OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Czuł się trochę dziwnie, kiedy zostawiła go samemu sobie z workiem błota, czy tam gliny. Dyskomfort bez wątpienia zdradzał zamiatający śnieg na brzegu jeziora ogon, którego czarne pióra… cóż… nie były już tak do końca czarne. Cóż, przynajmniej Szczerozłota nie miała dużo roboty, gdy odsłaniała ziemię spod białego puchu — nerwowość Snu zrobiła swoje. Usadowił się wokół chrustu i już, już miał zaproponować, że rozpali ogień (dziwnie czuł się, będąc zupełnie nieprzydatny), gdy Plagijka zrobiła to sama za siebie. Przyciągnął worek z ziemi bliżej ogniska.— Dziękuję — powiedział cicho, odbierając od Złotej patyk przeznaczony dla niego i uniósł łapę w taki sposób, by móc wygodnie piec mięso wysoko ponad ogniskiem. — Każda istota myśląca, jest zdolna do okrucieństwa — zgodził się — ale to dwunogi szczycą się polowaniem na nasz gatunek — parsknął, bo choć wychodził z powyższego założenia, to smoki Wolnych Stad nie zapuszczały się na tereny należące do ludzi tylko dla sportu… Albo może chodziło o wychowanie i zwyczaje danego regionu? Złudny w końcu nie przeczył, że wioska łowczyni mogła opierać się na współpracy z dwunogami, ale… jednak nie wyobrażał sobie podobnej sytuacji w tym regionie.
— Nie wyobrażam sobie zostawienia mojego stada… — przyznał, przytulając ogon bliżej siebie i pozwalając, by pod wpływem ciepła z ogniska śnieg z jego piór stopniał. Sięgnął do mięsa, żeby zdjąć je z patyka i wsunąć między zęby.
Niestety, przez to jak pilnie ją obserwował, nie uszło jego uwadze dziwne zachowanie Złotej: kiedy prawie upuściła swoje mięso, uniósł zad o szpon na ziemię, tak, jakby był dostatecznie blisko, żeby w porę uratować jedzenie. Nie musiał, acz to kwestia drugorzędna. Zmarszczył nieco pysk, lecz nie wypytywał jej o tę dziwną reakcję. Gdyby chciała, powiedziałaby mu więcej.
— Musiało ci być bardzo ciężko — powiedział zamiast tego, pozwalając jej zakończyć temat tam, gdzie tego chciała. — Pewnie miałaś sporo do nauczenia się… — przekrzywił łeb w zamyśleniu.
Kiedy Szczerozłota jadła i zaproponowała, że po skończonym posiłku wezmą się do pracy, przytaknął lekko. Sam zdążył już przeżuć i połknąć swój kawałek, tak więc, nie mając więcej do roboty, otworzył worek, w którym była glina, ułatwiając im do niej dostęp.
— Co powinienem przygotować? — zapytał, rozglądając się wokoło. Potrzebowali chyba jakiegoś płaskiego kamienia, żeby ułożyć na nim naczynie, prawda? Z taką myślą podniósł się z miejsca i przeszedł kawałek, by złapać odpowiedniej wielkości głaz w przednią łapę i przynieść bliżej ogniska.
































