A: S: 1| W: 2| Z: 3| I: 2| P: 1| A: 1
U: MA,MO,Pł: 1| M,MP,W: 2| B,S,Skr,L,Śl,O,A: 3
Atuty: Zwinny; Oporny magik
Fasolka nie mógłby nie skorzystać z okazji, aby pochodzić wreszcie samemu po świecie. W końcu mógł poczuć pod stopami coś więcej prócz skał i drugiego ciała. Stąpał po trawie, która często zasłaniała go całego także ledwo nadążał za Kaszmirowym i Dyskretnym. Dziadek prowadził ich przez lasy, łąki, wzdłuż rzek i obok jezior. Wszystko, co widzieli było jak nie z tego świata. Chociaż to paradoksalne, Fasolka tak czuł. Znalazł się w raju. O ciemności jaja zapomniał, tak jak i wiele rzeczy zapominał dorastając. Nawet sylwetka ojca owiana była mgłą wspomnień. Jakby jawił mu się w powiewie legendarnej toksycznej mgły, która okryła ich tereny. Wiedział, że to co mija nie jest jego domem, ale nie mógł brać tego na poważnie. Nie mógł sobie wyobrazić, że to co widział nie jest najwspanialsze i najpiękniejsze. Jeśli nie, to znaczyło, że jego dom, prawdziwy dom, miejsce, gdzie urodził się jego ojciec, dziad i babcia, i wszyscy inni jego przodkowie, było czymś więcej niż rajem, było.. nie mógłby tego wyrazić nawet w myślach. Tak samo, jak nie wyraziłby cudowności tego świata, w dawnej ciemności.
Nie był tylko zachwycony tym, co mijał. Był także zachwycony dziadkiem. Był zły nie mogąc się rozdwoić. Chciał bowiem patrzeć na świat i w tym samym czasie wlepiać wzrok we wspaniałego, czerwonego samca, który opiekował się nim i jego bratem pod nieobecność ojca. Czasami przerywał zwiedzanie każdego elementu przyrody, rozpoczynając od wielkich dębów, a kończąc nawet na korniku, i doskakiwał do łap dziadka, próbując iść z tą samą godnością co on. Wyglądał przy tym pokracznie, ale starał się. Wciąż pamiętał jego słowa wypowiedziane w grocie. Pod nosem bełkotał: "ojojnik, ojojnik" aż do znudzenia. A kiedy wszyscy zdawali się przyzwyczajać do jego monotonnego głosu, wtedy wykrzykiwał głośniej: "OJOJNIK!" i znów stawał się nie do wyjątkowo uciążliwy.
Oczywiście malec nie był w stanie przejść takiej trasy bez pomocy. Być może Dyskretny dawał radę, był większy i wytrzymalszy. On natomiast jak bardzo by nie chciał, szedł wolno i szybko się męczył. Od czasu do czasu doganiał dziadka i spoglądał na niego znacząco lazurowymi ślepiami, zawstydzony, że prosi o pomoc i bardzo pragnący tej pomocy. Wtedy Kaszmirowy musiał go nieść. Z jego grzbietu widział nawet więcej niż ze swojego poziomu. Mógł oglądać dalsze tereny i rozkoszować się zapachami.
W końcu dotarli. Zimne Jezioro było czymś nowym. Nic dziwnego, że Fasolka natychmiast rzucił się, żeby je zobaczyć. Nie potrzebował nawet pierwszych słów, żeby sprawdzić, jak łapom smakuje piasek, a jak smakuje im woda. Była chłodna, przeszywająca ciało. Dech zaparło mu w piersiach, a potem wybuchnął wrzaskiem radości i zaczął się taplać, rozlewając wodę na wszystkie strony. Po chwili on i pewnie i Dyskretny podążający często jego śladem byli mokrzy od tego taplania, do suchej nitki. Sierść zwisała z nich i wydawała nieprzyjemny zapach.
– odopa sie! odopa sie! – wołał malec chadzając z jednego miejsca na drugie. – atku! atku! Ekhm – tu przerwał mu kaszel, gdy woda wlała mu się do pyska i nosa. Krztusił się chwilkę, otwierając szeroko oczy z przerażenia. W końcu odzyskał oddech. – atku! atku! – czknął kilka razy i przewrócił się na zadek. Woda obmyła mu pupcię.
Licznik słów: 516