Strona 1 z 2

?!

: 11 paź 2025, 18:22
autor: Narrator
Ciemność nie trwała długo.

Albo może trwała wieczność? Czas stracił znaczenie, gdy świadomość każdego smoka została wyrwana z jego ciała i wciśnięta gdzie indziej. W coś obcego, niewłaściwego.

Ponownie widzieli świat.

Ale nie swoimi oczami.


[SKAZA GRANATU]
10/10

Pierwsze, co poczuł, to zimna, przesiąkająca przez skórę – nie, przez sierść? – wilgoć kamiennej podłogi.

Ciało było dziwnie ciężkie, przygarbione, zbyt niskie względem tego, do czego był przyzwyczajony.

Przed sobą widział pręty. Metalowe, grube, odbijające blade światło magicznych kryształów wmontowanych w ściany jaskini.

Klatka. Był w klatce.

Jakaś dwunożna, wyprostowana postać zbliżyła się do prętów. Wysoka, smukła, o ruchach płynnych jak woda. Mówił coś przez ramię do drugiego, stojącego dalej. Na tyle daleko, że Hisseth go nie widział. Słowa płynęły z ust jak dwunoga muzyka, ale choć były melodyjne, okazały się dla wojownika niezrozumiałe. Gestykulował w stronę klatki Skazy.

Po lewej stronie, w innej klatce, coś dużego poruszało się nerwowo. Wielkie, rozgałęzione rogi uderzały o pręty.

Za dwunogiem połyskiwało coś wypełnione dużą ilością wody.


[WARKOCZ KOMETY]
10/10

Nari latał.

Nie, próbował latać. Jego skrzydła trzepotały chaotycznie, zbyt małe i słabe, aby nazywać próbę lotu komfortową. A może to była kwestia ciasnej klatki? Bowiem miała kształt kopuły, zamkniętej gładkim łukiem z prętów, jakby nawet niebo nad nim było zrobione z metalu. Każdy ruch skrzydeł kończył się uderzeniem o tę niewidzialną granicę, a powietrze pachniało strachem i zimnym żelazem.

Pisk wyrwał mu się z dzioba – miał dziób? – wysoki, desperacki. Inne piski odpowiedziały mu gdzieś z tyłu. A może to były skrzeki? Ptaki? Gryzonie? Coś pomiędzy?

Dwunóg przechodził obok, ale zainteresowany szamotaniną Nariego zatrzymał się przy klatce, pochylając się nad nią. Jego oczy były dziwnie zimne, badawcze.

Obok, w większej klatce po prawej, coś dużego nerwowo merdało długim, cienkim ogonem, a jego syk tylko podnosił uzdrowicielowi poziom stresu. Serce mu biło tak szybko, że wydawało się, że zaraz eksploduje.


[WICHROGŁOS]
10/10

Instynkt kazał mu syczeć.

Ciało miał niskie, smukłe, napięte do skoku – zupełnie inne wobec tego, które znał. Problem w tym, że nie było dokąd skoczyć – pręty blokowały każdy kierunek.

Wilgoć sączyła się ze ściany jaskini. Światło magicznych kryształów bolało oczy, przyzwyczajone do polowań o zmierzchu.

Dwunóg stanął przy klatce po lewej. Jego dłonie były delikatne, zadbane. Nigdy nie polowały. Ani nie zabijały, a przynajmniej nie w sposób znany podskórnie Vunnudowi.

W klatce po prawej stronie coś wielkiego poruszało się ospale.

A przed sobą widział wodę?


[JEDNO SŁOWO]
10/10

Woda.

Wszędzie woda. Zimna, przejrzysta, napierająca na ciało ze wszystkich stron. Oddychał – ale jak? Przez skrzela? Miał skrzela?

Ciało było absolutnie niewłaściwe. Nie miał nawet nóg.

Był w akwarium. Szklanym, dużym, ale wciąż więzieniu. Poza szkłem widział zniekształcony obraz jaskini i rzędy klatek pełnych zwierząt.

Dwóch elfów obserwowało go przez to okropne szkło. Jeden wskazywał na niego, mówił coś – słowa płynęły przez wodę jak echo, niezrozumiałe, zniekształcone. Drugi elf notował, kiwnął głową.

Vaelin próbował coś powiedzieć, ale z paszczy wydostały się tylko bąble.

W klatce przed jego akwarium widział coś dużego, z rogami biegnącymi we wszystkie strony. Za sobą widział dziwne stworzenie z futrem i obok niego jakieś inne, tłuste. Oddzielone od siebie prętami.


[BUDOWNICZY RUIN]
10/10

Ależ on był opasły i ciężki. Tłusty jak beczka, wlokący się po wilgotnej podłodze klatki. Oddychał ciężko – sapał – każdy ruch wymagał wysiłku. Strasznie chciało mu się pić, a skórę miał wysuszoną. Swędział go dosłownie każdy skrawek ciała. Jak tak dalej pójdzie, bardzo szybko dostanie szału...

Krótkie nogi ledwo go dźwigały. Ogon – gekoni ogon? – ocierał się o kamienne pręty klatki.

Po prawej stronie miał ścianę. Z lewej widział dziwnego sierściucha, nieznanego mu z bagien.

Nieco przed nim, za szkłem pełnym wody, coś z mackami. Ale nie wydawał się tym szczegółem tak zainteresowany jak faktem, że tam była upragniona woda...


[ROZMARZONA ŁUSKA]
10/10

Czuła wyłącznie zimno, choć nie było jej z tego powodu nieprzyjemnie. Na całym ciele ciążyła jej wilgoć, jakby nosiła płaszcz z porannej rosy. Próbowała się wyprostować, ale nie mogła. Nogi miała za krótkie.

Rozwidlony język wystrzeliwał nerwowo, smakując powietrze. Strach. Wszędzie czuła pyszny strach, którym chciała się pożywić, ale nie mogła.

Piski dobiegały z innych, odległych klatek. Ryki. Sapania. A za jakimś szkłem pełnym wody przed sobą dostrzegła wielką zębatą rybę.


[NIEME PRZEKLEŃSTWO]
10/10

Bezruch był dla niego zabójczy.

Mięśnie napinały się pod łuskami, chcąc uciec jak najprędzej, ale nie było na to przestrzeni. Nawet cała ta jaskinia byłaby za mała, aby sprostać jego potrzebom.

Długa szyja wyginała się nerwowo. Ostre, bystre oczy dostrzegały każdy szczegół. Dwunogi. Inne zwierzęta. Klatki ciągnące się w nieskończoność.

Najbardziej jego uwagę zwróciła duża ilość wody, do której widoku nie był zupełnie przyzwyczajony. Kątem oka dostrzegał też coś obrzydliwie płaskiego z boku, ale nie interesował się tym jeszcze, bo było za mało ruchliwe. Wyglądało na zdechłe.


Czas na odpis: 13.10 godzina 23:59

Kilka zasad:
1. Każdy smok rozpoczyna z 10 punktami spoistości wizji (oznaczonymi ikoną ). Punkty te reprezentują zdolność utrzymania przytomności i jasności umysłu podczas retrospekcji.

2. Utrata punktów następuje gdy:
– Istota, której oczami widzisz wspomnienie, doświadcza nadmiernego stresu (ból, panika, bezpośrednie zagrożenie – ilość utraconych punktów jest indywidualnie rozpatrywana);
– Mijają kolejne tury bez zrozumienia własnej tożsamości w wizji (1 punkt za turę);
– Nie odpiszesz w danej turze (utrata 3 punktów);
– Błędnie zidentyfikujesz swój gatunek i/lub próbujesz użyć właściwości, których nie posiadasz, np. będąc sarną próbujesz rzucić czar (utrata 1 punktu)

3. Jeśli uważasz, że wiesz już, w ciele jakiego zwierzęcia się znajdujesz, możesz określić to bezpośrednio w swoim poście, a nawet próbować wykorzystać właściwości przypisane temu gatunkowi (zgodnie z opisem w Smoczym Świecie). Możesz to też zrobić w ramach zgadywania, czym jesteś, ale pamiętaj, że pomyłka będzie cię kosztowała punkt spoistości.

