OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Nie spodziewał się jej ujrzeć w takim stanie. Gdzie podziała się ta rozpromieniona smoczyca, która miała w nosie wszelkie konwenanse? Zamrugał próbując doprowadzić się do porządku w miarę szybko.Słuchał jej i zamarł w bezruchu. Czyli rozmawiała z bratem. I jak przypuszczał, on był w niej w pewnym stopniu naprawdę zakochany? Przecież.. to chore. Juglan miał ochotę tutaj wygarnąć parę epitetów na temat egoizmu jej krewniaka, ale ugryzł się w język. Nie tego chciała teraz słuchać Eliana. Chciał ją jakoś przygarnąć do siebie skrzydłem, aczkolwiek nie zdążył. Cofnęła się jak oparzona. Zrobił coś nie tak? Musiał się uzbroić w ogromne pokłady cierpliwości. To trochę inny kaliber roztrzęsienia emocjonalnego. Dotychczas porównał by ją do Haviamine, która ewidentnie za cel swego życia postawiła dorównać matce na wysokim szczeblu hierarchii, a gdy się nie udało – katowała samą siebie jakimiś bzdurnymi teoriami. Tembr momentami zastanawiał się dlaczego smoki nie potrafiły mieć w życiu jakichś lżejszych, lepszych priorytetów?
– To nie twoja wina. – Powiedział twardo, przysiadając na ziemi. – Nie mogłaś wiedzieć, że w twoim bracie rodzi się żądza względem ciebie. Nie miałaś na to wpływu.
Co prawda wewnętrznie się z tym nie zgadzał. Wina zawsze leżała po obu stronach, tylko w tym przypadku szala przechylała się na stronę jej rodzonego brata. Co jak co, ale naiwność nie zwalnia z poczucia winy. Jednakże Juglan nie zamierzał jej dokładać zmartwień, a często lepiej było mówić coś aby sprawić innym przyjemność, nawet jeżeli naginało się fakty. Korciło go aby wypluć z siebie cały jad i opinię względem tej sprawi. Odpuścił jednak.
Westchnął słysząc jej kolejne słowa, zapewne zrodzone za sprawą czystej paranoi.
– Głupoty opowiadasz – zapewnił ją, z nutką rozbawienia w nadziei że ją to trochę rozluźni. – Sam dokonuję wyborów w swoim życiu, nie zmuszasz mnie do niczego. Jeżeli decyduję się na twoje towarzystwo to z pełną świadomością możliwych konsekwencji. A zranienie innych jest nieuniknioną częścią życia. To także doświadczenie. Noś swoje blizny, smutki i wady jak pancerz, wtedy nikt nie będzie w stanie wykorzystać ich przeciwko tobie. Nawet ty sama, a może zwłaszcza ty sama. – Poradził jej i posłał jej perskie oko.
Mógłby ją zapewniać, że wszystko będzie dobrze ale nie chciał jej tak perfidnie okłamywać. Życie pod barierą nie było łatwe, już wcześniej widział smoki w młodym wieku ze zrujnowaną psychiką. Od razu przywołał na myśl obraz Maestrii, która niby się uśmiechała, a jednak wyczuwał u niej niesamowite pokłady cierpienia.
– Przejdzie mu, zobaczysz. Tobie też – dodał. – Czas leczy rany, a czasem trzeba w nich trochę pogrzebać, rozszerzyć je aby odpowiednio się zagoiły. Dobrze zrobiłaś, że zakończyłaś to teraz a nie później, gdy twój brat mógłby się jeszcze mocniej w to wszystko wkręcić.
Nie narzucał się, aczkolwiek starał się zachować postawę zachęcająca do podejścia. Jeżeli chciała, mogła się skryć w jego ramionach. Jeżeli nie – uszanowałby to. Cierpliwie czekał aż pierwsze fale histerii przeminą i samicy wróci zdrowy rozsądek, myślenie logiczne. Była bystra, teraz po prostu opanował ją żal.
Jej łzy jednak powodowały u niego nieprzyjemne doznania. Sztywniała mu żuchwa na samą myśl, że po prostu widzi gdy ona płacze i nic nie może z tym zrobić. Mieli jednak wieczór, nieco późniejszą, ciemną porę. Mógł to w pewnym sensie spróbować wykorzystać.
– Nie płacz, kiedy zejdzie twoje słońce – odezwał się po chwili milczenia i wskazał palcem w górę, na niebo. Sam zadarł pysk aby ujrzeć piękny firmament. – bo łzy uniemożliwią ci dostrzeżenie piękna gwiazd.
Liczył, że zrozumie jego analogię. Nie było sensu przejmować się porażkami, zalewać się łzami i rozpaczać bo wtedy można przegapić dużo dobrego w życiu. Sam starał się poddawać emocjom na kilka uderzeń serca, bo każdy tego potrzebował, ale nie dyktowało to jego dobrego lub złego samopoczucia.