Naranlea

Wnetrze Skalnego Giganta przeksztalcone w grote pelna spisanych opowiesci, których wspólautorem moze byc kazdy mieszkaniec Wolnych Stad.
Poszept Nocy
Dawna postać
So say we All
Dawna postać
Awatar użytkownika
Posty: 580
Rejestracja: 17 lut 2019, 12:05
Stado: Umarli
Płeć: samiec
Księżyce: 95
Rasa: północny
Partner: Spuścizna Krwi

Post autor: Poszept Nocy »

A: S: 3| W: 1| Z: 2| M: 3| P: 5| A: 4
U: B,Pł,Skr,A,O,MA,MO,MP,Śl,Kż:1|L,M:2|W:3
Atuty: Boski Ulubieniec, Szczęściarz, Altruista, Magiczny śpiew, Opiekun
Naranlea, córka Immanora i władczyni Maddary
Bogini prawdopodobnie najbliższa sercu Wolnych Stad. Na przestrzeni wieków wiele razy odwiedzała Stada, czasem jako bogini, czasem pod postacią zwykłego śmiertelnika, ale zawsze swoim przybyciem wprowadzając zmiany do ich świata.


To Naraneli zawdzięczamy dar jakim jest smocza magia. Dzięki niej tkamy maddarę, wzbijamy się w przestworza i zioniemy, zwyciężając przeciwników zabójczym oddechem.

Fioletowa smoczyca, córka Immanora, Naranlea, długo przebywała na ziemi. Nie przepadała za polowaniem, tym bardziej starała się nie walczyć. Młodziutka smoczyca lubiła za to przebywać wśród natury. Znała większość ziół, kwiatów. Mimo rangi wojownika tak naprawdę zaledwie parę razy się pojedynkowała. Była, jak widać, smoczycą pokojową...

