Znaleziono 51 wyników

autor: Laryssa
02 mar 2025, 16:09
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Smoczy Grzbiet
Odpowiedzi: 466
Odsłony: 79274

Smoczy Grzbiet

Laryssa zamrugała, zaskoczona. Rozwiała twór od razu po tym, jak został unieruchomiony.
Spodziewałam się bardziej wytworzenia tarczy na ramieniu albo ściany, ale to też jest jakaś ochrona, tak myślę – powiedziała lekko zaskoczona, podchodząc do Kraksi. – Jak rozumiem nie masz więcej pytań. Poszło ci bardzo dobrze, Kraksiu. Wątpię, abym była w stanie nauczyć cię czegoś więcej, w szczególności, że jestem pokojową, hm, kapłanką. O wszelkie kolejne nauki najlepiej pytaj tubylców, bowiem znają się na magii o wiele lepiej niż ja. Powodzenia na twojej drodze wojownika. Oby tobie Wolne Stada przyniosły więcej szczęścia i zrozumienia – powiedziała, poklepując ją po barku, omijając kolce. – Jeśli kiedykolwiek będziesz mnie szukać i usłyszysz jakieś nowe wieści na temat Lari... Immanora, a będziesz chciała się odwdzięczyć za podarunek i nauki, to szukaj mnie albo w rodzinnej wiosce, albo na Pustyni Hazaarze. Pobliskie ludy mnie znają i będą wiedzieć, czy tam jestem – przypomniała, podając Kraksi jedną z kopii map, którą zdążyła w ostatnim czasie zrobić. Nie widziała innej możliwości, jak po prostu mieć kogoś znajomego w Wolnych Stadach, a swoją misję wykonywać osobiście, bez czekania w nieskończoność na odpowiedź. Należało działać. Nawet, jeśli bolało ją w serce pozostawianie części z tutejszych smoków. Szczególnie... jednego.
Pomachała Kraksi na pożegnanie, życząc jej raz jeszcze powodzenia.

//MA i MO I + //zt
Kościana Łuska
autor: Laryssa
02 mar 2025, 15:36
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Smoczy Grzbiet
Odpowiedzi: 466
Odsłony: 79274

Smoczy Grzbiet

Cóż. Na pewno wojownik walczący wręcz będzie chciał cię rozproszyć, przykładowo, szturchnięciem barkiem w twój bark. Dlatego im większe masz doświadczenie i im więcej ćwiczyć, tym szybciej będziesz tworzyć swoje czary zanim dobiegnie do ciebie przeciwnik – odparła krótko. – Zdecydowanie będziesz to chciała robić jako wojownik. Często łatwiej jest zapobiegać czarowi, niż go unikać. Szczególnie, kiedy czar dopasowuje się do ruchów przeciwnika, co również jest wykonalne, ale wymaga od ciebie skupiania się na bieżąco na jego trajektorii lotu – dodała informacyjnie. – Skupienie się jest ważne, oczywiście, stąd bardzo łatwo rozproszyć czarodzieja. Niepodtrzymywane twory znikają, masz rację. Tak samo jak tamten płomień, któremu odcięłaś dostęp do źródła i przestałaś o nim myśleć i go podtrzymywać. Jest jednak możliwe podtrzymywanie tworu, ale musisz wtedy skupić się szczególnie, bowiem twój twór może robić tylko jedną rzecz na raz, nie może na raz atakować i się bronić.

Kiedy Kraksia wysłała swój długi szpikulec ku Laryssie, ta już przedtem wiedziała mniej więcej, co wyczaruje. Stąd też szybko u jej boku pojawił czworonożny, bardzo kanciasty i jednolicie szary twór, niemalże całkowicie pozbawiony szczegółów. Ot, sylwetka czegoś czworonożnego z uproszczoną paszczą, za to z nadanym całkiem sporym ciężarem i stałością. Miał on podbiec, doskoczyć i złapać kolec w szczęki i wyhamować jego impet, nim ten doleci do północnej samicy. Dalej podtrzymując czar, w następnym akcie bestia pognała w stronę Kościanej Łuski, rozwierając już zawczasu szerokie paszczę, z zamiarem zatopienia twardych jak najwytrwalsze skały kłów w prawym barku wojowniczki, choć lekko, bardziej na pokaz. Nie odbierało to jednak samemu atakowi ani dynamiki, ani impetu, a jedynie wpływało na ostateczne obrażenia, których by dostała w razie, gdyby coś poszło nie tak.

Kościana Łuska
autor: Laryssa
02 mar 2025, 14:58
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Smoczy Grzbiet
Odpowiedzi: 466
Odsłony: 79274

Smoczy Grzbiet

Ściana faktycznie zmaterializowała się przed lecącą śnieżką. Przy zetknięciu się szron nawet nie zdołał się wytworzyć, a dało się jedynie słyszeć cichy syk i widzieć parę. Śnieżka zniknęła pod wpływem parzącego gorąca, którego ze względu na swoją niewielką moc nie dałaby rady ugasić nieważne jakby chciała. A nawet gdyby zdołała, to nie dałaby rady przelecieć przez samą ścianę ze względu na swoje właściwości. Laryssa posłała czerwonołuskiej uśmiech i skinęła głową.

Okej. Teraz wymienimy serię jak podczas walki. Ty zaatakujesz, ja się obronię. Potem od razu zaatakuję, i ty się obronisz. Po tym przystopujemy i omówimy, co poszło dobrze, co źle, i jeśli będziesz mieć jakieś pytania, to je przegadamy. Najpierw skup się na ataku. Pamiętaj, że celujesz we mnie, więc musi być konkretne miejsce, w które będziesz chciała wycelować. W takim sparingu jak my teraz zdecydowanie nie wrażliwe – zaznaczyła. Oddaliła się wtedy i czekała na atak Kościanej.

//twoja tura ataku –> moja ataku i obrony –> twoja obrony + pytania
Kościana Łuska
autor: Laryssa
02 mar 2025, 14:13
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Smoczy Grzbiet
Odpowiedzi: 466
Odsłony: 79274

Smoczy Grzbiet

Skinęła głową, obserwując ciszy, sama gotowa użyć magii w razie co. Poczuła lekkie drżenie maddary, a po chwili – wziuu! – czar poleciał prosto do celu. Wpierw lekko spanikowała, widząc płomienie, i już gotowa była gasić je lodowym podmuchem, nim nie przypomniała sobie, że te płomienie nie mają jak się rozprzestrzenić.
Ś-świetnie. Pamiętaj, że im dokładniej określisz swój cel, tym lepiej oddana będzie droga tworu. Tak samo płomienie dookoła są podtrzymywane magią z twojego źródła, więc po chwili znikną, szczególnie w tej chwili, kiedy między twoim atakiem a obroną trwają sekundy. Nie będziesz w stanie podtrzymywać ich w nieskończoność – skinęła głową w stronę roztrzaskanej dziury w konarze. Oczyściła gardziel.

