Smoczyca przybyła do Świątyni, czuła się trochę niepewnie, Bogowie ostatnio wyglądali na zagniewanych, co można było odczuć po chłodzie we wnękach, ale i ich milczącej obecności. Ostatnie wydarzenia nieco nadszarpnęły jej pisklęcą beztroskę, nie potrafiła się pogodzić z tyloma stratami i nienawiścią, która wykwitła w jej rodzinnym Stadzie. Ten nadmiar negatywnych emocji przerażał ją, nie poznawała swoich bliskich. Czym się stawali? Czym różnili się od tych, do któych nienawiść kierowali?
Dotarła w końcu do ołtarza i pokłoniła się głęboko. Położyła przed sobą sześć szmaragdów, podarunków od bliskich.
– Oto zapłata za twją łaskę, Elykalu... – szepnęła, kładąc po sobie uszy.
/ 6x szmaragd za wyleczenie kalectwa
Znaleziono 102 wyniki
- 06 paź 2017, 19:37
- Forum: Świątynia
- Temat: Ołtarz Erycala
- Odpowiedzi: 767
- Odsłony: 45127
- 13 wrz 2017, 14:09
- Forum: Świątynia
- Temat: Ołtarz Erycala
- Odpowiedzi: 767
- Odsłony: 45127
I znowu przyszła kaleka do światyni Erycala. Tym razem miała ranną prawą łapę, była dosyć sztywna i czasem uginała się pod jej cięzarem, co sprawiała, że była większą fajtłapą, niż dotychczas.
Staneła przed ołtarzem, pochylając łeb.
– Chyba nie mam ostatnio szczęścia, Elycalu, czego plagniesz w zamian, za uleczenie mojej łapy? – zagadnęła cichym głosem.
Staneła przed ołtarzem, pochylając łeb.
– Chyba nie mam ostatnio szczęścia, Elycalu, czego plagniesz w zamian, za uleczenie mojej łapy? – zagadnęła cichym głosem.
- 12 wrz 2017, 16:52
- Forum: Błękitna Skała
- Temat: Łączka Przy Skale
- Odpowiedzi: 637
- Odsłony: 77123
Tak, Gwiazdka czuła się dobrze. Po obrazeniach nie pozostał ślad. Jednak nadal czuła się trochę niekomfortowo z tym, że tak zraniła Ziemną, która ją fascynowała i wyglądała na poczciwą przyszłą Czarodziejkę.
Niestety, los wojowników i czarodziejów nie był łatwy, nawet jeżeli inni mogli uważać, że to zwykłe mordobicie.
Trzeba było jednak odwagi i mnóstwa wyrzeczeń, aby stanąć na przeciw smoka i świadomie dać się zranić, jeżeli coś pójdzie nie tak, a potem borykać się z konsekwencjami nie udanych kuracji Uzdrowicielskich.
Dlatego , gdy tylko dotarła do niej mentalna wiadomość, skierowała swe skrzydła w tamtym właśnie kierunku, chociaż nie od razu rozpoznała ten mentalny odzew. Wybrana nie wiele mówiła przed walką, ani podczas niej, więc nic dziwnego.
Niebawem jednak kołowała nad łąką, błyskając srebrnym brzuchem, tylnymi łapami i ogonem, który wił się za nią kolczastą wstęgą.
Rozpoznała te delikatne różowe łuski oraz złączone rogi. Uśmiechnęła się wesoło, obniżając lot. Wylądowała z impetem, cóż, nigdy na ziemi nie miała gracji, tylko w powietrzu czuła się wolna od ograniczeń ciała na ziemi.
Złożyła granatowo srebrne skrzydła z szelestem błon i podeszła do leżącej Ziemnej. Spojrzała na nią uważniej dwukolorowymi ślepiami.
– Witaj, Wyblana Łusko, mam nadzieję, że niebawem poczujesz się lepiej, noga pewnie dalej dokucza? – zaszczebiotała i lizneła ją w prawy polik na powitanie, chichocząc.
Niestety, los wojowników i czarodziejów nie był łatwy, nawet jeżeli inni mogli uważać, że to zwykłe mordobicie.
Trzeba było jednak odwagi i mnóstwa wyrzeczeń, aby stanąć na przeciw smoka i świadomie dać się zranić, jeżeli coś pójdzie nie tak, a potem borykać się z konsekwencjami nie udanych kuracji Uzdrowicielskich.
Dlatego , gdy tylko dotarła do niej mentalna wiadomość, skierowała swe skrzydła w tamtym właśnie kierunku, chociaż nie od razu rozpoznała ten mentalny odzew. Wybrana nie wiele mówiła przed walką, ani podczas niej, więc nic dziwnego.
Niebawem jednak kołowała nad łąką, błyskając srebrnym brzuchem, tylnymi łapami i ogonem, który wił się za nią kolczastą wstęgą.
Rozpoznała te delikatne różowe łuski oraz złączone rogi. Uśmiechnęła się wesoło, obniżając lot. Wylądowała z impetem, cóż, nigdy na ziemi nie miała gracji, tylko w powietrzu czuła się wolna od ograniczeń ciała na ziemi.
Złożyła granatowo srebrne skrzydła z szelestem błon i podeszła do leżącej Ziemnej. Spojrzała na nią uważniej dwukolorowymi ślepiami.
– Witaj, Wyblana Łusko, mam nadzieję, że niebawem poczujesz się lepiej, noga pewnie dalej dokucza? – zaszczebiotała i lizneła ją w prawy polik na powitanie, chichocząc.
- 09 wrz 2017, 16:05
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Parujące Źródło
- Odpowiedzi: 564
- Odsłony: 62092
Młoda podłapała humor samca. Dobrze było się pośmiać i mieć do siebie samego dystans. Lubiła sprawiać komuś radość, smutki i zgryzoty już za długo gościły w smoczych sercach.
Nadęła policzki, ale do wody nie podeszła, otrząsneła się tylko, ale zaraz przyjęła mądrą minę, mrużąc powieki.
– Wiesz, musisz ją głaskać, tak delikatnie, aby nie zechciała cię zjeść, pochłonąć w całości. Chodzisz powoli, dlapiesz jej dno, może się tlochę lozluźni – mówiła całkiem poważnie, chociaż w jej ślepiach jaśniało wyraźne rozbawienie. W sumie to nie całkiem głupie, bo woda potlafi być gloźna. Szłam ostatnio zatoką, oglądając białe grzywacze. Latały tam czalne lybitwy, chcąc podbielać jedzenie mewom i innym ptakom. Były niezwykle szybkie i sklętne, jedna jednak zbyt mocno zapikowała i wpadła w wodę. Szamotała się, biła długimi skrzydłami, chcąc wzlecieć w gólę, ale jej pióla pochłonęły wodę, a potem zaklyła ją fala, wypłynęła na wierzch rzucona przez pląd i znowu poszła na dno, aż zniknęła w odmętach, połknięta w całości – opowiadała, a jej głos stał się zamyślony, jakby odległy.
Leciałam w dół, jakbym chciała połączyć się z wodą co-łamie-kości i połyka-w-całości. Tafla Zimnego Jeziora była gładka, lśniła pięknie, jakby mnie przywołując. I przez jedną małą chwilę naprawdę zwątpiłam w to, czy moje skrzydła podołają temu, aby wznieść mnie w górę. Serce zabiło zdradziecko ze strachem, zacisnęłam szpony, zmrużyłam oczy, a potem nieco rozpaczliwie wyrzuciłam potęzne pierzaste skrzydła na boki, wiatr wypełnił błony, szarpnęło mną i wniosłam się pionowo w górę.
Strach ma wielkie oczy.
Jestem silna, nic mnie nie pokona, nawet ta zdradziecka miłość, co łamie serce.
Gwiazdka zamrugała powiekami, potrząsając kanciastym łbem.
Rozejrzała się i wtedy właśnie jej nozdrza otoczył ciemny gryzący w nozdrza dym. Odruchowo wciągnęła powietrze, ale to sprawiło, że opary wypełniły jej gardło, zaczęła kasłać rozpaczliwie, nie przywykła do podobnych doznań.
Rozłożyła błoniaste granatowo srebrne skrzydła i zamachała nimi silnie, chcąc rozwiać ten cały dym.
Spojrzała z wyrzutem na samca, a potem uśmiechając się krzywo po chochlikowemu, wciągnęła powietrze i stworzyła słabe opary z lodu, chłodna chmura z wyplunięciem powietrzatrafiła w gorącą taflę, zamieniając się w lód, ochładzając nagle kipiel koło samca, tam gdzie się z nim stykała.
Nadęła policzki, ale do wody nie podeszła, otrząsneła się tylko, ale zaraz przyjęła mądrą minę, mrużąc powieki.
– Wiesz, musisz ją głaskać, tak delikatnie, aby nie zechciała cię zjeść, pochłonąć w całości. Chodzisz powoli, dlapiesz jej dno, może się tlochę lozluźni – mówiła całkiem poważnie, chociaż w jej ślepiach jaśniało wyraźne rozbawienie. W sumie to nie całkiem głupie, bo woda potlafi być gloźna. Szłam ostatnio zatoką, oglądając białe grzywacze. Latały tam czalne lybitwy, chcąc podbielać jedzenie mewom i innym ptakom. Były niezwykle szybkie i sklętne, jedna jednak zbyt mocno zapikowała i wpadła w wodę. Szamotała się, biła długimi skrzydłami, chcąc wzlecieć w gólę, ale jej pióla pochłonęły wodę, a potem zaklyła ją fala, wypłynęła na wierzch rzucona przez pląd i znowu poszła na dno, aż zniknęła w odmętach, połknięta w całości – opowiadała, a jej głos stał się zamyślony, jakby odległy.
