Agatowy Kolec
Przedmioty Fabularne
– Zdobiona Doniczka przekazana postaci Lark
– Czaszka Słonia przekazana postacie Pokłosie Wyborów
Aktualizacja.
Znaleziono 20 wyników
- 30 cze 2022, 18:06
- Forum: Ogólne
- Temat: Powiadomienia
- Odpowiedzi: 6987
- Odsłony: 362984
- 30 cze 2022, 18:06
- Forum: Ogólne
- Temat: Powiadomienia
- Odpowiedzi: 5006
- Odsłony: 271906
- 25 sie 2021, 17:19
- Forum: Wyspa na Jeziorze
- Temat: Wyspa na Jeziorze
- Odpowiedzi: 373
- Odsłony: 25663
Oh, nie musiał? A, pewnie w tej sytuacji. Jako wojownik powinien robić to zawsze, więc zgadywał, że w takich związkach też, ale chyba nie było to jednak wymagane. I to dobrze, bo mimo wszystko był trochę mniejszy gabarytami. Fakt, że nie będą musieli obijać pysków też fajny, będzie więcej do całowania.
– Ooo, dobra, rozumiem. –
Czy było coś takiego, obiekt który ich łączył?
Makron nie przypominał sobie czegoś takiego.
Chyba nigdy nie podarował mu niczego, co ten miałby trzymać blisko serca.
Więc, trzeba zbierać pupsko i szukać jakieś kamienie szlachetne. Najlepiej dużo, całą jaskinię ich! Tak, by mogli się w niej wykąpać w wspólnym bogactwie!
Tak, to brzmiało dobrze.
Spojrzenie Strażnika, jak zwykle było dla niego nieodczytywalne, no, chyba że gniewie, więc przez chwilę patrzył na niego, po czym zrozumiał.
– T-tak, bardzo ci dziękuję mistrzu za tę naukę, wiem już w sumie no, wszystko. Więc, chyba… – Zerknął w stronę wejścia do jaskini, będącej czymś więcej, niż zwykłą formacją skalną. Fascynowało go to w sumie, i skoro już temat wcześniejszy został omówiony, to, tak no. – Jak to w sumie duże jest, że zdołali namalować całe dzieje. – Pomyślał na głos, wyobrażając sobie jaskinię głęboką na wysokość góry, gdzie godzinami trzeba byłoby siedzieć, by obejrzeć i zrozumieć choćby połowę.
– Ooo, dobra, rozumiem. –
Czy było coś takiego, obiekt który ich łączył?
Makron nie przypominał sobie czegoś takiego.
Chyba nigdy nie podarował mu niczego, co ten miałby trzymać blisko serca.
Więc, trzeba zbierać pupsko i szukać jakieś kamienie szlachetne. Najlepiej dużo, całą jaskinię ich! Tak, by mogli się w niej wykąpać w wspólnym bogactwie!
Tak, to brzmiało dobrze.
Spojrzenie Strażnika, jak zwykle było dla niego nieodczytywalne, no, chyba że gniewie, więc przez chwilę patrzył na niego, po czym zrozumiał.
– T-tak, bardzo ci dziękuję mistrzu za tę naukę, wiem już w sumie no, wszystko. Więc, chyba… – Zerknął w stronę wejścia do jaskini, będącej czymś więcej, niż zwykłą formacją skalną. Fascynowało go to w sumie, i skoro już temat wcześniejszy został omówiony, to, tak no. – Jak to w sumie duże jest, że zdołali namalować całe dzieje. – Pomyślał na głos, wyobrażając sobie jaskinię głęboką na wysokość góry, gdzie godzinami trzeba byłoby siedzieć, by obejrzeć i zrozumieć choćby połowę.
- 25 sie 2021, 17:18
- Forum: Wyspa na Jeziorze
- Temat: Wyspa na Jeziorze
- Odpowiedzi: 373
- Odsłony: 25663
Oooo, dobra, to jest to. To co będzie chciał i musiał zrobić.
Jedynie, trochę zastanawiająca kwestia dla Makrona, jak do tego ma podejście? Znaczy, no, wiele ich łączyło i w ogóle, więc chyba na pewno on musiałby się zgodzić i chcieć to samo.
Ale, no, czy na pewno?
Nie bez powodu poszedł koniec końców inną ścieżką rang…
Pewnie jednak jest to tylko pierdułka, którą adept nie powinien się martwić. Jedynie, kurde, to będzie wymagać MYŚLENIA i PLANOWANIA. Przemowa rzecz jasna.
Już powoli coś we łbie zaczynało mu się budować, i wizja, jak przemawia pod koniec ceremonii, oh, a może na początku, tak, by każdy to zobaczył i był uważny? Do tego tylko będzie trzeba wpierw poinformować przywódcę, ale nie będzie to duży problem, Lepka na pewno się zgodzi!
Więc.
Wszystko wydawało się zrozumiałe.
Oprócz ostatniej rzeczy.
Fizycznym symbolem?
– Że pojedynkiem? A jak przegram to coś złego się stanie? – Znaczy, mowa o Makronie, oczywiście że by nie przegrał!
Z normalnym przeciwnikiem, ale z tym brązowym smokiem? Będzie ciężko.
Jedynie, trochę zastanawiająca kwestia dla Makrona, jak do tego ma podejście? Znaczy, no, wiele ich łączyło i w ogóle, więc chyba na pewno on musiałby się zgodzić i chcieć to samo.
Ale, no, czy na pewno?
Nie bez powodu poszedł koniec końców inną ścieżką rang…
Pewnie jednak jest to tylko pierdułka, którą adept nie powinien się martwić. Jedynie, kurde, to będzie wymagać MYŚLENIA i PLANOWANIA. Przemowa rzecz jasna.
Już powoli coś we łbie zaczynało mu się budować, i wizja, jak przemawia pod koniec ceremonii, oh, a może na początku, tak, by każdy to zobaczył i był uważny? Do tego tylko będzie trzeba wpierw poinformować przywódcę, ale nie będzie to duży problem, Lepka na pewno się zgodzi!
Więc.
Wszystko wydawało się zrozumiałe.
Oprócz ostatniej rzeczy.
Fizycznym symbolem?
– Że pojedynkiem? A jak przegram to coś złego się stanie? – Znaczy, mowa o Makronie, oczywiście że by nie przegrał!
Z normalnym przeciwnikiem, ale z tym brązowym smokiem? Będzie ciężko.
- 25 sie 2021, 17:17
- Forum: Wyspa na Jeziorze
- Temat: Wyspa na Jeziorze
- Odpowiedzi: 373
- Odsłony: 25663
Coś co ich łączy, tak? Cóż, oboje są samcami, oboje szkolili się, w pewnym momencie przynajmniej, na wojowników. Oboje byli przyszłością stada i najpewniej jego najważniejszymi członkami. Co jeszcze, hmmm. Mają taką samą ilość rogów, jako purchlaki wspólnie się bawili, i byli za młoda okrąglutcy. Oboje byli również bardzo przystojni, więc można chyba powiedzieć, że jest sporo cech ich łączących!
Więc to mamy z głowy.
A spotykali się naprawdę wieeele razy jako bachory, i no, po ostatnim, dorosłym spotkaniu w jaskini Makrona to chyba, no, no powinno to wystarczyć. Spotkanie to polegało na, jak to strażnik ujął? Zaspokojeniu potrzeb cielesnych, ale już wcześniej ustalił, że łączy ich więcej niż to, więc samo to zbliżenie przemawia na ich korzyść, prawda?
Więc!
Idealnie!
Tylko no, trochę szkoda, że Strażnik nie widział czegoś podobnego. Bo no, skoro nie zauważył tego na wolnych ziemiach, to żaden pełny powagi, odświętny nie mógł istnieć. Czemu w sumie Makronowi na tym zależało? Ah, bo no brzmiało to ciekawiej, dobitniej.
Bo to chyba nie jest to samo, co przysięga? To dwie rzeczy? Tak, na pewno to dwie różne rzeczy.
Ale ale, też mu się to podobało. Znaczy, przysięganie przy wszystkich. Jak ktoś by mógł wtedy mu odmówić?
Postawił lekko irokez z ekscytacji, gdy Strażnik wspomniał o swojej przysiędze, wciąż jednak kontrolował się by zachować dość neutralny wyraz pyska.
– A jak ona wyglądało? Przysięga, w sensie.
Więc to mamy z głowy.
A spotykali się naprawdę wieeele razy jako bachory, i no, po ostatnim, dorosłym spotkaniu w jaskini Makrona to chyba, no, no powinno to wystarczyć. Spotkanie to polegało na, jak to strażnik ujął? Zaspokojeniu potrzeb cielesnych, ale już wcześniej ustalił, że łączy ich więcej niż to, więc samo to zbliżenie przemawia na ich korzyść, prawda?
Więc!
Idealnie!
Tylko no, trochę szkoda, że Strażnik nie widział czegoś podobnego. Bo no, skoro nie zauważył tego na wolnych ziemiach, to żaden pełny powagi, odświętny nie mógł istnieć. Czemu w sumie Makronowi na tym zależało? Ah, bo no brzmiało to ciekawiej, dobitniej.
Bo to chyba nie jest to samo, co przysięga? To dwie rzeczy? Tak, na pewno to dwie różne rzeczy.
Ale ale, też mu się to podobało. Znaczy, przysięganie przy wszystkich. Jak ktoś by mógł wtedy mu odmówić?
Postawił lekko irokez z ekscytacji, gdy Strażnik wspomniał o swojej przysiędze, wciąż jednak kontrolował się by zachować dość neutralny wyraz pyska.
