Strona 1 z 45

: 10 sty 2014, 19:22
autor: Moderator
W zasięgu wzroku z Bliźniaczych Skał znajduje się niezwykle piękna dolina, gdzie rośnie mnóstwo drzew. Te drzewa przepięknie i uspokajająco szumią poruszane wiatrem, stąd właśnie wzięła się nazwa tego uroczego miejsca.

: 14 sty 2014, 21:35
autor: Lśnienie Świtu
Kontynuując swój spacer, Lśnienie doszła aż do Bliźniaczych skał. Zrobiło jej się już naprawdę zimno i prawdę powiedziawszy miała ochotę wracać, ale trenowała dzisiaj swoja wolę. Za cel obrała sobie wyżej wymienione skały. Gdy do nich dojdzie, to droga powietrzną jak najszybciej wróci do swojej przytulnej jaskini i rozpali sobie w niej ogień, żeby się ogrzać. Na razie jednak brnęła przez śnieg patrząc na smętne o tej porze roku drzewa w Szumiącej Dolinie. Pomyślała, że byłoby to naprawdę przyjemne miejsce, jak tylko liście pojawią się na drzewach... Z takimi błahymi rozmyślaniami kontynuowała swoją wędrówkę ku zahartowaniu nieodpornego na chłody ciała.

: 14 sty 2014, 21:49
autor: Bremor
Pustynny okazał się troszkę szybszy. Troszkę dużo, bo właśnie okazało, że się że szczycie owych skał zasiadał już od trochę dawna. Wyglądało na to, że był czymś bardzo zajęty, bo nawet nie zauważył wspinającej się na szczyt uzdrowicielki. Był do niej obrócony grzbietem i siedział tak jakby na boku uda i coś tam majstrował w ukryciu.
Ciekawe co kombinował. Była noc, a księżyc jasno świecący z akompaniamentem niezliczonych gwiezdnych chmur rozświetlał okolicę srebrzysto białym blaskiem. Wzgórze było ciche, powietrze mroźne, a śnieg iskrzył się jak zaczarowany. Wszędzie panowało dziwne odrętwienie. Nawet lekki wietrzyk tutaj nie zaglądał.

: 15 sty 2014, 18:50
autor: Lśnienie Świtu
Lśnienie nie spodziewała się spotkać jakiegokolwiek smoka o tej porze, a na pewno nie Pustynnego. Nie trudno było go rozpoznać, bowiem doskonale pamiętała jego obraz. Zatrzymała się, przez chwilę przypatrując się grzbietowi samca. Cóż takiego robił sam, na szczycie skał?
Miała szczęście, że księżyc świecił dzisiaj tak jasno, dzięki temu widziała doskonale całego smoka wśród iskrzącego się śniegu. Zastanowiła się, czy czasem nie było mu zimno tak siedzieć niemal w bezruchu.
Ruszyła więc ku niemu, ale nie próbowała ukryć swojej obecności. Biały puch skrzypiał, kiedy zanurzała w nim łapy. Nim zupełnie się do niego zbliżyła, w ciszy nocy rozległ się też jej głos.
Witaj Pustynny. Sporo czasu minęło...
Przywołała na pysk uśmiech, więc gdy zrównała się z nim wydawała się być całkiem pogodna. Gdy spojrzała na jego profil, uznała, ze zdecydowanie wydoroślał, ale chyba to samo można było powiedzieć o niej. Księżyce płynęły i smoki się zmieniały, nie tylko fizycznie.

: 15 sty 2014, 21:04
autor: Bremor
Uszy Pustynnego wychwyciły chrzęst śniegu i momentalnie uniósł głowę. Ślepia, które w świetle dnia były żółte, teraz odbijały wyłącznie białe światło i wyglądały wręcz drapieżnie. Gdyby nie zaskoczenie, pewnie uśmiechnąłby się od razu, ale najpierw musiał przyjrzeć się samicy, która go nawiedziła, żeby rozpoznać w niej... dawno poznaną Niezłomną.
Dopiero teraz wargi kleryka wygięły się w szczery uśmiech.
Niezłomna... – zaczął nie wiedząc co dalej rzec. Był tak szczęśliwy, że znowu ją zobaczył, że odebrało mu mowę. – Jej... Co za spotkanie. Co tutaj robisz w nocy?
Zapytał i powstał, jednak prawą przednią łapę trzymał w powietrzu nie opierając jej na ziemi. Bystre oczy Uzdrowicielki nie zauważyły krwi, ani jakiś uszkodzeń, ale intuicja i doświadczenie mówiły jej, że coś było jednak z nią nie tak, skoro smok nie wspierał się na niej.