Leciałam w dół, jakbym chciała połączyć się z wodą co-łamie-kości i połyka-w-całości. Tafla Zimnego Jeziora była gładka, lśniła pięknie, jakby mnie przywołując. I przez jedną małą chwilę naprawdę zwątpiłam w to, czy moje skrzydła podołają temu, aby wznieść mnie w górę. Serce zabiło zdradziecko ze strachem, zacisnęłam szpony, zmrużyłam oczy, a potem nieco rozpaczliwie wyrzuciłam potęzne pierzaste skrzydła na boki, wiatr wypełnił błony, szarpnęło mną i wniosłam się pionowo w górę.
Strach ma wielkie oczy.
Jestem silna, nic mnie nie pokona, nawet ta zdradziecka miłość, co łamie serce.
Gwiazdka zamrugała powiekami, potrząsając kanciastym łbem.
Rozejrzała się i wtedy właśnie jej nozdrza otoczył ciemny gryzący w nozdrza dym. Odruchowo wciągnęła powietrze, ale to sprawiło, że opary wypełniły jej gardło, zaczęła kasłać rozpaczliwie, nie przywykła do podobnych doznań.
Rozłożyła błoniaste granatowo srebrne skrzydła i zamachała nimi silnie, chcąc rozwiać ten cały dym.
Spojrzała z wyrzutem na samca, a potem uśmiechając się krzywo po chochlikowemu, wciągnęła powietrze i stworzyła słabe opary z lodu, chłodna chmura z wyplunięciem powietrzatrafiła w gorącą taflę, zamieniając się w lód, ochładzając nagle kipiel koło samca, tam gdzie się z nim stykała.
- 06 wrz 2017, 10:32
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Łąka Młodych Smoków
- Odpowiedzi: 732
- Odsłony: 89747
Dwukolorowe ślepia samiczki rozbłysły, kiedy spostrzegła czarnołuskiego ze swym czarnym mglistym kompanem. Lubiła go, wyczuwała jego własnych charakter. Kied zaczął zataczać kręgi wokół jej szyi, pyskiem musnęła ten obłok, nawet jeżeli nie mogła go faktycznie dotknąć, niech wie, że ona go lubi.
Uśmiechnęła się szeroko do Uzdrowiciela i skłoniła lekko szyję, na więcej w tej chwili nie było ją stać, miała wrażenie, że odpłynie przy najmniejszym poruszeniu jakąkolwiek kończyną.
– Tak, Melodyjka ladzi sobie naplawdę świetnie! Widziałam jej ostatnie dzieło przypadkiem, naszą stalszą wojowniczkę, odkąd byłam pisklęciem widziałam, że się bolyka z takim czymś na pysku i lanami, a Alia ją uleczyła. Nie chciałam jej dzisiaj męczyć, bo wczolaj miała spolo pacjentów, a jest nadal pisklęciem, nawet jeżeli tak ważnym, niech odpocznie tlochę – odpowiedziała, marszcząc z lekką troską nos.
Była bardzo, bardzo dumna z młodszej siostrzyczki, ale naturalnie też się o nią martwiła. Miała tyle na swoim młodym łebku. Opiekę nad całym stadem, te długie wyprawy, z których wraca ubrudzona i zmęczona i jeszcze leczenie, nakładanie tych wszystkich ziół i Maddara. Melodyjka powinna cieszyć się jeszcze beztroską, a nie być odpowiedzialną za los wszystkich smoków Wody, jednak Woda rozpaczliwie jej potrzebowała i Łuna była rozdarta wewnętrznie, co nie zdarzało się jej często, bo i wydawało się, że troski są jej obce.
– Z wielką chęcią ją pouczę i dam jeszcze nieco w kość, ta mała gloźnie poglywa podczas walk. Wiem, że mi daleko do kogoś, kto powinien ją pouczać, jednak ona walcząc w honolowym pojedynku... celuje w punkty baldzo wlażliwe, jak chociażby szyja. Miała szczęście, że walczyła ze mną, inni mogą nie być tak wylozumiali, chociaż... mnie też poniosło. Źle leaguję na ataki w szyję po tym, co wydarzyło się z ciocią Chaos – na koniec wypowiedzi głos młodej smoczycy stał się nienaturalnie ponury.
Nadęła nieco poliki i odetchnęła głęboko, przywdziewając uśmiech, jak drugą skórę.
– Naplawdę jestem wdzięczna za to, co dla nas lobicie. Wiem, że wcale nie musicie, sojusz nie wymaga przecież, abyście poświęcali się dla nas, dlatego tym baldziej to doceniam. I zawsze, gdy będzie coś wam glozić, gdziekolwiek i kiedykolwiek, możecie mnie wzywać – spojrzała błękitno srebrnymi oczami w te niebieskie uzdrowiciela.
Posłusznie wypijała kolejne wywary, krzywiąc się przy nich niemiłosiernie. Przy dziurawcu zaś zaniosła się tak paskudnym kaszlem, że część napoju trysnęła jej nosem. Zachichotała, jednak szybko przeprosiła. Chmiel przyjęła nieufnie. Nie lubiła uczucia, kiedy przestaje działać, zawsze bolała ją po nim głowa. Spojrzała w oczy samca i z rezygnacją wypiła i to, a potem położyła się na prawym boku. Ostatnie, co zapamiętała to to, jak samiec ocierał pysk.
Usmiechnęła się przy tym z leniwym rozbawieniem.
Nie czuła Maddary. Nic nie czuła.
Ale widziała i zupełnie nie rozumiała, co.
Odwróciłam się przodem do samca, aby nie musieć przekrzywiać szyi w ten nieprzyjemny sposób, któy sprawiał, że po dłuższej chwili smoka brały skurcze. Przymrużyłam lekko srebrzyste powieki, patrząc na niego czarnymi ślepiami. Przybliżyłam nieco swój pysk do jego pyska, ale go nie dotykałam. Buzowało we mnie to ironiczne rozbawienie, a może melancholia? Nie byłam pewna, ale gdy przemówiłam, mój głos był... słodki, jak ulepek i jadowity, niczym jad żmii.
– Nie każdemu dane jest towarzystwo drugiego smoka -stwierdziłam. – Te zwierzęta nie są ozdobą, znają nas lepiej, niż jakikolwiek inny smok mógłby nas zrozumieć. Są naszymi pomocnikami na polowaniach, czy w walce. Są towarzyszami – ostatnie słowa przeszły w szept, a ja odwróciłam się ponownie bokiem, unosząc łeb i patrząc w jasny błękit nieba. Rozpostarłam odrobinkę skrzydła, tak jakbym chciała wyskoczyć w przestworza. Nagle uśmiechnęłam się drapieżnie, zerkając w stronę samca i... oplotłam ogonem jego przednią łapę i faktycznie skoczyłam w przepaść pociągając go za sobą. W pewnej chwili oczywiście go puściłam, chciałam tylko go zaskoczyć, zaś ja sama z głęboki rykiem wibrującym w mej gardzieli, rozpostarłam potężne, rozłożyste skrzydła, łapiąc cieplejszy prąd powietrza, by wznieść się niemal pionowo ku górze. Machnęłam skrzydłami wręcz leniwie, a ciśnienie, jakie powstawało przy tym ruchu było iście satysfakcjonujące. Moja krew płonęła. Tyle księżyców byłam uziemiona, że teraz poddałam się euforii i poczuciu wolności, rzucając samcowi wyzywające, roziskrzone wejrzenie.
A on zawisł nieruchomo, przekrzykując wiatr tym ochrypłym głosem.
–Wyglądasz... jak pisklę, które poleciało po raz pierwszy.
Ach te poważne czerwone ślepia.
Słysząc jego słowa uśmiechnęłam się szczerze, ukazując przy tym niemal całe swoje uzębienia. Otworzyłam powieki i spojrzałam na niego błyszczącymi podekscytowaniem ślepiami. Zgarniając powietrze ramionami, zbliżyłam się do niego, a było to tak, jakbym nigdy nie miała dłuższej przerwy od podobnych wyczynów. Było to tak naturalne...
– I tak się właśnie czuję – zgodziłam się tym razem wyraźnie dźwięczącym głosem, w którym pojawiła się nuta rozbawienia. – Nie byłam w przestworzach od... – zamyśliłam się na chwilę, chcąc sobie przypomnieć, kiedy walczyłam po raz ostatni z Ognistym Wojownikiem, Gorzkim Piołunem. Z jakąś nostalgią uświadomiłam sobie, że ta walka była początkiem i końcem mojej kariery Czarodziejki... Taki szmat czasu. – Tak, nie latałam od ponad czterdziestu księżyców. Mogłam to zrobić od około dwóch, ale... chyba się bałam. Tak długo marzyłam o tym, aby wrócić na przestwór nieba, że gdy to było w końcu możliwe, nie byłam pewna własnych możliwości. A co, jeżeli moje mięśnie stały się tak słabe, że mnie nie utrzymają? – mówiąc to spojrzałam na niego z jakąś iskrą, zarówno melancholii, jak i irytacji, której sama nie rozumiałam.
