Znaleziono 254 wyniki

autor: Słodycz Zbawienia
29 wrz 2015, 23:52
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Stara brzoza
Odpowiedzi: 631
Odsłony: 91074

Pokręciłam lekko łbem, śmiejąc się cicho. – W tym wypadku nie bardzo. Krew nie zbierała się w ciele, ale wypływała na zewnątrz. – wyjaśniłam, konkretnie i bez niedomówień. – Teoretycznie masz rację. Ale żeby nastawić kość i tak musisz trzymać skrzydło, nasadę, a najlepiej i drugą część złamanej kości. W tym przypadku akurat położenie skrzydła nic nie zmieni. I tak musisz je lekko unieść i przekręcić. Poza tym, o ile błona nie jest doszczętnie zniszczona, to pomoże utrzymać skrzydło we względnie stabilnej pozycji. – mrugnęłam do niej lekko, a po chwili mój twór się zmienił. Ze złamanego skrzydła stał się pyskiem. Niezbyt dużym, na ślepię młodego samca. Czarne ślepia byłyby urzekające, gdyby nie długa szrama, ciągnąca się od prawej części czoła, przez ślepię, po sam podbródek. Ślepię było przecięte wpół, dość głęboko, podobnie jak sama szrama. Cięcie uszkodziło kości czaszki. Nieco nad górną krawędzią cięcia widać było wybrzuszenie. Niewielkie, ale stale powiększające się. Szare łuski poznaczone były czerwonymi strugami krwi. – Zapraszam. – kiwnęłam łbem w stronę łba, czekając na opis sytuacji.
autor: Słodycz Zbawienia
21 wrz 2015, 19:18
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Stara brzoza
Odpowiedzi: 631
Odsłony: 91074

Pokiwałam powoli łbem z lekkim uśmiechem widniejącym na pysku. – Owszem, złamane kości często kaleczą mięśnie je okalające. Kalina jednak działa przede wszystkim na krwawienie wewnętrzne. Ale wtedy, gdy krew zbiera się wewnątrz, zamiast wypływać poza ciało, jak to zwykle bywa. Czasami uderzenie jest na tyle silne, że łamie kość i zgniata jakieś naczynie krwionośne, a odłamki kości je przebijają. Nie ma dziury w ciele jako takiej, więc nie widać, co się dzieje. Krew z przedziurawionego naczynia wylewa się w ciało, nie ma ujścia. Może uciskać inne naczynia, mięśnie czy nawet narządy. Smok może się wykrwawić nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Skoro nic nie cieknie mu z łapy uważa, że po prostu boli. Serce nie będzie miało czego pompować i w końcu przestanie bić. – wyjaśniłam, pozwalając Zabłąkanej wyobrazić sobie taką sytuację. To ważne, aby zdawać sobie sprawę z tego, że to, że czegoś nie widać nie znaczy, że tego nie ma. – Oczywiście, że przy tych lżejszych skaleczeniach też można tak robić. Jednak wówczas krwawienie jest doprawdy niewielkie. Krew sama zakrzepnie, pojawi się strup. Zdążysz oczyścisz ranę, pozbyć się strupa i zregenerować uszkodzone naczynia krwionośne, bo ciśnienie krwi nie jest zbyt wielkie. W takich sytuacjach nie dość, że takie zadrapanie jest niegroźne, to uszkodzone są niewielkie naczynia krwionośne. – dodałam, spoglądając na nią uważnie. Po chwili przechyliłam lekko łeb na bok, słysząc jej obronę odnośnie twardego podłoża. – To, że masz swoje zdanie jest dobre. Czasami jednak nie warto się upierać przy czymś, co i tak ci nie pomoże. Bo wyjaśnij mi, proszę, po co kłaść skrzydło na jakimś kamieniu chociażby, poruszając nim i przekręcając, aby ułożyć, przysparzając smokowi bólu? Kość musi zostać umieszczona tam, gdzie jej miejsce. Najlepiej to zrobić w pozie najbardziej naturalnej dla danej kończyny. Ale położenie skrzydła na kamieniu nic ci nie da podczas nastawiania kości. Oparcie nic ci nie da, bo tak czy siak musisz wepchnąć kość w odpowiednie miejsce i scalić ją z pozostałą jej częścią. – powiedziałam, czekając. Zapewne będzie chciała się jakoś bronić.
autor: Słodycz Zbawienia
18 wrz 2015, 20:42
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Stara brzoza
Odpowiedzi: 631
Odsłony: 91074

