Kolejna sprawa, a dokładniej skradanie. Dzień chylił się ku końcowi, ale smoczyca miała na tyle sił, by trenować.
Mocno skupiła się na przypomnieniu wszelakich informacji na temat ważnej umiejętności, jaką było owe skradanie. Gdy już wyciągnęła potrzebną wiedzę z ostatnich zakątków swego umysłu, uformowała je w spójną myśl.
~ Skradanie to trudna sztuka polegająca na bardzo cichym przemieszczaniu się, jednocześnie uważając na ogromną ilość elementów mogących przeszkodzić w osiągnięciu celu. Były to między innymi: naturalny wiatr, mogący zdradzić zapach, kruche gałązki, liście różnej barwy czy nawet bialutki śnieg kruszący się pod naszym ciężarem, które wytwarzały wyraźne dźwięki. Własny oddech, który można było łatwo usłyszeć oraz wiele, wiele innych drobnych i większych rzeczy. Łapami nie wolno mocno uderzać, trzeba lekko stąpać. Cel do którego się podkradamy trzeba uważnie obserwować, aby być w stanie szybko zareagować w momencie wykrycia naszej persony. Zazwyczaj przydaje się wtedy kamuflaż oraz bezruch, ewentualnie możemy przepuścić atak, lecz miał on mniejsze szanse na sukces niż podczas udanego skradania. Trzeba bardzo się skupić, żeby nie popełnić absolutnie żadnego błędu ~ pomyślała, wzdychając cicho. Teraz czas na przyjęcie pozycji pomagającej w tym. Zniżyła piękny, biały, majestatyczny łeb, jednocześnie uginając wszystkie łapy w taki sposób, by móc swobodnie się poruszać oraz nie dotykać delikatnym brzuchem zielonej trawy i błota. Skrzydła trzymane blisko ciała, zaś ogon uniesiony lekko nad podłoże i usztywniony. Była już gotowa do części praktycznej. Wyraźnie wyobraziła sobie młodą sarnę, pożywiającą się cichutko między bezlistnymi drzewami oraz dużymi krzewami. Co jakiś czas szybko podnosiła swój mały łeb, bardzo bojąc się o swe krótkie życie. Takie niestety było okrutne prawo natury, słabsi padali ofiarą silniejszych. Azlopea wpierw sprawdziła z której strony wieje zdradliwy wiatr. Obecnie jej zapach leciał wraz z nim w kierunku zwierzęcia, trzeba było zatem zrobić małe okrążenie. Na ugiętych łapach okrążała swój cel, uważając na wszelakie reakcje wytworu wyobraźni oraz na elementy przyrody, które narobiłyby dużo hałasu. Gdy znalazła się po drugiej stronie sarny, skierowała swe ciche kroki w jej kierunku. Powoli, badając zachowanie płochliwego zwierzęcia, zmniejszała odległość. Oddychała powoli oraz prawie bezdźwięcznie. Uważała gdzie stąpa, coby nieliczne gałązki nie pękły. Nagle zwierzyna spojrzała na nią. Zatrzymała się w absolutnym bezruchu, zakładając, iż teoretycznie miała na sobie kamuflaż. Sarna nie wykryła jej i ponownie zaczęła wyrywać zębami kępkę trawy, należącą do świata wyobraźni. Ominęła jeden z krzewów stojący jej na przeszkodzie i znalazła się tuż przy celu. Wyskoczyła w jej kierunku z wyciągniętą do przodu głową, ale jej kły trafiły tylko powietrze. Był to przecież tylko twór wyobraźni, nic prawdziwego. Wylądowała na łapach, w miarę cicho. Zastanowiła się przez chwilę nad kolejnym dla siebie zadaniem. Nagle poczuła olśnienie. Zauważyła w pobliżu jedno z drzew. Wyobraziła sobie jak na jednej z gałęzi siedzi kruk, na takiej wysokości, aby była w stanie doskoczyć. Plugawa ponownie zaczęła od okrążania ptaka na ugiętych łapach, aby wiatr przywiewał jej zapach zwierzyny, a nie na odwrót. Unikała wszelakich przedmiotów mogących ją zdradzić przy najmniejszym kontakcie fizycznym. W końcu zaczęła powoli iść w kierunku celu, utrzymując wzrok na swojej ofierze. Starała się cicho oddychać oraz stąpać na tyle lekko, aby błoto i trawa pod jej kończynami nie wydała ani jednego chrzęstu czy innego dźwięku. Gdy jedno drzewko stanęło jej na przeszkodzie, zamiast omijać je, jeszcze bardziej ugięła łapy oraz pochyliła nisko łeb. Dzięki temu, niemalże w żółwim tempie przedostała się pod znajdującymi się nad nią gałęziami, nie zahaczając przy tym o żadną. Przyjęła poprzednią postawę i dalej skradała się do kruka, aż w końcu znalazła się wystarczająco blisko. Szybko wyprostowała kończyny odbijając się od ziemi. Wyciągnęła do przodu swoją głowę i przekrzywiła ją na bok, aby łatwiej mogła dostać się do kruka. Silnymi szczękami chciała go złapać, ale zamiast tego trafiła w gałąź. Wylądowała tym razem z mniejszą gracją na trawie i postanowiła wrócić do obozu.
Znaleziono 64 wyniki
- 18 wrz 2014, 14:07
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Zagajnik
- Odpowiedzi: 732
- Odsłony: 97313
- 17 wrz 2014, 18:33
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Polana
- Odpowiedzi: 731
- Odsłony: 108372
Fuknęła z niezadowolenia, ale nie ociągała się, tylko ruszyła dalej, nadal szukając zwierzyny. Miała wytężone zmysły, zwłaszcza wzrok, bo liczyła najbardziej na znalezienie odcisków kopyt. Co nie oznacza, że nie węszyła i nasłuchiwała.
Była także ostrożniejsza. Nie patrzyła tylko na dół, ale również na to, co ma przed sobą, by nie powtórzyć wpadki w drzewo, która raczej nie była zbytnio motywująca a irytująca. Miała nadzieję, że w końcu jej się uda, bo trochę to trwało. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że to jej błędy tak to przedłużają.
Była także ostrożniejsza. Nie patrzyła tylko na dół, ale również na to, co ma przed sobą, by nie powtórzyć wpadki w drzewo, która raczej nie była zbytnio motywująca a irytująca. Miała nadzieję, że w końcu jej się uda, bo trochę to trwało. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że to jej błędy tak to przedłużają.
