Strona 1 z 33

: 10 sty 2014, 19:34
autor: Moderator
Droga niegdyś była często uczęszczana przez elfie plemiona oraz pojedyncze smocze osobniki. Jest ślepą uliczką, bowiem w którymś momencie urywa się i zanika. Została pożarta przez gęstą roślinność Dzikiej Puszczy. Drogę tą trudno dojrzeć między gęsto rosnącymi drzewami. Wije się ona we wszystkie strony i podążanie nią to też nie lada wyzwanie. Jedynie dla łowców nie stanowi to problemu. Im bliżej końca ścieżki, tym okolica staje się coraz bardziej ponura oraz ciemna – korony drzew hamują wszelkie światło. W najciemniejszych miejscach nawet w środku dnia panuje półmrok.

: 17 sty 2014, 22:21
autor: Esencja Przeszłości
Esencja Maddary
Wysłany: 2013-12-27, 00:39
A: S: 1| W: 1| Z: 4| I: 5| P: 3| A: 3
U: MA,MO,S,P,B,L,O,A,Skr,Śl,Kż,M: 3| W: 4| MP,Lecz: 6
Atuty: Szczęściarz,Chtry Przeciwnik,Konsyliarz,Utalentowany,Magiczny Śpiew
Wędrowałam Dziką Puszczą, mijając bardziej lub mniej znajome miejsca. Szukałam tego jedynego, które niegdyś obudziło we mnie dozę ciepłych uczuć, chociaż i tak nie mogło się równać z urokliwym zakątkiem, jakim był Smoczy Grzbiet. Jednak nie mogłam i nie chciałam tam iść, dlatego szukałam tej niewielkiej polanki o nieregularnym kształcie, porośniętej wiekowymi jodłami i świerkami, wiecznie zielonymi.
Rozmyślałam o niedawnym spotkaniu, które odbyło się na skałach, zwanymi Pokojem. Moim pierwszym. Obfitowało ono w wiele wydarzeń, do których miałam mieszane stosunki. Czy to były te zmiany, które zawyrokowałam Pobłyskowi Srebra? Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na to pytanie. I to zachowanie młodych, witanie przybyszów zza bariery, jakby byli co najmniej naszymi bohaterami. Ofiarowanie im podarków! Za co? Za to, że się pojawili? A cóż oni dadzą Wolnym? Cierpienie i niepewność? Nie wiedziałam, ciężko było rozszyfrować nowych członków wspólnoty... Jak to wszystko się potoczy.
I Nieokiełznane Wody... mój ukochany, który nigdy mój nie będzie, prócz tych krótkich chwil, które niegdyś ze sobą dzieliliśmy. Teraz nawet to przepadło. Jego niechęć do mnie utrzymywała się od czasów, gdy spotkałam się z Nieśmiertelnym Ogniem. Jaki miał do mnie stosunek?
Nie chciałam o tym myśleć, inaczej mój umysł stawał na krawędzi szaleństwa. Tyle się wydarzyło... Tyle się zmieniło!
Kim byłam? Uzdrowicielką, matką... a teraz babką. Przemijałam, w końcu nikt nie będzie o mnie pamiętał, nawet moje własne pisklęta i ich potomkowie...
Warknęłam cicho, przeskakując nad śnieżną zaspą i wychodząc tym samym w poszukiwane miejsce. Westchnęłam, kołysząc ogonem i podeszłam do starej jodły, pod którą ułożyłam się niemal bezszelestnie, zwijając się w kłębek i opierając łeb na łapach.

Instynkt Zabójcy
Wysłany: 2013-12-27, 01:11
A: S: 1 | W: 1 | Z: 3 | I: 1 | P: 2 | A: 1
U: B,S,P,L,O,A,W,MO,MA,MP,M: 1 | Śl: 2 | Kż,Skr: 3
Atuty: szczęściarz, pamieć przodka, tropiciel
Wolne Stada były wielką niewiadomą, a jednak były tak znajome. Łowca wędrował tymi terenami, nie raz. Jego łapy machinalnie wystukiwały już rytm tych terenów, ich własną pieśń. Każde miejsce grało swą własną, przepełnioną mistycyzmem melodie, która wypełniała uszy Mawgana.
Tak, Mawgan... On jak dla Niego Wolne Stada były tak znajome, a zarazem tak nieznane. Poszukiwał kogoś? Poszukiwał siebie z każdym spojrzeniem, oddechem, myślą i krokiem. Każde tchnienie, które wdzierał w własne ciało było jego kreacją, jestestwem, samotworzeniem się, tworzeniem samym w sobie. Jego formą i aurą. Spojrzenie, tak zimne, tak nieodgadnione, powieki przykryte śnieżnobiałą grzywa, pod którymi lazurowe, przeszywające ślepia niczym oczy ślepca wypatrywały nadziei w mroku. Cień był domem, a mrok przewodnikiem. Własne łapy poprowadziły go tutaj na Liściaste Rozstaje, było to jedno z pierwszych miejsc, w które zawędrował. Ale pierwsze, w którym nie musiał się ukrywać. Co prawda dawne przyzwyczajenia zostały, postawa, którą przybierał, lekkość, bezszelestność kroków, które stały się Jego cechą.
Bezszelestnie podkradł się do smoczycy, która przykuła jego uwagę na nieco dłuższy moment niż wszyscy. A może tak mu się tylko zdawało? Zresztą, to bez znaczenia.
Atramentowy samiec przysiadł na odległym krańcu polany i utopił zimne, beznamiętne spojrzenie w nieznajomej. Obserwował, czuwał i poznawał. Jej zapach wypełnił nozdrza. Nie odwrócił spojrzenia choćby na moment, nie starając się pozostać w ukryciu.

Esencja Maddary
Wysłany: 2013-12-27, 01:30
A: S: 1| W: 1| Z: 4| I: 5| P: 3| A: 3
U: MA,MO,S,P,B,L,O,A,Skr,Śl,Kż,M: 3| W: 4| MP,Lecz: 6
Atuty: Szczęściarz,Chtry Przeciwnik,Konsyliarz,Utalentowany,Magiczny Śpiew
Leżałam niemal nieruchomo, owiewana przez mroźne powietrze i śnieg, który kładł się na moim ciele, mieniąc się wszystkimi kolorami tęczy. Oddychałam spokojnie, starając się zapanować nad gonitwą nieprzyjemnych myśli. Naprawdę, czasami miałam dosyć rozważania wszystkiego w najmniejszych szczegółach, unieszczęśliwiając się tym samym na własne życzenie. Dlaczego nie mogłam brać życia takim, jakim było? Czerpać z niego, ile tylko mogłam, nie przejmując się konsekwencjami i myślami innych? Zmiana, która zaszła we mnie od momentu wskrzeszenia nie podobała mi się, ale nie miałam już sił z nią walczyć. Pogłębiająca się depresja i samotność, na którą byłam skazana nie pomagała mi w tej nierównej walce. Pisklęta dorastały i odchodziły, już nie długo nie będę nikomu potrzebna, a jedynym czym będę, to nauczycielem, smokiem, którego można wykorzystać do osiągnięcia swego celu. Warknęłam gardłowo na tą niespodziewaną myśl, podwijając gadzią wargę. Ogon uderzał niespokojnie o pień drzewa, przy którym leżałam.
Wtedy poczułam dreszcz, ognisty, niepokojący, który przepłynął przez me ciało. Zaalarmował mnie... instynkt, instynkt drapieżcy, bo nim byłam, nie zależnie od tego, kiedy zmieniłam rangę, to nie pokojowy nurt życia był moim przeznaczeniem.
Słaba woń dotarła do mych nozdrzy z mroźną masą powietrza, mieszająca się z aromatem zamarzającej żywicy.
Poderwałam łeb, czując, jak grzywa plącze się pomiędzy sześcioma rogami, tworzącymi kryzę na mym łbie. Zmrużyłam czarne ślepia, czując, jak błękitne źrenice zwężają się niebezpiecznie. Przeczesałam ścianę lasu w poszukiwaniu intruza. I dostrzegłam go na drugim krańcu polany. Stał tam, ciemny, chłodny i nieruchomy, patrzący jasnymi ślepiami ku mnie. Mimowolnie w mej gardzieli narósł warkot, który wypłynął przez zaciśnięte szczęki. Uniosłam się lekko, z gracją na łapach, zniżając łeb i badawczo przyglądając się przybyszowi. Nie ruszyłam się, czekałam na jego ruch.

