OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
- Wpadł w monotonię.
Nie wiedział nawet, jak się z tym faktem czuć. Czy monotonia nie oznaczała stabilności, a stabilność bezpieczeństwa? Czy nie powinien czuć się spokojniej? Nikt go nie ścigał. Sytherai nie widział od chyba piętnastu księżyców, i wmawiał sobie, że czuje się z tym faktem doskonale. Chociaż wcale się doskonale nie czuł, ale okłamywanie samego siebie wychodziło mu zazwyczaj całkiem dobrze.
Zdał sobie jednak sprawę z tego, że jego monotonia nie była stabilna. Ledwo był w stanie się wyżywić. Kontakty ze smokami, jakkolwiek wybitnie nikły, wywoływały w nim niepokój. Według Śnieżki, samotnika nie chroniły żadne tutejsze prawa, więc każdy mógł dla zabawy próbować go zamordować. Tamta biała, dziwna smoczyca, chyba miała taki zamiar, ale na szczęście z tamtej interakcji zdołał się uwolnić. Pytanie tylko, czy oprócz niej nie znajdzie się ktoś jeszcze.
Albo może Sytherai przyjdzie osobiście. O ile wciąż gdzieś tutaj była. Nie próbował jej nawet szukać, a w sumie żadnych śladów jej obecności nie widział od dłuższego czasu. Może już odeszła?
Dlaczego w takim razie by mu o tym nie powiedziała?
Może dlatego, że go nienawidziła. A on jej. Szczerze. Absolutnie. Zamordowała mu rodziców, więc jak mogło mu na niej zależeć?
Potarł czoło palcami. Temperatura go nie męczyła – pochodził z ciężkiego, wulkanicznego klimatu, więc tutejsze upały były dla niego niczym. Był jednak zmęczony wszystkim, fizycznie. Psychicznie zresztą również.
Zatrzymał się przy brzegu rzeki, ostrożnie pochylając głowę, pozwalając sobie na chwilę orzeźwienia. Woda była przyjemnie zimna. Na tyle, by na chwilę wyłączyć jego procesy myślowe – ale nie na tyle, by pozbawić nieco paranoicznej czujności. Po ostatnim ataku na swoje życie, nie zamierzał ryzykować.
Łabędzia Łuska