- 17 wrz 2014, 18:27
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Smoczy Grzbiet
- Odpowiedzi: 466
- Odsłony: 79367
Następną nauką był trening ataku i zadawania bólu. Jakże wspaniałe. Smoczyca z dziką rozkoszą przystąpiła do treningu. Bez zbędnego gadania wzięła za cel swojego ataku drzewa. Będąc w odległości mniej więcej ogona od pierwszego z nich dwoma susami znalazła się tuż przy nim. Wtedy też ponownie skoczyła. Miał to być daleki skok, podczas którego Azlopea leciała nieco na skos. Wyciągając lewą przednią łapę zostawiła na pniu drzewa poczwórne, długie, niezbyt głębokie ślady po szponach. Tylko cztery, gdyż samica miała jedynie tyle palców. Dziwny był fakt, iż używa ataków zręcznościowych, zamiast siłowych, ale robiła to celowo – czemu by nie poćwiczyć szybkości. Siłę i tak miała całkiem niezłą. Następnie miękko wylądowała i postanowiła wykorzystać swoją umiejętność ziania ogniem. W tym celu nabrała powietrza w płuca i na chwilę je zatrzymała. Wtedy też mięśnie gruczołów wytwarzających owy gaz napięły się. Czując nieprzyjemny smak w pysku, będący mieszanką ciepła i gorzkiego posmaku, samica wypuściła powietrze, a długa wiązka ognia po chwili dotknęła drzewa. Wtedy kora stała się czarna i spopielona. Porzucając tymczasowo taktykę ziania ogniem starsza adeptka postanowiła zostać przy ataku fizycznym. Tym razem skoczyła do góry, wybijając się na tyle wysoko, by dosięgnąć jednej z gołych gałęzi drzewa. Następnie wbiła w korę swoje śnieżnobiałe kły. Wszystko poszłoby dobrze, gdyby nie fakt, iż zacisnęła szczęki za wcześnie. Gałęzi dotknęły tylko pierwsze zęby, po czym przyszła wojowniczka zaczęła spadać w dół, w skutek czego kły ześlizgnęły się z drzewa, powodując niemały ból szczęki. Chyba lepiej odpuścić sobie technikę ataku kłami. Wróciła więc do szponów, ale najpierw wykorzystała swój długi, biczowaty, mięsisty ogon. Doskoczyła więc do innego drzewa i obróciła swoje ciało, aby nie uderzyć ogonem swojej klatki piersiowej. Następnie zamachnęła się swym narzędziem ataku, a już po chwili ogon uderzył w korę, nie robiąc większych obrażeń. Drzewo jedynie lekko się zachwiało. Chyba jednak pazury będą najlepszym wyjściem. Dlatego też zamachnęła się prawą przednią łapą a szpony skierowała w stronę pnia. Miały to być długie cięcia, ciągnące się wokół dzieła Matki Natury. Samica słyszała w głowie lamenty smoków Życia, które pewnie miałyby ochotę zabić ją za takie marnotractwo natury. Uśmiechnęła się drapieżnie na tą myśl. Po wykonaniu ataku opuściła łapę, i przystąpiła do następnego natarcia. Przyjęła pozycję do skoku, czyli ugięte łapy, pochylona głowa, skrzydła przy ciele a ogon wyprostowany i wybiła się daleko do przodu. Lewą przednią łapę miała wyciągniętą w stronę kory bezbronnego drzewa. Lądując odwróciła się i spojrzała na korę. I ku jej zdziwieniu nic na niej nie było. Widocznie spudłowała. Sapnęła cicho i w celu uspokojenia się nabrała powietrza w płuca, zatrzymując je na pewną chwilę. Wtedy też wypuściła gaz, który okazał się być wiązką ognia. Długą, ale nie szeroką, która po chwili uderzyła w drzewo, zostawiając na nim kolejną czarną plamę, która z pewnością osłabiła drzewo. Nie czekając samica wzięła za cel kamień. Zamierzała zaatakować go z lotu nurkowego, więc zbiła się w powietrze kilkoma machnięciami skrzydeł i uniosła się na wysokość jakichś dwóch ogonów. Wtedy też zanurkowała składając skrzydła i przyciskając łapy do ciała, podczas gdy ogon mimowolnie leciał za nią. W ostatnim momencie rozłożyła swoje narzędzia lotu ponownie przyjmując poziomą pozycję. Wyciągając łapy zostawiła na kamieniu kilka małych zadrapań. Wiązał się z tym nieprzyjemny zgrzyt. Azlopea wylądowała, szukając łatwiejszego celu do nauki. Rozglądając się po otoczeniu znalazła gałąź, należącą do jednego z drzew. Adeptka pochyliła głowę i wzięła ją w szczękę, zaciskając w korze kły. Gałąź była długa ale cienka, więc nawet dwuksiężycowe pisklę dałoby radę ją złamać. Dlatego też owy przedmiot roztrzaskał się na pół w paszczy samicy. Ostatnim celem było poprzednio atakowane drzewo, które chciała całkowicie zniszczyć. W tym celu wykorzystała atak siłowy. Napięła mięśnie karku, ugięła mocno łapy, skrzydła przycisnęła do ciała i wybiła się w przód, trafiając rogami drzewo. To zachwiało się i z hukiem runęło na ziemię. Teraz czas na obronę.
___________________________
Obrona. Każdemu może się przydać. Także bez zbędnych wstępów smoczyca wyobraziła sobie iż drzewa to w rzeczywistości zabójcze istoty, chcące wyrwać jej życie. Przygotowywała się do uników i ewentualnych kontrataków. Pierwszy przeciwnik skierował w jej stronę szpony lewej przedniej łapy, chcąc pozostawić na jej szyi głębokie cięcia, mające dotrzeć do tchawicy i udusić ją. Ugięła więc łapy, pochyliła głowę i złożyła skrzydła, po czym odskoczyła do tyłu. Nie mogła jednak liczyć na wypoczynek, gdyż za nią był kolejny wróg, który wykorzystując to, iż adeptka jest do niego ustawiona tyłem obrócił się i skierował w niej stronę kolczasty ogon, którego kolce miały boleśnie wbić się w jej łapy. Samica tym razem czekała na odpowiedni moment, i gdy broń wroga prawie zbiła ją z łap, ta wybiła się w górę, przeskakując przez nią jak przez skakankę. Tym razem ustawiła się przodem do przeciwnika, który tym razem nabrał powietrza w płuca i przez chwilę je przytrzymał, po czym wypuścił z pyska szeroką, ale dość krótką wiązkę lodu, która niezwykle szybko mknęła w kierunku samicy. Więc ta zrobiła to samo i wypuściła wiązkę ognia, która zatrzymała lód i łącząc się z nim zmieniła się w parę wodną, która wkrótce zniknęła. Teraz drzewo będące za nią – czyli przeciwnik, którego ataku uniknęła za pierwszym razem – zacisnął łapę w pięść i skierował ją w stronę mięśni utrzymujących prawe skrzydło samicy, chcąc złamać kość i pozbawić jej możliwości lotu, co z pewnością wywołałoby u niej depresję, jako iż jest smokiem kochającym latanie. Dlatego też ta skuliła się i odturlała na odległość ogona w lewo, unikając ataku o kilka szponów. Następnie błyskawicznie wstała i w wyobraźni zobaczyła, jak drugi napastnik przyjmuje pozycję do skoku i wybija się prosto w jej kierunku, zamierzając zwalić ją z łap i ułatwić sobie zadanie, jakim było pozbawienie jej życia. Dlatego też ustawiła się do biegu, czyli nieco ugięła łapy i pochyliła głowę, po czym sprintem pobiegła ku krzakom, aby przeciwnik wylądował na topniejącym śniegu, a nie na niej. I udało jej się, chociaż były pewne problemy, gdyż w pewnym momencie samica nieco straciła równowagę, wpadając w lekki poślizg. Na szczęście odzyskała równowagę za pomocą ogona, i była gotowa do kolejnego uniku. Tym razem wróg wybił się do przodu z pochylonym łbem, pędząc w jej kierunku. Ostre rogi przeciwnika były skierowane prosto na nią, chcąc zostawić na jej ciele głębokie i piekielnie bolesne dziury. Ta więc kilkoma machnięciami skrzydeł wzbiła się w powietrze, o włos unikając ataku. Następnie wylądowała i wyobraziła sobie tylko łapę, wędrującą ku jej szyi z lewej strony. Przybrała pozycję do odskakiwania, czyli ogon luźny oraz lekko uniesiony, skrzydła przyciśnięte do boków, ale jednocześnie nie krępujące ruchów, obie pary łap nieco ugięte, ale nie dotykała brzuchem podłoża. Wyprostowała swoje kończyny, lekko przechylając je w prawo, dzięki czemu odbiła się od śniegu i uniknęła zmyślonego ataku. Błyskawicznie wystawiła przed swoją głowę zewnętrzną część lewej łapy, blokując wyimaginowaną łapę wroga. Oczywiście, nigdy by tak się nie broniła, bo nie była ani silna, ani wytrzymała, a za to zręczna, ale nigdy nie wiadomo ile czasu będzie na reakcję i warto umieć bronić się w ten sposób. Kolejny cios wypadł z prawej, konkretnie to ogon z kolcami, szybko tnący powietrze w kierunku boku Plugawej. Ugięła swoje lewe łapy, jednocześnie odpychając się prawymi, a skrzydła przycisnęła mocniej do boków, aby nie wadziły. Upadła swoim bokiem na ziemię i przeturlała się lewo, później zaś błyskawicznie wstała, gotowa do dalszego ćwiczenia. Wyobraziła sobie strumień lodu pędzący prosto na nią. Znowu, ale nie miała więcej pomysłów. Podskoczyła w górę poprzez wyprostowanie łap, a potem rozwinęła skrzydła i szybko zaczęła nimi machać, aby wznieść się wyżej. W sumie... Walki w powietrzu też się zdarzają, prawda? Niby wystarczy odpowiednio manewrować swoimi kończynami lotnymi, ale nie zawsze. Wyobraziła sobie pędzącego ku niej zielonego smoka z wyciągniętymi szponami, które miały za zadanie przeciąć jej tętnice na szyi. W takim wypadku najlepiej będzie obniżyć mocno swój lot, aby przeciwnik nie nadążył. Pochyliła się do przodu, złożyła swoje skrzydła i zaczęła jak strzała pędzić ku ziemi, napędzana siłą grawitacji. Ogon miała swobodny, łapy przyciśnięte do ciała, szyję wyprostowaną, a oczy lekko zmrużone, zresztą jak zwykle. Wylądowała z niezbyt dużą dozą gracji na ziemi i ruszyła w kierunku obozu.
