Najspokojniejsze miejsce w całej krainie. Młode drzewka dają schronienie przed słońcem, ale tez przed deszczem. Gdzieniegdzie niewielkie polany, na których można posiedzieć i porozmawiać. W Szklistym Zagajniku można poczuć się jak w domu...
Atuty: Wytrzymały, Szczęściarz, Twardy jak diament, Utalentowany, Przezorny
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
//retcon xD
Nie kazał przewodnikowi czekać zbyt długo, zwłaszcza że większość czasu i tak spędzał na wspólnych. Poranków przynajmniej, ponieważ okazjonalnie lubił pozwiedzać granice albo skorzystać z możliwości spaceru po czyichś terenach. Lubił mieć opcje, nawet jeśli nie dzierżył żadnej potężnej preferencji. Drzewa w końcu miał wszędzie.
Marszem przybył w umówione miejsce. Przełknął gorycz. Emocje mógł posiadać później. Na przykład jutro.
– Witaj przywódco – skierował do niego, stając przy szerokim pniu, naprzeciw jego postaci. Z wyuczoną uprzejmością skinął mu łbem i chłodnym, ale pozbawionym negatywnych emocji głosem kontynuował.
– O czym chciałeś porozmawiać? – Osobiście nie miał na to żadnej teorii. Być może mógłby, gdyby się wysilił, ale teraz był jedynie kulą sprasowanych w bezsens emocji.
Zadarl głowę wyżej zauważywszy Strażnika. Nie podnosił się, jaki że nie widział takiej potrzeby. Tamten i tak był znacznie mniejszy, a górowanie nad nim było normą... Taki zresztą urok drzewnych i morskich gadów. Kiwnął mu sztywno łbem i od razu przeszedł do rzeczy. Nie mieli co ukrywać, że są przyjaciółmi czy choćby znajomymi i wymieniają między sobą beztroskie ploteczki, bowiem tak nigdy nie było i mało prawdopodobne by miało być.
– Powiedz mi, Strażniku... Czy bogowie mogą wpływać na smoki w sposób bezpośredni, być może niezgodny z ich wolą lub korzystając z ich niewiedzy? Czy któreś bóstwo może pokierować kimś w taki sposób, by celowo zrobił komuś innemu krzywdę? – Podejrzewał, że nikt inny oprócz proroka nie będzie znał odpowiedzi na to pytanie. Ta myśl wykluła się w nim w świetle ostatnich wydarzeń i był ciekaw, czy to w ogóle możliwe, czy też sam mydlił sobie oczy pragnąć usprawiedliwić swą zastępczynię i "wypadek" podczas jej walki o tytuł czempiona.
__ So when it's black this insomniac take an original tack Keep the beast in my nature under ceaseless attack __________________________________
________adopcje✶błysk przyszłości: 23.03 → pełny brzuch_________________________________ – 2/4 pożywienia do sytości; leczony dostaje bonus już od min. ilości ziół
→ niestabilny___________________________________ dodatkowa kość do MP, MA i MO, w przypadku niepowodzenia – ciężka✭ mistyk ✭ raz na walkę +1 sukces do ataku mag.___✭ poświęcenie ✭ raz na atak +1 sukces
kosztem rany lekkiej___✭ utalentowany ✭ (moc, wytrzymałość) Burru – gryf A: S: 2| W: 1| Z: 1| M: 1| P: 2| A: 1
U: B,L,Śl,Skr: 1| A,O: 2Tatakae – cień kazuar A: S: 1| W: 1| Z: 1| M: 1| P: 3| A: 1
U: L,Śl,Skr: 1| MA,MO: 2Souba – ptak gromu Wutai – sowa śnieżna
Atuty: Wytrzymały, Szczęściarz, Twardy jak diament, Utalentowany, Przezorny
Skoro rozmówca nie podnosił się w ramach rozmowy, on również ostrożnie przycupnął. Nie wiedział ile potrwa to spotkanie, a z doświadczenia wiedział, że przywódcy potrafili zajmować trochę czasu. Na to się jednak nie żalił, bo gdyby nie fakt, że obecnie musiał balansować wewnętrzną gorycz, cenił wszelką wymianę zdań.