Tak jak wcześniej, wysłuchałam Zabłąkanej nie przerywając jej ani razu. To by było co najmniej niegrzeczne, nie mówiąc już o tym, że w przypadku popełnionego błędu, Łuska nie miałaby szansy skonfrontować swojej wizji z tym, jak najlepiej zająć się smokiem w tym przypadku. Gdy kleryczka skończyła, odczekałam chwilę, a na moim pysku cały czas widniał delikatny uśmiech. – Z ziołami sobie radzisz. Jeśli masz jakieś zapasy, możesz je stosować wymiennie. Tutaj sprawdziłaby się także nawłoć, czy topola chociażby. Wszystko zależy od tego, co masz. – powiedziałam. – Jeśli chodzi o zioła na skrzydło, raczej wstrzymałabym się z kaliną. Krew nie bardzo ma się gdzie zbierać i łatwo się jej pozbyć. Lepiej coś na dezynfekcję. Albo topolę czy lawendę. Ta ostatnia nie tylko zapobiegnie zapaleniu, ale i uspokoi smoka. Dzięki temu usypianie nie będzie konieczne. Ale oczywiście, można. Zwłaszcza wtedy, gdy smok, którego leczysz, jest od ciebie większy. Wtedy też możesz posłużyć się magicznymi łapami. Sprawdzą się zarówno przy złamaniach otwartych, jak i zamkniętych. – wyjaśniłam, przyglądając się tworowi, który stworzyłam. – Pamiętaj też, że nie wszystkie rany muszą być zadane w tym samym czasie i przez tego samego osobnika. Im rana świeższa, tym łatwiej się nią zająć. Im dłużej smok chodzi ze złamaniem czy zadrapaniem, tym większa szansa, że kości źle się zrosną, a zakażenie opanuje organizm. – dodałam i wskazałam na krwawiące zadrapania. – Mam małą uwagę odnośnie samego procesu leczenia. W przypadku poważniejszych ran, lepiej zacznij od zamknięcia uszkodzonych naczyń krwionośnych. Smok straci mniej krwi, a ty będziesz musiała tylko raz oczyścić rany. Bo to drugi etap. Pozbycie się wszystkiego, co nie spełni swojej roli, albo jest zbędne. Dzięki zatamowaniu krwawienia lepiej widzisz ranę. Magia magią, ale czasami lepiej spojrzeć własnym ślepiem. A po oczyszczeniu ran zregeneruj połączenia naczyń krwionośnych i je otwórz. Krew będzie swobodnie płynąć po ciele smoka, tak, jak powinna. A tobie pozostaną mięśnie i inne tkanki. – co jakiś czas przesuwałam pazurem nad raną, jakbym pokazywała jak układają się naczynia krwionośne w tworze. Oblizałam gadzie wargi i kontynuowałam. – W przypadku jakiegokolwiek uszkodzenia kości upewnij się, że nie ma żadnych odłamków. Jeśli są, lepiej się ich pozbyć niż dopasowywać do kości. A w przypadku uszkodzenia błony skrzydła. – przesunęłam pazur nad wymienioną część smoczego ciała. – Stwórz jakąś płachtę, albo weź skórę od łowcy. Napnij ją i połóż na niej skrzydło. Błonę, która pozostała postaraj się rozłożyć na płachcie. Im mniej do odtwarzania, tym szybciej ci pójdzie, a smok szybciej dojdzie do siebie. Nastawiać złamań nie musisz na czymś twardym. Wystarczy odpowiednio złapać najbliższe stawy, a wszystko pójdzie dobrze. – powiedziałam i uśmiechnęłam się, niewątpliwie czekając na pytania.
autor: Słodycz Zbawienia
17 wrz 2015, 19:32
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Stara brzoza
Odpowiedzi: 631
Odsłony: 91074