* * *

Wiele historii krąży wokół bogini magii, większość słabo znanych.
Ale nie ulega wątpliwości, że Wolne stada wiele zawdzięczają swej matce.
"Piękna, fioletowa niczym jesienne wrzosy smoczyca stanęła na idealnie kolistej polance w środku chyba najbardziej zielonego lasu na całym wielkim świecie. Źródełko szemrało uspokajająco przy drzewach na południowym końcu, zaś miękki mech wyściełający ziemię otulał jej łapy niczym troskliwa matka, której nigdy nie miała.
Ciekawy aspekt tego miejsca w srebrnych jak księżyc ślepiach bogini krył się tam, gdzie nikt poza nią nie byłby w stanie spojrzeć. Naranlea, władczyni mądrości, dostrzegała bowiem koncentryczne kręgi magii, zaczynające się dokładnie na środku i następnie niknące w lesie. Ktoś naiwny określiłby to jako źródło maddary. Ona wiedziała, że to miejsce było dużo starsze i dużo bardziej tajemnicze niż jej twór.
Stanęła na środku polany, przymknęła ślepia i melodyjnym głosem wypowiedziała jedno zdanie:
– Przybyłam na wezwanie.
Czuła, jak rzeczywistość wokół niej ulega skręceniu i zmianom, ale nie otwierała oczu. Uśmiechała się jedynie łagodnie, spokojnie stojąc w miejscu.
– Witaj, Naranleo.
Otworzyła ślepia i ujrzała stojącego przed sobą smoka. Złoty, muskularny samiec o łagodnym, dobrotliwym spojrzeniu uśmiechnął się do niej lekko. A ona szybko ukłoniła mu się z szacunkiem, jaki należny był najpotężniejszemu z bogów.
– Władco-ojcze – powiedziała, prostując się – Chciałeś się ze mną widzieć.
Znalazła się w ogromnej jaskini, która stanowiła legowisko Immanora. Oczywiście, jako bóg nie potrzebował snu, ale każdy z nich miał jakieś wybrane przez siebie miejsce, w którym mógł przyjmować gości. Ona sama preferowała wnękę pod szerokim wodospadem, którą powiększyła i osuszyła, by była godna bogini.
Nikt nie wiedział gdzie jej ojciec rzeczywiście ulokował swoje legowisko. Mogła to być góra, być może dno morza, Naranlei to nie interesowało. Przez jakiś czas ta zagadka intrygowała ją, ale z drugiej strony tak długo jak jej ojciec był bezpieczny, ona nie miała zamiaru naruszać jego prywatności.
– Tak – skinął złocistym łbem majestatycznie – Mam wieści odnośnie Tarrama.
Otworzyła szerzej ślepia. Nikt nie słyszał o bogu śmierci od pamiętnej kłótni, ale też nikt za nim specjalnie nie tęsknił. Jeśli o nią samą chodziło, Tarram mógłby nigdy nie wrócić.
– Mój brat stworzył własną smoczą rasę, Naranleo – mocny głos Immanora przywołał ją do porządku – Nazwał ich smokami Równin, ale wlał w nich zbyt dużo swoich upodobań i zbyt mało ograniczeń. Ten twór nienawidzi nas, a co za tym idzie naszych smoków. Kochają za to martwotę. Obawiam się, że grozi nam niebezpieczeństwo.
Zmrużyła ślepia. Byli bogami. Nie groziło im niebezpieczeństwo ze strony śmiertelnych, a Tarram nie miał dostatecznej mocy by stworzyć nieśmiertelnika.
– Co masz na myśli?
– Musimy zniszczyć twór Tarrama. Powstali z nienawiści, więc nie wiedzą co to miłość. Nie mają prawa żyć.
Wpatrywała się w Immanora zaskoczona. Był to bardzo radykalny wyrok, co sprawiło, że przez chwilę zwątpiła w trzeźwy osąd najstarszego boga.
– Chcesz ukarać Tarrama karząc innych, ojcze? Zawsze mnie uczyłeś, że potęga nie daje nam prawa do niesprawiedliwości.
Immanor spojrzał jej prosto w oczy i dopiero wtedy Naranlea zrozumiała jakie uczucia nim targają. Był zły na Tarrama, rozczarowany zachowaniem młodszego brata, a jednocześnie chciał okazać mu litość. Pragnął ukarać go pośrednio, by dać mu szansę. Fioletowa smoczyca potrząsnęła łbem. To nie było właściwe.
– Ojcze – odezwała się łagodnie – Pozwól mi sobie pomóc.
Immanor popatrzył na nią ze smutkiem.
– Wiesz, że musimy dać naszym tworom szansę na rozwinięcie się. Są zbyt słaby, zbyt niepewni, a twory Tarrama niosą w sercach jego płomień nienawiści, który wzmocni ich ciała i umysły. Zmiotą nasze smoki z powierzchni świata i wokół zapanuje chaos. A Tarram będzie rósł w siłę, dopóki nas w końcu zabije. Nie mogę na to pozwolić.
Naranlea skinęła łbem z powagą. W swej nieskończonej dobroci Immanor dał jej wielką mądrość, przez co teraz dostrzegła rozwiązanie, na które on najwyraźniej pozostał ślepy. Uśmiechnęła się więc do niego wesoło, z nutą szaleństwa w srebrzystych ślepiach. Na przestrzeni lat wszyscy nauczą się obawiać tego szczególnego spojrzenia, ale póki co ono jedynie przykuło uwagę najwyższego boga.
– Ojcze, jest jedno wyjście. Nie zabijaj tworów Tarrama. Pozwól mi ich osłabić, odbierając im niektóre dary przynajmniej na jakiś czas. W ten sposób nasze dzieci będą w stanie ich odeprzeć kiedy już przyjdzie czas na konfrontację. I w ten sposób gniew Tarrama skoncentruje się na kimś innym, a ja już dawno nie odwiedzałam śmiertelnych. Kilka sezonów w ich towarzystwie, pod osłoną śmiertelnego ciała, by przetrwać wybuch temperamentu stryja, powinno zagwarantować nam wszystkim pokój.
Immanor wpatrywał się w nią z namysłem. Z wielkim zadowoleniem ujrzała, jak w błękitnych oczach ojca rozbłysła nadzieja.
– Zrób to, córko. To jest najlepsze wyjście.
Więc Naranlea zstąpiła na ziemię, najpierw pod postacią boga, by zebrać szybko wszystkie smoki Równin. Kiedy to już osiągnęła, a Tarram wciąż się nie pokazywał, odebrała jego tworom dar lotu i dar magii. Dar lotu nigdy już do nich nie powróci, chociaż podświadomie będą wiedziały co straciły. Ale dar magii... Jej własna próżność twórcy sprawiła, iż maddara wróci do smoków Równin. Po wielu, wielu księżycach, w słabej postaci, ale wróci. Jakże mogłaby na zawsze odebrać najpiękniejszy boski dar komukolwiek?
A potem porzuciła swoje nieśmiertelne ciało, pozwalając, by jej umysł zajął świeżo złożone jajo jednej ze smoczyc z tak zwanych Wolnych Stad. Przeżycie jednego życia w towarzystwie śmiertelników zagwarantowało jej bezpieczeństwo oraz okazję do pokazania Wolnym Stadom kilku ważnych lekcji.
I tak oto Naranlea, bogini magii, zapobiegła wojnie, która spustoszyłaby świat."
Wojenna Pieśń
Naranlea szczególnie upodobała sobie Stado Wody, tam najczęściej odradzając się pod śmiertelną postacią.
Płomyczek pisze:Nadszedł czas – szepnęło coś w jej wnętrzu.