Pytanie Wspomnienia skutecznie zbiło go z tropu. Precyzyjnie wymierzone, skrywające dokładny powód, a jednak bezpośrednie. Chciałby bez namysłu zaprzeczyć, nie dlatego, że cenił integralność bogów, a ponieważ tak fundamentalnie brzydziła go ów możliwość, że nawet nie chciał jej rozważać. Co ich jednak powstrzymywało gdyby zdecydowali się na tym skupić? Pomyślał o tym przez moment. Patrząc na Tarrama I jego chęć zniszczenia smoków, wydawało się to niemożliwe. Nie dopóki ciało do którego wstąpił nie zostało pierw uśmiercone – jeśli wierzyć kronikom. Ale mniej inwazyjny wpływ? Już same błogosławieństwa wiązały się z zewnętrzną energią płynącą w żyłach, a przecież istniały jeszcze mentalne sugestie i alterujące emocje aury. Już sam kwiat od Uessasa albo opieka Sennah potrafiły wprawić go w nastrój, którego sam nie mógłby z siebie wykrzesać. Dobrze użyte mogłyby...
Odetchnął głębiej i skupił się na Lecie. Dedukcja wskazywała mu jasno pewne odpowiedzi ale zastanawiał się, czy bogini ofiaruje mu w tej sprawie jakąkolwiek pewność. Nie spodziewał się jej wsparcia, biorąc pod uwagę ich specyficzny rodzaj relacji, a jednak udało mu się wyciągnąć od niej pojedynczą, nerwową reakcję. Nie winiła Viliara o nic konkretnego, choć zasugerowała, że bóg o jego charakterze byłby zdolny do manipulacji.
Nie sądził, że tylko on, ale skłamałby gdyby potrafił winę skierować na któregokolwiek innego boga. Dlaczego panteon tolerował jego istnienie? Przecież Sennah nie mogła być jedyną, która nie mogła zdzierżyć jego osoby.
Na chwilę niemal zapomniał z kim w ogóle rozmawiał i skupił się wyłącznie na poruszonym przez niego zagadnieniu. Nie było w jego głosie obojętności, choć z jego surowego głosu ciężko było wyróżnić konkretną emocję.
– Żywy i świadomie niechętny smok nie powinien poddać się opętaniu. Zakres niebezpiecznego wpływu jest jednak szeroki, nawet bez dosłownego sterowania czyimś łapami– zrobił krótką pauzę.
– Możliwość nie oznacza jednak zamiaru– Bezpodstawne rzucanie cienia na bogów też w końcu nie było jego zamiarem. Byli zupełnie innym rodzajem bytu i choć nie potrafił wykrzesać z siebie ani odrobiny empatii do ich postaci, rozumiał że niewiele mogli zrobić, aby to stanowisko podważyć.
– Mam wrażenie, że nie pytasz jedynie teoretycznie. Czy mógłbyś powiedzieć więcej o tym co wywołało twoją refleksję?
Czekał cierpliwie domyśliwszy się, iż to pytanie na pewno nie było dla Strażnika proste. Jeśli powie wprost, że tak, co ich tu wszystkich zatrzyma? Bogowie mieli roztaczać nad nimi opiekę w zamian za szacunek i uwagę stad, ale co jeśli zaczną uważać wolne istoty za swe zabawki? Czy życie poza barierą nie okaże się wtedy bezpieczniejsze?
Nie powinien poddać się opętaniu... Pełnia przełknął narastającą gorycz w pysku, dochodząc do nieprzyjemnych wniosków. Ale nie było pewności. Żadnej. Nie było, prawda?
– Niedawno Konstelacja i Chaos walczyły ze sobą o tytuł czempiona. Konstelacja nie używała maddary i nie celowała w punkty witalne, nie wspomagała się eliksirami czy niezwykłymi przedmiotami... A jednak prawie zabiła Chaos. Jak to możliwe, Strażniku? Nie jest na tyle silną i uzdolnioną fizycznie smoczycą, by naprawdę zagrozić innemu smokowi jeśli nie polega na własnej maddarze czy odpowiednich wspomagaczach, jak eliksiry, a Chaos stoczyła zbyt wiele walk, by dać się załatwić komuś do takiego stopnia przez przypadek. Jak to możliwe? Czy w tym wypadku mogło dojść do ingerencji czegoś z zewnątrz? Duszka, boga, innej istoty? – To wszystko nie miało najmniejszego sensu. Inni może mogli wzruszyć na to ramionami i udawać, że nie stało się nic szczególnego, zaś całą sytuację zamieść pod zeszłoroczne liście i udawać, iż nic się nie wydarzyło, ale nie Pełnia. Był przywódcą i nie potrafił już przymykać oczu na podobne wybryki.
