Ilwenn uniosła lekko brwi, jakby sama próbowała wyobrazić sobie chłodne poranki na Wierchach Snów czy złocistą jesień w Lesie Falar.
– Nigdy tam nie byłam – przyznała cicho. Pewnie spędzi połowę swojego życia na zwiedzaniu pobliskich terenów, a co dopiero świata za barierą.
– A co rzeźbisz? – spytała, trochę zaciekawiona. W sumie nigdy zbyt uważnie nie przyglądała się rękodziełom, więc może przy okazji też znajdzie sobie jakieś kreatywne zajęcie.
Gdy Roko odsunął się i zaczął wykonywać swoją małą prezentację, jej spojrzenie odruchowo przesunęło się w jego stronę. Barwne piłeczki zatoczyły pierwsze łuki w powietrzu. Ilwenn zachichotała pod nosem, miękko, jakby między rozbawieniem a niedowierzaniem.
– Z cyrku, mówisz? – powtórzyła, przechylając głowę. – W takim razie wcale mnie nie dziwi, że gnie do publiczności.
Obserwowała, jak panda dodaje kolejne piłeczki, jak ruchy jego łap stają się płynniejsze, pewniejsze. Jest w tym jakiś… urok. Taki trochę chaotyczny, ale szczery.
– Ale raczej nie był tam dobrowolnie, skoro go odbiłeś stamtąd?
───────────────────
Płatki na Wietrze
Znaleziono 34 wyniki
- 19 lis 2025, 13:24
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Łąka głazów
- Odpowiedzi: 583
- Odsłony: 88775
- 19 lis 2025, 11:47
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Skalny zakątek
- Odpowiedzi: 534
- Odsłony: 76802
Skalny zakątek
Szelest zbliżających się kroków rozproszył w niej nagromadzone emocje. Impulsywnie otarła łzy z policzków, chcąc ukryć fakt, że płakała. Nie chciała, by ktokolwiek widział ją w takim stanie. Momentalnie zdusiła w sobie cały żal, niczym ogień ugaszony piachem.
Dopiero gdy prorok wyłonił się z gęstwiny, jej napięcie opadło. Rozpoznała go, choć nie mogła sobie przypomnieć jego imienia. Wydusiła z siebie jedynie mruknięcie na przywitanie. Nie pragnęła pocieszenia ani współczucia w sprawie, nad którą nie miała już kontroli ani wglądu.
– Jeśli tak mówisz. – odparła chłodno. Nie miała pewności, co naprawdę dzieje się po śmierci. Dla niej to były jedynie wierzenia, bazujące na nadziei, że czeka ich coś dobrego.
– Nie było mnie na ceremonii. – westchnęła ciężko, kompletnie zmieniając temat. Z jednej strony nie czuła nawet wyrzutów sumienia — nie miała sił, by wyjść. Może zawsze pogratulować nowym adeptom, wojownikom czy czarodziejom po ceremonii, lecz coś musiało się wydarzyć, gdyż kiedy w końcu wygrzebała się z groty, wyczuła lekkie napięcie w obozie.
– Stało się coś? – Zakrzywiła delikatnie głowę. ─────────────────── Osąd Gwiazd
Dopiero gdy prorok wyłonił się z gęstwiny, jej napięcie opadło. Rozpoznała go, choć nie mogła sobie przypomnieć jego imienia. Wydusiła z siebie jedynie mruknięcie na przywitanie. Nie pragnęła pocieszenia ani współczucia w sprawie, nad którą nie miała już kontroli ani wglądu.
– Jeśli tak mówisz. – odparła chłodno. Nie miała pewności, co naprawdę dzieje się po śmierci. Dla niej to były jedynie wierzenia, bazujące na nadziei, że czeka ich coś dobrego.
– Nie było mnie na ceremonii. – westchnęła ciężko, kompletnie zmieniając temat. Z jednej strony nie czuła nawet wyrzutów sumienia — nie miała sił, by wyjść. Może zawsze pogratulować nowym adeptom, wojownikom czy czarodziejom po ceremonii, lecz coś musiało się wydarzyć, gdyż kiedy w końcu wygrzebała się z groty, wyczuła lekkie napięcie w obozie.
– Stało się coś? – Zakrzywiła delikatnie głowę. ─────────────────── Osąd Gwiazd
- 14 lis 2025, 15:15
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Skalny zakątek
- Odpowiedzi: 534
- Odsłony: 76802
Skalny zakątek
Otworzyła oczy. Ciężkie chmury na niebie spowiły okolice w ciemnych barwach szarości. Westchnęła lekko. Nie wie jakim cudem w ogóle wygrzebała się z groty. Nie chce myśleć nawet o tym. Powinna się tego spodziewać, ale jej cholerna naiwność musiała dać jej tej nadziei.
Znowu poczuła, jak jej gardło zaciska się z rozpaczy. Dusiła w sobie ciche piski i chęć płaczu. Nie mogła jednak powstrzymać łez, które od razu wycierała nadgarstkiem. Przecież tyle czasu już minęło, a ona nadal to przeżywa.
Podniosła się powoli z gleby, jakby brakowało jej sił. Nie może przyjąć do wiadomości, że Cisza po Lawinie nie żyje. Myślała, że przyjmie to normalnie tak jak śmierć Nemo. Jedno jednak przypominało o drugim. Jakby dopiero teraz do niej dotarło, jak bardzo kruche jest życie. ─────────────────── Osąd Gwiazd
Znowu poczuła, jak jej gardło zaciska się z rozpaczy. Dusiła w sobie ciche piski i chęć płaczu. Nie mogła jednak powstrzymać łez, które od razu wycierała nadgarstkiem. Przecież tyle czasu już minęło, a ona nadal to przeżywa.
Podniosła się powoli z gleby, jakby brakowało jej sił. Nie może przyjąć do wiadomości, że Cisza po Lawinie nie żyje. Myślała, że przyjmie to normalnie tak jak śmierć Nemo. Jedno jednak przypominało o drugim. Jakby dopiero teraz do niej dotarło, jak bardzo kruche jest życie. ─────────────────── Osąd Gwiazd
- 04 lis 2025, 13:33
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Diamentowe źródełko
- Odpowiedzi: 506
- Odsłony: 74541
Diamentowe źródełko
Na słowa tamtej lekko uniosła brew. Widziała, jak smoczyca ociera pysk, jakby próbowała coś ukryć — choć w tej ulewie nie miało to większego sensu. Krople i tak zmywały wszystko: łzy, błoto, zmęczenie. Coś było na rzeczy, to wyczuła od razu, ale nie chciała naciskać. Dopiero się poznały, a w takiej sytuacji każde pytanie brzmiałoby zbyt osobisto i nachalnie.
– Nie przeszkadzasz – powiedziała spokojnie, robiąc kilka kroków w jej stronę. Gdy Rax zeszła ze skały, Ilwenn odsunęła skrzydło, by lepiej spojrzeć na księgę. Strumień wody kapał z lotek, lecz jej ruchy pozostały uważne. – Może jeszcze nie jest za późno. Da się ją uratować… tylko trzeba otworzyć stronę po stronie, zanim wilgoć kompletnie wszystko zmyje.
Ostrożnie podsunęła pazur, by uchylić pierwszą kartkę. Papier kleił się do następnej, ale dał się oddzielić. Nie miała wprawy w używaniu maddary, więc to Wicher musiał przejąć część pracy. Dawała mu krótkie sygnały, by dostosował ciepły podmuch powietrza tak, by nie uszkodzić papieru. Ich działania zgrały się w rytm: Ilwenn przewracała strony, on osuszał kolejne.
– Najważniejsze, żeby wyschła równomiernie. Reszta to kwestia cierpliwości – mruknęła, bardziej do siebie niż do Rax, i dodała po chwili: – Nie zaszkodzi spróbować, zanim wszystko zaschnie w jeden blok.
Kiedy uniosła wzrok, dostrzegła, że Rax porusza się z wyraźnym trudem. Każdy krok stawiała ostrożnie, jakby łapy ją bolały. Ilwenn zmarszczyła lekko brwi, niepokój mignął jej w spojrzeniu.