Zwinęłam skrzydła i zapikowałam pod niego, łukiem podrywając się, aby wylecieć za nim i nad nim, by móc musnąć palcami przedniej prawej łapy jego grzbiet, a w następnej chwili skręcić lotem szybującym w lewo.
~ Ale się myliłam... Jest wspaniale... ~ samiec mógł usłyszeć w swym umyśle cichy głosik.
Gwiazdka otworzyła nagle oczy, kiedy coś trąciło ją mocno w ramię.
Poderwała się na równe łapy, mrugając szybko powiekami i rozejrzała się. Kiedy spostrzegła czarnego samca, jej serce zabiło szybko, tak strasznie dziwnie, ale wtedy zamiast czerwonych oczu, natkneła te ciepłe, błękitne.
Zakłopotana i skonfundowana podrapała się za uchem.
– Coś ty mi dał, takiego haju to nie miałam nawet, gdy mama laczyła nas swoimi kadzidłami – zaśmiała się trochę nerwowo, jeszcze nie bardzo wiedząc, co się dzieje.
Uśmiechnęła się szeroko do Uzdrowiciela i skłoniła lekko szyję, na więcej w tej chwili nie było ją stać, miała wrażenie, że odpłynie przy najmniejszym poruszeniu jakąkolwiek kończyną.
– Tak, Melodyjka ladzi sobie naplawdę świetnie! Widziałam jej ostatnie dzieło przypadkiem, naszą stalszą wojowniczkę, odkąd byłam pisklęciem widziałam, że się bolyka z takim czymś na pysku i lanami, a Alia ją uleczyła. Nie chciałam jej dzisiaj męczyć, bo wczolaj miała spolo pacjentów, a jest nadal pisklęciem, nawet jeżeli tak ważnym, niech odpocznie tlochę – odpowiedziała, marszcząc z lekką troską nos.
Była bardzo, bardzo dumna z młodszej siostrzyczki, ale naturalnie też się o nią martwiła. Miała tyle na swoim młodym łebku. Opiekę nad całym stadem, te długie wyprawy, z których wraca ubrudzona i zmęczona i jeszcze leczenie, nakładanie tych wszystkich ziół i Maddara. Melodyjka powinna cieszyć się jeszcze beztroską, a nie być odpowiedzialną za los wszystkich smoków Wody, jednak Woda rozpaczliwie jej potrzebowała i Łuna była rozdarta wewnętrznie, co nie zdarzało się jej często, bo i wydawało się, że troski są jej obce.
– Z wielką chęcią ją pouczę i dam jeszcze nieco w kość, ta mała gloźnie poglywa podczas walk. Wiem, że mi daleko do kogoś, kto powinien ją pouczać, jednak ona walcząc w honolowym pojedynku... celuje w punkty baldzo wlażliwe, jak chociażby szyja. Miała szczęście, że walczyła ze mną, inni mogą nie być tak wylozumiali, chociaż... mnie też poniosło. Źle leaguję na ataki w szyję po tym, co wydarzyło się z ciocią Chaos – na koniec wypowiedzi głos młodej smoczycy stał się nienaturalnie ponury.
Nadęła nieco poliki i odetchnęła głęboko, przywdziewając uśmiech, jak drugą skórę.
– Naplawdę jestem wdzięczna za to, co dla nas lobicie. Wiem, że wcale nie musicie, sojusz nie wymaga przecież, abyście poświęcali się dla nas, dlatego tym baldziej to doceniam. I zawsze, gdy będzie coś wam glozić, gdziekolwiek i kiedykolwiek, możecie mnie wzywać – spojrzała błękitno srebrnymi oczami w te niebieskie uzdrowiciela.
Posłusznie wypijała kolejne wywary, krzywiąc się przy nich niemiłosiernie. Przy dziurawcu zaś zaniosła się tak paskudnym kaszlem, że część napoju trysnęła jej nosem. Zachichotała, jednak szybko przeprosiła. Chmiel przyjęła nieufnie. Nie lubiła uczucia, kiedy przestaje działać, zawsze bolała ją po nim głowa. Spojrzała w oczy samca i z rezygnacją wypiła i to, a potem położyła się na prawym boku. Ostatnie, co zapamiętała to to, jak samiec ocierał pysk.
Usmiechnęła się przy tym z leniwym rozbawieniem.
Nie czuła Maddary. Nic nie czuła.
Ale widziała i zupełnie nie rozumiała, co.
Odwróciłam się przodem do samca, aby nie musieć przekrzywiać szyi w ten nieprzyjemny sposób, któy sprawiał, że po dłuższej chwili smoka brały skurcze. Przymrużyłam lekko srebrzyste powieki, patrząc na niego czarnymi ślepiami. Przybliżyłam nieco swój pysk do jego pyska, ale go nie dotykałam. Buzowało we mnie to ironiczne rozbawienie, a może melancholia? Nie byłam pewna, ale gdy przemówiłam, mój głos był... słodki, jak ulepek i jadowity, niczym jad żmii.
– Nie każdemu dane jest towarzystwo drugiego smoka -stwierdziłam. – Te zwierzęta nie są ozdobą, znają nas lepiej, niż jakikolwiek inny smok mógłby nas zrozumieć. Są naszymi pomocnikami na polowaniach, czy w walce. Są towarzyszami – ostatnie słowa przeszły w szept, a ja odwróciłam się ponownie bokiem, unosząc łeb i patrząc w jasny błękit nieba. Rozpostarłam odrobinkę skrzydła, tak jakbym chciała wyskoczyć w przestworza. Nagle uśmiechnęłam się drapieżnie, zerkając w stronę samca i... oplotłam ogonem jego przednią łapę i faktycznie skoczyłam w przepaść pociągając go za sobą. W pewnej chwili oczywiście go puściłam, chciałam tylko go zaskoczyć, zaś ja sama z głęboki rykiem wibrującym w mej gardzieli, rozpostarłam potężne, rozłożyste skrzydła, łapiąc cieplejszy prąd powietrza, by wznieść się niemal pionowo ku górze. Machnęłam skrzydłami wręcz leniwie, a ciśnienie, jakie powstawało przy tym ruchu było iście satysfakcjonujące. Moja krew płonęła. Tyle księżyców byłam uziemiona, że teraz poddałam się euforii i poczuciu wolności, rzucając samcowi wyzywające, roziskrzone wejrzenie.
A on zawisł nieruchomo, przekrzykując wiatr tym ochrypłym głosem.
–Wyglądasz... jak pisklę, które poleciało po raz pierwszy.
Ach te poważne czerwone ślepia.
Słysząc jego słowa uśmiechnęłam się szczerze, ukazując przy tym niemal całe swoje uzębienia. Otworzyłam powieki i spojrzałam na niego błyszczącymi podekscytowaniem ślepiami. Zgarniając powietrze ramionami, zbliżyłam się do niego, a było to tak, jakbym nigdy nie miała dłuższej przerwy od podobnych wyczynów. Było to tak naturalne...
– I tak się właśnie czuję – zgodziłam się tym razem wyraźnie dźwięczącym głosem, w którym pojawiła się nuta rozbawienia. – Nie byłam w przestworzach od... – zamyśliłam się na chwilę, chcąc sobie przypomnieć, kiedy walczyłam po raz ostatni z Ognistym Wojownikiem, Gorzkim Piołunem. Z jakąś nostalgią uświadomiłam sobie, że ta walka była początkiem i końcem mojej kariery Czarodziejki... Taki szmat czasu. – Tak, nie latałam od ponad czterdziestu księżyców. Mogłam to zrobić od około dwóch, ale... chyba się bałam. Tak długo marzyłam o tym, aby wrócić na przestwór nieba, że gdy to było w końcu możliwe, nie byłam pewna własnych możliwości. A co, jeżeli moje mięśnie stały się tak słabe, że mnie nie utrzymają? – mówiąc to spojrzałam na niego z jakąś iskrą, zarówno melancholii, jak i irytacji, której sama nie rozumiałam.
Zwinęłam skrzydła i zapikowałam pod niego, łukiem podrywając się, aby wylecieć za nim i nad nim, by móc musnąć palcami przedniej prawej łapy jego grzbiet, a w następnej chwili skręcić lotem szybującym w lewo.
~ Ale się myliłam... Jest wspaniale... ~ samiec mógł usłyszeć w swym umyśle cichy głosik.
Gwiazdka otworzyła nagle oczy, kiedy coś trąciło ją mocno w ramię.
Poderwała się na równe łapy, mrugając szybko powiekami i rozejrzała się. Kiedy spostrzegła czarnego samca, jej serce zabiło szybko, tak strasznie dziwnie, ale wtedy zamiast czerwonych oczu, natkneła te ciepłe, błękitne.
Zakłopotana i skonfundowana podrapała się za uchem.
– Coś ty mi dał, takiego haju to nie miałam nawet, gdy mama laczyła nas swoimi kadzidłami – zaśmiała się trochę nerwowo, jeszcze nie bardzo wiedząc, co się dzieje.