___________________________
Obrona. Każdemu może się przydać. Także bez zbędnych wstępów smoczyca wyobraziła sobie iż drzewa to w rzeczywistości zabójcze istoty, chcące wyrwać jej życie. Przygotowywała się do uników i ewentualnych kontrataków. Pierwszy przeciwnik skierował w jej stronę szpony lewej przedniej łapy, chcąc pozostawić na jej szyi głębokie cięcia, mające dotrzeć do tchawicy i udusić ją. Ugięła więc łapy, pochyliła głowę i złożyła skrzydła, po czym odskoczyła do tyłu. Nie mogła jednak liczyć na wypoczynek, gdyż za nią był kolejny wróg, który wykorzystując to, iż adeptka jest do niego ustawiona tyłem obrócił się i skierował w niej stronę kolczasty ogon, którego kolce miały boleśnie wbić się w jej łapy. Samica tym razem czekała na odpowiedni moment, i gdy broń wroga prawie zbiła ją z łap, ta wybiła się w górę, przeskakując przez nią jak przez skakankę. Tym razem ustawiła się przodem do przeciwnika, który tym razem nabrał powietrza w płuca i przez chwilę je przytrzymał, po czym wypuścił z pyska szeroką, ale dość krótką wiązkę lodu, która niezwykle szybko mknęła w kierunku samicy. Więc ta zrobiła to samo i wypuściła wiązkę ognia, która zatrzymała lód i łącząc się z nim zmieniła się w parę wodną, która wkrótce zniknęła. Teraz drzewo będące za nią – czyli przeciwnik, którego ataku uniknęła za pierwszym razem – zacisnął łapę w pięść i skierował ją w stronę mięśni utrzymujących prawe skrzydło samicy, chcąc złamać kość i pozbawić jej możliwości lotu, co z pewnością wywołałoby u niej depresję, jako iż jest smokiem kochającym latanie. Dlatego też ta skuliła się i odturlała na odległość ogona w lewo, unikając ataku o kilka szponów. Następnie błyskawicznie wstała i w wyobraźni zobaczyła, jak drugi napastnik przyjmuje pozycję do skoku i wybija się prosto w jej kierunku, zamierzając zwalić ją z łap i ułatwić sobie zadanie, jakim było pozbawienie jej życia. Dlatego też ustawiła się do biegu, czyli nieco ugięła łapy i pochyliła głowę, po czym sprintem pobiegła ku krzakom, aby przeciwnik wylądował na topniejącym śniegu, a nie na niej. I udało jej się, chociaż były pewne problemy, gdyż w pewnym momencie samica nieco straciła równowagę, wpadając w lekki poślizg. Na szczęście odzyskała równowagę za pomocą ogona, i była gotowa do kolejnego uniku. Tym razem wróg wybił się do przodu z pochylonym łbem, pędząc w jej kierunku. Ostre rogi przeciwnika były skierowane prosto na nią, chcąc zostawić na jej ciele głębokie i piekielnie bolesne dziury. Ta więc kilkoma machnięciami skrzydeł wzbiła się w powietrze, o włos unikając ataku. Następnie wylądowała i wyobraziła sobie tylko łapę, wędrującą ku jej szyi z lewej strony. Przybrała pozycję do odskakiwania, czyli ogon luźny oraz lekko uniesiony, skrzydła przyciśnięte do boków, ale jednocześnie nie krępujące ruchów, obie pary łap nieco ugięte, ale nie dotykała brzuchem podłoża. Wyprostowała swoje kończyny, lekko przechylając je w prawo, dzięki czemu odbiła się od śniegu i uniknęła zmyślonego ataku. Błyskawicznie wystawiła przed swoją głowę zewnętrzną część lewej łapy, blokując wyimaginowaną łapę wroga. Oczywiście, nigdy by tak się nie broniła, bo nie była ani silna, ani wytrzymała, a za to zręczna, ale nigdy nie wiadomo ile czasu będzie na reakcję i warto umieć bronić się w ten sposób. Kolejny cios wypadł z prawej, konkretnie to ogon z kolcami, szybko tnący powietrze w kierunku boku Plugawej. Ugięła swoje lewe łapy, jednocześnie odpychając się prawymi, a skrzydła przycisnęła mocniej do boków, aby nie wadziły. Upadła swoim bokiem na ziemię i przeturlała się lewo, później zaś błyskawicznie wstała, gotowa do dalszego ćwiczenia. Wyobraziła sobie strumień lodu pędzący prosto na nią. Znowu, ale nie miała więcej pomysłów. Podskoczyła w górę poprzez wyprostowanie łap, a potem rozwinęła skrzydła i szybko zaczęła nimi machać, aby wznieść się wyżej. W sumie... Walki w powietrzu też się zdarzają, prawda? Niby wystarczy odpowiednio manewrować swoimi kończynami lotnymi, ale nie zawsze. Wyobraziła sobie pędzącego ku niej zielonego smoka z wyciągniętymi szponami, które miały za zadanie przeciąć jej tętnice na szyi. W takim wypadku najlepiej będzie obniżyć mocno swój lot, aby przeciwnik nie nadążył. Pochyliła się do przodu, złożyła swoje skrzydła i zaczęła jak strzała pędzić ku ziemi, napędzana siłą grawitacji. Ogon miała swobodny, łapy przyciśnięte do ciała, szyję wyprostowaną, a oczy lekko zmrużone, zresztą jak zwykle. Wylądowała z niezbyt dużą dozą gracji na ziemi i ruszyła w kierunku obozu.
- 17 wrz 2014, 17:29
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Diamentowe źródełko
- Odpowiedzi: 506
- Odsłony: 74625
No, w końcu. Smoczyca w duszy cieszyła się, że to koniec.
~ Myślę, że nauka kamuflażu będzie lepszym wyjściem. Nie potrzebuję na razie odpoczynku ~ powiedziała, gotowa do następnego treningu. W sumie była w trakcie nauki ataku, obrony, śledzenia i mediacji. Brakowało jej tylko kamuflażu i osiągnęłaby dorosłą rangę, co byłoby naprawdę motywujące do dalszych nauk.
~ Myślę, że nauka kamuflażu będzie lepszym wyjściem. Nie potrzebuję na razie odpoczynku ~ powiedziała, gotowa do następnego treningu. W sumie była w trakcie nauki ataku, obrony, śledzenia i mediacji. Brakowało jej tylko kamuflażu i osiągnęłaby dorosłą rangę, co byłoby naprawdę motywujące do dalszych nauk.
- 17 wrz 2014, 16:26
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Niewielkie zlodowacenie
- Odpowiedzi: 417
- Odsłony: 68866
Smoczyca kiwnęła przecząco łbem.
~ Nie, kontynuujmy, chciałabym skończyć to jak najszybciej ~ powiedziała, czekając na kolejny problem czy tam dylemat do rozwiązania. Miała jednak po cichu nadzieję, że będzie on jednocześnie ostatnim, bo nauka mediacji była strasznie nudna dla Plugawej, która nie lubiła ciągle gadać, a przy nauce tejże umiejętności niestety trzeba to robić. Samica chciała wrócić szybko do obozu.
