A: S: 2| W: 4| Z: 3| I: 5| P: 1| A: 3
U: M,Kż,S: 1| A,O,Śl,Skr: 2| W,Pł,L,B,MP: 3| MO,MA: 5
Atuty: Szczęściarz; Niezdarny wojownik; Mistyk; Magiczny śpiew; Poświęcenie
Zadała pytanie... a więc nie wiedziała. Nie słyszała jeszcze o Kruczopiórym, nikt nie opowiedział jej historii tej ucieczki, ale... czy coś w tym jest dziwnego? Życie jej stada przecież nie kręci się wokół jednego pisklaka, nawet jeśli przyjaznego, mają własne problemy, sprawy... Może właśnie dlatego brak im czasem świadomości, co przytrafią się w okolicy? Ale Azyl... zdawała się Kruczopióremu smoczycą godną zaufania. Nie wiedzieć czemu, jakoś przekonało go do niej jej ciepło... i otwartość. Nawet jeśli po jakimś czasie trochę przyćmiona dalszymi przemyśleniami.
– To dość długa historia – rzekł i przymknął oczy, nabierając powietrza w płuca. Choć starał się uspokoić, w jego zachowanie znów wkradło się trochę zdenerwowania; mimo wszystko... wspomnienie przeszłości wciąż wywoływało w nim duże emocje. – Bo na samym początku ja należałem do Stada Cienia, byłem jego członkiem. Za pisklaka opiekował się mną Koszmarny Kolec, życie właściwie toczyło się w miarę normalnie... aż do dnia mojej ceremonii. Bo... Bo ja przed tą ceremonią nie znałem jeszcze Cienia Otchłani.
Zadarł głowę i spojrzał w niebo; potrzebował chwili, aby odtworzyć sobie wszystkie szczegóły i aby opanować emocje, które objawiały się delikatnym dygotaniem jego ciała oraz nerwowym machaniem ogona z jednej strony na drugą. Czas leczy rany; kiedy po raz pierwszy opowiadał tę historię, dużo trudniej było mu się wypowiadać. Teraz... to już była przeszłość. Choć wciąż przepełniona emocjami przeszłość.
– Przywódczyni wówczas kazała mi wystąpić – kontynuował – i złożyć przysięgę. Przysięgę, wedle której winien byłem Stadu Cienia lojalność i posłuszeństwo. Ja zaś... głupi byłem, jak wspomniałem, nie znałem jeszcze Aluzji, więc zacząłem z nią dyskutować. A wręcz powiedziałem wprost: jeżeli przez lojalność należy rozumieć zabijanie w imię stada, ja się na to nie piszę; zabijać imię w imię swoje, kiedy ktoś na to zasłuży, a w imię jakichś durnych konfliktów międzystadnych. Jeżeli przez posłuszeństwo Otchłań chciała wymusić na mnie wykonywanie rozkazów bez mrugnięcia okiem, ja się na to nie pisałem; powiedziałem, że czasem lepiej sprzeciwić się, zawracając kogoś ze złej drogi, niż bezmózgo podążać za każdym poleceniem. Aluzja... Nie wiem, na ile ty ją znasz, ale jeśli znasz, wiesz zapewne, iż ona takiej postawy nie toleruje. – Nabrał powietrza i przybrał marsową minę, na moment zerkając na Azyl. Zaraz potem zaś przed siebie, na trakt. – Nawet nie odpowiedziała, po prostu przygwoździła mój łeb do ziemi. I stwierdziła, że albo mam złożyć przysięgę w takiej formie, w jakiej ona tego oczekuje, albo odejść stąd tu i teraz.
Gos Kruczopiórego mimowolnie zadrżał; teraz przed jego oczami znów pojawił się obraz z tamtego dnia, obraz, w którym jawiła mu się okrutna, bezwzględna i nieznosząca sprzeciwu Aluzja, siebie zaś widział jako małego, bezbronnego pisklaka bez żadnych szans w jakimkolwiek starciu. Zupełnie niezdolnego do sprzeciwu. Ale też niezdolnego... do zaprzeczenia sobie.
