Esencja Maddary
Wysłany: 2013-12-27, 00:39
A: S: 1| W: 1| Z: 4| I: 5| P: 3| A: 3
U: MA,MO,S,P,B,L,O,A,Skr,Śl,Kż,M: 3| W: 4| MP,Lecz: 6
Atuty: Szczęściarz,Chtry Przeciwnik,Konsyliarz,Utalentowany,Magiczny Śpiew
Wędrowałam Dziką Puszczą, mijając bardziej lub mniej znajome miejsca. Szukałam tego jedynego, które niegdyś obudziło we mnie dozę ciepłych uczuć, chociaż i tak nie mogło się równać z urokliwym zakątkiem, jakim był Smoczy Grzbiet. Jednak nie mogłam i nie chciałam tam iść, dlatego szukałam tej niewielkiej polanki o nieregularnym kształcie, porośniętej wiekowymi jodłami i świerkami, wiecznie zielonymi.
Rozmyślałam o niedawnym spotkaniu, które odbyło się na skałach, zwanymi Pokojem. Moim pierwszym. Obfitowało ono w wiele wydarzeń, do których miałam mieszane stosunki. Czy to były te zmiany, które zawyrokowałam Pobłyskowi Srebra? Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na to pytanie. I to zachowanie młodych, witanie przybyszów zza bariery, jakby byli co najmniej naszymi bohaterami. Ofiarowanie im podarków! Za co? Za to, że się pojawili? A cóż oni dadzą Wolnym? Cierpienie i niepewność? Nie wiedziałam, ciężko było rozszyfrować nowych członków wspólnoty... Jak to wszystko się potoczy.
I Nieokiełznane Wody... mój ukochany, który nigdy mój nie będzie, prócz tych krótkich chwil, które niegdyś ze sobą dzieliliśmy. Teraz nawet to przepadło. Jego niechęć do mnie utrzymywała się od czasów, gdy spotkałam się z Nieśmiertelnym Ogniem. Jaki miał do mnie stosunek?
Nie chciałam o tym myśleć, inaczej mój umysł stawał na krawędzi szaleństwa. Tyle się wydarzyło... Tyle się zmieniło!
Kim byłam? Uzdrowicielką, matką... a teraz babką. Przemijałam, w końcu nikt nie będzie o mnie pamiętał, nawet moje własne pisklęta i ich potomkowie...
Warknęłam cicho, przeskakując nad śnieżną zaspą i wychodząc tym samym w poszukiwane miejsce. Westchnęłam, kołysząc ogonem i podeszłam do starej jodły, pod którą ułożyłam się niemal bezszelestnie, zwijając się w kłębek i opierając łeb na łapach.
Instynkt Zabójcy
Wysłany: 2013-12-27, 01:11
A: S: 1 | W: 1 | Z: 3 | I: 1 | P: 2 | A: 1
U: B,S,P,L,O,A,W,MO,MA,MP,M: 1 | Śl: 2 | Kż,Skr: 3
Atuty: szczęściarz, pamieć przodka, tropiciel
Wolne Stada były wielką niewiadomą, a jednak były tak znajome. Łowca wędrował tymi terenami, nie raz. Jego łapy machinalnie wystukiwały już rytm tych terenów, ich własną pieśń. Każde miejsce grało swą własną, przepełnioną mistycyzmem melodie, która wypełniała uszy Mawgana.
Tak, Mawgan... On jak dla Niego Wolne Stada były tak znajome, a zarazem tak nieznane. Poszukiwał kogoś? Poszukiwał siebie z każdym spojrzeniem, oddechem, myślą i krokiem. Każde tchnienie, które wdzierał w własne ciało było jego kreacją, jestestwem, samotworzeniem się, tworzeniem samym w sobie. Jego formą i aurą. Spojrzenie, tak zimne, tak nieodgadnione, powieki przykryte śnieżnobiałą grzywa, pod którymi lazurowe, przeszywające ślepia niczym oczy ślepca wypatrywały nadziei w mroku. Cień był domem, a mrok przewodnikiem. Własne łapy poprowadziły go tutaj na Liściaste Rozstaje, było to jedno z pierwszych miejsc, w które zawędrował. Ale pierwsze, w którym nie musiał się ukrywać. Co prawda dawne przyzwyczajenia zostały, postawa, którą przybierał, lekkość, bezszelestność kroków, które stały się Jego cechą.