~ Nie, kontynuujmy, chciałabym skończyć to jak najszybciej ~ powiedziała, czekając na kolejny problem czy tam dylemat do rozwiązania. Miała jednak po cichu nadzieję, że będzie on jednocześnie ostatnim, bo nauka mediacji była strasznie nudna dla Plugawej, która nie lubiła ciągle gadać, a przy nauce tejże umiejętności niestety trzeba to robić. Samica chciała wrócić szybko do obozu.
- 16 wrz 2014, 18:40
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Polana
- Odpowiedzi: 731
- Odsłony: 108372
Odwróciła się i przystąpiła do szukania. Z nosem przy ziemi. Ustaliła sobie trasę poszukiwań, tak by nie być ciągle w jednym miejscu. Najpierw starała się znaleźć albo odciski kopyt (bo prawdopodobnie był to jeleń lub sarna) lub też zapachu owej zwierzyny. Oczywiście nie szła byle gdzie. Pamiętała o podeptanej trawie którą przed chwilą znalazła i poskubanych gałązkach i szła tak, gdzie znalezienie ofiary było w miarę możliwe.
- 16 wrz 2014, 17:55
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Polana
- Odpowiedzi: 731
- Odsłony: 108372
Obejrzała dokładnie poszlakę, którą w końcu znalazła. Obwąchała i zbadała, po czym odparła.
~ Sarna, jeleń, ostatecznie dzik ~ powiedziała, ale czekała na odpowiedź Jadu. Mogła się mylić, w końcu to nauka. Jej zdaniem jeleń był najbardziej prawdopodobny, ale mogła się pomylić, bo w głosie miała nutę niepewności. Poza tym stała raczej w bezruchu.
~ Sarna, jeleń, ostatecznie dzik ~ powiedziała, ale czekała na odpowiedź Jadu. Mogła się mylić, w końcu to nauka. Jej zdaniem jeleń był najbardziej prawdopodobny, ale mogła się pomylić, bo w głosie miała nutę niepewności. Poza tym stała raczej w bezruchu.
- 16 wrz 2014, 16:23
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Niewielkie zlodowacenie
- Odpowiedzi: 417
- Odsłony: 68866
~ Powiedziałabym, co prawdopodobnie miało miejsce i oznajmiła, że jest to złamanie sojuszu. Nie można wkraczać na tereny innych stad bez pozwolenia, chociaż i tak pozwolenie się daje w wyjątkowych sytuacjach. Ponad to warto powiedzieć, że łowca wykazał się niesubordynacją i należy go ukarać, najlepiej degradacją ~ powiedziała, mając coraz bardziej zachrypnięty głos. Mimo wszystko jej słowa były słyszalne i wyraźne, ale jak długo potrwa taki stan – nie wiadomo.
- 16 wrz 2014, 15:49
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Niewielkie zlodowacenie
- Odpowiedzi: 417
- Odsłony: 68866
~ Jeśli wyraźnie wskazywały na to, że cienisty zapuścił się bezczelnie na nasze tereny, należy natychmiast porozmawiać o tym z przywódcą Cienia i powiadomić go o tym. Jeśli jednak ciężko jest odpowiedzieć na to pytanie – powinno się znaleźć owego bezczelnego cienistego by z nim porozmawiać ~ chciała w tym momencie dopowiedzieć coś o walce i zabiciu, ale ugryzła się w język. Jakim cudem się powstrzymywała? Dziwne, czyż nie? Widocznie gardło sprawiało, że każde oszczędzone słowo było istotne.
- 16 wrz 2014, 15:41
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Niewielkie zlodowacenie
- Odpowiedzi: 417
- Odsłony: 68866
Kolejny dylemat. Wbrew pozorom Azlopea miała wrażenie, że znacznie łatwiejszy, ale to się dopiero okaże. Najpierw musi pokazać swój plugawy tok myślenia.
~ Jeśli jest takie podejrzenie, to należy zbadać ślady dokładnie, zobaczyć, czy pozostał jakiś zapach czy krew bądź jakikolwiek inny ślad. Warto dokładnie obejrzeć cały obóz, by sprawdzić, czy i tam nie ma żadnych poszlak bądź czy coś nie zginęło. Mogło dojść do kradzieży ~ powiedziała, wzruszając barkami. Mówiła lekko lekceważącym tonem, ale głos miała nieco zachrypnięty. Widocznie takie gadanie źle działało na jej gardło i struny głosowe.
~ Jeśli jest takie podejrzenie, to należy zbadać ślady dokładnie, zobaczyć, czy pozostał jakiś zapach czy krew bądź jakikolwiek inny ślad. Warto dokładnie obejrzeć cały obóz, by sprawdzić, czy i tam nie ma żadnych poszlak bądź czy coś nie zginęło. Mogło dojść do kradzieży ~ powiedziała, wzruszając barkami. Mówiła lekko lekceważącym tonem, ale głos miała nieco zachrypnięty. Widocznie takie gadanie źle działało na jej gardło i struny głosowe.
- 16 wrz 2014, 13:48
- Forum: Błękitna Skała
- Temat: Ciemna Grota
- Odpowiedzi: 394
- Odsłony: 57214
Przyszła pora na naukę tej cholernej magii. Adeptka musiała to jednak zrobić – chociaż nie była zachwycona tymże faktem.
~ Czym możemy atakować. Praktycznie rzecz ujmując to prawie wszystkim co nam przyjdzie do smoczej głowy. Przykładowo, można posłać kulkę zbitego śniegu w przeciwnika, a ta w kontakcie z łuskami miałaby wybuchnąć, na duży obszar, gorącym ogniem. Można by też stworzyć stalową obrożę, która dusiłaby przeciwnika poprzez naciskanie na szyję, w tym gardło. Zapalić trawę pod łapami, stworzyć potężny wiatr, który przyciskałby smoka od góry do ziemi lub standardowo, kamienne kolce, zatrute igły, pnącza i korzenie oraz wiele, wiele innych. Jedynym ograniczeniem jest zapas energii oraz wyobraźnia. Jednakże im bardziej skomplikowany twór tym więcej trudności w tworzeniu. Stworzenie zimnego ognia wymaga więcej naszej energii niż normalny, gorący ogień. Poza tym, im bliżej tworzy się twór tym większą odległość musi przebyć w postaci czystej energii, gubiąc jej nieco po drodze, a zatem zmniejszając efekt. A, nie można też sprawić, że krew w żyłach zamarza czy coś w tym stylu, bo każdy ma w skórze naturalną powłokę maddary, niepozwalającą na bezpośrednie interakcje w nasze ciało ~ pomyślała, odkopując stare wspomnienia. Czas na praktykę. Uformowała kamiennego smoka, który miał służyć jako obiekt testów. Był jednakże niezniszczalny, bo po co tworzyć cały czas to samo. W każdym razie, skupiła się na ataku. Wyobraziła sobie jak na szyi posągu powstaje stalowa obręcz. Była wąska, ale za to wykonana ze srebra. Jej zadaniem było zmniejszanie swojej wielkości, a jednocześnie podduszanie smoka. Na zewnątrz były drobne igiełki, pokryte kwasem, który działał tylko na żywe obiekty. Dzięki temu nie można było jej złapać i zerwać albo przeciąć. Znaczy, można, ale będzie to bardzo szkodliwe i bolesne. Plugawa zamknęła oczy i skupiła się na odnalezieniu źródła maddary. Odsunęła zbędne myśli i emocje, pozostawiając jedynie owy plan ataku, a także chęć poszukiwania energii. Szybko ją znalazła, nabierając coraz więcej wprawy. Przez chwilę tkwiła w ciepłu magicznej mocy, ale zaraz potem zaczerpnęła jej trochę i przeniosła w atak. Otworzyła powieki, oglądając efekt swych działań. Kamienny posąg miał na szyi tą obręcz, dokładnie tak jak to sobie wyobraziła. Efekt nie był tak silny, bo rzeczywiście energia nieco się pogubiła po drodze... Ale działało. Usunęła magicznie srebro z obiektu ataków, a potem pomyślała nad kolejnym. Wyobraziła sobie stalowy kolec, długi i wąski. Czubek był ostry, nasączony w truciźnie, która miała dostać się do krwi i sparaliżować układ nerwowy. Kolec miał lecieć w kierunku prawego boku smoka, ale nie miał normalnego toru lotu. Bez żadnego schematu miał przesuwać się na różne strony, przez co powinie unikać drobnych bloków. Jedynie bariera albo duża ściana byłaby w stanie powstrzymać niebezpieczny atak. Azlopea zaczerpnęła magię i przelała w twór. Stalowy obiekt odbił się od kamiennego boku posągu nie robiąc mu krzywdy, ale po drodze faktycznie leciał dziwacznie, utrudniając obronę. Następny atak... Deszcz drobnych igieł. Taka mała ich chmura miała spać na posąg, ale pod takim kątem, aby wbiły się w ciało pod kamiennymi łuskami. Było to niezwykle bolesne, a kwas, który je okrywał, powinien sprawić dodatkowe szkody. Oprócz tego, ta substancja miała nie oddziaływać na igły, by przypadkiem ich nie zniszczyć. Tylko tego by brakowało, jakby sama sobie unieszkodliwiła atak. Jeszcze raz przelała w to swoją energię, patrząc jak igiełki trafiają w cel, ale nigdzie się nie wbijają i opadają na ziemię. Czas na ostatni atak. Wyobraziła sobie pnącza, która wyskakują spod ziemi i oplatają kamienny pysk oraz skrzydła wraz z ogonem. Ciasno i mocno, by nie dało się ich rozerwać. Oprócz nich, pojawić się też miały twarde korzenie, które złapałyby łapy smoka, unieszkodliwiając je. Ogólnie cała ta roślinność miała też ciągnąć posąg do ziemi, całkowicie unieruchamiając. Plugawa zaczerpnęła nieco energii i przelała w twór, a potem obserwowała atak natury na wyrzeźbionego w kamieniu smoka. Plan się powiódł i był skuteczny. Adeptka z dużą dozą irytacji przystąpiła do następnej nauki. Znowu magia. Obronna. Poprzednio stworzony kamienny smok oczywiście zniknął, a smoczyca przeszła do kolejnej nauki.