– Wybrałem opcje drugą: odszedłem. Ależ byłem głupi! – niemal wykrzyczał i warknął sam do siebie. – Jej nie chodziło o to, że mam sobie iść; jej chodziło o to, ze mam po prostu zginąć. Natychmiast. Zaraz po tym, jak odfrunąłem, posłała za mną Jeźdźca Apokalipsy, aby mnie zatrzymał, nim przekroczę granicę. Zabrakło... niewiele. Tuż przed granicą, kiedy już wiedziałem, że nie zdążę jej przekroczyć, wylądowałem i chciałem rozmawiać, ale Jeździec... – Zadrżał i przełknął ślinę. Jeździec... nie chciała rozmawiać. Po prostu przygwoździła mnie, jak wcześniej Aluzja, zatrzymując do czasu jej przylotu...
Znów się wzdrygnął; ten dzień jeszcze raz powrócił w jego umysł niczym najstraszliwszy nocny koszmar, musiał nad nim zapanować. Mówić szybko, nie wchodzić w nadmierne szczegóły, nim się rozklei. Bo teraz... Tak, incydent na granicy zapamiętał zdecydowanie najlepiej. I najboleśniej...
– Wtedy... Wtedy pojawiło się dużo smoków – kontynuował drżącym głosem. Mimo ze unikał tego, jak tylko mógł, jego język plątał się w emocjach. – Oprócz Jeźdźca przyfrunął też Słowo Prawdy, przyfrunął mój ojciec, a na koniec oczywiście sama Aluzja. Ale nie byłem całkiem sam... – Spuścił łeb, nabierając powietrza. Potrzebował kilku głębokich wdechów... Bardzo, bardzo głębokich... – Po po drugiej stronie granicy stał wówczas Kaszmirowy Dotyk. I jeszcze jakiś inny smok Życia, chyba młody, którego imienia do dzisiaj nie poznałem. Na moment odzyskałem nadzieję; mój ojciec, Koszmarny, wstawił się za mną... Powiedział, że nie pozwoli tknąć pisklaka, że wezwie proroka. Tego dnia... ja zupełnie zmieniłem swoje zdanie o nim. – Po policzku Kruczopiórego popłynęło nagle kilka łez. Łez, które próbował skryć, ale... nie potrafił ich powstrzymać. – Bo miałem go za niereformowanego lenia... i dalej mam, mówiąc szczerze. Ale ten leń kochał mnie nad swoje własne życie. I był gotów zaryzykować, że Otchłań zabije go razem ze mną.
Zatrzymał się nagle w pół kroku i ścisnął łapą grudkę ziemi. Potrzebował ujścia dla swoich emocji; chwycił grunt z wściekłością cisnął nim o jakieś drzewo. Płakał; tak, znów był zalany łzami. Kruczopióry, który prawie nigdy nie płakał, przestał nawet próbować z tym walczyć. Po prostu stał i wpatrywał się bezwiednie gdzieś w głąb zagajnika, choć wiedział, ze Azyl jest tuż obok.
– Smoków Życia było za mało – mówił dalej po kolejnej przerwie. I dalej jego głos przepełniały emocje, a płuca raz po raz rozwierały się i kurczyły, co było widać po oddychającej głęboko sylwetce smoka. – Wywiązała się dyskusja; wtrącił się Słowo Prawdy, który nakazał zostawienie spraw Cienia Cieniowi ja krzyknął, ze chcą mnie zabić, Kaszmirowy... – Nabrał powietrza. – On... On chciał mi pomóc, ale chyba nie wierzył, że to się uda. I stwierdził, że Stado Życia... nie wtrąca się. – Zamilkł. Utkwił swój wzrok w przydrożnym drzewie i po prostu zamilkł. Ten moment był najtrudniejszy; moment, w którym tamtego dnia stracił wszelką nadzieję. Nadzieję na przybycie pomocy, nadzieję na pozostanie przeżyciu... – Zaraz potem Jeździec zawlokła mnie siłą z powrotem w głąb terenów Cienia. A ja myślałem, że to już koniec.
Spuścił łeb i przymknął oczy; znowu musiał pozbierać myśli. Myśli, które już dawno odrzucił, a jednak... cały czas kołatały gdzieś na dnie jego umysłu, budząc się zawsze niewłaściwą porą. A może i właściwą? Może zawsze powinny w nim pozostawać, i wzbudzać te same emocje... czyniąc relację smoka tym bardziej prawdziwą?