- 05 wrz 2017, 17:12
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Łąka Młodych Smoków
- Odpowiedzi: 732
- Odsłony: 89747
Smoczyca znowu była ranna, ale wyjątkowo te rany, które nosiła, napawały ją dumą, bo były świadectwem pokonania dwójki przeciwników zesłanych przez Viliara. Nie mogła lecieć, więc kuśtykała, aż dotarła do najbliższego sobie miejsca, czyli na Łąkę.
Oddychając szybko, próbując nie zemdleć z upływu krwi, wezwała mentalną wiadomością ojca Melodyjki.
Nie chciała jej przeciążać, wczorajszego dnia leczyła zbyt wiele i była osłabiona, musiała porządnie odpocząć, była jeszcze pisklęciem przecież, nawet jeżeli na barkach miała złożony tak cięzki bagaż odpowiedzialności.
/2x średnia ;
1x ciężka
1x rana ciężka
Oddychając szybko, próbując nie zemdleć z upływu krwi, wezwała mentalną wiadomością ojca Melodyjki.
Nie chciała jej przeciążać, wczorajszego dnia leczyła zbyt wiele i była osłabiona, musiała porządnie odpocząć, była jeszcze pisklęciem przecież, nawet jeżeli na barkach miała złożony tak cięzki bagaż odpowiedzialności.
/2x średnia ;
1x ciężka
1x rana ciężka
- 05 wrz 2017, 9:08
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Parujące Źródło
- Odpowiedzi: 564
- Odsłony: 62092
Samiczka zastrzygła długimi błoniastymi uszami. Brakowało tylko na nich futrzastych pędzelków. Przekrzywiła łebek i uśmiechnęła się szeroko, zupełnie nie biorąc do siebie tego, że samiec ją przedrzeźniał.
Możliwe, że nawet nie wiedziała, że to robi, tylko zachichotała, bo w jego pysku brzmiało to tak... obco. Przywykła do tego, że mówi nieco inaczej, niż reszta. Nie umiała sama się nauczyć wymawiać tej paskudnej runy, przez którą tylko się pluła.
– Pustynny... to tak jak moja babcia, chociaż ja, jak widać, pomimo bycia gólską... jestem dosyć mała, to przez tatę, któly był północnym. Ale przynajmniej ciężko mnie złapać..., tlafić jednak już niekoniecznie tak tludno – rzuciła z rozbawieniem, mrużąc srebrno błękitne ślepka.
Nadęła kolczaste policzki, wywracając oczami. Podobała jej się rozmowa z tym smokiem, był bardziej otwarty, niż reszta, którą spotykała. Czasami nawet zaczynała sądzić, że samce tym różnią się od samicy, że są takie smutne i ponure, lub... zawstydzone w jej obecności. Kompletnie nie potrafiła tego zrozumieć, ale ten uśmiechał się przyjemnie. Poczuła lekkie drganie w sercu.
– Ja ciągle ćwiczę, nie widać? Właśnie plóbowałam obłaskawić wodę – rzuciła żartobliwie, pacając szponiastą łapą taflę.
Skrzywiła się z obrzydzeniem, gdy wilgoć spłyneła po jej łuskach i zapobiegawczo zastosowała krok w tył. Chyba miała dosyć na dzisiaj przełamywania własnych lęków.
– Dzisiaj mam już wolne, skończyłam szkolenie z dziadkiem, stoczyłam kilka pojedynków, chyba wystalczy dzisiejszego dnia glania na nelwach bogów – mówiąc to, spojrzała na niego kątem ślepia, a ogonem chlusnęła w wodę, chcąc go ochlapać.
– Ty lubisz to paskudztwo? No i sam nie jesteś jakoś stalszy, nie powinieneś ćwiczyć? – odgryzła się rezolutnie.
Możliwe, że nawet nie wiedziała, że to robi, tylko zachichotała, bo w jego pysku brzmiało to tak... obco. Przywykła do tego, że mówi nieco inaczej, niż reszta. Nie umiała sama się nauczyć wymawiać tej paskudnej runy, przez którą tylko się pluła.
– Pustynny... to tak jak moja babcia, chociaż ja, jak widać, pomimo bycia gólską... jestem dosyć mała, to przez tatę, któly był północnym. Ale przynajmniej ciężko mnie złapać..., tlafić jednak już niekoniecznie tak tludno – rzuciła z rozbawieniem, mrużąc srebrno błękitne ślepka.
Nadęła kolczaste policzki, wywracając oczami. Podobała jej się rozmowa z tym smokiem, był bardziej otwarty, niż reszta, którą spotykała. Czasami nawet zaczynała sądzić, że samce tym różnią się od samicy, że są takie smutne i ponure, lub... zawstydzone w jej obecności. Kompletnie nie potrafiła tego zrozumieć, ale ten uśmiechał się przyjemnie. Poczuła lekkie drganie w sercu.
– Ja ciągle ćwiczę, nie widać? Właśnie plóbowałam obłaskawić wodę – rzuciła żartobliwie, pacając szponiastą łapą taflę.
Skrzywiła się z obrzydzeniem, gdy wilgoć spłyneła po jej łuskach i zapobiegawczo zastosowała krok w tył. Chyba miała dosyć na dzisiaj przełamywania własnych lęków.
– Dzisiaj mam już wolne, skończyłam szkolenie z dziadkiem, stoczyłam kilka pojedynków, chyba wystalczy dzisiejszego dnia glania na nelwach bogów – mówiąc to, spojrzała na niego kątem ślepia, a ogonem chlusnęła w wodę, chcąc go ochlapać.
– Ty lubisz to paskudztwo? No i sam nie jesteś jakoś stalszy, nie powinieneś ćwiczyć? – odgryzła się rezolutnie.
- 03 wrz 2017, 11:02
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Parujące Źródło
- Odpowiedzi: 564
- Odsłony: 62092
Siedzenie w wodzie było... całkiem przyjemne, ale chyba dlatego, że była ciepła i pozwalała zesztywniałym mięśniom trochę się rozluźnić. Była jednak nieco za gorąca i znosiła to dwojako.
Zanurzyła łeb pod wodę i wynurzyła go nagle, gdy woda zalała jej nozdrza, zaczęła parkać i chlapać na wszystkie strony, wycofując się ku brzegowi.
– A niech to Dadu kopnie! – piszczała, otrząsając się z wilgoci.
Jedyny plus tej kąpieli był taki, że nagromadzony brud spod jej łusek roztopił się, a jej łuski zaczęły lśnić aksamitnym granatem. Kolce zjeżyły się na jej ciele, dopiero wtedy usłyszała czyjś głos.
Klapnęła zaskoczona na zadek, rozchlapując ciecz na wszystkie strony. Prawe ślepię, czarne z jaśniejącym wyraźnie błękitnym punktem spojrzało na samca.
– O-o, ta-ak, jasne/i] – wydukała, a następnie zaśmiała się cicho, przyglądając się uważnie kolczastemu samcowi.
Podziwiała chwilę jego mięśnie, nim nie wszedł do wody, oraz nastroszone kolce splamione czerwienią.
– Jesteś gólskim? – zapytała głupio, przekrzywiając kolczasty łeb na bok.
Zanurzyła łeb pod wodę i wynurzyła go nagle, gdy woda zalała jej nozdrza, zaczęła parkać i chlapać na wszystkie strony, wycofując się ku brzegowi.
– A niech to Dadu kopnie! – piszczała, otrząsając się z wilgoci.
Jedyny plus tej kąpieli był taki, że nagromadzony brud spod jej łusek roztopił się, a jej łuski zaczęły lśnić aksamitnym granatem. Kolce zjeżyły się na jej ciele, dopiero wtedy usłyszała czyjś głos.
Klapnęła zaskoczona na zadek, rozchlapując ciecz na wszystkie strony. Prawe ślepię, czarne z jaśniejącym wyraźnie błękitnym punktem spojrzało na samca.
– O-o, ta-ak, jasne/i] – wydukała, a następnie zaśmiała się cicho, przyglądając się uważnie kolczastemu samcowi.
Podziwiała chwilę jego mięśnie, nim nie wszedł do wody, oraz nastroszone kolce splamione czerwienią.
– Jesteś gólskim? – zapytała głupio, przekrzywiając kolczasty łeb na bok.
- 29 sie 2017, 14:14
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Parujące Źródło
- Odpowiedzi: 564
- Odsłony: 62092
Samiczka, czy też już młoda smoczyca, postanowiła przemóc swoje lęki. Przed wodą.
Przede wszystkim jednak pragnęła trochę rozluźnić napięte mięśnie i skórę w okolicy paskudnych blizn na boku i brzuchu, które ciągnęły ją niemiłosiernie.
Składając granatowo srebrne skrzydła po bokach, rozejrzała się czujnie dookoła dwukolorowymi ślepiami, pociągając nosem. Ciało smoczycy były trasznie zakurzone, gdyż dotąd preferowała jedynie kąpiele piaskowe. Kolce na ciele nastroszyły się lekko, gdy kołysząc równie kolczastym ogonem, śmignęła nim na bok, ścinając jakiś krzaczek. Źródło parowało, musiało być przyjemnie gorące, wyrzucało kłęby pary.
Obwiodła pyszczek granatowym jęzorem, wzięła drżący oddech i zanurzyła przednie chude łapy, krzywiąc się przy tym, jakby dotykała czegoś niezwykle paskudnego.
