A: S: 1| W: 2| Z: 1| I: 1| P: 2| A: 1
U: S: 1| L,O,A,MO,W,Śl: 2| MP,MA,Lecz: 3
Atuty: Spostrzegawcza; Pamięć przodka;
Nadeithscallieth słuchała Wieczne Ukojenie z rosnącym entuzjazmem. Już kiedy wspomniał, że miała za sobą pierwszy etap, poczuła narastającą w niej zadowolenie. Wiedziała o ziołach dość sporo dzięki Czerwieni Kaliny. Spamiętanie ich wszystkich było wyzwaniem z którym onyksowa samica poradziła sobie bez problemu.
Przekrzywiła głowę i wykonała lekki ukłon przed pasiastym samcem. Miała taki zwyczaj, kiedy słyszała pochwały od swoich Mistrzów.
Odwróciła się od niego i wróciła do pierwszej iluzji przedstawiającej chory na grzybicę przypadek.
Podeszła do samicy mierząc ją wzrokiem. Nie wiedziała, czy się to uda. Czy twór Wiecznego Ukojenia był aż tak dokładny, że mogła na niego wpłynąć jak w dorosły organizm.
– Nigdy wcześniej nie ingerowałam w czyjś organizm maddarą. Nie w taki sposób – powiedziała odwracając na chwilę wzrok ku swojemu mentorowi.
Powracając oczyma w stronę samicy uniosła przednią łapę i położyła ją na zdrowych łuskach, obok ogniska choroby.
Nie miała zwyczaju mrużyć, albo przymykać oczu. Nie musiała się tak mocno skupiać na tym co robi. Jej usta poruszały się, kiedy samica bezgłośnie intonowała zaklęcia. Jedno po drugim. Pierwsze z nich miało skierować wiązkę energii mającej za zadanie usunąć grzyb ze skóry i łusek. Kolejne oczyścić ranę z niesprawnych, chorych komórek samicy, w tym, z uszkodzonych i niezdatnych do prawidłowego funkcjonowania czerwonych łusek. Ostatnim zaklęciem było pobudzenie skóry do przyspieszonego wzrostu łusek.
Wymawianie przez nią zaklęć nie było niczym nowym. Niektórzy skupiali się wizualizując proces leczenia, który potem spełniała maddara. Natomiast Nadeithscallieth stosowała bardziej wyrafinowany sposób przyzywania maddary słowami i myślami, co mogło wydawać się dziwne.
Popatrzyła na efekt swojego leczenia nie komentując go. Przeszła do starszego smoka z ranami na powiekach.
Smoki starsze bywały różne. Niektóre agresywne inne miłe. Z jakim przypadkiem miała teraz do czynienia? Tego nie wiedziała.
Wolno podniosła przednią łapę, aby ranny dobrze się jej przyjrzał i poznał, że nie ma wrogich zamiarów. Wolno zbliżała łapę do jego pyska. W jej złotych ślepiach nie było ani trochę oschłości, tylko ciepło i współczucie. Zdolna skruszyć najgrubszy lód w sercu z tym podejściem do rannego dotknęła swą łapą jego policzka. Szemrając cicho zaklęcie leczące głaskała go czule po mięciutkiej łusce pod okiem. Czuła jak jej zaklęcia wpływają przez dotyk w ciało starego samca. Zajęła się na początku usunięciem wszelkich nieczystości, uszkodzonych tkanek i krwi. Rana miała zostać oczyszczona. Kolejnym zaklęciem złączyła przerwaną skórę odbudowując tkankę, wygładzając ją i przywracając ukrwienie w na nowo utworzonych naczyniach krwionośnych.
Uśmiechnęła się do starszego samca i pochyliła przed nim głowę w podzięce za cierpliwość.
Onyksowy łeb samicy odwrócił się w stronę adepta. Wiedziała, że jeżeli podałaby mu naprawdę te zioła, to ich lecznicze działanie już uśmierzyło by chociaż częściowo ból głowy. Ale potraktowała go tak, jakby zioła nie zadziały.
Tak jak w poprzednim przypadku, uniosła przednią łapę pokazując mu, że nie zamierza mu zrobić krzywdy. Jej melodyjny, ciepły głos nucił melodyjne zaklęcie szykując wiązkę maddary do wypełnienia rozkazu. Zanim dotknęła jeszcze samca, przygotowała ją w odpowiedni sposób. Nakazała obniżyć ciśnienie adepta i usunąć z krwi wszelkie toksyny, a także przywrócić równowagę hormonalną samca. Potem położyła swą łapę na łbie samca, tuż nad oczami, czyli na tzw. czole. Jeśli nie maddarą, to samym dotykiem sprawiła, że leczony poczuł się lepiej.
Maddara subtelnie wpłynęła do organizmu leczonego wykonując zlecone przez nią polecenia.