Instynkt Zabójcy
Wysłany: 2013-12-27, 01:47
A: S: 1 | W: 1 | Z: 3 | I: 1 | P: 2 | A: 1
U: B,S,P,L,O,A,W,MO,MA,MP,M: 1 | Śl: 2 | Kż,Skr: 3
Atuty: szczęściarz, pamieć przodka, tropiciel
Atramentowa barwa łusek złowróżbnie kontrastowała z bielą wypełniającą krajobraz. Ślepia wciąż nie poderwane wiatrem, odgłosem otoczenia, ruchem drzew spoczywały utkwione w licach ów smoczycy, której postać jawiła się Mawganowi w oddali. Majacząca sylwetka, która zmywała się ze śniegiem i może to tak przykuło wzrok Zabójcy niż sama postać sama w sobie?
Grzywiasty siedział w bezruchu, obserwując. Nagle jego wargi wydęły się w odrażającym uśmiechu pożółkłych kłów. Ale czy ten uśmiech mogła dojrzeć smoczyca siedząca na drugim końcu polany?
Intensywność jego spojrzenia zwiększała się z każdą upływającą minutą. Wiatr targał grzywę, a on stał niewzruszony, niczym posąg ze spojrzeniem utkwionym na zawsze, do zarania dziejów w jednym punkcie. Usłyszał warkot, podłużny. A jednak, Wolni mają w sobie nieco instynktu, jeszcze. Czy go to ucieszyło? I tak i nie. Trochę komplikowało z planem jaki sobie objął, ale przynajmniej... Będzie ciekawiej. Odpychał czerwień krwi, która znów próbowała wypełnić umysł. Poruszył łapą, zbił pazury w śnieg, wystawiając Ją do przodu jak gdyby robił krok. Podkradał się do ofiary?

Esencja Maddary
Wysłany: 2013-12-27, 01:55
A: S: 1| W: 1| Z: 4| I: 5| P: 3| A: 3
U: MA,MO,S,P,B,L,O,A,Skr,Śl,Kż,M: 3| W: 4| MP,Lecz: 6
Atuty: Szczęściarz,Chtry Przeciwnik,Konsyliarz,Utalentowany,Magiczny Śpiew
Obserwowałam z uwagą ciemną sylwetkę na tle bieli burej szarości uśpionych drzew. Samiec stał nieruchomo, niczym wyrzeźbiony z atramentowego kamienia. Płeć jego mogłam poznać po napływającym ku mnie zapachu, mocnym, lekko piżmowym, ale także po sylwetce. Nie wiedziałam, czego ode mnie chciał, po co tak wlepiał we mnie swe oczyska. Prychnęłam, obnażając kły, kiedy ów posąg postąpił jeden kroczek w mą stronę. W tym jednym ruchu było wiele gracji, opanowania, przez co czułam, że mam do czynienia ze zręcznym drapieżnikiem, polującym... A ofiarą miałam być ja.
Uniosłam łeb, prostując się, chociaż pozostawałam czujna, a z mej piersi dobywał się niski pomruk.
– Jeżeli twa skóra ci miła, samcze, lepiej bacz na swe czyny – warknęłam nisko, donośnie, aby me słowa poniósł wicher. Nie bałam się, nie należałam do lękliwych istot. Dawno już nie miałam okazji stoczyć z kimkolwiek pojedynku, a jeżeli ten tutaj sądził, że pozwolę zrobić z siebie ofiarę po raz drugi, to słono się mylił. Nie pozwolę na to, aby strach nade mną wygrał, nie pozwolę na to, by ktoś ponownie nade mną dominował. Wędrówka na równiny czegoś mnie nauczyła... Bezwzględności.

Instynkt Zabójcy
Wysłany: 2013-12-27, 12:47
A: S: 1 | W: 1 | Z: 3 | I: 1 | P: 2 | A: 1
U: B,S,P,L,O,A,W,MO,MA,MP,M: 1 | Śl: 2 | Kż,Skr: 3
Atuty: szczęściarz, pamieć przodka, tropiciel
Nie odwróciwszy spojrzenia, poruszył drugą łapą, niczym się przeciągając i tym samym zbliżając się do smoczycy, siedzącej w oddali. Wiatr, który rozszalał się na polanie targał mu grzywę, która teraz niczym baletnica tańczyła w powietrzu. Nie odczuwał jednak chłodu, wręcz przeciwnie. Czuł ciepło, był rozpalony zaistniałą sytuacją. Dawno nie podkradał się do smoka, niestety.
Kolejny podmuch wiatru przyniósł za sobą głos sylwetki majaczącej pomiędzy śniegiem, jawą i snem. Jeśli mu skóra miła, hmmm.. Chyba nie. Z niebywałą gwałtownością zerwał się na równe łapy, ze spojrzeniem wciąż utkwionym w samicy i skierował ku Niej swe powolne kroki. Napawał się piosenką Wolnych Stad, którą teraz grały jego łapy. Szedł powoli, ważąc każdy krok, nasłuchując i obserwując.
-To tylko mrok, Ja jestem mrokiem. Tak samo jak mnie boisz się nadchodzącej nocy?
Powietrze rozdarł ten sam głos starca, który zapomniał jak mówić. Zachrypiały głos zmęczonego, tnący przestrzeń swym zardzewiałym ostrzem.
Był młodym smokiem aż nadto doświadczonym przez los, nie lękał się śmierci. A ta, być może mogła go spotkać z każdym kolejnym krokiem. Szedł. Z każdą sekundą dostrzegając kolejne detale smoczej sylwetki, która wydawała się być coraz mniej odległa.
Nikł w wichrze śniegu by pojawić się kilka skoków dalej. Jego pysk nie wyrażał żadnych emocji prócz zdecydowania. Biła od Niego pewność siebie tak paradoksalnie idąca w parze z prześmiewczym traktowaniem śmierci. Im bliżej podchodził tym wyraźniej rysowały się blizny pokrywające niemal całe ciało.