4. W klatkach znajduje się więcej zwierząt niż tylko wy. Wskazówki mogą okazać się fałszywe.

5. Choć nie kontrolujesz wszystkich aspektów wizji i swoich odruchów, możesz podejmować działania, które na nią wpłyną. Na przykład próbować wspierać innych, jeśli mają mało punktów spoistości i grozi im narażenie na silny stres, poprzez odwrócenie uwagi dwunogów. Albo próbować zmusić "swoją istotę" do uspokojenia się.

6. Smok, który straci wszystkie punkty spoistości, budzi się z wizji przedwcześnie. Wiązać się to będzie z konsekwencjami fabularnymi i mechanicznymi (do określenia przez narratora w zależności od okoliczności utraty punktów).

7. Jeżeli wszystkie smoki utracą punkty spoistości zanim wizja dobiegnie końca, jajo umrze.

Cel: Przetrwać do końca wizji bez utraty wszystkich punktów spoistości.

Informacja dodatkowa: Klatki nie mają ścian, tj widać przez pręty to co przed wami, za wami, z lewej i z prawej. Dla płynności rozgrywki i skrócenia opisów uznajmy, że na daną turę możecie spojrzeć tylko w jednym kierunku xD.

Co się dzieje na danym pułapie punktów?
10 punktów: Pełna jasność umysłu
7-9 punktów: Lekkie zaburzenia – bóle głowy, trudności z koncentracją
4-6 punktów: Umiarkowane zaburzenia – halucynacje słuchowe, paranoja, drżenie kończyn
1-3 punkty: Ciężkie zaburzenia – halucynacje wzrokowe, ataki paniki, niemożność odróżnienia rzeczywistości od wizji
0 punktów: Całkowite załamanie psychiczne – postać budzi się w potencjalnie ciężkim stanie.


Za ładne odgrywanie akcji będą przysługiwać Punkty Fabuły :) Za brzydkie Narrator się zasmuci.
pingi

?!

: 11 paź 2025, 18:55
autor: Nieme Przekleństwo
To nie pierwszy raz, kiedy Niemy znajdował się nie w swoim własnym ciele. Już raz w śnie doświadczył okropnego żywotu mrówki, a teraz? Teraz nawet nie był pewny tego, kim dokładnie się stał. Zresztą czy aby na pewno „stał” się czymś? Mimowolnie czuł, że nie miał kontroli nad aktualnym ciałem, jak pierwotne odruchy brały czasami górę, otumaniając jego umysł. Ten z kolei wędrował w przeróżne strony. Zastanawiał się, gdzie jest, co dokładnie się stało i co najważniejsze, czy jajko było nadal w jednym kawałku?
Cóż, w tym miejscu raczej ciężko byłoby odnaleźć odpowiedzi na wszystkie te pytania. Musiał podjąć jakieś działanie. Pierwsze co zrobił, to spróbował przechylić swój łeb w takim kierunku, aby kątem oka spojrzeć na swoje własne ciało, albo przynajmniej łapy o ile takowe go podtrzymywały. Spróbował poruszyć długą szyją wyjątkowo powoli jak gdyby niepewny jeszcze siły jego nowych mięśni. Dla Niemego z pewnością było to dziwne uczucie tkwić w takim umięśnionym ciele, gdzie czuł każde ich napięcie pod łuskami. Świerzbiły go, jak gdyby gotowe do ataku na klatkę, która krępowała jego ruchy. Pomimo tego starał się zachować spokój i nie dać się pierwotnym instynktom. Dobrze wiedział, że próba wydostania się z krępującego go więzienia nie zakończy się zbyt dobrze. Oczami wyobraźni był w stanie zobaczyć, jak z łomotem klatka opada na ziemię, skupiając na sobie uwagę wszystkich tych dwunogów. Gdyby tylko mógł w jakiś sposób porozumieć się z innymi stworzeniami i obmyślić jakiś plan działania… Może gdyby wszyscy spróbowali uciec w jednej chwili, dwunogi nie miałyby szansy na reakcję?
To jednak zdawało się marzeniem ściętej głowy. Czuł w środku, iż nie ma w sobie nawet odrobiny magii, którą mógłby drgnąć, a co dopiero utworzyć jakąś mentalną wiadomość.

// Zgaduje, że jestem pustynnym gońcem

?!

: 11 paź 2025, 19:29
autor: Budowniczy Ruin
Szok, wywołany zmianą otoczenia i ciała był tak nagły, że na dobre kilka sekund wprowadził go w stan osłupienia, po którym pojawiła się narastająca panika.

Był w klatce. Pręty zaciskały się wokoło niego, a jeśli istniało coś, czego Budowniczy się bał, to powrotu do klatki. Krok za krokiem, ociężale, wycofał się (on się wycofał?) pod ścianę za sobą, by oprzeć się o jej zimną metaliczną strukturę. To wzbudziło.. odrobinę ukojenia. Nieoczekiwanego. Chłód koił swędzenie skóry. To nieznośne, drażniące swędzenie. Pobudzone cielsko wprawiło się w ruch, by całym ciężarem ciała i jak największą powierzchnią otrzeć się o metal. Drobne kolce porastające wysychającą skórę zgrzytnęły o przeszkodę. Ah! Odrobina ukojenia.

To dało mu chwilę, by się skupić na tym, co widzi i czego doświadcza. Zniknęły smukłe łapy o ostrych szponach. Przepadły skrzydła, rogi i łuski. Gracja i smukłość ciała pozostała wspomnieniem. Czuł się, jakby go utuczono, a pałąkowate łapy załamały się pod jego ciężarem. Szyja – praktycznie nieistniejąca – krótka i sztywna, uniemożliwiała praktycznie kręcenie przerośniętym łbem. Obrzmiały jęzor mlasnął wewnątrz przepastnej paszczy. Dojrzał swój krótki, dziwaczny ogon. Chwilowo ignorując otoczenie, łączył kropki

Był smokiem bagiennym, toteż sporą część swojego smoczego życia spędził na bagnach. Nawet przed przybyciem na tereny Wolnych zamieszkiwał bagna wraz z rodziną. Nic więc dziwnego, że znał nie tylko tamtejsze otoczenie, ale również zamieszkujące je stworzenia. Słyszał o zagrożeniach. A wszystko czym widział teraz i czuł, wskazywało na to, że sam stał się jednym z nich – błotoryjem. Za smoczego życia unikał ich jak tylko mógł – były niebezpieczne. Przerośnięte ropuchy o długich, lepkich językach polujące z ukrycia wśród mokradeł. Tylko.. czy ta wiedza coś zmieniała? Czy tak będzie teraz żył? Co się właściwie stało.

Raz jeszcze potoczył (a może istota sama się ruszała? ciężko powiedzieć) spojrzeniem po swoim otoczeniu, zatrzymując je na wodnym zbiorniku przed sobą. Skóra znowu go zaswędziała. Wiele by dał, by poczuć teraz na sobie dotyk chłodnej, wilgotnej wody.

// Zgaduję, że jestem błotoryjem

?!