: 15 sty 2014, 21:44
autor: Lśnienie Świtu
Szczerze powiedziawszy po ostatnim przypadkowym spotkaniu z Ziemną, spodziewała się naprawdę różnych reakcji. Od chłodnego przywitania, po nawet wrogość, ale nie spodziewała się radości na swój widok. Musiała przyznać, że zrobiło jej się... ciepło na serduchu. Ostatnio przywykła, że smoki są do Ognistych raczej źle nastawione.
Uśmiech rodził uśmiech, dlatego odsłoniła kły odwzajemniając radość Pustynnego, ale w jej pyszczku widać było cień zaskoczenia.
Mogłabym zapytać o to samo – odparła żartobliwie i dopiero wtedy wyłapała pewną nieprawidłowość w zachowaniu kleryka. Momentalnie spoważniała i podeszła bliżej, bezpardonowo zniżając głowę, by móc przyjrzeć się jego łapie.
Wszystko w porządku? Coś się stało? – uniosła pysk zaglądając w oczy samca, chcąc doszukać się wszystkiego, czego nie wyczytała na pierwszy rzut oka. Jej głos nie był jednak ciepły, miał w sobie twardą nutę determinacji.
Ktoś cię zranił?
Jedni mogli uważać ją za oschłą, albo po prostu chłodną w obyciu, ale prawda była taka, że Niezłomna, albo raczej Lśnienie, miała w sobie dużo zrozumienia i ciepła dla tych, których darzyła choćby szczątkową sympatią. A smoków takich było niewiele, gdyby chciała je policzyć byłoby ich mniej niż palców u łapy.

: 15 sty 2014, 22:07
autor: Bremor
Pustynny był przyjaźnie nastawiony do każdego smoka. Niezłomną bardzo polubił, bo miała w sobie wiele życzliwości i dobroci w sercu, która była rzadka w jej stadzie.
Kiedy samiczka opuściła łeb do jego łapy spojrzał w dół i uniósł ją.
To nic takiego. Kilka igieł powbijało mu się w nią, kiedy lądowałem nieopodal. Pod śniegiem były ukryte jakieś ciernie.
Sytuacja była dość komiczna dla obserwatora z boku.
Nie słyszałaś mojego wrzasku? – zapytał i cicho się zaśmiał, ale to prawda. Wydarł się na całe gardło, bo igły naprawdę boleśnie powbijały mu się w poduszeczki.
Oczom Lśniącej ukazało się jeszcze pięć wystających, cienkich igiełek i chyba dwie złamane, bo wystawały tylko na kilka milimetrów.

: 17 sty 2014, 0:46
autor: Lśnienie Świtu
Życzliwości i dobroci także w jej stadzie próżno było szukać, a już na pewno nie dla obcych. Właściwie nie raz zastanawiała się, dlaczego ona sama jest... trochę inna. Przecież wychowały ją smoki Ognia i sama także czuła się Ognistą, a jednak czuła, ze raczej nie przesadza w żadną stronę.
Zaśmiała się na na pytanie Pustynnego i pokręciła przecząco głową.
Nie, nie słyszałam, ale może dlatego, że jeszcze parę chwil temu, tam w dole wiał wiatr. Pokaż...
Chwyciła ostrożnie jego łapę odwracając opuszkami ku górze. Na jej pysku odmalowało się skupienie. Rozbudziła w sobie maddarę, a jej delikatne nici wniknęły w ciało kleryka i bezboleśnie wypchnęły ciernie z ciała. Niewielkie pokrwawione kolce znaczyły teraz biel śniegu wraz z kilkoma kroplami żywej czerwieni.
Zdarza się najlepszym – uśmiechnęła się krzywo i puściła łapę samca. – Pytałeś, co tu robię, otóż staram się zahartować. Chłód ostatnio strasznie mnie męczy. – Jakby na potwierdzenie tych słów otuliła grzbiet ciaśniej skrzydłami. – Ale Ty w kocu nie powiedziałeś co tu robisz, prócz tego, ze niefortunnie wpadłeś w ciernie.
Przechyliła na bok pysk i w półmroku błysnęły białe kły oraz złote oczy. Próżno jednak było szukać u niej wylewności... cóż, nigdy taka nie była, choc bez wątpienia zyskała więcej pewności siebie.