Zaśmiałam się cicho na jej słowa. – Och, w tym wieku to nic trudnego. – mrugnęłam do niej wesoło. Nauka z Zabłąkaną wprawiła mnie w dobry nastrój. Moja łapa co jakiś czas przesuwała się po grzbiecie Kuramy, który po prostu leżał i odpoczywał. – No dobrze. W takim razie spróbujmy kolejnego przypadku. Jak wcześniej. Powiedz jak według ciebie rana powstała, jakich ziół byś użyła i pokrótce opisz to, jakbyś ranę wyleczyła. – powiedziałam. Najlepiej uczyć na przykładach. Rozmowa i zrozumienie to jedno. Ale praktyka zawsze się przyda. Nawet najlepszy teoretyk nie poradzi sobie w trudnej sytuacji, jeśli wcześniej nie przejdzie do praktyki.
Po niedługiej chwili ogon zniknął, a w jego miejsce pojawił się smoczy grzbiet i lewe skrzydło. Błona była w opłakanym stanie. Pozostały z niej raczej strzępy, główna kość była złamana, na szczęście było to złamanie zamknięte. Krew sączyła się z naczyń krwionośnych. Brązowe łuski na grzbiecie były poharatane. Na grzbiecie, kawałek od nasady ogona widać było kilka zadrapań. Dość głębokich, sięgały nie tylko samej skóry ale i mięśni pod nimi. Było ich z sześć. Tutaj krwawienie było bardziej obfite. Ślady skierowane były ku skrzydłu, choć sama nasada była nienaruszona. Jakby coś próbowało przeciąć smoka na pół, w poprzek.
autor: Słodycz Zbawienia
15 wrz 2015, 23:41
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Stara brzoza
Odpowiedzi: 631
Odsłony: 91074

Pokiwałam powoli łbem. Nie oczekiwałam, że Zabłąkana bez namysłu zgodzi się ze mną i będzie podążać za moimi słowami. Dobrze, że myśli. Wszak dla uzdrowiciela to bardzo cenna umiejętność. Ale i dla smoka samego w sobie. Przynajmniej są mniejsze szanse, że ktoś ją zmanipuluje i wykorzysta. – W pewnym sensie masz rację. Jeśli przybywasz do smoka tak rannego, że jego serce ledwo bije i nie uda ci się go uratować, jego bliscy oskarżą ciebie. Nie smoka, który zranił. Nie smoka, który się nie obronił. Tego, kto choć robił co mógł, nie był w stanie wygrać z czasem. – stwierdziłam. Nie chciałam jednak dołować Zabłąkanej. – Miałam kiedyś taką sytuację. Wojownik Cienia zmarł mi na łapach. Drugi wojownik Cienia rozwalił mu łeb tak, że ciężko było rozróżnić poszczególne fragmenty czaszki. Jego śmierć spadła na mnie. Myślałam, że się na mnie rzucą. – pokręciłam lekko łbem, śmiejąc się cicho. – A później i tak pomagałam Cienistym. Grunt, żebyś nie dała się stłamsić. Niech sobie mówią, co chcą. Znaj swoją wartość. A gdy coś ci nie wyjdzie, pomyśl o tych wszystkich, którym pomogłaś. – dodałam i wysłuchałam Łuski na temat magii. – Jeśli mam być bardzo dokładna, cały czas miałaś ją w sobie. Choć mogłaś tego nie wiedzieć. – mrugnęłam do niej wesoło. – Ja też wychowałam się poza tymi terenami. Jednak przybyłam tutaj świadoma magii i większości zasad panujących pośród wolnych stad. Problemy z kontrolą magii odzwierciedlają twój stan ducha. Spróbuj znaleźć nieco czasu i usiądź w jakimś cichym, mało uczęszczanym miejscu. Zamknij ślepia i wsłuchaj się w siebie. Poczuj jak krew płynie po twoim ciele. Skup się na biciu serca, ruchach płuc. W końcu poczuj magię. Energię, która pozwala ci żyć w taki sposób. Zrozum ją. Zrozum, jak otula twój organizm. Powinno być ci łatwiej. – uśmiechnęłam się lekko i przechyliłam łeb lekko na prawo. – Oczywiście, że nie. Jednak wbrew pozorom sztuka uzdrawiania to coś więcej niż tylko zioła i regeneracja tkanek. Poza tym, żadna iluzja nie przygotuje cię w pełni. Zawsze zdarzy się coś, co wyjdzie poza schemat. Uważam, że lepiej, aby uzdrowiciel potrafił działać tak, jak potrzeba w danej chwili, niż nauczył się kilku standardowych sytuacji, a później miał duży problem.[/b – wyjaśniłam, przyglądając się młodej samicy.
autor: Słodycz Zbawienia
15 wrz 2015, 19:26
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Stara brzoza
Odpowiedzi: 631
Odsłony: 91074