Okej. Widzę już, że nie boisz się robić bardziej skomplikowanych tworów z rzeczami, które aktywują się po zetknięciu z celem. Możesz tak samo zrobić przykładowo z osłoniętą kulką, a w środku lawą, na przykład. Będzie leciała normalnie, dopóki coś nie dotknie jej powierzchni, która od razu czy to się rozpuści, zniknie, czy odpadnie, uwalniając faktyczny niszczący potencjał czaru. Szczególnie coś takiego mogłabyś użyć do przeniesienia jakiejkolwiek cieczy, na przykład, chociaż równie dobrze możesz zrobić po prostu strumień pod ciśnieniem. To nie problem – wzruszyła barkami. Po chwili między nimi (a Laryssa zdążyła zostawić między nimi trochę przestrzeni) pojawiła się wisząca w powietrzu ulepiona ze śniegu kula. Idealna, żeby zmieścić się w łapie, całkiem miękka i zdecydowanie baaardzo lodowata w dotyku. – Chciałabym teraz, żebyś użyła czegoś do obrony przed tą śnieżką. Jeśli cię dotknie, to będzie mogła odmrozić ci parę łusek i skórę pod spodem. Pokryje cię szronem i odmrozi okolice, czyniąc obrażenia. Bronimy się podobnie, jak atakujemy, z tą jednak różnicą, że musisz myśleć bardziej ogólniej i przewidywać ruchy przeciwnika. Twój czar ma całkowicie zniwelować działanie czaru i nie wyrządzić ci krzywdy, a wręcz przeciwnie, jeśli nadasz mu odpowiednie właściwości, to będziesz w stanie nie tylko sparować atak wręcz przeciwnika, ale nawet go jednocześnie zranić. W kontekście tworów niestety raczej to nie zadziała, bo nawet jeśli teraz odbijesz moją śnieżkę, to najzwyczajniej w świecie odetnę jej dostęp do magii, prawda? Jednak jako wojownik musisz wystrzegać się takich obron, które są w stanie ciebie zranić, jak przykładowo bardzo twarda osłona na bark, o którą możesz połamać sobie palce, próbując ją zranić – zrobiła krótką pauzę. – Ale wracając. Do zniwelowania magicznego ataku możesz użyć czegoś twardego, odbijającego albo wręcz przeciwnie, zwalczyć żywioł żywiołem. Wybór należy do ciebie. Policzę teraz do trzech, a ty coś wymyśl. W końcu więcej czasu przeciwnik raczej ci nie da – dodała, od razu postanawiając odliczać. Kiedy policzyła do trzech, śnieżka miała błyskawicznie polecieć i uderzyć w prawy policzek Kraksię; miała się jednak roztrzaskać jak zwykła śnieżka, tak naprawdę co najwyżej lekko pokrywając na uderzenie serca miejsce szronem, nie tak chłodnym jednak, aby faktycznie wywołać jakiekolwiek obrażenia. W końcu nie wybaczyłaby sobie faktycznie zrobienia krzywdy swojemu uczniowi.

Kościana Łuska
autor: Laryssa
02 mar 2025, 13:15
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Smoczy Grzbiet
Odpowiedzi: 466
Odsłony: 79274

Smoczy Grzbiet

Laryssa przybyła zgodnie z prośbą Kraksi. Smoczyca była doprawdy wyjątkowa i ceniła sobie jej silną i nieposkromioną wiarę drzemiącą w sercu – nawet, jeśli Viliar był zaledwie mało znaczącym duszkiem w porównaniu do oblicza Larimara. Czy też, jak go tutaj nazywali, Immanora. Po pobudce nie robiła dużo. Właściwie nadal czuła się mocno oszołomiona. Miała wrażenie, jakby obudziła się po długim, długim czasie. I napawało ją to pewnym poczuciem winy, ale jednocześnie... czy naprawdę miała tu coś więcej do roboty? Może szukała w złym miejscu? Może najpierw powinna była zająć się sprawami niecierpiącymi zwłoki, a nie poszukiwaniem samego Larimara. Może najpierw musiała się wykazać jako kapłanka i wrócić dopiero u kresu swojego życia przed jego oblicze. Hm.

Tak czy inaczej – nauka! Nie zdarzyło jej się jeszcze nikogo nauczać. Była więc trochę nerwowa. I właśnie taki nerwowy uśmiech wysłała Kraksi na przywitanie, skinąwszy jej głową. Musiała wziąć pod uwagę też to, że tutaj magia działała trochę inaczej.
Hej. Więc, uhm. Zacznijmy – klasnęła w łapy, zbierając myśli przez krótką chwilę ciszy. – Jak mniemam, umiesz już podstawy magii niewalczącej, prawda? Magii wytwórstwa. Wiesz zatem, gdzie znaleźć jego początek i skąd zaczerpnąć swojej wewnętrznej siły, która bierze się z wiary, prawda? Jako podarunek od Najwspanialszego – zrobiła krótką pauzę. – Jak mniemam, wiesz na temat wszelkich delikatniejszych punktów na ciele smoka, jako wojownik. To miejsce w okolicach głowy, szyi, brzucha, pach, także tych skrzydeł, i całe to... wszystko wewnątrz, jeśli dasz radę dotknąć kogoś łapą, bo wtedy otrzymujesz dostęp do działania wewnątrz jego ciała, przerywając naturalną magiczną barierę – pokazywała przy tym na głowoczaszkę, przejechała szponem wzdłuż szyi i wskazała na okolice brzucha, a następnie wskazała na delikatne miejsca na skrzydłach i pod pachami. I ogólnie, gestykulowała, mówiąc o bebechach. – a-ale to tylko na przypomnienie. Tak czy siak, pamiętaj, że przy bitewnym czarowaniu liczą się te same rzeczy, które przy zwykłym tworzeniu. Musisz jednak myśleć szybko i efektywnie, co zaraz przećwiczymy. Spójrz tam – wskazała na pojedynczy, przewrócony konar leżący przed nimi. – Spróbuj trafić w miejsce, które zaznaczyłam – i faktycznie, było zaznaczone tam czy to jakąś kredą, czy inną mazią, kółko. – Chciałabym, abyś trafiła w obrębie tego kółka swoim tworem. Na dobry początek to może być coś prostego. Czy to zwykły kolec, trochę taki, jak masz na szyi, czy to jakiś ognisty pocisk, czy cokolwiek innego. Pamiętaj jednak, aby nadać mu śmiercionośne (o ile chcesz kogoś zabić) cechy, jak chociażby to, żeby zadbać o to, aby miał odpowiedni ciężar, prędkość, był odpowiednio ostry lub gorący. Może też być zimny i powodować odmrożenia. Potem popróbujemy z bardziej wyrafinowanymi czarami. Jeśli masz jeszcze przed tworzeniem jakieś pytania, to śmiało możesz je zadawać – uśmiechnęła się raz jeszcze.

Kościana Łuska
autor: Laryssa
28 lut 2025, 20:07
Forum: Samotnicy
Temat: Powiadomienia
Odpowiedzi: 161
Odsłony: 3827

Powiadomienia

32/4 mięsa dla Kościanej Łuski ode mnie
10/4 mięsa dla Pąka ode mnie

Akt.
autor: Laryssa
28 lut 2025, 20:07
Forum: Ogólne
Temat: Powiadomienia
Odpowiedzi: 6987
Odsłony: 361652

Powiadomienia

10/4 mięsa dla Pąka ode mnie

Akt
autor: Laryssa
28 lut 2025, 20:06
Forum: Ogólne
Temat: Powiadomienia
Odpowiedzi: 2611
Odsłony: 119789

Powiadomienia

32/4 mięsa dla Kościanej Łuski ode mnie
  • :: Aktualizacja ::
autor: Laryssa
06 gru 2024, 0:25
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Wzgórze Świetlików
Odpowiedzi: 530
Odsłony: 66963