________________________________
Czas na magię obronną. Rzecz jasna, począwszy od teorii.
~ Jak najlepiej się bronić. Co tworzyć? Co wykorzystywać? Najlepiej tworzyć obronę w pewnej odległości od ciała, co da nam jeszcze trochę czasu na unik, oraz tworzyć ją tylko przy części, która jest zagrożona, bo wtedy zużyjemy mniej maddary niż podczas osłaniania całego ciała. Jeśli ktoś atakuje nam prawy bok, to tarcza stojąca na drodze wroga będzie najkorzystniejsza. Najlepsza jest prostota, bo mamy mniej szans na niepowodzenie, lepiej nie kombinować z jakimiś wymyślnymi technikami obrony magicznej. Nie może też na nas działać. Taka ściana ognia mogłaby nas oparzyć, co byłoby całkowitą głupotą i błędem. Można działać na zasadach przeciwności czyli woda kontra ogień, wiatr kontra kamień i takie tam. Kamienna ściana nie zablokuje tylko wiatru, ale też inne ataki takie jak kule ognia czy cieczy, więc ta zasada działa, ale nie odnosi się do wszystkich sposobów obrony ~ pomyślała. Teraz nadeszła kolei na praktykę. Wpierw obrona przed najprostszymi sposobami ataku. Kula ognia. Wyobraziła sobie wodną tarczę o okrągłym kształcie, która miała stać na drodze atakowi. Temperatura cieczy powinna być bardzo mroźna, a gdyby atak był na tyle mocny, by wyparowała część wody, to miała ją zastępować wilgoć czerpana z otoczenia. Szybko przelała w to maddarę i po chwili mogła oglądać ścianę, lekko falującą przy działaniu wiatru. Czas dalej iść. Gdyby oplotły ją pnącza i korzenie, jakby się obroniła? Najpewniej stworzyłaby bardzo ostry kamień albo kawałek stali, który z łatwością ciąłby takie rzeczy tak, by nie zranić Plugawej. To było raczej najprostsze rozwiązanie. Przed deszczem igieł z kwasem, zastosowałaby pawęż dwu warstwowy. Górna warstwa byłaby wodą, która miała zneutralizować kwas, a dolną warstwę stanowiłby kamień, który zablokowałby igły już bez kwasu. Chwila. A jak czarodziej radzi sobie z atakami wojowników? Skupiła się na wymyślonym zadaniu i wyobraziła sobie błonę przylegającą do ciała. Nie krępowała ruchów oraz przepuszczała cenne powietrze. Kontakt z pazurami miała udaremniać, sprawiając, iż ślizgałyby się po niej, nie czyniąc żadnej szkody czy przerwy w obronie. Przelała w to maddarę i zadowolona stwierdziła, że to mogłoby się udać w walce przeciwko tym, którzy skupiają się na walce fizycznej. Następna obrona... Obręcz. Stalowa. Pokryta na zewnątrz igiełkami z trucizną paraliżującą układ nerwowy. Nie mogła jej zdjąć za pomocą ostrego kamienia, bo jeszcze sama by sobie coś zrobiła. Zamiast tego polałaby wodą, która zmyłaby truciznę albo chociaż rozrzedziła, a potem stworzyła cienkie lecz twarde i mocne pnącza, które miały złapać obrożę i ciągnąć w dwóch różnych kierunkach o takiej samej sile, rozrywając ją. A co z kamiennymi kolcami o dziwnych trajektoriach lotu? Na takie stworzyłaby półkulę wokół siebie, które grube, kamienne ściany blokowałyby wszelakie ataki, a jednocześnie przepuszczały powietrze. Magia potrafiła tworzyć dziwne rzeczy, ale cóż. Co tu jeszcze... Wiadomo, ogień dusić zimniejszą wodą, ataki fizyczne magiczną osłoną, pnącza ciąć, kamienne kolce blokować ścianą z tego samego materiału, kwas neutralizować wodą, obroże rozrywać... A bańki? Taka bańka wokół głowy, która blokowałaby przepływ powietrza? Ta nauka magii była irytująca dla samicy. Stworzyłaby niewidoczny kanał powietrzny, który miałby przebić się przez bańkę i doprowadzać tlen z zewnątrz. Bańkę mogłaby też stworzyć, jakby ktoś próbował zatruć powietrze wokół. W sumie, zrobi teraz coś takiego. Skupiła się na planie stworzenia takiej osłony. Miała obejmować głowę, zwłaszcza nozdrza i pysk. Była przezroczysta, ale jej ścianki miały filtrować powietrze i przepuszczać tylko takie normalne, bez zbędnych pierwiastków i związków chemicznych. Zaczerpnęła i przelała w to maddarę, po chwili otrzymując efekt. Stworzyła czarny dym wokół bańki, który jednak uniósł się do góry, ale po prostu ominął przezroczyste ścianki. Uśmiechnęła się drapieżnie, a potem zlikwidowała osłonę. Na koniec stworzyła jeszcze raz błonę ochraniającą całe ciało. Poprzednio pazury miały się po niej ślizgać, ale co z atakiem ogona lub taranowaniem? Teraz zmieniła jej właściwości na odbijanie takich ataków, neutralizując siłę uderzenia. Czyli gdyby teraz ktoś się na nią rzucił, to odbiłby się z równą siłą, a Azlopea nie przesunęłaby się nawet o szpon. To tyle jeśli chodzi o magię.