Bezszelestnie podkradł się do smoczycy, która przykuła jego uwagę na nieco dłuższy moment niż wszyscy. A może tak mu się tylko zdawało? Zresztą, to bez znaczenia.
Atramentowy samiec przysiadł na odległym krańcu polany i utopił zimne, beznamiętne spojrzenie w nieznajomej. Obserwował, czuwał i poznawał. Jej zapach wypełnił nozdrza. Nie odwrócił spojrzenia choćby na moment, nie starając się pozostać w ukryciu.
Esencja Maddary
Wysłany: 2013-12-27, 01:30
A: S: 1| W: 1| Z: 4| I: 5| P: 3| A: 3
U: MA,MO,S,P,B,L,O,A,Skr,Śl,Kż,M: 3| W: 4| MP,Lecz: 6
Atuty: Szczęściarz,Chtry Przeciwnik,Konsyliarz,Utalentowany,Magiczny Śpiew
Leżałam niemal nieruchomo, owiewana przez mroźne powietrze i śnieg, który kładł się na moim ciele, mieniąc się wszystkimi kolorami tęczy. Oddychałam spokojnie, starając się zapanować nad gonitwą nieprzyjemnych myśli. Naprawdę, czasami miałam dosyć rozważania wszystkiego w najmniejszych szczegółach, unieszczęśliwiając się tym samym na własne życzenie. Dlaczego nie mogłam brać życia takim, jakim było? Czerpać z niego, ile tylko mogłam, nie przejmując się konsekwencjami i myślami innych? Zmiana, która zaszła we mnie od momentu wskrzeszenia nie podobała mi się, ale nie miałam już sił z nią walczyć. Pogłębiająca się depresja i samotność, na którą byłam skazana nie pomagała mi w tej nierównej walce. Pisklęta dorastały i odchodziły, już nie długo nie będę nikomu potrzebna, a jedynym czym będę, to nauczycielem, smokiem, którego można wykorzystać do osiągnięcia swego celu. Warknęłam gardłowo na tą niespodziewaną myśl, podwijając gadzią wargę. Ogon uderzał niespokojnie o pień drzewa, przy którym leżałam.
Wtedy poczułam dreszcz, ognisty, niepokojący, który przepłynął przez me ciało. Zaalarmował mnie... instynkt, instynkt drapieżcy, bo nim byłam, nie zależnie od tego, kiedy zmieniłam rangę, to nie pokojowy nurt życia był moim przeznaczeniem.
Słaba woń dotarła do mych nozdrzy z mroźną masą powietrza, mieszająca się z aromatem zamarzającej żywicy.
Poderwałam łeb, czując, jak grzywa plącze się pomiędzy sześcioma rogami, tworzącymi kryzę na mym łbie. Zmrużyłam czarne ślepia, czując, jak błękitne źrenice zwężają się niebezpiecznie. Przeczesałam ścianę lasu w poszukiwaniu intruza. I dostrzegłam go na drugim krańcu polany. Stał tam, ciemny, chłodny i nieruchomy, patrzący jasnymi ślepiami ku mnie. Mimowolnie w mej gardzieli narósł warkot, który wypłynął przez zaciśnięte szczęki. Uniosłam się lekko, z gracją na łapach, zniżając łeb i badawczo przyglądając się przybyszowi. Nie ruszyłam się, czekałam na jego ruch.
Instynkt Zabójcy
Wysłany: 2013-12-27, 01:47
A: S: 1 | W: 1 | Z: 3 | I: 1 | P: 2 | A: 1
U: B,S,P,L,O,A,W,MO,MA,MP,M: 1 | Śl: 2 | Kż,Skr: 3
Atuty: szczęściarz, pamieć przodka, tropiciel
Atramentowa barwa łusek złowróżbnie kontrastowała z bielą wypełniającą krajobraz. Ślepia wciąż nie poderwane wiatrem, odgłosem otoczenia, ruchem drzew spoczywały utkwione w licach ów smoczycy, której postać jawiła się Mawganowi w oddali. Majacząca sylwetka, która zmywała się ze śniegiem i może to tak przykuło wzrok Zabójcy niż sama postać sama w sobie?
