A: S: 5| W: 1| Z: 1| I: 1| P: 1| A: 1
U: W: 1| B,S,L,Pł,MA,MO,MP: 3
Atuty: silny, chytry przeciwnik
Następną nauką był trening ataku i zadawania bólu. Jakże wspaniałe. Smoczyca z dziką rozkoszą przystąpiła do treningu. Bez zbędnego gadania wzięła za cel swojego ataku drzewa. Będąc w odległości mniej więcej ogona od pierwszego z nich dwoma susami znalazła się tuż przy nim. Wtedy też ponownie skoczyła. Miał to być daleki skok, podczas którego Azlopea leciała nieco na skos. Wyciągając lewą przednią łapę zostawiła na pniu drzewa poczwórne, długie, niezbyt głębokie ślady po szponach. Tylko cztery, gdyż samica miała jedynie tyle palców. Dziwny był fakt, iż używa ataków zręcznościowych, zamiast siłowych, ale robiła to celowo – czemu by nie poćwiczyć szybkości. Siłę i tak miała całkiem niezłą. Następnie miękko wylądowała i postanowiła wykorzystać swoją umiejętność ziania ogniem. W tym celu nabrała powietrza w płuca i na chwilę je zatrzymała. Wtedy też mięśnie gruczołów wytwarzających owy gaz napięły się. Czując nieprzyjemny smak w pysku, będący mieszanką ciepła i gorzkiego posmaku, samica wypuściła powietrze, a długa wiązka ognia po chwili dotknęła drzewa. Wtedy kora stała się czarna i spopielona. Porzucając tymczasowo taktykę ziania ogniem starsza adeptka postanowiła zostać przy ataku fizycznym. Tym razem skoczyła do góry, wybijając się na tyle wysoko, by dosięgnąć jednej z gołych gałęzi drzewa. Następnie wbiła w korę swoje śnieżnobiałe kły. Wszystko poszłoby dobrze, gdyby nie fakt, iż zacisnęła szczęki za wcześnie. Gałęzi dotknęły tylko pierwsze zęby, po czym przyszła wojowniczka zaczęła spadać w dół, w skutek czego kły ześlizgnęły się z drzewa, powodując niemały ból szczęki. Chyba lepiej odpuścić sobie technikę ataku kłami. Wróciła więc do szponów, ale najpierw wykorzystała swój długi, biczowaty, mięsisty ogon. Doskoczyła więc do innego drzewa i obróciła swoje ciało, aby nie uderzyć ogonem swojej klatki piersiowej. Następnie zamachnęła się swym narzędziem ataku, a już po chwili ogon uderzył w korę, nie robiąc większych obrażeń. Drzewo jedynie lekko się zachwiało. Chyba jednak pazury będą najlepszym wyjściem. Dlatego też zamachnęła się prawą przednią łapą a szpony skierowała w stronę pnia. Miały to być długie cięcia, ciągnące się wokół dzieła Matki Natury. Samica słyszała w głowie lamenty smoków Życia, które pewnie miałyby ochotę zabić ją za takie marnotractwo natury. Uśmiechnęła się drapieżnie na tą myśl. Po wykonaniu ataku opuściła łapę, i przystąpiła do następnego natarcia. Przyjęła pozycję do skoku, czyli ugięte łapy, pochylona głowa, skrzydła przy ciele a ogon wyprostowany i wybiła się daleko do przodu. Lewą przednią łapę miała wyciągniętą w stronę kory bezbronnego drzewa. Lądując odwróciła się i spojrzała na korę. I ku jej zdziwieniu nic na niej nie było. Widocznie spudłowała. Sapnęła cicho i w celu uspokojenia się nabrała powietrza w płuca, zatrzymując je na pewną chwilę. Wtedy też wypuściła gaz, który okazał się być wiązką ognia. Długą, ale nie szeroką, która po chwili uderzyła w drzewo, zostawiając na nim kolejną czarną plamę, która z pewnością osłabiła drzewo. Nie czekając samica wzięła za cel kamień. Zamierzała zaatakować go z lotu nurkowego, więc zbiła się w powietrze kilkoma machnięciami skrzydeł i uniosła się na wysokość jakichś dwóch ogonów. Wtedy też zanurkowała składając skrzydła i przyciskając łapy do ciała, podczas gdy ogon mimowolnie leciał za nią. W ostatnim momencie rozłożyła swoje narzędzia lotu ponownie przyjmując poziomą pozycję. Wyciągając łapy zostawiła na kamieniu kilka małych zadrapań. Wiązał się z tym nieprzyjemny zgrzyt. Azlopea wylądowała, szukając łatwiejszego celu do nauki. Rozglądając się po otoczeniu znalazła gałąź, należącą do jednego z drzew. Adeptka pochyliła głowę i wzięła ją w szczękę, zaciskając w korze kły. Gałąź była długa ale cienka, więc nawet dwuksiężycowe pisklę dałoby radę ją złamać. Dlatego też owy przedmiot roztrzaskał się na pół w paszczy samicy. Ostatnim celem było poprzednio atakowane drzewo, które chciała całkowicie zniszczyć. W tym celu wykorzystała atak siłowy. Napięła mięśnie karku, ugięła mocno łapy, skrzydła przycisnęła do ciała i wybiła się w przód, trafiając rogami drzewo. To zachwiało się i z hukiem runęło na ziemię. Teraz czas na obronę.