– Wszystko w porządku? – zapytała cicho, z wahaniem. – W mojej rodzinie jest uzdrowiciel… jeśli bardzo boli, mogę spróbować go wezwać.
Nie chciała patrzeć bezczynnie jak ona się męczy, ale też nie chciała się narzucać i niemalże zmuszać do pomocy. Dopiero potem, by rozładować napięcie, uśmiechnęła się łagodnie.
– Przebiśniegowa Łuska, choć bardziej przyzwyczajona jestem do Ilwenn – przedstawiła się miękko, skinieniem pyska wskazując też kirina. – A to Wicher. On też nie przepada za deszczem – zaśmiała się cicho. – Nie uwierzysz, ile czasu zajęło mi, żeby go przekonać do wyjścia. Zresztą, przy upałach to mnie trzeba wyciągać z groty siłą więc jakaś równowaga musi być.
Jej ton złagodniał jeszcze bardziej.
– A ciebie co skłoniło, żeby wylecieć właśnie teraz, Rax? – zapytała w końcu, nie wnikając zbyt głęboko, lecz zostawiając w pytaniu przestrzeń na swobodną odpowiedź. ─────────────────── Cekorax
– Nie przeszkadzasz – powiedziała spokojnie, robiąc kilka kroków w jej stronę. Gdy Rax zeszła ze skały, Ilwenn odsunęła skrzydło, by lepiej spojrzeć na księgę. Strumień wody kapał z lotek, lecz jej ruchy pozostały uważne. – Może jeszcze nie jest za późno. Da się ją uratować… tylko trzeba otworzyć stronę po stronie, zanim wilgoć kompletnie wszystko zmyje.
Ostrożnie podsunęła pazur, by uchylić pierwszą kartkę. Papier kleił się do następnej, ale dał się oddzielić. Nie miała wprawy w używaniu maddary, więc to Wicher musiał przejąć część pracy. Dawała mu krótkie sygnały, by dostosował ciepły podmuch powietrza tak, by nie uszkodzić papieru. Ich działania zgrały się w rytm: Ilwenn przewracała strony, on osuszał kolejne.
– Najważniejsze, żeby wyschła równomiernie. Reszta to kwestia cierpliwości – mruknęła, bardziej do siebie niż do Rax, i dodała po chwili: – Nie zaszkodzi spróbować, zanim wszystko zaschnie w jeden blok.
Kiedy uniosła wzrok, dostrzegła, że Rax porusza się z wyraźnym trudem. Każdy krok stawiała ostrożnie, jakby łapy ją bolały. Ilwenn zmarszczyła lekko brwi, niepokój mignął jej w spojrzeniu.
– Wszystko w porządku? – zapytała cicho, z wahaniem. – W mojej rodzinie jest uzdrowiciel… jeśli bardzo boli, mogę spróbować go wezwać.
Nie chciała patrzeć bezczynnie jak ona się męczy, ale też nie chciała się narzucać i niemalże zmuszać do pomocy. Dopiero potem, by rozładować napięcie, uśmiechnęła się łagodnie.
– Przebiśniegowa Łuska, choć bardziej przyzwyczajona jestem do Ilwenn – przedstawiła się miękko, skinieniem pyska wskazując też kirina. – A to Wicher. On też nie przepada za deszczem – zaśmiała się cicho. – Nie uwierzysz, ile czasu zajęło mi, żeby go przekonać do wyjścia. Zresztą, przy upałach to mnie trzeba wyciągać z groty siłą więc jakaś równowaga musi być.
Jej ton złagodniał jeszcze bardziej.
– A ciebie co skłoniło, żeby wylecieć właśnie teraz, Rax? – zapytała w końcu, nie wnikając zbyt głęboko, lecz zostawiając w pytaniu przestrzeń na swobodną odpowiedź. ─────────────────── Cekorax
- 03 lis 2025, 20:32
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Diamentowe źródełko
- Odpowiedzi: 506
- Odsłony: 74541
Diamentowe źródełko
Zupełnie nieświadoma chaosu rozgrywającego się w powietrzu, w najlepsze cieszyła się ulewą. Deszcz dudnił o liście i skały, spływał po jej futrze w miarę kojącym rytmem — aż nagły, rozpaczliwy krzyk z góry przeciął powietrze. Uniosła łeb gwałtownie, szukając źródła dźwięku, i zamarła, gdy dostrzegła pędzącą smoczycę... oraz coś lecącego prosto w jej stronę.
Odruchowo cofnęła się, starając się ocenić, gdzie uderzy spadający przedmiot. Na szczęście tomiszcze wpadło prosto do źródełka, nie w nią. Krople bryznęły szeroko; przymknęła oczy, by nie dostały się do źrenic. Dopiero gdy smoczyca legła na śliskiej skale, Ilwenn ponownie spojrzała w jej stronę — z lekkim zaniepokojeniem, ale i rozpoznaniem w spojrzeniu. Kojarzyła ją ze spotkania młodych.
– Nie masz... za co przepraszać – odezwała się miękko, choć w głosie pobrzmiewała nuta niepewności. – Jesteś cała? – dodała, zbliżając się ostrożnie.
Wypatrzyła pływającą w wodzie księgę i zaraz wyłowiła ją delikatnie, chwytając w pysk. Czuła, jak ciężki i nasiąknięty był papier. Odłożyła tom na pobliskim kamieniu i rozchyliła skrzydło, by osłonić go przed deszczem. Ruchem pyska dała sygnał kirinowi, by ostrożnie osuszył zmoknięte kartki maddarą.
– Nie wiem, czy coś z niej jeszcze będzie... – mruknęła z lekkim rozczarowaniem, przyglądając się książce. – Oby pismo zostało czytelne.
Woda wciąż szemrała, a deszcz bębnił o skrzydło, gdy spoglądała z troską na towarzyszkę — i jej cenny, uratowany ledwie tom. ─────────────────── Cekorax
Odruchowo cofnęła się, starając się ocenić, gdzie uderzy spadający przedmiot. Na szczęście tomiszcze wpadło prosto do źródełka, nie w nią. Krople bryznęły szeroko; przymknęła oczy, by nie dostały się do źrenic. Dopiero gdy smoczyca legła na śliskiej skale, Ilwenn ponownie spojrzała w jej stronę — z lekkim zaniepokojeniem, ale i rozpoznaniem w spojrzeniu. Kojarzyła ją ze spotkania młodych.
– Nie masz... za co przepraszać – odezwała się miękko, choć w głosie pobrzmiewała nuta niepewności. – Jesteś cała? – dodała, zbliżając się ostrożnie.
Wypatrzyła pływającą w wodzie księgę i zaraz wyłowiła ją delikatnie, chwytając w pysk. Czuła, jak ciężki i nasiąknięty był papier. Odłożyła tom na pobliskim kamieniu i rozchyliła skrzydło, by osłonić go przed deszczem. Ruchem pyska dała sygnał kirinowi, by ostrożnie osuszył zmoknięte kartki maddarą.
– Nie wiem, czy coś z niej jeszcze będzie... – mruknęła z lekkim rozczarowaniem, przyglądając się książce. – Oby pismo zostało czytelne.
Woda wciąż szemrała, a deszcz bębnił o skrzydło, gdy spoglądała z troską na towarzyszkę — i jej cenny, uratowany ledwie tom. ─────────────────── Cekorax
- 02 lis 2025, 12:16
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Łąka głazów
- Odpowiedzi: 583
- Odsłony: 88775
Łąka głazów
Zaśmiała się lekko na komentarz Płatków na Wietrze, unosząc lekko głowę; w jej spojrzeniu błysnęło coś między rozbawieniem a sympatią. Zerknęła na pandę, nie mogąc sobie nawet wyobrazić, by ktokolwiek potrafił gniewać się na takie stworzenie. Urocza istota — pełna energii, w zupełnie inny sposób niż niektóre smoki.
– Widzę, że nie tylko ja lubię deszcz – odparła z ciepłym uśmiechem, przenosząc wzrok z powrotem na Kairakiego.