__ So when it's black this insomniac take an original tack Keep the beast in my nature under ceaseless attack __________________________________
________adopcje✶błysk przyszłości: 23.03 → pełny brzuch_________________________________ – 2/4 pożywienia do sytości; leczony dostaje bonus już od min. ilości ziół
→ niestabilny___________________________________ dodatkowa kość do MP, MA i MO, w przypadku niepowodzenia – ciężka✭ mistyk ✭ raz na walkę +1 sukces do ataku mag.___✭ poświęcenie ✭ raz na atak +1 sukces
kosztem rany lekkiej___✭ utalentowany ✭ (moc, wytrzymałość) Burru – gryf A: S: 2| W: 1| Z: 1| M: 1| P: 2| A: 1
U: B,L,Śl,Skr: 1| A,O: 2Tatakae – cień kazuar A: S: 1| W: 1| Z: 1| M: 1| P: 3| A: 1
U: L,Śl,Skr: 1| MA,MO: 2Souba – ptak gromu Wutai – sowa śnieżna
Atuty: Wytrzymały, Szczęściarz, Twardy jak diament, Utalentowany, Przezorny
Słuchając dalszej wypowiedzi przywódcy, zaczął coraz bardziej zagłębiać się w wątpliwości. Nawet jeśli bogowie mieli możliwość wpłynąć na śmiertelników, czy miałoby to sens? Prowokować potencjalnie długofalową reakcję zwrotną dla samej zabawy? Nie byłoby to niemożliwe, biorąc pod uwagę, że nie mogli wystosować wobec nich żadnych konsekwencji. W razie wprost okazanego gniewu wciąż mieliby związane łapy. Część smoków zawsze zdecyduje się ich wyznawać, a wtedy ci, którzy podnoszą głos krytyki, zostaną wyklęci przez własny gatunek, który przecież nie zechce zaakceptować utraty swoich cennych błogosławieństw i kryształków.
Gdyby był bardziej złośliwy, może powiedziałby Pełni, że taka była opłata za ich wsparcie. Jedna czy dwie osoby użyta w boskich łapach była przecież ceną wartą tego wszystkiego, prawda? Przecież to takie niewinne.
Odsuwając jednak najsurowsze wnioski, zastanawiał się czy przewodnik nie tworzył pewnych obrazów z niczego. Wpadki to przecież nie pierwszyzna dla walczących rang, zwłaszcza gdy jedna osoba potknie się akurat w momencie, gdy druga zyska swój szczęśliwy cios.
– Nie chcę ci ubliżać Wspomnieniu, sugerując że nie zdajesz sobie sprawy z nieszczęśliwych przypadków, ale musisz pamiętać, że smoki nie raz przypisują bogom zupełnie niezwiązane z ich działaniami wydarzenia. Jeśli cię to dręczy, mogę w waszym imieniu skonfrontować to w świątyni, jako że i tak odłożyłem jedną z istotnych modlitw. – Zdawał sobie sprawę, że Wspomnienie mógł równie dobrze zrealizować to na własnych warunkach, choć niezależnie od jego zamiarów, Strażnik był już zbyt ciekaw tego co się działo. W końcu to kolejny raz, gdy pozornie niezaangażowani patroni wpływali na wydarzenie. A przynajmniej jeden z nich.
Nieumyślnie kontynuował nieco surowiej – Czy coś w postawie Chaosu mogłoby nastawić boga przeciwko niej? Coby nie rzec o obecnych patronach, żyją w harmonii z Wolnymi od setek księżyców, nie wspominając o tym, że pomogli im powstać, a także przetrwać cięższe okresy. Tak długa historia może zobowiązywać do większej ostrożności względem ich imion. Na smocze znaczyłoby to, że nie każdy znosi wprost okazany brak szacunku – Zabawne jak mocno kiedyś się z tą postawą utożsamiał. Nie oznaczało to, że i dziś nie pragnął odrobiny uprzejmej ostrożności wokół jego osoby, ale dorósł do znacznie niższych oczekiwań. Skoro zaś on potrafił, bogowie mieli zdecydowanie więcej doświadczenia by nauczyć się tolerować wybredne smoki.
