OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
// Event cd.Kamyk? Hmmm...? No... Z daleka wyglądało na cenny kamyk, czy więc był skarbem Nauczyciela, czy też nie, nie zawadziłoby go sobie wziąć. Cóż, o rozwiązanie prosiło się jedno – Kruczopióry machnął potężnie swoimi wielkimi skrzydłami, wznosząc się w gorę, aby zatrzymać się w powietrzu tuż obok szczelin. Stworzył kolejne maddarowe światełko, tym razem mocniejsze od poprzedniego, szerokie na może pazur i jasne jak słońce, skierowane swym blaskiem dokładnie tam, gdzie znajdował się skarb. Aby nie raziło go w oczy, otoczył je z zewnątrz małą, drewnianą, wydrążoną półkulą, dzięki czemu rozświetlona pozostawała jedynie skalna półka.
Namyślił się; ciekawe, jak mocno ten kamyk tam utkwił? Jako że najbardziej lubił posługiwać się maddarą, zaczął od niej; spróbował wytworzyć delikatny, wzmagający się coraz bardziej z każdą sekundą wicherek, który bił jakby "od wewnątrz" szczeliny, mając przymusem wytoczyć z niej świecidełko. Wprost w łapy smoka, który ustawił je w "koszyczek" zaraz za dziurą. Jeśli to było za mało... cóż, można uciec się do brutalniejszych metod. Takich jak dłuto; metalowy, spłaszczony na końcu klin o długości mniej więcej smoczej łapy i gruby na pazur mógł całkiem skutecznie służyć za obiekt pomocny w wyciąganiu kamienia. To znaczy... pewnie nie bez powodu chochlik rzucił tą gałązką, którą Kruczopióry mógłby sobie pomóc równie dobrze, ale skoro tak bardzo lubił maddarę, to czemu gałązką, a nie własnomagicznie skonstruowanym klinem? Gdyby skarb nie chciał wyleźć, smok planował obić swoim tworem delikatnie skałę wokół, krusząc ją, aby wytworzyć wokół nieco więcej przestrzeni. Po odpowiednio długim czasie powinno mu się udać, taki kamień szlachetny wszak mały jest, więc i wiele miejsca nie potrzebuje, czyż nie?
















