Strona 1 z 4
: 20 sie 2017, 11:08
autor: Jad Duszy
Jad w towarzystwie swoich kompanów przybył na Skały Pokoju. Wylądował w centrum, wzniecając skrzydłami obłoki kurzu, ale w okolicy nie było nikogo, komu mogłoby to przeszkadzać. No, z wyjątkiem jego kompanów, którzy przybyli później. Kotołak jak zwykle usiadł za Oprawcą, a biały kruk wylądował tym razem obok Ikelosa. jego szkarłatne ślepia lśniły lekko, ale Oprawca nie komentował przekazanych przez swoich kompanów informacji. Z gardła Proroka wydobył się potężny ryk, który jakimś sposobem był słyszalny w każdym zakątku ziem otaczanych przez barierę. mieli go usłyszeć wszyscy – starsi, dorośli, "młodzież", a nawet pisklęta. Ryk ten był zebraniem na wydarzenie, którego Wolne Stada dawno nie widziały. Spotkanie wszystkich stad, na którym nie będzie miejsca na skakanie sobie do gardeł – nawet jeśli ktoś będzie miał na to chęci. Pozostawało jedynie czekać na przybycie smoków, mieniących się jako Wolne Stada.
//na tym Spotkaniu zostaną rozdane tytuły. Każdy, kto chce je otrzymać powinien się zjawić i przysłać mi na pw jakie tytuły powinny mu zostać przyznane. Dotyczy tytułów przyznawanych przez Proroka!
: 20 sie 2017, 11:13
autor: Administrator
Smoczyca chyba nigdy nie doświadczyła podobnego spotkania. Co prawda, jeszcze jak była Przywóca, chciała je zwołać, ale załatwiła swój problem osobiście.
Jakimż więc było dla niej zaskoczeniem, kiedy usłyszała obcy ryk. No, w sumie nie tak obcy, kiedyś go już słyszała, dawno, dawno temu.
Jako, że była blisko wspólnych, skierowała się ku Skałom Pokoju, zaintrygowana tym, co się dzieje.
Dla pewności też przesłała mentalną wiadomość do Cienistych. Lepiej, aby tego nie przegapili. Mogli więcej tego nie doświadczyć.
Sama wylądowała koło skał, usząc w sobie kaszel, który draznił jej płuca.
Siadła po prawej od strony Oprawcy, ale przed nim. Skinęła mu delikatnie łbem, patrząc na niego lazurowymi oczami, a złote wargi drgnęły niejednoznacznie. Złożyła skrzydła i owinęła przednie łapy ogonem.
No to czas na przedstawienie, tylko jakie role zostaną obsadzone?
: 20 sie 2017, 11:18
autor: Zmora Opętanych
___Najpierw potężny ryk proroka, potem jeszcze subtelna wiadomość mentalna od uzdrowicielki. Tego spotkania nie dało się przeoczyć, nie, będąc członkiem Cienistego Kręgu. Łowczyni szybowała nad terenami Cienia, ale zwróciła się w kierunku Skał Pokoju. O ironio. To tylko kwestia czasu, aż ktoś na kogoś naskoczy.
___Zobaczysz, jaka to fascynująca zabawa.
___Zmora wylądowała cicho i miękko, podchodząc bliżej Heulyn. Stanęła w bezpiecznej odległości od niej, aby nie naruszać prywatnej strefy uzdrowicielki. Skinęła jej łbem w ramach powitania, a w liliowych oczach na ułamek sekundy pojawiła się nuta ciepła i szacunku, po czym łowczyni zwyczajnie czekała. A już wkrótce, w odległości połowy ogona za nią, pojawiła się demonica i kary pegaz, którzy obrzucili wszystko zainteresowanym wzrokiem, zwłaszcza dwójkę kompanów proroka i usiedli wygodnie za Zmorą.
: 20 sie 2017, 11:31
autor: Morowa Zaraza
Ona również pojawiła się ze swoją kompanką. Czarna sokolica leciała nieopodal bezskrzydłymi, gdy ta wkroczyła na Skały pokoju. I zamarła, widząc dwie cieniste. To znaczy Peste zamarła, a Silje po prostu wylądowała na jej grzbiecie, nie wbijając szponów w ciało smoczycy. osobiście do kaliny nic nie miała. To była raczej kwesta chwili – w czasie wojny była wrogiem, dlatego jej śmierć jej nie obeszła. Było to naturalne, że wrogów się zabija i po nich nie płacze. Jej wskrzeszenie również jej nie obeszło, chociaż było dziwniejsze, gdy o tym usłyszała. Nie, to widok wywernowej sprawił, że zamarła, a jej pióra opadły płasko na kark i szyję. nie ze strachu, z czystej nienawiści. Podeszła w kierunku cienistej, siła woli powstrzymując się przed rzuceniem się jej do gardła. Rozszarpaniem ścierwa, który zostawił jej córkę na pewna śmierć. Zabije tą gadzinę lub zmieni jej życie w piekło. Odbierze jej wszystko, co kocha. Zatrzymała się przed cienistą, ale nie za blisko. Kto wie, co strzeli tej morderczej furiatce do łba?