: 12 paź 2025, 0:17
autor: Warkocz Komety
Ostatnie, co Nari pamiętał z kotliny, to jak patrzy na Vunnuda, który przykłada swoją łapę do runy i wrzuca im bez pytania w głowy wizje, o które nie prosili.
A potem już sam nie był pewien, co się do końca stało, bo jego umysł nawiedziło tyle jeszcze różniejszych rzeczy w tak krótkim czasie, że można było ten stan przyrównać do myślowej lewatywy.
Gdy wróciło mu widzenie, słuch i czucie, był już w innym, dziwnie ciemnym i niewygodnym miejscu. Dotarło do niego, że coś go ogranicza, gdy próbuje znaleźć sobie w jakiś sposób więcej miejsca, że słyszy dziwne dźwięki, piski i skrzeki, i co jeszcze tylko. Potrząsnął łbem i lekko mrużąc ślepia, by wyostrzyć obraz, rozejrzał się po okolicy. Gdzie oni byli?! Oni... To znaczy... Gdzie była reszta, na sny Lahae?! Ciężko było powstrzymać towarzyszące tym myślom uczucie paniki, ale jednocześnie wydawało się ono przesadzone i nad wyraz, jakby niezupełnie należało do niego.
Aaaah... Gdyby tylko nie ten straszny ból głowy. Chciał się złapać z łeb, ale albo ciało nie słuchało, albo nie nie bardzo miał jak. Brakowało mu swoich łap... Co do diaska? W swoim typowym odruchu spróbował spojrzał na ziemię, gdzie powinny stać białe, nakrapiane w ciemniejsze ciapki łapy. Gdy spróbował się oblizać, poczuł twardy dziób, którego przecież nie miał.
Serce zatłukło mu gwałtownie w piersi. Czyje to ciało? Sprował się obejrzeć na tyle, na ile dał radę, czując, że nie jest sobą (i raczej nie będzie mu dane zjeść batonika). Czy stał się...?
Nagle dziwne uczucie przebiegło mu po karku, gdy zauważył, że przy jego klatce rozciągna się ruchomy i dziwny cień. Uniósł spojrzenie w górę i wtedy zobaczył jego – dwunoga z krwi i kości.
– O cholera... – próbował wymamrotać, ale czy on był w stanie teraz mówić?

/Zgaduję, że jestem bazyliszkiem

?!

: 12 paź 2025, 2:03
autor: Skaza Granatu
On po prostu chciał sprawdzić, co działo się z jajem, a nie był przygotowany na odczucia nie z tego świata. Ból i szpony wbijające się w niego od środka, haratające wszystko, na co miały trafić, choć może to były igły, jak gdyby rzeczywiście był jeżem i po prostu zrzucał niepotrzebne łuski, wybijając kolce od środka.
Obrazy zmieniały się tak szybko, że Skaza ledwo rejestrował, co się dzieje. Drzewo, miasto – harmonia zbyt doskonała dla własnego dobra. Zapadnięcie się pod ziemię, jak gdyby sama ziemia miała ich połknąć.
Łapy już dłużej go nie trzymały gdy padł na ziemię, błysk, który go pożegnał był nawet odrobinę pocieszający, jak świetlik w ciemności.

Obudził się i wiedział od razu, że coś jest nie tak. Dużo było nie tak, bardzo dużo wręcz. To nie były jego łuski, to nie było jego ciało, to nie był on.

Zimno targało jego ciałem od wilgotnej podłogi, kiedy ostatni raz było mu tak zimno? Był przecież dumnym smokiem górskim, który czasem nawet spał w śniegu, bo było to wygodne i było to miłe. Jak miało być tak zimno akurat jemu? Sierść poczuł później, zamiast łusek niezbyt dobra do zimnego klimatu wywnioskował.
Był niższy niż jego smocza postać, a mimo to zdawało mu się, że był nawet cięższy, zgarbiony. Miał tylko ochotę się wyciągnąć, może strzelić odrobinę kręgosłupem, ale nie miał na to miejsca. Był w klatce, zamknięty niczym okaz do podziwiania. Rai mówił mu, że jajo było efektem eksperymentów, ale nie miał pojęcia, że najwyraźniej ono samo miało w pewien sposób eksperymentować na nich.

Nie miał nawet pojęcia większego, czym on właściwie był. Wiedział, że był obserwowany, czy to było zagrożenie? Czuł jak jego ciało, spinało się na widok dwunogów, obserwujących go.
On nie miałby z tym problemu, ale zwierzę, którym był, najwyraźniej mogło mieć jak najbardziej.

Nie byli jednym i tym samym, stworzenie nie reagowało na jego wolę tak samo jak reagowałoby jego normalne ciało. Czuł się jak pasażer, bez większego wpływu na to co robił prowadzący.
Być może jednak miał jakiś wpływ, mogąc spróbować uspokoić stworzenie, z którym dzielił świadomość?
Próbował nucić mentalnie, przekazać w pewnym sensie sobie samemu, że dopóki tylko patrzą, nie stanowią aż takiego zagrożenia, że gesty nie oznaczały od razu ataku. Był optymistą, tak samo próbował zachęcić siebie samego, by spojrzał w prawo, dowiedzieć się, czy tam również znajdowała się klatka.

Czym on jednak był?
Futro, nie nie, sierść. Sierść bywała krótsza. Zimno wilgotnego kamienia mu przeszkadzało. Był niższy niż normalnie, ale to nie była wielka podpowiedź. Nie był w stanie chyba określić, jak bardzo niższy był, ale jego ciało było przygarbione, ciężkie. Dodatkowo pręty jego klatki były grube, być może właśnie o to chodziło, że był silnym stworzeniem? A może po prostu potężnym? Biesy były potężne, ale nie mógł sobie przypomnieć czy mają sierść, poza tym czy one aby nie występowały w górach, czy przeszkadzałyby im wilgotne skały? To może był czymś bardziej magicznym?


//zgaduje, że jestem Indrikiem

?!

: 12 paź 2025, 10:58
autor: Jedno Słowo
To było coś bardzo dziwnego. Niby szykowali się do solidnej współpracy za poleceniem Wasaka, a tu nagle pojawia się Wichrogłos. Vaelin miał niemalże pewnośc, ze pojawienie się czarodzieja nie będzie zwiasowało niczego dobrego, ale przecież nie był tym, który mógł komuś coś bronić, prawda?

Chwilę później poczuł się jakby zgubił ciało, jakby stał obok, jakby się rozprzestrzenił na kilka istnień. Czarno, biało, ból, potem nic, znów coś innego. Świadomośc powróciła tak nalge jak się zgubiła. Dość szybko zrozumial, że jest w wodzie i nie może poruszać łapami, bo ich po prostu nie miał. Początkowo nie wiedział co się dzieje i czy faktycznie tonie, ale nie tonął. Dziwne uczucie oddychania nie przez nozdża i świadomość tego, że właśnie w tej chwili stał się czymś innym. Czy to sen? Sen, który był dziwnie świadomy i pojawił się w momencie w którym czarodziej zrobił coś z runą. Cholerna maddara i jej cholerne konsekwencje. Na szczęście na początku nie zwrócił uwagi na to co bylo poza jego więzieniem, a raczej skupiał się na tym co czuł, a czuł się niezwykle dziwnie.
Poruszał ciałem, chciał przede wszystkim zrozumieć jak się poruszać w tej postaci, czym mógł poruszać, czy miał język? Płetwy? Krótkie łapy? Ruch tylko przez ruszanie calym ciałem?
Ktoś się na niego patrzył? Zwrócił teraz na to uwagę, ale będąc w Mehrei dość przyzwyczaił się do obserwacji, może nie tak bliskiej, ale oddzielała go szyba od tych elfów, więc czemu miałby się nimi przejmować. Wolał najpierw zrozumieć co może, a czego nie. Potem się zstanowi nad tym co właściwie tu robił.
Plan był prosty, w miarę nie przejmować się tym co poza akwarium, a raczej skupić się na tym, aby zrozumieć siebie. Spróbował więc podpłynąc do ścianki i dna, aby być może dojrzeć jakieś odbicie samego siebie. Chciał rónież zwrócić uwagę na to jak duży, albo mały mógł być. Zbiornik pozwalał mu pływać swobodnie? Elfy wydwaały się gigantami, a może raczej podobne duże? Bez przesadnego kręcenia się, był w końcu obserwowany, był jakimś zwierzęciem, albo rybą... może czymś większym od zwykłej ryby...? Za dużo niewiadomych, aby mógł jaśniej określić czym tak na prawdę jest.