– Nie, nie przeszkodził mi wcale. Ot, często wychodzę na spacery poza terenami obozu – wzruszyła lekko barkami, jakby to była rzecz najzupełniej oczywista. – Z braku zajęć w sumie. Mama dała mi do przeczytania kilka książek, ale nie pokazała, gdzie trzyma resztę. A tego samego w kółko też mi się nie chce czytać, więc już wolę korzystać z chłodnej pory i rozruszać łapy. Przy okazji będę znać okolice jak własną łapę – uśmiechnęła się nieco szerzej, z nutą autoironii, jakby sama przed sobą usprawiedliwiała to błąkanie się bez celu.
Choć nie mogła powiedzieć, że się nudzi, czuła w sobie lekki niepokój; brakowało jej czegoś, co by ją naprawdę pochłonęło. Ale na razie – deszcz, cisza i przypadkowe spotkania wystarczały. ─────────────────── Płatki na Wietrze
– Widzę, że nie tylko ja lubię deszcz – odparła z ciepłym uśmiechem, przenosząc wzrok z powrotem na Kairakiego.
– Nie, nie przeszkodził mi wcale. Ot, często wychodzę na spacery poza terenami obozu – wzruszyła lekko barkami, jakby to była rzecz najzupełniej oczywista. – Z braku zajęć w sumie. Mama dała mi do przeczytania kilka książek, ale nie pokazała, gdzie trzyma resztę. A tego samego w kółko też mi się nie chce czytać, więc już wolę korzystać z chłodnej pory i rozruszać łapy. Przy okazji będę znać okolice jak własną łapę – uśmiechnęła się nieco szerzej, z nutą autoironii, jakby sama przed sobą usprawiedliwiała to błąkanie się bez celu.
Choć nie mogła powiedzieć, że się nudzi, czuła w sobie lekki niepokój; brakowało jej czegoś, co by ją naprawdę pochłonęło. Ale na razie – deszcz, cisza i przypadkowe spotkania wystarczały. ─────────────────── Płatki na Wietrze
Ilwenn
༺┈⋆┈⸙┈⋆┈༻
「 Relacje 」
Coś chyba?
kiedyś coś wpisze xDD
「 Inne 」
Coś fabularne
ale nie wiem jak ro rozpisać lolol
Coś chyba?
kiedyś coś wpisze xDD
「 Inne 」
Coś fabularne
ale nie wiem jak ro rozpisać lolol
- 27 paź 2025, 12:11
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Drzewo na Wzgórzu
- Odpowiedzi: 640
- Odsłony: 87488
Drzewo na Wzgórzu
Ilwenn potrząsnęła łbem, strząsając z grzywy ostatnie krople i przyglądając się Sokołowi rozbawiona, ale i lekko zirytowana tym ciągiem zdań.
– A może się oburzyć– wzruszyła barkami. Jeśli uzna czyjeś argumenty za słabe, po prostu wpadają jej do głowy i od razu z niej wypadają, choć gdzieś w środku czuła, że zarazem zbytnio upraszcza temat. – Ale jeśli to oportunizm... to nadal szukanie kogoś słabszego od nas. Nie widzę w tym nic złego. Zwłaszcza, że nie trzymamy ich w grotach ani nie głodzimy– Nie widziała w swoim toku myślenia nic złego i raczej nic nie zmieniłoby jej opinii.
– A nie wiemy też, jak taki kompan żył przed naszym przyjściem. Może był sam, bo stado go odrzuciło? Zgubił się, bo zmysły go zawiodły?– przekrzywiła głowę, przyglądając mu się spod mokrych kosmyków futra.
– A skoro już jesteśmy w temacie silniejszych– dodała po chwili, marszcząc lekko brwi. – Sam mówiłeś przed chwilą, że są stworzenia potężniejsze od nas. To raczej stawia nas gdzieś pomiędzy, a nie na szczycie. Taki żubr byłby zagrożeniem dla ciebie, ale dla górskiego smoka... niekoniecznie. Właściwie wszystko zależy od tego, z kim masz do czynienia i jakie masz możliwości... – zawahała się, mrugając. – …choć chyba trochę odbiegłam od tematu – westchnęła lekko.
– Ano, zależy mieć swojego kompana... Na moje szczęście chcę jedynie chimerę zająca, więc pewnie samo jabłko wystarczy, by przekonać go do mnie– zamyśliła się na moment. W sumie, co się daje mieszance roślinożercy i mięsożercy? Zamyśliła się lekko.
Parsknęła subtelnie śmiechem na ostatnie zdanie Sokoła.
– Cóż, mój tata jest zastępcą, więc jestem już w połowie drogi – stwierdziła z przekornym błyskiem w oku, choć wiedziała, że na przywódcę raczej by się nie nadawała, biorąc pod uwagę, jak lekko traktuje stosunki między stadami.
Na chwilę ucichła, pozwalając, by szum liści wypełnił przestrzeń między nimi.
– Czasem myślę, że też chciałabym coś takiego. Czuję monotonię. Każdy chodzi w kółko od punktu A do punktu B jak mrówki. Jedynie książki mamy jakoś umilają mi czas, ale nie chcę spędzić całego życia w grocie na polowaniu i walkach – uśmiechnęła się blado.
Sięgnęła spojrzeniem do jego łapy, w której leżały trzy ziarna. Pachniały intensywnie, gorzko, jak coś, co raczej nie miało być przyjemne.
– Czemu nie– przechyliła lekko głowę na bok. Wzięła jedno ziarno, trzymając je chwilę między zębami, zanim przegryzła. Smak uderzył od razu – ostry, cierpki, jakby przypalony. Skrzywiła się lekko, ale nie wypluła.
– To jest... gorzkie. Bardzo gorzkie – mruknęła, żując powoli. – Ale… nie wiem. Może nawet mi się to podoba. Tylko mogłoby mniej smakować spalonym... starym kasztanem. ─────────────────── Sokół Samnaru
– A może się oburzyć– wzruszyła barkami. Jeśli uzna czyjeś argumenty za słabe, po prostu wpadają jej do głowy i od razu z niej wypadają, choć gdzieś w środku czuła, że zarazem zbytnio upraszcza temat. – Ale jeśli to oportunizm... to nadal szukanie kogoś słabszego od nas. Nie widzę w tym nic złego. Zwłaszcza, że nie trzymamy ich w grotach ani nie głodzimy– Nie widziała w swoim toku myślenia nic złego i raczej nic nie zmieniłoby jej opinii.
– A nie wiemy też, jak taki kompan żył przed naszym przyjściem. Może był sam, bo stado go odrzuciło? Zgubił się, bo zmysły go zawiodły?– przekrzywiła głowę, przyglądając mu się spod mokrych kosmyków futra.
– A skoro już jesteśmy w temacie silniejszych– dodała po chwili, marszcząc lekko brwi. – Sam mówiłeś przed chwilą, że są stworzenia potężniejsze od nas. To raczej stawia nas gdzieś pomiędzy, a nie na szczycie. Taki żubr byłby zagrożeniem dla ciebie, ale dla górskiego smoka... niekoniecznie. Właściwie wszystko zależy od tego, z kim masz do czynienia i jakie masz możliwości... – zawahała się, mrugając. – …choć chyba trochę odbiegłam od tematu – westchnęła lekko.
– Ano, zależy mieć swojego kompana... Na moje szczęście chcę jedynie chimerę zająca, więc pewnie samo jabłko wystarczy, by przekonać go do mnie– zamyśliła się na moment. W sumie, co się daje mieszance roślinożercy i mięsożercy? Zamyśliła się lekko.
Parsknęła subtelnie śmiechem na ostatnie zdanie Sokoła.
– Cóż, mój tata jest zastępcą, więc jestem już w połowie drogi – stwierdziła z przekornym błyskiem w oku, choć wiedziała, że na przywódcę raczej by się nie nadawała, biorąc pod uwagę, jak lekko traktuje stosunki między stadami.
Na chwilę ucichła, pozwalając, by szum liści wypełnił przestrzeń między nimi.
– Czasem myślę, że też chciałabym coś takiego. Czuję monotonię. Każdy chodzi w kółko od punktu A do punktu B jak mrówki. Jedynie książki mamy jakoś umilają mi czas, ale nie chcę spędzić całego życia w grocie na polowaniu i walkach – uśmiechnęła się blado.