Grzywiasty siedział w bezruchu, obserwując. Nagle jego wargi wydęły się w odrażającym uśmiechu pożółkłych kłów. Ale czy ten uśmiech mogła dojrzeć smoczyca siedząca na drugim końcu polany?
Intensywność jego spojrzenia zwiększała się z każdą upływającą minutą. Wiatr targał grzywę, a on stał niewzruszony, niczym posąg ze spojrzeniem utkwionym na zawsze, do zarania dziejów w jednym punkcie. Usłyszał warkot, podłużny. A jednak, Wolni mają w sobie nieco instynktu, jeszcze. Czy go to ucieszyło? I tak i nie. Trochę komplikowało z planem jaki sobie objął, ale przynajmniej... Będzie ciekawiej. Odpychał czerwień krwi, która znów próbowała wypełnić umysł. Poruszył łapą, zbił pazury w śnieg, wystawiając Ją do przodu jak gdyby robił krok. Podkradał się do ofiary?
Esencja Maddary
Wysłany: 2013-12-27, 01:55
A: S: 1| W: 1| Z: 4| I: 5| P: 3| A: 3
U: MA,MO,S,P,B,L,O,A,Skr,Śl,Kż,M: 3| W: 4| MP,Lecz: 6
Atuty: Szczęściarz,Chtry Przeciwnik,Konsyliarz,Utalentowany,Magiczny Śpiew
Obserwowałam z uwagą ciemną sylwetkę na tle bieli burej szarości uśpionych drzew. Samiec stał nieruchomo, niczym wyrzeźbiony z atramentowego kamienia. Płeć jego mogłam poznać po napływającym ku mnie zapachu, mocnym, lekko piżmowym, ale także po sylwetce. Nie wiedziałam, czego ode mnie chciał, po co tak wlepiał we mnie swe oczyska. Prychnęłam, obnażając kły, kiedy ów posąg postąpił jeden kroczek w mą stronę. W tym jednym ruchu było wiele gracji, opanowania, przez co czułam, że mam do czynienia ze zręcznym drapieżnikiem, polującym... A ofiarą miałam być ja.
Uniosłam łeb, prostując się, chociaż pozostawałam czujna, a z mej piersi dobywał się niski pomruk.
– Jeżeli twa skóra ci miła, samcze, lepiej bacz na swe czyny – warknęłam nisko, donośnie, aby me słowa poniósł wicher. Nie bałam się, nie należałam do lękliwych istot. Dawno już nie miałam okazji stoczyć z kimkolwiek pojedynku, a jeżeli ten tutaj sądził, że pozwolę zrobić z siebie ofiarę po raz drugi, to słono się mylił. Nie pozwolę na to, aby strach nade mną wygrał, nie pozwolę na to, by ktoś ponownie nade mną dominował. Wędrówka na równiny czegoś mnie nauczyła... Bezwzględności.
Instynkt Zabójcy
Wysłany: 2013-12-27, 12:47
A: S: 1 | W: 1 | Z: 3 | I: 1 | P: 2 | A: 1
U: B,S,P,L,O,A,W,MO,MA,MP,M: 1 | Śl: 2 | Kż,Skr: 3
Atuty: szczęściarz, pamieć przodka, tropiciel
Nie odwróciwszy spojrzenia, poruszył drugą łapą, niczym się przeciągając i tym samym zbliżając się do smoczycy, siedzącej w oddali. Wiatr, który rozszalał się na polanie targał mu grzywę, która teraz niczym baletnica tańczyła w powietrzu. Nie odczuwał jednak chłodu, wręcz przeciwnie. Czuł ciepło, był rozpalony zaistniałą sytuacją. Dawno nie podkradał się do smoka, niestety.