?!

: 12 paź 2025, 21:01
autor: Wichrogłos
Przeszywające światło – wszerz, wskroś, pomiędzy i ponad. Nieokiełznany szum, gdy niewidzialna siła wkradła się w ociężałą pierś i ścisnęła płuca.
Łapał wdech jak rybka, gdy moc targała nim całym. Z bojaźliwością oglądał wizje przed nim, wytrwały w osaczeniu. Jeszcze chwilę, jeszcze dłużej... szukał kontroli, z rozkojarzeniem skacząc oczyma po obrazach. Było ich multum, niespokrewnionych z jego źródłem i raptem niebo pękło na pół. Brakło łoskotu, brakło dźwięku poza powalającym hałasem i mogło się zdawać, że rozszczepienie nieba będzie bardziej efektowne... ale jak nic nigdy, pozostawiło po sobie brzemię paniki.
Nie widział straszniejszej rzeczy. Nie umiał tego opisać.
Krokodyle łzy napłynęły do oczu.
Przerażony, patrzył w worteks świata, nie rozumiejąc ani szeptu. Ale był obecny jako świadek cudu: zdało mu się, że roztrzaskał ogniwo Łańcucha Wyniesienia – znalazł czas między światem Horidor a antyświatem Khainak.
Usta nie wypowiedziały nic, łapczywie chwytając powietrze. Ból zjadał jego źródło, a przed nim niewyjaśniona zagadka magii wołała go bezlitośnie. Czuł jak on sam rozpada się pod napływem potęgi niczym mrówka pod palcem. W tym tragicznym wołaniu, odczuł wyniesienie – wśród strachu odznalazł spokój, jak gdyby te emocje graniczyły ze sobą i splatały się w gałęziach olbrzymiego drzewa, nierozróżnialne. Oczy wielkie jak monety złagodniały, a lekkość wypełniła dreszczem całe ciało. Szpikulce wzdłuż kręgosłupa ustały dęba.
Poczuł szarpnięcie. Miasto i dół... i coś wewnątrz ciągnęło resztę ciała, nieważne jak silnego i spiętego. W dwóch postaciach – bowiem i dusza, i ciało stało się osobne – został wciągnięty.
Spadał.
Serce straciło rytm.
Chciał ryknąć, ogarnięty dreszczem.
Uskrzydlenie? Trwoga? Akceptacja? To wszystko i nawet więcej stało się jednym.
━━━━━━━━━━
Łoskot.
W szale rozejrzał się, łapiąc poświt świata. Spojrzał w stronę wycofującego się po prawej stronie płaza i spiął się w sobie, samemu wycofując się do końca klatki. Pośpiesznie, ciało było żwawe. Lekkie, nieograniczone tłuszczem i skrzelami, małe.
Nie jego ciało.
Bolały go oczy, mrużył je niemiłosiernie i syczał, syczał doniośle i z całej siły, nie mogąc powstrzymać instynktu.
Wizja – czyżby test na miarę prób Hilsith? Nie mógł być wzięty przez Ognvara, nie przyczynił się niczym... nie jest bogiem wyniesionym. Nie. To niemożliwe. Nie o to tu chodzi. Dopiero co przeszedł ceremonię nadania. Za wcześnie. Trzeci świat, poza czasem. Możliwe? Nie. A może?
Wdech.
Starał się nie panikować – bogowie czuwają. Był horgifellczykiem, to i emocje mają być tylko narzędziem. To i nastało w tej burzy pytanie nieosiągalne, nacechowane ciekawością badacza, jeszcze może pozbawione pełnego zrozumienia: "czemu się boję?".
Wydech.
Wytresowany, próbował przyjąć mentalność bojową. Zabić wspomnienie tego, czym nie jest, i zdominować wolą smoka z Areny Barbarzyńców.
Spojrzał po sobie, wyczuwszy więcej futra i to, jak stoi ono na baczność, nastroszone w wyostrzonym lęku. Wzrok otępiały od światła, czym były jego łapy? To i zerknął pod siebie, próbował wyczuć mięśnie. Patrząc w dół, na łapy, na pierś i za siebie – bowiem czy ma ogon, czy też ma tylne łapy? – starał się myśleć tym, co znał. To i trzymając się równomiarowego oddechu, zamilkłszy wreszcie od syku, próbował spinać mięsień za mięśniem.
Jak w medytacji, którą robi codziennie o świcie, starał się poznać swoje ciało jako broń. Czy ciało miał równie zwinne, co smocze? Czy łapy tylne, czy też przednie są mocniej umięśnione? Czy ogon był silny, czy słaby, czy też go wcale nie było? Czy grzbiet jest porośnięty szpikulcami, czy też skrzydłami, i czy potężny jest w ogóle, czy też struchlały? Czy szyja, teraz pozbawiona makabrycznego ciężaru byczej głowy, dalej była giętka i tłusta? I czy gdzieś w niej, za kłami, kryły się gruczoły kwasowe? Ile oczu miał, cztery pary czy dwie, czy jedną czy nawet mniej? Czy gdzieś w ciele kryło się... źródło?
Wydech. Wdech, wydech...
  • :: patrzę po sobie i analizuję

?!

: 13 paź 2025, 19:20
autor: Rozmarzona Łuska
Po prostu stali przy gnieździe i rozmawiali z Warkoczem, nic niezwykłego, w międzyczasie układając zioła. Przyszli inni, ziola zostały poprawione... A później? Na pewno nie zdążyła sie nawet przywitać, czy jakkolwiek zebrać myśli wzgledem tego co zrobił Niemy.

A teraz to... Ciało, które zdawało sie nie być tak w pełni jej posłuszne. Klatka.

Ruch językiem był jedynym na co sie zdobyła, łowiąc zapachy. Oczy strzelały naokoło. Zerknęła co znajduję sie na prawo od niej. Jeśli sie udało z chciała zwyczajnie ułożyć się w klatce i nie zwracać na siebie uwagi.

//salamandra lodowa?
patrzy w prawo

?!

: 14 paź 2025, 14:53
autor: Narrator
Świadomość trzymała się ich umysłów jak rwący prąd . Była chaotyczna, niepewna, rozdzierana między tym, kim byli, a tym, czym się stali.


[SKAZA GRANATU]
7/10

Indrik? Nie, nie indrik...

Skaza wzdrygnął się nie dlatego, że było mu zimno, ale po prostu nie lubił mokrego futra.

Zerkając w prawo zobaczył dziwnego węża na czterech łapach – co to u licha było? – poruszającą się nerwowo w klatce.

A potem usłyszał klekot łańcucha... na jego własnej szyi. Zawsze tam był? Czy nagle się pojawił? Może nie powinien był patrzeć na prawo, tylko skupić się na tym, co przed nim. Wtedy pewnie zdążyłby zareagować.

Bo zanim mu się to udało, drzwiczki klatki się otworzyły.

Coś metalowego zacisnęło się na jego pysku, uniemożliwiając otwarcie paszczy. Skaza próbował wyrwać się, wręcz wybiec z klatki i staranować stojącego przed nim dwunoga, ale jego ciało było takie ospałe, że mięśnie nie odpowiadały tak, jak powinny.

Ból promieniował mu za oczami. Trudno było myśleć, skupić się na czymkolwiek, poza może rosnącą paniką, czy znowu zrobią mu to, co ostatnio?

Tylko co to było? Nie mógł tego sięgnąć pamięcią. Jedynie emocji, które temu towarzyszyły. Nie były przyjemne.



[WARKOCZ KOMETY]
7/10

Bazyliszek. To musiał być bazyliszek.

Ale gdy wielka dłoń elfa wyciągnęła się w stronę klatki, Nari zorientował się, jak bardzo się mylił. Dłoń była równie duża jak on, może nawet większa.

Nie był bazyliszkiem. Był... czymś małym. Drobnym. Bezbronnym.