Esencja Maddary
Wysłany: 2013-12-27, 13:40
A: S: 1| W: 1| Z: 4| I: 5| P: 3| A: 3
U: MA,MO,S,P,B,L,O,A,Skr,Śl,Kż,M: 3| W: 4| MP,Lecz: 6
Atuty: Szczęściarz,Chtry Przeciwnik,Konsyliarz,Utalentowany,Magiczny Śpiew
Nie poruszyłam się ani o krok, obserwując intruza czujnymi, czarnymi ślepiami. Z każdym jego krokiem słyszałam niemal pieśń jego zręcznego ciała. Podkradał się niemal bezszelestnie, niczym widmo. Było w nim wiele gracji, dlatego zaczęłam sądzić, że musiał znać się na polowaniu całkiem dobrze. Uniosłam wyżej łeb, a na moim pysku pojawił się spokojny uśmiech, który przeczył zimnemu, stalowemu spojrzeniu czarnych ślepi. Łapy ugniatały śnieg pod nimi, a ten również wirował pomiędzy nami, w szaleńczym tańcu. Krew płynęła raźniej w mych żyłach, ale strachu nie odczuwałam. Już dawno go nie czułam. To, co przeżyłam na Równinach uodporniło mnie w dziwny, pierwotny sposób. Słysząc słowa płynące ku mnie, rwane przez wiatr, uśmiechnęłam się szerzej, niemal czule, nie spuszczając ślepi z ciemnej sylwetki. I me ciało zdobiły blizny, za równo po walce na Arenie, jak i po spotkaniu z pierwotnymi Równinnymi. Nie wstydziłam się ich, byłam z nich dumna. Przeżyłam. Uciekłam śmierci raz, powróciłam do życia, nic nie mogło się temu równać.
Przekrzywiłam delikatnie smukły łeb w prawo, postępując jeden zgrabny, płynny krok do przodu.
– Ciemność i mrok nie są mi obce, samcze. Jestem jego częścią, nawet teraz, gdy w chwale powróciło światło płonącej Gwiazdy. Kim niby jesteś, kim wyjątkowym, aby strach miał zakorzenić się w mym sercu? Jesteś Cieniem, ulotną chwilą, która przemija w blasku złotego światła – odezwałam się cichym, nieomal melancholijnym tonem.
Nie lekceważyłam przybysza, nigdy nie okazywałam tej ignorancji. Wiedza jednak, z jakiej gliny jesteśmy ulepieni, z jakiej wody tchnięto w nas życie i który płomień nadał nam ciepło, była ważnym elementem.

Instynkt Zabójcy
Wysłany: 2013-12-27, 21:27
A: S: 1 | W: 1 | Z: 3 | I: 1 | P: 2 | A: 1
U: B,S,P,L,O,A,W,MO,MA,MP,M: 1 | Śl: 2 | Kż,Skr: 3
Atuty: szczęściarz, pamieć przodka, tropiciel
Pożółkłe kły majaczyły w śniegu, a samiec ukazał się jej w pełnej krasie. Był rosłym samcem, o muskularnej budowie, a blizny dodawały jego postaci drapieżności i złowróżbności. To była Jego aura, aura Mawgana, która teraz wdarła się pomiędzy te dwa smoki. Wolnego i Cienistego, który przybył z daleka. Z jego grzywy kapała zimna woda, zalewając mu pysk. Oblizał się paskudnie, zlizując ciecz. I znów z wcześniejszego uśmiechu zostało tylko i wyłącznie wspomnienie, teraz zastąpione przez beznamiętność. Czyja aura okaże się silniejsza?
Zaczęła się pomiędzy nimi rozgrywać machinalna walka charakterów, aur, form, spojrzeń i gestów, którymi afiszowali swoje jestestwo i swoje Ja. Wysłuchał słów smoczycy, przymrużając ślepia.
-Jestem Cieniem, w którym szukasz schronienia. Jestem Cieniem, który towarzyszy Ci cały czas. Śledząc w promieniach słońca i wypełniając w mroku. Pogódź się z tym, smoczyco. Jestem wszystkim co pragniesz i czego się obawiasz. Nie lękasz się śmierci? Wolne Stada nie poznały choćby jej cienia.
Przemówił, mówił cicho, spokojnie. Ważył każdą nutę, którą nakładał na język. Smakował każdy dźwięk swojego głosu, choć tak ponurego i nieprzyjemnego.
Znalazł się kilka skoków od samicy, nie zatrzymywał się. Wsłuchując się w ów melodię, wpatrując się w Jej ślepia.

Esencja Maddary
Wysłany: 2013-12-28, 16:26
A: S: 1| W: 1| Z: 4| I: 5| P: 3| A: 3
U: MA,MO,S,P,B,L,O,A,Skr,Śl,Kż,M: 3| W: 4| MP,Lecz: 6
Atuty: Szczęściarz,Chtry Przeciwnik,Konsyliarz,Utalentowany,Magiczny Śpiew
Nie zatrzymałam się, tylko ruszyłam wolnym, zgrabnym krokiem poprzez połać śniegu, chcąc skruszyć odległość, która nas dzieliła. Nie odczuwałam strachu, ani zwątpienia, nie w tej chwili. Byłam zaintrygowana, ale także... było coś więcej. Nie rozumiałam tych uczuć, bo od dawna nie dopuszczałam ich do siebie, ale nie przystawałam, tylko pozwoliłam się mu prowadzi. Czarne ślepia utkwione miałam w dwóch okruchach jasności, zimnej i beznamiętnej. Skrzypienie śniegu wibracjami zagłębiało się w me ciało, wiatr zdzierał ze mnie niezgrabność. Długie uszy poruszyły się, gdy dotarł do nich głos samca. Był intrygujący, a jego mowa była mi bliska, kiedyż to ostatnio mogłam w podobny sposób poddać się instynktowi? Dawno, dawno temu, zbyt dawno.
Błysnęły białe, zakrzywione kły, gdy odsłoniłam je w drapieżnym uśmiechu, który łączył w sobie dziwną mieszankę czułości, jak i melancholii. Jak to możliwe, że w tym jednym geście można zawrzeć aż tak wiele?
– Nie wiesz, czego pragnę i nie wiesz, czego się lękam, samcze. Śmierć dotyka każde z nas i tylko wybranym dane jest się jej sprzeciwić. Ale śmierć... jej woń, cień, zbyt długo nad nami ciążyła – mój głos, spokojny, wręcz... melancholijny, rozbrzmiał w wirach wiatru. Dostrzegałam niemal każdy szczegół sylwetki intruza, fasetki łusek, jasną grzywę, bruzdy zarówno szpetne, jak i piękne.
– Jestem wodą, dającą życie i ogniem, co spopiela w swej furii, dwa żywioły, w których występuje zarówno światło, jak i cień – dodałam ciszej, stając na przeciw niego, prostując długą, smukłą szyję, by móc spojrzeć w te jasne plamy w cieniu.

