OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Zdziwił się, gdy usłyszał, że ma zaatakować. Ot tak? Nie zostanie zjedzony ani nic? No dobra, tym lepiej dla Piewcy! Jak zawsze pierw zaczął od dokładnej imaginacji. Skoro to był atak, musiał dać mu dodatkowe właściwości, które w jakiś sposób miałyby zranić tego obcego mu samca, prawda? No dobrze, to zaczynajmy: samczyk wyobraził sobie małą kulę, która miała pojawić się tuż przed pyskiem smoka. Miała ona mieć pół szpona średnicy i być bezbarwna, jak również być zbudowana z czegoś na kształt powietrza, ale utrzymywać swoją formę – po prostu chodziło o to, by Koszmarny nie mógł jej odrzucić swoją łapą, ale Piewca nie widział nic złego w tym, by oboje mogli zobaczyć skąd nadchodzi atak – w końcu to była pierwsza lekcja niebieskołuskiego samczyka i twór mógłby pojawić się w złym miejscu. W przyszłości jednak na pewno bardziej będzie kryć swe ataki! Kuleczka miała po pojawieniu się, zacząć promieniować bardzo jasnym światłem, takim jak słoneczne, ale dwa razy boleśniejszym dla ślepi – atak ten miał być skierowany tylko i wyłącznie w stronę pysku samca, więc Piewca nie zostałby nim "ranny". Celem tego zaklęcia było oślepienie, tymczasowe patrząc na obecnie zbyt słabe zdolności samczyka, czarnołuskiego smoka. Gdyby Opiewający był już dobrym magiem, taki cios mógłby trwale uszkodzić wzrok Koszmarnego... Ale nie był na tyle dobry i był tego świadomy. Dobrze, teraz musiał przelać Manę w wyobrażenie – zajrzał do swego wnętrza i połączył źródło z wyobrażeniem niewidzialną dla nikogo poza jego oczyma duszy nicią, a następnie wyszeptał zaklęcie, by jego źródło-kwiat rozłożyło swe płatki i by Mowa pozwoliła Mocy obudzić twór:– Nie na darmo twe nauki
Smoku z obcym mi imieniem
Uczysz mnie ataku sztuki
A więc zmierz się z jasnym lśnieniem!
Maddara popłynęła do iluzji, materializując atak... Ale jak wyszedł?



