– Zawiodła mnie nad staw Aterala – rzekł bezwiednie po dłuzszej przerwie, kiedy znowu udało mu się opanować skołatane nerwy. – Byłem tam ja, Jeździec, Aluzja, Koszmarny i Słowo. I Cień kazała mi mówić – myślałem, ze wtedy moje ostatnie słowa. Ale potem... – Wzniósł łeb ku niebu. Im dłużej się nad tym zastanawiał, tym bardziej... nic nie rozumiał. Ale przecież taka była prawda! – Kiedy już myślałem, że wyda rozkaz zabicia mnie, nagle... jakby zmieniła zdanie. Jakby zapomniała w ogóle o moim istnieniu, a zamiast mnie skupiła się na Słowie – kontynuował już spokojniej. – Ni stad, ni zowąd... po prostu stwierdziła, że on coś kombinuje. Bo w gruncie rzeczy – o czym zapomniałem wspomnieć – Słowo i koszmarny polecieli za mną wbrew zakazowi Aluzji – dodał, nabierając powietrza. – I za samo to knucie, choć nawet nie potrafiła nazwać jego planu, zdegradowała go do rangi adepta, do Białego Kolca. Tak samo mojemu ojcu zostało powiedziane, że nie otrzyma pełnej rangi... i że nie zabije go dlatego, ze nie chce osłabiać Cienia – stwierdził, przybierając marsową minę. Już od dłuzszej chwili nie płakał, choć na jego policzkach wciąż obijały się w słonecznym świetle delikatne strużki po zaschniętych łzach. – A mnie kazała odfrunąć do Stada Ognia. Po prostu. Nie miałem odwagi się sprzeciwić, bałem się, że jeśli spróbuję postąpić inaczej... sprowadzę nieszczęście i na siebie, i na Życie. Gdybym bowiem wybierał wówczas sam, wybrałbym właśnie Życie.
Znów zamilkł, tym razem na długo. Tępo, bezwiednie wpatrywał się wciąż w to samo przydrożne drzewo, uspokajając powoli skołatane myśli. Potrzebował chwili; dłuższej chwili. Chwili, aby po tej opowieści dojść do siebie.
– Toi chyba tyle; Runa Ognia przyjęła mnie ciepło, zupełnie inaczej niż Otchłań. I zgodziła się na te same warunki, za które Aluzja gotowa była wyrządzić mi krzywdę – rzekł, zamknąwszy oczy. – Jestem jej za to wielce wdzięczny. A że należę do Ognia, nie zaś Życia... czy to coś zmienia? – zapytał, nagle odwracając wzrok ku Azylowi. – Nie stada należy sądzić, a każdego smoka z osobna; nigdy nie śmiałbym tknąć niewinnego, choćby był Cienistym. I nawet na wojnie nie potrafiłbym skrzywdzić przyjaciela, nawet gdyby stał po przeciwnej stronie barykady.
Licznik słów: 1345
"To ... uzależnia, przyznaję. Jest jak upojne ziele, którego w każdej chwili chcesz więcej i więcej, niekoniecznie potrafiąc to pragnienie zatrzymać. Ale ja nie chcę go zatrzymywać" – Kruczopióry
Do woli uczę i pomagam wszystkim smokom oprócz tych, których Kruczopióry nie lubi (a te, których nie lubi, o tym wiedzą).
Żetony: 2 x złoty (wrzesień, listopad), 3 x srebrny (MG czerwiec, wrzesień, grudzień)
Szczęściarz: W przypadku akcji rozsądzonej niepowodzeniem (lub akcji utrudnionej) Atut daje automatyczny 1 sukces. Do użycia w pojedynczej akcji raz na dwa tygodnie w polowaniu/misji/jednym z etapów leczenia lub raz na pojedynek.
Niezdarny wojownik: Kiedy smok jest atakowany fizycznie, atakujący ma dodatkowe +1 do ST.
Mistyk: Raz na walkę smok ma 1 dodatkowy sukces do ataku magicznego. Dodatkowo raz na miesiąc podczas modlitwy w świątyni otrzymuje dar od swojego patrona. (ostatnie użycie w świątyni: 4 lipca)
Magiczny śpiew: Jeśli smok zanuci podczas swojej akcji, jego przeciwnik gubi swoją turę (nie może obronić się przed atakiem nucącego lub nie przeprowadza swojego ataku). Do użycia raz na pojedynek/misję/polowanie/co dwa tygodnie w wyprawie lub polowaniu łowcy.
Poświęcenie: Raz na atak smok może dodać jeden sukces kosztem rany lekkiej. Musi jednak określić użycie atutu przed atakiem.
Kruczopióry by: Szydzia Lisia Szkarłat Szydzia2 Młody Niewidoczek