Wzgórze Świetlików

Słowa jakoś sięgnęły do jej umysłu, chociaż bardziej przez paraliżujący strach, który wstrzymał na dobrą chwilę jej funkcje życiowe całkowicie. Byłaby w stanie dać sobie łapę uciąć, że samo jej serce zamarło. Jakby bardziej przypominała ducha; istotę nierzeczywistą, nieistniejącą. Jakby zaraz się miała rozpłynąć.
Nie odpowiadała, chociaż sam sens słów również nie do końca do niej docierał. Kompletnie zaprzeczały całej idei, jaką zbudował sobie jej umysł podczas tego krótkiego pobytu na wzgórzu. Nic więc dziwnego, że dopiero musiała odetchnąć prawdziwym powietrzem, pełnym wdechem, aby móc uspokoić swoje nerwy. Żeby móc w ogóle przetworzyć taką myśl, że może NIE być w niebezpieczeństwie. Że to wszystko był po prostu ponury i żałosny żart.
Spojrzała na wynurzającego się zza krzaków smoka nad wyraz enigmatycznie, spode łba. Śledziła jego ruchy, nic wpierw nie mówiąc. Dopiero spadająca adrenalina pozwoliła jej zabrać głos. Po długiej chwili milczenia.
Ty... co? – powiedziała głosem niesamowicie zmęczonym, jakby właśnie umarła. Być może coś w niej umarło. Czując, jak futro przesiąka jej wieczorną wilgocią, nadal na lekko drżących łapach, lecz dała radę się podnieść. W ciemnościach jej ślepia znowu spotkały jego. Otworzyła pysk znowu. Co w ogóle by miała teraz powiedzieć? Westchnęła, odwracając głowę. Nie potrafiła zrozumieć, czy to, czego była świadkiem, w ogóle się wydarzyło.
Nie rozumiem – wyrwało jej się nagle, opryskliwie. Jakby oczekiwała wyjaśnień.

Ślad Chmur
autor: Laryssa
05 gru 2024, 16:24
Forum: Cmentarz
Temat: Tablica Samotników
Odpowiedzi: 30
Odsłony: 2687

Tablica Samotników

Zagryzła wargę, zagłębiając się we wspomnieniach.
To zawsze chęć wypełnienia pustki, prawda? – wtrąciła, nawiązując do tematu wyjątkowo luźno. Westchnęła, spoglądając w bok w krótkim zamyśleniu. Zdała sobie bowiem sprawę, że to, co uważała dotychczas za pewność, wcale nie musiało nią być. Historie wykorzystywały konkretne określenia, które ona za pisklęcia widziała bardzo czarno-biało. Dopiero teraz powróciła do tej myśli, rozgrzebując ją nieprzyjemnie. – Zawsze byłam pewna, że Larimar za bardzo mu ufał i był pewien, że podarowanie mu znacznie więcej mocy do czynienia cudów doprowadzi do samoistnego powstania prawdziwego ośrodka dobroci. Ale Aneglosowi czegoś musiało brakować – zamilkła na chwilę, by przełknąć ślinę, nim kontynuowała. – Właściwie to był silniejszy od wszystkiego innego wokół. Może zaburzył w ten sposób równowagę? Albo sfrustrowało go to, że nikt inny nie widział świata w taki oczywisty sposób, jak on? Nie ma jasnej odpowiedzi – wzruszyła barkami. Kimkolwiek był przed całkowitym spaczeniem, tego smoka już tu nie było. Jej ślepia jednak zabłysły na jeszcze jedną myśl. – Jest jeszcze jedna sprawa. Jako pierwszy wierzący mógł być naczyniem dla tego, co już istniało przed nim. Może słyszał jakieś głosy, które podszywały się pod Larimara? Może był pewien, że czyni dobro, dopóki kompletnie nie odjęło mu rozumu? – był tylko nędzną powłoką, jak każda inna. Podatną na ból i cierpienie. Może to dzięki niemu reszta była w stanie przeciwstawiać się złu? Gdy przyjął go na siebie już tak wiele, reszta przyszłych wierzących byłaby bezpieczeństwa. Z jej gardła wydobył się bliżej nieokreślony, przypominający ni to parsknięcie, ni kaszlnięcie, niekomfortowy dźwięk. – Poświęcenie czy nie, w swojej obecnej postaci jest groźny. Następni wierzący musieli się przejmować tym, co im robił. Nie tym, dlaczego taki się stał.

Nie miała nic więcej do dodania. Czuła się niekomfortowo na samą myśl, że Aneglos mógł być kiedykolwiek tak ludzki, a raczej w tym kontekście smoczy jak ona.
Przyjemnie było wierzyć w idealistyczny obrazek bożka.
Larimar nie musiał być idealny w stu procentach. Nawet, jeśli popełnił błąd, to był istotą wyższą, niosącą najwyższe wartości i wynagradzającą tych, którzy się go słuchają, którzy czynią dobro. Karał tych, którzy nieśli innym cierpienie, jako sprawiedliwy, mający na nich wpływ wszechmogący byt.
Czyli sekta. Albo niewolnictwo.
Czysty nonsens. Wartości religijnych niesionych przez boga nie dało się tak łatwo podciągnąć pod którąkolwiek z tych definicji. Nie zmuszał nikogo do niczego. Wiara wynosi się ponad przyziemne wartości.
Czasem po prostu nie dało się jej przemówić do rozumu.
Może i nie. Dzięki temu tak daleko zaszła.
I to będzie jej zagłada.
Jeśli Larimar pisał jej to od początku, to zaakceptuje każdy wynik jej misji. Nawet najczarniejszy.

Nie wiedziała, co się działo w umyśle Veir, lecz uśmiechnęła się ciepło na jej gest. Miło było poczuć nić zrozumienia, nawet na tak powierzchownym poziomie. Nawet, kiedy wiara tak się przecież różniła. Nie miała jednak powodu ani chęci jej zmuszać do wiary w Larimara. Od Veir biła ta aura stanowczości, dzięki której była przekonana, że żadne wywody w życiu by jej nie przekonały do porzucenia swojej wiary.
I, zaskakująco, było to dla niej komfortowe.
Źli kapłani lubują się w zakłócaniu małych, łatwych do wtargnięcia i niczego nieświadomych społeczności. Często takich, które zrzeszają wielo... hm, wielokulturowe? Miejscowości – z palców zrobiła młynek, próbując nazwać te zjawiska, o których się nasłuchała. O niewielkich miasteczkach przepełnionych mordem i strachem mieszkańców, którzy nie mieli nawet pojęcia, kto ich zabija przez cały ten czas. Aż do ostatniego. – Nie wydaje mi się, aby Larimar wpuścił ich tutaj na tereny. Raczej ktoś by się zorientował. Ale możesz mi opowiedzieć o azylach. Może nawet w jednym z nich byłam – zaproponowała, patrząc teraz z zaciekawieniem na rozmówczynię i oczekując jej opowieści.