~ Czym możemy atakować. Praktycznie rzecz ujmując to prawie wszystkim co nam przyjdzie do smoczej głowy. Przykładowo, można posłać kulkę zbitego śniegu w przeciwnika, a ta w kontakcie z łuskami miałaby wybuchnąć, na duży obszar, gorącym ogniem. Można by też stworzyć stalową obrożę, która dusiłaby przeciwnika poprzez naciskanie na szyję, w tym gardło. Zapalić trawę pod łapami, stworzyć potężny wiatr, który przyciskałby smoka od góry do ziemi lub standardowo, kamienne kolce, zatrute igły, pnącza i korzenie oraz wiele, wiele innych. Jedynym ograniczeniem jest zapas energii oraz wyobraźnia. Jednakże im bardziej skomplikowany twór tym więcej trudności w tworzeniu. Stworzenie zimnego ognia wymaga więcej naszej energii niż normalny, gorący ogień. Poza tym, im bliżej tworzy się twór tym większą odległość musi przebyć w postaci czystej energii, gubiąc jej nieco po drodze, a zatem zmniejszając efekt. A, nie można też sprawić, że krew w żyłach zamarza czy coś w tym stylu, bo każdy ma w skórze naturalną powłokę maddary, niepozwalającą na bezpośrednie interakcje w nasze ciało ~ pomyślała, odkopując stare wspomnienia. Czas na praktykę. Uformowała kamiennego smoka, który miał służyć jako obiekt testów. Był jednakże niezniszczalny, bo po co tworzyć cały czas to samo. W każdym razie, skupiła się na ataku. Wyobraziła sobie jak na szyi posągu powstaje stalowa obręcz. Była wąska, ale za to wykonana ze srebra. Jej zadaniem było zmniejszanie swojej wielkości, a jednocześnie podduszanie smoka. Na zewnątrz były drobne igiełki, pokryte kwasem, który działał tylko na żywe obiekty. Dzięki temu nie można było jej złapać i zerwać albo przeciąć. Znaczy, można, ale będzie to bardzo szkodliwe i bolesne. Plugawa zamknęła oczy i skupiła się na odnalezieniu źródła maddary. Odsunęła zbędne myśli i emocje, pozostawiając jedynie owy plan ataku, a także chęć poszukiwania energii. Szybko ją znalazła, nabierając coraz więcej wprawy. Przez chwilę tkwiła w ciepłu magicznej mocy, ale zaraz potem zaczerpnęła jej trochę i przeniosła w atak. Otworzyła powieki, oglądając efekt swych działań. Kamienny posąg miał na szyi tą obręcz, dokładnie tak jak to sobie wyobraziła. Efekt nie był tak silny, bo rzeczywiście energia nieco się pogubiła po drodze... Ale działało. Usunęła magicznie srebro z obiektu ataków, a potem pomyślała nad kolejnym. Wyobraziła sobie stalowy kolec, długi i wąski. Czubek był ostry, nasączony w truciźnie, która miała dostać się do krwi i sparaliżować układ nerwowy. Kolec miał lecieć w kierunku prawego boku smoka, ale nie miał normalnego toru lotu. Bez żadnego schematu miał przesuwać się na różne strony, przez co powinie unikać drobnych bloków. Jedynie bariera albo duża ściana byłaby w stanie powstrzymać niebezpieczny atak. Azlopea zaczerpnęła magię i przelała w twór. Stalowy obiekt odbił się od kamiennego boku posągu nie robiąc mu krzywdy, ale po drodze faktycznie leciał dziwacznie, utrudniając obronę. Następny atak... Deszcz drobnych igieł. Taka mała ich chmura miała spać na posąg, ale pod takim kątem, aby wbiły się w ciało pod kamiennymi łuskami. Było to niezwykle bolesne, a kwas, który je okrywał, powinien sprawić dodatkowe szkody. Oprócz tego, ta substancja miała nie oddziaływać na igły, by przypadkiem ich nie zniszczyć. Tylko tego by brakowało, jakby sama sobie unieszkodliwiła atak. Jeszcze raz przelała w to swoją energię, patrząc jak igiełki trafiają w cel, ale nigdzie się nie wbijają i opadają na ziemię. Czas na ostatni atak. Wyobraziła sobie pnącza, która wyskakują spod ziemi i oplatają kamienny pysk oraz skrzydła wraz z ogonem. Ciasno i mocno, by nie dało się ich rozerwać. Oprócz nich, pojawić się też miały twarde korzenie, które złapałyby łapy smoka, unieszkodliwiając je. Ogólnie cała ta roślinność miała też ciągnąć posąg do ziemi, całkowicie unieruchamiając. Plugawa zaczerpnęła nieco energii i przelała w twór, a potem obserwowała atak natury na wyrzeźbionego w kamieniu smoka. Plan się powiódł i był skuteczny. Adeptka z dużą dozą irytacji przystąpiła do następnej nauki. Znowu magia. Obronna. Poprzednio stworzony kamienny smok oczywiście zniknął, a smoczyca przeszła do kolejnej nauki.
________________________________
Czas na magię obronną. Rzecz jasna, począwszy od teorii.
~ Jak najlepiej się bronić. Co tworzyć? Co wykorzystywać? Najlepiej tworzyć obronę w pewnej odległości od ciała, co da nam jeszcze trochę czasu na unik, oraz tworzyć ją tylko przy części, która jest zagrożona, bo wtedy zużyjemy mniej maddary niż podczas osłaniania całego ciała. Jeśli ktoś atakuje nam prawy bok, to tarcza stojąca na drodze wroga będzie najkorzystniejsza. Najlepsza jest prostota, bo mamy mniej szans na niepowodzenie, lepiej nie kombinować z jakimiś wymyślnymi technikami obrony magicznej. Nie może też na nas działać. Taka ściana ognia mogłaby nas oparzyć, co byłoby całkowitą głupotą i błędem. Można działać na zasadach przeciwności czyli woda kontra ogień, wiatr kontra kamień i takie tam. Kamienna ściana nie zablokuje tylko wiatru, ale też inne ataki takie jak kule ognia czy cieczy, więc ta zasada działa, ale nie odnosi się do wszystkich sposobów obrony ~ pomyślała. Teraz nadeszła kolei na praktykę. Wpierw obrona przed najprostszymi sposobami ataku. Kula ognia. Wyobraziła sobie wodną tarczę o okrągłym kształcie, która miała stać na drodze atakowi. Temperatura cieczy powinna być bardzo mroźna, a gdyby atak był na tyle mocny, by wyparowała część wody, to miała ją zastępować wilgoć czerpana z otoczenia. Szybko przelała w to maddarę i po chwili mogła oglądać ścianę, lekko falującą przy działaniu wiatru. Czas dalej iść. Gdyby oplotły ją pnącza i korzenie, jakby się obroniła? Najpewniej stworzyłaby bardzo ostry kamień albo kawałek stali, który z łatwością ciąłby takie rzeczy tak, by nie zranić Plugawej. To było raczej najprostsze rozwiązanie. Przed deszczem igieł z kwasem, zastosowałaby pawęż dwu warstwowy. Górna warstwa byłaby wodą, która miała zneutralizować kwas, a dolną warstwę stanowiłby kamień, który zablokowałby igły już bez kwasu. Chwila. A jak czarodziej radzi sobie z atakami wojowników? Skupiła się na wymyślonym zadaniu i wyobraziła sobie błonę przylegającą do ciała. Nie krępowała ruchów oraz przepuszczała cenne powietrze. Kontakt z pazurami miała udaremniać, sprawiając, iż ślizgałyby się po niej, nie czyniąc żadnej szkody czy przerwy w obronie. Przelała w to maddarę i zadowolona stwierdziła, że to mogłoby się udać w walce przeciwko tym, którzy skupiają się na walce fizycznej. Następna obrona... Obręcz. Stalowa. Pokryta na zewnątrz igiełkami z trucizną paraliżującą układ nerwowy. Nie mogła jej zdjąć za pomocą ostrego kamienia, bo jeszcze sama by sobie coś zrobiła. Zamiast tego polałaby wodą, która zmyłaby truciznę albo chociaż rozrzedziła, a potem stworzyła cienkie lecz twarde i mocne pnącza, które miały złapać obrożę i ciągnąć w dwóch różnych kierunkach o takiej samej sile, rozrywając ją. A co z kamiennymi kolcami o dziwnych trajektoriach lotu? Na takie stworzyłaby półkulę wokół siebie, które grube, kamienne ściany blokowałyby wszelakie ataki, a jednocześnie przepuszczały powietrze. Magia potrafiła tworzyć dziwne rzeczy, ale cóż. Co tu jeszcze... Wiadomo, ogień dusić zimniejszą wodą, ataki fizyczne magiczną osłoną, pnącza ciąć, kamienne kolce blokować ścianą z tego samego materiału, kwas neutralizować wodą, obroże rozrywać... A bańki? Taka bańka wokół głowy, która blokowałaby przepływ powietrza? Ta nauka magii była irytująca dla samicy. Stworzyłaby niewidoczny kanał powietrzny, który miałby przebić się przez bańkę i doprowadzać tlen z zewnątrz. Bańkę mogłaby też stworzyć, jakby ktoś próbował zatruć powietrze wokół. W sumie, zrobi teraz coś takiego. Skupiła się na planie stworzenia takiej osłony. Miała obejmować głowę, zwłaszcza nozdrza i pysk. Była przezroczysta, ale jej ścianki miały filtrować powietrze i przepuszczać tylko takie normalne, bez zbędnych pierwiastków i związków chemicznych. Zaczerpnęła i przelała w to maddarę, po chwili otrzymując efekt. Stworzyła czarny dym wokół bańki, który jednak uniósł się do góry, ale po prostu ominął przezroczyste ścianki. Uśmiechnęła się drapieżnie, a potem zlikwidowała osłonę. Na koniec stworzyła jeszcze raz błonę ochraniającą całe ciało. Poprzednio pazury miały się po niej ślizgać, ale co z atakiem ogona lub taranowaniem? Teraz zmieniła jej właściwości na odbijanie takich ataków, neutralizując siłę uderzenia. Czyli gdyby teraz ktoś się na nią rzucił, to odbiłby się z równą siłą, a Azlopea nie przesunęłaby się nawet o szpon. To tyle jeśli chodzi o magię.