– Witaj, Zmoro Opętanych – o tak, poznała jej imię od Sprzedawczyka. Tego, kto ją uratował i kto nie przejmował się, gdy wybijała mu współplemieńców. Jej głos był zimny, ale pozbawiony agresji. Jedynie wyraz fioletowych oczu był ostry, wręcz morderczy.
– Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś, porzucając na śmierć Brutalna Łuskę i Zakrwawioną Łuskę po tym, jak niemal je zabiłaś. Miałaś pecha, że ktoś był w pobliżu i widział, jak odlatujesz – ściszyła lekko głos, w którym pojawiły się nuty niebezpiecznie blisko groźby.
– I miałaś pecha, gdy jedną z nich okazała się być moja córka. Strzeż grzbietu Zmoro Opętanych i trzymaj swoich bliskich w zasięgu wzroku. Kto wie, co mogłoby się im stać, gdyby natrafili na kogoś, kto źle by im życzył – usmiechneła się nagle z niewinną słodyczą. Zupełnie jakby ostrzegała ja ze szczerego serca przed okrutnym światem. Nie obchodziło jej zdanie Sprzedawczyka. Próba zabicia jej córki musi zostać ukarana. Potem odeszła, ale nie odwracała się grzbietem do Zmory. Była cierpliwa, poczeka na swój moment. Zniszczy cienistego robaka. Doprowadzi do tego, że ta będzie błagała o śmierć. Ale nie tutaj, nie teraz. Prorok by na to nie zezwolił, a ona nie była głupia. Usiadła, czekając na resztę ognistych.
: 20 sie 2017, 11:40
autor: Księżycowa Łuna
Kolejną, która przybyła na znajome wezwanie była drobną gwiezdna samiczka. Wyrosła już nieco, ale nadal nie była większa od piętnastoksiężycowego smoka. Zapewne urośnie już nie wiele.
Kto by pomyślał, że krew tatki będzie miał taki wpływ na jej wzrost? Srebrno błękitne oczka lustrowały uważnie trzy samice i ich kompanów. Sowa na roga jej babki, piękny czarny pegaz i czerwona demonica za Zmorą oraz... sokół? Na grzbiecie Morowej.
Wylądowała z impetem, jak to miała w zwyczaju, pazurami drąc ziemię, a drobne kamyczki rozprysnęły się na boki. Złożyła błoniaste skrzydła po bokach i posłała promienny uśmiech wszystkim zebranym, jakby nieczuła na gęstą atmosferę, która otaczała Łowczynię i Ognistą Uzdrowicielkę.
Uśmiechnęła się też ciepło do babci, widziała ją dopiero drugi raz. Szybko nawet podeszła i liznęła ją w pyszczor, a potem chichocząc odbiegła kawałek dalej, siadając nieopodal Ognistej.
Wydawała się rozluźniona, chociaż paskudne blizny na prawym boku i brzuchu na pewno ją ciągnęły. Troszkę utykała przy tym na tylną prawą łapę, ale zdawało się, że jej to nie przeszkadza.
Skłoniła się przed Prorokiem, wlepiając w niego pełne uwielbienia, zalotne spojrzenie. Spojrzała na niego spode łba, uśmiechając się pod nosem i poderwała go, patrząc na Ognistą.
– Wyglądasz na zdenelwowaną, Molowa Zalazo. Coś się stało? – zatrzebiotała tym swoim wysokim słodkim głosikiem, patrząc na równinną otwartym spojrzeniem.
: 20 sie 2017, 11:43
autor: Zmora Opętanych
___To tylko kwestia czasu, tylko kwestia czasu. Zaraz przybędą. Ci spod znaku Ognia i Wody. Obrzucą Cień spojrzeniami pełnymi nienawiści. Łowczyni wyczuła woń siarki, popiołu... I ziół. No proszę, czyżby uzdrowiciel? Ale nie, to nie był czarnołuski Konsyliarz. Tylko bezskrzydła, północna samica. Wyglądała na młodszą, niż wywerna.
___Zmora śledziła ją leniwym, beznamiętnym wzrokiem, gdy ta podeszła bliżej. Rozwidlony, czarny jęzor wysuwał się co kilka uderzeń serca z pyska Keezheekoni, niczym u węża szukającego potencjalnej ofiary. Samica wysłuchała jej cierpliwie, nie przerywała, zaś jej pysk nie drgnął. Jedynie na krótką chwilę prawy kącik pyska uniósł się w subtelnym, kpiącym uśmiechu.