Przez ciało samiczki przepłynął dreszcz, ale zaciskając szczęki, nadymając kolczaste poliki, weszła głębiej, a gdy woda musnęła jej brzuch, pisnęła zduszonym głose, kładąc po sobie błoniaste uszy.
Czarne rogi zamigotały, niczym kryształ, gdy przekręciła łeb, rzucając ostatnie spojrzenie na boi, aż klapnęła w wodzie, mało dystyngowanie, pozwalając, aby bulgoczące paskudztwo zmywało z niej gęsty brud, rozluźniając ciało. Ale oczywiście spięła się cała, jakby ta woda miała ją zaraz pożreć.
Przede wszystkim jednak pragnęła trochę rozluźnić napięte mięśnie i skórę w okolicy paskudnych blizn na boku i brzuchu, które ciągnęły ją niemiłosiernie.
Składając granatowo srebrne skrzydła po bokach, rozejrzała się czujnie dookoła dwukolorowymi ślepiami, pociągając nosem. Ciało smoczycy były trasznie zakurzone, gdyż dotąd preferowała jedynie kąpiele piaskowe. Kolce na ciele nastroszyły się lekko, gdy kołysząc równie kolczastym ogonem, śmignęła nim na bok, ścinając jakiś krzaczek. Źródło parowało, musiało być przyjemnie gorące, wyrzucało kłęby pary.
Obwiodła pyszczek granatowym jęzorem, wzięła drżący oddech i zanurzyła przednie chude łapy, krzywiąc się przy tym, jakby dotykała czegoś niezwykle paskudnego.
Przez ciało samiczki przepłynął dreszcz, ale zaciskając szczęki, nadymając kolczaste poliki, weszła głębiej, a gdy woda musnęła jej brzuch, pisnęła zduszonym głose, kładąc po sobie błoniaste uszy.
Czarne rogi zamigotały, niczym kryształ, gdy przekręciła łeb, rzucając ostatnie spojrzenie na boi, aż klapnęła w wodzie, mało dystyngowanie, pozwalając, aby bulgoczące paskudztwo zmywało z niej gęsty brud, rozluźniając ciało. Ale oczywiście spięła się cała, jakby ta woda miała ją zaraz pożreć.
- 29 sie 2017, 10:43
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młode Spotkanie XI
- Odpowiedzi: 83
- Odsłony: 5439
Samiczka zamrugała powiekami i skierowała dwukolorowe ślepia na kremowo zielonego samczyka, czy też samca, z Ognia. Nie wiedziała, jak ma na imię Rozdwojony Kolec, jednak to nie było istotne.
Wysłuchała jego słów, a potem skinęła delikatnie łebkiem, nadal lekko się uśmiechając.
– Bo życie to nie opowieść, smoku Ognia. Telaz mówimy teoletycznie z zachowaniem tego, że w Stadzie znajdują się walczący. Jednak w życiu często jest tak, że w Stadzie są sami Adepci, czy też Łowcy, może Klelycy lub Uzdlowiciele. Może dwóch walczących pełnej langi. Więc kto, twoim zdaniem, powinien w takim przypadku stanąć do walki? Pisklęta? Adepci? Czy dwoje wojowników? A może jest to właśnie ten przypadek, kiedy nie wiek, nie langa są ważne, ale ochlona Stada, aby miało szansę przetlwać. Wojna nie jest splawiedliwa. Nie jest taka, jak w opowieściach, nie ma w niej honolu. To walka o przetlwanie. Owszem, wiem, że są też tak zwane wojny... pokojowe, chociaż to wielutne kłamstwo. Wojna to wojna, nawet jeżeli z uzasadnionymi działaniami, czy też jakimiś glanicami. Nigdy nie wiesz i nie masz pewności, co się wydarzy. Dlatego każdy, kto walczyć potlafi powinien to lobić, jeżeli Stadu blakuje łap do oblony – odpowiedziała dosyć poważnie, ale przyjemnym głosem, uśmiechając się szerzej.Następnie przemówił Ateral, więc skupiła się na jego podsumowaniu, kiwając czasem łebkiem, jakby do samej siebie.
Słuchała potem kolejnych pytań.
– Kiedyś Nalanlea chodziła po Ziemi. Telaz jesteś ty. Czy są w histolii wzmianki o pojawianiu się innych Bogów? Słyszałam legendę, że Nytba lubiła się czasem tu pojawiać, aby mamić samców, cokolwiek to znaczy.
Wysłuchała jego słów, a potem skinęła delikatnie łebkiem, nadal lekko się uśmiechając.
– Bo życie to nie opowieść, smoku Ognia. Telaz mówimy teoletycznie z zachowaniem tego, że w Stadzie znajdują się walczący. Jednak w życiu często jest tak, że w Stadzie są sami Adepci, czy też Łowcy, może Klelycy lub Uzdlowiciele. Może dwóch walczących pełnej langi. Więc kto, twoim zdaniem, powinien w takim przypadku stanąć do walki? Pisklęta? Adepci? Czy dwoje wojowników? A może jest to właśnie ten przypadek, kiedy nie wiek, nie langa są ważne, ale ochlona Stada, aby miało szansę przetlwać. Wojna nie jest splawiedliwa. Nie jest taka, jak w opowieściach, nie ma w niej honolu. To walka o przetlwanie. Owszem, wiem, że są też tak zwane wojny... pokojowe, chociaż to wielutne kłamstwo. Wojna to wojna, nawet jeżeli z uzasadnionymi działaniami, czy też jakimiś glanicami. Nigdy nie wiesz i nie masz pewności, co się wydarzy. Dlatego każdy, kto walczyć potlafi powinien to lobić, jeżeli Stadu blakuje łap do oblony – odpowiedziała dosyć poważnie, ale przyjemnym głosem, uśmiechając się szerzej.Następnie przemówił Ateral, więc skupiła się na jego podsumowaniu, kiwając czasem łebkiem, jakby do samej siebie.
Słuchała potem kolejnych pytań.
– Kiedyś Nalanlea chodziła po Ziemi. Telaz jesteś ty. Czy są w histolii wzmianki o pojawianiu się innych Bogów? Słyszałam legendę, że Nytba lubiła się czasem tu pojawiać, aby mamić samców, cokolwiek to znaczy.
- 28 sie 2017, 23:26
- Forum: Świątynia
- Temat: Ołtarz Erycala
- Odpowiedzi: 767
- Odsłony: 45127
Samiczka dzięki hojności swej matki oraz dziadka, uzbierała całkiem sprawnie sześć cytrynów, których zażądał od niej Erycal.
Przeleciała nad tereny wspólne, ale bez tej swojej gracji w powietrzu. Nazbyt wszystko ją bolało, a resztę drogi przeszła spacerkiem.
Weszła do świątyni, posyłając uśmiech każdemu z mijanych posągów, kierując się ku Ołtarzowi poświęconemu Erycalowi.
Dostrzegła tam swojego przyjaciela. Podeszła i liznęła go na powitanie w polik.
– Dobrze cię widzieć, ach, też liczysz na cud? – uśmiechnęła się, błyskajac dwukolorowymi ślepkami.
Przed sobą na ołtarzu położyła sześć lśniących cytrynów.
– Nie było to łatwe, ale się udało, oto kamienie, któle plagniesz – zaszczebiotała.
Przeleciała nad tereny wspólne, ale bez tej swojej gracji w powietrzu. Nazbyt wszystko ją bolało, a resztę drogi przeszła spacerkiem.
Weszła do świątyni, posyłając uśmiech każdemu z mijanych posągów, kierując się ku Ołtarzowi poświęconemu Erycalowi.
Dostrzegła tam swojego przyjaciela. Podeszła i liznęła go na powitanie w polik.
– Dobrze cię widzieć, ach, też liczysz na cud? – uśmiechnęła się, błyskajac dwukolorowymi ślepkami.
Przed sobą na ołtarzu położyła sześć lśniących cytrynów.
– Nie było to łatwe, ale się udało, oto kamienie, któle plagniesz – zaszczebiotała.
- 22 sie 2017, 18:36
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Pisklęca równina
- Odpowiedzi: 697
- Odsłony: 104401
Smoczyca uśmieszyła się, widząc nadchodzącą Morową. Wstała na równe chude łapy i skłoniła się lekko, co wywołało ból w ranach. Skrzywiła się lekko, jednak zaraz uśmiechnęła się szeroko, strzygąc błoniastymi szuami.
– Oj tak, tym lazem było udanie. Blisko obozu glasowały cztely wilki. Trzy udało mi się zabić, tylko z tym zadlapaniem, a czwalty uciekł, gdy dostał po zadku. No i pokonałam goblina, to on mnie tak urządził na Alenie. Vilial chyba lubi patrzeć, jak dostaję po grzbiecie. No, ale następnym lazem będę walczyć już z kimś innym – wyszczerzyła przy tym ząbki, niezwykle zadowolona z siebie.
Widziała, że z ziołami coś nie tak. Wcześniej tak nie wyglądały. Zachichotała jednak, kiedy Maddara wdarła się do jej ciała. Niezmiennie to ją łaskotało.
Rozprostowała się i cicho syknęła. Chyba nie wszystko się udało.