Kolejny podmuch wiatru przyniósł za sobą głos sylwetki majaczącej pomiędzy śniegiem, jawą i snem. Jeśli mu skóra miła, hmmm.. Chyba nie. Z niebywałą gwałtownością zerwał się na równe łapy, ze spojrzeniem wciąż utkwionym w samicy i skierował ku Niej swe powolne kroki. Napawał się piosenką Wolnych Stad, którą teraz grały jego łapy. Szedł powoli, ważąc każdy krok, nasłuchując i obserwując.
-To tylko mrok, Ja jestem mrokiem. Tak samo jak mnie boisz się nadchodzącej nocy?
Powietrze rozdarł ten sam głos starca, który zapomniał jak mówić. Zachrypiały głos zmęczonego, tnący przestrzeń swym zardzewiałym ostrzem.
Był młodym smokiem aż nadto doświadczonym przez los, nie lękał się śmierci. A ta, być może mogła go spotkać z każdym kolejnym krokiem. Szedł. Z każdą sekundą dostrzegając kolejne detale smoczej sylwetki, która wydawała się być coraz mniej odległa.
Nikł w wichrze śniegu by pojawić się kilka skoków dalej. Jego pysk nie wyrażał żadnych emocji prócz zdecydowania. Biła od Niego pewność siebie tak paradoksalnie idąca w parze z prześmiewczym traktowaniem śmierci. Im bliżej podchodził tym wyraźniej rysowały się blizny pokrywające niemal całe ciało.
Esencja Maddary
Wysłany: 2013-12-27, 13:40
A: S: 1| W: 1| Z: 4| I: 5| P: 3| A: 3
U: MA,MO,S,P,B,L,O,A,Skr,Śl,Kż,M: 3| W: 4| MP,Lecz: 6
Atuty: Szczęściarz,Chtry Przeciwnik,Konsyliarz,Utalentowany,Magiczny Śpiew
Nie poruszyłam się ani o krok, obserwując intruza czujnymi, czarnymi ślepiami. Z każdym jego krokiem słyszałam niemal pieśń jego zręcznego ciała. Podkradał się niemal bezszelestnie, niczym widmo. Było w nim wiele gracji, dlatego zaczęłam sądzić, że musiał znać się na polowaniu całkiem dobrze. Uniosłam wyżej łeb, a na moim pysku pojawił się spokojny uśmiech, który przeczył zimnemu, stalowemu spojrzeniu czarnych ślepi. Łapy ugniatały śnieg pod nimi, a ten również wirował pomiędzy nami, w szaleńczym tańcu. Krew płynęła raźniej w mych żyłach, ale strachu nie odczuwałam. Już dawno go nie czułam. To, co przeżyłam na Równinach uodporniło mnie w dziwny, pierwotny sposób. Słysząc słowa płynące ku mnie, rwane przez wiatr, uśmiechnęłam się szerzej, niemal czule, nie spuszczając ślepi z ciemnej sylwetki. I me ciało zdobiły blizny, za równo po walce na Arenie, jak i po spotkaniu z pierwotnymi Równinnymi. Nie wstydziłam się ich, byłam z nich dumna. Przeżyłam. Uciekłam śmierci raz, powróciłam do życia, nic nie mogło się temu równać.
Przekrzywiłam delikatnie smukły łeb w prawo, postępując jeden zgrabny, płynny krok do przodu.
– Ciemność i mrok nie są mi obce, samcze. Jestem jego częścią, nawet teraz, gdy w chwale powróciło światło płonącej Gwiazdy. Kim niby jesteś, kim wyjątkowym, aby strach miał zakorzenić się w mym sercu? Jesteś Cieniem, ulotną chwilą, która przemija w blasku złotego światła – odezwałam się cichym, nieomal melancholijnym tonem.
Nie lekceważyłam przybysza, nigdy nie okazywałam tej ignorancji. Wiedza jednak, z jakiej gliny jesteśmy ulepieni, z jakiej wody tchnięto w nas życie i który płomień nadał nam ciepło, była ważnym elementem.