___– W pobliżu Brutalnej znajdował się młody samiec, o czym dobrze wiedziałam. On wezwał pomoc, jak mniemam. Bo, mam nadzieję, wcześniej wspomniana córka Ognia ma się dobrze? – Spytała Zmora z nutą rozbawienia. Była spokojna, puste groźby nic nie znaczyły. Wywerna chciała zobaczyć, w jaki sposób Morowa wciela swoje zabójcze plany w życie. A nie słuchać. Na to było szkoda czasu.
___– Witaj w czasie wojny... Uzdrowicielko. – Stwierdziła, wdychając woń ognistej przez nozdrza. – Ja wciąż pamiętam, co wy uczyniliście na Szczerbatej Skale. Pamiętam tą rzeź, pamiętam te wszystkie ryki, jęknięcia, wrzaski. Pamiętam, jak ten, który wam wówczas przewodził umyślnie doprowadził do śmierci naszej uzdrowicielki i ówczesną przywódczyni. Ja też nie zapominam, córo Ognia. – Mruknęła, chociaż w jej głowie nie było słychać nic. Nawet rozbawienia.
___– Żądasz sprawiedliwości za niedoszłą śmierć bliskich? A gdzie jest moja? Gdzie jest sprawiedliwość dla Cienia, dla nas? – Zapytała retorycznie, subtelnie przekrzywiając łeb. Morowa powinna skupić się na pilnowaniu swojego potomstwa. Ile księżyców mogła mieć Zakrwawiona? Nie więcej niż dziesięć. Młode, głupie, niedoświadczone, a już porywało się na walkę i do tego z kimś doświadczonym i starszym. Przynajmniej się czegoś nauczyła. Łowczyni odprowadziła wzrokiem odchodzącą uzdrowicielkę. No chyba, że ta postanowi zawrócić i dodać coś jeszcze.
: 20 sie 2017, 11:45
autor: Aria Negacji
Przyleciałam na wezwanie tuż za siostrą. Nie znałam ani Proroka, ani dotychczas zgromadzonych tu smoków. Uznałam jednak, że nawet jeżeli nie będę się udzielała to posiedzę z boku i poobserwuję. Wyglądało na coś ważnego, a atmosfera wisząca w powietrzu była niezwykle napięta..
Dygnęłam w kierunku Oprawcy na tyle, na ile pozwalała mi na to anatomia. Rozpoznałam w nim smoka, który ryknął na całą okolicę. Na pewno był kimś ważnym, pewnie zaraz się wszystkiego dowiem.
Znalazłam sobie miejsce na uboczu, gdzie nie byłam w ogóle widoczna. Skupiłam póki co wzrok na bezskrzydłej smoczycy, która coś mówiła do wywernowej. Może ta druga była matką Lorema..? Milczałam, nasłuchując.
: 20 sie 2017, 12:00
autor: Morowa Zaraza
Spojrzała na Księżycową Łunę, a jej wzrok złagodniał. Co poradzić, że wodna smoczyca wywoływała w niej cieplejsze uczucia? Była dobrą wojowniczką, dzielna, bojową i honorową smoczycą. Zupełnym przeciwieństwem bezłapej gnidy, która uważała, że słowa spływające z jej jadowitego języka mają jakiekolwiek znaczenie wśród tych, którzy je usłyszą. Stek kłamstw, podobnie jak w przypadku wszystkich, którzy twierdzą, że Cień został pokrzywdzony.
– Zmora Opętanych niemal zabiła dwie smoczyce z Ognia, nie wzywając dla nich pomocy i zwyczajnie odlatując. jedną z nich zaatakowała z zaskoczenia, do tyłu. Bez ostrzeżenia, gdy ta rozmawiała z innym smokiem. Drugą była moją córka, która zostawiła na pewną śmierć – odpowiedziała wodnej, kierując spojrzenie na strzępiącą język cienista wywernę. Na jej pysku pojawił się uśmiech. Lekki, subtelny, pełen pogardy.
– A jednak powód, o którym mówisz siedzi obok ciebie, przywrócony do życia, więc chyba nie masz powodów do narzekań? – Odpowiedziała przymilnie, jakby rozmawiała o pogodzie. Jedynie ślepia wyrażały całą nienawiść jaką czuła do niedoszłej zabójczyni swojej córki.