Uśmiechnęłam się lekko na słowa kleryczki, chociaż pokręciłam lekko łbem. Nie przerywałam jej jednak, chcąc wysłuchać tego, co ma do powiedzenia. Moje komentarze mogłyby wpłynąć na nią niekorzystnie i nie usłyszałabym prawdy. – Z jednej strony masz rację. Dzięki łuskom jesteśmy w stanie wytrzymać więcej, niż taki chochlik chociażby, który ma jedynie cienką skórę. Najważniejsze jednak w tej kwestii jest to, aby odpowiedzieć sobie na pewne pytanie. Czym zajmuje się uzdrowiciel? – zamilkłam na chwilę, dając jej czas na przemyślenie sobie tego. – Tak naprawdę naszą rolą jest wspieranie organizmów, smoków i ich kompanów. To, co robimy za pomocą ziół i naszej magii to tak naprawdę przyspieszenie naturalnych procesów i wyeliminowanie niepożądanych konsekwencji. Wystarczy spojrzeć na pierwszego pacjenta z brzegu. Gdy przychodzi do ciebie ktoś, kto ma rozciętą skórę, to krew nie leje mu się strumieniami, pozostawiając za sobą krwawy szlak. Każdy zdążyłby się wykrwawić w drodze z areny do obozu, chociażby. Pojawiają się strupy, które spowalniają utratę krwi. Organizm sam by sobie z tym poradził. Ale trwałoby to strasznie długo. Każdy gwałtowniejszy ruch wiązałby się z pęknięciem strupów i krwawieniem. I tutaj wkraczamy my. Przyspieszamy regenerację, oczyszczamy rany. Pomagamy organizmowi. Nie możemy jednak robić za niego wszystkiego. Smocze ciała nie mogą stracić tej naturalnej własności do samoregeneracji. W innym przypadku każdy smok będzie musiał mieć prywatnego uzdrowiciela, bo każda rana będzie dla niego śmiertelnym zagrożeniem. – wyjaśniłam, lekko się uśmiechając. Co jakiś czas robiłam krótkie przerwy, aby moje słowa nie stały się jedynie szumiącym potokiem, ale żeby dotarły do umysłu Zabłąkanej. – Odnośnie drugiej kwestii. Nie bój się efektów i reakcji innych. Tak jak łowcy zdarza się nie podkraść do zwierzyny, tak czarodziejowi nie udaje się bariera, tak wojownikowi zdarza się nie trafić podczas ataku. Tak samo tobie ma prawo coś nie wyjść. I nie obwiniaj się w takich sytuacjach. To sprawi, że zamkniesz się na swoją wiedzę i umiejętności, a magią nie będziesz w stanie zrobić nic. – dodałam, spoglądając na nią z czymś na kształt otuchy w ślepiach. – Postaraj się wypracować płynne przejście w stan skupienia. Powinno to przychodzić naturalnie, żebyś nie musiała ze sobą walczyć.
autor: Słodycz Zbawienia
14 wrz 2015, 22:43
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Stara brzoza
Odpowiedzi: 631
Odsłony: 91074

Gdyby tylko Zabłąkana wiedziała, skąd ja się wywodzę. Co prawda przez wiele księżyców jestem tutaj, ale początek, czas, gdy młody umysł się kształtuje spędziłam poza barierą. I to właśnie ona nauczyła mnie szacunku dla życia, ale i tego, że drapieżnik jest jedynie drapieżnikiem. Bez wystarczająco silnych bodźców nie zmieni się jego zachowania.
Przyglądałam się kleryczce, jednocześnie czując jej działania. W końcu pracowała na moim tworze.
Kilka razy zmrużyłam lekko ślepia, ale nie komentowałam. Postanowiłam poczekać do momentu, aż skończy. – W gruncie rzeczy poszło ci całkiem nieźle. Mam jednak kilka uwag. – stwierdziłam. Mimo to mój głos był spokojny i łagodny. Kojący. – Gdy zabierasz się do oczyszczania rany, rób wszystko na raz. Lepiej pozbyć się wszystkich martwych, sparzonych komórek i łusek od razu. Dzięki temu unikasz powikłań, bo ze spalonych łusek w międzyczasie drobinki mogą się dostać do środka. Później nie wiadomo co się z tym stanie. – wyjaśniłam. – Jeszcze kwestia naczyń krwionośnych. W takiej sytuacji na samym początku krwawienia nie ma. Ale gdy pozbywasz się spalonych komórek i tkanek, może do tego dojść, bo naczynia krwionośne są przerwane. Albo zamykasz je przed oczyszczeniem rany i je odbudowujesz, albo zamykasz po oczyszczeniu. Ale później musisz jeszcze raz oczyścić ranę z krwi. – dodałam i oblizałam moje gadzie wargi, delikatnie gładząc Kuramę po grzbiecie. – Nie musisz się aż tak skupiać na odtwarzaniu łusek. Któryś księżyc bez nich nie zabije smoka. Wystarczy przyspieszyć ich wzrost. Gdy masz do czynienia z poważnymi ranami czy kilkoma rannymi smokami, lepiej oszczędzać energię. Powiedz mi jeszcze. Co czułaś, zajmując się tą raną?
autor: Słodycz Zbawienia
14 wrz 2015, 9:09
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Stara brzoza
Odpowiedzi: 631
Odsłony: 91074