Cóż. Laryssa w istocie zamarła, niepewna, dlaczego starsza smoczyca nie reaguje, gotowa już po prostu położyć nasionko przed sobą, dopóki nie usłyszy stanowczego "nie". Szybko się jednak zreflektowała, gotowa jednak je położyć na wyciągniętej przez fioletową łapie.
Nie, uh, nie znam tych nazw, ale to na pewno bardzo wysokie szczyty. Z ukrytą jaskinią idącą wgłąb góry. Ukrytą w sumie przez śnieg, bo nietrudno ją przeoczyć, kiedy sypie śniegiem po oczach – przypomniała sobie, czując, jak ściska jej się serce na samą myśl. – Cóż. Nazywamy je Oczami Larimara, bo niegdyś posłużyły jako drogowskaz dla zagubionych w burzy wędrowców. Nawałnica kompletnie przysłoniła im widok, ale zdołali znaleźć kryjówkę. Nawałnica jedynie się nasilała, a obawiając się, ile będzie mogła potrwać i czy nie zasypie ich kompletnie, zaufali Larimarowi, który objawił im, że dzięki tym roślinom i zaufaniu w Niego zdołają zejść niezranieni w bezpieczniejszą część gór. Niektórzy podają, że pielgrzymi byli niewierzącymi i udali się na górę, by rozkazać Czcigodnemu się objawić i udowodnić cudotwórczą moc. To bez znaczenia, bo tak czy inaczej Larimar udowodnił swoją obecność i dobroć. Inni też mówią, że po przegotowaniu sok potrafi wyleczyć ślepotę. N-nie jestem żadnym zielarzem, żeby się na tym znać, ale na pewno do czegoś się przydaje. Moja mama i babcia go czasem używały do wywarów – powiedziała lekko niepewnie. Nie chciała jej teraz nagadać nie wiadomo czego. Przyglądała się chwilę, jak Veir przesypuje proszek, nagle unosząc uszy i wyraźnie się ożywiając. Dotknęła lekko swojego woreczka na szyi.
Używasz ich do czegoś? – wtrąciła wtem, cicho, wskazując dłonią na proszki.

Lekko się zarumieniła na pytanie Veir. Milczała jednak, postanawiając odpowiedzieć na wszystko po prostu zbiorczo. Nie była pewna, czy chciała, czy nie chciała o tym wszystkim mówić. Przełknęła nerwowo ślinę.
Moja babcia, mama mojej mamy, była bardzo wierząca. I to dobrze. Ale po śmierci dziadka coś złego się z nią zadziało. Była chaotyczna i dużo do siebie mówiła. Do Larimara też. Moja mama i wujek byli jeszcze w dosyć młodym wieku, kiedy znaleźli ją w... no – zamarła, nerwowo zwilżając wargi. Zaczęła gestykulować łapami do swoich słów. – Mamy taki zwyczaj, tradycję. Przygotowujemy dary dla Czcigodnego. Nie co modły, które się odbywają codziennie, chociaż jest to dozwolone. Po prostu samemu się często czuje taką potrzebę, aby dać mu coś od siebie w ramach podziękowania, prawda? I często po prostu decydujemy się to robić grupowo. I, uhm, moja babcia dosyć mocno się zamknęła w sobie i zorganizowała taki... krąg darów dla Larimara samej – nie miała na to słów. Jej barki opadły w pokonanym geście. – Po prostu, po prostu nie rozumiem. Dawanie Larimarowi siebie, uhm. Swojego ciała jest zabronione. Larimar nie chce, aby ktokolwiek pokazywał wdzięczność, odbierając sobie samemu życie – wyjaśniła w końcu, wzdychając ciężko. Przejechała łapą po czole, układając sobie włosy. Musiała uspokoić nerwy. Wdech i wydech. Nie odpowiedziała na jej komplement, kontynuując jednak po chwili przerwy swoją odpowiedź. Uderzyły w nią znów słowa smoczycy. Przebaczenie... czy naprawdę mogła być tak głupia? Tak nierozumiejąca? Potrzebująca smoka kompletnie niepowiązanego z jej wiarą, aby faktycznie móc myśleć trzeźwo? – Ja... nie pomyślałam o tym w ten sposób. M-masz rację, Veir. Masz rację. Czemu mam ich nie wpisywać? Jeśli moja babcia będzie teraz kimś innym, to dlaczego mam nie upamiętnić tego, że jednak była wierząca. Przez... przez całe życie, nawet kiedy... – znów westchnęła, niezliczony już raz. Jej wzrok również spoczął na tabliczce. Jak Veir. Czy mogły w istocie być tak podobne? Czy smoczyca miała te same rozetki co ona? Czy i ją Wolne Stada pragnęły z niezrozumiałego powodu kompletnie zniszczyć? Siedziała chwilę w ciszy, niezdolna jakkolwiek skomentować jej słów. – Zróbmy to – odpowiedziała niesamowicie cicho, przez zaciśnięte ciasno gardło. W jej głowie huczało wiele myśli. I miała problem, aby je sobie poukładać w sensowny sposób.

Ołtarz Wyniesionych
autor: Laryssa
24 lis 2024, 11:12
Forum: Skały Pokoju
Temat: Nadanie tytułów 20
Odpowiedzi: 12
Odsłony: 305

Nadanie tytułów 20

Zagryzła lekko wargę na widok znajomych skał w oddali. Wisiały nad horyzontem także i ostatni raz, kiedy odwiedziła kurhany. Nie lubiła tego miejsca – nie ze względu na jego aparycję jednak. Przez to, jaki dyskpmfort w niej wywoływało. Nieświadomie poprawiła przewieszoną przez tułów skórzaną torbę, poszukując jakiegokolwiek rozproszenia, kiedy ruszyła w dalszą drogę.

Nikt jej tu nie zapraszał. Właściwie to czuła się jak zbir i szpieg. Skąd w ogóle pomysł, aby ruszyć w kierunku Skał Pokoju? Bardzo prosty. Była w świątyni. Znów chyliła czoła przed posągiem Czcigodnego, mrucząc pod nosem niezliczone przeprosimy i prośby. Przy wyjściu znów dostrzegła znajomą, brązową sylwetkę – Łącznika Larimara. Tego, który rozmawiał z Czcigodnym, jak sam powiadał. Zaciekawiła się, dokąd też idzie, nim widok paskudnego stworzenia o wielu łbach zmroził ją w miejscu. Och, słyszała o nich – zmutowane bestie, którym lepiej nie stawać na drodze. Czyżby Larimar pomógł Strażnikowi uspokoić atakujące zwierzę? Czy była właśnie świadkiem nowego, kolejnego już cudu?
Nie potrafiła nie poczuć smaku goryczy na języku.
Jej by nie pomógł. Była wadliwa.
Jej ciało wprawiło się w drżenie. Nie zamierzała zaakceptować tych słów. Nie chciała się z nimi zgadzać. I nie podda się. Nigdy.