Taka jest ich opłata za wsparcie... Jakie wsparcie? Bogowie bardzo rzadko robili coś za darmo. Za wszystko wymagali zapłaty, a mieszkający w barierze byli zamknięci w klatce i trzymani na krótkiej, ograniczającej smyczy. Każde wyjście za barierę wymagało zapłaty i wiązało się z ryzykiem, że jeśli będzie się tam przebywało zbyt długo coś wróci wraz ze smokiem.
Pełnia od jakiegoś czasu miał... Można to nazwać, że rozłam wiary. Od powrotu Srebrnego i przyjęcia Cmy zaczął dostrzegać, że świat jest wielki. Wielki i ciekawy, a bogów jest mnóstwo. Dobrych, złych, neutralnych. Zaczął się zastanawiać, co właściwie trzyma ich tutaj, pod barierą, a jeśli jeszcze okaże się, że dla niektórych bogów smoki to wyłącznie zabawki... Czy nie bezpieczniej byłoby żyć gdzie indziej? Tutaj wcale nie mieli tak wiele do stracenia. Ich świat był ciasny, ograniczony i wiązał się z monotonią oraz rutyną. Idź po kamienie, wydaj kamienie, poluj ciągle na tych samych ziemiach, wszelkie konflikty będą duszone lub tępione... Nie było możliwości rozwoju, tylko stagnacja.
– Wypadki zdarzają się głównie adeptom oraz niedoświadczonym smokom. Czy to możliwe, żeby dwóm doświadczonym wojowniczkom omsknęła się łapa i to w taki sposób? Jeśli miałbyś po drodze, to czemu nie. Możesz zapytać, nie zaszkodzi. – Pełnia był pełen wątpliwości oraz niesmaku. Całkiem możliwe, że przypisał tamtemu wydarzeniu nadprzyrodzone zasługi, a tymczasem jedynym zjawiskiem mogła tu być głupota bądź nieostrożność. Rozpaczliwie starał się usprawiedliwić czyn Pestki i ratować w swych oczach jej wizerunek, ale gdy tylko o niej myślał widział przed oczami jej oburzony wyraz pyska i spopielone ciało Kwintesencji. Zapewne gdyby nie przelatywał nieopodal nigdy nie dowiedziałby się o tamtej sytuacji. Nie wiedziałby, jaką ma zastępczynie, a tamte dwie pewnie nigdy by mu o tym wszystkim nie powiedziały, by nie robić sobie problemów. Wzrastała w nim niechęć.
– Nie jestem pewien. Chaos chyba niespecjalnie przepada za Viliarem, ale nie wiem, czy okazuje to w jakiś szczególny sposób. Moja siostra zawsze była wycofana i chodziła własnymi ścieżkami, którymi nie zawsze lubi się chwalić. – Uśmiechnął się krzywo. – Być może masz rację i przesadzam. Prawdopodobnie faktycznie był to jedynie... Wypadek – ostatnie słowo wycedził przez zęby z wyraźnym niesmakiem, tak jakby leżała przed nim wizja zjedzenia sterty zgniłych ryb. Sam już nie wiedział w co wierzyć.