– A jak ona wyglądało? Przysięga, w sensie.
- 25 sie 2021, 17:16
- Forum: Wyspa na Jeziorze
- Temat: Wyspa na Jeziorze
- Odpowiedzi: 373
- Odsłony: 25663
Nie zastanowiła go chwila, którą Strażnik siedział cicho, wpatrując się w niego. Prorok w swej mądrości ciągle mimo wszystko był smokiem, i za pewne układał sobie słowa, którymi najlepiej zdoła przekazać swą wiedzę swojemu uczniowi. Była to w końcu kwestia, no, społeczna? Tak, społeczna, dotycząca zdrowego działania smoków w stadzie. Dziedzina taka, no nie namacalna, teoretyczna, z którą Makron mógł mieć pewien problem, patrząc na ich ostatnią rozmowę, gdzie wiele wyjaśnień ze strony Proroka było dość niezrozumiałe dla przyszłego najlepszego wojownika stad, ale to w porządku. Efektem tamtej rozmowy jest Makron, który chyba rozumiał zasady delikatności, oraz znajomość jego rozumowania dla Strażnika, który na pewno weźmie je pod uwagę i będzie gadać w sposób zrozumiały dla wojownika!
Czekał więc cierpliwie, z jak na siebie spokojnym pyskiem, jedynie odrobinę napiętym z ekscytacji na otrzymanie kolejną mądrość ze strony Proroka, szczególnie na tak ważny temat.
Zmrużenie ślepi Strażnika odczytał jako po prostu swoistą zachętę do odpowiedzi, przyznać jednak musiał, że napawało to go swoistą trwogą. Te zimne ślepia, bogowie, można było się w nich utopić. I nie byłaby to przyjemna śmierć.
– T-tak, o to mi chodzi. – Podobał mu się ten pomysł. Wierność jednej osobie, silniejsze, więc leprze więzi. Brzmiało w sumie baaardzo prosto, jak nic strasznego. W takim razie chyba nie ma o co się martwić. – Czyli no, zainteresowany mógłby tak po prostu podejść do innego smoka, i od tak mu to powiedzieć? Nic więcej? I ta druga osoba tak po prostu na to się zgodzi, tak?
Czekał więc cierpliwie, z jak na siebie spokojnym pyskiem, jedynie odrobinę napiętym z ekscytacji na otrzymanie kolejną mądrość ze strony Proroka, szczególnie na tak ważny temat.
Zmrużenie ślepi Strażnika odczytał jako po prostu swoistą zachętę do odpowiedzi, przyznać jednak musiał, że napawało to go swoistą trwogą. Te zimne ślepia, bogowie, można było się w nich utopić. I nie byłaby to przyjemna śmierć.
– T-tak, o to mi chodzi. – Podobał mu się ten pomysł. Wierność jednej osobie, silniejsze, więc leprze więzi. Brzmiało w sumie baaardzo prosto, jak nic strasznego. W takim razie chyba nie ma o co się martwić. – Czyli no, zainteresowany mógłby tak po prostu podejść do innego smoka, i od tak mu to powiedzieć? Nic więcej? I ta druga osoba tak po prostu na to się zgodzi, tak?
- 18 lip 2021, 17:21
- Forum: Wyspa na Jeziorze
- Temat: Wyspa na Jeziorze
- Odpowiedzi: 373
- Odsłony: 25663
(tylko przeklejanie)
Oh, czy czegoś w sumie oprócz walki mu ostatnio nie mówił?
Znaczy, nie to niszczeniu roślin i zachowaniu w stosunku innych smoków jak i ich ról, nie. Coś jeszcze potem było, tylko co?
Zerknął na pysk starszego smoka.
Ooooh, racja, powaga na pysku, tak.
Spokojna morda spokojna dusza.
Makron więc spróbował się opamiętać, w czym pomogła mu pierwsza odpowiedzi nauczyciela, po której wyszczerz z pyska adepta zszedł do neutralnej, w jego wyobrażeniu, miny.
Cóż, dobrze, nie jaskinia proroka, ale bliskie mu miejsce. Więc automatycznie musiało stać się bliskim miejscem jego ucznia, heh!
Lekko rozszerzył powieki, spoglądając w stronę wejścia. Dzieje stad i jego legendy? To było coś naprawdę superanckie, w sensie, tyle rzeczy w jednym miejscu? I ON O TYM NIE WIEDZIAŁ? Strasznie i nie do pomyślenia, on po prostu MUSI je wszystkie przeczytać. Jedynie, dziwne, że takie coś nie znajdowało się w Ziemi, byłoby przecież bezpieczne.
No, i wtedy zajmowaliby się tym piastunowie z Ziemi, którzy…
…
Oh.
Pyza, to nie nie ważne, dobrze, że zajmują się tym smoki Ognia, oby tylko niczego nie przekręciły. Może dobrze byłoby zobaczyć, czy wszystko jest tam w porządku..?
Opamiętał się, wracając spojrzeniem do mistrza. Tak, to może chwilę poczekać. Chociaż pytanie o pary było mniej dla niego teraz interesujące, niż cały ten kompleks, to w końcu był to powód, dla którego tu przyszedł, prawda?
Oh, no, więc precyzyjnie? Dobra, jakby to powiedzieć, tak no, normalnie?
– Emm, tak, więc. Ostatnio bardzo no, widzę, zauważyłem, że smoki dobierają się w jakieś pary i takie rzeczy, i zastanawia mnie, po co i dlaczego, oraz jak coś takiego się innemu smokowi proponuje. Jakieś rytuały, by być w takich parach? – Starał się naprawdę zachować poważną mimikę i głos, ale nerwowość w paru momentach wykrzywiło pierwsze i drugie.
Oh, czy czegoś w sumie oprócz walki mu ostatnio nie mówił?
Znaczy, nie to niszczeniu roślin i zachowaniu w stosunku innych smoków jak i ich ról, nie. Coś jeszcze potem było, tylko co?
Zerknął na pysk starszego smoka.
Ooooh, racja, powaga na pysku, tak.
Spokojna morda spokojna dusza.
Makron więc spróbował się opamiętać, w czym pomogła mu pierwsza odpowiedzi nauczyciela, po której wyszczerz z pyska adepta zszedł do neutralnej, w jego wyobrażeniu, miny.
Cóż, dobrze, nie jaskinia proroka, ale bliskie mu miejsce. Więc automatycznie musiało stać się bliskim miejscem jego ucznia, heh!
Lekko rozszerzył powieki, spoglądając w stronę wejścia. Dzieje stad i jego legendy? To było coś naprawdę superanckie, w sensie, tyle rzeczy w jednym miejscu? I ON O TYM NIE WIEDZIAŁ? Strasznie i nie do pomyślenia, on po prostu MUSI je wszystkie przeczytać. Jedynie, dziwne, że takie coś nie znajdowało się w Ziemi, byłoby przecież bezpieczne.
No, i wtedy zajmowaliby się tym piastunowie z Ziemi, którzy…
…
Oh.
Pyza, to nie nie ważne, dobrze, że zajmują się tym smoki Ognia, oby tylko niczego nie przekręciły. Może dobrze byłoby zobaczyć, czy wszystko jest tam w porządku..?
Opamiętał się, wracając spojrzeniem do mistrza. Tak, to może chwilę poczekać. Chociaż pytanie o pary było mniej dla niego teraz interesujące, niż cały ten kompleks, to w końcu był to powód, dla którego tu przyszedł, prawda?
Oh, no, więc precyzyjnie? Dobra, jakby to powiedzieć, tak no, normalnie?
– Emm, tak, więc. Ostatnio bardzo no, widzę, zauważyłem, że smoki dobierają się w jakieś pary i takie rzeczy, i zastanawia mnie, po co i dlaczego, oraz jak coś takiego się innemu smokowi proponuje. Jakieś rytuały, by być w takich parach? – Starał się naprawdę zachować poważną mimikę i głos, ale nerwowość w paru momentach wykrzywiło pierwsze i drugie.
- 23 cze 2021, 22:43
- Forum: Ogólne
- Temat: Powiadomienia
- Odpowiedzi: 6987
- Odsłony: 362984
- 03 maja 2021, 21:00
- Forum: Ogólne
- Temat: Powiadomienia
- Odpowiedzi: 6987
- Odsłony: 362984
- 31 mar 2021, 0:24
- Forum: Ogólne
- Temat: Powiadomienia
- Odpowiedzi: 6987
- Odsłony: 362984
- 11 sty 2021, 0:24
- Forum: Wyspa na Jeziorze
- Temat: Wyspa na Jeziorze
- Odpowiedzi: 373
- Odsłony: 25663
Na bez emocjonalne pytanie Strażnika odpowiedział wielce podekscytowany, radosny głos ucznia.
– Oh, tak! – Ugh, racja, zapomniał się. Spróbował powstrzymać swój uśmiech, który bardziej przypominał teraz zdenerwowany grymas, gdy napiął mięśnie pyska, powstrzymując go od rozpromienienia się. Skłonił się lekko, wypuszczając powietrze, uspokajając się. Jejku, bycie poważnym było takie trudne. Postawa proroka zawsze mu imponowała, ale po ostatnim przekonaniu się o jego umiejętnościach na własnej skórze, to no.
Woah
– Przepraszam, że tak od razu po ostatniej lekcji, ale po prostu miałem parę pytań o… rytuałach smoków, tak to dobre określenie, nie? – Powiedział sam do siebie, na chwilę spuszczając łeb, po czym ponownie go unosząc w stronę Strażnika, przybliżając się do niego o krok. – I uznałem, że ty musisz wiedzieć najwięcej mistrzu, jako prorok i te rzeczy. – Odwrócił lekko wzrok, patrząc za Strażnika, w stronę wejścia do miejsca, w które Makron jeszcze chwilę temu próbował wejść. – To jest twoja jaskinia? – Pytanie raczej retoryczne, bo już raczej domyślił się, że tak, ale no, wymknęło się.