Strażnik wraz z dwojgiem piskląt – o które go nawet naiwnie nie posądzała, nie potrafiąc w pełni zaakceptować jego długowieczności ani nie dostrzegając nigdzie w pobliżu potencjalnej matki – zniknął już jej z oczu. Nic dziwnego, bowiem i tak już widziała ich w oddali. Westchnęła. Miała dwie możliwości, gdzie jedną był, jak zwykle, spokojny powrót do namiotu Prip. Mogłaby poćwiczyć grę na którymś ze swoich instrumentów albo napić się wraz z Prip jej kompotu. Z drugiej strony jednak...
Ruszyła w kierunku, w którym podążali, pozostając wyraźnie w tyle. Liczyła, że może zdąży ich dogonić i dopytać trochę więcej na temat hydry. Albo tego, czy szkoli te pisklęta na nowych proroków w nadziei, że w przyszłości Czcigodny je przyjmie pod swoje skrzydła. W takim razie niech lepiej się, psiakrew, ustawią w kolejce – ona była tu pierwsza z jej kapłańskim obowiązkiem. Tak czy siak podróż ta zaprowadziła ją wpierw w okolice cmentarza, gdzie zaczęła zwalniać, wyraźnie poddając się nachalnym myślom. Huh, to dziwne. Wydawało jej się, że kierował się właśnie tutaj, a jednak już jej zniknął z widoku. Czy była tu jakaś inna kolebka cywilizacji, o której nie miała zielonego pojęcia? Czyżby udali się do innej świątyni? A co, jeśli było wręcz przeciwnie i tylko próbował jej namieszać w głowie i był tak naprawdę kimś grzesz- Otrząsnęła się nagle, widząc lecącą sylwetkę na niebie nad skałami. Czyżby to był on? Czy ktoś inny? Mrużyła ślepia, niezdolna do rozpoznania w takiej odległości i tym świetle. Coś jednak było na rzeczy. Postanowiła ruszyć z nową energią i zaciśniętymi zębami dalej. To nie tak, że było już ciemno. Nie musiała się niczego bać... prawda?
Pozostawała w oddali. Była już blisko podnóża, lecz w jej głowie krzyczeć na nią zaczęła niezrozumiała blokada.
Nie podchodź!
Huh? Zdziwiła się wyraźnie myślą wyrastającą doprawdy znikąd, rozkazującą, skierowaną jako ostrzeżenie dla niej, zamiast część jej jestestwa. Przez jej ciało przeszła faktyczna obawa. Przycupnęła za jakimś krzakiem, drżąc z rozszerzającymi się ślepiami. No tak. Już pamiętała. Pamięć przedarła się do świadomości w desperackim skoku.
Samotnik.
Skrzywiła się, kiedy przypomniała sobie to słowo. No tak. Gościa wcale nie trzeba traktować tutaj dobrze, co? Robiło jej się niedobrze na samą myśl. I nie pomagał nawet fakt, że Strażnik zapewniał ochronę takich jak ona – instynkt działał niezależnie od wielkich idei na szczycie hierarchii. Mogła sobie wierzyć, że wszystko będzie dobrze, ale gdzieś pod spodem doskonale wiedziała, by nie kusić losu. Nie czuła się wcale ciepło przyjęta na tych ziemiach. Właściwie to były jednym wielkim zawodem i granicami kryjącymi w sobie jedną wielką rozpustę, chciwość, niewiarę oraz nędzę intelektualną. I nie rozumiała innych gości, którzy postanawiali dołączyć do tej całej stadnej farsy prowadzonej przez tubylców. Przykre. Bardzo.

Nie znała stąd nikogo poza samym Strażnikiem. Postanowiła więc pozostać w swojej nienajlepszej kryjówce, dopóki przynajmniej nie poczuje odpowiedniego wsparcia ze strony, no, nie wiem, Trzmielojada? Jakaś nadzieja w jej sercu kazała jej ufać, że przybyłby na to przedziwne, niezrozumiałe dla niej spotkanie.
autor: Laryssa
24 lis 2024, 2:00
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Polana
Odpowiedzi: 731
Odsłony: 108248

Polana

Otworzyła lekko pysk, jak gdyby mając mu coś do powiedzenia.
Nie. Jest mój.
Ledwie zdążyła ugryźć się w język. W ostatniej sekundzie, naprawdę. Czuła się zmieszana, trzymając intensywnie wzrok, o sekundę za długo, na ślepiach Trzmielojada. Nadzwyczaj spokojnych. A może to tylko pozory? Cóż. Nie miał powodów się emocjonować, w przeciwieństwie do niej, na to wygląda. Zmusiła się do spuszczenia wzroku w bok, pozostawiając skrupulatnie pluszaka na skraju widoku. Nie odzywała się przez krótką chwilę. Poddała dłuższemu przemyśleniu jego słowa. Lecznicy. To brzmi zupełnie tak, jakby...
Och, już wiem z czym mi się kojarzy! – wyrwało jej się, nim zdążyła przemyśleć swoje słowa. Zasłoniła sobie pysk łapą, zaskoczona. – Znaczy, nie. Nie należę. A-ale... – znów na niego zerkała, lekko od dołu, dużymi, badającymi ślepiami. Z pewnym nowym błyskiem. – Pachniesz jak moja mama – wymamrotała z pewną melancholią w głosie. I szczyptą niepewności. Czy powinno się mówić takie rzeczy drugiemu smokowi?
Jasne. Czemu nie? Jesteś zupełnie jak moja matka. Brzmiałoby o wiele lepiej, gdyby była martwa.
Co... co to w ogóle za... KTO normalny tak mówi?
Mimowolnie drgnęła. Praktycznie niedostrzegalnie.
Szybko ucięła te myśli w zarodku. Nie chciała ani źle wróżyć własnej mamie, ani porównywać Trzmielojada do swojej rodziny lub czegokolwiek lub kogokolwiek martwego. Był przecież żywy. Duży. Ciekawski. Analityczny! I przystojny. A trupy zdecydowanie takie nie były.

Znośny Ziąb
autor: Laryssa
24 lis 2024, 1:44
Forum: Błękitna Skała
Temat: Leszczynowy Zagajnik
Odpowiedzi: 734
Odsłony: 95467

Leszczynowy Zagajnik

Zastrzygła uchem, gotowa usłyszeć coś więcej. Jakież więc było jej zaskoczenie, kiedy... no, nie dowiedziała się nic, czego nie szło się domyślić. Otworzyła pysk, przez chwilę ważąc na języku swoje następne słowa. Nie potrafiła zrozumieć, jakim cudem mógł nie wiedzieć. Bo najwyraźniej taki był powód jego trudności.
Był głupi.
Przestań! Tak się nie mówi o rozmówcy. Wzdrygnęła się na samą myśl, że takie słowo mogło w ogóle pojawić się w jej głowie. I zalała ją wybitna fala wyrzutów sumienia. Dopiero co poznaje smoka i już go nie lubi, bo co? Bo nie otwiera się przed nią jak otwarta księga o najdrobniejszych szczególikach? Bo nie jest super wierzący? Zaproponował jej, psiakrew, prezent! A ona tak nikczemnie sobie o nim snuje domysły. Jakby był jakiś gorszy. Gorszy... od niej.
Może jednak miała w sobie tę kapłańską smykałkę.
Na skroni zatlił by się jej się zimny pot. Gdyby tylko mógł. Takich myśli nie powinna mieć prawdziwa kapłanka.
Całe szczęście jeszcze nią nie była.

Przełknęła zalążek łez, który praktycznie nie zdążył się pokazać na jej pysku. Uśmiechnęła się. Jej kącik pyska drżał.
Och. Wcześniej byłeś pacyfistą? – kiedy przekierowała swoje myśli na inny tor, to zatliła się w niej iskierka nadziei. I ciekawości. Machnęła za to po chwili łapą. – Ale nie musisz mi dawać żadnych prezentów, ledwo się poznaliśmy – powiedziała łagodnie, unosząc łapy. Jej oczy jednak błysnęły. – Chyba że... mógłbyś coś zrobić dla Larimara, na przykład. Ja mu czasem podarowywałam różne... przedmioty.
Żeby tylko przedmioty.
Z palców zrobiła młynek, uciekając wzrokiem w bok. Pod futrem musiała być cała czerwona.

Pąk Róży
autor: Laryssa
23 lis 2024, 23:50
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Wzgórze Świetlików
Odpowiedzi: 530
Odsłony: 66963

Wzgórze Świetlików

Wzdrygnęła się ponownie na dźwięk głosu, a w panującej w głowie pustce słowa odbiły się od ścian, nie trafiając w żadne skojarzenie, żadną konkretną myśl. Jakie... świeczki? Skąd? Po co? Kompletnie nie potrafiła zrozumieć. Nie przypominała sobie, żeby...