- 16 wrz 2014, 13:19
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Szumiąca Dolina
- Odpowiedzi: 716
- Odsłony: 95834
Smoczyca spokojnym, leniwym krokiem zwiedzała Tereny Wspólne, a dokładniej Bliźniacze Skały. Nie znała zbytnio przeznaczenia tego miejsca, a może to i dobrze.
Była w Szumiącej Dolinie, gdy nagle wyczuła woń smoka. Nigdy nie czuła podobnego zapachu. Znała woń smoków Ognia i Życia. Przypomniała sobie, że jest jeszcze stado Cienia, więc domyśliła się, że to musi być jeden z cienistych. Kolejny pupilek, którego można psychicznie wykończyć. Czas na zabawę.
Smoczyca podeszła do niego spokojnie, z uniesionym łbem. Jej ogon kiwał się na boki spokojnie. W końcu Azlopea podeszła na odległość dwóch metrów od samca, siadając wygodnie i wygrzewając się w promieniach słońca, które jako Ognista wręcz uwielbiała.
~ Azlopea, inaczej Plugawa Łuska ~ przedstawiła się jako pierwsza, łohohoho. Coś nowego. Patrzyła różowymi ślepiami na samca, od czasu do czasu spoglądając na błękitną taflę nieba.
Była w Szumiącej Dolinie, gdy nagle wyczuła woń smoka. Nigdy nie czuła podobnego zapachu. Znała woń smoków Ognia i Życia. Przypomniała sobie, że jest jeszcze stado Cienia, więc domyśliła się, że to musi być jeden z cienistych. Kolejny pupilek, którego można psychicznie wykończyć. Czas na zabawę.
Smoczyca podeszła do niego spokojnie, z uniesionym łbem. Jej ogon kiwał się na boki spokojnie. W końcu Azlopea podeszła na odległość dwóch metrów od samca, siadając wygodnie i wygrzewając się w promieniach słońca, które jako Ognista wręcz uwielbiała.
~ Azlopea, inaczej Plugawa Łuska ~ przedstawiła się jako pierwsza, łohohoho. Coś nowego. Patrzyła różowymi ślepiami na samca, od czasu do czasu spoglądając na błękitną taflę nieba.
- 16 wrz 2014, 13:10
- Forum: Błękitna Skała
- Temat: Leszczynowy Zagajnik
- Odpowiedzi: 734
- Odsłony: 95653
Adeptka westchnęła cicho. Trochę ta nauka się ciągnęła, ale przynajmniej magię będzie miała za sobą, co ją bardzo by ucieszyło. Oby to było ostatnie zadanie, bo po Azlopei było widać, że ma zawroty głowy – zapewne to spowodowało ostatnie niepowodzenie.
Zbierając w sobie resztki sił wyobraziła sobie coś, co nie wymagało zbyt dużo maddary – nie była w stanie zrobić nic więcej, gdyż do zawrotów łba doszedł również pulsujący ból. Atakiem miała być zwyczajna plama kwasu, mająca pojawić się już na nasadzie ogona Odmiennej. Była to plama o dość niewielkiej średnicy, barwy neonowo żółtej. Silnie żrąca substancja nie wydzielała żadnego zapachu. Samica tchnęła maddarę. Poczuła przy tym nasilenie bólu, ale wciąż była przytomna.
Na razie...
Zbierając w sobie resztki sił wyobraziła sobie coś, co nie wymagało zbyt dużo maddary – nie była w stanie zrobić nic więcej, gdyż do zawrotów łba doszedł również pulsujący ból. Atakiem miała być zwyczajna plama kwasu, mająca pojawić się już na nasadzie ogona Odmiennej. Była to plama o dość niewielkiej średnicy, barwy neonowo żółtej. Silnie żrąca substancja nie wydzielała żadnego zapachu. Samica tchnęła maddarę. Poczuła przy tym nasilenie bólu, ale wciąż była przytomna.
Na razie...
- 15 wrz 2014, 18:49
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Polana
- Odpowiedzi: 731
- Odsłony: 108372
Kiwnęła łbem. W sumie to czemu nie...
Nie tracąc czujności, i wciąż badając teren szła z łbem raz przy ziemi, raz nad nią, by wyczuć ewentualne zapachy, ponieważ mogą być niemal wszędzie – na każdym poziomie. Obserwowała również trawę i błoto oraz krzewy, poruszając się po rozszerzającej się spirali, tak jak powiedział Jad. Liczyła, że tym razem uda jej się coś znaleźć, i że o niczym nie zapomniała – to by było raczej kiepskie.
Nie tracąc czujności, i wciąż badając teren szła z łbem raz przy ziemi, raz nad nią, by wyczuć ewentualne zapachy, ponieważ mogą być niemal wszędzie – na każdym poziomie. Obserwowała również trawę i błoto oraz krzewy, poruszając się po rozszerzającej się spirali, tak jak powiedział Jad. Liczyła, że tym razem uda jej się coś znaleźć, i że o niczym nie zapomniała – to by było raczej kiepskie.
- 15 wrz 2014, 17:27
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Polana
- Odpowiedzi: 731
- Odsłony: 108372
Podniosła się i zdała sobie sprawę, jak głupio zrobiła. Faktycznie, to nie miało największego sensu.
Stanęła i wytężyła zmysły, by coś wyłapać. Nie szła już nigdzie, i tego nie zrobi, dopóki czegoś nie znajdzie. Śladów zapachowych, tych w ziemi lub jakiegoś odgłosu. Miała nadzieję, że długo to nie potrwa, bo powoli robiło się ciemno, co nie ułatwiłoby jej poszukiwań z pewnością.
Stanęła i wytężyła zmysły, by coś wyłapać. Nie szła już nigdzie, i tego nie zrobi, dopóki czegoś nie znajdzie. Śladów zapachowych, tych w ziemi lub jakiegoś odgłosu. Miała nadzieję, że długo to nie potrwa, bo powoli robiło się ciemno, co nie ułatwiłoby jej poszukiwań z pewnością.
- 15 wrz 2014, 17:17
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Polana
- Odpowiedzi: 731
- Odsłony: 108372
Wytężyła wszystkie zmysły. Wzrokiem szukała ewentualnych odcisków łap czy innych kończyn, przykładowo kopyt jelenia. Oprócz tego obserwowała teren wokół. Może zauważy gdzieś zdeptaną czy poskubaną trawę, krew czy sierść, bądź odchody, bo i to było możliwe. Węszyła również zarówno na poziomie ziemi jak i ponad nią. Może jej gadzi nos wyłapie jakąś woń, na co szczerze Plugawa liczyła. Nasłuchiwała również odgłosów otoczenia, szeleszczenia czy czegokolwiek innego. Oczywiście szła do przodu, pilnując by nic jej nie umknęło.