– Oh, tak! – Ugh, racja, zapomniał się. Spróbował powstrzymać swój uśmiech, który bardziej przypominał teraz zdenerwowany grymas, gdy napiął mięśnie pyska, powstrzymując go od rozpromienienia się. Skłonił się lekko, wypuszczając powietrze, uspokajając się. Jejku, bycie poważnym było takie trudne. Postawa proroka zawsze mu imponowała, ale po ostatnim przekonaniu się o jego umiejętnościach na własnej skórze, to no.
Woah
– Przepraszam, że tak od razu po ostatniej lekcji, ale po prostu miałem parę pytań o… rytuałach smoków, tak to dobre określenie, nie? – Powiedział sam do siebie, na chwilę spuszczając łeb, po czym ponownie go unosząc w stronę Strażnika, przybliżając się do niego o krok. – I uznałem, że ty musisz wiedzieć najwięcej mistrzu, jako prorok i te rzeczy. – Odwrócił lekko wzrok, patrząc za Strażnika, w stronę wejścia do miejsca, w które Makron jeszcze chwilę temu próbował wejść. – To jest twoja jaskinia? – Pytanie raczej retoryczne, bo już raczej domyślił się, że tak, ale no, wymknęło się.
- 25 gru 2020, 1:56
- Forum: Ogólne
- Temat: Powiadomienia
- Odpowiedzi: 6987
- Odsłony: 362984
(mam nadzieję że nie mylę miejsca do tego)
4/4 owoców (mandarynki) z konkursu poproszę!
4/4 owoców (mandarynki) z konkursu poproszę!
- 01 gru 2020, 18:46
- Forum: Wyspa na Jeziorze
- Temat: Wyspa na Jeziorze
- Odpowiedzi: 373
- Odsłony: 25663
Miało to miejsce wiele księżyców temu.
Kiedy Makron jeszcze nie znał swoich uczuć i nie miał pojęcia, że lekcja tutaj nauczona będzie jego najważniejszą.
Tuż po świcie Makron zjawił się nad małą plażą wyspy Proroka, niedługo po ostatniej nauce, którą otrzymał od Mistrza. Ciągle bolały go kości i rumienił się na samo wspomnienie. Udowodnione mu zostało, że no trochę w umiejętnościach mu brakuje.
Ale nie długo.
Dzisiejszego dnia to jednak nie w sprawie sparingu chciał spotkać się z prorokiem, a bardziej pragnął dowiedzieć się o paru innych. A mianowicie, ostatnio widział dużo smoków, co ten tego, są w parach. Wiele z nich były już w nich wcześniej, niektórzy nagle byli sami, ale no wiele razy się powtarzało, że smok z innym smokiem był.
No i wiadomo, to musiała być, no, taka bardzo dobra przyjaźń.
Zastanawiał się, czy wymagało to czegoś specjalnego czy nie.
W sensie nie, że specjalnie cechy czy znajomości, bo je się ma i on jest taki fajny, że na pewno powinien je mieć.
Bardziej, czy powinien o taką relację prosić w konkretny sposób.
Oczywiście nie potrzebował jej i nie miał zamiaru wcale nikogo pytać, a już na pewnie nie tego cieloka.
Ale, no, dobrze byłoby wiedzieć, tak na przyszłość.
BO MOŻE KTO WIE.
A i tak, fajnie by było może, nie wiem, mieć taką relację z mistrzem, o!
Na pewno wtedy wiele by się od niego nauczył, bo wiele czasu by spędzali.
Mimo to Agat wiedział, że to trochę upierdliwie i nie na miejscu byłoby pytać o takie płytkie rzeczy, więc przy okazji przychodził z innym kłopotem.
Ale o nim później.
Makron zaczął zbliżać się, przechodząc pomiędzy kamieniami i krzakami, staranie uważając, by nie przygnieść żadnej rośliny.
Oprócz trawy.
Po trawie chyba mogli chodzić, prawda?
Szedł w stronę centrum wyspy, spodziewając się, że może tam spotka mistrza, przyglądając się dziwnej stercie kamieni, znajdującej się w jej sercu.
Nie lubił gór, ale to było za małe, by móc się tak określić. Bardziej dziwny, nagle stromy pagórek z czystego kamienia? Czyżby... to była jaskinia proroka? Wyglądała jak coś takiego. Tylko Prorok mógłby żyć w czymś tak charakterystycznym.
Kolejny dowód na jego epickość.
Zaczął więc powoli iść w stronę dziwnej, wielkiej sterty kamieni, szukając gdzieś wejścia do jej wnętrza.
Kiedy Makron jeszcze nie znał swoich uczuć i nie miał pojęcia, że lekcja tutaj nauczona będzie jego najważniejszą.
Tuż po świcie Makron zjawił się nad małą plażą wyspy Proroka, niedługo po ostatniej nauce, którą otrzymał od Mistrza. Ciągle bolały go kości i rumienił się na samo wspomnienie. Udowodnione mu zostało, że no trochę w umiejętnościach mu brakuje.
Ale nie długo.
Dzisiejszego dnia to jednak nie w sprawie sparingu chciał spotkać się z prorokiem, a bardziej pragnął dowiedzieć się o paru innych. A mianowicie, ostatnio widział dużo smoków, co ten tego, są w parach. Wiele z nich były już w nich wcześniej, niektórzy nagle byli sami, ale no wiele razy się powtarzało, że smok z innym smokiem był.
No i wiadomo, to musiała być, no, taka bardzo dobra przyjaźń.
Zastanawiał się, czy wymagało to czegoś specjalnego czy nie.
W sensie nie, że specjalnie cechy czy znajomości, bo je się ma i on jest taki fajny, że na pewno powinien je mieć.
Bardziej, czy powinien o taką relację prosić w konkretny sposób.
Oczywiście nie potrzebował jej i nie miał zamiaru wcale nikogo pytać, a już na pewnie nie tego cieloka.
Ale, no, dobrze byłoby wiedzieć, tak na przyszłość.
BO MOŻE KTO WIE.
A i tak, fajnie by było może, nie wiem, mieć taką relację z mistrzem, o!
Na pewno wtedy wiele by się od niego nauczył, bo wiele czasu by spędzali.
Mimo to Agat wiedział, że to trochę upierdliwie i nie na miejscu byłoby pytać o takie płytkie rzeczy, więc przy okazji przychodził z innym kłopotem.
Ale o nim później.
Makron zaczął zbliżać się, przechodząc pomiędzy kamieniami i krzakami, staranie uważając, by nie przygnieść żadnej rośliny.
Oprócz trawy.
Po trawie chyba mogli chodzić, prawda?
Szedł w stronę centrum wyspy, spodziewając się, że może tam spotka mistrza, przyglądając się dziwnej stercie kamieni, znajdującej się w jej sercu.
Nie lubił gór, ale to było za małe, by móc się tak określić. Bardziej dziwny, nagle stromy pagórek z czystego kamienia? Czyżby... to była jaskinia proroka? Wyglądała jak coś takiego. Tylko Prorok mógłby żyć w czymś tak charakterystycznym.
Kolejny dowód na jego epickość.
Zaczął więc powoli iść w stronę dziwnej, wielkiej sterty kamieni, szukając gdzieś wejścia do jej wnętrza.
- 01 gru 2020, 17:37
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Bagno
- Odpowiedzi: 496
- Odsłony: 75357
Makron tego dnia znajdował się w Stonce.
Miał zaraz wychodzić, więc odstawiał właśnie miskę z mięsem, które wcześniej ugotował oddechem.
Podciągnął futro, delikatnie przygrywając nim Antoniusha.
Zbliżała się zima, więc małe potrzebowały trochę ochrony, gdy spały.
Szczególnie takie śpiochy jak ten tutaj.
Delikatnie pogłaskał śpiącego syna, po czym zaczął kierować się do wyjścia.
Stanął jednak, czując drganie maddary w powietrzu.
Wiadomość od Mirri.
Oh, czy.
Czy to pierwsza wiadomość mentalna od jego córki?
Bogowie, jak szybko ona się uczy.
Sięgnął do swojego źródła i splótł maddarę w formę odpowiedzi.
``Już lecę``.
Były to tylko dwa słowa, ale uczucie dumy, które pałał do córki, wyraźnie je zabarwiło, więc Mirri nie będzie miała problemu z odczytaniem go.
Co najwyżej może być niepewna, co było powodem tej dumy.
Makron jednak nie precyzował, a jedynie opuścił jaskinię i poleciał, we wskazane miejsce. Nie miał pojęcia, co go miało tam czekać, ale nie wyczuwał w wiadomości córki strachu, jedyni ekscytację. Ciekawe więc, co to takiego miało być.
~~*~~
Przeleciał nad Dziką Puszczą, kierując się w stronę Bagna. Już z powietrza dało się wyczuć smród gnijących roślin.
Co takiego mogło być godnego uwagi w takim miejscu? Czyżby znalazła jakieś truchło, i to ją rozbawiło?
Cóż, może będzie wtedy to jakaś sugestia jej przyszłej kariery. Jako kleryk, czy łowca.
Basiorowi na pewno przydałaby się chwila odpoczynku.