– Czy twoją sprawiedliwością jest napadanie na nic niespodziewające się smoki od tyłu? Ranienie młodych, niedoświadczonych osobników i pozostawianie ich na śmierć w nadziei, że nikt nie powiąże cię z ich śmiercią? Gratuluję cienistej sprawiedliwości – pochyliła głowę w kierunku smoczycy, w geście pełnym podziwu i uznania. A tak przynajmniej mogłoby się wydawać, gdyby nie szyderczy uśmiech na pysku, w pełni zasłonięty przed oczami Zmory Opętanych. Uniosła głowę, obrzucając ją kpiącym spojrzeniem. I co gadzinko? Uważasz, że ona nie zna wojny? Wychowana przez równinnych, z ich krwią w żyłach? Uważała, że nie odnajdzie jej piskląt? Jej partnera lub partnerki? Że nie wie, jak użyć ziół, aby sporządzić dla nich ostatni napój, jaki w życiu wypiją? Nie wie, jak zatrzymać bicie ich serca? Niech poczeka i przekona się, że Zaraza nie potrafi tego zrobić. Nie była tak miękka jak tutejsze smoki. Jej Przywódca twierdził, że nie ma między nimi wojny, Zmora twierdziła, ze jest. W takim razie... Wojna rządzi się własnymi prawami, a Zaraza znała Kodeks Krwi. Żyła nim, zanim się tu znalazła. Znała go lepiej niż bezmózga maszynka do zabijania, jaką była wywernowa smoczyca.
: 20 sie 2017, 12:22
autor: Zmora Opętanych
___Prawy łuk brwiowy samicy uniósł się w delikatnym geście rozbawienia. Ach, faktycznie, Ankaa miała rację. To jest w pewnym sensie zabawne. Zmora ponownie wysłuchała tego, co miała jej do powiedzenia Morowa Zaraza. Długi ogon samicy wił się po ziemi niczym leniwy wąż. Pegaz obserwował wszystko bez żadnej reakcji. Z kolei demonica wydobywała z siebie to cichy, gardłowy chichot, to krótkie warknięcie. Zmora nie skomentowała pierwszych kilku zdań. Bo i po co? Nie wypierała się winy, ba, mogłaby śmiało powiedzieć wszystkim, by to zrobiła. Ale po co? W przecieństwie do swojej matki nie szukała rozgłosu. Wtedy, w czasie wojny, Ogniści chcieli wybić Cienistych. Więc teraz Zmora się odwdzięczała. Tak. Na swój własny, pozbawiony krzty honoru sposób.
___Honor...
___– Mam. Tak samo jak ty, nie przeczę. – Stwierdziła, zaś na jej pysku znowu malował się chłód. To prawda, powodów do narzekania nie miała. W jej oczach Morowa wyglądała nieco zabawnie, z tą widoczną groźbą w postawie i ślepiach. Gdyby nie to, że Ognista była uzdrowicielką, łowczyni byłaby gotowa stanąć z nią do walki teraz, na tej ziemi. Splamić krwią Skały Pokoju, na których... Nie ma co pokoju oczekiwać.
___– Nie zależało mi na tym, by nikt nie wiedział, że ja dokonałam tych czynów. Jak mówiłam, świadkiem ataku na Brutalną był inny smok. Z kolei twoja młoda córka – swoją drogą, co ona robiła na arenie, gdzie powinny walczyć smoki dorosłe? – żyje i zapewne doskonale pamięta, jak wyglądam. Na ziemiach wolnych stad smoki czasem wracają do żywych dzięki... Waszemu Ateralowi, więc uwierz mi, nie sądziłam, że będę sobie leniwie siedzieć w jaskini myśląc, że nikt nie wie, kim jestem i co zrobiłam. – Wyjaśniła, powoli wypuszczając powietrze z płuc. Krótkim syknięciem uspokoiła warczącego demona, który, w przeciwieństwie do Morowej, zaczynał jej nieznacznie działać na nerwy.
___– Dziękuję. – Powiedziała, chichocząc gardłowo, drwiąco. – Taka jest moja sprawiedliwość. Za przelaną krew płaci się krwią, a wy przelaliście naszej bardzo dużo. W imię czego? Urażonej dumy waszego przywódcy, za którym podążyliście jak stado ślepych owiec, pozbawionych własnej woli i możliwości samodzielnego myślenia. Czy ktokolwiek próbował zatrzymać rzeź? – Zapytała, znowu unosząc łuk brwiowy. – Nie. Nikt. Wy zaatakowaliście nas od tyłu na Szczerbatej Skale, ja się odwdzięczam. Położyliście władzę na łapach szaleńca i głupca, którego zaślepiła urażona duma. Zabijaliście razem z nim. Kiedy odchodziłam z ciałem martwej Czerwieni Kaliny na barkach, próbowano mnie nawet zatrzymać, by nie dopuścić do próby ratowania zmarłej. O ile dobrze pamiętam, był to przedstawiciel Wody. Niczym nie różnił się od tych, którzy chcieli nas wyrżnąć. – Oblizała powoli pysk, nawilżając gadzie wargi. Ach, zbaczała z tematu, przecież rozmawiały o dwóch ognistych. I... Sprawiedliwości, której nie było.