Panika rozdarła jego małe serduszko. Biło tak szybko, że myślał, że zaraz pęknie i umrze. Próbował w pierszym odruchu znaleźć lukę między otworem przez który weszła ręka, ale nie było żadnej. Ręka zbliżała się, a palce zaciskały na pustej przestrzeni, próbując go złapać.

W głowie Nariego łomotał migrenowy ból rozdzierający mu skronie. Nie mógł się skupić. Nie mógł...



[WICHROGŁOS]
9/10

Czym był?

Wichrogłos spinał kolejne mięśnie, poznając ciało. Tylne łapy były mocne, przednie zwinne. Ogon długi, ale nienadający się do ataku. Krótka szyja. Brak kolców. Brak skrzydeł. Brak źródła...

Próbował pracować metodycznie, ale kiedy próbował robić to wszystko naraz – sprawdzać ciało, analizować otoczenie – głowa zaczęła go boleć, uniemożliwiając dalszą analizę. Kazał niespójnemu umysłowi pracować za szybko.

A potem po lewej rozległ się znajomy dźwięk stali, który kojarzyła mu się wyłącznie z bólem. Ale dlaczego? Nie miał ran. Nie był ranny. Chyba.

Dlaczego ten dźwięk budził w nim taki strach?



[JEDNO SŁOWO]
9/10

Czy to sen?

Nie, wydawał się zbyt żywy, zbyt prawdziwy, a obce emocje wdzierały się w jego własne z taką siłą, że zlewały się w jedno, utrudniając mu rozsądne myślenie.

Vaelin poruszał się powoli, testując nowe ciało. Elfy były o wiele większe od niego, przerażające w swojej skali. Oglądając się zauważył, że zamiast przednich łap miał dłonie, ale nieco dziwne od tych poza akwarium, bo jego palce połączone były błoną jak u morskich smoków. Z nogami miał największy problem, bo nie potrafił nimi sensownie poruszyć. Miał ich tak wiele... a może żadnej?

Skupiony na sobie nie widział, że jeden z elfów sięga do kieszeni. Nie widział, co wyciąga. A wyciągał coś strasznego.



[BUDOWNICZY RUIN]
10/10 ; błotoryj

Błotoryj... tak, tym właśnie był.

Chłód metalu koił swędzącą skórę. Budowniczy oparł się o ścianę klatki całym swoim ciężkim, ociężałym ciałem.

Powoli, z trudem, obrócił masywny łeb. Przed sobą widział akwarium, ale nie to, co w nim pływało, bo widok zasłaniały mu dwie dwunożne postacie stojące tuż przed szkłem. Jeden z nich sięgnął do kieszeni i wyciągnął metalowe szpony na uchwycie – narzędzie? broń? – a drugi nakładał skórzane rękawiczki.



[ROZMARZONA ŁUSKA]
8/10

Salamandra? Nie, nie, to nie to...

Pulsujący, tępy ból rozpalił się za jej oczami.

Język błysnął, łowiąc zapachy. Wilgoć, kamień, magia...

Rozmarzona próbowała się ułożyć wygodnie w klatce, nie zwracając na siebie uwagi. Po prawej był pusty korytarz. Niczego tam nie było, jedynie pusta, słabiej oświetlona przestrzeń.

Kap.

Pojedyncza kropla wody spadła z sufitu, przez pręty, prosto na jej głowę, a Rianai poczuła się dziwnie. Wyczuwała, że to nie była zwykła woda. Przesiąkała magią, którą chciała z siebie strząsnąć jak niechcianego instekta.



[NIEME PRZEKLEŃSTWO]
10/10 ; pustynny goniec

Był drapieżnikiem pustyń, który musiał być w ciągłym ruchu. Pustynny goniec nie pasował do klatek. Dusił się w nich.

Rairish powoli przechylił długą szyję. Pod łuskami czuł każde napięcie, każdy spazm gotowości do sprintu, do ataku, do ucieczki. Instynkt szarpał nim – uciekaj, atakuj, broń się – ale czarodziej trzymał go na wodzy. Tylko spokój go w tym momencie ratował od podjęcia potencjalnie złych decyzji.

Z prawej usłyszał hałas. Coś się działo w klatce obok.



Czas na odpis: 17.10 godzina 23:59

Co się dzieje na danym pułapie punktów?
10 punktów: Pełna jasność umysłu
7-9 punktów: Lekkie zaburzenia – bóle głowy, trudności z koncentracją
4-6 punktów: Umiarkowane zaburzenia – halucynacje słuchowe, paranoja, drżenie kończyn
1-3 punkty: Ciężkie zaburzenia – halucynacje wzrokowe, ataki paniki, niemożność odróżnienia rzeczywistości od wizji
0 punktów: Całkowite załamanie psychiczne – postać budzi się w potencjalnie ciężkim stanie.

pingi

?!

: 14 paź 2025, 19:53
autor: Wichrogłos
Wdech, wydech... w nieskończoność, w cyklu nie znającym kresu.
Nie wiedział dlaczego strach przeszywa ciało pumy (?). Nie chciał znać genezy przerażenia, bo i też zdaje się, że nie miał interesu – cokolwiek to było, wyjdzie na jaw w tej wizji, bądź w kolejnej, bądź jeszcze w kolejniejszej... gdzieś na obrzeżach umysłu zajaśniała opcja, że tak naprawdę znalazł się w Khainak. Że teraz nie była to próba ani wizja, ale kara. I w tym wszystkim, sam musiał kontrolować swój tchórzliwy lęk.
Nie sycz, zdawał się nakazywać spokój utkwiony w duszy Pojętnego. Nie walcz, przyszła kolejna komenda.
Był przede wszystkim horgifellczykiem. Musiał być pozbawiony emocji. Musiał być pozbawiony strachu, chociażby z pozoru... gdzieś na wodzy, na dystans dłoni. Musiał, inaczej nie byłby sobą.
Ale czy jest sobą dalej? Czy gdzieś w tym wszystkim są oni, Mgliści, spleceni w jedną świadomość?
Wdech, wydech... uspokój się.
Jedna świadomość, jeden cykl.
Wsiąkał zapachy w siebie... oczy nie będą mu pomocne, nie w tym świetle, nie na granicy paniki. I dźwięk przyciągnął jego uwagę tam, gdzie łoskot łańcucha i skrzypnięcie drzwiczek. Mokre futro, rogi... jak silny przeciwnik? Czy też ofiara? Czy też... Mglisty w ciele?
Okazja. Zwierzę, którym był, przebijało się do jego myśli i ryczało ze strachu, szukało ucieczki. To i Vunnud, utkwiony w stęchliźnie histerii, wyczekiwał okazji. Na co? Na ucieczkę? Walkę? Przecież to tylko wizja... tak?
  • :: zgaduję, że jestem w ciele pumy (co ma jaja z gumy) – próbuję wywęszyć zwierzę, któremu otworzono klatkę

?!

: 15 paź 2025, 7:04
autor: Jedno Słowo
Pasowało... już nic innego tak dziwnego być nie mogło... Co prawda widział tylko iluzją tą istotę, a także opowiadano mu o niej, a nie obserwował ich życia na codzień- sam w końcu raczej nie polował w jeziorach i morzach. W każdym razie te ręce, dziwne poruszanie się mackami. Był druzgotkiem czyli kuzynem goblina. Gobliny już lepiej poznał w swoim życiu, więc chyba potrafił sobie wyobrazić jak wyglądało wodne życie "wodnego goblina".
Na rozglądanie czasu nie było bo to elf przyszedł bliżej, aby się przywitać. Myslenie go przytłaczało i zlewało, ale stawiał temu opór tak długo jak musiał. Był teraz tą istotą, byli razem, a więc musięli działać razem.
Byli w zbiorniku, pojmani... ale żyli. Żyli nie po to, aby ktoś ich zwyczajnie zabił. Czego się więc bać? Każdy oddech więcej, każde zwierze dookoła dawało mu szansę przeżyć. Czemu miałby się bać bólu i nieprzyjemności? Nie miał żadnej broni w garści, ale miał samego siebie.
Nienawiść! Czuj nienawiść do oprawców, ale pamiętaj, że każda krzywda to nie chęć sadystycznego zaspokojenia żądzy, a jakieś debline badanie elfów.
To tylko ból, myślał, starając się uspokoić błądzące myśli, wypełniajace go śmiesznym strachem... Strachem przed czym, śmiercią?
Jeśli tylko istota ma wystarczająco ważny powód, zniesie wszystko, co chcesz. To sprawa mózgu, a nie uczuć. To, co sprawia ból, to nie samo bicie, boli to, że jest się zmuszonym okazywać im posłuszeństwo, czołgać się przed nimi.
Jesteśmy wojownikiem, potrafimy wynieść się ponad cierpnienie!