Gdy jednak zaczął przybliżać się do celu, Makron zaczął słyszeć... dzięki. Dziwne trąbienia i niezrozumiałe klekotanie, czy coś w tym stylu. Przyśpieszył więc lot, martwiąc się, czy może ciekawość Mirri nie zaprowadziła ją do czegoś niebezpiecznego.
Bogowie, gdyby to była prawda.
Wylądował, i podbiegł w stronę córki, stojącej przez nieokreślonym, obcym, górującym kształtem.
– Już jestem Mirri, czy wszystko w porząd....
Zaprzestał, unosząc powieki. Temat muzyczny
Nie był w stanie opisać szaleństwa, które rozgrywało się przed jego ślepiami
Gdyby nie krzta samokontroli, to rozważyłby wyrwanie ich.
Jakby sen szaleńca przerwał całun nocy, i rozlał się po rzeczywistości, korumpując ją do swej obcej, plugawej wizji.
Czy.
Czy to miał być on?
Czy te latające pomioty nie nosiły pysków Basiora?
Nie wiedział jakie grzechy popełnił, że bogowie uznali za stosowne karać go, a tym bardziej, jego niewinną córkę, takimi obrazami.
Tarramskie pieśni rozlegały się po tym zakątku piekła.
A przygrywał im śmiech szaleńca, będący autorem tej kakofonii zmysłów.
Makron odwrócił wzrok od apogeum otchłani, w stronę skąd owy śmiech chwile temu się wydobywał.
Popatrzył na Echo, to na swoją córkę, to na echo, i znowu na nią.
– Nie. – Podszedł do córki.
– Nie. – Wciął Mirri pod pachę, po czym jednym ruchem zarzucił ją na plecy (upewniając się, że Pan Marcel trafi tam razem z nią,
– Nie. – Mocniej, surowiej tym razem, wskazując palcem na Echo, by wiedział, że teraz do niego mówi.
Po czym odwrócił się i odleciał razem z córką, umawiając się sam ze sobą, że nigdy nie będzie wspominać o tym, co miało tu miejsce.[/color]
Miał zaraz wychodzić, więc odstawiał właśnie miskę z mięsem, które wcześniej ugotował oddechem.
Podciągnął futro, delikatnie przygrywając nim Antoniusha.
Zbliżała się zima, więc małe potrzebowały trochę ochrony, gdy spały.
Szczególnie takie śpiochy jak ten tutaj.
Delikatnie pogłaskał śpiącego syna, po czym zaczął kierować się do wyjścia.
Stanął jednak, czując drganie maddary w powietrzu.
Wiadomość od Mirri.
Oh, czy.
Czy to pierwsza wiadomość mentalna od jego córki?
Bogowie, jak szybko ona się uczy.
Sięgnął do swojego źródła i splótł maddarę w formę odpowiedzi.
``Już lecę``.
Były to tylko dwa słowa, ale uczucie dumy, które pałał do córki, wyraźnie je zabarwiło, więc Mirri nie będzie miała problemu z odczytaniem go.
Co najwyżej może być niepewna, co było powodem tej dumy.
Makron jednak nie precyzował, a jedynie opuścił jaskinię i poleciał, we wskazane miejsce. Nie miał pojęcia, co go miało tam czekać, ale nie wyczuwał w wiadomości córki strachu, jedyni ekscytację. Ciekawe więc, co to takiego miało być.
~~*~~
Przeleciał nad Dziką Puszczą, kierując się w stronę Bagna. Już z powietrza dało się wyczuć smród gnijących roślin.
Co takiego mogło być godnego uwagi w takim miejscu? Czyżby znalazła jakieś truchło, i to ją rozbawiło?
Cóż, może będzie wtedy to jakaś sugestia jej przyszłej kariery. Jako kleryk, czy łowca.
Basiorowi na pewno przydałaby się chwila odpoczynku.
Gdy jednak zaczął przybliżać się do celu, Makron zaczął słyszeć... dzięki. Dziwne trąbienia i niezrozumiałe klekotanie, czy coś w tym stylu. Przyśpieszył więc lot, martwiąc się, czy może ciekawość Mirri nie zaprowadziła ją do czegoś niebezpiecznego.
Bogowie, gdyby to była prawda.
Wylądował, i podbiegł w stronę córki, stojącej przez nieokreślonym, obcym, górującym kształtem.
– Już jestem Mirri, czy wszystko w porząd....
Zaprzestał, unosząc powieki. Temat muzyczny
Nie był w stanie opisać szaleństwa, które rozgrywało się przed jego ślepiami
Gdyby nie krzta samokontroli, to rozważyłby wyrwanie ich.
Jakby sen szaleńca przerwał całun nocy, i rozlał się po rzeczywistości, korumpując ją do swej obcej, plugawej wizji.
Czy.
Czy to miał być on?
Czy te latające pomioty nie nosiły pysków Basiora?
Nie wiedział jakie grzechy popełnił, że bogowie uznali za stosowne karać go, a tym bardziej, jego niewinną córkę, takimi obrazami.
Tarramskie pieśni rozlegały się po tym zakątku piekła.
A przygrywał im śmiech szaleńca, będący autorem tej kakofonii zmysłów.
Makron odwrócił wzrok od apogeum otchłani, w stronę skąd owy śmiech chwile temu się wydobywał.
Popatrzył na Echo, to na swoją córkę, to na echo, i znowu na nią.
– Nie. – Podszedł do córki.
– Nie. – Wciął Mirri pod pachę, po czym jednym ruchem zarzucił ją na plecy (upewniając się, że Pan Marcel trafi tam razem z nią,
– Nie. – Mocniej, surowiej tym razem, wskazując palcem na Echo, by wiedział, że teraz do niego mówi.
Po czym odwrócił się i odleciał razem z córką, umawiając się sam ze sobą, że nigdy nie będzie wspominać o tym, co miało tu miejsce.[/color]
- 30 lis 2020, 20:25
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Wysepka
- Odpowiedzi: 743
- Odsłony: 106401
– Gwieździsty. – Przywitał się z bratem, na chwilę odchodząc od ojca myślami. Jego brat był jeszcze młodszy, więc czy miał w ogóle jakikolwiek kontakt z ojcem? Sam Agat widział Beriego tylko jako małe pisklę, i prawie nic z tego okresu nie pamiętał. Ale, chyba było to przynajmniej coś. Bogowie, to musiało być dla brata o wiele bardziej dyskomfortowe, niż dla Makrona. To tak, jakby losowy smok, takiego nie znasz, nagle próbował wypłakiwać ci się pod skrzydłem.
Albo, kto wie, może tak naprawdę mieli jakąś relację, i tylko Makron z całej rodzinki był w tyle?
Skupił się na ojcu, gdy ten znowu zaczął gadać.
Skrzywił lekko pysk, słysząc wspomnienie o nieobecnym ojcu Beriego.
Jabłko nie daleko spada od jabłoni.
Makron mógł żywić tylko nadzieję, że sam nie okaże się podobny.
Reszta wypowiedzi była natomiast stekiem bzdur.
Jeżeli chciał widzieć, jak dorastają, to mógł zostać. Najwidoczniej szlajanie się po stadach było dla niego większym urokiem.
Agat zmarszczył mięśnie brwiowe, dopiero teraz skupiając się na zapachu. Beri... z jednej strony czuć było jakby pozostałości po Ogniu, ziemistej woni nie było praktycznie, a dominował jedynie taki nijaki zapach, wyczuwalny na wspólnym terenie.
Gdzie on się w ogóle podziewał?
I kim jest, czy tam był Lumi? To imię z nikim mu się nie kojarzyło.
Jakieś inne dziecko, które zostawił i zdechło?
Czy może kolejna manipulacja.
Złapał spojrzenie siostry. Cóż, była najstarsza, więc jego brak chyba powinien poruszyć ją najbardziej. Utrata z życia kogoś, kogo znasz, ten tego, jest chyba raniąca.
Makron nie znał się na takich rzeczach. Miał tylko nadzieję, że to spotkanie nie przynosi Zirce tylko kolejnych ran.
Wyłapał jej, jakby chyba pytające spojrzenie.
Oh, że teraz oni, dobra tak.
– Wiesz, no, trochę się przeceniasz. – Zaczął, starając się nie brzmieć specjalnie agresywnie. Znaczy, nie był to gniew gniew, czuł bardziej... frustrację z sytuacji, w której się znaleźć? W pełni kierowaną w stronę smoka, który do niej doprowadził. – Twoja nieobecność nie miała większego znaczenia. Matka wychowała nas dostatecznie dobrze. Czemu więc robisz z siebie takiego kozła ofiarnego? By wzbudzić w nas współczucie? – Prychnął. – Nie licz na nie. Ani nawet na nienawiść.
Bardziej niż fakt, że go przy nich nie było, że zostawił matkę czy to, że dopiero teraz, gdy sami mają własne rodziny, próbuje się spotkać, frustrujący był fakt, jak bardzo się nad sobą użalał.
Jaki to jest słaby i beznadziejny.
Tak psia mać, jesteś.
Więc po co drążysz i do tego wracasz, stawiając nas w sytuacji, gdzie nie mamy pojęcia, jak się zachować?
Przeniósł ciężar z łapy na łapę, w końcu pokazując swój dyskomfort, malujący się na pysku.
– Czego chcesz? Teraz bawić się w ojca? Oko, my jesteśmy już w połowie życia, z własnymi dziećmi i obowiązkami. Na rodzinne pojednanie trochę za późno. – Skrzywił się, nie wiedząc, czego starszy smok od nich oczekuje. – Wiem że płynie we mnie twoja krew, ale nigdy nie byłeś mi ojcem. Łatwiej, niż to rozgrzebywać, to chyba, no, byłoby zacząć od nowa.