__ So when it's black this insomniac take an original tack Keep the beast in my nature under ceaseless attack __________________________________
________adopcje✶błysk przyszłości: 23.03 → pełny brzuch_________________________________ – 2/4 pożywienia do sytości; leczony dostaje bonus już od min. ilości ziół
→ niestabilny___________________________________ dodatkowa kość do MP, MA i MO, w przypadku niepowodzenia – ciężka✭ mistyk ✭ raz na walkę +1 sukces do ataku mag.___✭ poświęcenie ✭ raz na atak +1 sukces
kosztem rany lekkiej___✭ utalentowany ✭ (moc, wytrzymałość) Burru – gryf A: S: 2| W: 1| Z: 1| M: 1| P: 2| A: 1
U: B,L,Śl,Skr: 1| A,O: 2Tatakae – cień kazuar A: S: 1| W: 1| Z: 1| M: 1| P: 3| A: 1
U: L,Śl,Skr: 1| MA,MO: 2Souba – ptak gromu Wutai – sowa śnieżna
Atuty: Wytrzymały, Szczęściarz, Twardy jak diament, Utalentowany, Przezorny
O ile rzadko przywiązywał uwagę do mimiki i tonu, nie oznaczało to, że ich nie zauważał. Spoglądał na pysk z uwagą, zmiany w głosie wyłapywał jak odgłosy kroków na polowaniu, lecz interpretację tych zjawisk brał pod uwagę jedynie, gdy ocena samych słów zdawała mu się niewystarczająca. Przywódca przychodzący do niego w sprawie wypadku, zjawiska koniec końców banalnego i winiący o to bogów, a następnie obrzydzony perspektywą błędu zastępczyni, nie było zdarzeniem standardowym. A przynajmniej nie gdy porównywał je swoje dotychczasowe doświadczenie. Problem mógł być zarówno bardzo złożony, lub wyłącznie Wspomnienie go takim czynił, ze względu na zaangażowanie emocjonalne. Interesujące.
– Poinformuję cię, gdy czegoś się dowiem– spróbował zauważyć łagodnie, na tyle, na ile potrafił. Z jakiegoś powodu nie był to dla przewodnika łatwy temat, więc nie chciał dawać mu dodatkowych powodów do irytacji. Nie robił tego z buchającej wewnątrz empatii, a pragmatycznych względów, gdyż chciał być użyteczny, a kłótnie nie uczyniłyby tego łatwiejszym.
– W każdym razie skoro przeczucie doprowadziło cię aż do rozmowy ze mną, najpewniej powinieneś się go trzymać. Nie chcę, abyś uznał to za sprzeczne z tym co zauważyłem wcześniej. Zdaj sobie sprawę, że może istnieć więcej odpowiedzi, niż te które założyłeś, lecz to nie znaczy, że musisz się mylić– Przez chwilę zastanowił się co zrobiłby na jego miejscu, lecz nieszczególnie wierzył własnym zmysłom, gdy przychodziło do oskarżeń. Gdyby tak po prostu sobie na nie pozwalał, wszyscy byliby winni wszystkiego.
– Co Konstelacja mówiła na ten temat? Błogosławieństwa zazwyczaj można wyczuć, w końcu to obca energia, która nagle wypełnia smocze ciało– dopytał chłodno, chcąc dopasować ostatnią część układanki nim prawdopodobnie zmienią temat.
Cóż... Gdyby był smokiem, którego w ogóle nie interesowałby fakt, że jego smoki niemalże się zabijają, czy to z winy własnej czy bogów... Byłby okropnym przywódcą. Czasami miał wrażenie, iż większość miała skóry z kamienia i nic ich nie ruszało, pewnie nie mrugneliby nawet gdyby oderwać im łeb i wsadzić go w mrowisko. Był to nie mniej interesujący fakt niż to, że przywódca Księżyca interesował się wydarzeniami w swym stadzie i tym, kto za to wszystko odpowiadał.
– Zdaję sobie sprawę z tego, że powodów może być mnóstwo. Dlatego przyszedłem do Ciebie powstrzymując się przed samodzielnym wyciągnięciem wniosków – rzekł zniecierpliwiony. Już tego pożałował. Prawdopodobnie liczył na zbyt wiele, acz na razie prorok powiedział mu jedynie, że z nieba leci woda w postaci deszczu i nic więcej. Po raz kolejny zauważył, że Strażnik nie był użytecznym smokiem, a jego rola była bardzo ograniczona.
– Nie była rozmowna. Jedynie tyle, że nie użyła maddary.