Gdyby tylko Zabłąkana wiedziała, jak bardzo się myli w kwestii kompanów. Po pierwsze dlatego, że Nauczyciel nie nakłada żadnej więzi. On jest jedynie przewodnikiem. Kimś, kto daje wskazówki i kieruje w odpowiednią stronę. Po drugie, nawet po zapłaceniu nie jest pewne, że kompana będzie się miało. W końcu smok może się okazać zbyt nieroztropny i nieodpowiedzialny. A Nauczyciel stoi na straży, aby takie smoki kompanów nie miały. Poza tym, czy bezpiecznie byłoby wprowadzić wilka do obozu, wilka, który nie jest połączony więzią ze smokiem. Uzdrowiciel powinien to wiedzieć. Bez więzi jest to po prostu drapieżnik, który zaatakuje, gdy wyczuje okazję.
Słysząc słowa młodej kleryczki przechyliłam lekko łeb na bok. – Najprościej byłoby zapytać smoka. – stwierdziłam, śmiejąc się cicho. – Nawet jeśli jest nieprzytomny, to i tak często dostaje napary do wypicia, więc trzeba go obudzić. Czasami można to stwierdzić na ślepię. W tej sytuacji rana jest zbyt dokładna. Nawet dobrze wprawiony w zianiu smok nie będzie w stanie zrobić pewnych rzeczy. Gdyby był to smoczy ogień, krawędzie byłyby raczej nieregularne, a kilka łusek poza obrębem także nosiło by ślady, chociażby osmalenia. – dodałam, wskazując na regularny kształt, jakby ktoś go narysował pazurem. – Można też sprawdzić. W przypadku ran nieco poważniejszych niż zwykłe zadrapania, zawsze sprawdzam co się stało. Wystarczy przyłożyć łapę do ciała smoka i wysłać nieco magii, aby przesondowała organizm. Wtedy wiadomo, czy mamy do czynienia z uszkodzeniem narządów wewnętrznych, czy doszło do krwawienia wewnętrznego. Dzięki temu masz pełen obraz tego, jak wygląda rana. – dodałam i kiwnęłam łbem w stronę ogona. – To teraz spróbuj to wyleczyć. Pomińmy etap ziół.
autor: Słodycz Zbawienia
13 wrz 2015, 19:04
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Stara brzoza
Odpowiedzi: 631
Odsłony: 91074

Dla młodych smoków to, że ktoś posiada kompana zwykle jest po prostu intrygujące. Ale to właśnie piękno całej tej więzi. Połączenie dwóch zupełnie różnych umysłów, pozwolenie im na współpracę i wzajemne zrozumienie. Choć rozumieć można się i bez tego. Na tą myśl moja łapa powędrowała do dziwnego naszyjnika zawieszonego na mojej szyi, po czym powróciła na grzbiet Kuramy. Tak. Cierpienie, niezależnie od gatunku, objawia się tak samo. Ból bardzo łatwo wyczytać ze ślepi. Nie trzeba znać myśli i uczuć.
Zabłąkana całkiem nieźle kombinowała w kwestii ziół. – Macierzanka to najlepszy wybór. W zależności od ogólnego stanu smoka, można także spróbować z lulkiem, dla uśmierzenia bólu. Żywokost albo tasznik też byłby dobry. Wywar z topoli też się sprawdzi. Lawenda przeciwzapalnie. Ciekawi mnie jednak, dlaczego nie wspomniałaś o ślazie. Jak twoim zdaniem powstała ta rana? – zapytałam. Na moim pysku widniał delikatny uśmiech, a ja spoglądałam to na kleryczkę, to na ranę.
autor: Słodycz Zbawienia
12 wrz 2015, 22:40
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Stara brzoza
Odpowiedzi: 631
Odsłony: 91074