H-huh...?
Głos jej ugrzązł w gardle na dobre, a serce podskoczyło do gardła. Zamarła – wstrzymała oddech. Poprzednicy...? Z jej wnętrza wydobyłby się pewnie stłamszony, niewyraźny jęk, gdyby nie to, że nie była w stanie wydać z siebie czegokolwiek, kiedy brakło jej tchu. Nie... nie, to był FATALNY pomysł chodzić gdziekolwiek dalej nocą! Czuła, jak nieczyste moce przesiąkają całe jej ciało od stóp do głów, próbując namieszać w głowie. Zawładnąć jej czystym, nieskalanym umysłem. Jej... jej wspomnieniami. Namieszać w umyśle. Wpierw jej kroki były powolne, kiedy cofała się za siebie, lecz kiedy wpadła na drzewo, jak gdyby wytrąciła się z transu. Podskoczyła z piskiem, rzucając się do szaleńczego biegu w drogę powrotną, stąd, skąd przybyła. Jej łapy plątały się strasznie po ciemku, a sama potykała się o przypominające powykręcane łapska korzenie. Całkowicie oślepiona nagłą ciemnością nie spostrzegła gwałtownego wgłębienia, przez które jej przednie łapy trafiły po skoku w nicość, a tylne zgięły się jak kruche patyczki, niegotowe na nagły spadek terenu. Potoczyła się w dół, czując, jak chciwe łapska próbują chwycić ją za futro z każdej strony, a busz liści próbuje przysłonić światło księżyca.
Czy księżyc to oko Larimara?
Z jej gardła wydobył się urwany gwałtownym haustem szloch, kiedy impet zgiął ją wpół na jednym z pni na jej drodze. Cała rozedrgana poczuła się jak w jednym ze swoich snów, całkowicie pewna, że znów musiała przysnąć w świątyni. Nie ma... nie ma szans. Znowu sięgał jej głowy, mieszał i motał, i...
Księżyc jest towarzyszem wędrowców. I zwiastuje nadzieję, Larciu.

Z jej pyska wyrwało się więcej przytłumionych dźwięków – stęknięć, westchnięć i pociągnięć nosem, kiedy próbowała znaleźć cokolwiek stałego, poza drzewem, co pomogłoby jej znaleźć stabilny grunt. Czuła paskudną, mokrą trawę między palcami, dużo ziemi i błota we włosach i była pewna, że lada moment wpełźnie na nią jakiś obrzydliwy robal. Łapy nie pomagały, ilekroć próbowała się obrócić trzęsąc się jak osika oraz uginając pod jakimkolwiek ciężarem, jakby ktoś zupełnie wyssał z nich siły. Stały się kompletnie bezużyteczne.
A jednak nie potrafiła skupić na tym myśli. Na rzeczywistości.
Nie jestem jak... n-nie umrę – jęknęła z desperacją w eter, ze stęknięciem wydostając jedną z łap spod swojego ciała, sapiąc między słowami ciężko po niespodziewanym sprincie. W jej głowie kołatało wiele myśli, zbyt wiele myśli. O rodzinie, i o historii Tsaar, i o jej snach... o jej przeznaczeniu. I o tym, jak właśnie wszystko się kończy.
Teraz.
Tak żałośnie.

Ślad Chmur
autor: Laryssa
23 lis 2024, 22:54
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Kanion Szeptów
Odpowiedzi: 834
Odsłony: 104064

Kanion Szeptów

Nie uciekło jej zmarszczenie się materiału płaszcza starszej smoczycy, choć nie rozumiała, co powinien ów szelest oznaczać. Jej uszy nieco oklapły, a sama mimochodem cofnęła lekko głowę, rozszerzając oczy na tak niespodziewaną reakcję. Głos na dobrą chwilę ugrzązł jej w gardle, nim pokręciła głową, słuchając jej dalej. I nie dowierzając. I rumieniąc się lekko pod futerkiem.
To... to nieprawda – bąknęła tylko, wciągając ciężko powietrze przez nozdrza i uciekając wzrokiem. Zmarszczyła brwi. – Nie, Larimar ma powód. Zawsze ma. Jest dobry i wspaniały. Jest istotą idealną. To zrozumiałe, że oczekuje ode mnie poprawy. A-ale... dziękuję – wymamrotała nieśmiało, spuszczając wzrok na łapy, które smyrały trawę pod nimi.

Obserwowała ukradkiem to, co Prip robiła, starając się nie przyglądać jej tak wprost, na totalnego bezczela. Drgnęła na zapach i widok kadzidła.
Też używaliśmy kadzidła. Czasami – wspomniała, sama nie wiedząc czemu. Otrząsnęła się, posyłając Prip nieśmiały uśmiech. – Dziękuję, że mnie przyjęłaś. Nie każdy zrobiłby to z taką miłą chęcią jak ty. Jestem ci dozgonnie wdzięczna. Czuj się zaproszona przybyć do mojego ludu razem ze mną kiedyś – zaproponowała, odkładając swoją ciężką torbę na przygotowanym przez ubraną kapłankę posłaniu. Zawahała się dłuższą chwilę, lecz ostatecznie sięgnęła głęboko do jednego z bagaży, wyciągając ostrożnie, z czułością, pewien drewniany przedmiot.
Nie wiem, w jaki sposób mogłabym się odwdzięczyć. Mam tu parę rzeczy, ale u nas, na pielgrzymce, moją główną rolą było granie. Najwięcej zdarzyło mi się na lirze – wyjaśniła, tuląc wspomniany przedmiot do puchatej piersi i wzdychając ciężko, z dziwną, chwilową nieobecnością błądzącą w ślepiach. Minęła dłuższa chwila, nim ostatecznie jej wzrok ponownie spoczął na Prip. Kryło się w nim coś, jakieś wspomnienie. Coś wyraźnie bolesnego. Na jej widok jednak ta iskierka w oczach zamgliła się porządnie, nie pokazując już nic konkretnego poza wdzięcznością.

Prip
autor: Laryssa
16 lis 2024, 21:19
Forum: Cmentarz
Temat: Tablica Samotników
Odpowiedzi: 30
Odsłony: 2687

Tablica Samotników

Zamarła, spoglądając na boki.
Ja... to ciężko powiedzieć. Był... był pierwowzorem ideału wierzącego smoka – wymamrotała pod nosem. Zawsze czuła się dziwnie łatwym celem, kiedy o nim mówiła. Ba, nawet kiedy tylko o nim myślała. Jakby ciągle obserwował jej poczynania od tamtej chwili, kiedy go zobaczyła po raz pierwszy. Kiedy usłyszała jego historię i zdała sobie sprawę, co czeka tych, którzy zejdą z prawej ścieżki. – Teraz zdecydowanie nie można go nazwać smokiem. Larimar uwięził go w skale, lecz nawet jeśli nie fizycznie, to wpływa na świat dookoła swoimi szeptami. A sięgnąć może każdego umysłu. I to jest w tym najbardziej przerażające – jęknęła, wykrzywiając pysk w nieco zlęknionym wyrazie. Błękitne tęczówki spoczęły z powrotem na Veir. – Tak długo, jak smok mu się nie podda, to jest dobrze. Jest spora szansa, że i tak będzie w łasce Larimara. Ale jeśli da się przeciągnąć na drugą stronę... wtedy Larimar wybiera kapłanów, którzy mają zająć się najniebezpieczniejszymi osobnikami. Tak było wtedy, kiedy Aneglos wydał na świat równie przeraźliwe potomstwo, które w jego imieniu także zaczęło szerzyć jego obrzydliwe plany. W odróżnieniu od kapłanów nie boją się mordować. I chodzą po kolejnych wioskach, próbując szerzyć zamęt – przełknęła ślinę przez zaciśnięte gardło. Zrobiło jej się sucho w pysku, kiedy przypomniała sobie te wszystkie historie o kapłanach. O tym, z jaką siłą się mierzyli. – Najczęściej kapłani umierają, Veir. I to nie jest przyjemna śmierć – jej słowa były ledwie słyszalne, kiedy pochyliła głowę, a włosy częściowo przykryły jej pysk. Wbiła ślepia w kurhan samotników, jak gdyby w poszanowaniu dla tych, którzy poświęcili swoje życie w imię wiary. Wiedziała, z czym to się wiązało. I wiedziała, że prawdopodobnie najprostszym rozwiązaniem byłoby morderstwo. Lecz czy wtedy... sam kapłan nie stałby się bestią? Czym innym była przypadkowa, nieumyślna śmierć rozumnej istoty, a czym innym zaplanowane zabójstwo. Nawet, jeśli w imię dobra wyższego. Czy naprawdę cel miałby uświęcać środki?
Nie.
Pierwszy raz od dawna poczuła pełną zgodę z samą sobą. Jakkolwiek sensowne by się to nie wydawało, morderstwo nigdy nie było rozwiązaniem. Czymże dobrym była wymiana bestii na bestię o innym wyglądzie?