__ So when it's black this insomniac take an original tack Keep the beast in my nature under ceaseless attack __________________________________
________adopcje✶błysk przyszłości: 23.03 → pełny brzuch_________________________________ – 2/4 pożywienia do sytości; leczony dostaje bonus już od min. ilości ziół
→ niestabilny___________________________________ dodatkowa kość do MP, MA i MO, w przypadku niepowodzenia – ciężka✭ mistyk ✭ raz na walkę +1 sukces do ataku mag.___✭ poświęcenie ✭ raz na atak +1 sukces
kosztem rany lekkiej___✭ utalentowany ✭ (moc, wytrzymałość) Burru – gryf A: S: 2| W: 1| Z: 1| M: 1| P: 2| A: 1
U: B,L,Śl,Skr: 1| A,O: 2Tatakae – cień kazuar A: S: 1| W: 1| Z: 1| M: 1| P: 3| A: 1
U: L,Śl,Skr: 1| MA,MO: 2Souba – ptak gromu Wutai – sowa śnieżna
Czasami lubiła spacery po Terenach Wspólnych, szczerze mówiąc, to miała nadzieję na takowych spotkać członków innych stad, zawsze mogła czegoś się dowiedzieć. A gdyby ktoś jeszcze zdecydował się uwierzyć w jedyną i słuszną religię...
Tym razem jednak zawędrowała do Szkilstego Zagajnika ze swoim rosomakiem, by nieco poduczyć go walki. Stworzenie nie było świadome tego, że więź bardzo je osłabiła i nie wykorzystywało przez to swojego całego potencjału. Sama była w szoku, gdyż może nie więź, ale coś innego również ją osłabiło. Jak inaczej wytłumaczyć to, że wielki wojownik z północy przegrał walkę goblinem-samobójcą?
Veir zatem stała przy drzewie i nadzorowała swojego borsu... to znaczy, rosomaka, chodzi o Varnila. Stworzenie ćwiczyło z nią głównie manewry bojowe, skakało, rzucało się z pazurami na krzaki, a Veir kiwała łebkiem bądź nie, oceniając jego starania. Co jakiś czas rozglądała się nieco, by sprawdzić, czy ktoś tutaj nie krążył.
Jakby to ująć...
Tego poranka rozmawiała ze swoim mistrzem, Bojowym Okrzykiem. Trening jak trening, przyjemna rutynka, lekki, świeży powiew wiatru, pierwszy widok terenów niepokrytych grubym śniegiem. Dziwnie było po raz pierwszy widzieć odżywającą przyrodę, mając w pamięci jedynie białe, lodowate połacie. Ale to nieważne! Jak się okazało, była to idealna pora, żeby faktycznie z kimś zawalczyć i się przy tym za bardzo nie przeziębić. Z kimś spoza stada, najlepiej! Jednak dialog potoczył się o tyle dziwnie, że dowiedziała się sama od siebie, że zna te pradawne pola treningowe. Cóż... no, nie do końca. Nie miała nawet pojęcia, czego powinna szukać, a że tak się zatopiła w swojej pysze i dumie, to nie pozostało jej nic innego, jak wyruszyć na poszukiwania od razu. Czuła się o wiele bardziej gotowa niż podczas krótkiego sparingu z Puszystą. A ona jest taka silna! Trochę jak Yan. Ściągnęła łuki brwiowe podczas spaceru, trzepiąc ogonem. Głupia siostra! Jak można było uciec poza granicę tak łatwo? Nigdy jej tego nie wybaczy, nigdy!!!
– Och uch – wyrwało jej się nagle, a sama zdała sobie sprawę, że zbliżyła się niebezpiecznie blisko jakiegoś smoka. Otrząsnęła się, wyprostowała od razu i odchrząknęła głośno. Widząc ćwiczącego zwierza kątem oka była PEWNA, iż tym razem trafiła w dobre miejsce! A smród plagowego futra mówił sam za siebie. Oto znalazła, czego poszukiwała!
– Ahoj! Smoku, zostałeś uwasznie wyblany na pszeciwnika w walce wlęcz i dlatego tesz wybaczam cię na... – wyuczona w jeden wieczór mantra urwała się w pół sekundy. Najlepsza potrząsnęła łbem, nieco zmieszana, ale nadal emanująca niespotykaną wręcz śmiałością i wiarą w swoje własne słowa. – ...Nie, nie! Dlatego tesz wyznaczam cię na mojego dzisiejszego wloga przed któlym splawdzę swoje najnowsze umiejętności! – zakończyła dumnie, nim znów sobie o czymś przypomniała. – Uh, pszed tym powinno być... uh, NAZYWAM SIĘ NAJLepsza Łuska i jestem adeptem szkolącym się na wojownika i dlatego tesz... uh, niewaszne! To tutaj smoki się biją, plawda?! Gdzie jest najbliszszy uzdlowiciel, muszę się z nim skontaktować! – Nie prośba. Żądanie.