Sięgnęła spojrzeniem do jego łapy, w której leżały trzy ziarna. Pachniały intensywnie, gorzko, jak coś, co raczej nie miało być przyjemne.
– Czemu nie– przechyliła lekko głowę na bok. Wzięła jedno ziarno, trzymając je chwilę między zębami, zanim przegryzła. Smak uderzył od razu – ostry, cierpki, jakby przypalony. Skrzywiła się lekko, ale nie wypluła.
– To jest... gorzkie. Bardzo gorzkie – mruknęła, żując powoli. – Ale… nie wiem. Może nawet mi się to podoba. Tylko mogłoby mniej smakować spalonym... starym kasztanem. ─────────────────── Sokół Samnaru
- 25 paź 2025, 13:29
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Diamentowe źródełko
- Odpowiedzi: 506
- Odsłony: 74541
Diamentowe źródełko
Deszcz spływał z nieba jednostajnym, cichym szumem, rozmywając kształty świata w miękkie, srebrne smugi. Ilwenn przedzierała się przez mokre trawy, ostrożnie stawiając łapy na śliskich kamieniach. Choć miejsce zdawało się coraz bliżej, w jej krokach było coś z niechęci — zmęczenia powolnym marszem, którego nie złagodził nawet zapach deszczu i ziemi.
— Gdybyś umiał latać, Wichrze… — mruknęła półżartem, półz wyrzutem, zerkając na kirina, który stąpał obok z tą samą, niezmienną gracją. Wicher prychnął lekko, jakby w odpowiedzi, a z jego grzywy posypały się krople.
Kiedy wreszcie dotarli na polanę, świat zwęził się do barw — szarości deszczu i delikatnego błękitu kwiatów. Źródło szemrało między skałami — czyste, chłodne, niemal zapraszające. Ilwenn westchnęła, z ulgą zanurzając łapy w wodzie; sięgała jej ledwie do kostek, lecz chłód przeszył ją przyjemnie. Deszcz padał gęściej, ale nie chowała się przed nim. Patrzyła, jak krople rozbijają się o powierzchnię, jak światło odbija się wśród rozbryzganych drobinek wody. ─────────────────── Cekorax
— Gdybyś umiał latać, Wichrze… — mruknęła półżartem, półz wyrzutem, zerkając na kirina, który stąpał obok z tą samą, niezmienną gracją. Wicher prychnął lekko, jakby w odpowiedzi, a z jego grzywy posypały się krople.
Kiedy wreszcie dotarli na polanę, świat zwęził się do barw — szarości deszczu i delikatnego błękitu kwiatów. Źródło szemrało między skałami — czyste, chłodne, niemal zapraszające. Ilwenn westchnęła, z ulgą zanurzając łapy w wodzie; sięgała jej ledwie do kostek, lecz chłód przeszył ją przyjemnie. Deszcz padał gęściej, ale nie chowała się przed nim. Patrzyła, jak krople rozbijają się o powierzchnię, jak światło odbija się wśród rozbryzganych drobinek wody. ─────────────────── Cekorax
- 23 paź 2025, 12:15
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Łąka głazów
- Odpowiedzi: 583
- Odsłony: 88775
Łąka głazów
Trochę ją zaskoczyła nagła reakcja pandy, ale dobrze że pozytywna, a nie negatywna. Jeszcze by mu się coś stało i by miała wyrzuty sumienia.
Ruszyła powoli za pandą dotrzymując mu kroku zakładając, że zaprowadzi ją właśnie do Płatków na Wietrze. Kirin oczywiście ruszył za nimi. Z jednej strony zastanawiała się po co w ogóle zawsze musi z kimś iść. Jest tu na tyle bezpiecznie, że naprawdę nie na potrzeby na ochroniarza. Obecność jeszcze Kairakiego tutaj potwierdza jej teorię, że i tak nawet gdyby chciała, sama nigdzie nie będzie.
No I dostrzegła szaro-czerwoną sylwetkę czarodzieja. Trochę ją ciekawiło co jego tutaj sprowadziło
– Znalazłam twoją zgubę. Zdaje się, że lubi chodzić na samopas – mruknęła z lekkim uśmiechem. ─────────────────── Płatki na Wietrze
Ruszyła powoli za pandą dotrzymując mu kroku zakładając, że zaprowadzi ją właśnie do Płatków na Wietrze. Kirin oczywiście ruszył za nimi. Z jednej strony zastanawiała się po co w ogóle zawsze musi z kimś iść. Jest tu na tyle bezpiecznie, że naprawdę nie na potrzeby na ochroniarza. Obecność jeszcze Kairakiego tutaj potwierdza jej teorię, że i tak nawet gdyby chciała, sama nigdzie nie będzie.
No I dostrzegła szaro-czerwoną sylwetkę czarodzieja. Trochę ją ciekawiło co jego tutaj sprowadziło
– Znalazłam twoją zgubę. Zdaje się, że lubi chodzić na samopas – mruknęła z lekkim uśmiechem. ─────────────────── Płatki na Wietrze
- 21 paź 2025, 14:31
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Drzewo na Wzgórzu
- Odpowiedzi: 640
- Odsłony: 87488
Drzewo na Wzgórzu
Raz mogła odpuścić. Drugi raz tak perfidnego i złośliwego — w jej mniemaniu — czynu nie zostawi bez odzewu. Rzuciła szybko wzrokiem na pobliskie kałuże, potem na kirina, dając Wichrowi wyraźny przykaz. Ilwenn wzięła zamach i uderzyła łapą w wodę, rozbryzgując kropelki dookoła; a tylko jakimś dziwnym trafem spora część poleciała prosto na pysk Sokoła, gasząc przy tym tego śmierdzącego papierosa.
– Ups... – zachichotała, zadowolona z siebie. Chyba zacznie częściej wybierać się na spacery z Wichrem, póki sama nie nauczy się korzystać z maddary.
Ilwenn słuchała. Czasem kiwnęła łbem, czasem zmrużyła oczy albo spojrzała na kompana, gdy Sokół znów zapętlał się we własnych słowach. Nie od razu odpowiedziała jednak. Jakiś sens w tym był, ale...
– Trochę hipokryta z ciebie, jeśli mówisz o wolności, sam mając kompana – parsknęła lekko. – Moralne, niemoralne — ale to kompan okazał się tym, który wymaga naszej opieki, skoro dał się wytropić i wpaść w sidła więzi, czyż nie? Silny i pragnący wolności nie da się tak łatwo złapać. Będzie walczyć, będzie szybszy, ostrożniejszy.
Była zdziwiona, czemu ta bariera po prostu przestała istnieć. Może nie było już takiej potrzeby? A szkoda, bo chciała ją zobaczyć. Chyba że... zapyta bezpośrednio. Co chwila znajdowała powody, by iść do świątyni, a zarazem czuła w sobie ziarno wątpliwości, czy to w ogóle ma sens. Może podświadomie wiedziała, że jeśli nie znajdzie tam odpowiedzi, odwróci się na pięcie i jej noga już nigdy nie postanie w świątyni — a bogów uzna za zapatrzonych w siebie gburów. Ale... może powinna zatrzymać ten monolog.
– Co tam mówisz do siebie? – spytała, unosząc lekko głowę. – Czasami wtrącasz coś po innemu. Nie jesteś stąd, prawda? – zawahała się na moment – Szczerze, trochę zazdroszczę. Nie wiem czemu, ale świat za horyzontem ciekawi mnie bardziej niż to, co mam dookoła.
Trochę się z nim nie zgadzała. To mimo wszystko nadal cecha sprytu — wyczucia, obserwacji. Zbyt szybka reakcja mogła przynieść odwrotny efekt: przyciśnięty zbyt mocno rozmówca zareaguje agresją, czując się zagrożony.
