego mięsa. Dwa z nich nadziała na osobne patyki, a jednemu wręczyła Księżycowemu, sama przystawiła kawałek mięsa nad płomienie, aby go nieco podpiec.
– Maddara jest świetna, ale czasem lubię robić takie rzeczy bez magii – zaśmiała się cicho – Ludzie i smoki żyli razem ze sobą od… Zawsze. Wiem, że tutaj na Wolnych dosyć krzywo patrzy się na dwunogów. Zapamiętaj proszę. Ludzie i smoki również mogą być źli i potrafią skrzywdzić, to nie jest kwestia gatunku, lecz charakteru. – urwała, wlepiając oczy w płomienie. Miała nadzieję, że malec kiedyś to zrozumie, choć wolałaby aby nie spokał na swojej drodze niczego, ani nikogo złego. Niestety, życie bywa przewrotne.
– Wiesz, ma to swoje plusy. Od dawna chciałam opuścić swoją mieścinę. Chyba chciałam doświadczyć jakiejś przygody – sprawdziła szponem, czy mięso jest odpowiednio przypieczone, pokręciła lekko głową i znów patykiem obracała, by posiłek był lepiej podgrzany.
Wsłuchiwała się w młodzieńca i uśmiechnęła się widząc ten błysk w oku, ten entuzjazm. Był zafascynowany tym, co robił, a to tylko znaczyło, że będzie bardzo dobrym uzdrowicielem. Lecz gdy ten wspomniał o Szarej Rzeczywistości, prawie upuściła swoje mięso nabite na patyk. Szybko jednak go poprawiła, nie chcąc pokazywać po sobie, że sprawa z uzdrowicielem w stadzie jest bardzo tajemnicza.
– Wiesz, on… – zaczęła powoli. Nie, nie będzie temu młodzieńcowi opowiadać o zaginięciu Szarego. To była dalej sprawa Plagii, nie chciała też psuć nastroju ich posiedzenia. – ...on mnie znalazł gdy tu wylądowałam, opatrzył mnie i wraz z Gradem Skał mnie przyjęli– znów sprawdziła mięso, tym razem było odpowiednio podpieczone i soczyste! Podmuchała kilka razy i wzięła mały kęs.
– Ymmm… jhag zjehmy tho zjobimy z gghliny kubeg! – powiedziała z pełną paszczą, przeżuła do końca kęs i połknęła.
: 08 sty 2022, 15:58
autor: Blask Księżyca
Czuł się trochę dziwnie, kiedy zostawiła go samemu sobie z workiem błota, czy tam gliny. Dyskomfort bez wątpienia zdradzał zamiatający śnieg na brzegu jeziora ogon, którego czarne pióra… cóż… nie były już tak do końca czarne. Cóż, przynajmniej Szczerozłota nie miała dużo roboty, gdy odsłaniała ziemię spod białego puchu — nerwowość Snu zrobiła swoje. Usadowił się wokół chrustu i już, już miał zaproponować, że rozpali ogień (dziwnie czuł się, będąc zupełnie nieprzydatny), gdy Plagijka zrobiła to sama za siebie. Przyciągnął worek z ziemi bliżej ogniska.
— Dziękuję — powiedział cicho, odbierając od Złotej patyk przeznaczony dla niego i uniósł łapę w taki sposób, by móc wygodnie piec mięso wysoko ponad ogniskiem. — Każda istota myśląca, jest zdolna do okrucieństwa — zgodził się — ale to dwunogi szczycą się polowaniem na nasz gatunek — parsknął, bo choć wychodził z powyższego założenia, to smoki Wolnych Stad nie zapuszczały się na tereny należące do ludzi tylko dla sportu… Albo może chodziło o wychowanie i zwyczaje danego regionu? Złudny w końcu nie przeczył, że wioska łowczyni mogła opierać się na współpracy z dwunogami, ale… jednak nie wyobrażał sobie podobnej sytuacji w tym regionie.
— Nie wyobrażam sobie zostawienia mojego stada… — przyznał, przytulając ogon bliżej siebie i pozwalając, by pod wpływem ciepła z ogniska śnieg z jego piór stopniał. Sięgnął do mięsa, żeby zdjąć je z patyka i wsunąć między zęby.
Niestety, przez to jak pilnie ją obserwował, nie uszło jego uwadze dziwne zachowanie Złotej: kiedy prawie upuściła swoje mięso, uniósł zad o szpon na ziemię, tak, jakby był dostatecznie blisko, żeby w porę uratować jedzenie. Nie musiał, acz to kwestia drugorzędna. Zmarszczył nieco pysk, lecz nie wypytywał jej o tę dziwną reakcję. Gdyby chciała, powiedziałaby mu więcej.
— Musiało ci być bardzo ciężko — powiedział zamiast tego, pozwalając jej zakończyć temat tam, gdzie tego chciała. — Pewnie miałaś sporo do nauczenia się… — przekrzywił łeb w zamyśleniu.
Kiedy Szczerozłota jadła i zaproponowała, że po skończonym posiłku wezmą się do pracy, przytaknął lekko. Sam zdążył już przeżuć i połknąć swój kawałek, tak więc, nie mając więcej do roboty, otworzył worek, w którym była glina, ułatwiając im do niej dostęp.
— Co powinienem przygotować? — zapytał, rozglądając się wokoło. Potrzebowali chyba jakiegoś płaskiego kamienia, żeby ułożyć na nim naczynie, prawda? Z taką myślą podniósł się z miejsca i przeszedł kawałek, by złapać odpowiedniej wielkości głaz w przednią łapę i przynieść bliżej ogniska.