Tylko nie smród! To był piękny zapach krwi i czegoś. Tak w przypadku Plagi zawsze była to krew i coś jeszcze. W przypadku Veir, zalatywała jeszcze kadzidłami świątynnymi, których używała w celach religijnych. Więc była zatem nutka dymu i kwiatów. O wiele lepsze niż jakieś tam... błoto! W przypadku Ziemi oczywiście. Tak to sobie świnki pachniały. Piastunka wewnątrz była zdziwiona jak nigdy, ale na zewnątrz wyglądała dosyć spokojnie, gdyż często maskowała swoje prawdziwe emocje. Tak została nauczona na północy. – Um, witaj. Najlepsza Łusko. Jestem Veir. – Co za dziwnie imię, ale nie zamierzała tego komentować. Przynajmniej oryginalne, prawda? Pewnie innej Najlepszej Łuski nie było i raczej nie będzie. – Zasadniczo, walka może odbywać się wszędzie, chociaż zazwyczaj jest to ubita ziemia. – Wytłumaczyła. – Najbliższy uzdrowiciel? Możesz po prostu wezwać kogoś z Ziemi, pewnie przybędzie do ciebie. Nie wiem, kto u was piastuje tę funkcję. – Veir jak to Veir, zachowywała najwyższą powagę. Sytuacja była trochę absurdalna, ale wypowiadała się, jakby był to kolejny, zwykły dzień w życiu Horgifellijki. – Mogę się z tobą zmierzyć... jakie preferujesz warunki? – Zapytała. Oby nie została źle zrozumiana. Jakie warunki? Och, no najlepiej ciepły kocyk, jakaś podstawka na łapki, ciepła herbatka i takie tam. Varnil zaś tak porzucił swój trening (chwilowo) i przyglądał się tej smoczycy z olbrzymią czujnością i nieufnością.
Najlepsza Łuska, gdyby tylko była człowiekiem, zapewne stałaby z założonymi rękami, unosząc głowę i niby przypadkiem prężąc co większe mięśnie. Jako smok niestety zdominowanie przeciwnika już na starcie nie wydawało się takie proste jak sądziła. Wyprostowała jedynie szyję, pierś wyrzuciła do przodu, a całą sylwetką starała się emanować najbardziej, jakby wiedziała co robi i nie była to jej pierwsza walka ze smokiem, którego widzi pierwszy raz w życiu i nie wie, do czego jest zdolny. O dziwo mimo wszystko czuła się wyjątkowo pewnie.
– Veil! Będziemy walczyć o tuu – powiedziała głośno, wskazując na ziemię pod nią. Odetchnęła głęboko przed następnym zdaniem. W międzyczasie jak mówiła naprędce wypuściła do najbliższego uzdrowiciela chaotyczną mentalkę. Wszyyystko szło zgodnie z planem. – Oczywiście, już to zlobiłam. Wiedziałam, sze tszeba go wezwać. I wiem, kto piastuje. Moja... – Zawahała się, kręcąc głową. Od razu poczuła, jak przez jej żyły przepływa czysta złość. – Moja głupia siostla któla poszła za głupimi pajacami do lasu – wymamrotała bardziej sama do siebie, trzęsąc się ledwie dostrzegalnie. Zdała sobie sprawę, że bezwiednie zacisnęła kły na języku. Ała.
– Uch. Jakie chcesz. Nie boję się walki – powiedziała wpierw, ale po chwili pomyślunku się zreflektowała. – Mosze na początek tleningowo, chcę się splawdzić. Nie chcę cię pszypadkiem zabić! – dodała śmiertelnie poważnie, nieprzerwanie wpatrując się w smoczycę. Zabijanie chyba boli... prawda? A nie lubiła tego uczucia. Wzdrygnęła się na samo wspomnienie bażanta. Nie. Mordowanie stanowczo nie.