: 17 sty 2014, 20:51
autor: Bremor
Poczuł wielką ulgę, że mu pomogła. Pomachał łapą i położył ją w śnieg. Chłód od razu przyniósł ulgę uśmierzając nieprzyjemną resztkę bólu. Zagoi się w mig.
Dziękuję. Jak to dobrze mieć znajomych uzdrowicieli... – uśmiechnął się do niej i szturchnął ją nosem w szyję.
Z tym hartowaniem to uważaj, bo jeśli jest ci zimno, to nawet dwa księżyce wędrówki po tym mrozie niczego nie zmienią – powiedział przyglądając się jej i jej ciasno złożonych przy ciele skrzydłom. Samiczka była naprawdę zziębnięta.
Uniósł prawe skrzydło. Było naprawdę ogromne – jak u powietrznych smoków.
Co prawda nie jestem zbyt gorącym samcem, ale możesz spróbować ogrzać się przy mnie – zaproponował z rozbawieniem i wskazał nosem wolne miejsce przy swoim boku. Poczekał z odpowiedzią na jej pytanie aż samiczka zdecyduje czy skorzysta z jego propozycji.

: 19 sty 2014, 12:29
autor: Lśnienie Świtu
Pustynny już od pierwszych chwil, kiedy go poznała, wydawała jej się bardzo... swojski. Inny od smoków Ognia, ale i inny... od wszystkich innych. Może naprawdę powinna szukać sobie przyjaciół wśród wspólnej profesji, bowiem wychodzi na to, ze to właśnie uzdrowiciele są najbardziej wyrozumiali i skorzy do przekraczania barier.
Gdy tknął ją nosem w szyję, przypomniało jej się ich pierwsze spotkanie. Wtedy to ona zrobiła podobny gest. Uśmiechnęła się odrobinie melancholijnie.
Nam uzdrowicielom, raczej rzadko potrzebna jest pomoc drugiego uzdrowiciela. Właściwie trochę nad tym ubolewam, ale... – Machnęła lekceważąco łapą – ...swojej ścieżki już nie zmienię.
Westchnęła ciężko słysząc, że jej próby zahartowania mogą nie wiele dać. Czyli ćwiczy się na próżno? Trudno, spróbować zawsze warto.
Nie pocieszyłeś mnie. Liczyłam, ze może to coś zmieni... – Spojrzała odrobinę zdziwiona na wielkie skrzydło, które zawisło nad ziemią, a dalsze słowa samca jeszcze bardziej ją zdziwiły i ku jej własnemu zaskoczeniu, chyba trochę zawstydziły. Jednak skrzętnie ukryła to pod maską rozbawienia. Jedynie długi ogon zaczął żyć własnym życiem kreśląc w śniegu wężowe wzory.
Czyli przeziębimy się razem, a potem będziemy się wzajemnie leczyć? Świetnie, tego jeszcze nie robiłam.
Wzruszyła barkami i zbliżyła się do Pustynnego, by po chwili wsunąć się pod jego skrzydło. Przez chwilę nie czuła różnicy w temperaturze, ale w końcu, kiedy jej własne łuski trochę się rozgrzały, wyczuła, że samiec jest całkiem ciepły. Mimowolnie zadrżała właśnie przez to uczucie ciepła, a potem zaśmiała się ukrywając cień zakłopotania. Zerknęła na Pustynnego z nieco zadziornym uśmiechem.
Dlaczego zostałeś uzdrowicielem? Dlaczego nie magiem, albo łowcą?
Nie zapytała o wojownika, bo Pustynny jakoś nigdy nie pasował jej do tej profesji. Był zbyt... spokojny. A może po prost jeszcze słabo go znała?

: 19 sty 2014, 12:50
autor: Bremor
Wiesz... ja nie lubię widoku krwi – powiedział całkiem poważnie, chociaż to wyznanie rozbawiło jego samego. Miał świetny humor.
Chociaż to dobrze ukrywał, poczuł się nieco dziwnie, kiedy poczuł przy swoim boku jej gładkie łuski. Na razie nie potrafił określić dlaczego, ale to było ciekawe uczucie. Ogon Pustynnego, tak jak Świtu, ruszał się w śniegu i kreślił na nim podłużne, kręte ślady, co było wynikiem jakiegoś zakłopotania.
Nie mniej ciepełko, które również on poczuł, było bardzo przyjemne.
Tak jak ty, nie zmienię już swojej ścieżki. Ojciec mi powiedział kim zostanę i tego się trzymam. Mam nadzieję, że go nie zawiodę – uśmiechnął się do niej delikatnie i dmuchnął ciepłym powietrzem w jej nozdrza. Jego wzrok przeszedł po jej nosie, zahaczył o bystre, lecz pełne spokoju, oczy, i zatrzymał się na jej ciemnych kolcach wyrastających jakby z kręgosłupa.
~ Ciekawy widok... – pomyślał przyglądając się im z zainteresowaniem. Podniósł głowę i obwąchał je. To była kość, czy ozdobna chrząstka... Chrząstki są pycha... – dodał w myślach i roześmiał się cicho.

