OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Uderzyłam lekko ogonem w śnieżny puch, a moje ślepia błysnęły krótko, gdy smoczyca odezwała się po chwili. Dobrze, a więc słuchała tego co mówiłam. Skinęłam lekko głową na znak zgody.– Owszem, teraz przejdziemy do nauki leczenia całkowitej. Czyli nie tylko za pomocą ziół, ale i magii precyzyjnej. Aby uleczyć smoka, musisz przyłożyć łapę do jego ciała i przesłać w nie swoją manę, odbudowywując to, co zostało uszkodzone, czyli łączysz żyły i naczynia krwionośne, pamiętając o tym, aby były drożne, elastyczne i wytrzymałe, łączysz zerwane mięśnie i ścięgna, regenerujesz złamania, wychwytując wszelkie możliwe odłamki, dopasowując je do kości i zespalając, i tak dalej i tak dalej – odezwałam się.
Iluzja czerwonej smoczycy nadal się utrzymywała, a także okłady i rana, która powstała.
– Skoro przyrządziłaś opatrunki i napary, teraz spróbuj uleczyć to skrzydło. Przy złamaniach ważna jest stanowczość i pewność ruchów. Nie możesz robić tego tak stopniowo inaczej zadajesz pacjentowi więcej cierpienia i szkód, niż to potrzebne. Gdy masz do czynienia ze złamaniem otwartym. Złap za jeden koniec i mocno, stanowczo, szybko naciśnij na kość, wpychając ją do środka, a następnie równie szybkim i silnym ruchem nastaw ją, by się złączyła z drugą kością. Możesz pomagać sobie Maddarą – powiedziałam i pokazałam jej, jak ma to właściwie robić.
– Gdy masz zwykłe złamanie, łapiesz kończynę nad złamaniem i pod, a potem mocnym szarpnięciem nastawiasz kość – dodałam, zmieniając na chwilę iluzje i jej właściwości, aby zademonstrować to smoczycy. Następnie przywróciłam iluzję do pierwotnego stanu i odsunęłam się, kiwając na nią, aby kontynuowała.
– No to do dzieła – zachęciłam ją.