– Cóż, według mnie przekonywanie to poniekąd manipulacja — taka, w której ktoś zaczyna myśleć moimi słowami. Zgodzi się ze mną, nawet jeśli na początku się nie zgadzał i uważał swoją rację za ważniejszą. – Spojrzała na niego z ukosa, z cieniem uśmiechu. – Bo przykładowo... myślisz, że Dadu, widząc jak dmuchasz mi tym dymem prosto w pysk, pokiwałby głową z aprobatą? – dodała z nutą przekory. – Czy jakbym poprosiła ładnie, to byś wziął to pod uwagę? Nie podoba mi się ten zapach ani trochę. Dusi mnie — i byłabym bardzo wdzięczna, gdybyś nie robił tego w moją stronę. ─────────────────── Sokół Samnaru
– Ups... – zachichotała, zadowolona z siebie. Chyba zacznie częściej wybierać się na spacery z Wichrem, póki sama nie nauczy się korzystać z maddary.
Ilwenn słuchała. Czasem kiwnęła łbem, czasem zmrużyła oczy albo spojrzała na kompana, gdy Sokół znów zapętlał się we własnych słowach. Nie od razu odpowiedziała jednak. Jakiś sens w tym był, ale...
– Trochę hipokryta z ciebie, jeśli mówisz o wolności, sam mając kompana – parsknęła lekko. – Moralne, niemoralne — ale to kompan okazał się tym, który wymaga naszej opieki, skoro dał się wytropić i wpaść w sidła więzi, czyż nie? Silny i pragnący wolności nie da się tak łatwo złapać. Będzie walczyć, będzie szybszy, ostrożniejszy.
Była zdziwiona, czemu ta bariera po prostu przestała istnieć. Może nie było już takiej potrzeby? A szkoda, bo chciała ją zobaczyć. Chyba że... zapyta bezpośrednio. Co chwila znajdowała powody, by iść do świątyni, a zarazem czuła w sobie ziarno wątpliwości, czy to w ogóle ma sens. Może podświadomie wiedziała, że jeśli nie znajdzie tam odpowiedzi, odwróci się na pięcie i jej noga już nigdy nie postanie w świątyni — a bogów uzna za zapatrzonych w siebie gburów. Ale... może powinna zatrzymać ten monolog.
– Co tam mówisz do siebie? – spytała, unosząc lekko głowę. – Czasami wtrącasz coś po innemu. Nie jesteś stąd, prawda? – zawahała się na moment – Szczerze, trochę zazdroszczę. Nie wiem czemu, ale świat za horyzontem ciekawi mnie bardziej niż to, co mam dookoła.
Trochę się z nim nie zgadzała. To mimo wszystko nadal cecha sprytu — wyczucia, obserwacji. Zbyt szybka reakcja mogła przynieść odwrotny efekt: przyciśnięty zbyt mocno rozmówca zareaguje agresją, czując się zagrożony.
– Cóż, według mnie przekonywanie to poniekąd manipulacja — taka, w której ktoś zaczyna myśleć moimi słowami. Zgodzi się ze mną, nawet jeśli na początku się nie zgadzał i uważał swoją rację za ważniejszą. – Spojrzała na niego z ukosa, z cieniem uśmiechu. – Bo przykładowo... myślisz, że Dadu, widząc jak dmuchasz mi tym dymem prosto w pysk, pokiwałby głową z aprobatą? – dodała z nutą przekory. – Czy jakbym poprosiła ładnie, to byś wziął to pod uwagę? Nie podoba mi się ten zapach ani trochę. Dusi mnie — i byłabym bardzo wdzięczna, gdybyś nie robił tego w moją stronę. ─────────────────── Sokół Samnaru
- 19 paź 2025, 17:06
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Łąka głazów
- Odpowiedzi: 583
- Odsłony: 88775
Łąka głazów
Ilwenn poruszyła łbem, strzepując kilka kropel z grzbietu, gdy coś małego i ciepłego zderzyło się z jej łapą. Zaskoczona cofnęła ją, a zaraz potem usłyszała pisk — cichy, przerażony. Mała kulka futra odbiła się od niej i czmychnęła między krzaki, zostawiając po sobie tylko lekkie ślady.
Mrugnęła, próbując zrozumieć, co się właśnie stało. Dopiero po chwili dostrzegła między liśćmi dwa ciemne oczka, błyszczące w półmroku; ciekawskie, ale ostrożne.
– Oj... – wymknęło jej się półgłosem, bardziej do siebie niż do niego. Nachyliła łeb, ostrożnie, by go nie spłoszyć. Zwierzę wyglądało znajomo — ruda sierść, drobne łapki, spojrzenie pełne życia.
Przymrużyła oczy; myśl zakiełkowała w jej głowie, niepewna, ale uparcie rosnąca.
– Zaraz… ty chyba należysz do... – nie dokończyła; rozpoznała go. Kompan jej mistrza, przydzielony podczas ceremonii. Jeśli on tu był, to i jego właściciel nie mógł być daleko.
– Płatki na Wietrze? – zawołała głośniej, unosząc głos ponad szum liści i krople bijące o ziemię.
Mrugnęła, próbując zrozumieć, co się właśnie stało. Dopiero po chwili dostrzegła między liśćmi dwa ciemne oczka, błyszczące w półmroku; ciekawskie, ale ostrożne.
– Oj... – wymknęło jej się półgłosem, bardziej do siebie niż do niego. Nachyliła łeb, ostrożnie, by go nie spłoszyć. Zwierzę wyglądało znajomo — ruda sierść, drobne łapki, spojrzenie pełne życia.
Przymrużyła oczy; myśl zakiełkowała w jej głowie, niepewna, ale uparcie rosnąca.
– Zaraz… ty chyba należysz do... – nie dokończyła; rozpoznała go. Kompan jej mistrza, przydzielony podczas ceremonii. Jeśli on tu był, to i jego właściciel nie mógł być daleko.
– Płatki na Wietrze? – zawołała głośniej, unosząc głos ponad szum liści i krople bijące o ziemię.
- 19 paź 2025, 16:26
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Drzewo na Wzgórzu
- Odpowiedzi: 640
- Odsłony: 87488
Drzewo na Wzgórzu
Ściągnęła wzrok; wolała nie sprawdzać, co mu jeszcze zostało w pysku — wygodniej żyć w niewiedzy. I tak wyciągnął jakiś fragment zęba; kawałek żółtawego kruszca, drobny jak ostry paproch. Jeśli tak pójdzie, zostanie bezzębny; nie jej sprawa, ale myśl o tym zaszeleściła gdzieś z tyłu głowy.
Mruknęła tylko „mhm”, kiedy Sokół paplał dalej; nie potrafiła pojąć, dlaczego jedni zapadają w Smoczy Sen, a inni nie, dlaczego jedni budzą się po pokoleniach, a inni już nigdy. Czy istniał na to jakiś sposób? Czy ktoś w ogóle próbował go znaleźć? Pytania kłębiły się, ostre i bez odpowiedzi.
Nie zauważyła, kiedy wyciągnął tytoń; dopiero gdy dym uderzył w nozdrza, cofnęła się odruchowo i zakaszlała, próbując złapać czystsze powietrze.
– Tego syfu nawet kijem nie dotknę — fuknęła; nie rozumiała fascynacji paleniem. Jak można wciągać to w płuca? Gdyby potrafiła skupić maddarę tu i teraz, bez wahania cisnęłaby w niego kulą wody; zatrzymała jednak gniew, starając się wrócić do rozmowy, bo wiedziała, że teraz to ważniejsze niż wybuch.
Trochę była zdziwiona tak drastycznie innym opisem świątyni. Cóż zostaje jej przekonać się osobiście jak to wygląda.
– Nie mam potrzeby rozmawiać z Uessasem; prędzej z Naranleją — odpowiedziała, głos spokojny, choć młodzieńczy; tematy miłosne nie paliły jej umysłu, wolała myśleć o czymś mniej przyziemnym gdzie musi ruszyć umysłem, a nie kaprysem hormonów.
Cmokanie Sokoła i jego fikuśne próby przywołania kirina rozbawiły ją mimo wszystko; łapą dotknęła ziemi i Wicher, reagując jak na komendę, podszedł bliżej, pozwalając się pogłaskać przez Sokoła.