- 15 wrz 2014, 16:41
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Łąka głazów
- Odpowiedzi: 583
- Odsłony: 88908
Smoczyca jak każdy wojownik nienawidziła magii. Zamknęła oczy i postarała się odciąć od świata zewnętrznego. Odsunęła od siebie zbędne myśli oraz niepotrzebne emocje. Skupiła się na odszukaniu w sobie źródła maddary. Chwilę jej to zajęło, dłużej niż zwykle, ale poczuła to ciepło, bijące od niej. Mocno uchwyciła się tego ciepła, irytując się nim. Miała wrażenie, że cała jest spowita w źródle, bo w sumie nie czuła, gdzie konkretnie je ma, choć na pewno blisko serca oraz mózgu. Może calutkie ciało stanowiło pojemnik dla źródła maddary, a jedynie w niektórych miejscach było jej więcej? Kto wie, kto wie. Może bogini magii, Naranlea? Tak czy siak, gadając nie nauczy się tworzyć przy użyciu tej energii. Wyobraziła sobie jak tuż przed jej nosem tworzy się kamień. Cały kolorowy, jak tęcza. W niektórych miejsach był pokryty zielonym mchem, miłym w dotyku. Ogólnie miał kształt kostki, a tam gdzie nie było owej burzy barw był gładki, ciepły i miękki. Następnie przeniosła nieco swojej maddary w to co sobie wyobraziła, a następnie, tuż po otwarciu oczu, zauważyła jak jej plan urzeczywistnił się. Kostka stała się prawdziwa, a nawet unosiła się w powietrzu. Dotknęła jej swą lewą łapą i przekonała się, iż naprawdę jest taka sama jak ją sobie wyobraziła. Ponownie wróciła do krainy wyobraźni, myśląc nad tym, co jeszcze mogła zrobić z tą rzeczą. Ach, oczywiście! Wyobraziła sobie jak zaczyna się kręcić wokół własnej osi, z początku wolno, a potem coraz szybciej, na końcu już rozmywając się. Doszło też do tego robienie kółek wokół Plugawej, która sapała ze złości, że musi uczyć się magii. Magia to jednak magia. Nieważna która jej część, i tak jest tragiczna. Przelała w to znowu energię i tak też się stało. Obserwowała ruchy kostki, która robiła tak, jak planowała. Co by tu jeszcze... Mowa mentalna! Nie miała w pobliżu jakiegoś smoka, a raczej nie mogła stworzyć świadomości w tej kostce, ale przesłać coś do niej mogła. Raczej tego nie odbierze, ale co tam. Wyobraziła sobie przezroczystą nić, łącząca jej umysł z kostką. Wiedziała, że smoki zazwyczaj nie lubiły rozmów mentalnych, bo to było uczucie jakby ktoś wtargnął do naszego mózgu. Po owej nitce, miał przejść impuls, który zawierał słowo ‘maddara’. Kostka miała to odebrać, a następnie każdą swoją ściankę zmienić tak, aby widniał na niej wypukły napis, zawierający przesłane słowo. Przeniosła ciepło maddary w ten plan i obserwowała efekty. Stało się tak jak planowała. Przejechała pazurem po jednym z napisów, zastanawiając się nad kolejnym zadaniem. Zmiany. Tworzenie czegoś to błahostka, zmienianie to inna sprawa. Wyobraziła sobie jak owa kostka przestaje być kostką. Staje się małą piramidką o równych bokach. Mech znika wraz z napisami, a kolor zostaje zmieniony na żółty, poprzecinany małymi żyłkami, jak gdyby ta figura była żywa. W owych żyłkach płynęła woda, pompowana przez magię. Na czubku piramidy zaczęły powoli pojawiać się krople wody, wypływające z wnętrza. Plugawa jeszcze raz zaczerpnęła magii, a potem przelała ją w plan i znowu zaczęła obserwować swój twór. Dotknęła końcówką szpona wyciekającej wody. Niby iluzja, a wszystko to wydawało się takie prawdziwe. Mogło nawet wyrządzić szkody. Wzięła nieco swojej energii i dodała do piramidki, nakazując jej kręcić się na czubku, z którego kapała bardzo wolno woda, wprost na łapy Azlopei, która uśmiechnęła się drapieżnie pod nosem. Założyła przezroczystą, mentalną linkę łączącą ów czubek z umysłem Łuski. Przesłała po niej obraz swojej matki, która zginęła wiele księżyców temu. Miała żółte łuski i błękitne, ciepłe ślepia. Obraz miał pojawić się on na podstawie figury, zawierając wszystkie detale oraz pełną ostrość. Przelała w to maddarę i już po chwili oglądała obraz tego co miała przed chwilą wyobrażone. Magia nie miała granic. No, jakieś tam miała, ale była bardzo rozległa i pozwalała na wiele. Adeptka przestała się skupiać i podtrzymywać iluzję, a piramidka zniknęła z równą szybkością, co pojawiła się.
- 15 wrz 2014, 16:19
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Diamentowe źródełko
- Odpowiedzi: 506
- Odsłony: 74625
Smoczyca wykorzystała najłatwiejszy sposób, by pozbyć się wyobrażenia – zwyczajnie wymazała je z umysłu. Kostka zniknęła, a smoczyca zabrała się za następne zadanie.
Wyobraziła sobie natomiast niematerialną, więc niewidzialną linę, która owinęła się pętlą wokół umysłu smoczycy, a drugi jej koniec wokół umysłu Bezchmurnego. Następnie wzięła się za przesyłanie obrazu. A była to zwyczajna łąka. Ot, zielona, bujnie rosnąca trawa, wokół mnóstwo drzew. Kolorowe, polne kwiaty, latające motyle i błękitne niebo pełne lecących na nim ptaków. Kurczę, chyba zawroty głowy naprawdę wpływały na Azlopeę, skoro była w stanie wyobrazić sobie coś pozytywnego.
Wyobraziła sobie natomiast niematerialną, więc niewidzialną linę, która owinęła się pętlą wokół umysłu smoczycy, a drugi jej koniec wokół umysłu Bezchmurnego. Następnie wzięła się za przesyłanie obrazu. A była to zwyczajna łąka. Ot, zielona, bujnie rosnąca trawa, wokół mnóstwo drzew. Kolorowe, polne kwiaty, latające motyle i błękitne niebo pełne lecących na nim ptaków. Kurczę, chyba zawroty głowy naprawdę wpływały na Azlopeę, skoro była w stanie wyobrazić sobie coś pozytywnego.
- 15 wrz 2014, 16:15
- Forum: Błękitna Skała
- Temat: Leszczynowy Zagajnik
- Odpowiedzi: 734
- Odsłony: 95653
Azlopea nie myślała długo, widząc pnącza wybijające się w jej kierunku. Wyobraziła sobie, jak zostają one pokryte (każde z osobna) warstwą lodowatego szronu, jakiegoś dwadzieścia razy zimniejszego od lodu. Miał on całkowicie unieruchomić pnącza, które nie były odporne na zimno, lecz na ciepło. Smoczyca tchnęła w to maddarę i czekała na efekt. Wiedziała, że pnącza i tak nic jej nie zrobią, bo gdyby jej się nie udało, to Odmienna zwyczajnie je wycofa. Ale i tak dbała o to, by prawidłowo wykonać obronę.
- 15 wrz 2014, 16:07
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Polana
- Odpowiedzi: 731
- Odsłony: 108372
~ Odciski łap, pazurów czy kopyt oraz zapach. Czasem też słychać szeleszczenie czy uderzanie o ziemię, jeśli cel jest niedaleko. Poza tym są ślady krwi, odchody, kępki futra czy sierści, połamane gałązki, podeptana trawa, podrapane drzewa ~ odpowiedziała, licząc iż pamiętała o wszystkim, co na ten temat wie. Nie przypominała sobie o niczym innym, więc miała w duszy plugawą nadzieję, że Jad będzie zadowolony (na swój sposób rzecz jasna) z jej odpowiedzi.












