A: S: 2| W: 1| Z: 3| I: 1| P: 1| A: 3
U: S: 1| W,MP: 2| B: 3
Atuty: Zwinny
Doszłaś do Wydrążonego Pnia. Od razu spodobała ci się okolica – wielki, pusty w środku pień, a wokół niego polana. Sporo miejsca. Idealnie, aby trochę... pobiegać!
Ugięłaś wszystkie łapy, docisnęłaś lekko skrzydła do swoich boków, aby nie przeszkadzały ale i nie krępowały ruchów, wyciągnęłaś szyję i obniżyłaś ją, zrównując swój łeb z wysokością łopatek. Uniosłaś też wyżej ogon, nie na chwilę oczywiście, zostanie tam w górze na jakiś czas.
Skupiłaś wzrok przed siebie i naprężyłaś mięśnie szykując się do odbicia – po czym i odbiłaś się z tylnych łap! Wyciągnęłaś przednie, złapałaś się palcami ziemi wbijając w nią trochę pazury, podczas gdy tylne już zginały się i wędrowały pod brzuch, gdzie prawie spotkały się z przednimi, już od ziemi oderwanymi – no, wystartowałaś! Następne spotkanie łap z ziemią – tym razem tylnych, najpierw prawej, ale i za chwilę lewej, następne odbicie, ponowne wyciągnięcie przednich łap i ponowne złapanie się ziemi – wszystko przebiegało już płynniej. Spokojnie patrzyłaś przed siebie, gdzie biegniesz.
Czułaś też swój ruch, o czym mówił ci wcześniej tata. Nie było to coś, co musiałaś się poczuć starać, to po prostu było. I to właśnie ci się w biegu tak podoba! Każde uderzenie łapy o ziemię, moment jej uchwycenia i od niej odbicia, każde naprężenie mięśni, każde ich rozluźnienie. Jak wygina ci się grzbiet, jak i lekko szyja; choć głowa zostaje w miejscu, dzięki odpowiednim szyi ruchom. Nawet i powietrze napierające głównie na twój pysk. Wszystko.
Powoli kończyła ci się trasa, a więc czas na skręt! Obróciłaś łeb w lewo, razem i szyję. Zaraz po tym całe ciało, też ogon, przybierając kształt podkowy. Lewe skrzydło zostało trochę ściśnięte, prawe w tym czasie mogło cieszyć się krótką chwilą lekkiego rozluźnienia. Łapy odbiły się ze skosa. A gdy tylko pomyślnie skręciłaś, z podkowy znowu przeszłaś w linię prostą – szyja się swobodna wyprostowała, wraz z nią ciało, ogon najpierw powędrował z zupełnie przeciwną stronę, szybko po tym i on znalazł się na miejscu prawidłowym; pomógł utrzymać równowagę przy zmianie póz. Łapy biegły znowu prosto. Zawróciłaś, biegłaś w przeciwnym kierunku niż przed chwilą. Przebyłaś niewielki dystans i skręciłaś znowu, w końcu to ćwiczenia! Tym razem obróciłaś się w prawo, szyję, ogon, odbijałaś się od ziemi ze skosa. Skręciłaś, wyprostowałaś, ogon wrócił na miejsce. I znów biegłaś prościutko do przodu. Oczywiście nic się nie zmieniło, ruchy były takie, jak na początku – tylne łapy odbijały cię od ziemi, przednie najpierw wyprostowane jej się łapały, potem odrywały i niedaleko tylnych zginały pod brzuchem. Biegłaś dość szybko, jak na swoje możliwości. W końcu jednak zwolniłaś trochę i obrałaś kurs w stronę pnia- nie było sensu robić całkowitego skrętu, zamiast ślicznie wygiętą podkowę przypominałaś bardziej delikatny łuk – szyja i ogon były tylko trochę zwrócone w prawo, a i różnica między ruchem łap niewielka. Płynnie zwróciłaś się ku środkowi polany, mocno zwolniłaś, aż przy samym pniu zatrzymałaś.
Powoli weszłaś do środka, gdzie usiadłaś, by chwilę odsapnąć. Rozejrzałaś wokoło i... położyłaś. Chwilka odpoczynku nie zaszkodzi. Byłaś trochę zmęczona, jednak nie na tyle, aby leżeć; tkwienie w miejscu od razu cię znudziło, nawet jeśli leżałaś tylko chwilkę. Wstałaś, otrzepałaś się (co robisz naprawdę często, nie wiedząc do końca czemu, tak odruchowo) i wyszłaś na zewnątrz.
Znów przyszykowałaś do biegu: Zrównałaś wysokość łba na wyciągniętej szyi z wysokością łopatek, ugięłaś łapy, poprawiłaś skrzydła, uniosłaś ogon. Odbiłaś się z tylnych łap i... ruszyłaś tak jak wcześniej, przed siebie, jak najdalej od pnia! Nie biegłaś tak szybko, jak przed dotarciem do tego tunelu – była to raczej twoja średnia prędkość. Odbiegłaś kawałek, trochę na obrzeża i znów lekko skręciłaś, wyginając się w niewielki łuk – nie chcesz wracać na środek, do pnia, a po prostu go trochę okrążyć. Cały czas biegłaś lekko... jakby na bok. Biegnąć prosto pień wyminiesz bokiem, a nie okrążysz.
Łeb w miejscu, szyja w ruchu, grzbiet a to w łuk, a to w chwilową strzałę; Łapy dotykają ziemi, odrywają się, zginają, prostują, znowu spotykają podłoże i znów od niego uciekają; wszystko się zapętla. Patrzyłaś przed siebie. I przed siebie biegłaś. Okrążyłaś pień i postanowiłaś zmienić kierunek – twoja głowa znów powędrowała w lewo, a za nią szyja, a potem znów ogon – był to całkowity skręt, jak wtedy na samym początku ćwiczeń, a więc przybrałaś kształt podkowy. Odbiłaś się lekko ze skosa, pomyślnie skręciłaś i od razu wróciłaś szyją i ogonem w linię prostą. Okrążyłaś pień, wróciłaś jakby do poprzedniego miejsca, ale biegłaś dalej.
Zaczęłaś powoli zwalniać tempo, coraz wolniej mijałaś kolejne odległości. Aż w końcu z powolnego biegu przeszłaś bardziej w taki szybszy chód; a po tym i w chód wolniejszy, prostując się przy tym z pozycji do biegania.
Zatrzymałaś się i spojrzałaś za siebie – tak w sumie, to przebyłaś całkiem dużą odległość! I czujesz się już bardziej zmęczona, niż wtedy w środku. Starczy treningu na dziś! Jakby co, zawsze będziesz mogła tu jeszcze wrócić. Albo i w inne miejsce. No, czas wracać do domu i odpocząć tam... bezpieczniej niż tutaj. Odeszłaś więc w stronę groty.
Licznik słów: 822