: 24 sty 2014, 22:07
autor: Instynkt Zabójcy
Instynkt pchał samca dalej, kroki stawiały się same w tym pełnym niezgrabności i gracji geście, zbliżał się, szedł może i w objęcia śmierci?
Nie lękał się, Zabójca nigdy się nie lękał. Carpe diem, taksował ów Wodną smoczycę nieodgadnionym spojrzeniem. Pełnym złości, żalu, dobroci, zła, podniecenia, niechęci, obrzydzenia, uczucia i beznamiętności. Nie zatrzymał się, zaszedł Ją od boku, mając łeb na wysokości jej ogona, odwracając go wsłuchiwał się w słowa, smakując Je zmysłami.
-Wgryzę się w Twoją krtań, już za kilka chwil. Zasmakuje Twojej krwi, nie zabije Cię ale zranię. Nie odczuwasz napięcia płynącego z takiego przeżycia? Oddaj się instynktom, to one popchnęły Cię aż tutaj. Stoisz ze mną skrzydło w skrzydło, bark w bark. Moje spojrzenie odwraca Twoje. Nie obawiaj się, jestem "tylko" Cieniem..
Ton głosu Atramentowego zmieniał się z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem, ślepia zaszły mgłą szaleństwa, obłędu, krew zalała umysł. Znów zlizał ciecz, wodę, która spływała mu z pyska. Nie odrywał od Niej spojrzenia, dlaczego miałby? Jest tylko Cieniem, prześladowcą, fantazją, finezją.
Każdy gest smoka był przepełniony dziwną drapieżnością, lubością, w której tonął każdy jego ruch. Zakrzywione rogi lśniły w świetle księżyca, który zagościł na nocnym niebie wypełnionym milionami gwiazd, z której każda zdawała się patrzeć na tą dwójką nie kryjąc nieprzychylności swojego spojrzenia. Instynkt miał ochotę dać im wszystkim i każdej z osoba bezceremonialnie w pysk. Obserwował, prowokował, a teraz wyczekiwał tego, co postanowi pachnąca Wodą samica, stojąca tuż obok.

: 24 sty 2014, 22:27
autor: Esencja Przeszłości
Każdy krok stawiałam lekko, ale i ze spokojem, jedynie mój ogon falował delikatnie, niczym poruszany przez mroźny wiatr, który kotłował się między nami. Nie spuszczałam ślepi z ów samca, obserwując go uważnie. Nie wszystkie uczucia, które zdołałam wyczytać z jego spojrzenia były dla mnie zrozumiałe, być może dlatego, iż były tak sprzeczne ze sobą, że tworzyły zupełnie nowe spektrum, nie obce mi, ale zbyt zaskakujące podobieństwem tego, co sama odczuwałam.
Kiedy samiec nie zatrzymał się, a przepłynął obok mnie, poczułam mimo chłodu gorąc buchający od jego ciała, który uderzył w mój pokryty łuską bok. Pierzaste skrzydło poruszyło się delikatnie, a ogon musnął pierś samca, gdy przeszedł mnie gorący dreszcz, słuchając jego słów. Odwróciłam lekko rogaty łeb, a wilgotna grzywa przylgnęła do mojej szyi. Spojrzałam na niego kątem czarnego ślepia, odsłaniając w gorzkim uśmiechu kieł.
I w tym tkwi problem, jedyne, co możesz uczynić, to zranić moje ciało, nic więcej – niemal wyszeptałam w odpowiedzi, jednak nie krył się w nim strach, czy lęk, a jedynie... jakaś doza zmęczenia. – Moje spojrzenie nie poddaje się twojemu, a jedynie się z nim mierzy – odwróciłam się wolno w jego stronę, patrząc na niego ze spokojem. – Śmiało, spróbuj zatopić swe zębiska w moim ciele, zasmakuj mej krwi, a ja zasmakuję twojej, gorącej i szalonej krwi – wymruczałam niemal wręcz czule.
Przeszłam obok niego, nieomal nie ocierając się o jego ciało, jednak dzieliła nas przestrzeń może jednej łuski.

: 26 sty 2014, 20:41
autor: Instynkt Zabójcy
Atramentowy samiec oderwał na chwile ciężkie spojrzenie swoich ślepi z samicy, spoglądając w niebo na ułamek sekundy, dla Niego trwający wieczność. Wraz z chwilą gdy spojrzenie na powrót zajęło miejsce w ślepiach Wodnistej ten począł stawiać kroki, ciężkie ale spokojne. Kolejny raz w Jego ruchach było coś, co prowokowało katastrofę. Obchodził Ją dookoła, co jakiś czas oblizując się lubieżnie. Przejechał smoczycy pazurem po boku, aż do krtani, na której zacisnął szpony.
-A co jeśli zmienię zdanie...?
Zbliżył się do Niej, przycisnął swoje ciało, a pazury weszły głębiej, topiąc opuszki w łuskach. Wyszeptał Jej to do ucha, głosem starca, zachrypniętym, z nieprzyjemnym uśmiechem na pysku. Grzywa opadła mu na ślepia, odsunął się na delikatnie, spoglądając nań kątem oka. Była od Niego dużo starsza, poznał to po zapachu i posturze, a mimo to przewyższał Ją wzrostem. Ciało Zabójcy jakby rozświetlało mrok, Jego blizny lśniły dziwnym blaskiem. To będzie długa noc, może zmieni wszystko? Nie hamował się, poniósł go instynkt. Jest Cieniem, mrok jest jego przewodnikiem, a śmierć przeznaczeniem. Cień i Woda, trwający w grze aur, temperamentów, w którym pobłyskiwała doza namiętności, namiętności wynikającej z ciekawości nieznanego. Ona była mu nieznana, On nie chciał żeby go poznała. Oblicze tego samca, Mawgana Szalonego budziło respekt w wielu, za czasów świetności. Teraz był nikim. Cieszyła go ta anonimowość, jeszcze.
Czekał.

: 26 sty 2014, 21:03
autor: Esencja Przeszłości
Nie potrafiłam zmusić się do odczuwania czegokolwiek, poza tym chłodem, które wniknęło w moje ciało i serce. Obserwowałam poczynania młodego samca czarnymi, spokojnymi ślepiami, a błękitne źrenice to rozszerzały się, to zwężały, w zależności od stopnia oświetlenia. Kiedy raz jeszcze obszedł mnie dookoła, wytyczając zacierającą się ścieżkę, nie poruszyłam się ani o krok, nie szukałam też go wzrokiem. Stałam wyprostowana i spokojna. Znałam swe umiejętności i wiedziałam, że potrafiłabym go pokonać. Tylko pozostawało pytanie: czy tego chciałam? Może właśnie tak to miało wyglądać? Zginąć z łap Cienistego? Ta myśl nie wywołała u mnie żadnej reakcji, poza pewnością, że jedyne, do czego dojdzie, to do wymiany zdań, walki ego i temperamentów. Straciłam wszystko na czym mi zależało, smok, który nie miał wyraźnego celu, sam w sobie był już duchem. Ale... może jednak jakiś cel miałam? Tak, miałam, brać to, co chcę i kiedy chcę. Koniec oddawania siebie, koniec rozczłonkowywania się i wystawiania na zranienie. Skoro odrzucili mnie najbliżsi, zostałam sama. Nie od razu poczułam, jak samiec przybliża się. Zrozumiałam dopiero po chwili, że jego łapa okraszona szponami, sunie po moim boku, ku szyi, gdzie jego palce zacisnęły się. Bez lęku spojrzałam w jego szalone, jasne ślepia.
Wtedy nie zasmakujesz mej krwi – odpowiedziałam poważnym głosem.
Mój ogon przeciął mroźne powietrze ze świstem, a gdy samiec odsunął się, uniosłam wyżej łeb. Zmrużyłam ślepia, obserwując go z uwagą. Nie bardzo wiedziałam, czego ów samiec chce. Ale też mało mnie to interesowało. Zbyt wiele czasu poświęciłam innym i ich pragnieniu, teraz był mój czas. Wyciągnęłam swobodnie łapę zwieńczoną długimi, błękitnymi szponami i dotknęłam jego polika, unosząc lekko jego pysk, patrząc w jego ślepia.
Zastanawia mnie, ile jest w tobie prawdy, a ile fałszu. Potrafisz mówić wiele, głosząc swe słowa pewnie, ale czy pod tymi słówkami kryją się faktyczne zamiary, czy strach? – rzuciłam z jakimś zamyśleniem, odsuwając łapę.
Odwróciłam się do niego bokiem, zręcznie i płynnie, a moje łapy zanurzyły się w śniegu.
Czcze gadanie nie przybliży cię do celu, jakkolwiek by on nie był – mruknęłam jeszcze, patrząc na niego kątem ślepia, a następnie odwróciłam się i ruszyłam do miejsca, w którym odpoczywałam spokojnym, wolnym krokiem.