___________________________
Obrona. Każdemu może się przydać. Także bez zbędnych wstępów smoczyca wyobraziła sobie iż drzewa to w rzeczywistości zabójcze istoty, chcące wyrwać jej życie. Przygotowywała się do uników i ewentualnych kontrataków. Pierwszy przeciwnik skierował w jej stronę szpony lewej przedniej łapy, chcąc pozostawić na jej szyi głębokie cięcia, mające dotrzeć do tchawicy i udusić ją. Ugięła więc łapy, pochyliła głowę i złożyła skrzydła, po czym odskoczyła do tyłu. Nie mogła jednak liczyć na wypoczynek, gdyż za nią był kolejny wróg, który wykorzystując to, iż adeptka jest do niego ustawiona tyłem obrócił się i skierował w niej stronę kolczasty ogon, którego kolce miały boleśnie wbić się w jej łapy. Samica tym razem czekała na odpowiedni moment, i gdy broń wroga prawie zbiła ją z łap, ta wybiła się w górę, przeskakując przez nią jak przez skakankę. Tym razem ustawiła się przodem do przeciwnika, który tym razem nabrał powietrza w płuca i przez chwilę je przytrzymał, po czym wypuścił z pyska szeroką, ale dość krótką wiązkę lodu, która niezwykle szybko mknęła w kierunku samicy. Więc ta zrobiła to samo i wypuściła wiązkę ognia, która zatrzymała lód i łącząc się z nim zmieniła się w parę wodną, która wkrótce zniknęła. Teraz drzewo będące za nią – czyli przeciwnik, którego ataku uniknęła za pierwszym razem – zacisnął łapę w pięść i skierował ją w stronę mięśni utrzymujących prawe skrzydło samicy, chcąc złamać kość i pozbawić jej możliwości lotu, co z pewnością wywołałoby u niej depresję, jako iż jest smokiem kochającym latanie. Dlatego też ta skuliła się i odturlała na odległość ogona w lewo, unikając ataku o kilka szponów. Następnie błyskawicznie wstała i w wyobraźni zobaczyła, jak drugi napastnik przyjmuje pozycję do skoku i wybija się prosto w jej kierunku, zamierzając zwalić ją z łap i ułatwić sobie zadanie, jakim było pozbawienie jej życia. Dlatego też ustawiła się do biegu, czyli nieco ugięła łapy i pochyliła głowę, po czym sprintem pobiegła ku krzakom, aby przeciwnik wylądował na topniejącym śniegu, a nie na niej. I udało jej się, chociaż były pewne problemy, gdyż w pewnym momencie samica nieco straciła równowagę, wpadając w lekki poślizg. Na szczęście odzyskała równowagę za pomocą ogona, i była gotowa do kolejnego uniku. Tym razem wróg wybił się do przodu z pochylonym łbem, pędząc w jej kierunku. Ostre rogi przeciwnika były skierowane prosto na nią, chcąc zostawić na jej ciele głębokie i piekielnie bolesne dziury. Ta więc kilkoma machnięciami skrzydeł wzbiła się w powietrze, o włos unikając ataku. Następnie wylądowała i wyobraziła sobie tylko łapę, wędrującą ku jej szyi z lewej strony. Przybrała pozycję do odskakiwania, czyli ogon luźny oraz lekko uniesiony, skrzydła przyciśnięte do boków, ale jednocześnie nie krępujące ruchów, obie pary łap nieco ugięte, ale nie dotykała brzuchem podłoża. Wyprostowała swoje kończyny, lekko przechylając je w prawo, dzięki czemu odbiła się od śniegu i uniknęła zmyślonego ataku. Błyskawicznie wystawiła przed swoją głowę zewnętrzną część lewej łapy, blokując wyimaginowaną łapę wroga. Oczywiście, nigdy by tak się nie broniła, bo nie była ani silna, ani wytrzymała, a za to zręczna, ale nigdy nie wiadomo ile czasu będzie na reakcję i warto umieć bronić się w ten sposób. Kolejny cios wypadł z prawej, konkretnie to ogon z kolcami, szybko tnący powietrze w kierunku boku Plugawej. Ugięła swoje lewe łapy, jednocześnie odpychając się prawymi, a skrzydła przycisnęła mocniej do boków, aby nie wadziły. Upadła swoim bokiem na ziemię i przeturlała się lewo, później zaś błyskawicznie wstała, gotowa do dalszego ćwiczenia. Wyobraziła sobie strumień lodu pędzący prosto na nią. Znowu, ale nie miała więcej pomysłów. Podskoczyła w górę poprzez wyprostowanie łap, a potem rozwinęła skrzydła i szybko zaczęła nimi machać, aby wznieść się wyżej. W sumie... Walki w powietrzu też się zdarzają, prawda? Niby wystarczy odpowiednio manewrować swoimi kończynami lotnymi, ale nie zawsze. Wyobraziła sobie pędzącego ku niej zielonego smoka z wyciągniętymi szponami, które miały za zadanie przeciąć jej tętnice na szyi. W takim wypadku najlepiej będzie obniżyć mocno swój lot, aby przeciwnik nie nadążył. Pochyliła się do przodu, złożyła swoje skrzydła i zaczęła jak strzała pędzić ku ziemi, napędzana siłą grawitacji. Ogon miała swobodny, łapy przyciśnięte do ciała, szyję wyprostowaną, a oczy lekko zmrużone, zresztą jak zwykle. Wylądowała z niezbyt dużą dozą gracji na ziemi i ruszyła w kierunku obozu.
Licznik słów: 1324
Atuty
Zręczna
Jednorazowo +1 do Zręczności
Chytry Przeciwnik
W czasie pojedynku/misji/raz na dwa tygodnie w polowaniu/wyprawie smok może utrudnić akcję swojego przeciwnika, który ma dodatkowe +1 do ST.
Obrazek jest autorstwa Skysealer