Nie da się pochłonąć myślą o tym, że dookoła dzieje się coś nieprzyjemnego. Zachować spokój, znosić co mu przynosi los, nienawidzić elfy i wyczekiwać dobrej okazji, aby pokazać im, że nikt nie będzie mu narzucał tego czego oni chcą! Podejdź bliżej elfie i rób co najgorsze, bylebyś to zrobił dobrze, bo MY nie będziemy się ograniczać kiedy dostaniemy swoją szansę!

Gotów na wszystko nawet się nie ruszał, a po prostu spiął mięśnie, gotów na to co ma przyjść.

?!

: 15 paź 2025, 15:48
autor: Budowniczy Ruin
Z jakiegoś powodu świadomość tego, w czyjej skórze się znalazł przyniosła jego obolałemu umysłowi ulgę – jakby chwilowo odpuścił mu dręczący go ból głowy. Każde wrażenie i każda myśl wciąż jednak przychodziły do niego z trudem. Wrażenie posiadania ciała, lecz nie możność decydowania o jego ruchach sprawiała, że czuł się nader nieswojo. Co mógł w takiej sytuacji zrobić, jak nie płynąć z prądem wydarzeń, które istota przez niego zamieszkiwana czyniła?

Był obserwatorem. Tak, to było dobre słowo.

W chwili, gdy dwunogi przesłoniły mu widok wodnego zbiornika, poczuł wzbierającą w sobie irytację. Skóra ponownie go zaświerzbiła, jakby sama świadomość dodatkowej bariery pomiędzy nim-błotoryjem, a wodą była nieznośna. Nie spodobało mu-im się to.
– Przegoń ich. Niech idą precz. – Obserwator skupił swoje myśli, próbując rezonować z odczuciami błotoryja. Ah, więc mógł być też komentatorem.

Cofnęli się, łapa za łapą, odrobinę na tył klatki, po czym z całym impetem opasłego cielska wyskoczyli ku prętom odcinającym ich od dwunogów. Zwykła próba sił, by przepędzić niechcianych intruzów.

?!

: 15 paź 2025, 21:17
autor: Nieme Przekleństwo
Poruszające się pod jego łuskami mięśnie piekły, jak gdy by każdy ich ruch powodował wbicie w jego skórę tysiąca igieł. Pragnął się przeciągnąć, pobiec gdzieś daleko i rozgrzać zastałe kończyny, które niemalże krzyczały w agonii spowodowanej bezruchem. Czuł, jak jego serce głośno bije, że w jego cielsku nadal pełno było życia, które chwytało się pazurami o wszystko, byleby spróbować jakoś przetrwać. Strach, ból, to wszystko mieszało się w jego głowie, z każdą kolejną sekundą jedynie narastając w sile.
Jego świadomość również zaczęła powoli odpływać w nieznane mu głębiny. Na całe szczęście robiła to powoli i bezboleśnie. Jeszcze kilka sekund bystre myśli zaczęły słabnąć. Czy on aby na pewno był Niemym? A może jednak był pustynnym gońcem? A może był jednym i drugim? A może jedynie obserwatorem, który pojawił się w umyśle bestii?
Tak, musiał być tym ostatnim. Nie panował w końcu nad swoim ciałem. Mógł jedynie próbować, nasuwać pomysły, które dopiero stwór wykonywał.
Czuł jego strach i w pokrętny sposób był w stanie go zrozumieć. Czuł się w końcu niemalże identycznie jak w swoich chorych, zawiłych snach, gdzie świadomość odchodziła gdzieś na boczny plan. Goniec nie był jednak w tym wszystkim sam. Miał w końcu po swojej stronie smoka, który przez przypadek wdarł się w jego umysł.
Nic więc dziwnego, że Niemy próbował dalej uspokajać gońca. Jedynie zwierze spokojne byłby skore do współpracy z nim, pozwoliłoby mu w końcu przejść do jakiegoś realnego działania.
A nawet jeśli nie miał wpływu na to, jak sytuacja się potoczy, to jednak gdzieś w głębi serca wierzył, iż lepiej było umierać, zachowując, chociaż garstkę spokoju.

[Małe wykolejenie do rozwinięcia, jakby się komuś chciało czytać]

Musieli się uspokoić. Wdech i wydech: powtarzał w myślach, zachęcając bestię do tego samego. Niech spróbuje chociaż trochę rozluźnić swoje mięśnie, niech przestaną tak szczypać. Zamiast tego chciał ponownie ruszyć swoją obolałą szyją w prawą stronę, ciekaw tego, co działo się w klatce obok.

?!

: 17 paź 2025, 22:58
autor: Warkocz Komety
Nari wciąż próbował zrozumieć co się właściwie dzieje. Widział, że nie jest u siebie, że nie jest w swoim ciele, ba, że czuje emocje, które nie są jego. Próbował patrzeć, ale jedyne, co właściwie, wyraźnie widział, to wielka łapa dwunoga. I nie wiadomo, co go bardziej przerażało – ta łapa, nieświadomość, czy może serce stworzenia, w którym uknęła jego jaźń. Wyraźnie czuł, jak zaraz eksploduje. A z nim może i on sam.
Co to jest? – powtarzał sobie, coraz bardziej panicznie szukając wyjścia z tragicznej sytuacji. Czas mu się kończył, łapa w końcu się zbliżała.
Wytężył umysł raz jeszcze, a między obezwładniającym strachem było to nie lada wyzwanie. Tu nie było czasu nawet na popędzanie się.
Udało mu się coś złożyć w głowie – mały, latający, latający, jakby ptak, ale jednak nie do końca. Może był myszolotem? Może...
Ta ręka! Matko, jak ona blisko...! A gdzie reszta?!
Nie wiadomo, czy poddał się bardziej własnemu uczuciu zagubienia, czy może był to strach towarzyszący zamkniętemu stworzeniu. Skończyło się tak, że mimo okropnego bólu głowy, jakby w formie ostatniej deski ratunku, zaczął wrzeszczeć, choć nie był pewien, czy krzyczał fizycznie, czy może mentalnie, że krzyczał zarazem gardłem i mentalnie. Intencją było tylko dostanie się w jakiś sposób do przyjaciół:
Wasak! Vaelin! Rairish! Rianai! Gdzie jesteście?! Pomocy!!! – wyrzucił z siebie pierwsze imiona, które przyszły mu do głowy. Jego głos był pełen desperacji, gdy jedocześnie bragał zwierząto, by kłapało pyskiem, czy to dziobem, przed potężnymi, palczastymi szczypcami. A na pewno miał nadzieję, że stworzenie, w którym utknął, miało jeszcze jakieś sensowne instynkty i za prostą sugestią wybije się z panicznego bezruchu.

/mówienie przy pomocy maddary z umiejętności myszolota

?!