Samica odchyliła głowę do tyłu i cofnęła łapę przerywając kontakt z samcem.
Podeszła do czwartej potrzebującej pomocy. Iluzja przedstawiała samicę z odmrożonym ogonem. Tak jak w poprzednich przypadkach, musiała polegać na pracy "na sucho", czyli bez ziół.
Nie przeszkadzało jej to. Była zdolna działać w stresie i w każdych warunkach.
Intonując nowe zaklęcia układała plan kolejnego leczenia. Skinęła głową samicy. Podeszła za nią, zerkając jej stronę i zawiesiła w powietrzu przednią łapę. Potem powoli opuściła ją tworząc pomost dla swojej many. Wlała w nią energię, która w pierwszej kolejności miała usunąć obumarłe tkanki i łuski, a także nie nadające się do niczego naczynia krwionośne i nerwy. Zbadała mięśnie, a jeśli nie nadawały się do zregenerowania, usunęła martwe włókna. Wzorując się na nietkniętej reszcie ogona odbudowała ubytki tkanek, które przed chwilą usunęła. Jedno z zaklęć zadbało o stworzenie na nowo skomplikowanej sieci nerwów i drogi dla naczyń krwionośnych. Stymulowała odrost łusek, dbając o takie szczegóły jak ich barwa, kształt, a nawet woń.
Na końcu pogładziła łapą ogon, żeby sprawdzić, czy dobrze reaguje na taki dotyk. Wiadomo, że prawie każdy reagował ruchem, gdy się do głaskało.
Zadowolona podeszła do pisklęcia. To był przykry widok. Nadeithscallieth nie mogła się przekonać do dotykania czyiś pisklaków. W tym przypadku miała uzasadniony powód, żeby go objąć ogonem, bo tak właśnie zrobiła.
Długi, czarny i bardzo gibki ogon dosunął się ku pisklakowi okrążając go ze wszystkich stron. Samica pochyliła głowę do środka zawiniątka. Nie uśmiechała się. Nie trzeba było. Była za to skupiona na cichym nuceniu. Pisklę nie miało pojęcia co się działo. Jej ciepłe spojrzenie i wystarczyło za uśmiech.
Tymczasem jej zaklęcia już działały. Otoczyły wszystkie mięśnie, tkanki, ścięgna, nerwy i naczynia krwionośne, Ogólnie. Wszystko co mogłoby zostać uszkodzone bardziej podczas wypychania kolca z rany. Strumieniem maddary wyciągnęła stanowczo kolec z ciała pisklaka. Gdy to nastąpiło, kolej przyszła na odbudowę stawu. Usunęła wpierw wszystkie odłamki chrząstki, krew, zarazki. Nuciła zaklęcie odbudowujące przerwane ścięgna i mięśnie. Poświęciła wiele czasu na podtrzymywanie procesu tworzenia połączeń nerwowych i naczyń krwionośnych.
Na końcu przyspieszyła odrost skóry, którą wygładziła dbając o to, aby nie utworzyła się przypadkiem jakaś blizna. Ostatnie ciche szepty poświęciła na stymulacji odrostu drobnych łusek.
Po skończonym leczeniu wypuściła pisklaka z objęć swojego ogona i odeszła od niego bez jakiegokolwiek czułego pożegnania.
Stanęła przed ostatnią iluzją, czyli do samca z napadowym kaszlem. Przekrzywiła głowę i wyciągnęła przednią łapę w stronę jego barku. Skierowanie jej w stronę szyi mogłoby być stresujące. Wyciągnęła łapę jeszcze bardziej, aż wreszcie oparła palce na jego barku. Uśmiechnęła się do niego promiennie. Potem wlała w jego ciało maddarę, która miała za zadanie jedno: dotrzeć do oskrzeli i gardła. Tam miała usunąć wirusa. Czynność dość żmudna, ale na szczęście niezbyt skomplikowana. Ułożenie zaklęcia dezynfekującego nie było dla niej wyzwaniem. Potem jeszcze tylko usunęła krew i naprawiła naczynia włosowate, które zostały uszkodzone. Poświęciła też czas na pozbycie się stanu zapalnego gardła.
– To powinno wystarczyć – powiedziała i schyliła głowę przed ostatnim pacjentem, a potem odwróciła się w kierunku Wiecznego Ukojenia.
Licznik słów: 1026
Atuty:
Spostrzegawczy
Jednorazowo +1 do Percepcji
Pamięć przodka
Smok zna słabe punkty drapieżników, przez co ma -1 do ST do Ataków/Obron podczas walki z nimi (nie działa na Arenie)
Skarby i pamiątki
kamienie: 0 / 4
Zapasy
owoce: 2
mięso: –
Moja krew / Ruja
Adramus, May, Mirandearth, Lenifiell/ 1 – 9