___– Chcesz zemsty, rozumiem to. Zapewne chce jej cały Ogień. Powiedziałabym, żebyście po nią sięgnęli w tym momencie. Jestem tutaj, stoję przed tobą, czujesz mój oddech na swoim pysku. Ale to dla was zbyt prymitywne, a my jesteśmy na... Skałach Pokoju. Odejdź więc, uzdrowicielko, czekaj na przybycie swojego stada. Lub ponownie zdradź wszystkim moje winy, jeżeli to przynosi ci ulgę. – Zakończyła, wydając z siebie cichy pomruk, będący wyrazem znudzenia.
: 20 sie 2017, 12:53
autor: Szlachetny Nurt
Ten ryk... wiedział do kogo należy, do Oprawcy Gwiazd. Ten sam ryk wezwał ich jakiś czas temu ne zebranie, na którym Płacz został mianowany przywódcą. To nie mogła być jakaś drobnostka, a coś ważnego, nawet bardzo ważnego. Nie mógł więc tak sobie po prostu odpuścić i zostać w swojej grocie, niestety... miał pewien problem. Mały Amok, niedawno się wykluł i nie mógł zostawić go samego, po tym gdy Zdławiony przemianował się na łowcę, nie mieli żadnego piastuna, który mógłby zając się nim przez ten czas. Mógłby zawsze podrzucić go swojemu bratu, Słonecznemu, no ale nie widział go nigdzie w pobliżu, więc postanowił po prostu wziąć go ze sobą, miał nadzieję, że nie narozrabia. Może jeszcze mu się poszczęści i na spotkaniu będzie również Kalina.
Ze względu na to, że wędrował z pisklęciem i zmuszony był po prostu pójść na miejsce zebrania, to trochę mu to zajęło. Dlatego też na spotkaniu nie pojawił się pierwszy, widział już tam sporo innych smoków. Gwiazdkę, Melodie, znajomą łowczynie z Cienia, no i Kalinę.
Już z pewnej odległości słyszał, że sytuacja tutaj jest dosyć napięta. Póki co była to zwykła wymiana zdań, ale mogło się to przerodzić w coś gorszego. Może jednak powinien zostać w swojej grocie z Amokiem? Chociaż... prorok chyba nie dopuści do tego by słowa przerodziły się tutaj w coś więcej.
Kiwnął łbem Gwiazdce, a potem Melodii. Następnie zajął miejsce nieopodal Kaliny, jednocześnie nie będąc jakoś bardzo blisko niej, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Przywitał się też delikatnym skinięciem łba z łowczynią Cienia, kojarzył ją w końcu. Chociaż w sumie, po co? Zbyt zajęta była kłótnią z Ognistą.
Posadził młodego przed swoimi łapami, miał nadzieje że nie zrobi tu jakiegoś zamieszania.
~ Kalino, jedno z naszych jaj się wykluło, to Amok. – Wysłał po chwili wiadomość do smoczycy, wcześniej przywitał ją jednak skinieniem łba i ciepłym spojrzeniem w jej lazurowe oczy.
Cóż, ciekawiła go reakcja Kaliny, chociażby na imię... nie wiedział za bardzo jak nazwać pisklaka, ale wymyślił coś takiego, trochę pomagała mu w tym Gwiazdka.
Starał się nie zwracać uwagi na tą "kłótnie", nie obchodziło go to, nie był też za bardzo w temacie, była to raczej sprawa między Ogniem, a Cieniem, a on nie powinien się w te sprawy mieszać.
: 20 sie 2017, 13:00
autor: Mgliste Wody
Pierwszy dłuższy spacer. W zasadzie przydało mu się to. Jako ledwo wyklute pisklę koordynację miał jeszcze niezbyt wyrobioną, ale spacer z groty dużego, aż tutaj, sprawił, że załapał już co i jak i niejedno większe pisklę zazdrościłoby mu koordynacji. Może to wrodzona zręczność sprawiała, że łapy Amoka wcale się nie plątały? A młody z automatu już wiedział jak chodzić, nawet nieco szybciej, by dotrzeć tam, gdzie chce. Ba! Nawet nie zmęczył się jakoś bardzo, choć gdy już przysiadł u łap dużego taty ziewnął rozdzierająco, pokazując rządki śnieżnobiałych igiełek, które były ząbkami malucha. Niebieskie ślepka przesunęły się po zebranych, ktoś coś mówił tonem, którego nie lubił, nie wiedział czemu, po prostu mu to nie pasowało. Inni milczeli, a wszyscy byli dużo więksi od niego, co mu jeszcze bardziej się nie podobało. Jednak póki co siedział, ciekawy, co to jest i czemu jest tu tyle dużych ktosiów.
