OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Jej wędrówki na tereny wspólne były rzadkie. Ale gdy już przychodził na nie czas, z reguły były to właśnie Czarne Wzgórze, czasem Dzika Puszcza. Miejsca te wydawały się być oblegane najrzadziej. Większość smoków preferowała spokój Błękitnej Skały, bądź orzeźwienie z wód Zimnego Jeziora. Mahvran zaś interesowało bardziej badanie terenu i tego, jak się on zmienia, aniżeli zawieranie nowych znajomości. Może i gdyby aspirowała do stadnego tytułu Mówcy Szeptów, to spróbowałaby się pofatygować, ale to do niej nie pasowało. Wolała działać, niż mówić. Działanie to nie zawsze oznaczać musiało rzeź – czasem właśnie coś tak prostego jak zwykłe zbadanie jakiegoś rejonu, wyczucie gruntu pod łapami potrafiło być wystarczające.Przed pewien czas zgrabnie wymijała dostrzegane w oddali smoki, nie ingerując w ich życie. W pewnym momencie jednak dostrzegła w ziemi dosyć wyraźne ślady łap, którym towarzyszyła zresztą charakterystyczna, ognista woń. Woń, którą znała, ale której nie potrafiła dokładnie przypisać do smoka. Znała go, bez wątpienia, ale wspomnienia były jakieś mętne.
Cóż, za pierwszym razem widziała go jako pisklę, a wokoło czuć było główne ogień i krew. Za drugim... Tak samo. Rozorał jej pięknie skrzydło i doprowadził na skraj śmierci. Właściwie, to przeprowadził ją przez bramy Otchłani.
Podążała za tropem, aż w końcu zatrzymała się przy wejściu do jaskini, zasłaniając wejście swoją chudą, brązowo-czarno sylwetką. Jej pysk zwrócony był w stronę środka, ukoronowany koroną kręconych rogów. W pewnym momencie jej nozdrza przestały się poruszać, a głowa minimalnie podskoczyła do góry, gdy onyksowe, lśniące ślepia wychwyciły zarys czyjejś sylwetki wewnątrz.
Nie wykonała pierwszego kroku, tylko obserwowała smoka w bezruchu. Analizując.