Tak, pomyślała, nadszedł. Tylko na co? Co ja mam zrobić?

Wokół niej było ciemno i ciasno, bardzo ciasno. Wzięła głęboki wdech. Powietrze? Zaczynało go brakować. Jak mogła wcześniej tego nie zauważyć?

Ogarnęła ją panika. Co? Co mam zrobić!? Chcę się stąd wydostać! Wypuśćcie mnie! Wypuśćcie mnie!

Zaczęła się miotać, chociaż nie bardzo miała na to miejsce. Chciała wyjść! Pazury drapały ścianę, lecz to nie pomagało. W końcu, gdy odetchnęła ostatnim haustem powietrza zdecydowała się na rozpaczliwy ruch – uderzyła głową w mur. I stało się światło.

--

Prawie żaden ze smoków nie pamięta momentu swojego wyklucia. Instynktownie wiedzą, co mają zrobić, a ich świadomość jest jak wyłączona; nie zdają sobie sprawy z tego, co się dzieje, po prostu przystępują do akcji. Ona była inna. Za szybko obudziła się w środku swego jaja, a jej instynkt nie był zbyt rozwinięty. Omal nie udusiła się jeszcze przed prawdziwymi narodzinami; dosłownie sekundy dzieliły ją od pozostania martwym jajem. Ale udało się, udało!

Jednak co z tego, skoro wykluła się w pustej grocie?

Właściwie nie była pusta. Leżały tu skorupy wcześniej wyklutych jaj, gdzieniegdzie walały się oskubane kości. Przyjemnie chłodny powiew sugerował, że nieopodal musiał znajdować się wodopój, chociaż ona nie bardzo jeszcze rozumiała takie sprawy. Jedyne, co wiedziała to to, że jest sama.

Zakwiliła nieśmiało. Może jednak ktoś był na zewnątrz? Czy ktoś czekał? Ktoś, kto powinien nazywać się... mama?

Pisklęce łapki nie bardzo chciały ją unieść. Co jednak, jeśli to próba? Jeżeli musi wyjść na zewnątrz? Przecież raz już coś podobnego zrobiła. Wydostała się na świat. Przecież to podobne, takie podobne...

