OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Było wczesne popołudnie, a po błękitnym, rozjaśnionym tu i ówdzie słońcem niebie, wciąż przepływały kłębiące się w różnym kształcie chmury. Z początku odpoczywał na skalistej krawędzi grzbietu przed ruszeniem w dalszą drogę na tereny stada słońca, lecz w pewnej chwili spostrzegł, jak nad jego głową przepływa rybka. Najprawdziwsza w świecie ryba, przypominająca płotkę. Przechylił głowę na bok.– Widzisz to? – zapytał przyjaciela, wyciągając łapę ku niebu, co by pokazać mu dziwną formę, a wtedy zerwał się gwałtowny wiatr – tak silny, że aż pchnął go na bok, a znajdujący się na jego głowie Finn musiał mocno chwycić prawy róg, aby nie spaść na skały.
– Łoo, heh, mało brrakowało, co – zagaił, przysuwając łapę do swej skroni, co by pochwycić wiewióra na palce. Postanowił, że tak gwałtowną zmianę pogodową przeczekają, w związku z czym położył się na skałach, by wicher nie targał go aż tak mocno, a po ostrożnym przekręceniu się na grzbiet, pozwolił Finnowi zeskoczyć na miękką pierś, gdzie mógł trzymać się futra.
Hmm. Zmrużył nieco ślepia, szukając chmurnej płotki. Nie ma. Zniknęła. O-oh! Ale pojawiła się chmura w kształcie kwiatu! Jego towarzysz również ją dostrzegł, a raczej coś, co było obok niej. Kłęb okrągły, nieco koślawy, o grubszej obręczy po środku. Tak, tak, orzech. Czego innego się spodziewać. Gdzieś w oddali, na zachodzie, widział jak chmury były ciemniejsze, niby burzowe, a ich granatowe smugi spływały po horyzoncie. Deszcze, naganiane wiatrem w ich kierunku. Ciekawe, jak prędko zmoczą mu głowę.