– To kompan mojego taty. Nie umiem jeszcze zakładać więzi ze zwierzyną; i nie widzę w tym nic niemoralnego. Dajemy im schronienie, jedzenie, opiekę; jedyne co się w ich życiu zmienia, to że nie muszą codziennie walczyć o przetrwanie — stwierdziła lekko. Pomijając, że czasem kompani stają się tanią siłą roboczą, ale to drobny szczegół, prawda? Słowa miała gorzkie, lecz rzeczowe.
– Bariera? Jaka bariera? — przekręciła głow a oczy zrobiły się baczne; oczywiście nic nie wiedziała o niej. Domyśliła się, że musiały być to jakieś dawne dzieje, ale nadal chciała wiedzieć.
Przetwarzała jego słowotok długo; filtrowała paplaninę Sokola jak sito, wypatrując ziarna sensu.
– Jasne, w teorii to brzmi prosto — powiedziała po chwili — Z inteligentnym zawsze można się dogadać: dowiedzieć się, czego potrzebuje, spróbować znaleźć rozwiązanie, jeśli w ogóle chce rozmawiać. Ze zwierzyną podobnie; trzeba czytać ruchy ciała, przestrzeń, znać sygnały; i czasem trzeba schować skrzydła, nie patrzeć w oczy i pokazać, że nie jesteś zagrożeniem.
Wzruszyła ramionami; nie lubiła płaszczyć się zbyt często, ale jeśli miało to działać — niech będzie. Spojrzała na Sokoła z półuśmiechem, który nie sięgał oczu.
– Niech zgadnę: w teorii brzmi prosto; w praktyce perswazja okaże się kombinacją sprytu, wiedzy i inteligencji? — dodała; w głosie była nutka wyzwania; jeśli Sokół miał jej tego nauczyć, niech nie liczy na łatwe lekcje; ona uczyła się przez praktykę, przez błąd i poprawę, a nie przez słowa same w sobie.
Mruknęła tylko „mhm”, kiedy Sokół paplał dalej; nie potrafiła pojąć, dlaczego jedni zapadają w Smoczy Sen, a inni nie, dlaczego jedni budzą się po pokoleniach, a inni już nigdy. Czy istniał na to jakiś sposób? Czy ktoś w ogóle próbował go znaleźć? Pytania kłębiły się, ostre i bez odpowiedzi.
Nie zauważyła, kiedy wyciągnął tytoń; dopiero gdy dym uderzył w nozdrza, cofnęła się odruchowo i zakaszlała, próbując złapać czystsze powietrze.
– Tego syfu nawet kijem nie dotknę — fuknęła; nie rozumiała fascynacji paleniem. Jak można wciągać to w płuca? Gdyby potrafiła skupić maddarę tu i teraz, bez wahania cisnęłaby w niego kulą wody; zatrzymała jednak gniew, starając się wrócić do rozmowy, bo wiedziała, że teraz to ważniejsze niż wybuch.
Trochę była zdziwiona tak drastycznie innym opisem świątyni. Cóż zostaje jej przekonać się osobiście jak to wygląda.
– Nie mam potrzeby rozmawiać z Uessasem; prędzej z Naranleją — odpowiedziała, głos spokojny, choć młodzieńczy; tematy miłosne nie paliły jej umysłu, wolała myśleć o czymś mniej przyziemnym gdzie musi ruszyć umysłem, a nie kaprysem hormonów.
Cmokanie Sokoła i jego fikuśne próby przywołania kirina rozbawiły ją mimo wszystko; łapą dotknęła ziemi i Wicher, reagując jak na komendę, podszedł bliżej, pozwalając się pogłaskać przez Sokoła.
– To kompan mojego taty. Nie umiem jeszcze zakładać więzi ze zwierzyną; i nie widzę w tym nic niemoralnego. Dajemy im schronienie, jedzenie, opiekę; jedyne co się w ich życiu zmienia, to że nie muszą codziennie walczyć o przetrwanie — stwierdziła lekko. Pomijając, że czasem kompani stają się tanią siłą roboczą, ale to drobny szczegół, prawda? Słowa miała gorzkie, lecz rzeczowe.
– Bariera? Jaka bariera? — przekręciła głow a oczy zrobiły się baczne; oczywiście nic nie wiedziała o niej. Domyśliła się, że musiały być to jakieś dawne dzieje, ale nadal chciała wiedzieć.
Przetwarzała jego słowotok długo; filtrowała paplaninę Sokola jak sito, wypatrując ziarna sensu.
– Jasne, w teorii to brzmi prosto — powiedziała po chwili — Z inteligentnym zawsze można się dogadać: dowiedzieć się, czego potrzebuje, spróbować znaleźć rozwiązanie, jeśli w ogóle chce rozmawiać. Ze zwierzyną podobnie; trzeba czytać ruchy ciała, przestrzeń, znać sygnały; i czasem trzeba schować skrzydła, nie patrzeć w oczy i pokazać, że nie jesteś zagrożeniem.
Wzruszyła ramionami; nie lubiła płaszczyć się zbyt często, ale jeśli miało to działać — niech będzie. Spojrzała na Sokoła z półuśmiechem, który nie sięgał oczu.
– Niech zgadnę: w teorii brzmi prosto; w praktyce perswazja okaże się kombinacją sprytu, wiedzy i inteligencji? — dodała; w głosie była nutka wyzwania; jeśli Sokół miał jej tego nauczyć, niech nie liczy na łatwe lekcje; ona uczyła się przez praktykę, przez błąd i poprawę, a nie przez słowa same w sobie.
- 12 paź 2025, 12:25
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Drzewo na Wzgórzu
- Odpowiedzi: 640
- Odsłony: 87488
Drzewo na Wzgórzu
Sciśnęła usta w napięciu na chwilę; naprawdę nie lubiła tego tematu i wolałaby przejść na coś bardziej pożytecznego.
— Znasz kogoś w Smoczym Śnie? — zapytała nagle. Skoro już się rozgadała, może ten tutaj udzieli jej więcej informacji o tej przypadłości.
Obserwowała, jak Sokół z imponującą sprawnością schodzi z drzewa. Nie imponował jej jednak jego rozmiar; spodziewała się, że będzie co najmniej o połowę większy od niej, a on był niemal w jej rozmiarze. Wyraz jej pyska nie zdradzał nic; wyglądał dziwnie, ale ostatecznie nie było to jej sprawą. Sama była niska, brakowało jej kilku centymetrów, by można było ją nazwać karłem. Mimowolnie odchyliła głowę do tyłu z grymasem podejrzliwego wzroku, gdy jego łeb kiwał się jak kłos na wietrze; z niewyjaśnionych powodów drażniło ją to. Dopiero skupienie się na tym, co mówił Sokół, rozproszyło ją na tyle, że nie chwyciła jego łba łapami.
— Hm… Ĉielo… Aaa, na spotkaniu go widziałam — mruknęła, marszcząc brwi i próbując przypomnieć sobie pisklę. — I tak. Trudno mi nie znać Barw Ziemi. Ale widzieć jego… rodziców to nie — zamilkła na chwilę, przetrawiając tę informację; była jeszcze zbyt młoda, by w pełni ogarnąć ten koncept. Ot, dwa smoki, tak jak jej mama i tata, są razem.
— Cóż — westchnęła lekko — zawsze chciałam odwiedzić świątynię, więc może to będzie dobry pretekst. Choć z Uesassem zbyt wiele nie pogadam pewnie.
— A czy w świątyni jest groźnie? — przypomniała sobie nagle słowa Obłudnej Łuski. Co prawda nie powiedziała wprost, że coś jej tam grozi, ale uprzedzała, by zachować ostrożność przez innymi smokami. Póki co naprawdę nie miała żadnego konfliktu z kimś z innego stada.
Patrzyła z lekkim zażenowaniem, jak grzebał sobie między zębami. Nie było to dla niej do końca obrzydliwe, ale wyraźnie czuła różnicę manier, mimo sporej różnicy wieku.
— Kto to, Dadu? Jakiś duszek? — zapytała; nie znała jeszcze wszystkich imion duszków albo niektóre po prostu wypadły jej z głowy.