– To nic, zdarza się. Odpocznę tlochę i matka będzie spokojniejsza – uzupełniła. – Dziękuję ci za pomoc, cieszę się, że jeszcze nie masz mnie dosyć – mówiąc to przekrzywiła lekko łebek, mrugając do Uzdrowicielki dwukolorowymi ślepkami.
– Oj tak, tym lazem było udanie. Blisko obozu glasowały cztely wilki. Trzy udało mi się zabić, tylko z tym zadlapaniem, a czwalty uciekł, gdy dostał po zadku. No i pokonałam goblina, to on mnie tak urządził na Alenie. Vilial chyba lubi patrzeć, jak dostaję po grzbiecie. No, ale następnym lazem będę walczyć już z kimś innym – wyszczerzyła przy tym ząbki, niezwykle zadowolona z siebie.
Widziała, że z ziołami coś nie tak. Wcześniej tak nie wyglądały. Zachichotała jednak, kiedy Maddara wdarła się do jej ciała. Niezmiennie to ją łaskotało.
Rozprostowała się i cicho syknęła. Chyba nie wszystko się udało.
– To nic, zdarza się. Odpocznę tlochę i matka będzie spokojniejsza – uzupełniła. – Dziękuję ci za pomoc, cieszę się, że jeszcze nie masz mnie dosyć – mówiąc to przekrzywiła lekko łebek, mrugając do Uzdrowicielki dwukolorowymi ślepkami.
- 21 sie 2017, 18:25
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Pisklęca równina
- Odpowiedzi: 697
- Odsłony: 104401
Gwiazdka była zadowolona. Najpierw bardzo udane polowania, powalenie trzech wilków tylko z lekkim zadraśnięciem, a potem Arena Viliara. Tam poszło jej gorzej, ale przynajmniej zabiła tego paskudnego szkodnika, goblin, też mi coś.
Była ciekawa, z kim zmierzy się za dwa księżyce.
Z tymi pozytywnymi myślami usiadła sobie pośród traw, czekając na Uzdrowiciela. Morowa chyba nie będzie zła, chyba lubiła jej waleczność. Uśmiechnęła się pod nosem.
/x średnia
1x średnia
1x lekka
Była ciekawa, z kim zmierzy się za dwa księżyce.
Z tymi pozytywnymi myślami usiadła sobie pośród traw, czekając na Uzdrowiciela. Morowa chyba nie będzie zła, chyba lubiła jej waleczność. Uśmiechnęła się pod nosem.
/x średnia
1x średnia
1x lekka
- 20 sie 2017, 11:40
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Spotkanie V
- Odpowiedzi: 71
- Odsłony: 4126
Kolejną, która przybyła na znajome wezwanie była drobną gwiezdna samiczka. Wyrosła już nieco, ale nadal nie była większa od piętnastoksiężycowego smoka. Zapewne urośnie już nie wiele.
Kto by pomyślał, że krew tatki będzie miał taki wpływ na jej wzrost? Srebrno błękitne oczka lustrowały uważnie trzy samice i ich kompanów. Sowa na roga jej babki, piękny czarny pegaz i czerwona demonica za Zmorą oraz... sokół? Na grzbiecie Morowej.
Wylądowała z impetem, jak to miała w zwyczaju, pazurami drąc ziemię, a drobne kamyczki rozprysnęły się na boki. Złożyła błoniaste skrzydła po bokach i posłała promienny uśmiech wszystkim zebranym, jakby nieczuła na gęstą atmosferę, która otaczała Łowczynię i Ognistą Uzdrowicielkę.
Uśmiechnęła się też ciepło do babci, widziała ją dopiero drugi raz. Szybko nawet podeszła i liznęła ją w pyszczor, a potem chichocząc odbiegła kawałek dalej, siadając nieopodal Ognistej.
Wydawała się rozluźniona, chociaż paskudne blizny na prawym boku i brzuchu na pewno ją ciągnęły. Troszkę utykała przy tym na tylną prawą łapę, ale zdawało się, że jej to nie przeszkadza.
Skłoniła się przed Prorokiem, wlepiając w niego pełne uwielbienia, zalotne spojrzenie. Spojrzała na niego spode łba, uśmiechając się pod nosem i poderwała go, patrząc na Ognistą.
– Wyglądasz na zdenelwowaną, Molowa Zalazo. Coś się stało? – zatrzebiotała tym swoim wysokim słodkim głosikiem, patrząc na równinną otwartym spojrzeniem.
Kto by pomyślał, że krew tatki będzie miał taki wpływ na jej wzrost? Srebrno błękitne oczka lustrowały uważnie trzy samice i ich kompanów. Sowa na roga jej babki, piękny czarny pegaz i czerwona demonica za Zmorą oraz... sokół? Na grzbiecie Morowej.
Wylądowała z impetem, jak to miała w zwyczaju, pazurami drąc ziemię, a drobne kamyczki rozprysnęły się na boki. Złożyła błoniaste skrzydła po bokach i posłała promienny uśmiech wszystkim zebranym, jakby nieczuła na gęstą atmosferę, która otaczała Łowczynię i Ognistą Uzdrowicielkę.
Uśmiechnęła się też ciepło do babci, widziała ją dopiero drugi raz. Szybko nawet podeszła i liznęła ją w pyszczor, a potem chichocząc odbiegła kawałek dalej, siadając nieopodal Ognistej.
Wydawała się rozluźniona, chociaż paskudne blizny na prawym boku i brzuchu na pewno ją ciągnęły. Troszkę utykała przy tym na tylną prawą łapę, ale zdawało się, że jej to nie przeszkadza.
Skłoniła się przed Prorokiem, wlepiając w niego pełne uwielbienia, zalotne spojrzenie. Spojrzała na niego spode łba, uśmiechając się pod nosem i poderwała go, patrząc na Ognistą.
– Wyglądasz na zdenelwowaną, Molowa Zalazo. Coś się stało? – zatrzebiotała tym swoim wysokim słodkim głosikiem, patrząc na równinną otwartym spojrzeniem.
- 18 sie 2017, 14:41
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młode Spotkanie XI
- Odpowiedzi: 83
- Odsłony: 5439
Samiczka tym razem chyba nie miała wiele do powiedzenia, bo zdawało się, że wszystko, co powinno być powiedziane, zostało wypowiedziane.
Słuchała jednak z uwagą każdego wypowiadającego się.
Zmrużyła lekko oczka.
–Zdlada to coś stlasznego. Powinna być kalana. Smok, któly opuszcza swoje Stado zna wszystkie jego tajemnice. Nie powinno być to dopuszczane, chociaż uważam jednocześnie, że do odejścia powinny mieć plawo smoki... młode, te, któle są przed dlogą Adepcką, póki nie przysięgają wielności. Bo potem, gdy już przysięgną wielność i odejdą? Co słowo takiego smoka znaczy na przyszłość? – powiedziała dosyć cicho, jak na siebie, zamyślona.
– Podczas wojny każdy smok, któly jest zdolny do walki, powinien do niej stanąć. Inni powinni chlonić obóz, pisklęta i stalszych. Na pielwszym miejscu powinno być swoje własne Stado. Ono jest najważniejsze. – Dodala, owijając przednie łapki ogonem.
Słuchała jednak z uwagą każdego wypowiadającego się.
Zmrużyła lekko oczka.
–Zdlada to coś stlasznego. Powinna być kalana. Smok, któly opuszcza swoje Stado zna wszystkie jego tajemnice. Nie powinno być to dopuszczane, chociaż uważam jednocześnie, że do odejścia powinny mieć plawo smoki... młode, te, któle są przed dlogą Adepcką, póki nie przysięgają wielności. Bo potem, gdy już przysięgną wielność i odejdą? Co słowo takiego smoka znaczy na przyszłość? – powiedziała dosyć cicho, jak na siebie, zamyślona.
– Podczas wojny każdy smok, któly jest zdolny do walki, powinien do niej stanąć. Inni powinni chlonić obóz, pisklęta i stalszych. Na pielwszym miejscu powinno być swoje własne Stado. Ono jest najważniejsze. – Dodala, owijając przednie łapki ogonem.
- 14 sie 2017, 22:40
- Forum: Świątynia
- Temat: Ołtarz Erycala
- Odpowiedzi: 767
- Odsłony: 45127
Obolała samiczka przybyła do Świątyni.
Minęła zaledwie doba, odkąd jej babcia uratowała jej życie, ale ból ciała pozostał. Dotarła samotnie do Świątyni, jeszcze nikomu nie mówiła o swoich przeżyciach, ale poruszanie się sprawiało jej trudności.
Nie mogła sobie na to pozwolić, zważywszy na to, że była taką fajtłapą.
Stanęła przed ołtarzem i skłoniła się.
– Najjaśniejszy Panie Leczenia, ploszę, spójrz na mnie i powiedz, czy jest możliwość zwlócenia mi zdlowia? Co musiałabym zlobić, abyś zechciał napełnić mnie swą mocą? – wyszeptała, przygaszona.
Minęła zaledwie doba, odkąd jej babcia uratowała jej życie, ale ból ciała pozostał. Dotarła samotnie do Świątyni, jeszcze nikomu nie mówiła o swoich przeżyciach, ale poruszanie się sprawiało jej trudności.
Nie mogła sobie na to pozwolić, zważywszy na to, że była taką fajtłapą.