Albo, kto wie, może tak naprawdę mieli jakąś relację, i tylko Makron z całej rodzinki był w tyle?
Skupił się na ojcu, gdy ten znowu zaczął gadać.
Skrzywił lekko pysk, słysząc wspomnienie o nieobecnym ojcu Beriego.
Jabłko nie daleko spada od jabłoni.
Makron mógł żywić tylko nadzieję, że sam nie okaże się podobny.
Reszta wypowiedzi była natomiast stekiem bzdur.
Jeżeli chciał widzieć, jak dorastają, to mógł zostać. Najwidoczniej szlajanie się po stadach było dla niego większym urokiem.
Agat zmarszczył mięśnie brwiowe, dopiero teraz skupiając się na zapachu. Beri... z jednej strony czuć było jakby pozostałości po Ogniu, ziemistej woni nie było praktycznie, a dominował jedynie taki nijaki zapach, wyczuwalny na wspólnym terenie.
Gdzie on się w ogóle podziewał?
I kim jest, czy tam był Lumi? To imię z nikim mu się nie kojarzyło.
Jakieś inne dziecko, które zostawił i zdechło?
Czy może kolejna manipulacja.
Złapał spojrzenie siostry. Cóż, była najstarsza, więc jego brak chyba powinien poruszyć ją najbardziej. Utrata z życia kogoś, kogo znasz, ten tego, jest chyba raniąca.
Makron nie znał się na takich rzeczach. Miał tylko nadzieję, że to spotkanie nie przynosi Zirce tylko kolejnych ran.
Wyłapał jej, jakby chyba pytające spojrzenie.
Oh, że teraz oni, dobra tak.
– Wiesz, no, trochę się przeceniasz. – Zaczął, starając się nie brzmieć specjalnie agresywnie. Znaczy, nie był to gniew gniew, czuł bardziej... frustrację z sytuacji, w której się znaleźć? W pełni kierowaną w stronę smoka, który do niej doprowadził. – Twoja nieobecność nie miała większego znaczenia. Matka wychowała nas dostatecznie dobrze. Czemu więc robisz z siebie takiego kozła ofiarnego? By wzbudzić w nas współczucie? – Prychnął. – Nie licz na nie. Ani nawet na nienawiść.
Bardziej niż fakt, że go przy nich nie było, że zostawił matkę czy to, że dopiero teraz, gdy sami mają własne rodziny, próbuje się spotkać, frustrujący był fakt, jak bardzo się nad sobą użalał.
Jaki to jest słaby i beznadziejny.
Tak psia mać, jesteś.
Więc po co drążysz i do tego wracasz, stawiając nas w sytuacji, gdzie nie mamy pojęcia, jak się zachować?
Przeniósł ciężar z łapy na łapę, w końcu pokazując swój dyskomfort, malujący się na pysku.
– Czego chcesz? Teraz bawić się w ojca? Oko, my jesteśmy już w połowie życia, z własnymi dziećmi i obowiązkami. Na rodzinne pojednanie trochę za późno. – Skrzywił się, nie wiedząc, czego starszy smok od nich oczekuje. – Wiem że płynie we mnie twoja krew, ale nigdy nie byłeś mi ojcem. Łatwiej, niż to rozgrzebywać, to chyba, no, byłoby zacząć od nowa.
- 27 lis 2020, 22:29
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Wysepka
- Odpowiedzi: 743
- Odsłony: 106401
Cóż, środek dnia, nie było potrzeby odprawiania patrolu, walka też żadna się nie gotowała, więc co innego mógł robić Agatowy Kolec, jak nie siedzieć na ubitej ziemi w pobliżu Mchowych Skał, i nie ćwiczyć swoją siłę?
Stał właśnie na trzech łapach, a czwartą unosił łatwy to chwycenia kamień, to w górę to w dół.
Nie miał co liczyć na podobne bicki co Basior, ale dobrze było napracować się nad własną siłą, nawet jeśli zamkniętą w drobnym gabarycie.
Jak już przy gabarytach jesteśmy, to kurde no, gdyby Pyza wziął swoje tłuste pupsko i zabrał się za wspólny trening, to kto wie, może byłby lepszym zapaśnikiem niż Basior?
Znaczy, w swym tłuszczu już by mógł podtopić nawet zwierzęta z plagi, gdyby chciał z nimi walczyć, ale brakuje mu hmmm, zdolności poruszania się, by takie wygibasy wyczyniać. Może tak zacząć od prostszych kroków, taka nauka pływania w kałuży? Na pewno wyszczupliłby się chociaż trochę.
Ale dobra, dzisiaj to ma trochę czasu dla siebie, nie czas na układanie treningu dla innych.
Nie mógł jednak kontynuować własnego, ponieważ nagle poczuł jakże dziwne, ale znajome uczucie.
Wiadomość wysłana maddarą.
I głos swojej siostry.
Chwila.
Chwila co?
Odłożył kamienne ciężary na ziemię, dysząc głośno.
Ojciec chce się spotkać?
Ze mną?
… Czy ma to w sumie jakiekolwiek znaczenie? Nigdy specjalnie nie mieli kontaktu, tak więc czemu miałoby mu nagle zależeć na spotkaniu. Miał całe księżyce stworzenie jakiejkolwiek relacji. Czemu więc akurat teraz, kiedy Makron sam był ojcem i rodzinę, która potrzebowała jego uwagi i co więcej, tę uwagę otrzymywali? Nie chodziło o jakąś nienawiść do ojca, czasami po prostu pewne relacje nie wychodzą. Nie mieli też kompletnie o czym rozmawiać, więc to spotkanie jedynie skończyłoby się niekomfortową ciszą. Powinien więc to zignorować i pójść dalej z dniem według własnego rytmu.
Oczywiście tego nie zrobił. Natychmiast przyciągnął do siebie źródło, przyjmujące formę uczucia miłości i akceptacji ze strony jego mężów, po czym posłał maddarę do Zirki, niosąc jej odpowiedź.
~~Już lecę.~~
I poleciał.
Po pewnej chwili, dając siostrze i ojcu czas na kontynuowanie rozmowy, dało się zauważyć sylwetkę Makrona na horyzoncie. W końcu nie wystarczyło pstryknąć, by przemieścić się z centrum stada do ziem wspólnych. Trochę to zajmowało.
Zakrążył kółko w powietrzu, próbując znaleźć miejsce do wylądowania, tak, by nie przywalić komuś z rodziny.
Zarył ciężko, jak zwykle swoją drogą, w ziemię, znacząc swoistą plażę jeziora głębokimi śladami. Był to jednak wystarczająco duży odstęp, by ani Zirka, ani Beri nie oberwali piachem czy wodą, w której makron skończył przednimi łapami.
Cóż, gracji to on nie miał, podobnie jak wstydu, by tym się przejmować.
Odwrócił się więc i podszedł do rodziny.
Chociaż daleko mu byto do radosnego grubaska, którym był za pisklęcych lat, to uśmiech taki jak dawniej rozpromienił jego pysk, gdy podszedł do swojej siostry. Z lekkim dystansem oczywiście, by jego spoufalanie nie wyglądało jak coś nieprofesjonalnego.
W końcu to ona posiadała pełną rangę, a on był jedynie adeptem.
– Pogodna Myśli. – Skinął jej lekko głową. Odwrócił ją potem, lekko poważniejąc.
– Krwawe Oko. – Przywitał ojca, oglądając go od rogów do łap. Jednej nawet brakowało.
Przełknął ślinę, powstrzymując się od wypytywania. Był dorosłym wojownikiem, nie powinien drążyć pytań o stare blizny, które w normalnych okolicznościach po prostu zostałyby zasklepione.
W końcu daleko było do normy w nagłym, niespodziewanym spotkaniu.
Obrzucił więc go pytającym spojrzeniem, pozwalając, by to starszy rangą rozpoczął rozmowę. W swoistej oznace szacunku.
Stał właśnie na trzech łapach, a czwartą unosił łatwy to chwycenia kamień, to w górę to w dół.
Nie miał co liczyć na podobne bicki co Basior, ale dobrze było napracować się nad własną siłą, nawet jeśli zamkniętą w drobnym gabarycie.
Jak już przy gabarytach jesteśmy, to kurde no, gdyby Pyza wziął swoje tłuste pupsko i zabrał się za wspólny trening, to kto wie, może byłby lepszym zapaśnikiem niż Basior?
Znaczy, w swym tłuszczu już by mógł podtopić nawet zwierzęta z plagi, gdyby chciał z nimi walczyć, ale brakuje mu hmmm, zdolności poruszania się, by takie wygibasy wyczyniać. Może tak zacząć od prostszych kroków, taka nauka pływania w kałuży? Na pewno wyszczupliłby się chociaż trochę.
Ale dobra, dzisiaj to ma trochę czasu dla siebie, nie czas na układanie treningu dla innych.
Nie mógł jednak kontynuować własnego, ponieważ nagle poczuł jakże dziwne, ale znajome uczucie.
Wiadomość wysłana maddarą.
I głos swojej siostry.
Chwila.
Chwila co?
Odłożył kamienne ciężary na ziemię, dysząc głośno.
Ojciec chce się spotkać?
Ze mną?
… Czy ma to w sumie jakiekolwiek znaczenie? Nigdy specjalnie nie mieli kontaktu, tak więc czemu miałoby mu nagle zależeć na spotkaniu. Miał całe księżyce stworzenie jakiejkolwiek relacji. Czemu więc akurat teraz, kiedy Makron sam był ojcem i rodzinę, która potrzebowała jego uwagi i co więcej, tę uwagę otrzymywali? Nie chodziło o jakąś nienawiść do ojca, czasami po prostu pewne relacje nie wychodzą. Nie mieli też kompletnie o czym rozmawiać, więc to spotkanie jedynie skończyłoby się niekomfortową ciszą. Powinien więc to zignorować i pójść dalej z dniem według własnego rytmu.