: 20 sie 2017, 13:10
autor: Morowa Zaraza
Przewróciła ślepiami, słysząc słowa Zmory Opętanych i uśmiechnęła się do niej z politowaniem. Zupełnie jakby uśmiechała się do mało rozgarniętego, przygłupiego pisklęcia, na które ze względu na jego ograniczoną inteligencję nie można się gniewać. Takie właśnie giną bardzo szybko.
– Nie pouczaj mnie w sprawie Kodeksu Krwi, o wszechpotężna podróbko Równinnych – odpowiedziała z uprzejmością godną przywódczyni rodu. Rodu, nie stada. Tutaj tego nie znano i wątpiła, aby Zmora słyszała cokolwiek o kodeksie Krwi.
– Przyjmę twoją radę do serca gdy zdecyduje się ruszyć zad z miejsca, w którym cały czas siedział – wzruszyła z lekceważeniem barkami. Ona temat już dawno uznała za zakończony. W swoim słowotoku cienista była wręcz żałosna. Gdyby czuła oddech tej namiastki smoka na pysku pewnie padłaby trupem od jego smrodu. ciekawe tylko, dlaczego miałaby stąd odchodzić, skoro od czasu, gdy odsunęła się od smoczycy i usiadła nie ruszyła się z miejsca? W dodatku do głupoty, Zmora miała jeszcze niemałe problemy z mózgiem. halucynacje i te sprawy. Gdyby nie czuła do niej takiej pogardy może nawet byłoby jej trochę żal.
: 20 sie 2017, 13:12
autor: Płacz Aniołów
Zjawił się dość szybko i sam Przywódca Wody. Ryk Oprawcy przypomniał mu poniekąd Spotkanie Młodych. Płacz nigdy nie słyszał o czymś takim, jak spotkania wszystkich stad, ale czy wspomnienie różniło się czymś więcej, niż przybyciem również dorosłych?
Nie dbając o zgrabne lądowanie, Płacz gruchnął o ziemię gdzieś na brzegu Skał. Uniósł łeb i pociągnął nosem. Niewiele się mylił, są tu wszystkie stada. Zdążyło przybyć już tu kilka smoków, z czego... kilka się już zaczęło kłócić. Uniósł łuk brwiowy i uśmiechnął się drwiąco. Czy istnieje wspólne spotkanie, gdzie nikt nikomu nie skoczy do gardeł?
Namierzył wzrokiem Pozłacanego oraz starszą Cienia. Jego łapy poniosły go w stronę Wodnistego i stanął obok niego, nie rozdzielając go od Kaliny. Pozłacanemu posłał powitalny uśmiech, Cienistej... to samo, aż w końcu ślepka zniżyły się w kierunku ziemi i ujrzały... pisklę!
Ze zdumieniem spojrzał na domniemanego ojca berbecia i wyszczerzył kiełki we wredno-radosnym uśmiechu. Kalina została przykro pominięta. Ale skąd miał wiedzieć?
– Aww. – zamruczał rozczulony. Potem schylił łebek do Amoku i spojrzał mu głęboko w ślepka, z wręcz nienaturalnie poważną, czy też obojętną miną.
– ... Ceeeeeś.
: 20 sie 2017, 13:18
autor: Mgliste Wody
Tak, zdecydowanie nie wiedział co tu się wyrabia, a jeszcze bardziej się zdziwił, gdy jakiś futrzasty jegomość podszedł do niego i taty, a potem jakoś tak się schylił, że aż sam się prosił. Amok strzelił go bezceremonialnie w nos, ot tak, dla hecy! Uśmiechnął się radośnie, nie wiedząc, że drobne pazurki, mogły nieco zaboleć na nosie. Oj tam, chyba nic złego się nie stało? Pisnął i zamerdał ogonem, po czym spojrzał do góry, na Złotego.
– To kto? – zapytał, bowiem póki co to właśnie ojciec był autorytetem i wyrocznią w sprawach wszelkich. Miał nadzieję, że wyjaśni mu nie tylko, kto tak bezczelnie mu patrzył w ślepka, ale też i to, co tu się dzieje. Och, biedny Złoty, musiał się tyle domyślać!
: 20 sie 2017, 13:26
autor: Administrator
Heulyn siedziała nieporuszona. Kryształ na górnej części pyska migotał delikatnie, załamując światło, złoto czerwone łuski rzucały rozbłyski na kamienie przed nią. Zdawała się im przypatrywać z chłodnym opanowaniem.
Czarna źrenica drgnęła, kiedy koło niej wylądowała Keezheekoni. Na kilka chwil ślepie roztopiło się nieco, ukazując również coś na kształt czułości.
Gdy podbiegła do niej Księżycowa Łuna, uśmiechnęła się krańcem pyska i owionęła ją ciepłym oddechem, odpowiadając na powitanie.