Instynkt Zabójcy
Wysłany: 2013-12-27, 21:27
A: S: 1 | W: 1 | Z: 3 | I: 1 | P: 2 | A: 1
U: B,S,P,L,O,A,W,MO,MA,MP,M: 1 | Śl: 2 | Kż,Skr: 3
Atuty: szczęściarz, pamieć przodka, tropiciel
Pożółkłe kły majaczyły w śniegu, a samiec ukazał się jej w pełnej krasie. Był rosłym samcem, o muskularnej budowie, a blizny dodawały jego postaci drapieżności i złowróżbności. To była Jego aura, aura Mawgana, która teraz wdarła się pomiędzy te dwa smoki. Wolnego i Cienistego, który przybył z daleka. Z jego grzywy kapała zimna woda, zalewając mu pysk. Oblizał się paskudnie, zlizując ciecz. I znów z wcześniejszego uśmiechu zostało tylko i wyłącznie wspomnienie, teraz zastąpione przez beznamiętność. Czyja aura okaże się silniejsza?
Zaczęła się pomiędzy nimi rozgrywać machinalna walka charakterów, aur, form, spojrzeń i gestów, którymi afiszowali swoje jestestwo i swoje Ja. Wysłuchał słów smoczycy, przymrużając ślepia.
-Jestem Cieniem, w którym szukasz schronienia. Jestem Cieniem, który towarzyszy Ci cały czas. Śledząc w promieniach słońca i wypełniając w mroku. Pogódź się z tym, smoczyco. Jestem wszystkim co pragniesz i czego się obawiasz. Nie lękasz się śmierci? Wolne Stada nie poznały choćby jej cienia.
Przemówił, mówił cicho, spokojnie. Ważył każdą nutę, którą nakładał na język. Smakował każdy dźwięk swojego głosu, choć tak ponurego i nieprzyjemnego.
Znalazł się kilka skoków od samicy, nie zatrzymywał się. Wsłuchując się w ów melodię, wpatrując się w Jej ślepia.
Esencja Maddary
Wysłany: 2013-12-28, 16:26
A: S: 1| W: 1| Z: 4| I: 5| P: 3| A: 3
U: MA,MO,S,P,B,L,O,A,Skr,Śl,Kż,M: 3| W: 4| MP,Lecz: 6
Atuty: Szczęściarz,Chtry Przeciwnik,Konsyliarz,Utalentowany,Magiczny Śpiew
Nie zatrzymałam się, tylko ruszyłam wolnym, zgrabnym krokiem poprzez połać śniegu, chcąc skruszyć odległość, która nas dzieliła. Nie odczuwałam strachu, ani zwątpienia, nie w tej chwili. Byłam zaintrygowana, ale także... było coś więcej. Nie rozumiałam tych uczuć, bo od dawna nie dopuszczałam ich do siebie, ale nie przystawałam, tylko pozwoliłam się mu prowadzi. Czarne ślepia utkwione miałam w dwóch okruchach jasności, zimnej i beznamiętnej. Skrzypienie śniegu wibracjami zagłębiało się w me ciało, wiatr zdzierał ze mnie niezgrabność. Długie uszy poruszyły się, gdy dotarł do nich głos samca. Był intrygujący, a jego mowa była mi bliska, kiedyż to ostatnio mogłam w podobny sposób poddać się instynktowi? Dawno, dawno temu, zbyt dawno.
Błysnęły białe, zakrzywione kły, gdy odsłoniłam je w drapieżnym uśmiechu, który łączył w sobie dziwną mieszankę czułości, jak i melancholii. Jak to możliwe, że w tym jednym geście można zawrzeć aż tak wiele?
– Nie wiesz, czego pragnę i nie wiesz, czego się lękam, samcze. Śmierć dotyka każde z nas i tylko wybranym dane jest się jej sprzeciwić. Ale śmierć... jej woń, cień, zbyt długo nad nami ciążyła – mój głos, spokojny, wręcz... melancholijny, rozbrzmiał w wirach wiatru. Dostrzegałam niemal każdy szczegół sylwetki intruza, fasetki łusek, jasną grzywę, bruzdy zarówno szpetne, jak i piękne.
– Jestem wodą, dającą życie i ogniem, co spopiela w swej furii, dwa żywioły, w których występuje zarówno światło, jak i cień – dodałam ciszej, stając na przeciw niego, prostując długą, smukłą szyję, by móc spojrzeć w te jasne plamy w cieniu.