Oczywiście tego nie zrobił. Natychmiast przyciągnął do siebie źródło, przyjmujące formę uczucia miłości i akceptacji ze strony jego mężów, po czym posłał maddarę do Zirki, niosąc jej odpowiedź.
~~Już lecę.~~
I poleciał.
Po pewnej chwili, dając siostrze i ojcu czas na kontynuowanie rozmowy, dało się zauważyć sylwetkę Makrona na horyzoncie. W końcu nie wystarczyło pstryknąć, by przemieścić się z centrum stada do ziem wspólnych. Trochę to zajmowało.
Zakrążył kółko w powietrzu, próbując znaleźć miejsce do wylądowania, tak, by nie przywalić komuś z rodziny.
Zarył ciężko, jak zwykle swoją drogą, w ziemię, znacząc swoistą plażę jeziora głębokimi śladami. Był to jednak wystarczająco duży odstęp, by ani Zirka, ani Beri nie oberwali piachem czy wodą, w której makron skończył przednimi łapami.
Cóż, gracji to on nie miał, podobnie jak wstydu, by tym się przejmować.
Odwrócił się więc i podszedł do rodziny.
Chociaż daleko mu byto do radosnego grubaska, którym był za pisklęcych lat, to uśmiech taki jak dawniej rozpromienił jego pysk, gdy podszedł do swojej siostry. Z lekkim dystansem oczywiście, by jego spoufalanie nie wyglądało jak coś nieprofesjonalnego.
W końcu to ona posiadała pełną rangę, a on był jedynie adeptem.
– Pogodna Myśli. – Skinął jej lekko głową. Odwrócił ją potem, lekko poważniejąc.
– Krwawe Oko. – Przywitał ojca, oglądając go od rogów do łap. Jednej nawet brakowało.
Przełknął ślinę, powstrzymując się od wypytywania. Był dorosłym wojownikiem, nie powinien drążyć pytań o stare blizny, które w normalnych okolicznościach po prostu zostałyby zasklepione.
W końcu daleko było do normy w nagłym, niespodziewanym spotkaniu.
Obrzucił więc go pytającym spojrzeniem, pozwalając, by to starszy rangą rozpoczął rozmowę. W swoistej oznace szacunku.
- 27 cze 2020, 0:20
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Samotny pagórek
- Odpowiedzi: 681
- Odsłony: 94425
Wstał na widok obcego smoka. Gdy dowiedział się kim on jest natychmiast się rozluźnił, kiwając radośnie łbem.
Prędko jednak się opamiętał, przyjmując dojrzalszą pozę. Nie chciał brzmieć upaść przed wujem na jakieś przerośnięte pisklę.
Zawsze miał lekki problem z imionami. Pełne, rangowe miały w sobie pewien wyraz szacunku, na którzy wyżsi w hierarchii stad w pełni zasługiwali. Nawet jeśli pozwalali na zdrobnienia to Makaron, adepta, nie wydawał się w pozycji by ich używać. Ale skoro to rodzina, to nie chciał brzmieć zdystansowany do wuja.
Skłonił się ożywczo, widząc składany przed nim towar.
-Dzięki za dostawę, życie mi normalnie ratujesz. – Haaa, czuć było zapach pieczonego mięsa. Bogowie, nic nie może się równać z gotowanym żarciem. Znaczy, Makaron jak każdy smok nie wybrzydzi surowiznę. Można wręcz powiedzieć, że zeżre wszystko co zmieści się do pyska. Ale nic nie doprowadzi do równie silnego ślinotoku, co woń przyprawionej pieczeni. Dobrze, że inne stada nadganiały Ziemię w temacie gastronomicznym.
Otarł ślinę z pyska, wzruszając przy okazji ramionami na wzmiankę o ojcu. Nie by jakoś na nią spochmurniał.
– Ojciec i jako jakoś nie mamy specjalnego kontaktu. Nie pamiętam w sumie kiedy ostatnio z nim gadałem. – Jeśli w ogóle zamienili jakieś słowa. Trudno w sumie powiedzieć, dlaczego ich relacja wyglądała w taki sposób. Jakby nigdy do niej nie doszło, jakby coś nie pykło. Nie był nawet w stanie określić, czy było mu z tego powodu przykro czy nie. Cóż, jeśli nie czuł żalu do ojca to Hey, może to znak że ciągle jest szansa? – A, i no, Makron, obecnie zwany Agatowym Kolcem. Za niedługo wojownik. – Będzie musiał zastanowić się nad imieniem, by miało jakieś większe znaczenie niż nawiązanie do jego łusek. Nie było teraz na to czasu, skoro jest w towarzystwie wujka, ale może wieczorem się nad tym zastanowi.
Ale teraz czas na główny cel tego spotkania.
Ślinka mu aż pociekła, gdy przyjrzał się smakowite mu mięsu (4/4). Najlepsze byłoby prosto po upieczeniu, ale wciąż musiało być ciepłe. Zauważył drugą porcję, i jakoś tak miłej się zrobiło.
Wziął pierwszy kęs i aż przewrócił oczami z zachwytu.
To mięso było pyszne. No i jedzenie w towarzystwie było o tyle fajniejsze, że brakowało tego „osamotnienia”? Aka czuło się mniej niż pasożyt, kiedy drugi pysk również zaspokajał głód. Jedzenie zawsze rozluźniło wiecznie spiętego Makrona, a wspólne przypominało jakby dzielenie się pasją!
Będzie musiał kiedyś jeszcze tego spróbować.
Może następnym razem spróbuję być tylko trochę mniej łapczywy, bo pełny pysk trochę utrudniał prowadzenie rozmowy, na którą miał ochote. Miał tyle pytań. Jak jest w Wódzie? Jaką największą bestie upolowałeś? O co chodzi z tą maską? Dlaczego, skoro jesteś bratem ojca, nie jesteś w Ziemi? Jacy byli dziadkowie z ich strony. Czy dalej żyją?
Ale jakoś to wszystko wydawało się zbyt wścibskie, jakoś nie na miejscu albo za wcześnie. Cóż, może skoro wspomniał ojca to mogliby o nim porozmawiać.
– W sumie jaki on jest, ojciec znaczy? – On i wujem mieli już swoje lata, ale pewnie utrzymywali dalej jakiś kontakt. Pewnie Mułek musi go dobrze znać, w końcu byli braćmi! Z drugiej strony, skoro jego własny syn nie wie o nim kompletnie nic...
Cóż, miejmy nadzieję że wuj będzie w stanie jakkolwiek przybliżyć mu charakter ojca.
Swoją drogą.
Mułek to pierwszy smok z Wody, którego dane mu było spotkać. Dobra okazja by zaznajomić się z wonią nieznanego stada. Węsząc wyczuł jednak coś, co było niewyczuwalne wcześniej. Odwrócił idealnie wzrok, by ujrzeć postać obcego smoka.
Momentalnie stanął na cztery łapy. Był zbyt zaobserwowany na jedzeniu i towarzystwie. Fakt, że ktoś mógłby od tak do niego podejść nie był czymś przyjemnym. Teraz może ten obcy smok nie był zagrożeniem, ale myślę się, prawdziwy drapieżnik będzie jeszcze trudniejszy do zauważenia.
Cofnął łeb, gdy nieznany smok zaczął natrętnie się przyglądać. Zetknął na wujka z niemym „Znasz typa?”
-Możemy w czymś pomóc?
Gdy fioletowy samiec zaczął mówić, Makaron wyraźnie się uspokoił. Koleś brzmiał jak kulturka, nie jak jakieś zagrożenie. Wrócił sieć do pozycji siedzącej, sięgając łapami po leżące na ziemi mięso.
Starał się skupić na wypowiedzi obcego samca, ale jego uwaga łatwo była przykuwają całkowicie przez posiłek, który powoli znikał w jego pysku. Mimo to utrzymywał kontakt wzrokowy, by Delavir nie poczuł się zignorowany.
Po posiłku nie było specjalnie co sprzątać. Nie ważne, czy w mięsie były kości, nie ważne czy było czymś związane, Makaron zżarł wszystkie.
Błogie zadowolenie malowało się na jego pysku. Zetknął w stronę wujka, kiwając mu głową z uznaniem. Do rozmowy o ojcu wrócą kiedy indziej.
Przypominając sobie, że zostało zadane mu pytanie, więc prędko odwrócił łeb w stronę nowo przybyłego.
– Ten no, trafiłeś. Makaron z tej strony. Teraz Agatowy Kolec. A kim jest Pacyfikacja Pamięcią? – I czego ode mnie chcesz?
Cóż, o to ostatnie nie zapytał bo nie chciał być specjalnie niemiły. Teraz też, w końcu nie rozpraszany przez jedzenie mógł skupić się na drugim smoku. Był w sumie całkiem ładny, jego wzory i skrzydła szczególnie. Zawsze tylko zastanawiamy go grzywy u smoków. Wyglądały one mega dziwnie. Ciekawe w sumie jakie były w dotyku. Pewnie tak szorstkie jak zwierzęce futra.