Ledwo zebrała się garstka smoków, doszło do słownych przepychanek.
Starsza nie odezwała się słowem, wydawała się nawet nie zwracać na obie smoczyca uwagi, jednak uważnie słuchała każdego słowa, przymrużając złociste powieki.
Nie reagowała, chyba że będzie do tego zmuszona.
O Brutalnej Łusce wiedziała, smoczyce miały swój osobisty zatarg i go spłaciły. Jednak wiadomość, że doświadczona Łowczyni przyjęła walkę od nieopierzonego pisklaka i to prawie go zabijając, była nowością. Spojrzała na Łowczynię, nic nie mówiąc. Porozmawiają o tym później.
Wtedy też koło niej wylądował złotołuski, a koło niego... pisklę. Maleńkie, zielono kremowe, z pomarańczową grzywą i o niebieskich oczach. Nozdrza smoczycy poruszyły się.
Syn?
Ach, czyli jednak coś się wykluło. Jaja w Cieniu pozostawały nieruchome, jednak jedno z tych, które dała samcowi było gotowe i ma przed sobą dowody ich schadzki. Kraniec pyska smoczycy drgnął. Przyglądała się chwilę młodemu.
~ Amok? A czemuż to Amok? – zagadnęła w umyśle samca, rzucając mu kpiąco rozbawione spojrzenie.
Kiedy wylądował Szkarłatne Wody, odpowiedziała na jego skinienie, ale ogólnie nie przejmowała się jego ignorancją w późniejszym etapie.
Przewróciła ślepiami.
~ Mów do niego normalnie, inaczej wyrośnie na sepleniącego gugacza – rzuciła z jakąś powagą.
Zniżyła łeb i obwąchała pisklę, zapamiętując jego zapach, a potem delikatnie rozwidlonym, gorącym jęzorem liznęła go w polik.
~ Rośnij duży, synu. Może ty, jako jeden z nielicznych przetrwasz – szepnęła cicho, miękko w jego umyśle, patrząc na niego lewym lazurowym okiem, a potem się wyprostowała, jakby nigdy nic.
: 20 sie 2017, 13:44
autor: Płacz Aniołów
Pisklęta... czemu one nigdy nie odwzajemniają jego miłości?
Na plaskacza w nos zareagował instynktownym cofnięciem głowy i cichy pomrukiem, coś pomiędzy wyrazem bólu i zdenerwowania. Choć tego drugiego Płacz nigdy nie okazał jeszcze wobec piskląt. Był nadzwyczajnie wyrozumiały, jeśli chodziło o ich zachowania. Ale niekoniecznie czyniło go to dobrym ojcem.
Chciał, nie chciał, pacnięcie w nos wywołało u Przywódcy niepowstrzymaną potrzebę kichnięcia. Wykrzywił pysk we wszystkie strony, zwiastując atak. Uniósł łeb... no i stało się niepowstrzymane. Szczęśliwie (lub nie?) zdecydowaną większość ładunku śliny i innych wydzielin zebrał Złocisty na swoją pierś. Młody miał tylko... nieco przerażający widok. Ale skoro sam strzela innych w pysk na dzień dobry, kichanie Płaczu by miało go przerazić?
– O... wybacz. – mruknął, gdy doszedł do siebie i zobaczył na kogo przyszło mu kichnąć. I mało się zastanawiając, uniósł futrzastą łapę i przetarł klatkę piersiową Łowcy wchłaniając wszelkie drobinki jego glutów i śliny.
Wykrzywił pysk w bliżej nieokreślonym grymasie, zanim poczuł, że Kalina podchodzi do pisklaka i liże go w polik. Płacz uniósł łuki brwiowe i cofnął się o krok, by nie ograniczać jej dostępu do... syna?
Raz jeszcze spojrzał na Pozłacanego.
...może niepotrzebnie ścierał z niego te śpiki?
I posłał Kalinie zdziwiony wzrok.
– To... Twój syn? – zapytał bez ogródek, nie ukazując w głosie takiego zdziwienia, jakie miało miejsce na jego pysku chwilkę wcześniej. Bogowie...! Różnica wieku między nimi wynosiła przecież tyle, ile sam Płacz miał księżyców...
: 20 sie 2017, 13:46
autor: Żar Zmierzchu
Przybył i Płomień Świtu zdziwiony nagłym wezwaniem przez znajomy już ryk Proroka. I jeszcze bardziej zdziwił się jak wiele smoków tutaj się zebrało, czyżby szykowało się coś naprawdę wielkiego. Zakołował nad miejscem zbiórki i wylądował na uboczu by nie wpaść na nikogo, po czym powoli zajął miejsce obok Ognia. W osobie Morowej Zarazy, która wraz ze Zmorą Opętanych szczerzyły do siebie kły. Widział tłumiony gniew, jemu też ciśnienie skoczyło widząc niewdzięcznicę, lecz w tej chwili nic nie mógł zrobić. Przywitał się skinieniem łba. Ta sytuacja była mu trochę nie na rękę, wydarzyła się zbyt szybko, ale mimo to przyglądał się uważnie poczynaniom obu smoczyc.