Reszty słów Veir słuchała przez długi czas w ciszy; co nie oznacza, że jej nie słuchała. Jej ucho drgało co jakiś czas, a ślepia nadal krążyły, niby to licząc źdźbła traw, a tak naprawdę po prostu odpływając. Nie widząc tam traw i ziemi, lecz Wielkie Wrota, tak przecież podobne do tych świątynnych, wielkich wojowników na wzór wuja Gardiana, z którego wartościami wcale przecież się zgadzać nie musiała, i wielkie kryształy, które przywodziły na myśl Świątynię Larimara czy Żołądek, do którego prowadziła Szczęka Oświecenia. I niesamowicie długi kręgosłup Aneglosa, który wystawał powykręcanymi kręgami ponad jej ściany. Otrząsnęła się w pełni dopiero, kiedy kątem oka dojrzała ruch jej łap. Zamrugała zaskoczona, widząc w jej łapie kryształ.
To... dla mnie? – zapytała nieśmiało, niepewna, czy powinna go przyjąć. Wyciągnęła jednak łapę. Cóż... nie chciała, aby Larimar zrozumiał ten gest jak akceptację innej wiary, lecz jednocześnie widziała jej podarunek bardziej jako wspólne podanie sobie łap na znak życia w pokoju zamiast rywalizacji. Kimże więc była, aby odmówić?
Sięgnęła od razu wolną łapą do swojego skórzanego woreczka na szyi. Zawahała się wyraźnie, widząc tam prezent-piórko, które dostała wcale nie tak dawno temu. Zdusiła wszelkie myśli w zarodku, kręcąc do samej siebie głową. Wyjęła za to maleńkie, zupełnie okrąglutkie nasionko, przytrzymując je między kciukiem a palcem wskazującym.
Z tego co wiem, roślina, która wyrośnie z tego nasionka, występuje tylko w jednym miejscu na świecie. Lubi zimno i wilgoć, ale jest bardzo wytrzymałe, dopóki jest w swojej skorupce. Jest z nim związany pewien cud, choć mój tata uważa, że to zaledwie legenda – spojrzała z pewnym ciepłem w sercu na nasionko, nim z westchnieniem wyciągnęła łapę, gotowa je przekazać. – Przewędrowałam kawał świata i nigdzie indziej go nie znalazłam, ale może będziesz je znać, jako była podróżniczka – dodała. Specjalnie postanowiła nie wchodzić w szczegóły, choć miała niesamowitą ochotę. Ale co, jeśli wtedy by ją jeszcze do siebie zraziła? I nasionko również, więc nawet by go nie przyjęła?

Skinęła natomiast głową na jej ostatnie słowa. Rodzina... ciekawiło ją, czy miała stąd jakiegoś przodka? Raczej mała szansa, ale nie mogła być tak naprawdę pewna. Podniosła nagle głowę na jej propozycję.
Ja... nie jestem pewna. Zależy co liczy się jako strata – przez jej oblicze przeszedł cień złości i smutku, szybko jednak przysłonięty neutralnym zmęczeniem. – Miałam babcię, która zmarła, jeśli o to chodzi. Nigdy jej nie poznałam, ale popełniła paskudną zbrodnię przeciwko Larimarowi, zapewne nieświadomie. Nie wiem, jak Larimar spojrzałby na jej imię wyryte w kurhanie na jego świętych ziemiach. Co jeśli w ostatnich chwilach swojego życia oddała się Aneglosowi? – podzieliła się niepewnością, niepewna, czemu właściwie o tym mówi. To były stare dzieje i bardzo możliwe, że babcia krążyła właśnie gdzieś pośród nich, nieświadoma, że kiedyś była jej babcią. Mogłaby ją wpisać, gdyby była jej całkowicie pewna. A tak? Nie czuła, aby to do niej należała ocena. Do jej matki – owszem. Ale do samej Laryssy? Westchnęła. – Mogłabym tu wpisać drugą babcię, ale ona jest niewierząca, nie w Larimara. I prawdopodobnie jeszcze żyje, chociaż nie wygląda już najlepiej. Ciężko jej cokolwiek widzieć, z chodzeniem też nienajlepiej. Właściwie to nie jest nawet moją prawdziwą babcią, ale czasem do niej uciekałam jak byłam młodsza. Przed podróżami, znaczy się – czuła, jakby opowiadała kompletne, niepowiązane ze sobą bzdury. Ktoś, kto nie był w jej skórze, zdecydowanie nie mógł wiedzieć, o co jej chodziło tak samo dobrze jak ona. A jednak zdecydowała się nie dopowiadać nic więcej. Za to ponownie jej wzrok spoczął na kurhanie.

Ołtarz Wyniesionych
autor: Laryssa
09 lis 2024, 18:21
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Polana
Odpowiedzi: 731
Odsłony: 108248

Polana

Im bardziej jej umysł trzeźwiał, tym więcej szczegółów dostrzegała. Dorastał. Był większy. Mężniejszy, chciałoby się rzec. A jego rogi to już były perspektywicznie podobne do jelenich, zdecydowanie. Nie potrafiła nie pomyśleć mimochodem o tym, czy gdyby był prawdziwym jeleniem, czy walczyłby z innymi o swoją wybrankę. Ciekawe, czy były smoki, które naprawdę miały takie tradycje?
Co... Co ty robisz?
Ack! Zamyśliła się zaledwie na dwie sekundy, naprawdę, a już przychodziły jej do głowy jakieś kompletne bzdury. Poczuła aż wyrzuty sumienia, że sama siebie musiała upominać, żeby kompletnie z tej rozmowy nie odlecieć. I że... że w ogóle przyszło jej to do głowy. Jelenie. Humph.
Skończyło. Notak. Jasne – powtórzyła, jak gdyby z pewnym niedowierzaniem, a jej łapy zawisły na krótką chwilę w bezruchu w powietrzu, nim przywołała je z powrotem pod siebie, do pozycji siedzącej. Wolała nie myśleć o tym, co się wydarzyło. O tym, jakie rzucał jej spojrzenia. I że zagadał akurat do niej, a nie do jakiegoś któregokolwiek ze swoich innych kolegów czy koleżanek.
Czy partnerki.
W punkt. O ile jakąś w ogóle miał. Chociaż przewidywała, że raczej nieciężko by mu było jakąś znaleźć.
Och, moje gratulac... huh? – przerwała, zaskoczona na to, co właśnie zobaczyła. Znaczy, jakby pomijając, że właśnie zobaczyła, po pierwsze: pluszaka LARIMARA, po drugie: LEWITUJĄCEGO pluszaka Larimara, to jeszcze, po trzecie: PREZENT od Trzmielojada? W pierwszej chwili mogła jedynie mrugnąć ze zdziwieniem, otwierając pysk.
Przeniosła na niego wzrok. I nie ukrywało się w nim nic. Bardzo jasno było widać, jak bardzo zmieszana się czuła.
Ale to twoja nagroda. To podarunek od samego Larimara – zaprzeczyła, kręcąc energicznie głową. – Jest specjalnie dla ciebie! Nie mogę go mieć, to ciebie pobłogosławił – dodała z ożywieniem i faktycznie wzięła pluszaka do łap, lecz jedynie po to, aby spróbować go włożyć w łapy Trzmielowi. Nie mogła co prawda powiedzieć, że trochę mu nie zazdrościła i z wielką chęcią by go przyjęła, ale... nie, tak nie wolno. Tak nie wypadało. Żałowała tylko, że nie widziała tego cudu na własne ślepia. Zaczynała mieć nieprzyjemne wrażenie, jakby Larimar specjalnie unikał spotkania z nią i nie była pewna, co powinna w związku z tym czuć.