//Kurama to żbik, nie puma :P

Zawsze wiedziałam, że bycie uzdrowicielem to ciężki kawałek mięsa. Ale chciałam tego. I chociaż czasami jestem zbyt zmęczona, by się cieszyć, to patrzenie na tych, którzy dzięki mnie mają wszystkie kończyny, parę skrzydeł i ogon wynagradza mi wszelkie trudy.
Popatrzyłam na młodą kleryczkę, instynktownie kładąc łapę na grzbiecie mojego kompana. Od tamtej niemiłej przygody z Uśmiechem mój kompan niemal nie odstępuje mnie na krok. A jego ciepło daje mi siłę, by żyć, leczyć, towarzyszyć Ognistym.
Delikatnie poruszałam pazurami, obdarzając żbika pieszczotami, a on jak zwykle leżał obok mnie, pozwalając mojej łapie sunąć po swoim grzbiecie. – Rozumiem. – powiedziałam, wysłuchując słów Zabłąkanej. Jakież to dziwne, że i Jesień zdarzyło mi się szkolić. – Najpierw sobie porozmawiamy. Pokażę ci jakąś ranę i chciałabym, abyś mi powiedziała co i jak mogło ją zadać, a także jak należy się nią zająć. Wliczając także kwestię opatrunku z ziół. Gdy opanujesz tą część, przejdziemy do praktyki. – wyjaśniłam. Moje szare ślepia cały czas spoczywały na młodej samicy, chociaż nie patrzyłam na nią nachalnie. – Uzdrowiciele muszą podejmować decyzje bardzo szybko. Im szybciej podasz odpowiednie zioła, zatamujesz krwawienie i oczyścisz rany, tym większa szansa, że smok wyjdzie z tego cało. Ta część nauki ma na celu wprawienie cię w ten proceder. Szybka ocena, trafny wybór ziół, działanie magią. – dodałam. A po chwili pomiędzy nami pojawił się twór. Był to smoczy ogon. Kawałek pod nasadą łuski były jakieś dziwne. Części nie było, reszta była czarna. Podobnie jak skóra. Zamiast różowej warstwy, było mnóstwo strupów, bąbli. Swad spalonej skóry unosił się w powietrzu. Nie było krwawienia. Ślad miał kształt kuli, o średnicy dwóch, może trzech szponów. W dotyku skóra była niezwykle delikatne, a łuski odpadały po nieostrożnym dotknięciu.
autor: Słodycz Zbawienia
11 wrz 2015, 20:09
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Stara brzoza
Odpowiedzi: 631
Odsłony: 91074

O tak. Bycie jedynym Stadnym uzdrowicielem to ciężka robota. Doskonale o tym wiedziałam, bo odkąd zostałam uzdrowicielką był tylko jeden krótki moment, gdy miałam pomoc. Cicha zrezygnowała, a ja zostałam sama. Od tamtej pory cisza ze strony młodych smoków. Niestety. Żałowałam, że nikt się do mnie nie zgłosił. Coraz częściej czułam się zbyt zmęczona, aby podnieść łapę, nie mówiąc o ratowaniu życia. Niestety.
Uznałam jednak, że im więcej smoków wie, jak pomagać, tym lepiej. Zwłaszcza w tak niepewnych czasach, gdy obozy są atakowane. Przybyłam więc w umówione miejsce, nieco później niż kleryczka. Miałam jeszcze kilka spraw do załatwienia po drodze. Kurama szedł po mojej prawej stronie, oddychając głęboko. Gdy leczę smoki mój kompan pozostaje na terenie obozu, za zapachem którego nie przepada.
Gdy dostrzegłam młodą samicę podeszłam do niej i zatrzymałam się kilka kroków przed nią, podobnie jak towarzyszący mi kotowaty. – Słodycz Zbawienia. – przedstawiłam się z lekkim uśmiechem na pysku, po czym poprawiłam torbę z ziołami. – W czym dokładnie mogę ci pomóc?
autor: Słodycz Zbawienia
25 cze 2015, 21:09
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Bliźniacze Skały
Odpowiedzi: 641
Odsłony: 83795

