OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
– Taka już moja uroda, w parze z tym głosem. – wtrącił, a jakżeby inaczej, płasko i bez uśmiechu. Wzruszył lekko skrzydłami, choć w środku z każdym następnym księżycem coraz bardziej odrobinkę wzrastała w nim wewnętrzna frustracja tym, że w przeciwieństwie do innych nie może nikomu posłać uniwersalnego uśmiechu, którym obdarowywały go dosłownie wszystkie inne smoki. Jak Korozja sobie radziła z tym problemem?Dalszej myśli Śwista nie rozwinął, tylko jej przytaknął. W końcu jego pogląd na tę sprawę był już wcześniej właśnie taki, o jakim mówił Świst.
Później z ciekawością zaczął się przysłuchiwać jego krótkiej opowieści o tacie. Troszkę mu szczęka opadła, gdy ten opowiadał o nim takie rzeczy. Kto by pomyślał, Świst widział ojca Khamsina na swoje własne ślepia! Ah, jakże chciałby się zamienić z nim rolami, choć na tamto jedno spotkanie. Przydreptywał już w miejscu przednimi łapami w oczekiwaniu na to, aż będzie miał czas na swoją wypowiedź. Wytrwał jednak cicho do samego końca opowiadania półmorskiego. W międzyczasie przejechał górną częścią swojej łapy przy własnych nozdrzach, bo czuł, że w nich zbierała się już ta niewdzięczna woda.
– Hm. Skoro jednak faktycznie mój tata spędzał sporo czasu z twoim, to dziwne, że go nie skojarzył wcześniej. – zaczął jeszcze siedząc spokojnie, ale nie mogąc się powstrzymać podskoczył pionowo w górę, radośnie trzepocząc skrzydłami. – Ale – łoł – to jednak brzmi bardzo super. – Chwilę zajęło mu się uspokojenie i ułożenie myśli, ale wciąż nie aż tyle czasu, którego potrzebował wcześniej Świst na przetworzenie bezpośredniego wyznania półpustynnego.
– To, co powiedziałeś; pamiętam, że jednej nocy mama mi mówiła dokładnie to samo. I że tata... Błysk Przeszłości, jej to też powiedział. – Rety, zdawało mu się teraz, że praktycznie prawie wszyscy tu wokół mieli szansę się z nim spotkać i porozmawiać, tylko nie on i rodzeństwo. No ale cóż, taki już kapryśny był los. Powiedział sobie w głowie nawet, że jego ojciec mógł być dla niego tylko... błyskiem przeszłości. Heh.
Dobry humor go nie opuszczał. Dlatego po tym, gdy Świst się zapytał o bycie wielkim, Khamsin po prostu się wyprostował i wstał. Znów z góry popatrzył się na znacznie niższego samca i stał tak w bezruchu parę uderzeń serca.
– Nie no, w pewnym sensie już jestem wielki. – Nie wytrzymał i to powiedział. Zaczął się śmiać poprzez uderzanie swoimi skrzydłami o boki swojego torsu i częstując rozmówcę paroma płaskimi "hehe" wydobywającymi się z gardła. – ....więc, wszystko jest możliwe.
Syn Przygody