Trwający Kolec
autor: Laryssa
09 lis 2024, 16:59
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Polana
Odpowiedzi: 731
Odsłony: 108248

Polana

Cokolwiek jej się śniło, nie wyglądało na spokojny sen. Jej pysk przyjął w pewnej chwili poważniejszą minę, a jedna z łap drgnęła, kiedy próbowała, nadal przez sen, poprawić swoją pozycję. Nie wiadomo, ile by tak spała, gdyby dźwięk jego wibrującego głosu. Tym razem wzdrygnęła się mocno, w zupełnie inny sposób niż chwilę temu – pół na jawie, pół we śnie, próbowała unieść ciążące powieki i podniosła się szybko do pozycji siedzącej, aż strzyknęło jej coś w szyi. Skrzywiła się, rozmasowując obolałe miejsce. Podążyła wzrokiem dookoła, dopiero teraz przypominając sobie to wszystko, co miało miejsce jeszcze tego samego dnia wcześniej.
Jak dobrze, że smoki nie mogły spalić buraka. Nie publicznie.
Odsunęła się błyskawicznie od niego. Jej serce załomotało na samo wspomnienie tego wszystkiego. A może to była zaledwie część snu? Co nie tłumaczyłoby, skąd znalazła się tutaj, na polanie, z pełnym brzuchem i...

H-hej – wymamrotała szybko, w końcu koncentrując rozproszone spojrzenie na Trzmielojadzie. Zmarszczyła nos i ściągnęła lekko brwi. Pachniał inaczej. Jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało, pamiętała jego zapach z pierwszego dnia jej przybycia, nawet jeśli obydwoje bardziej przypominali zmokłe psy niż prawdziwe smoki. I przypominał jej o jej rodzinnym domu, chcąc nie chcąc. – To... to wszystko się... – nie umiała znaleźć odpowiednich słów. Wykonała okrężny ruch łapami (nadal częściowo ubrudzonymi w czekoladzie, czego jeszcze musiała nie dostrzec), licząc, że zrozumie.
W jej ślepiach czaił się dziwny niepokój.

Trwający Kolec
autor: Laryssa
09 lis 2024, 14:38
Forum: Błękitna Skała
Temat: Leszczynowy Zagajnik
Odpowiedzi: 734
Odsłony: 95467

Leszczynowy Zagajnik

Cokolwiek się czaiło w jego ślepiach, również postanowił przed nią ukryć. Dobrze więc. Miej swoje sekrety, Pąku Róż. Niechaj i tak będzie. Chociaż wolała wiedzieć, na czym stoi. A przy nim czuła, jakby wcale się tak wiele o nim nie dowiedziała.
Nie o to pytałam – powiedziała, z kolei tym razem sama zawiedziona jego odpowiedzią, choć nie było tego za bardzo czuć w głosie. Chociaż mogło to zabrzmieć twardo, jej następne słowa zdecydowanie miały o wiele bardziej miękki wydźwięk. Cała jej mimika wydawała się delikatniejsza. – Chyba że bycie wojownikiem i Kairakim jest dla ciebie takie ważne. Albo przynależność do stada. Sama jestem bardzo zżyta ze swoim ludem – położyła sobie łapę na piersi, mimochodem muskając woreczek na szyi. Poczuła, jak przez jej ciało przechodzi fala znajomego ciepła. – Pewnie lubisz walczyć – dodała ciszej, wzruszając barkami. Nie musiała chyba dodawać, że u niej wojownikowanie polegało na czymś zupełnie innym, niż u nich, jak już się zdążyła zorientować.

Pąk Róży
autor: Laryssa
09 lis 2024, 14:31
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Wzgórze Świetlików
Odpowiedzi: 530
Odsłony: 66963

Wzgórze Świetlików

Nie rozumiała, co się dzieje. Ba – była gotowa uznać, że to siła nieczysta. Jej mięśnie stężały, a ślepia rozwarły się szerzej, kiedy smok całkowicie... zniknął. Wyparował. Właściwie to nawet nie była pewna, co widzi.
Oczy.
Huh? Wzdrygnęła się. Faktycznie. Żółte, z pozoru przypominające świetliki ślepia nie latały leniwie dookoła, raczej trzymając się jednego miejsca. Niczym czyhająca na zwierzynę bestia. Mimowolnie cofnęła się o dwa kroki w trawy za sobą, czując powracający w sercu lęk. No tak. Wiedziała. Wiedziała o tym! Chodzenie nocą zawsze było niebezpiecznie dla smoczyc takich jak ona. Jej gardło się ścisnęło, nie pozwalając wydobyć z siebie zawodzącego jęku. Milczała, całkowicie niema, licząc jedynie, że wyostrzenie wszystkich zmysłów i powolna próba ukradkowej ucieczki będzie wystarczająca, by odnaleźć z powrotem namiot Prip.
Dopiero nagły głos, choć cichy, w jej uszach rozbrzmiał jak tysiąc bębnów i wyzwolił z jej gardła stłumiony pisk. Wzdrygnęła się, nieomal nie podskakując, odsuwając się od razu od źródła dźwięku, przekierowując tam wzrok.
Uciekaj. Teraz.
Co? Ale...
Teraz, psiakrew! Kraina niewiary i grzechu, pamiętała?
No pamiętała. Oczywiście, że pamiętała. A jednak większość smoków, które napotkała, była miła.
Była zbyt ufna.
Nie minęło dużo czasu. Jej myśli jak gdyby wpadły do studni. Słyszała ich echo jeszcze przez krótką chwilę, nim całkowicie umilkły, pozostawiając po sobie nawet przyjemną pustkę. Ale z drugiej strony też coś nieprzyjemnego, i prawdę rzekłszy, przerażającego – niepewność, zawahanie i całkowite zesztywnienie całego ciała. Nie potrafiła się zmusić do ruchu, nie potrafiła dostrzec niebezpieczeństwa. Nie rozumiała. Nie widziała. I nie wiedziała.
Nawet jeśli by chciała, nie umiała wydusić z siebie nic konkretnego. Po prostu tak stała, wryta w ziemię niczym posąg, skąpana częściowo ci cieniu nieoświetlanym nawet przez odbicie księżyca.

Ślad Chmur

Wyszukiwanie zaawansowane