Przybyłam na wezwanie nieco spóźniona. Pojawienie się elfów i wyvern w naszym obozie sprawiło, że miałam jeszcze więcej roboty niż zwykle. Nie mówiąc o tym, że sama musiałam udać się do Ireth, aby pozbyć się uporczywego bólu. Wszak sama się nie wyleczę. W końcu jednak udało mi się dotrzeć na miejsce. Podeszłam do Zabójczej i skinęłam jej lekko łbem. Odnotowałam subtelną zmianę zapachu, choć nie byłam w stanie powiedzieć o co chodzi. Najwidoczniej jednak te księżyce bycia łowcą nie poszły na marne. Przyłożyłam łapę do jej szyi i sprawdziłam, co w trawie piszczy. Zmrużyłam lekko ślepia i zabrałam łapę. Przygotowałam zioła, miażdżąc gałązkę macierzanki i obkładając nimi przysmażony czubek łba. Po chwili zgniotłam liście babki i obłożyłam nimi ranny polik, po czym sparzyłam płatki rumianku i położyłam na ranę na pysku. Po chwili moja łapa ponownie powędrowała do szyi samicy i wysłałam wgłąb jej ciała magię. Zamknęłam uszkodzone naczynia krwionośne i oczyściłam rany, pozbywając się także zwęglonych kawałków ciała i łusek. Zregenerowałam uszkodzone naczynia krwionośne i oczyściłam je, by po chwili odnowić także połączenia nerwów. Zapełniłam wszystkie ubytki, odtwarzając komórki na podstawie tego, co miałam dane, aby komórki miały odpowiednie właściwości. W ten sposób po niedługim czasie mięśnie powinny wrócić do formy sprzed urazu. Zniwelowałam opuchliznę i nawilżyłam tamtą okolicę, pozbywając się zaczerwienienia. Upewniłam się, że pozbyłam się wszystkich drobnoustrojów, które mogły być przyczyną zakażenia. Na sam koniec odnowiłam komórki skóry i przyspieszyłam wzrost łusek, po czym zabrałam łapę i odsunęłam się od samicy, przyglądając się jej łbu.
autor: Słodycz Zbawienia
07 cze 2015, 23:17
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Czarny Staw
Odpowiedzi: 1031
Odsłony: 112724

Na szczęście dla Seraficznej gdy wysłała do mnie wiadomość, wracaliśmy z Kuramą z granicy. Byliśmy stosunkowo niedaleko, więc dość szybko znaleźliśmy się przy stawie. To, co zobaczyliśmy, było co najmniej szokujące. Kto mógł tak urządzić kleryczkę? I ją zostawić? Podbiegłam do niej i ostrożnie dotknęłam, a moja magia od razu przesondowała jej organizm. Moje ślepia zrobiły się nieco szersze. Delikatnie obróciłam ją na grzbiet, uważając na skrzydła. Kurama położył się, a łeb Seraficznej ułożyłam na miękkim boku mojego kompana. Przywołałam z groty kawałek jakiejś wilczej czy innej skóry, umoczyłam w oczyszczonej wodzie i przemyłam jej podbrzusze. Ostrożnie, aby nie pogorszyć jej stanu. Niemal od razu zabrałam się za przygotowanie ziół.
Najpierw napar z liści melisy. Obróciłam lekko łeb samicy i uniosłam. Upewniłam się, że napar jej nie poparzy i pomogłam jej go wypić. Sparzone płatki ostróżeczki, gdy nie parzyły, ułożyłam wzdłuż rany, na jej brzegach. Po chwili sparzyłam także płatki rumianku i poukładałam pomiędzy płatkami ostróżeczki.
Nic więcej nie mówiąc przyłożyłam łapę do jej barku i wysłałam wgłąb ciała magię. Zaczęłam od zamknięcia naczyń krwionośnych, które były uszkodzone. Oczyściłam całą ranę. Z brudu, którego było co nie miara, uszkodzonych i martwych komórek i wszystkiego innego, czego nie powinno tam być. Odnowiłam uszkodzone połączenia naczyń krwionośnych i otworzyłam je, by zregenerować także połączenia nerwowe. Po chwili zajęłam się regeneracją mięśni i uszkodzenia narządu płciowego. Wszystko, co nosiło znamiona uszkodzenia, było przez moją magię leczone. Działałam ostrożnie i powoli, starając się niczego nie pominąć. Usunęłam ognisko pieczenia i palenia, nawilżyłam wszystko, co mogło ulec otarciu. Zniwelowałam opuchliznę, upewniłam się, że nie wda się zakażenie. Na sam koniec połatałam skórę, sprawdzając, czy wszystkie mięśnie, narządy i inne tkanki są w dobrym stanie. Przyspieszyłam wzrost futra i łusek i przyjrzałam się podbrzuszu samicy.
autor: Słodycz Zbawienia
23 maja 2015, 0:05
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Samotny pagórek
Odpowiedzi: 636
Odsłony: 87333