— I… nie. Nie nauczyli tego. A czy nie wystarczy, że miaddarą po prostu się obronię? — bo nie widziała sensu w szukaniu innych sposobów odstraszania. Jakie zwierzę nie uciekłoby, gdyby nagle rozpaliła przed jego pyskiem ścianę ognia? Albo po prostu sama ucieknie, jeśli nie da sobie rady.
— Znasz kogoś w Smoczym Śnie? — zapytała nagle. Skoro już się rozgadała, może ten tutaj udzieli jej więcej informacji o tej przypadłości.
Obserwowała, jak Sokół z imponującą sprawnością schodzi z drzewa. Nie imponował jej jednak jego rozmiar; spodziewała się, że będzie co najmniej o połowę większy od niej, a on był niemal w jej rozmiarze. Wyraz jej pyska nie zdradzał nic; wyglądał dziwnie, ale ostatecznie nie było to jej sprawą. Sama była niska, brakowało jej kilku centymetrów, by można było ją nazwać karłem. Mimowolnie odchyliła głowę do tyłu z grymasem podejrzliwego wzroku, gdy jego łeb kiwał się jak kłos na wietrze; z niewyjaśnionych powodów drażniło ją to. Dopiero skupienie się na tym, co mówił Sokół, rozproszyło ją na tyle, że nie chwyciła jego łba łapami.
— Hm… Ĉielo… Aaa, na spotkaniu go widziałam — mruknęła, marszcząc brwi i próbując przypomnieć sobie pisklę. — I tak. Trudno mi nie znać Barw Ziemi. Ale widzieć jego… rodziców to nie — zamilkła na chwilę, przetrawiając tę informację; była jeszcze zbyt młoda, by w pełni ogarnąć ten koncept. Ot, dwa smoki, tak jak jej mama i tata, są razem.
— Cóż — westchnęła lekko — zawsze chciałam odwiedzić świątynię, więc może to będzie dobry pretekst. Choć z Uesassem zbyt wiele nie pogadam pewnie.
— A czy w świątyni jest groźnie? — przypomniała sobie nagle słowa Obłudnej Łuski. Co prawda nie powiedziała wprost, że coś jej tam grozi, ale uprzedzała, by zachować ostrożność przez innymi smokami. Póki co naprawdę nie miała żadnego konfliktu z kimś z innego stada.
Patrzyła z lekkim zażenowaniem, jak grzebał sobie między zębami. Nie było to dla niej do końca obrzydliwe, ale wyraźnie czuła różnicę manier, mimo sporej różnicy wieku.
— Kto to, Dadu? Jakiś duszek? — zapytała; nie znała jeszcze wszystkich imion duszków albo niektóre po prostu wypadły jej z głowy.
— I… nie. Nie nauczyli tego. A czy nie wystarczy, że miaddarą po prostu się obronię? — bo nie widziała sensu w szukaniu innych sposobów odstraszania. Jakie zwierzę nie uciekłoby, gdyby nagle rozpaliła przed jego pyskiem ścianę ognia? Albo po prostu sama ucieknie, jeśli nie da sobie rady.
- 07 paź 2025, 19:31
- Forum: Warsztat
- Temat: Kwarce Siły i Wytrzymałości
- Odpowiedzi: 439
- Odsłony: 17587
Kwarce Siły i Wytrzymałości
Ruszyła do kolejnego minerału z tą samą intencją – ulepszenia swoich bojowych cech. Teufel, rzecz jasna, podążał za nią krok w krok. Następny kwarc, który przykuł jej uwagę, odpowiadał za wytrzymałość. Dotąd nie doświadczyła na własnej skórze, by była słaba; jednak skoro tak źle znosi wysokie temperatury, może rzeczywiście coś w tym jest.
– Dzień dobry. Daruję tę garść kamieni w zamian za to, bym potrafiła znieść więcej bólu – powiedziała, sięgając po kolejne klejnoty i kładąc je pod kwarcem, podobnie jak poprzednio. Potem usiadła, cierpliwie czekając na efekty.
[akwamaryn, szmaragd, malachit, 2x diament, topaz, cytryn za Wytrzymałość 3]
– Dzień dobry. Daruję tę garść kamieni w zamian za to, bym potrafiła znieść więcej bólu – powiedziała, sięgając po kolejne klejnoty i kładąc je pod kwarcem, podobnie jak poprzednio. Potem usiadła, cierpliwie czekając na efekty.
[akwamaryn, szmaragd, malachit, 2x diament, topaz, cytryn za Wytrzymałość 3]
- 07 paź 2025, 18:44
- Forum: Warsztat
- Temat: Kwarce Zręczności i Mocy
- Odpowiedzi: 342
- Odsłony: 14615
Kwarce Zręczności i Mocy
Miała lekki mętlik w głowie. Z jednej strony było jej szkoda darować te kamienie kwarcom, z drugiej zależało jej na szybkim rozwoju swojej mocy. Nie było już jednak odwrotu. To, co dostała, napakowała do sakiewki, którą niósł Teufel, a kwarce majaczyły już na horyzoncie. Westchnęła cicho. Nie są to przecież jedyne kamienie na świecie; skoro raz je znaleziono, i ona zdoła odnaleźć niejeden topaz czy szmaragd.
Najpierw zbliżyła się do kwarcu mocy i otaksowała go wzrokiem z góry na dół.
– Dzień dobry. Szkolę się na czarodzieja i potrzebuję, by moje magiczne zdolności zostały wzmocnione – powiedziała, wyciągając z sakiewki losowo wybrane kamienie i kładąc je pod kwarcem. Zostało jej jedynie cierpliwie czekać; by się zanadto nie zmęczyć, usiadła na miękkiej trawie.
[2x rubin, granat, szmaragd, 2x diament i ametyst za Moc 3]
Najpierw zbliżyła się do kwarcu mocy i otaksowała go wzrokiem z góry na dół.
– Dzień dobry. Szkolę się na czarodzieja i potrzebuję, by moje magiczne zdolności zostały wzmocnione – powiedziała, wyciągając z sakiewki losowo wybrane kamienie i kładąc je pod kwarcem. Zostało jej jedynie cierpliwie czekać; by się zanadto nie zmęczyć, usiadła na miękkiej trawie.
[2x rubin, granat, szmaragd, 2x diament i ametyst za Moc 3]
- 05 paź 2025, 16:38
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Drzewo na Wzgórzu
- Odpowiedzi: 640
- Odsłony: 87488
Drzewo na Wzgórzu
Mięśnie na jej łuku brwiowym lekko się spięły, gdy z trudem znosiła jego rozwlekłe, wycharkane zdania. Czy naprawdę nie widział w tym nic dziwnego — starszy smok, ukradkiem obserwujący pisklę? Przez chwilę tylko wpatrywała się w niego w milczeniu, czując, że jej urażona duma została dostrzeżona mimo wszelkich starań, by zachować chłód.
– Jesteś niezwykle przewrażliwiony, jeśli sądzisz, że nadepnąłeś mi na ogon – parsknęła lekko, rozbawiona samą myślą. Najwyraźniej będzie musiała być ostrożniejsza w tym, co okazuje. – Ale nie jest przyjemne być podglądaną. Dziękuję jednak za lekcję; zawsze warto być czujnym.
Kolejny potok słów… W jej uszach stawał się monotonnym szumem, przez który przepuszczała tylko pojedyncze fakty. To, co zbędne, uciekało, nim zdążyło w niej osiadać. Marnował swój oddech i jej czas, ale przynajmniej dowiedziała się czegoś o obozie Słońca. Teraz wiedziała, że jeśli zechce — z łatwością go znajdzie.
– W przeciwieństwie do ciebie nie chcę patrzeć codziennie na moją mamę i zastanawiać się, czy pewnego dnia nie obudzi się tak, jak moja siostra, leżąca tuż obok mnie – wróciła spokojnie, głosem nasyconym troską, ale pozbawionym gniewu czy żalu. Nie miała zamiaru pozwolić, by ktoś wrzucał ją do jednego worka z tymi, którzy dla błahych powodów wypinają się na cały świat. Jednak nie zamierzała rozwijać tego tematu.