: 18 paź 2025, 2:53
autor: Skaza Granatu
Może powinien skupić się na tym co się dzieje z nim, ale on nigdy nie miał dobrze rozwiniętego instynktu samozachowawczego czyż nie?
Ból głowy zwiększył się, nie mógł się skupić, futro było mokre, nie lubił mokrego futra, oni nie lubili mokrego futra, on oni?, czy oni nie byli tym samym? Skąd się w ogóle wzięła taka myśl?
Był smokiem, coś się stało i wylądował w ciele innego stworzenia, jakimś cudem.
Miał interesującego sąsiada to na pewno, węża na czterech łapach.
Ciało zareagowało na klekot szybciej niż jego świadomość. Łańcuch na szyi ciężar. Magiczny? Jakby inaczej się tam pojawił jeżeli wcześniej go nie zauważył.
Drzwiczki jego klatki się otworzyły, poczuł kaganiec zaciskający się na pysku, a więc był czymś co mogłoby gryźć, kąsać, jeżeli elfy się tego obawiały.
Ciało reagowało szybciej niż on myślał, prawdopodobnie kierowane czystym instynktem.
Czuł, widział jednak intencje. Chciał staranować elfa.
O jakże nienawiść do tej rasy płonęła żywo. Czy była to nienawiść i strach stworzenia podjudzane niechęcią Hissetha, czy może sam Hisseth ich w tym momencie nienawidził i napędzali siebie nawzajem.
Był ospały, jego mięsnie nie działały tak jak powinny. Bolał go łeb, czuł jak panika narasta w piersi nie pozwalając mu nabrać tchu. Nie mógł sobie nawet przypomnieć co było takiego złego, ale wiedział podświadomie że było to przerażające, krzywdzące.

Gdyby był tu w smoczej postaci byłby pierwszy do obrony tych stworzeń, choćby własną piersią, ciekawe jak pięknie płonęłyby elfy?
Jak to jest że nigdy nie spotkał dobrego elfa? Ludzie bywali źli i dobrzy, ale najwyraźniej elfy tylko złe.

Skupił się, starając się przemówić do swojego ciała, dotrzeć do niego przez te panikę, którą czuł samodzielnie. Nie był w stanie atakować aktualnie, będąc zbyt ociężałym. Próbował jednak nakierować stworzenie.

~ Cofnij się, cofnij, nie daj się zabrać, tam gdzie strach tak krzyczy, wystrasz ich zamiast tego.
Nakłaniał zwierzę by się cofnęło, zaparło całą siłą swoich mięśni, wszystkich łap które mógł zliczyć, nie szło dalej, by mieć oba elfy na widoku. Chciał się nastroszyć, zwiększyć wizualnie, wyszczerzyłby zęby gdyby nie miał kagańca. Warknąć, szorować łapami i cokolwiek tam miał na nich po ziemi, czy szpony czy cokolwiek innego.

Może gdyby miał pewność czym był, byłoby mu łatwiej. Pierwszy traf okazał się nietrafiony, ale być może próba instynktownego taranowania była właśnie tym czego potrzebował by to ogarnąć? Liczył że był biesem.


//miałam nie zgadywać, ale zgaduje że jestem Biesem

?!

: 18 paź 2025, 13:48
autor: Rozmarzona Łuska
Trwała tak sobie spokojnie i cicho, korzystając z tego, ze nikt nie zwracał na nią uwagi. Czas ten mogła poświęcić na zorientowanie się czym dokładnie jest, bo to jakim cudem tutaj sie znalazla, pozostawiła póki co bez odpowiedzi. Obejrzała sie na swoje ciało. Miała ogon? Jeśli tak, to jaki? Jwk wyglądała reszta jej ciała? O ile była w stanie go dojrzeć.

Trwało to do czasu, aż kropla spadła na jej łeb. Potrząsnęła nim na boki, próbując odsunąć się na bok. Dopiero wtedy chciała spojrzeć do góry i sprawdzić skąd się ona bierze.

?!

: 25 paź 2025, 15:45
autor: Narrator
Wszyscy po równo poczuli rozrywający ból na prawej stronie ciała, konkretniej prawej kończyny. Cokolwiek to spowodowało, nie trwało za długo, ale sprawiło, że spoistość wizji na moment się zachwiała.

// Wszyscy tracą jeden punkt – ingerencja z zewnątrz.



[SKAZA GRANATU]
5/10 ; bies

Bies!

Ciężkie cielsko Skazy, tak potężne, ale i poranione, dalej miało w sobie dużo siły. Brał garściami to, co dyktował mu instynkt, a on — mimo tak beznadziejnej sytuacji — kazał mu stawiać się w roli drapieżnika, nawet jeśli teraz jego miejsce było po stronie ofiary. Osiągnął ten efekt — nastroszył się, wydał gardłowy warkot i prezentował się jako zagrożenie. Czuł nawet przez chwilę jedność z biesem, lekkość tego połączenia.

Elfy były jednak ostrożne. Spojrzały po sobie, zastanawiając się niepewnie, co zrobić, nim sięgnęły po długie, drewniane kije, które upstrzone były w nieprzyjemnie wyglądające ćwieki na całej powierzchni. Biesie ciało przeszył fantomowy ból i… strach. Skóra bolała w wielu miejscach jak po uderzeniach, choć elfy nie ruszyły się nawet o łuskę. Strach. Przeraźliwy strach kazał bestii cofać się wgłąb klatki.



[WARKOCZ KOMETY]
6/10 ; myszolot

Myszolot...

Nari szybował wysoko, czując wiatr w skrzydłach. Chciał zwrócić na siebie mentalnie uwagę innych, jednak szybko próba poinformowania wywołanych Mglistych odbiła się bolesnym echem własnych słów i mrowieniem skroni. Warkocz wiedział, że musi się skupić tylko na jednej osobie naraz.



[WICHROGŁOS]
8/10 ; puma

Puma...

Wichrogłos musiał sobie dać chwilę, by odetchnąć, uspokoić umysł, by jego zmysły uspokoiły się na tyle, by mógł skupić się na tropieniu. Choć ślepia próbowały uchwycić jakieś kształty, było to ciężkie do zrobienia w niezbyt wyraźnym otoczeniu. Musiał poświęcić chwilę, by poczuć jedność ze stanem, w którym się znajdował, otworzyć się na najbardziej pierwotny instynkt natury.

Poczuł coś. Początki tropienia przyniosły efekty w postaci ciężkawego, drażniącego nos zapachu. Jemu akurat, mimo swojego impetu, wydawał się przyjemny — wskazujący na obecność czegoś… pierzastego. Był to intensywny zapach ptasich piór.



[JEDNO SŁOWO]
8/10 ; druzgotek

Cóż, Jedno Słowo na ten moment był istotą myśli, nie czynu, chroniąc obraz tego, co się dzieje wokół, bez ruchu. Celebrował fakt, że jeszcze żył, choć w formie, która była dużo mniej szlachetna od tej, do której był przyzwyczajony. Instynkt przetrwania albo kalkulacja kazały mu czekać. Zbiornik odznaczał się wielkim tłokiem, chociaż Jedyny zatonął też w swoich przemyśleniach.

Elf nie czekał, nie patrzył na niego ze spojrzeniem pełnym zrozumienia czy dociekliwości, a z kieszeni wyjął coś, co wyglądało z tej perspektywy jak wielkie narzędzie tortur. Czy Vaelin widział kiedyś… szczypce? W każdym razie teraz miał przyjemność przyjrzeć im się bliżej, bo właśnie zanurkowały w akwarium i, sterowane elfimi ruchami, próbowały go pochwycić.



[BUDOWNICZY RUIN]
9/10 ; błotoryj

Budowniczy poczuł, że chęć niesienia pomocy innym, szczególnie tym uwięzionym w akwarium, pobudziła w nim pierwotną, dziką część duszy — taką, która nie zastanawia się nad moralnością czy samopoczuciem, tylko ucieka albo walczy, w zależności od tego, co może okazać się lepsze dla przetrwania. Irytacja była motywacją do działania. Działanie spowodowało hałas.

