A: S: 1| W: 2| Z: 2| I: 2| P: 1| A: 1
U: Sl,W,Skr: 1| B,L,MP,S: 2
Atuty: Szczęściarz,Chytry Przeciwnik
Rabuś zaśmiał się głośno słysząc pierwszy przekaz podesłany mu przez Kruczopiórego. Wyobraźnia zadziałała na tyle dobrze, że potrafił stworzyć dosłowny tej sytuacji w głowie. Potrząsnął głową, jakby chciał pozbyć się owego wyobrażenia. Z resztą przyda mu się teraz uwaga – skierował wzrok w dół, czego nie wiedzieć czemu nie robił zbyt często podczas lotu. Był całkiem wysoko, choć mimo to wciąż mógł dojrzeć to, co dzieje się pod jego łapami. Rzeczywiście dojrzał polankę, z resztą całkiem sporą.
Cichy Wąwóz był prawdopodobnie daleko za nimi, skoro już w tym momencie przestały być widoczne skały – a może znajdują się właśnie nad jedną ze ścian wąwozu nawet o tym nie wiedząc? Smoki spędziły ze sobą dotychczas bardzo dużo czasu, tak też prawdopodobnie niedługo zacznie się ściemniać.
Rudy miał teraz doskonały humor – nie czuł jeszcze zmęczenia związanego z tym dotychczas nietypowym wysiłkiem dla pierzastych kończyn, z pewnością nie było mu też zimno, bo bez przerwy się ruszał. Gdy Kruczy wspomniał o pochylaniu się w dół, natychmiast przypomniał mu się efektowny ukłon. A nie mówiłem, że nie zapomnę? Gdyby Rabuś potrafił się posługiwać maddarą, z pewnością wysłał by taki przekaz w odpowiedzi.
Młody kiwnął ochoczo głową po zakończeniu wykładu na temat lądowania. Oswojony z powietrzem bał się teraz nieco mniej, ale mimo to przeczuwał, że za chwilę uświadomi sobie, że lepiej było w ogóle nie odrywać się od ziemi...
Rudy skierował skrzydła nieco w kierunku pionu, aby nieco wyhamować się przed tym jak rozpocznie manewr. Kilka mocniejszych machnięć skutecznie wytraciło prędkość – no to teraz w dół! Z uśmiechem na pysku przechylił całe ciało pod kątem w kierunku ziemi – ukłon pełen wdzięku i klasy! Skrzydła, którymi według wskazówki starał się nie machać, rozłożył maksymalnie, tak jak podczas skrętu, jednakże ustawiając je tak jak ciało, czyli w dół. Stopniowo zaczął pochylać się coraz bardziej, kończyny lotne usilnie starały się przykurczyć do ciała, jednak młody trzymał je w ustalonej pozycji. Coś przeczuwał, że jeśli da się pokonać wiatru, to spadanie kontrolowane nagle zamieni się w "szamotanie się tonącego..." i co tam dalej było...
Ziemia zaczęła zbliżać się nieubłaganie szybko – dreszczyk emocji nastroszył krótko przyciętą szczecinę, zaś w oczach Rabusia pojawił się delikatny błysk. W tej chwili był całkiem pewny siebie, ale nie na tyle, by zaufać dobie w kwestii oceny odległości. Prawdopodobnie mógł jeszcze chwilę zaczekać, jednak instynkt podpowiedział mu, że właśnie w tej chwili należy wykonać manewr. Skrzydła delikatnie prześlizgnęły się do pozycji poziomej, zaś głowa i szyja mocno wyciągnęły się w górę. Poczuł mocne szarpnięcie, jakby uderzenie powietrza. Dla dopełnienia, również tułów wraz z ogonem nieco wykrzywiły się do góry, by po chwili trwania w tej pozycji w końcowym efekcie nadać Rabusiowi pion. Ziemia pomykała mu w tył tuż pod łapami – zamachnął się kilkukrotnie skrzydłami. Zgodnie z wskazówką bardzo się do nich przyłożył, a nawet bardziej! Kilka szarych piór uleciało gdzieś z drobnymi zawirowaniami spowodowanymi gwałtownym ruchem powietrza. Młody wyciągnął łapy do przodu. Krótkie szybowanie, tym razem zakończone delikatnym falowaniem skrzydeł, z pewnością zakończyło się lepiej niż to awaryjne lądowanie podczas pierwszej próby wzbicia się w powietrze. Młody nie zdołał jednak wyhamować prędkości do zera, tak też wolnym truchtem przebiegł krótki kawałek, zanim się zatrzymał.
Już w momencie kiedy zetknął się z ziemią można było usłyszeć wesołe dyszenie – też by usłyszał, gdyby nie to, że w chwili obecnej przytłumiał go jego własny oddech. W każdym razie, w momencie, kiedy powoli, ociężałym krokiem zaczął wytracać prędkość, coś niespodziewanie rzuciło mu się na szyje. Młody z nieco opóźniona reakcją syknął gniewnie obnażając przy tym rząd zębów. Szedł na tyle chwiejnym krokiem, że stwór bez problemu wytrącił go z równowagi, powalając tym samym na ziemię Niemal natychmiast jego pysk przybrał wyraz zadziwienia, kiedy okazało się, że żadnego bólu nie czuć! Było tylko... bardziej mokro? Gdy tylko Rabuś chciał zerknąć na potencjalnego agresora, ślina szczeniaka skutecznie zakleiła mu ślepia, zlepiła sierść i zmoczyła nos. Młody wykrzywił się w grymasie niezadowolenia, po czym powoli dźwignął się na łapy, przecierając ślepia dla lepszego widzenia. Zlustrował stworzenie wzrokiem – pies to nie wilk, także Rabuś górował nad nim wzrostem. Wlepił groźne spojrzenie w pysk brązowego przyjaciela, po czym znienacka odwdzięczył mu się niezwykle mokrym liźnięciem po pysku.
Grunt pod nogami wydawał się teraz czymś nienaturalnym – uczucie nieważkości nagle zostało przerwane gwałtownym spotkaniem z ziemią. Gdy adrenalina ulotniła się z organizmu Rabuś poczuł taką niemoc, że aż zaczął zastanawiać się, czy nie będzie trzeba wszcząć jakiejś nauki chodzenia! Ewentualnie może powoli zacząć aspirować na kowboja, gdyż jego chód jednoznacznie by się z tym kojarzył...
Obolały, zdyszany malec, tak jak i po biegu teraz i przy locie, padł na ziemię brzuchem do góry.
Licznik słów: 766