– Ja jestem Ilwenn, a to Wicher. Rodzice się mną zajmują. Pełni Rozkoszy ani Łaknącego Przyjemności nie znam, może widziałam ich na ceremonii, ale nigdy ze mną nie rozmawiali – przedstawiła się krótko i kompana, od razu dodając z dziecięcą szczerością – Ale co masz na myśli, mówiąc o dwóch tatów czy dwóch mamach? Nigdy nie widziałam, żeby pisklę miało dwoje ojców albo dwie matki – pytanie zadała z czystej ciekawości, bo naprawdę brzmiało to dla niej obco, choć on rzucił je tak, jakby to było codzienne i zwyczajne.
– A tak w ogóle – przechyliła łeb na bok – nie jest twoim obowiązkiem siedzieć z młodymi? Czy po prostu tak bardzo lubisz dzielić się wiedzą, że zaczepiasz każdego? ─────────────────── Sokół Samnaru
– Jesteś niezwykle przewrażliwiony, jeśli sądzisz, że nadepnąłeś mi na ogon – parsknęła lekko, rozbawiona samą myślą. Najwyraźniej będzie musiała być ostrożniejsza w tym, co okazuje. – Ale nie jest przyjemne być podglądaną. Dziękuję jednak za lekcję; zawsze warto być czujnym.
Kolejny potok słów… W jej uszach stawał się monotonnym szumem, przez który przepuszczała tylko pojedyncze fakty. To, co zbędne, uciekało, nim zdążyło w niej osiadać. Marnował swój oddech i jej czas, ale przynajmniej dowiedziała się czegoś o obozie Słońca. Teraz wiedziała, że jeśli zechce — z łatwością go znajdzie.
– W przeciwieństwie do ciebie nie chcę patrzeć codziennie na moją mamę i zastanawiać się, czy pewnego dnia nie obudzi się tak, jak moja siostra, leżąca tuż obok mnie – wróciła spokojnie, głosem nasyconym troską, ale pozbawionym gniewu czy żalu. Nie miała zamiaru pozwolić, by ktoś wrzucał ją do jednego worka z tymi, którzy dla błahych powodów wypinają się na cały świat. Jednak nie zamierzała rozwijać tego tematu.
– Ja jestem Ilwenn, a to Wicher. Rodzice się mną zajmują. Pełni Rozkoszy ani Łaknącego Przyjemności nie znam, może widziałam ich na ceremonii, ale nigdy ze mną nie rozmawiali – przedstawiła się krótko i kompana, od razu dodając z dziecięcą szczerością – Ale co masz na myśli, mówiąc o dwóch tatów czy dwóch mamach? Nigdy nie widziałam, żeby pisklę miało dwoje ojców albo dwie matki – pytanie zadała z czystej ciekawości, bo naprawdę brzmiało to dla niej obco, choć on rzucił je tak, jakby to było codzienne i zwyczajne.
– A tak w ogóle – przechyliła łeb na bok – nie jest twoim obowiązkiem siedzieć z młodymi? Czy po prostu tak bardzo lubisz dzielić się wiedzą, że zaczepiasz każdego? ─────────────────── Sokół Samnaru
- 25 wrz 2025, 16:48
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Drzewo na Wzgórzu
- Odpowiedzi: 640
- Odsłony: 87488
Drzewo na Wzgórzu
Rozkojarzona nie dosłyszała szelestu liści zagłuszanego delikatnym szumem deszczu; jej kompan jednak wychwycił ten dźwięk. Zatrzymał się na moment i natychmiast zwrócił wzrok w stronę źródła, alarmując tym samym Ilwenn. Nagłe zastygnięcie w ruchu Kirina oderwało ją od własnych, rozbieganych myśli, a jej spojrzenie powędrowało ku górze, podążając tam, gdzie skierowana była głowa Wichra.
Dopiero po chwili dostrzegła Słonecznego w koronie drzew. Zieleń jego łusek zlewała się z liśćmi, a drobna sylwetka sprawiała, że jeszcze trudniej było go odróżnić od otoczenia. Ilwenn zmarszczyła brwi, niezadowolona z tego, jak łatwo czyjaś obecność mogła jej umknąć. W praktyce nie miało to większego znaczenia na terenach niczyich; teoretycznie nie powinna się tym przejmować. A jednak sama świadomość, że ktoś mógł ją obserwować bez jej wiedzy, sprawiła, iż futro na karku zjeżyło się nieprzyjemnie.
– Nie. – mruknęła, w jej głosie pobrzmiewała subtelna nuta chłodu. Sam pomysł, że mogłaby się zgubić, był dla niej wręcz obraźliwy. Przecież nie była sama, miała przy sobie kompana taty. Znała drogę do obozu, znała ją aż nadto dobrze. Nawet gdyby była ślepa, głucha i pozbawiona węchu – i tak zrobiłaby wszystko by znać swoje otoczenie. Parsknęła pod nosem, zupełnie niepocieszona cudzymi wątpliwościami.
– Drogę znam. Po prostu wolę przebywać poza obozem. A ty? – odparła lekko, choć wciąż z cieniem urazy. ─────────────────── Sokół Samnaru
Dopiero po chwili dostrzegła Słonecznego w koronie drzew. Zieleń jego łusek zlewała się z liśćmi, a drobna sylwetka sprawiała, że jeszcze trudniej było go odróżnić od otoczenia. Ilwenn zmarszczyła brwi, niezadowolona z tego, jak łatwo czyjaś obecność mogła jej umknąć. W praktyce nie miało to większego znaczenia na terenach niczyich; teoretycznie nie powinna się tym przejmować. A jednak sama świadomość, że ktoś mógł ją obserwować bez jej wiedzy, sprawiła, iż futro na karku zjeżyło się nieprzyjemnie.
– Nie. – mruknęła, w jej głosie pobrzmiewała subtelna nuta chłodu. Sam pomysł, że mogłaby się zgubić, był dla niej wręcz obraźliwy. Przecież nie była sama, miała przy sobie kompana taty. Znała drogę do obozu, znała ją aż nadto dobrze. Nawet gdyby była ślepa, głucha i pozbawiona węchu – i tak zrobiłaby wszystko by znać swoje otoczenie. Parsknęła pod nosem, zupełnie niepocieszona cudzymi wątpliwościami.
– Drogę znam. Po prostu wolę przebywać poza obozem. A ty? – odparła lekko, choć wciąż z cieniem urazy. ─────────────────── Sokół Samnaru
- 20 wrz 2025, 22:20
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Drzewo na Wzgórzu
- Odpowiedzi: 640
- Odsłony: 87488
Drzewo na Wzgórzu
Wzięła głęboki oddech, delektując się deszczowym powietrzem. Było w tej woni coś kojącego i świeżego, co wypełniało jej płuca. Myślami odpłynęła gdzieś dalej nie zwracając uwagi na swoje otoczenie. Krople deszczu osiadały na futrze, tworząc maleńkie perły, które ściekały powoli po kosmykach i muskały skórę chłodnym dotykiem. Szła bez konkretnego celu w nieznane tereny idąc jedynie za zapachem. Za nią Kirin Wicher stawiał równomierne kroki, nie spuszczając wzroku z otoczenia. Był ostrożny, czujny, zupełnie inny od niej — zapatrzonej w swoje wewnętrzne światy.
─────────────────── Sokół Samnaru
─────────────────── Sokół Samnaru
- 17 wrz 2025, 18:14
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Łąka głazów
- Odpowiedzi: 583
- Odsłony: 88775
Łąka głazów
Pochmurne niebo rozciągało się nad nimi jak ciężka zasłona, a krople deszczu rytmicznie bębniły o liście i kamienie. Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, właśnie taka aura dodawała jej energii. Dlatego też, gdy tylko pojawiła się okazja, zapragnęła wyjść na spacer i poczuć chłód deszczu na skórze. Nie było to jednak takie proste; musiała długo namawiać Kirina taty, by opuścił ciepłe wnętrze i towarzyszył jej w tej wyprawie. Targały nią mieszane uczucia. Ceremonia i wybudzenie się mamy powinno ją wprawić w pozytywny nastrój, ale po prostu nie potrafi wymusić na sobie nawet lekkiego uśmiechu.
───────────────────
Płatki na Wietrze