: 19 sty 2014, 13:10
autor: Lśnienie Świtu
-To zostanie uzdrowicielem też niezbyt powinno ci odpowiadać – zauważyła rozbawiona- Tyle co się uzdrowiciel napatrzy się na krew, to nie wiem czy jakikolwiek wojownik, albo łowca widzi w swoim życiu więcej.
Lśnienie wiedziała jednak, co Pustynny miał na myśli mówiąc, ze nie lubi widoku krwi. Po prostu nie mogła powstrzymać się od komentarza.
Ciche westchnienie przyszło razem z myślami o tym, ze i ona kiedyś miała zostać tym, kim chciał jej ojciec, jednak postąpiła inaczej. Nie z przekory, a z chęci pokazania, że nigdy nie odbierze nikomu tego, na co zapracował tak ciężko. Trud poświęcenia opłacił się, bowiem teraz relacje z Nieśmiertelną były takie, jakich nigdy by sobie nie wymarzyła.
Mój ojciec pragnął dla mnie ścieżki maga... – powiedziała cicho, ale bez wcześniejszego entuzjazmu, który zdawał się odrobinę przygasnąć. Także jej spojrzenie, na chwilę oderwało się od oczu samca. I choć patrzyła gdzieś w bok, to ciepły oddech zmieszany z wonią Pustynnego załaskotał ją w nozdrza. Zmarszczyła nos i już miała coś powiedzieć, kiedy uzdrowiciel uciekł spojrzeniem gdzieś w górę, a potem po prostu przysunął nos do jej głowy. No to teraz Lśnienie poczuła się już zupełnie dziwnie. Do tego stopnia, że parsknęła śmiechem zniżając odrobinę łeb.
Co robisz? Mam nadzieję, ze nie masz zamiaru mnie pożreć? – Łypnęła na niego z pod byka, który był wymuszony, bowiem nie uniosła głowy. Nie wyglądała jednak na oburzoną, a raczej rozbawioną. Wtedy też dało się wyzuć cień zakłopotania, który odbił się w błyszczących oczach.

: 19 sty 2014, 13:37
autor: Bremor
Jej ojciec był dziwny i prawdę mówiąc chyba dopiero teraz zrozumiał parę rzeczy, których nie dostrzegał, kiedy spotkali się razem w świątyni. Prorok popełnił wielki błąd i relacje między nimi stały się bardzo napięte. Od tamtego czasu się nie widzieli i całe szczęście dla Pustynnego, bo jak mógłby się obronić przed Pasterzem? Ale nie kłopotał się tym. Żył z dnia na dzień i korzystał z życia jak mógł. Lśnienie Świtu była jedną z niewielu znajomych, przy których mógł zapomnieć o troskach i porozmawiać szczerze. I szczerze się też zachowywać.
Tak jak teraz, kiedy prawie właził jej na głowę. Położył łapę na jej czole, tak między oczami.
Spokojnie... Jestem klerykiem, chcę tylko coś sprawdzić – zaśmiał się przyglądając się jej kryzie z ciemnych kolców. Dotknął drugiego z rzędu językiem. Był twardy i zimny, więc chyba był kością. Aby się upewnić, otworzył pysk i delikatnie zahaczył o niego ostrymi kłami. Nie wyrządził jej żadnej krzywdy, ani nie zostawił śladu na kolcu.
Cofnął głowę i cofnął łapę z jej czoła.
Piękna jest ta twoja kryza – powiedział zachwycony. – Gdyby była z chrząstki, pewnie bym sobie ją skubnął – roześmiał się głośno. Jego ogon trącił ogon świtu i gdy tylko napotkał przeszkodę od razu się o nią owinął. Kiedy zaś poczuł, że owa przeszkoda porusza się, obrócił głowę i popatrzył za siebie.