Powęszył lekko powietrze, z lekko zmarszczonym pyskiem. Dziwne. Samiec z niczym mu się nie kojarzył. Makaron patrolował granice Ognia i Plagi, wyraźnie wciąż pamiętając ich woń. Obok siebie miał też przykład zapachu Wody, i ich też nie przypominał. Nawet jeśli był tu nowy, to musiałby należeć do jednego ze stad. Inaczej byłby intruzem, wykorzystującym obce mu tereny łowieckie.
A to byłoby nielegalne.
Nie był w stanie jednak zareagować na to jakimś niepokojem. Jedzenie zbytnio go uspokoiło, by nagle urządzać jakieś pierdołowate dochodzenie. Zapytał więc tylko, z neutralnym wyrazem pyska.
– Do którego ze stad dołączyłeś? Wybacz za pytanie, ale takie świeży że nic nie rozpoznaję.
Prędko jednak się opamiętał, przyjmując dojrzalszą pozę. Nie chciał brzmieć upaść przed wujem na jakieś przerośnięte pisklę.
Zawsze miał lekki problem z imionami. Pełne, rangowe miały w sobie pewien wyraz szacunku, na którzy wyżsi w hierarchii stad w pełni zasługiwali. Nawet jeśli pozwalali na zdrobnienia to Makaron, adepta, nie wydawał się w pozycji by ich używać. Ale skoro to rodzina, to nie chciał brzmieć zdystansowany do wuja.
Skłonił się ożywczo, widząc składany przed nim towar.
-Dzięki za dostawę, życie mi normalnie ratujesz. – Haaa, czuć było zapach pieczonego mięsa. Bogowie, nic nie może się równać z gotowanym żarciem. Znaczy, Makaron jak każdy smok nie wybrzydzi surowiznę. Można wręcz powiedzieć, że zeżre wszystko co zmieści się do pyska. Ale nic nie doprowadzi do równie silnego ślinotoku, co woń przyprawionej pieczeni. Dobrze, że inne stada nadganiały Ziemię w temacie gastronomicznym.
Otarł ślinę z pyska, wzruszając przy okazji ramionami na wzmiankę o ojcu. Nie by jakoś na nią spochmurniał.
– Ojciec i jako jakoś nie mamy specjalnego kontaktu. Nie pamiętam w sumie kiedy ostatnio z nim gadałem. – Jeśli w ogóle zamienili jakieś słowa. Trudno w sumie powiedzieć, dlaczego ich relacja wyglądała w taki sposób. Jakby nigdy do niej nie doszło, jakby coś nie pykło. Nie był nawet w stanie określić, czy było mu z tego powodu przykro czy nie. Cóż, jeśli nie czuł żalu do ojca to Hey, może to znak że ciągle jest szansa? – A, i no, Makron, obecnie zwany Agatowym Kolcem. Za niedługo wojownik. – Będzie musiał zastanowić się nad imieniem, by miało jakieś większe znaczenie niż nawiązanie do jego łusek. Nie było teraz na to czasu, skoro jest w towarzystwie wujka, ale może wieczorem się nad tym zastanowi.
Ale teraz czas na główny cel tego spotkania.
Ślinka mu aż pociekła, gdy przyjrzał się smakowite mu mięsu (4/4). Najlepsze byłoby prosto po upieczeniu, ale wciąż musiało być ciepłe. Zauważył drugą porcję, i jakoś tak miłej się zrobiło.
Wziął pierwszy kęs i aż przewrócił oczami z zachwytu.
To mięso było pyszne. No i jedzenie w towarzystwie było o tyle fajniejsze, że brakowało tego „osamotnienia”? Aka czuło się mniej niż pasożyt, kiedy drugi pysk również zaspokajał głód. Jedzenie zawsze rozluźniło wiecznie spiętego Makrona, a wspólne przypominało jakby dzielenie się pasją!
Będzie musiał kiedyś jeszcze tego spróbować.
Może następnym razem spróbuję być tylko trochę mniej łapczywy, bo pełny pysk trochę utrudniał prowadzenie rozmowy, na którą miał ochote. Miał tyle pytań. Jak jest w Wódzie? Jaką największą bestie upolowałeś? O co chodzi z tą maską? Dlaczego, skoro jesteś bratem ojca, nie jesteś w Ziemi? Jacy byli dziadkowie z ich strony. Czy dalej żyją?
Ale jakoś to wszystko wydawało się zbyt wścibskie, jakoś nie na miejscu albo za wcześnie. Cóż, może skoro wspomniał ojca to mogliby o nim porozmawiać.
– W sumie jaki on jest, ojciec znaczy? – On i wujem mieli już swoje lata, ale pewnie utrzymywali dalej jakiś kontakt. Pewnie Mułek musi go dobrze znać, w końcu byli braćmi! Z drugiej strony, skoro jego własny syn nie wie o nim kompletnie nic...
Cóż, miejmy nadzieję że wuj będzie w stanie jakkolwiek przybliżyć mu charakter ojca.
Swoją drogą.
Mułek to pierwszy smok z Wody, którego dane mu było spotkać. Dobra okazja by zaznajomić się z wonią nieznanego stada. Węsząc wyczuł jednak coś, co było niewyczuwalne wcześniej. Odwrócił idealnie wzrok, by ujrzeć postać obcego smoka.
Momentalnie stanął na cztery łapy. Był zbyt zaobserwowany na jedzeniu i towarzystwie. Fakt, że ktoś mógłby od tak do niego podejść nie był czymś przyjemnym. Teraz może ten obcy smok nie był zagrożeniem, ale myślę się, prawdziwy drapieżnik będzie jeszcze trudniejszy do zauważenia.
Cofnął łeb, gdy nieznany smok zaczął natrętnie się przyglądać. Zetknął na wujka z niemym „Znasz typa?”
-Możemy w czymś pomóc?
Gdy fioletowy samiec zaczął mówić, Makaron wyraźnie się uspokoił. Koleś brzmiał jak kulturka, nie jak jakieś zagrożenie. Wrócił sieć do pozycji siedzącej, sięgając łapami po leżące na ziemi mięso.
Starał się skupić na wypowiedzi obcego samca, ale jego uwaga łatwo była przykuwają całkowicie przez posiłek, który powoli znikał w jego pysku. Mimo to utrzymywał kontakt wzrokowy, by Delavir nie poczuł się zignorowany.
Po posiłku nie było specjalnie co sprzątać. Nie ważne, czy w mięsie były kości, nie ważne czy było czymś związane, Makaron zżarł wszystkie.
Błogie zadowolenie malowało się na jego pysku. Zetknął w stronę wujka, kiwając mu głową z uznaniem. Do rozmowy o ojcu wrócą kiedy indziej.
Przypominając sobie, że zostało zadane mu pytanie, więc prędko odwrócił łeb w stronę nowo przybyłego.
– Ten no, trafiłeś. Makaron z tej strony. Teraz Agatowy Kolec. A kim jest Pacyfikacja Pamięcią? – I czego ode mnie chcesz?
Cóż, o to ostatnie nie zapytał bo nie chciał być specjalnie niemiły. Teraz też, w końcu nie rozpraszany przez jedzenie mógł skupić się na drugim smoku. Był w sumie całkiem ładny, jego wzory i skrzydła szczególnie. Zawsze tylko zastanawiamy go grzywy u smoków. Wyglądały one mega dziwnie. Ciekawe w sumie jakie były w dotyku. Pewnie tak szorstkie jak zwierzęce futra.
Powęszył lekko powietrze, z lekko zmarszczonym pyskiem. Dziwne. Samiec z niczym mu się nie kojarzył. Makaron patrolował granice Ognia i Plagi, wyraźnie wciąż pamiętając ich woń. Obok siebie miał też przykład zapachu Wody, i ich też nie przypominał. Nawet jeśli był tu nowy, to musiałby należeć do jednego ze stad. Inaczej byłby intruzem, wykorzystującym obce mu tereny łowieckie.
A to byłoby nielegalne.
Nie był w stanie jednak zareagować na to jakimś niepokojem. Jedzenie zbytnio go uspokoiło, by nagle urządzać jakieś pierdołowate dochodzenie. Zapytał więc tylko, z neutralnym wyrazem pyska.
– Do którego ze stad dołączyłeś? Wybacz za pytanie, ale takie świeży że nic nie rozpoznaję.
- 23 cze 2020, 3:15
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Samotny pagórek
- Odpowiedzi: 681
- Odsłony: 94425
Zgroza. Spodziewał się katastrof naturalnych. Spodziewał się że Basior znajdzie sobie dziewczynę. Podejrzewał że Lepka może uważać go za porażkę. Był nawet w stanie wyobrazić sobie Pyzę jako użytecznego smoka.
Ale że zamknął mu jadłodajnie to chyba no nie!
Tak nie można!
Jak duży, dorosły samiec ma zachować kondycję i zdrową sylwetkę, jak tu koryto mu zabierają. Znaczy, sama miejscówka była wciąż dostępna, ale żaden łowca w niej się nie krzątał, a Makron nie miał zamiaru grzebać w nie swoich rzeczach.
Mógłby poprosić pewnie Lepką o „pożyczenie” porcji mięsa wystarczającej do nakarmienia, ale nah. Wyszedłby wtedy na niedołęgę.
W sytuacji, gdy łowcy byli niedostępni, dorosły smok powinien sam udać się na polowanie. Niestety, pomarańczowy smok nie był w stanie polować o pustym żołądku. Jego burczenie na pewno odstraszyłoby wszelką zwierzynę. Jakby brak zdolności skradania się nie był już sam w sobie problemem.
Nie, problem głodu trzeba było rozwiązać szybko i dyskretnie. Popytał więc w stadzie, czy ktoś zna może jakiś obcych łowców. Dostał parę konaków i po konsultacji umówił się z jednym z Łowców Wody na spotkanie.