: 26 sty 2014, 21:20
autor: Instynkt Zabójcy
Ciemność, okrywająca polane wydawała się gęściejsza, a powietrze cięższe niż wcześniej. Może to przez parę, która wypływająca z nozdrzy i krtani tej pary unosiła się w powietrzu? Ozdabiając powietrze również dziwną mieszanką zapachów. Obserwował jak się odsuwała, a na pysk rzucił mu się bezczelny uśmiech. Wygrał, Jego aura wygrała, na tyle, że Ona musiała się wycofać. Przyjmując pozę, odsuwając się, przywdziewając maskę, którą ubrały wszystkie Smoki Wolnych Stad. Cofają się przed tym, co nieuniknione jak zlęknione szczenięta przed chłodem, deszczem, piszcząc i czekając na ratunek. Takie są Wolne Stada, a On jest Cieniem, który podążał za nimi od księżyców, a teraz mieszka wraz z Nimi. Cień nigdy nie przywdzieje maski bo nie ma jednej twarzy, formy, charakteru. Cień przystosuje się do każdego warunku...
Wyrwał się z zamyślenia, a raczej Jej słowa, których ton wibrował w przestrzeni między Nimi. Czcze gadanie powiadasz? Gwałtownym gestem wybił się z tylnych nóg i zastąpił Jej drogę. Znów był tuż przed Nią, przypadek?
-Ty nie potrafisz milczeć
Odrzekł spokojnie, a jego ślepia beznamiętnie wodziły po Jej ciele. Ucieka, a to tylko bardziej prowokuje jego instynkty. Jest Łowcą, Ona przybrała rolę ofiary, tylko... Czego będzie ofiarą?

: 26 sty 2014, 21:33
autor: Esencja Przeszłości
Szłam wolnym krokiem, znudzona tą rozmową. Ileż to razy już spotkałam na swej drodze smoki, które swą niepewność pokrywały słowami i groźbami bez pokrycia? Dziesiątki, a każde z nich okazywało się słabe, niedowartościowane i przygniecione ciężarem własnych kompleksów. Miałam już dosyć takich gadów, tych póz i ulotnej pewności siebie. Nie uciekałam, a jedynie sprawdzałam, z jakiej gliny został ulepiony ów samiec. Nie obawiałam się go, był zaledwie młodzikiem, a ja przewyższałam go na wielu polach, nie tyle umiejętnościami, co doświadczeniem. Usłyszałam ruch i skrzypienie śniegu, wiedziałam już, że samiec połknął przynętę. Kiedy stanął przede mną, nie odsunęłam się, a postąpiłam kolejny krok do przodu, a w moich ślepiach błyszczała ironia, która uwydatniła się w nieznacznym wykrzywieniu gadzich warg.
Nie. Ale swe słowa zawsze pokrywam prawdą – odpowiedziałam mu, machnąwszy pasiastym ogonem. Uniosłam nieco uszy, patrząc na niego. Miałam przed sobą młodego samca, myślącego, że jest wszystkim, potężnym i niepokonanym. Dzisiaj miałam zamiar pokazać mu, jak bardzo się myli.

: 28 sty 2014, 15:43
autor: Instynkt Zabójcy
Przypatrywał się samicy ze słabnącym zainteresowaniem, On wygrał, Ona była starsza. Jednak porównując doświadczenie jakie zdobył, ta była daleka za Nim. Ale Esencja nie musiała tego wiedzieć, nikt nie musiał. Wyszczerzył się paskudnie, a po chwili znów Jego pysk przybrał beznamiętny wyraz. Szedł obok smoczycy, zerkając na Nią co jakiś czas, milczeli.
Instynkt spoglądał w gwiazdy szukając tam wzroku swoich przodków, co powiedziałby Jego ojciec patrząc na to wszystko? Zatopił się w swoich myślach, wspomnieniach pobłyskujących czerwienią krwi i aksamitną czernią nocy, w których znajdował schronienie. Co zafascynowało go w tej samicy? Nie wiedział do tej pory i nie była to pora by się nad tym zastanawiać. Może właśnie ta pewność spojrzenia, chęć zderzenia się z własnymi instynktami? Chociaż nie udana, chociaż cofnęła się o krok od dotknięcia swojego przeznaczenia zaimponowała mu w jakiś sposób. Lazurowe ślepia, jak każdej poprzedniej i następnej nocy tego świata rozświetlały mrok nocy.

: 28 sty 2014, 16:32
autor: Esencja Przeszłości
Czasami dobrze było się cofnąć przed tym, co zdawało się nieuniknione, czasami danie komuś złudnego posmaku zwycięstwa mogło zadziałać na moją korzyść. Samiec przestanie postrzegać mnie jako zagrożenie, zacznie mnie lekceważyć, a wtedy spotka go... niespodzianka. Nie wiedziałam, czy przyjemna, dla mnie na pewno. W końcu każdy zrozumie, że lekceważenie mnie nikomu nie wyjdzie na dobre. Miałam dosyć tego, że postrzegano mnie, jako nie szkodliwą tylko dlatego, że nosiłam tą nienawistną mi rangę, którą przyjęłam ze względu na dobro Stada. Przez wiele, wiele księżyców dawałam im to, czego chcieli, jednocześnie zachowując niezależność w doborze pacjentów i wyborów, które podejmowałam. Teraz zamierzałam poświęcić czas sobie, a ta chwila zbliżała się wielkimi krokami, przynosząc podekscytowanie.
Czułam niemal pod skórą, jak samiec traci zainteresowanie. Cóż, wydawało mu się, że wygrał. Pozwolę mu żyć w słodkiej nieświadomości. Może był dzikszy, może potrafił to okazywać z taką beztroską, ale ja byłam przebiegła. Jego wzrok co jakiś czas powracał do mnie, a ja nie uciekałam przed nim, ani go nie ignorowałam, chociaż nic nie powiedziałam. Nie czułam takiej potrzeby. To, co miało zostać wypowiedziane, zostało powiedziane. I tyle.
Zerknęłam ku granatowej przestrzeni nieba, skąd spozierały srebrzyste ślepia przodków. Nie czułam jednak ich obecności. I oni się ode mnie odwrócili, a więc uczynię tak samo. Koniec z dawaniem siebie, nie dostając nic w zamian.
Nadeszła moja chwila, czułam to każdą cząsteczką swego ciała. Zranię ich wszystkich tak, jak oni zranili mnie. A może nawet i dotkliwiej. Moje gadzie wargi wygięły się w tajemniczym, drapieżnym uśmiechu, gdy spojrzałam przed siebie. Czas spotkania mijał, wiedziałam, że samiec nie długo straci całkowicie zainteresowanie. Ale nie robiłam nic, aby go zatrzymać, bo i po co? Kim był, abym miała pragnąć jego towarzystwa? Intrygował mnie, to prawda, ale jeszcze będę miała okazję się z nim rozliczyć, to było nieuniknione. Spojrzałam na niego czarnymi ślepiami, a błękitna źrenica błyszczała mocno, gdy odmalowały się w nich pewność i ten ulotny, mroczny błysk.