Nie mogąc iść zaczęła się czołgać. Powoli, lecz z determinacją. W jej łebku kołatała się myśl – czeka. Czeka. Na pewno czeka. Chcę zobaczyć, kto to. Bo ktoś czeka.

Wydawało się, że minęły godziny, lata nawet. Światło, które na początku ją raziło, straciło swoją moc. Nie było już tak jaskrawe, zmieniało się, czerwieniało, aż w końcu całkiem niespodziewanie zapadły ciemności. Robiło się też coraz zimniej... Ona jednak parła do przodu, wytrwale, bez chwili wahania. Oczy jej się zamykały, zmęczenie targało niewyćwiczonymi mięśniami, lecz nie poddawała się. Tym razem instynkt podpowiadał jej, że musi się stąd wydostać.

Prawdopodobnie nie zauważyłaby, że wyszła poza grotę gdyby nie łaskoczące łapy okruszynki, którym ustąpiła płaska, twarda powierzchnia skały. Nie miała już nawet siły podnieść powiek ani ruszyć się choćby o milimetr. Osunęła się jak nieżywa na piasek, który zdawał się jednocześnie okropnie gorący i przyjemnie chłodny. Wpadła w odrętwienie. Zapomniała nawet o tym, co pchało ją do wyjścia – przeświadczenie, że ktoś na nią czeka. Że musi czekać.

I czekał. Czekali na nią ojciec i matka, Immanor i Pełnia. Ich córka nareszcie wykluła się z jaja, podobnego do tych, które w przyszłości sama miała złożyć. Jej doświadczenia miały zapisać się w genach smocząt; miały pozwolić im wykluwać się bezboleśnie, bez strachu i niepewności. Nie za wcześnie i nie za późno.

Tak dokonało się dzieło bogów. Tak narodziła się Naranlea.

Ostatni jej sławny powrót do świata śmiertelnych jest opiewany w wielu historiach. Wtedy to Naranlea odgrodziła Wolne Stada od ich odwiecznych wrogów, Równin, potężną, magiczną barierą.
Samotne Słowo pisze:Naranlea, wspaniała magii patronka.
Jej ślepia – tak jak srebro księżyca jaśnieją,
Jej głos – niczym wiosenny trel skowronka,
A jej łuski – ametystu barwę przysłaniają

To Ona dała smokom Maddarę,
By te latać i żyć potrafiły w spokoju.
Jednakże one bawiły się jej darem,
Z Równinami nie będąc w pokoju.

Wtedy też owa Bogini ich nawiedziła
Przerywając nienawiści kajdany.
Przy pomocy bariery te dwa ludy oddzieliła,
Mówiąc, że nadszedł czas na wielkie zmiany.

Pokój zawitał na Wolnych Stad ziemi,
Naranlea też nowe stado sprowadziła.
Ogniści, Wodni, Ziemiści i Wietrzni,
Dzięki Niej stali się jak jedna wielka rodzina...