Stanęła przed ołtarzem i skłoniła się.
– Najjaśniejszy Panie Leczenia, ploszę, spójrz na mnie i powiedz, czy jest możliwość zwlócenia mi zdlowia? Co musiałabym zlobić, abyś zechciał napełnić mnie swą mocą? – wyszeptała, przygaszona.
- 09 sie 2017, 13:49
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młode Spotkanie XI
- Odpowiedzi: 83
- Odsłony: 5439
Samiczka zastrzygła uszkami, słuchając odpowiedzi swego przyjaciela, a potem rozszerzyła gwałtownie oczka, słysząc, że to sam Ateral!
Och, na miłościwych Bogów, nie miała pojęcia, że kiedykolwiek dostąpi zaszczytu zobaczenia Boga na żywo!
W światyni czasem odpowiadały jej głosy Bogów, ale tak naprawdę widziała tylko posągi i ich mgliste wyobrażenia, a tutaj był sam Władca Śmierci!
Uważniej więc mu się przejrzała, przekrzywiając pyszczek, nie mogąc przestać go podziwiać. Cóż za opanowanie, co za godność... co za bestialstwo.
To było ostatnie, co pomyślała, gdy nagle lód skuł pyszczek młodego samczyka. Zmarszczyła nosek, kołysząc nerwowo ogonem, a potem podeszła do młodego Cienistego, wnioskując po zapachu.
– To nie było boskie zachowanie, Atelalu. To tylko młody smok, któly uczy się świata, ma plawo wątpić. Czy w ten sposób tlaktujesz swoich wyznawców lub plóbujesz przekonać nowych do siebie? Może ten samczyk nie pochodzi z tych stlon i poznaje? A, o ile wiem, wiekiem młodości są wątpliwości – powiedziała swym słodkim, wysokim głosikiem, z wyrzutem i jakby przykrością, patrząc srebrno błękitnymi ślepkami na Boga.
A ona go podziwiała!
Dotknęła delikatnie barku samczyka, uśmiechając się ciepło, po chochlikowemu.
– Poczekaj, może pomogę... z odmlożeniami jeszcze nie miałam do czynienia, przeważnie tlaktowano mnie ogniem i kwasem – zaśmiała się cicho i spróbowała wyciszyć umysł.
Władanie Maddarą nie było jej mocną stroną, ale znała podstawy. Chciała stworzyć wokół pyszczka samczyka ciepły podmuch powietrza, niczym w gorący letni dzień, który nadtopi lód.
Potem odsunęła się, rzucając im jeszcze ras troskliwie, na wpół radosne spojrzenie i wróciła do Krwistego.
Słuchała uważnie każdych odpowiedzi, kiwając łebkiem.
– Mama opowiadała mi nieco o Stadach, jak byłam malutka. Mówiła, że każde Stado ma własne ziemie, któlych się trzymają. Lóżnią się nazwą, zapachem. Ale przede wszystkim wyznają nieco inne waltości na życie. Stado skupia smoki myślące mniej więcej podobnie, marzące o podobnych ideałach dla Stada. Mają nieco inną... tą... mentalność. Chociaż to nie wyklucza podobnych celi, bo każde Stado chce być silne, wielkie, mieć duże teleny, mieć dobrze wyszkolone smoki. Stada lóżnią zaś... często niepolozumienia i uprzedzenia. Na przykład Cień długo gniewał się na Wodę, ale wydaje mi się, że są też takie, któle nie całkiem zgadzają się z tą opinią i mimo wszystko sami poznają inne smoki, aby nie kalać całego Stada. Obecnie Ziemia nie lubi Wody, chyba chodzi o coś, co się stało jakiś czas temu... nie wiem, co to było, byłam wtedy pisklęciem, a telaz nie wielu o tym chce lozmawiać. Ogień pokłócił się za to z Cieniem. Tyle wiem.
Pewnie mają inne pomysły na życie i się ze sobą nie zgadzają? A może chcą nowych telenów? To w sumie ciekawe – mówiła, a potem wzruszyła lekko barkami, przekrzywiając łebek i patrząc po wszystkich zebranych młodych smokach.
A gdy przemówiła jej siostrzyczka, zamrugała powiekami i przygarnęła ją do siebie. Dlaczego mówi takie straszne rzeczy?
– Wiesz, Melodyjko. Takie jest życie, pisklę, któle wykluwa się w danym Stadzie jest wychowywane w jego kulturze i długo nie ma okazji poznać innej, poza swoją własną, a więc często nasiąka tladycjami swojego Stada. Masz tam lodzinę. I wiesz, to nie jest tak, że ogólna opinia na temat Stada i jego... cech, musi być tym, czym ty jesteś. W każdym stadzie znajdzie się ktoś myślący nieco inaczej i mający tlochę inne podejście do pewnych splaw. W sumie nie wiem, jak to jest z tym... przechodzeniem, osobiście nie mieści mi się to w głowie, dlaczego miałby ktoś opuszczać swoje Stado, któle dało mu schlonienie, wyżywienie, lodzinę, opiekę, na rzecz innego... To takie... samolubne.
Och, na miłościwych Bogów, nie miała pojęcia, że kiedykolwiek dostąpi zaszczytu zobaczenia Boga na żywo!
W światyni czasem odpowiadały jej głosy Bogów, ale tak naprawdę widziała tylko posągi i ich mgliste wyobrażenia, a tutaj był sam Władca Śmierci!
Uważniej więc mu się przejrzała, przekrzywiając pyszczek, nie mogąc przestać go podziwiać. Cóż za opanowanie, co za godność... co za bestialstwo.
To było ostatnie, co pomyślała, gdy nagle lód skuł pyszczek młodego samczyka. Zmarszczyła nosek, kołysząc nerwowo ogonem, a potem podeszła do młodego Cienistego, wnioskując po zapachu.
– To nie było boskie zachowanie, Atelalu. To tylko młody smok, któly uczy się świata, ma plawo wątpić. Czy w ten sposób tlaktujesz swoich wyznawców lub plóbujesz przekonać nowych do siebie? Może ten samczyk nie pochodzi z tych stlon i poznaje? A, o ile wiem, wiekiem młodości są wątpliwości – powiedziała swym słodkim, wysokim głosikiem, z wyrzutem i jakby przykrością, patrząc srebrno błękitnymi ślepkami na Boga.
A ona go podziwiała!
Dotknęła delikatnie barku samczyka, uśmiechając się ciepło, po chochlikowemu.
– Poczekaj, może pomogę... z odmlożeniami jeszcze nie miałam do czynienia, przeważnie tlaktowano mnie ogniem i kwasem – zaśmiała się cicho i spróbowała wyciszyć umysł.
Władanie Maddarą nie było jej mocną stroną, ale znała podstawy. Chciała stworzyć wokół pyszczka samczyka ciepły podmuch powietrza, niczym w gorący letni dzień, który nadtopi lód.
Potem odsunęła się, rzucając im jeszcze ras troskliwie, na wpół radosne spojrzenie i wróciła do Krwistego.
Słuchała uważnie każdych odpowiedzi, kiwając łebkiem.
– Mama opowiadała mi nieco o Stadach, jak byłam malutka. Mówiła, że każde Stado ma własne ziemie, któlych się trzymają. Lóżnią się nazwą, zapachem. Ale przede wszystkim wyznają nieco inne waltości na życie. Stado skupia smoki myślące mniej więcej podobnie, marzące o podobnych ideałach dla Stada. Mają nieco inną... tą... mentalność. Chociaż to nie wyklucza podobnych celi, bo każde Stado chce być silne, wielkie, mieć duże teleny, mieć dobrze wyszkolone smoki. Stada lóżnią zaś... często niepolozumienia i uprzedzenia. Na przykład Cień długo gniewał się na Wodę, ale wydaje mi się, że są też takie, któle nie całkiem zgadzają się z tą opinią i mimo wszystko sami poznają inne smoki, aby nie kalać całego Stada. Obecnie Ziemia nie lubi Wody, chyba chodzi o coś, co się stało jakiś czas temu... nie wiem, co to było, byłam wtedy pisklęciem, a telaz nie wielu o tym chce lozmawiać. Ogień pokłócił się za to z Cieniem. Tyle wiem.
Pewnie mają inne pomysły na życie i się ze sobą nie zgadzają? A może chcą nowych telenów? To w sumie ciekawe – mówiła, a potem wzruszyła lekko barkami, przekrzywiając łebek i patrząc po wszystkich zebranych młodych smokach.
A gdy przemówiła jej siostrzyczka, zamrugała powiekami i przygarnęła ją do siebie. Dlaczego mówi takie straszne rzeczy?
– Wiesz, Melodyjko. Takie jest życie, pisklę, któle wykluwa się w danym Stadzie jest wychowywane w jego kulturze i długo nie ma okazji poznać innej, poza swoją własną, a więc często nasiąka tladycjami swojego Stada. Masz tam lodzinę. I wiesz, to nie jest tak, że ogólna opinia na temat Stada i jego... cech, musi być tym, czym ty jesteś. W każdym stadzie znajdzie się ktoś myślący nieco inaczej i mający tlochę inne podejście do pewnych splaw. W sumie nie wiem, jak to jest z tym... przechodzeniem, osobiście nie mieści mi się to w głowie, dlaczego miałby ktoś opuszczać swoje Stado, któle dało mu schlonienie, wyżywienie, lodzinę, opiekę, na rzecz innego... To takie... samolubne.