: 30 sty 2014, 18:47
autor: Instynkt Zabójcy
Kotłujące się myśli we łbie Wodnej, we łbie Cienistego nadawały tej chwili eterycznego wyglądu i dało się odczuwać napięcie między nimi. Szli w bark w bark, obcy sobie, a jednak równi? Czy równi, to się okaże. Oboje milczeli, tonąc w czeluściach swych umysłów, może tak samo ciemnych, może tak samo tajemniczych i przebiegłych, a w tym wszystkim tak samo różnych jak żywioły, każdy z Nich? Cień nie był nigdy żywiołem, jest od wieków prześladowcą.
Milczeli, czerń nocy zaślepiała powoli ich ślepia, zmęczone raz po raz spotykały swe spojrzenia i wtedy wcześniej wspomniane napięcie tylko rosło.
-Dlaczego powściągnęłaś swe czyny?
Mawgan przerwał milczenie, nagle i bez ostrzeżenia, a Jego słowa cięły powietrze niczym najostrzejsze ostrze kute przez dwunożnych, niczym ich białe ostrze rozświetlające mrok jak teraz te dwie pary źrenic. Mówił cicho, spokojnie, spokojnie ale dziko. Nie spuścił wzroku ze swojej towarzyszki topiąc w Niej swoje spojrzenie jak chwile przedtem siebie we własnych myślach.

: 30 sty 2014, 19:08
autor: Esencja Przeszłości
Stawiałam każdy krok spokojnie, delikatnie, niemal nie wywołując skrzypienia lodowatego śniegu, który znajdował się pod nami. Mój ogon falował delikatnie, poruszając się miarowo na boki, wijąc, ale nadal nie przerywałam tej pełnej napięcia ciszy, która między mną, a ów nieznajomym się narodziła. Jeszcze nie. Jeżeli miałam rację, samiec odezwie się pierwszy, na to liczyłam, to byłoby moje malutkie zwycięstwo, początek...
Mimo to odczuwałam lekkie zmęczenie, ale nie poddawałam mu się. Ileż to razy dochodziło do bezsennych nocy, gdy zamiast wrócić na łono Weyru, wędrował po rozległych terenach, szukając samej siebie?
Słysząc nagle roznoszący się dźwięcznie głos samca, który odbił się echem od pni drzew, poruszyłam długim uchem i zerknęłam na niego przelotnie, a w mych jaskrawych, błękitnych źrenicach pojawił się błysk. Uśmiechnęłam się kątem gadzich warg, milcząc jeszcze chwilkę, póki jego jasne ślepia nie spoczęły na mnie. Przechodziliśmy właśnie koło jednego z wiekowych drzew, nagich i uśpionych, a tuż obok bielała nawiana lodowatym wiatrem zaspa. W chwili, gdy jego oczy spoczęły na mnie, mierząc się z moim spojrzeniem, wykonałam szybki gest, którego nie mógł się spodziewać, przecież jeszcze jedno uderzenia serca wcześniej byłam rozluźniona, a w następnej skoczyłam w bok, popychając go swym własnym ciałem właśnie w ów zaspę, gdy stawiał kolejny krok, dzięki czemu nie miał szans zachować na czas równowagi, a my polecieliśmy w ów zaspę. Przednimi łapami oparłam się o jego bark, patrząc na niego migotliwymi ślepiami, a na mych wargach błądził nieco drapieżny, ale również rozbawiony uśmiech.
Dlatego. Dałam ci poczucie zwycięstwa, a ty mylnie założyłeś, że się poddałam. Nie raz odstąpienie może oznaczać naszą wygraną – odpowiedziałam cichym głosem, a długa grzywa muskała jego szyję, targana przez lodowate masy powietrza.

: 30 sty 2014, 19:47
autor: Instynkt Zabójcy
Podstawiając sobie fałszywą ideę, dochodzi się czasem do ciekawych konkluzji, mniej sprzecznych od tych prawdziwych. Szedł spokojnie, chociaż Jego mięśnie były nienaturalnie napięte, Zabójca od zawsze cechował się dziwnym niepokojem. Nie odrywał od Niej spojrzenia, dając tym gestem wiele złudzeń. Może to On chciał być pokonany zmuszając Ją dając pozory swojego zwycięstwa by obudziła swój instynkt wyższości? Był młody i doświadczony, a Ona była starsza. Czyżby oboje mieli czego się od siebie nauczyć?
Nagle poczuł szarpnięcie, które zawtórowało przeciągłym warkotem wydobywającym się z atramentowego pyska. Opadł ciężko na puch, bądź co bądź tego się po Wodnej nie spodziewał. Był tak samo zaskoczony jak i wytrącony z równowagi. Przez jego gardłowy warkot przedzierały się Jej słowa, które z opóźnieniem docierały do uszu Grzywiastego potwora, który marszczył gniewnie pysk.
-To moje zwycięstwo, Błękitnofutra. Cofnęłaś się przed czymś tylko po to, by to samo osiągnąć, jedynie przesuwając to w czasie
Wodził wzrokiem po Jej sylwetce, jego głos wciąż przeciążony wcześniejszym warkotem mimo usilnych starań brzmiał jak warkot. Znów lubieżnie się oblizał gdy po raz kolejny strużka wody leciała po jego policzku.
Z niezwykłą gwałtownością swojego gestu przywarł do smoczycy, opierając łapami pod Jej skrzydłem i po chwili ów para przeturlała się i tym razem, to on był górą. Mimowolnie wykrzywił pysk w triumfalnym uśmiechu półgębkiem, a grzywa opadła mu na ślepia, których blask i tak przebijał się przez tą zasłonę. Zaskakiwali się z każdą chwilą, na co tym razem przyjdzie czas.
-Czerwień Twojej krwi zaślepia mi umysł..
Wyszeptał gardłowo w tym samym momencie gdy na polanie rozległ się donośny świst wiatru, zdołała to usłyszeć, czy tylko ujrzała ruch jego warg?
Instynkt Zabójcy, atramentowy samiec, który z lubością zanurzał się coraz głębiej w czeluście swych instynktów, dając się tym samym zwodzić i mącić, ale kto tu tak naprawdę kogo mącił?