Atuty: Boski Ulubieniec; Adrenalina; Twardy jak diament; Uzdolniony
Minęło trochę czasu od kiedy ostatnio odwiedził tereny wspólne. Szczerze mówiąc wolał siedzieć u siebie, na wygodnych terenach stada Słońca, niż wędrować po pełnych smoków terenach niczyich. Nigdy nie był zbyt rozmowny, ani też skłonny do poznawania obcych jednostek. Zdawał sobie sprawę jednak z tego, że Wolne Stada nie ograniczają się tylko do jednego stada. Może to był właśnie powód, dlaczego od czasu do czasu opuszczał Słońce? Szczególnie po tym, co się działo.
Zatrzymał się w cieniu ogromnej brzozy, na granicy Szklistego Zagajnika. Ciekawe, czy na tych terenach występuje jakaś zwierzyna, czy też jest tu pusto przez zatłoczenie smoków. Spojrzał się w dal, w kierunku Sosnowego Boru. Teraz, kiedy czarne chmury zniknęły, wszystko wydawało się inne. W końcu, kiedy przybył do Wolnych, dosłownie księżyc później zapanowała ciemność.
Niestety, na próżno było tutaj szukać czegokolwiek do upolowania, to samo dotyczyło kamieni szlachetnych. Zbyt wiele ślepi spoglądało na te ziemię, zbyt wiele nosów oraz uszu badało otoczenie, by coś zdołało się uratować czasem można było trafić na zagubione osobniki, z reguły jednak, intensywna, smocza woń bez problemu odstraszała co tylko się dało.
Rozglądając się, Waleczny dostrzegł znajomo wyglądającego kompana. Niewiele takich było na terenach wolnych, rosły samiec tygrysa przechodząc się kilka ogonów dalej. Na prawo zaś, dało się dostrzec siwą grzywę, jak zawsze związaną rzemieniem.
Maros leżał wśród trawy i myślał, na początku nawet nie zauważając obecności adepta.
It’s misery within a past that I just can’t erase It’s alright, cause I don’t give a damn
kalectwa bezpłodność ; +2 ST do akcji fizycznych samotny wojak tabela ran woj/mag do walki, ale min. 6 sukcesów
w witalkę by zadać ranę krytyczną pełny brzuch -1/4 pożywienia do sytości ; leczony dostaje bonus już od min. ilości ziół niestabilny dodatkowa kość do testów na magię; niepowodzenie = rana ciężka pojemne płuca raz na pojedynek/polowanie -2 ST do ataku, ale +1 ST w następnej turze
Atuty: Boski Ulubieniec; Adrenalina; Twardy jak diament; Uzdolniony
Jego wzrok w końcu zatrzymał się na znajomym mu kotowatym. Wkrótce dostrzegł również znane mu, siwe futro pośród zieleni traw. Nie widział go od czasów ceremonii. Pamiętał jednak czarownika, z którym kilkukrotnie dane było mu zmierzyć się na arenie. Nie zapomniał tamtych pojedynków. Ani umiejętności, jakie zaprezentował mu czarodziej.
Zdecydował się zbliżyć do czarnofutrego, nie kryjąc się ze swoją obecnością. Mimo, że nie był już częścią stada, nie miał wobec niego wrogich zamiarów. Honor Aventusa nie pozwalał mu na nagły atak na znajomego smoka tylko przez to, że opuścił stado. – No proszę, więc to tu się podziałeś.
Rzucił, zatrzymując się w odległości skoku od niego. Wcześniej górski nie zawracał sobie łba tym, co mogło się stać z Pokłosiem. Teraz jednak miał okazję go spotkać.
Propozycja z jaką wyszła stara Mirrim mnie zaintrygowała, temu ruszyłem do miejsca niedaleko jeziora. Znalazłem miejsce pod Starą brzozą. Gdyż tutaj mieliśmy się spotkac. Pojawiłem się na niej przychodząc z południa. Chyba byłem pierwszy tutaj. Wzruszyłem ramionami i usiadłem pod starą brzozą. Obok mnie usiadła nieodłączna kompanka, Jarnsax. Trupek tylko sie o mnie oparł i bezuszmym spojrzenim patrzył w niebo. Dziwny był ten trup, on żył i był miły...