: 20 sie 2017, 13:58
autor: Mistycznooka
Łowczyni Wody.
Czy ktokolwiek jeszcze pamiętał że istniała? Nie no, pamiętał. Ale.. smoczyca i tak nie czuła się jakimś ważnym elementem, nie czuła się nawet żywa. Zadręczona tym jak życie płynie a ona nie potrafi się do niego przyzwyczaić. Z kamienna twarzą zaczęła godzić się z tym że z jej córki tak jak z niej upływa radość.. że Syn już nie wróci..
Beznadziejne to życie. Nie mniej jednak ciekawość pozostała w smoczycy, dlatego przybyła na to tajemnicze spotkanie. Chyba nawet musiała.. może będzie coś o Mrocznych? Może.. Dotarła na miejsce jako jedna z ostatnich zapewne, wlokąc się tak że wyglądała bardziej jak swój cień niż smok. Hansel siedziała na jej barku. Widać że jej córki również tu przyszły.. Jej córki.. Jedyne które jej nie opuszczą, prawda? Chociaż.. Rany Gwiazdeczki..
Smoczyca wzdrygnęła się. Wręcz niewidocznie..
Przepraszam Cię...
Płomień mógł poczuć, jak coś ciężkiego opiera się o jego prawy bark. Gdy odwrócił wzrok mógł dostrzec Mistyczną, która "dopadła" go i stwierdziła że już przy nim spocznie. Białooka nie zdążyła jeszcze "obczaić" wszystkich, potrzebowała na to chwili by rozwinąć ten proces myślowy..
Tak.
– Coś się działo już? – spytała półszeptem partnera. Może nie spóźniła się jeszcze.
: 20 sie 2017, 14:29
autor: Żar Zmierzchu
Łowczyni Wody. Pojawienie się było adekwatne do rangi, którą zajmowała, bezszelestnie, a może najzwyczajniej w świecie gwar zagłuszył jej kroki. Uwaga Onyksa i tak była skierowana na dwie wrogie sobie samice powstrzymywane tylko obecnością największego wojownika pod Barierą i jego silnych kompanów. Poczuł miłe ciepło gdy górska otarła się o jego bok mimo chłodu który buchał z jej trzewii. Mógłby przysiąc że znowu był klerykiem w dzień w którym napotkał przypadkiem Aroganckie Piękno, piastunkę Cienia o zjawiskowej aparycji. Być może był wtedy zadurzony, ale nigdy więcej nie spotkał... awatara Nytby, więc z czasem pamięć i uczucie odpłynęły na zawsze.
– Jeszcze nie, ukochana – potarł pyskiem jej policzek, wspierając się na boku partnerki. Charon wychynął spod skrzydła wlepiając gorejące czerwone ślepia w tą scenę zupełnie nie rozumiejąc o co tym workom mięsa chodzi. W jego świecie liczyły się tylko dwie rzeczy. Mordować i pokazywać na każdym kroku swoją wyższość.
: 20 sie 2017, 14:34
autor: Mgliste Wody
Amok zdumiał się jeszcze bardziej, gdy wielki futrzasty nagle gwałtownie się...skichał? I to na jego tatę! Bez względu na to, co o nim myślał, było to tak zabawne, że maluch zaśmiał się dźwięcznie i wesoło na ten widok. Wtem jednak podszedł kolejny smok. Samica, od razu stwierdził, a jej zapach...był jakiś taki znajomy, miły dla nosa. Przechylił głowę na bok, w konsternacji, przyglądając się jej. Ale co ona miała z pyszczkiem? Potem nie otwierając gadzich warg usłyszał jej słowa i rozdziawił pyszczek w niezbyt rozumnym geście. Z konsternacją się jej przyglądał. Po czym podszedł do niej i oparł się przednimi łapkami o jej jedną, prawą. Patrzył wciąż nie rozumiejąc.
– Jak? – pytanie zapewne dotyczyło tego, jak Krew powiedziała coś z zamkniętym pyszczkiem. Podświadomie malec wiedział, że to mama. Nie obawiał się, a wręcz przeciwnie, ciekawska natura wepchnęła go prosto do...wroga? Ale skąd mógł wiedzieć, że Cień z Wodą wcale się nie kochają? On po prostu był u mamy, a inne smoki były. Po prostu były. Te zawiłe relacje są tak pogmatwane dla małego, świeżo wyklutego pisklęcia, że aż sapnął z tego wytężania główki nad wszystkim, co tu się działo.