: 30 sty 2014, 20:27
autor: Esencja Przeszłości
Krew żywiej płynęła po moim ciele, gorąca, pomimo chłodu, który wciskał się w każdy zakamarek mojego ciała. Kiedy opadliśmy ciężko na śnieg, moje uszy przywarły do czaszki, słysząc jego wściekły warkot, zaś w mych czarnych ślepiach ukazało się zadowolenie.
Kierowanie się własnymi instynktami było dla mnie... nowością i czymś, czego chciałam zasmakować. Patrzyłam na niego, wodząc po jego ciemnym, zroszonym wodą ciele. Drobne kropelki błyszczały, opromieniane srebrzystym blaskiem Bladej Twarzy, której rozszczepione promienie padały na nas, wydobywając mroczne cienie, przekształcając ów miejsce w dziwną surrealistyczną wizje szaleńca.
Gadzie wargi wykrzywiły się w ironicznym grymasie, gdy uniosłam nieco łeb, przenosząc spojrzenie czarnych ślepi ku jego jasnym, przeszywającym tęczówkom.
Na tym polega cały fenomen – odmruknęłam z jawnym rozbawieniem.
Poczułam, jak mięśnie samca spinają się pode mną, muskając me ciało, by po chwili przylgnąć do mnie swym rozgrzanym, wilgotnym ciałem. Pozwoliłam mu na to, aby impet ów gwałtownego gestu przewaliła mnie na śnieg. Krew szumiała mi w uszach. Znałam już podobną sytuację, doświadczyłam zgrozy i poczucia bezsilności, gdy wiele księżyców temu dopadła mnie banda bezskrzydłych. Próbowałam z nimi walczyć, ale wtedy nie potrafiłam tego, co dzisiaj. Chociaż wyszłam z tego starcia poturbowana i z hańbiona, wyniosłam również z niego cenną lekcję. Teraz miałam wrażenie powtórki, dlatego też pozwoliłam rozprzestrzenić się ów emocji, która wyostrzyła wszystkie moje zmysły. Spojrzałam w ślepia atramentowego samca, czując, jak oddech przyspiesza, unosząc moje boki w nierównym rytmie.
Wiatr ze świstem przetoczył się pomiędzy drzewami. Dostrzegłam ruch jego gadzich warg i rwane słowa. Moje źrenice rozszerzyły się, niby trwożnie, a ogon przesunął po śniegu, jakby niespokojnie.
Uniosłam prawą łapę, błysnęły błękitne szpony, które przesunęły się po jego barku, by w następnym uderzeniu serca, jeden z nich zanurzył się w jego ciele, tuż przy obojczyku, rozchylając ciemną łuskę i nakłuwając jego skórę. Czerwień, w tej chwili wyglądająca niczym czerń, spłynęła po mym palcu, który przesunęłam, by rozwidlonym językiem zlizać ją wolnym ruchem.
Moja krew zaćmiewa twój umysł, twoja zaś smakuje wybornie – odpowiedziałam cichym głosem, starając się uspokoić ów oddech, wydobywający z chłodu wilgotną, migotliwą mgiełkę.

: 30 sty 2014, 20:55
autor: Instynkt Zabójcy
Muzyka jaką grały rytmy ich serc, krew tętniąca w żyłach i przyśpieszone oddechy grała mu w uszach. Przywarł do Niej, nie rwąc się ku delikatności. Nie był delikatny. Usłyszała, a jednak...
Machinalnie krzywy uśmiech wykrzywił mu pysk, a ślepia zabłyszczały dziwnym blaskiem. Krew, która spływała mu po barku nie robiła na nim wrażenia, nawet nie wiedział kiedy Niebieskofutra skaleczyła Jego ciało.
Instynkt sam zebrał na pazur strużkę krwi i zamoczył w nań język, smakując swojej krwi.
-To krew Cienia, dlatego tak smakuje
Odparł wręcz lodowato uśmiechając się do tego paradoksalnie półgębkiem. Zasmakowała Jego krwi, On zasmakuje Jej. Zabójca znów z cechującą go gwałtownością chwycił Jej szyję i zbliżył pysk doń. Wyszeptał, po raz kolejny kilka słów. Których znaczenie znał tylko Cienisty, Wodna nie mogła znać tego języka. Wraz z momentem gdy wypowiedział ostatnią nutę, Jego kły musnęły Jej łuski. Podgryzł Ją, nie do krwi, jedynie zanurzył delikatnie upajając się przy tym rytmem dudniącej tuż pod skórą tętnicy. Niech myśli, że wygrała, a może On po prostu nie chciał dziś Jej skrzywdzić, a może po prostu jeszcze nie teraz? Przyglądał się Błękitnej beznamiętnym spojrzeniem, a serce w piersi biło tylko mocniej. Odsunął się od Niej, po dłuższej chwili, która zdawała się trwać wieczność. Wodził pazurem po Jej szyi z nieodgadnionym wyrazem pyska.

: 30 sty 2014, 21:26
autor: Esencja Przeszłości
Czułam ciężar jego ciała, wgniatający me własne w śnieg. Czułam, jego mięśnie spinając się przy każdym ruchu, muskając mój brzuch. Zmrużyłam drapieżnie powieki, odsłaniając na chwilę jasne kły. Różnorodność emocji mnie przytłaczała, a jednocześnie sprawiała, że myślałam zaskakująco jasno. Patrzyłam, jak smakuje swą własną posokę, a słysząc jego słowa, zdusiłam śmiech rodzący się w mej piersi.
Każdy samiec pochodzący z Cienia miał bardzo wysokie mniemanie o sobie. Dziwiłam się, jak Rozkwit Mroku z nimi wytrzymuje, jedyna samica... Ale ona ich kochała, można było to wyczuć po tym, jak o nich mówi, o nich wszystkich. Oby tylko kiedyś nie cierpiała tak, jak ja. Gdyż i ja kochałam wszystkich w Wodzie, ale oni mną wzgardzili...
Poczułam dziwną mieszankę wściekłości, wspinającą się po ściankach mego gardła, potęgującą się w drastycznym tempie, gdy tylko jego łapy schwyciły mą szyję. Warkot buzował w mej piersi, niski i dziki. Dziwne, egzotyczne słowa zaś... budziły w mym ciele płomień, niszczący, trawiący wszystko na swej drodze. Jego kły musnęły mą szyję, tym samym niosąc w sobie przeszywający me ciało dreszcz, zarówno trwogi, nieznanego, ale także przyjemności.
Łypnęłam na niego kątem ślepia, źrenica musiała być niezwykle zwężona, gdy mój ogon uderzył o ziemię, wijąc się, niczym osobny byt. Powściągnęłam jednak wszystkie emocje, wypuszczając powietrze przez nozdrza w momencie, gdy nacisk jego ciała na mnie zelżał. Poczułam jednak, jak jego szpon znaczy ścieżkę wzdłuż mej szyi.
Odsuń się – odezwałam się jak zwykle cichym głosem, jednak pojawiła się w nim zupełnie inna nuta, zimna, wręcz nieprzystępna.

: 10 lut 2014, 10:26
autor: Instynkt Zabójcy
Obserwował mimikę samicy spod przymrużonych ślepi, śledząc z uwagą miraż emocji malowany na jej pysku. Od wściekłości, zamyślenia, namiętności, uczucia przyjemności po chłód i gorycz. Zabójca mimo bacznego obserwowania nie pokładał w tym większych zainteresowań, najwyraźniej usłana futrem samica miała jakieś problemy, o których on nie do końca wiedział czy chce słuchać. W każdym razie wydał z siebie dziki i dziwny, trudny do odgadnięcia pomruk, nad którego przekazem i wydźwiękiem długo można by dyskutować. Nie ruszył się z miejsca na jej słowa "Odsuń się", nie przeraziła go nieprzychylna nuta, wykazując się jednak znikomym pierwiastkiem kultury zdjął palec z jej szyi. Prawdopodobnie to, tak uraziło Wodną. Jego pysk wykrzywił krzywy, nieprzyjemny uśmiech. Wyprostował łapy i znów zmrużył ślepia, które utkwiły w ognikach niebieskofutrej.
-Znów uciekasz?

