A: S: 1| W: 1| Z: 2| I: 1| P: 2| A: 1
U: MA,MO: 2| B,S,Pł,A,O,W,MP,Skr,Kż: 3| Śl: 4
Atuty: Ostry węch; Pamięć przodka;
Mimo, że nie patrzyła na swego nauczyciela, a jedynie przed siebie, jej uśmiech zdradzał, iż słuchała Lisich pochwał. Wyglądała na wielce zadowoloną z powodu jego wiadomości, która płynąc jej do łba płynęła dalej w świadomość, miło łechtając ego i wypełniając dumą.
Ale nie skupiała się na tym miłym uczuciu w piersi. Równo zataczała skrzydłami w powietrzu dwie pochyłe w przód, symetryczne względem siebie elipsy. I słuchała go, oczywiście – było to automatyczne. Już się tak nauczyła słuchać, gdy miała ledwie kilka księżyców, że gdy miała jednego nauczyciela i jedno zadanie – całe jej skupienie owijało się wokół tego konkretnego tematu.
Polecenia brzmiały sensownie. Nie spodziewała się jednak, że wypróbuje je tak wcześnie. I to jeszcze okraszone "orientuj się" – przywołując jej obraz Karrenthara zionącego ogniem w jej brązowy pyszczek. Poczuła się, jakby nadchodził atak.
Jako, że wciąż patrzyła przed siebie, szybko wyłapała wzrokiem przeszkodę. Zauważyła też, że owy pniak chylił się czubkiem w lewo, sprawiając, że skręt w lewo był niemożliwy. Bo i wtedy musiałaby podnieść skrzydło od tej strony – i co? Nadziałaby się nań prostopadle!
Pozostał jej więc równoległy do pnia przechył, by przelecieć tuż nad nim. Po jednym mocniejszym uderzeniu skrzydeł w dół uniosła się nieznacznie wyżej, po czym od razu przechyliła ciało. Prawe skrzydło powędrowało niżej, nieco pod poziom barku, ale wciąż w pełni rozpostarte – jakby je zatrzymała w pół wymachu. Ramię skrzydła przechyliło się też lekko do dołu, aby powietrze ciągle zostawało wciągane pod skrzydło, ale też i nad nie – jakby chciała z tej strony z lekka zwolnić.
Lewe skrzydło z kolei pozostało w pozycji zupełnie przeciwnej, bo choć zupełnie rozczapierzone, to pozostawało sporo powyżej poziomu barków, a i jego grzbiet zagarniał powietrze całkowicie pod siebie. Całe jej ciało podążyło za tym manewrem, a świat przechylił się w jej ślepiach, gdy tak opuszczał się jej prawy bok.
Jej niepewność w powietrzu zdradzał głównie ogon, który dla utrzymania równego lotu wykonywał czasami dość gwałtowne, korygujące ruchy – a i jej łapki czasami nie mogły się powstrzymać od drgnięcia, jakby chciały wesprzeć Wrzos o niewidzialną podporę, nieprzyzwyczajone do bycia nieużywanymi. Samiczka starała się je jednak trzymać bardzo blisko tułowia, gdyż takie wcześniej dostała polecenie.
Gdy już przeleciała nad pniakiem i zrozumiała, jak skręcać, zaczęło w niej kiełkować nowe ziarenko samozadowolenia. Ale nie podlała go, widząc, jak wyrasta przed nią cały szereg kolejnych przeszkód... Wiedziała już, co robić.
Nie zdążyła nawet wyprostować przed głazem lotu – mogła tylko się ratować, odbijając w przeciwnym kierunku. Machnęła równo oboma skrzydłami, aby utrzymać wysokość, po czym obniżyła na wpół złożone lewe skrzydełko, gdy prawe już wisiało wysoko w momencie przygotowania do wymachu. Cały manewr trwał uderzenie serca – przemknęła blisko głazu i już wiosłowała kończynami lotnymi na powrót, by się wyprostować i odzyskać pełną kontrolę. Pracowała głównie ogonem, ale kręgosłup grzbietu też zdawał się raz po raz przemieszczać nieznacznie, jak to robią smoki balansujące na gałązkach.
A potem były sople. Przeraziła się trochę ich ogromem i materiałem, z jakiego były, bo półprzezroczysty lód zawsze mylił oczy i mieszał w głowie. Tu zaczęła szybować przez zupełne rozpostarcie skrzydeł równo na boki, tworząc największą możliwą powierzchnię lotną. A to ledwie przygotowanie! Chciała się powstrzymać od wznoszących wymachów, aby przy soplach opadać trochę przy ich pokonywaniu, bo im niżej, tym były cieńsze, dając smoczycy więcej miejsca do manewrów.
Wleciała między pierwsze dwa sople z mocnym przechyłem w lewo. Była zmuszona w pewnych momentach lekko podwijać palce skrzydeł, by nie zahaczyć o żaden z tworów Lisa. Coraz kolejne sople wymagały na niej coraz dziwniejszych, gwałtownych przechyłów o różnym łuku i sile – tak, że młoda mogła się poczuć, jak sowa w gęstym lesie. Ale jakoś jej to nie cieszyło, a i ruchy miała dość niepewne i drgała czasami przez obawę straty kontroli, więc gdy minęła ostatni sopel i mogła wyrównać spokojnie lot i machnąć skrzydłami parę razy, poczuła dużą ulgę.
Wleciała na ścieżkę. W mig pojęła, po co była – przecież zielone pyłki same z siebie nie są zielone ani nie ustawiają się w linię! Spokojnym, równym lotem leciała kilka szponów ponad ścieżką, ślepiami już wypatrując w niej dalszych zmian. O, zakręt!
Prawe skrzydło opadło niżej a lewe uniosło synchronicznie, dużo pewniejszym ruchem, niż wcześniej przy soplach. Teraz już nie było przeszkód, na które by się mogła wpakować! Widząc, jak gwałtownie biegnie skręt, wygięła swoje przechylone ciało w łuk zgodny z jego krzywizną. Mniej-więcej w jego środku wypadło jej, że teraz, aby utrzymać rytm i wysokość, powinna uderzyć skrzydłami – a że coś jej podpowiedziało, że to jej jeszcze pomoże skręcić, machnęła nimi pod skosem, którym leciała, jakby dalej odpychając się w prawo. Kończyny szybko powróciły do poprzedniego ułożenia, a wraz z prostowaniem ścieżki zaczęły też wracać do poziomego ustawienia. Ogon jej na chwilę odpadł w prawo, by zniwelować pęd pchający ją dalej w tym kierunku, po czym szybko wrócił na swoje miejsce równo za nią.
Licznik słów: 803
Wróciłam! Zaczynam odpisywać regularnie. Jeśli ci nie odpisałam – śmiało pisz na PW.
1. Ostry węch: +1 kość do testów na Percepcję przy użyciu węchu.
2. Pamięć przodka: -1ST do Ataku i Obrony w walce z drapieżnikami.
Posiadane: 2x perła, 4/4 mięsa, 2/4 owoców, kryształ Nenyi (do 8.05.16)
Fabularne: pióra sroki, bażanta i harpii, skóra lisa
by Szkarłatny