Do tego z własnym wujkiem! Kurcze, nie wiedział że jego rodzina jest tak rozlazła. Spodziewał się, że wszyscy w jednym stadzie będą. Nie był to oczywiście żaden powód do narzekania, zawsze w końcu chciał obce stada.
Miejscem nad którym miało się odbyć był Samotny pagórek. Było to prawie w połowie drogi po między granicą Wody i Ziemi, tak by Łowca nie musiał za daleko się pałętać. Mogliby co prawda spotkać się na samej granicy, ale Makronowi wydawało się to nie na miejscu. Jakby stresująco. Neutralne ziemie niczyje nie miały za to takiej aury.
Miały natomiast całkiem ładny widok.
Agatowy Kolec wylądował niezgrabnie, ryjąc pazurami w ziemisty szczyt pagórka. Nie był on jakoś bardzo wysoki, ale będąc jedynym wzniesieniem całkiem fajnie było widać na nim okolicę. Szczególnie na mieniące się w oddali jezioro z Wyspą Proroków. Oh, właśnie. Może powinien po wszystkim odwiedzić Strażnika? Było dopiero południe, więc jeśli nie przeciągnie specjalnie spotkania z łowcą, to może mistrz Makrona będzie miał chwilę?
Cóż, zobaczy się po posiłku. Przyszły wojownik siedział więc, rozglądając się z wyczekiwaniem.
Ale że zamknął mu jadłodajnie to chyba no nie!
Tak nie można!
Jak duży, dorosły samiec ma zachować kondycję i zdrową sylwetkę, jak tu koryto mu zabierają. Znaczy, sama miejscówka była wciąż dostępna, ale żaden łowca w niej się nie krzątał, a Makron nie miał zamiaru grzebać w nie swoich rzeczach.
Mógłby poprosić pewnie Lepką o „pożyczenie” porcji mięsa wystarczającej do nakarmienia, ale nah. Wyszedłby wtedy na niedołęgę.
W sytuacji, gdy łowcy byli niedostępni, dorosły smok powinien sam udać się na polowanie. Niestety, pomarańczowy smok nie był w stanie polować o pustym żołądku. Jego burczenie na pewno odstraszyłoby wszelką zwierzynę. Jakby brak zdolności skradania się nie był już sam w sobie problemem.
Nie, problem głodu trzeba było rozwiązać szybko i dyskretnie. Popytał więc w stadzie, czy ktoś zna może jakiś obcych łowców. Dostał parę konaków i po konsultacji umówił się z jednym z Łowców Wody na spotkanie.
Do tego z własnym wujkiem! Kurcze, nie wiedział że jego rodzina jest tak rozlazła. Spodziewał się, że wszyscy w jednym stadzie będą. Nie był to oczywiście żaden powód do narzekania, zawsze w końcu chciał obce stada.
Miejscem nad którym miało się odbyć był Samotny pagórek. Było to prawie w połowie drogi po między granicą Wody i Ziemi, tak by Łowca nie musiał za daleko się pałętać. Mogliby co prawda spotkać się na samej granicy, ale Makronowi wydawało się to nie na miejscu. Jakby stresująco. Neutralne ziemie niczyje nie miały za to takiej aury.
Miały natomiast całkiem ładny widok.
Agatowy Kolec wylądował niezgrabnie, ryjąc pazurami w ziemisty szczyt pagórka. Nie był on jakoś bardzo wysoki, ale będąc jedynym wzniesieniem całkiem fajnie było widać na nim okolicę. Szczególnie na mieniące się w oddali jezioro z Wyspą Proroków. Oh, właśnie. Może powinien po wszystkim odwiedzić Strażnika? Było dopiero południe, więc jeśli nie przeciągnie specjalnie spotkania z łowcą, to może mistrz Makrona będzie miał chwilę?
Cóż, zobaczy się po posiłku. Przyszły wojownik siedział więc, rozglądając się z wyczekiwaniem.
- 08 maja 2020, 19:57
- Forum: Ogólne
- Temat: Powiadomienia
- Odpowiedzi: 6987
- Odsłony: 362984
Eloha, 4/4 pożywienia, mięska rybiego dokładnie, proszę z avatarowej wymiany
(Jeśli można tutaj o to prosić)
(Jeśli można tutaj o to prosić)
NagrodyAdministrator pisze:Dodatkowy upominek dla uczestników wymiany avatarowej –
4/4 pożywienia lub 1 wybrany kamień szlachetny otrzymują:
Despotyczny Ferwor, Filigranowa Łuska, Fjallyn, Głęboki Kolec, Lekkość Wiatru, Lepka Ziemia, Łaknienie Pożogi, Mahvran, Makron, Melodyjny Kolec, Pogodna Łuska, Promienna Łuska, Przebłysk Wspomnień, Przesilenie Północne, Pyzaty Kolec, Queen, Sroga Łuska, Strażnik Gwiazd, Światokrążca, Teza Obłędu, Torvihraak, Uśmiech Szydercy, Wysłanniczka Nieba, Zamącony Błysk, Zawierzony Kolec, Żelazna Strzała
- 09 kwie 2017, 21:57
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młode Spotkanie X
- Odpowiedzi: 84
- Odsłony: 4819
Malec w pierwszej chwili uznał, że to tata zbudził go jakimiś dziwnymi słowami. Nie zostawiłby tego bez poskarżeniu się ojcu, czemu ten budzi go z podwieczorkowej dżemiki. Po krótkiej rozmowie Cichy domyślił się, czym był szept słyszany przez jego syna. Po krótkich wyjaśnieniach opuścił jaskinię z zaciekawionym pisklęciem na grzbiecie, po czym udał się na Skały Pokoju.
– Tlaczeko ne moszesz stać? – Zapytał pełnym oburzenia i smutku głosem. Niestety, młode spotkania wyraźnie mówiły o grupie docelowej nauk, tak więc pomarańczowa przylepa mogła jedynie przytulić Cichego na pożegnanie, po czym dołączyć to reszty dzieciaków, czekających na rozpoczęcie wykładu.
Młody rozglądał się, nie mogąc uwierzyć własnym ślepiom. Ile smoków! I to o różnych rozmiarach, zapachach i kształtach. To ostanie było najbardziej szokującym faktem, który nie umknął błękitnym oczom malca. Mianowicie, niektóre z osobników tu zebranych cechowały się niezwykłym okryciem. Niektóre nosiły futro tylko na głowie, inni przyozdabiali się pierzem. Pewna obca jednostka była nawet w posiadaniu czerwonego futra, które idealnie okalało ją z każdej strony. Agat nie mógł nadziwić się temu niuansowi. Ostrożnie podszedł do dziwnie pachnącego osobnika, starając się, by ten go nie usłyszał (co za pewnie niemrawo wyszło) tylko po to, by delikatnie pociągnąć futro, którym ten się okrył. Dziwnie ciasno się trzymało tego ogona... Mały pociągnął jeszcze raz, tym razem mocniej, tylko po to, by dojść to przerażającego wniosku. To... Nie było normalne futro. Ono wyrastało z ogona tego... czegoś, bo smokiem chyba to nie jest! A jeśli nie jest to smok... To może wilki?! Agat z piskiem odskoczył od Ylvar, niezgrabnie biegnąc na grubych nóżkach do Kryształowej Łuski. Instynktownie schował się za nią, wyglądając jedynie łebkiem zza jej łapy.
– Kysztal, kyszta! A tlaczeko to te mają futro? Czy to zfiesz- zfie- zwieszenta? Czy som gkrosine? – Pytał z niepokojem bratanicę, nie spuszczając wzroku z futrzanego zwierza.
– Tlaczeko ne moszesz stać? – Zapytał pełnym oburzenia i smutku głosem. Niestety, młode spotkania wyraźnie mówiły o grupie docelowej nauk, tak więc pomarańczowa przylepa mogła jedynie przytulić Cichego na pożegnanie, po czym dołączyć to reszty dzieciaków, czekających na rozpoczęcie wykładu.
Młody rozglądał się, nie mogąc uwierzyć własnym ślepiom. Ile smoków! I to o różnych rozmiarach, zapachach i kształtach. To ostanie było najbardziej szokującym faktem, który nie umknął błękitnym oczom malca. Mianowicie, niektóre z osobników tu zebranych cechowały się niezwykłym okryciem. Niektóre nosiły futro tylko na głowie, inni przyozdabiali się pierzem. Pewna obca jednostka była nawet w posiadaniu czerwonego futra, które idealnie okalało ją z każdej strony. Agat nie mógł nadziwić się temu niuansowi. Ostrożnie podszedł do dziwnie pachnącego osobnika, starając się, by ten go nie usłyszał (co za pewnie niemrawo wyszło) tylko po to, by delikatnie pociągnąć futro, którym ten się okrył. Dziwnie ciasno się trzymało tego ogona... Mały pociągnął jeszcze raz, tym razem mocniej, tylko po to, by dojść to przerażającego wniosku. To... Nie było normalne futro. Ono wyrastało z ogona tego... czegoś, bo smokiem chyba to nie jest! A jeśli nie jest to smok... To może wilki?! Agat z piskiem odskoczył od Ylvar, niezgrabnie biegnąc na grubych nóżkach do Kryształowej Łuski. Instynktownie schował się za nią, wyglądając jedynie łebkiem zza jej łapy.
– Kysztal, kyszta! A tlaczeko to te mają futro? Czy to zfiesz- zfie- zwieszenta? Czy som gkrosine? – Pytał z niepokojem bratanicę, nie spuszczając wzroku z futrzanego zwierza.