: 10 lut 2014, 12:52
autor: Esencja Przeszłości
Poruszałam nieco niespokojnie ogonem, nie kierował jednak mną strach, a jedynie zaskoczenie własnym zachowaniem. Nie do końca rozumiałam te uczucia, które kłębiły się w moim ciele. Byłam pewna jednak innej rzeczy, na której myśl uśmiechnęłam się nieznacznie odsłaniając długie kły.
Moje uszy poruszyły się, kiedy dotarł do nich warkot samca. No proszę, czyżbym mu w czymś przeszkodziła? Byłam ciekawa, jak zareaguje. Musiałam się przekonać, czy faktycznie jest jedynie szczekaczem, czy też i łączy to z działaniem. Jak na razie... wychodziło tylko na jedno.
Ułożyłam wygodnie łeb na śniegu, rozpościerając lekko ramiona skrzydeł, które dotąd ściskał za równo moim, jak i swoim ciężarem. Odetchnęłam z ulgą. Przewróciłam się spokojnie na lewy bok, kiedy nieco uniósł się na łapach, a mój ogon nadal wił się w wilgotnym śniegu. Spojrzałam prosto w jego ślepia, uśmiechając się z ironią.
Co ty masz z tą ucieczką? Zboczenie zawodowe? – wymruczałam spokojnym, jak zwykle cichym głosem, potrząsając łbem. Wilgotna grzywa przykleiła się do mojej szyi, a po łuskach na boku spływała nagrzana ciepłem mego ciała woda.
Zgniatanie skrzydeł nie należy do najprzyjemniejszych – dodałam z lekkim wzruszeniem barków, układając się wygodne i oddychając spokojnie. Nie bałam się go, ale też go nie lekceważyłam, gdy uniosłam nieco łeb, zerkając na niego z jawnym rozbawieniem.

: 10 lut 2014, 22:07
autor: Instynkt Zabójcy
Atramentowy przypatrywał się wodnej smoczycy, nadal nie znali swoich imion, co bardzo mu odpowiadało i pierwszy sam na pewno nie planował wyjść z ów propozycją. Pozwolił Jej w wygodniejszej pozycji ustawić swe skrzydła, a swoimi nakrył ich oboje, uśmiechając się przy tym tajemniczo, a czemu wtórowała wcześniej niespotkana u Instynktu iskra w ślepiu. Znikła natomiast jeszcze szybciej niż sam uśmiech. Znów przeciągnął lubieżnym spojrzeniem po całej liniisylwetki smoczycy. Zasmakował już jej krwi, zasmakował Jej futra, spojrzenia i gestu, ku czemu zmierzał ów tajemniczy łowca Cienia? Ku jakiemu grzechowi pchnie go instynkt?
Grał z Nią w grę, oboje byli drapieżnikami, polowali na siebie, a jedno nie znało do końca zamierzeń drugiego i to, chyba to tak mu się podobało w tej całej sytuacji. Spontaniczność pomieszana z ułożonym we łbie planie. Po cóż ten plan? Otrzepał ogon ze śniegu, rozejrzał się po okolicy, długim gestem i na ponów wzrokiem powrócił na swą Wodną towarzyszkę.
-Jestem myśliwym
Odpowiedział krótko, bawiąc się jej futrem, które zakręcał sobie na końcówce pazura, na czym także skupił swoje spojrzenie. Łuski samca błyszczały w księżycowym blasku, rozświetlając tym samym znów arsenał blizn ozdabiających ciało. Każda blizna opowiadała inną historię, inną walkę, inną śmierć, inne życie. Wszystko odeszło w zapomnienie, a on choć spowity cieniem wciąż tkwił, zgodny z czasem, a nie miejscem.
Nagle z typową dla siebie gwałtownością zszedł ze smoczycy, kładąc się obok, na boku, wciąż nakrywając Ją jednym skrzydłem, na co nawet nie zwrócił większej uwagi. Powrócił do zabawy kosmykiem Jej futra, pierw poprawiając niezgrabnym gestem opadającą wciąż na pysk śnieżnobiałą grzywę.
-Pozwoliłem Ci utonąć w mej krwi, Twoja też wciąż gra mi wachlarzem smaków na końcówce języka. Najniebezpieczniejszym doświadczeniem jest zbyt intensywne wpatrywanie się czyjeś ślepia. Rozstańmy się tu i teraz, wciąż głodni i nienasyceni. Chyba, że poradzisz coś na mój głód?
Zabójca rzadko kiedy mówił tak dużo. Jednak w jego dłuższych wypowiedziach, w manierze z jaką wypowiadał każde następne słowo i nutę, którą z lubością ważył na języku tak samo, jak wcześniej krew tej samicy, po tym można było poznać, że był dobrym mówcą. Nie zmieniało to jednak tego, że głos Instynktu Zabójcy nie należał do najprzyjemniejszych. Mówił jak szaleniec, chaotycznie oddychając, przeciągając czasem nieodpowiednią sylabę, a do tego ten głos. Pełen goryczy, zmęczenia tak kontrastujący z tą drapieżną nutą, która wykrzywiała każde słowo wypływające z pomiędzy kłów, które ukazały się jego towarzyszce w pełnej krasie.

: 10 lut 2014, 22:36
autor: Esencja Przeszłości
Obserwowałam tego samca, który z jednej strony był dla mnie jedną wielką niewiadomą, zagadką, a z drugiej otwartą księgą. Jak jedna istota może mieć tyle oblicz? Może, dobrze to wiedziałam Chłonęłam jego widok, szczytując historię jego ciała. Chociaż wiek temu przeczył, musiała być długa, bolesna... Uniosłam lekko pysk, czując, jak jego skrzydła nakrywają nas, zapewniając dziwną mieszankę chłodu i wilgoci napływającą od spodu i pulsującego ciepła, napierającego od boków i góry...
Widziałam żądzę w jego migotliwych, jasnych ślepiach. Nie przywykłam do takich spojrzeń, dawno już o nich zapomniałam.
Kiedy samiec rozejrzał się i ponownie na mnie spojrzał, wymawiając swym chrapliwym głosem słowa, uśmiechnęłam się samymi kącikami gadzich warg, przesuwając lekko ogon, muskając jego zadnią prawą łapę.
Nie trudno domyślić się ów prawdy, każdy twój ruch, gest i spojrzenie utwierdza mnie w tym fakcie – mruknęłam cichym głosem, unosząc łapę, muskając lekko zgrubiałe łuski na jego boku. Blizny, masa znaczeń i pamiątek jego życia. Miałam podobne na prawym boku, grube bruzdy, nakładające się na siebie. Z zamyśleniem zamruczałam pod nosem czując, jak bawi się mym futrem. Dotyk... ten też był mi obcy, rzadki, niczym promienie Złotej Twarzy, gdy wisiała nad nami ciemność.
Przesunęłam skrzydło, kiedy samiec zerwał się gwałtownie, unosząc się, by paść u mego boku. Poczułam, jak jego skrzydło nakrywa mnie. Moje uszy poruszyły się, gdy przemówił. Patrzyłam w jego ślepia, wiedząc, że ma rację. Powinniśmy się rozstać. Gra z nim nazbyt mnie wciągała i wiedziałam, że jeżeli pokazałby mi, jakim samcem jest faktycznie...
Wyciągnęłam swobodnie jedną łapę i przesunęłam z zamyśleniem jakimś szponiastymi palcami po jego żuchwie, oddychając spokojnie. Mój ogon żył własnym życiem, od czasu do czasu dotykając jego własnego w swym dziwnym tańcu.
A cóż to za głód cię dręczy? Może zaspokoi nas oboje... – spytałam swym szepczącym głosem, unosząc spojrzenie czarnych ślepi, mierząc się z jego własnymi bez skrępowania. Był zupełnie innym smokiem, innym samcem, niż ci, których miałam wątpliwą przyjemność poznać na tych ziemiach.