: 20 sty 2014, 12:20
autor: Lśnienie Świtu
Lśnienie sama uważała, że jej ojciec jest trochę dziwny, ale uparcie wierzyła w to, ze wszystko co robi, ma swój cel. Czasem zwątpienie przesłaniało jej ślepia, ale w końcu i tak zawsze dochodziła do tych samych wniosków... że nic nie dzieje się bez przyczyny, a już na pewno nie w materii Zemsty.
Swoją drogą dawno się nie widzieli. Nie był na jej ceremonii... właściwie z bliskich jej smoków był tam tylko Jad. Obiecała sobie jednak nigdy nie doszukiwać się w tym powodów do smutku.
Co się tyczyło Pustynnego... Tak na dobrą sprawę nigdy nie poznali się zbyt dobrze. Rozmawiali parę razy, ale najbardziej zbliżyła ich chyba właśnie rozmowa w świątyni. Lśnienie nie czuła się źle w towarzystwie tego ziemnego, choć teraz kompletnie zbaraniała, nie spodziewając się po im takiej otwartości. Jako pisklę, uzdrowicielka miała mały kontakt z rówieśnikami, dlatego takie zabawy wydawały jej się czymś obcym, co nie znaczy, ze nie przyjemnym. Cóz, po prostu nikt do tej pory nie podgryzał jej kolców.
Jeszcze bardziej opuściła głowę, zamykając oczy, kiedy położył jej łapę na pysku. Zaśmiała się słysząc usprawiedliwienie i odczekała cierpliwie. Nie mogła jednak powstrzymać chichotu, który cisnął jej się do pyska. Niesamowite, chichocząca Lśnienie!
Polizania nie poczuła, jako ze kość była po prostu martwa, ale już zahaczenie zębami było jak najbardziej wyczuwalne, choćby przez delikatne wibracje.
Nie żryj mnie! – pisnęła udając przestraszoną, ale wtedy też samczyk odsunął łapę i mogła się wyprostować. Spojrzała na niego błyszczącymi rozbawieniem oczami. Komplementu wysłuchała z prawdziwym zaskoczeniem.
Dziękuję? – Zmarszczyła pyszczek i szturchnęła Pustynnego w bok pyska własnym nosem – I kamień spadł mi z serca, że nie jest z chrzęści. Nie chciałabym być konsumowana.
Poziom idiotyzmu tej rozmowy spowodował, że smoczyca parsknęła głośnym śmiechem, który rozniósł się w ciszy nocy po całych skałach. A więc śmiali się razem, radośnie i niefrasobliwie. Kiedy napad radości osłabł poczuła na swoim ogonie ciepło... Zamrugała i zrobiła dokładnie to samo co Pustynny – spojrzała za siebie. Dwa zawinięte wokół siebie smocze ogony leżały sobie w śniegu... Właściwie niby nic, jednak...
Jak ta dalej pójdzie, naprawdę uznam, że chcesz mnie wchłonąć!
Syułacjia stała się dla Lśnienia niezręczna, bowiem nigdy jeszcze nikt nie przytulał jej w taki sposób. A te ogony... smoczyca kojarzyła tylko z zachowania Furii i Orła, którzy byli parą, przez co gdyby mogła, zarumieniłaby się po koniuszki kolców.

: 20 sty 2014, 19:45
autor: Bremor
On także nie wiedział co ma teraz zrobić. Przeprosić? Obrócić to w żart? On nigdy nie widział pary smoków z tak zawiniętymi ogonami, ale to nie znaczy, że nie skojarzyło mu się to z jakoś związanymi ze sobą samcem i samicą. To krępująca sytuacja i całkowicie przypadkowa, bowiem jego ogon czasem działał sam. Gdyby wiedział co zrobi, to by na nim usiadł.
Nie mniej to ciekawe uczucie owijać się ogonami. Troszkę go to zaintrygowało, ale ukrył to pod maską zakłopotania.
Jak tak dalej pójdzie, to każę sobie amputować ogon... – rzekł niby poważnie. Czubek jego ogona uniósł się jakby trafiony gromem i odwinął się od końcówki ogona samiczki, a następnie zanurkował pod zaspę.
Popatrzył na Lśnienie i zaśmiał się głośno. Nie mógł utrzymać tej poważnej miny. Nie przy Świcie, którą poznał z tej pogodnej strony. Uzdrowicielka mogła zauważyć radosne iskierki w żółtych ślepiach kleryka. Byli w tym samym wieku i może dlatego tak dobrze się ze sobą bawili.