- 04 sie 2017, 19:52
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młode Spotkanie XI
- Odpowiedzi: 83
- Odsłony: 5439
Chyba nikt nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo była zdumiona Gwiazdka, kiedy usłyszała cichy, zimny głos gdzieś nad swym uchem, chociaż nigdzie nikogo nie widziała!
Przez chwilę myślała, że zmęczenie sprawia, że wariuje, ale ten głos pokazał jej miejsce, którego jeszcze nigdy nie widziała, ani o nim nie słyszała.
Nie wiedziała, czym jest, ale...
Bardzo chciała to sprawdzić, dlategop też wyszła z groty matki i wzbiła się w powietrze, machając gwałtownie skrzydłami. Uwielbiała latać, tylko wtedy było w niej coś z gracji, jednak gdy dotarła na miejsce, zobaczyła wiele młodych smoków! Pachnieli śmiesznie, jakby pochodzili ze wszystkich Stad, nigdy nie widziała takiej zbieraniny!
Ze zgromadzenia znała tylko Atralną Łuskę oraz Krwistego, więc gdy wylądowała z impetem na ziemi, pazurami ryjąc ziemię, podeszła do nich, usiadła jednak koło KRwistego, posyłając ciepły uśmiech swej ciotce Astralnej.
Nachyliła się ku Ziemnemu, szepcząc do jego długiego ucha.
– Kim jest ten smok? I po co tu nas wezwano? Też słyszałeś głos? O czym mówicie? – głos samiczki był na tyle cichy, aby tylko on mógł ją usłyszeć.
Potem uniosła łebek, strzygąc uszami, aby rozejrzeć się z zaciekawieniem dookoła, próbując zrozumieć, o czym rozmawiają, a potem wlepiła dwukolorowe ślepka w szarego smoka przed nimi.
Wydawał się być... nie z tej ziemi. Miał przepiękne czarne ślepia ze srebrnymi plamkami, niczym nocne niebo.
Aż westchnęła z zachwytu.
Przez chwilę myślała, że zmęczenie sprawia, że wariuje, ale ten głos pokazał jej miejsce, którego jeszcze nigdy nie widziała, ani o nim nie słyszała.
Nie wiedziała, czym jest, ale...
Bardzo chciała to sprawdzić, dlategop też wyszła z groty matki i wzbiła się w powietrze, machając gwałtownie skrzydłami. Uwielbiała latać, tylko wtedy było w niej coś z gracji, jednak gdy dotarła na miejsce, zobaczyła wiele młodych smoków! Pachnieli śmiesznie, jakby pochodzili ze wszystkich Stad, nigdy nie widziała takiej zbieraniny!
Ze zgromadzenia znała tylko Atralną Łuskę oraz Krwistego, więc gdy wylądowała z impetem na ziemi, pazurami ryjąc ziemię, podeszła do nich, usiadła jednak koło KRwistego, posyłając ciepły uśmiech swej ciotce Astralnej.
Nachyliła się ku Ziemnemu, szepcząc do jego długiego ucha.
– Kim jest ten smok? I po co tu nas wezwano? Też słyszałeś głos? O czym mówicie? – głos samiczki był na tyle cichy, aby tylko on mógł ją usłyszeć.
Potem uniosła łebek, strzygąc uszami, aby rozejrzeć się z zaciekawieniem dookoła, próbując zrozumieć, o czym rozmawiają, a potem wlepiła dwukolorowe ślepka w szarego smoka przed nimi.
Wydawał się być... nie z tej ziemi. Miał przepiękne czarne ślepia ze srebrnymi plamkami, niczym nocne niebo.
Aż westchnęła z zachwytu.
- 27 lip 2017, 23:04
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Mała plaża
- Odpowiedzi: 944
- Odsłony: 139031
O tak, przekupstwo żarełkiem zawsze przejdzie, w tym przypadku powiedzenie: "Przez żołądek do serca", jak najbardziej pasuje do Gwiazdki.
Aż dziw, że nie roztyła się niemiłosiernie, bacząc na to, jakie ilości jedzenia pochłaniała, nie wiele brakowało jej do kruszyny, ale jadła za troje.
Ten bażancik to tylko stępił nieco jej głód, i tyle.
Poniuchała w powietrzu, patząc na resztki samczyka:
– Jesz jeszcze? – dorzuciła nieśmiało, uśmiechając się lekko.
A potem się rozpogodziła.
– Oj tak, mam jest niesamowite, to baldzo silna smoczyca, nie dała się przeciwnościom i jest świetna w tym, co lobi. Uwierzysz, że za pisklęcia obwiniałam Hansel o to, że mam jest ślepa... całe moje pisklęctwo przewalczyłyśmy ze sobą – uśmiechnęła się z rozrzewnieniem na wspomnienie ich smoczo ptasich sprzeczek.
Zastrzygła swoimi błoniastymi uszami.
– E tam dziwne, uszy jak uszy, to chyba domena północnej klwi, też mam, widzisz? Nie ma co się przejmować. W ogóle, twoja mam to Przywódczyni? Wow, Opoka Ziemi, dobrze pamiętam? Mama kiedyś opowiadała mi o Stadach. Może dlatego jest tlochę szolstka? Obowiązki wobec całego Stada muszą być ciężkie, maltwi się za was wszystkich – zmarszczyła lekko nosek.
Aż dziw, że nie roztyła się niemiłosiernie, bacząc na to, jakie ilości jedzenia pochłaniała, nie wiele brakowało jej do kruszyny, ale jadła za troje.
Ten bażancik to tylko stępił nieco jej głód, i tyle.
Poniuchała w powietrzu, patząc na resztki samczyka:
– Jesz jeszcze? – dorzuciła nieśmiało, uśmiechając się lekko.
A potem się rozpogodziła.
– Oj tak, mam jest niesamowite, to baldzo silna smoczyca, nie dała się przeciwnościom i jest świetna w tym, co lobi. Uwierzysz, że za pisklęcia obwiniałam Hansel o to, że mam jest ślepa... całe moje pisklęctwo przewalczyłyśmy ze sobą – uśmiechnęła się z rozrzewnieniem na wspomnienie ich smoczo ptasich sprzeczek.
Zastrzygła swoimi błoniastymi uszami.
– E tam dziwne, uszy jak uszy, to chyba domena północnej klwi, też mam, widzisz? Nie ma co się przejmować. W ogóle, twoja mam to Przywódczyni? Wow, Opoka Ziemi, dobrze pamiętam? Mama kiedyś opowiadała mi o Stadach. Może dlatego jest tlochę szolstka? Obowiązki wobec całego Stada muszą być ciężkie, maltwi się za was wszystkich – zmarszczyła lekko nosek.
- 26 lip 2017, 23:48
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Mała plaża
- Odpowiedzi: 944
- Odsłony: 139031
Tym razem to Gwiazdka w końcu zaczęła jeść, a robiła to z namiętnością godną Bogów. Mruczała przy tym, czasem zamlaskała czy zadziamgała. Uwielbiała jeść, była to jej największa namiętność zaraz po walkach.
Mama swego czasu musiała chować przed nią jedzenie ze składzika lub nasyłać Hansel, aby miała czym innych karmić.
Oblizała zakrwawiony pyszczek granatowym jęzorkiem.
– I baldzo dobrze. Wierz w siebie, bo czasem tylko to nam pozostaje, gdy już każdy z nas zwątpi. Poza tym, ja tam sądzę, że zapowiadasz się obiecująco – wzruszyła kolczastymi ramionami, a gdy skończyła, zakopała resztki.
Następnie przesunęła się pół ogona dalej i... zaczęła tarzać się w piasku, niczym w róbel, aby zmyć z siebie całą krew.
Uniosła łebek.
– To Mistycznooka, najlepsza Łowczyni i najcudowniejsza smoczyca, jaką spotkałam. Chyba nie ma na świecie dlugiej tak kochającej i oddanej wszystkim smoczycy, cieszę się, że jest moją mamusią, jestem z tego dumna – wyrzekła. – A kim jest twoja? – zagadnęła niewinnie, trąc polikiem o piach.
Mama swego czasu musiała chować przed nią jedzenie ze składzika lub nasyłać Hansel, aby miała czym innych karmić.
Oblizała zakrwawiony pyszczek granatowym jęzorkiem.
– I baldzo dobrze. Wierz w siebie, bo czasem tylko to nam pozostaje, gdy już każdy z nas zwątpi. Poza tym, ja tam sądzę, że zapowiadasz się obiecująco – wzruszyła kolczastymi ramionami, a gdy skończyła, zakopała resztki.
Następnie przesunęła się pół ogona dalej i... zaczęła tarzać się w piasku, niczym w róbel, aby zmyć z siebie całą krew.
Uniosła łebek.
– To Mistycznooka, najlepsza Łowczyni i najcudowniejsza smoczyca, jaką spotkałam. Chyba nie ma na świecie dlugiej tak kochającej i oddanej wszystkim smoczycy, cieszę się, że jest moją mamusią, jestem z tego dumna – wyrzekła. – A kim jest twoja? – zagadnęła niewinnie, trąc polikiem o piach.