Od tego czasu smoki czują z nią nieco silniejszą wieź niż z pozostałymi bogami, co nie zawsze objawia się powagą.
Precyzyjny Obłęd pisze:Naralnea ma Boginia
Do życia nam wciąż się wtrynia
Lulek, Burzu cudem żyją
Na jej cześć toasty piją
Wciąż wątpiąca Przyprószona
Przez to nam w męczarniach kona
Naralnea zaś maddarą
Włada, aż się oczy palą
Robi cuda, różne dziwy
Których nie pojmuje żywy
Martwi zaś głosu nie mają
Lecz i tak ją uwielbiają
Patronuje CePikowi
Który nam się stary robi
Precel pisze o niej wiersze
Łącząc słowa najpiękniejsze
Mimo różnic, zalet, wad
Dzięki niej jest piękny świat
Naralneę wychwalajmy
Cudów się nie spodziewajmy
Bo to kaprys taki był
Żeby nam wciąż Lulek żył
Nawet gdy masz wątpliwości
Naralnea niech tu gości
Wnet w potrzebie Ci pomoże
Więc uchowaj dobry Boże
Naralneę od zagłady
„Chodźcie! Przyjmuję zakłady!”
Kto zwycięży? Pani magii?
Może jednak smok ostatni?
Bitewny Zgiełk pisze:Bogini. Tak zwyczajna a zarazem niezwykła.
Pływająca w oceanie mądrości, przeszukująca głębiny magii.
Z zapałem usiłująca wszystko zobaczyć, być tą co odkrywa.
Wysłana przez ojca, do prostego ludu, przyjęła na barki nieproste zadanie.
Prowadzenie tych wszystkich, którzy się zagubili.
Jako dobry duch, czuwający tuż tuż.
Bez narzucania woli, zmartwiona.
Uparte wskazywanie drogi pokoju, tej ścieżki nierówno i niezgrabnie wyciętej,
okazuje się prostsze niż przywracanie życia.
Życia, które jest tak męczące.
Okrywanie swej natury, wcale nie takiej spokojnej.
Natury gwałtownej, dzikiej jak u żbika.
Bo, istota boska, choć doskonała..
nie może być wcieleniem łagodności.
Zaś ona, sprzeciwiając się tej zasadzie
odkryła wewnątrz siebie siebie.
Tak spokojną, łagodną i dobrą.
Czy to może być prawda?
Nie jest zła? Czy może dobra?
Och, smocze serce.
Lepiej wrócić do chmurnego oceanu mądrości.
Zaszyć się w głębinach spokoju.
Bitewny Zgiełk pisze:Ona, córa Immanora
fioletowołuska, słynna Równin zmora.
Pewna siebie, nastawiona pozytywnie.
Och, jak dobrze byłoby stąpać tak miękko jak ona.
I tak dziwnie.
Ta, wielka, która znalazła w sobie magię,
chyba próbuje się wtopić w tło.
Jest tak banalnie prosta, udając tajemniczą.
I tak radośnie spokojna. Łączy w sobie dobre cechy.
Próbuje pomóc a pomoc czasem jest groźna.
Zjednoczyć. Chce zjednoczyć, ale czy nie chce być złączona?
Nie jest zła. Nie jest dobra?
Taka dziwna jest.
To był żart niedobry.

Licznik słów: 1991
Link:
BBcode:
Ukryj linki do postu
Pokaż linki do postu
He who's looking forward and behind.
All of this has happened before, and will happen again.

→ boski ulubieniec – spotkanie duszka raz na polowanie, owocujące o połowę większą nagrodą niż jest to dopuszczalne w przypadku "czegoś niespodziewanego".
→ szczęściarz – odwrócenie porażki akcji na jeden sukces raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w misji.
→ altruista – -2 ST do wszystkich akcji towarzysza Piastuna na misji/polowaniu.
→ magiczny śpiew – raz na walkę/polowanie, obniżenie liczby sukcesów przeciwnika:– 2 sukcesy
→ opiekun – -2 ST dla kompana.

W posiadaniu: na szyi ma medalion słońca z grawerem "Własność Rakty. Nie dotykać, grozi śmiercią"; naszyjnik z cytrynu w kształcie księżyca oprawiony w srebrny metal; Sztuczka


BRZASK
S: 1| W: 1| Z: 3| M: 1| P: 1| A: 1
U: B,L,Skr,Śl: 1| A,O: 2

KK

JUTRZENKA
S: 1| W: 1| Z: 1| M: 1| P: 3| A: 1
B,L,Skr,MA,MO: 1

KK

Art by HarrietMilaus
ODPOWIEDZ

Chcesz dołączyć do gry?

Musisz mieć konto, aby pisać posty.

Rejestracja

Nie masz konta? Załóż je, aby do nas dołączyć!
Zapraszamy do wspólnej rozgrywki na naszym forum.
Rozwiń skrzydła i leć z nami!

Zarejestruj się

Logowanie

Wróć do strony głównej