Ostatnimi czasy miałam pełne łapy roboty. I to dosłownie. Nie dość, że Ogniści ciągle walczyli, to co chwilę trafiał się ktoś z innymi dolegliwościami. A to dokuczała im gardziel, a to znowu ślepia czy cokolwiek innego. Jak się okazało nie tylko nam to doskwiera. Przybyłam w umówione miejsce. Chociaż udało mi się otrząsnąć po ostatnich wydarzeniach, zapewne nigdy nie wrócę do tego, jaka byłam kiedyś. Kurama wciąż był niczym mój cień i przyszedł razem ze mną. Gdy dostrzegłam młodego adepta zbliżyliśmy się i skinęłam mu lekko łbem. – Słodycz Zbawienia. – przedstawiłam się. Na moim pysku pojawiło się coś w rodzaju cienia uśmiechu. Nie potrafiłam być tak otwarta jak dawniej. Kurama przysiadł nieopodal, ja zaś stanęłam przed Oczywistym, na wyciągnięcie łapy. Powoli uniosłam swoją prawa przednią i dotknęłam nią jego barku, sprawdzając co dokładnie mu dolega. Zmrużyłam lekko ślepia i zabrałam łapę. – Twoje płuca nie są w zbyt dobrym stanie. – rzuciłam i bez dalszych ceregieli zabrałam się za pomaganie samcowi. Do miseczki sproszkowałam nasiona lulka i dodałam do nich nieco wody. Chłodnej, oczywiście. Zamieszałam i podałam mu miseczkę. – Wypij. Wzmocni twój organizm. – wyjaśniłam i gdy wypił całą zawartość miseczki znowu dotknęłam jego barku, wysyłając wgłąb ciała magię. – Możesz poczuć mrowienie, albo rosnące ciepło. Postaraj się nie ruszać. – dodałam. Moja magia miała znaleźć wszelkie anomalie w jego ciele. Wliczając w to drobnoustroje odpowiedzialne za zapalenie i je zlikwidować. Obniżyłam podwyższoną temperaturę ciała, rozluźniłam napięte mięśnie, które pozostając w tym stanie zbyt długo męczą się zbyt szybko. Oczyściłam płuca ze wszystkich ropni, pozbyłam się opuchlizny. Sprawdziłam, czy drogi oddechowe są czyste. Ewentualne ranki zaleczyłam i pozbyłam się krwi. Upewniłam się, że nic nie naciska na nerwy i zabrałam łapę, przyglądając się samcowi.
autor: Słodycz Zbawienia
21 maja 2015, 23:14
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Białe drzewko
Odpowiedzi: 589
Odsłony: 92058

Popatrzyłam na Paraliżującą, jak też się przedstawiła, jakby była dopiero co wyklutym pisklęciem. – Gdybym nie wiedziała, że jakiś drapieżnik za mną podąża, byłabym martwa już kilkadziesiąt księżyców temu. – odparłam, zanurzając łapę w miękkiej sierści Kuramy. Ponownie odchrząknęłam i wyjęłam z torby zapieczętowane naczynko. Wlałam w gardziel nieco wody, aby ją nawilżyć. Długo niewykorzystywana, musi się przyzwyczaić. – Co chcesz wiedzieć? – zapytałam, siadając na ziemi. Owinęłam łapy ogonem, a Kurama położył się niemal na mnie i moim ogonie.

Wyszukiwanie zaawansowane