Klatka zadrżała ostrzegawczo, ciężkim i nieprzyjemnym dla wrażliwszych uszu łoskotem. Elf stojący przy akwarium, ten, który nie dzierżył w dłoniach dziwnego narzędzia do łowienia w nim, drgnął, a potem odwrócił się eleganckim piruetem i ze zmarszczoną twarzą pokierował się ostrożnie w stronę Wasaka, próbując zobaczyć, co właściwie robi.



[ROZMARZONA ŁUSKA]
6/10

Rozmarzona oglądała siebie dokładnie, widząc swoje połyskujące, blade ciało z grubą łuską w kolorze jasnej, zamarzniętej tafli jeziora. Ciało miała długie, ogon również, nawet lekko nienaturalnie długi, ale co ciekawe — to pazury jej łap wyglądały jak lodowe sople.

Spojrzywszy w górę zauważyła, że na suficie migocze jakiś duży, pokrywający całą skałę rysunek. To z krawędzi jego linii skapywała woda.


[NIEME PRZEKLEŃSTWO]
9/10 ; pustynny goniec

Strach był naturalną częścią każdego życia. Wielu odbierało to jako symbol porażki, ale nie Nieme Przekleństwo — on przyjął na siebie wszystkie te odczucia, które szły ze strachem, chciał poczuć wszystko i może nawet zabrać to doświadczenie gońcowi, by lepiej udało mu się go uspokoić. Lub w ogóle?

Jego mała modlitwa do całego tego kotła dorzuciła poczucie ciepła — jakby ktoś delikatnie położył mu łapę na lewym barku, przesuwając palcami zgrabnie w geście zapewnienia, że wszystko będzie w porządku. Wtedy jego wzrok powędrował dziwnym trafem w głąb klatki, gdzie była miska z nietkniętym jedzeniem gońca. Jedzenie… potrafiło przynieść trochę spokoju, prawda?



Czas na odpis: 29.10 godzina 23:59

Co się dzieje na danym pułapie punktów?
10 punktów: Pełna jasność umysłu
7-9 punktów: Lekkie zaburzenia – bóle głowy, trudności z koncentracją
4-6 punktów: Umiarkowane zaburzenia – halucynacje słuchowe, paranoja, drżenie kończyn
1-3 punkty: Ciężkie zaburzenia – halucynacje wzrokowe, ataki paniki, niemożność odróżnienia rzeczywistości od wizji
0 punktów: Całkowite załamanie psychiczne – postać budzi się w potencjalnie ciężkim stanie.

pingi

?!

: 25 paź 2025, 18:17
autor: Warkocz Komety
Nari jeszcze nigdy w życiu nie czuł się tak źle. Był w nie swoim dziele, w jakimś dziwnym miejscu, cudze emocje stawały się jego własnymi. A do tego ból jak żyletki dźgał go w oczy, gdy tylko probówał nimi przejrzeć. Robiło mu się niedobrze od tego uczucia, w uszach piszczało nieznośnie – ale jeżeli był to sen, musiał się z niego jakoś wybudzić. No bo to musiał być sen, prawda?
Na jego wołanie za pierwszym razem nikt nie odpowiedział. Rajski nie tracił czasu. Ledwo wykrzyczał "pomocy", które odbiło się pystym echem w jego głowie, wołał dalej. Kto był wśród nich najlepszym celem myśli? Rozmarzona siedziała obok niego, więc być może łatwo byłoby jej sięgnąć. Był też Vaelin, ale Słówko miał jeden mankament – odpowiadał pojedynczymi słowami, na składanie który w spójną całość Nari teraz nie miał głowy. Wichrogłos z tego samego powodu nie był wzięty pod uwagę, jego Nari prawie w ogóle nie rozumiał, także na trzeźwo. Gdyby jego spostrzegawczość działała lepiej i zauważyła Hissetha przy jaju, pewnie wybrałby jego. A tak do rozważenia zostali mu tylko Budowniczy Ruin i Nieme Przekleństwo. I o ile Wasaka Nari znał o wiele lepiej i bez wahania to do niego skierowałby swoje słowa, Rairish miał w obecnej sytuacji coś, co mogło się bardziej przydać: miał wiedzę. To było jego jajo i jego przedsięwzięcie. Wybór więc był prosty:
~ Rairish, na litość boską, słyszysz mnie?! – Nari nie wiedział, ile ma czasu, dlatego się streszczał, próbując panować nad uczuciem strachu. To jednak sączyło się przez jego słowa: ~ Co się dzieje?! Jestem w jakiejś klatce, coś zmieniło mnie w myszolota. I jakiś dwónóg próbuje mnie właśnie złapać! ~ szukał dla siebie pomocy, mając głęboką nadzieję, że Nieme Przekleństwo go słyszy i jest w stanie mu pomóc.

?!

: 28 paź 2025, 13:39
autor: Budowniczy Ruin
Chęć pomocy? Nie. Kierowała nim chęć dostania się do wody. A pomiędzy nią, a nim stały dwunogi. Wystarczająco irytujące, by chcieć się ich pozbyć.

A teraz Wasak-błotoryj mieli uwagę jednego z irytujących stworzeń. Dlaczego dwunogi nie uciekały? Mglak czuł swoje nowe ciało – dość wielkie i opasłe, by zagrażać nawet sobie takiemu, jakim był wcześniej. Ah tak – kraty. Gdyby nie było krat pomiędzy nim-błotoryjem, a elfami, pewnie inaczej by reagowały. Czy dało się pozbyć krat? Ta mętna myśl pojawiła się z trudem w jego świadomości.

Skupił swoje przytępione zmysły na tym, co teraz wraz z przerośniętym ropuchem widzieli. Jego poprzednie ja – to smocze – znało klatki. Gdzieś w podświadomości tliła się świadomość, że tak jak wszystkie, tak i ta powinna mieć gdzieś drzwiczki i zamek – słabe punkty konstrukcji.

?!

: 28 paź 2025, 20:22
autor: Jedno Słowo
Cholerne bóle, które były jak wiercenie od środka łba. Inny typ bólu, jak chęć podrapania się w piątym wymiarze, gdzie nigdy nie sięgniesz. Męczący, ale nie powodujący strachu, a zwykłą złość. Jak on w ogóle znalazł się w tej sytuacji?

Dobrze, bardzo dobrze. Nie do końca wiedział jak należało poruszać z takimi odnóżami, ale będąć świadomym już ciała będzie mu na pewno łatwiej. Pręt metalowy znał, znał większość podstawowych broni dwunogów, ale tego konkretnego nie znał. Znał jednak podstawowe zadanie tego czegoś. Miało chwycić go, a on nie chciał się dać co było naturalne dla każdego zwierzęcia, które ma zostać pochwycone. Starał się płynnie zanurzyć pod sam róg akwarium jak najdalej od szczypiec, nakazac elfowi sięgać za sobą możliwe daleko, dodatkowo obracając się mackami w stronę szczypiec. W wodzie szczypce tak łatwo go nie wyłapią to przemieszczałby się od narożnika do narożnika, aby unikać pochwycenia. To nie było uciekanie, a celowe mijanie się z pochyceniem. Nie zabawa, a realne unikanie kontaktu, który na pewno przyniesie ból w jakiejkolwiek możliwej formie. To nie strach, a szukanie możliwości, aby zaraz skierować się w górę przed szczypcami i spróbować sięgnąc ręki, która to trzymała owe szcypce. Przecież nie był rybką, miał kiełki i mógł gryźć. Woda była teraz jego domenom, a wyciągnięcie z wody nie będzie niczym przyjemnym. Walczyć i nie dać się, szukać okazji, dopóki rozumieli to oboje to będzie dobrze. Ból pojawia się i znika z czasem, byleby nie dawać się mu, nie obawiać się ran, w końcu każda rana to potencjalna blizna, a każde blizny powiększają szacunek innych, czyż nie? Vaelin czy to druzgotek, osobno czy razem... Nie damy się i przetrwamy.